środa, 30 kwietnia 2014

kwiecień miesiącem kotów.

Więc tak.
Była zima, spokój był, to się spało.
Ines, Puszkin...
... i Nora
oraz Foss.
Przyszła wiosna, dalej spokój był.
Trafkę się jadło, seslerię całą, to chwast jakiś, po co pańciom to.
Kocicę się dręczyło, tę białą, ona taka śmieszna jest.
ale że co?
ja nic.
 Aż tu nagle.
 No przyjechali.
Najpierw siedzieli na puchatych tyłkach, niby spokojni.
Franek
aka Franeczku- Franeczku
Szalom
vel Szalotka- Szarlotka. Oesu, jaka romski dizajn mnie się tu zrobił.
 Ale do żarcia to się pchali.
 I jeszcze ten jeż.
 No kto to widział jeża domowego mieć, no powiedzcie.
 No jak to wygląda.
I ten.
No, ogarnęli wychodzenie.
Franeczki pierwszy raz w ogródku:-)
i na kompoście.
I wszystko to za mało dla ciekawego świata kota...
No to ten.
Czeba im było pokazać, kto jest fajny.
Ja, Foss, jestem najlepszym Łowcą Nadrzewnym i Królem Lwę.
Ja, Kropecki, jestem prawdziwie posągowy.
 Próbowali być tacy jak my, ale gryźliśmy ich w puchate tyłki i utrudnialiśmy życie.
 A oni swoje.
 pfff.
I co jeszcze.
Inspirowałam się.
***
Historia wyglądała tak.
Szalom i Franek urodzili się w czerwcu 2013 na działkach, w Wejherowie. Mają siostrę Muszkatkę, mieli także rodzeństwo, które nie przeżyło kociego kataru albo nie wiadomo czego, bo przepadło.
Szalom, Franek i Muszkatka leczyli się mało skutecznie, bo w międzyczasie nastała chłodna jesień.
Zamieszkali w pustym mieszkaniu, człowieki przychodziły do nich codziennie. Nudzili się i czekali na swoją rodzinę.
Wiosną wyruszyli w podróż po Polsce. Muszkatka została w Łodzi, Franek i Szalom przyjechali do Wro.
Franklin pojechał do domku, w którym się nie przyjął, Szalom nadal szukała. Znalazła, gdy wrócił F.
Domek dla niego znalazł się nieoczekiwanie- z drugim kotem, z pańcią, która czuje z nim "duchową więź" i wynajmuje mieszkanie z ogródkiem, żeby koty mogły wychodzić. Co, jak widać na zdjęciach powyżej, ma znaczenie dla F.
Za to niedoszła rodzina Sz zrezygnowała z niej- i dobrze, bo jak miałam dać kota ludziom, którzy nie chcą TEGO kota, tylko wezmą sobie kota kiedyś, w przyszłości, jak ich wydumane problemy się rozwiążą? Okazało się zawczasu i mam nadzieję, że nadal wyadoptowujący będą prześwietlać ich negatywnie. Nie ogarniam tych normalsów, którzy oglądają kota, kot im się podoba, a później okazuje się, że nie chcą "tego kota", tylko "jakiegoś kota w przyszłości". Albo "dwa koty, które się znają", żeby "nie mieć problemów".
Te koty kosztowały nas tyle emocji, pracy, zaangażowania i kasy (kasy to Fridę, która je karmiła, leczyła i woziła przez pół roku), że MUSIMY  wybrzydzać na przyszłe domki.
Mam nadzieję, że kolejny dom będzie odpowiedni dla Szalom, muszę sobie rozwiać małe wątpliwości;-)
Wciąż jest u nas, bo jej przyszłe człowieki są do soboty mocno zajęte (zapraszają!):
W każdym razie sierściuchy nieźle nas przeczołgały ostatnio. Zajęły mnóstwo czasu, rozbujały emocje, przetestowały poważnie trzy związki (w tym czasie czwarty również się testował, ale nie kotami. Wniosek: koty są główną potencjalną przyczyną rozpadu związków. Sąsiad i Padre mają rację, są złe.)
Historia domowego jeża natomiast wygląda tak, że jeż, czyli Dżordżia, pozbierany przez Ekostraż jako niemowlę i wykarmiony sztucznie nie urósł na tyle, żeby móc kiedykolwiek żyć w naturze. Nie można go wypuścić, bo się nie odłowi jesieną i sczeźnie. W ogóle jest delikatny, zimą co chwilę hibernował (kupiliśmy mu na Walentynki termofor- serduszko do wybudzania), mało je i dużo śpi, więc nawet nie ma jak rosnąć. Nudzi się na balkonie, gdzie chwilowo mieszka (musimy zrobić mu kojec w ogródku), dlatego wieczorami, a nawet całymi nocami i porankami spaceruje po pokoju- i widać, jak go to cieszy;-) czasami np. tarza się po dywanie<3
Chyba mamy go na DS;-p tak wygląda humanitarna ochrona jeży w Ekostraży;-)))
Drugi jeż, który pojechał na leczenie ze świerzbowca, nie wrócił, tylko został wymieniony na mysz kolczastą, Tośka. Do adopcji.
***
W tym czasie w Moherii kwitły po kolei
różanecznik z grupy wczesnych
niezapominajki, co je kupiłam na rozsianie, ale nie wiem, nie wiem- do tej pory zarosły już paprociami,
hiacynty, m. in. te, 'Woodstock',
azalia Schlippenbacha, zwana 'majtkową',
groszek wiosenny,
kalina Burkwooda, siejąca liliowy zapach z wysokości moreli, na której się opiera,
pigwowiec chiński,
jakiś czosnek,
akebia, którą wreszcie dopadłam na wysokościach.
kalina praska,
kalina japońska,
azalia zwana płomienną,
tawuła van Houtte'a
i judaszowiec kanadyjski, którego kwiaty są tak wysoko,
że najłatwiej je obejrzć, gdy spadną.
 Poza tym rzuciły się liście
judaszowca
buka 'Atropurpurea' (siewka),
bluszczu,
i pióropusznika.
I zrobiło się całkiem zielono i gęsto.
W oddali:
 Wciąż przyglądają się temu bratki.
 Pozdrówka, Megi.
Od południa, zgodnie z zegarem: Szalom, Kropek, Foss, Franek (obecnie MANIEK;-))), Puszkin, Polar, Ines. Na krześle Punia, która nie je z plebsem.
Siedem. Siedem Grzechów Głównych plus dwa. Brakuje Nory.
PS. Nie jedziemy na wschód, zbyt zmęczeni i zapracowani. Jutro w domku, w piątek praca, w sobotę i niedzielę wycieczki. Jakieś sugestie?
PS. skoro miesiąc kotów, to 1% w tym roku na koty miejskie;-)))