poniedziałek, 27 lutego 2012

ostatnia zimowa wycieczka...

...bo wszędzie już wiosna, ranniki, przebiśniegi, oczary i wcale nie będziecie chcieli na zimowe wycieczki jechać.
Zdarzyła się w styczniu, na Wielkopolskę.
Do Turwi m. in. A Turew Chłapowskiego to samo serce parku krajobrazowego jego imienia.
Dlaczego tak go upamiętniono? Bo ta część Wielkopolski znacznie różni się od całej reszty, płaskiej, czasem wklęsłej od nieco zatartej rzeźby polodowcowych jezior i cieków, polnej i bezdrzewnej.
Różni się ZADRZEWIENIAMI ŚRÓDPOLNYMI.



A zadrzewienia to po prostu gałęziownia mnoga, już na zawsze będzie ze mną to określenie M. O ich znaczeniu w krajobrazie napisano tomy, o ich pozytywnej roli nie trzeba już nikogo przekonywać (może tylko podam linkę, jak te doświadczenia przenieść w skalę ogrodu przydomowego). Dezydery Ch. był prawdziwym architektem krajobrazu, większym nawet niż twórcy krajobrazowych angielskich parków, bo działał w skali, którą dzisiaj nazywamy land art. Miał świadomość wartości krajobrazu, traktował go jako ZASÓB, który może się wyczerpać, ale można też go up- ować, podwyższać tę wartość. Jako i my powinniśmy myśleć. Na miedzach i wzdłuż dróg sadził drzewa, dęby, lipy, jabłonie i czereśnie, a przede wszystkim ulubione robinie akacjowe (pomyślcie o maju...). Wszystko to nieco zarosło głogami, tarniną i podobnymi krzewami tworzącymi czyżnie (inne określenie na gałęziownię;-)), a we współczesności D. Ch. znalazł kontynuatorów. Sadzą oni rodzime drzewa zgodnie z siedliskiem, ale czasem ponosi ich fantazja...

Czyż nie? Mają tak po 30- 40 lat...
Poza tym w Wielkopolsce po staremu.



Kochana, niezłomna Wielkopolska.
Park przypałacowy w Turwi również godny uwagi. Chociaż niekoniecznie wg autorów linków cytowanych tu dziś w wielkiej obfitości, a to chyba dlatego...








... że takie oto parki, nie tylko ze starodrzewiem, ale i martwym i rozkładającym się drewnem, obfitym podrostem młodych drzew, ewoluujące mimochodem w kierunku lasu, uważa się za ZANIEDBANE.
I bardzo źle się uważa. Młode drzewa kiedyś godnie zastąpią te stare, dzięki dziuplastym i próchniejącym pniom możemy cieszyć się bioróżnorodnością




a barokowo- neogotycki pałac fantastycznie rysuje się między drzewami...




Ma też park kilka innych niezaprzeczalnych zalet: brak wyraźnej granicy z otaczającymi polami, a dzięki temu możliwość korzystania z otaczającego światła i zapożyczonego krajobrazu. Wszystko dzięki zwykłej siatce użytej jako ogrodzenie.


Prawda, że prawie- niewidoczna?
Za to ogrodzenie frontowe jest historyczne, klasyczne i wypasione:


W parkowym wnętrzu kilka ciekawostek.


Kalina sztywnolistna, Viburnum rhytidophyllum. Tym razem nie zagadka, bo się niezwykle zapętliłam w rzeczywistość i nie wywiązałam wobec Gwenaelle. Ale zaraz się poprawię:-) i nadrobię.




I modny środowiskowy "ogródek chwastów" z domkami dla owadów.
Zagadka: co jest źle?
Rozwiązanie zagadki: nie chwasty, tylko ROŚLINY SPONTANICZNE;-) Określenie "chwasty" brzmi tak pejoratywnie...
I nie takie obrzeża rabatek... wszystkie, tylko nie takie...a najlepiej takie jak tu.
W turewskim pałacu mieszkają nasi Przyjaciele, znają się na ptakach, grzybach i wiatrakach, i fotografują śnieżyce nad kanałem i hohoho. Będę tam wracać... oby szybko, bo nad park i pałac nadchodzi wiatr zmian...
I dalej w Wielkopolskę.
Nazwa Dakowy Mokre zatrzymała mnie, a chwilę później ożyła w pamięci. W Dakowach urodziła się moja babcia i jej rodzeństwo.
Pradziadek Franciszek był leśniczym, prababcia Katarzyna w leśniczówce na rzeką wychowywała ośmioro (chyba??) dzieci. Musiała być marzycielką, musiała być stanowcza, bo wszystkie panny zostały wyemancypowanymi nauczycielkami, a wszyscy chłopcy leśnikami. A działo się to w międzywojniu.
Musiałam to zobaczyć.
We dworze, do którego Franciszek przychodził zapewne zdawać panu Mielżyńskiemu sprawozdania, jest hotel, w którym nocowaliśmy (schiza- w gorącym pokoiku na mansardowym poddaszu, z netem).



Taki kantorek do przyjmowania pracowników był na parterze, po lewej stronie schodów. Czy to JUŻ były TE schody? Te są pewnie z lat 20- tych XX wieku, tak?
Teraz jest jadalnia, zresztą z dość okropnym wystrojem, a wtedy?


A park? Zaledwie kilka drzew z tamtych czasów, żadnego podszytu ani podrostu, przygnębiające tło (tu akurat, w obliczu braku pożyczonego krajobrazu, prosiłby się jakiś szpaler leszczynowy czy co...)
I tak jest w całej wsi. Pałac i kościół z XVIII wieku



ale poza tym nic, nic, nic. Najstarsze budynki z lat 30- tych XX wieku, no może kilka gospodarczych z XIX wieku. Żadnych starych drzew, żadnych śladów na cmentarzu, tam, gdzie prawdopodobnie była leśniczówka, jest domek z lat 70- tych, po drugiej stronie drogi, w miejscu budynków gospodarczych- domek z lat 30- tych. Tylko rzeka niezmienna i dzika, wylewna w stronę dębowego lasu.
Pouczające spojrzenie na krajobraz. Nawet w tej skali przemija.



Nie zrobiłam zdjęcia rzeki. Znaczy muszę wrócić. I pomyśleć.
O ile dworkowo- hotelowe wnętrza takie sobie, to sklep z antykami w starej kuźni owszem owszem, kojarzy mi się ze szwedzkimi muzeami.






 Starocie nie bardzo. Albo repliki, albo bardzo drogie.

I jeszcze mam pytanie- dlaczego wielkopolskie miasteczka są takie ogarnięte przestrzennie, skromne i schludne? Ktoś wie? Czego potrzeba do stworzenia ładu przestrzennego? Do tej pory miałam odpowiedź, że pieniędzy (np. Poznań i Wrocław miały kasę, Częstochowa nie). Ale w Częstochowie nadal panuje wrzask przestrzeni, chaos architektoniczny, brud i zaśmiecenie reklamami, a w Poznaniu, Opalenicy czy Zaniemyślu wręcz przeciwnie. Więc?


A na koniec... aktualności, żeby nie zaginęły w codzienności.
Zajrzyjcie do Sielskiego, tam wyczerpujący (wyczerpujący temat;-p) post o kładzionych żywopłotach. Też dobry sposób na ogrodzenie nieinwazyjne w krajobrazie. Właściwie sposób idealny, bo równoważny zadrzewieniom w zwiększaniu bioróżnorodności.
Zajrzyjcie do Moczarowiska i zbierając siły do walki z przyrodą w nowym sezonie zainspirujcie się peace & love prezentowanym przez Gwenaelle.
Zajrzyjcie do Wirtualnego i podziwiajcie labirynty i historyczną wiedzę Ewy. Przy okazji, Ewo, dziękuję za linkowanie na Ogrodowisku:-) zaglądanie w statystyki bywa ciekawe.
I zajrzyjcie do Ostrygojada, co wesołego mu tam zakwitło:-)))
A ja tu jeszcze... zakańczam, być może, dyskusję o gustach i niegustach. To nie jest tak, że nie szanuję swoich clients (pod warunkiem, że vv;-p). Ale z mocą autozacytuję, powtarzając sie:


"...Wydawać by się mogło, że wciąż, niekoniecznie świadomie, kopiujemy XIX i modernistyczne wzorce- a może twórczo je przekształcamy? Jakkolwiek by nie było, warto mieć świadomość, z czego czerpiemy. Ma to znaczenie zwłaszcza w czasach, gdy nawarstwień historycznych jest tak wiele, postmodernizm i eklektyzm wydaje się być dominującą tendencją, a twórczość wizualna rozwarstwiła się na nieprzystające do siebie poziomy. Artystowscy i ekscentryczni wizjonerzy są poza zasięgiem percepcji przeciętnego człowieka, inni, jak np. Christo, puszczają oko do odbiorcy bądź starają się mu przypodobać. Zawodowi ogrodnicy, architekci i architekci krajobrazu bywają oderwani od rzeczywistości, niedokształceni w rzemiośle, niedoświadczeni w praktyce, nieświadomi ideowej i historycznej bazy i nadbudowy, ograniczeni materialnie. Trudno jednak wymagać wiedzy i świadomości od ich klientów lub ogrodników- amatorów , dlatego to na nich- na nas- spoczywa ciężar czy misja, czy zwykłe zadanie lub obowiązek, wykonywania dobrze rzemiosła, jakim jest budowa założeń krajobrazowych."
No i ejmen. Chyba żeby nie?
Pozdrówka, Megi.