sobota, 30 maja 2015

a ty, o czym marzysz?

Pierwsza łąka była żółta, oświetlona ciężko zachodzącym słońcem.
 Była to całkiem niesamowita i całkiem zwyczajna łąka, miejscami świeża, momentami wilgotna, z ponad dziesięcioma gatunkami turzyc i wielką ilością pospolitych roślin.
Takie łąki zdarzają się coraz rzadziej, a takie rośliny Niemcy sprzedają po kilka euro w małych doniczkach.
(tomka wonna)

(a w tle wyczyniec łąkowy)
(na pierwszym planie jaskier ostry)
(wyczyniec)
(kuklik zwisły)
(skalnica ziarenkowata)


(turzyca, mam wrażenie, że pospolita jednak)
 Obecna na tej łące
 myślałam, bujałam o różnych rzeczach.
O ludzkich marzeniach, o pieniądzach i podróżach, domach i innych dobrach, bo ja zresztą wiem, o czym marzą ludzie.
Niektórzy marzą o ogrodzie
(albo tak im się wydaje).
Ogrody są zwierciadłem kultury,
ale i wzorców kulturowych ludzi.
Jedni chcą mieć je na pokaz
inni- bo lubią się otaczać pięknymi rzeczami, układać przedmioty, zaprowadzać w nich ład i urządzać.
Jedni dla realizacji jakiejś kliszy- slowlifu, sielskości, po to, żeby znaleźć się na zdjęciu z werandy czy innego sielskiego żywota
inni- bo domek z ogródkiem.
Jedni chcą dać swoim dzieciom własne minione dzieciństwo i dawne marzenia
inni dlatego, że tak było zawsze.
Jedni z miłości do roślin
inni po to, żeby je kolekcjonować.
Jedni chcą podążać za trendami, remontować i zmieniać
inni- nie wiem, dlaczego.

Myślałam, bujałam o łące
tej, w której spędziłam dzieciństwo
bujając się pod chmurami, słuchając świerszczy, gryząc źdźbła
zrywając naręcza irysów, dzwonków i złocieni
łące, prezencie od świata.
i już wiem, o czym marzę

codziennie wyjść na łąkę
pomyśleć i się pobujać.
Codziennie móc.
Na łąkę zmiennowilgotną, własną, której nikt mi nie zaorze, nie zabuduje, nie zakopie pod śmieciami.
Nie marzę o ogrodzie
marzę o łące.

Druga łąka była różowa, od firletki i od kłosówki wełnistej.
Pobawiłam się tym różem w duszne popołudnie.
(kłosówka wełnista)
(kupkówka pospolita)
 Może łąka też jest ogrodem, zaplanowanym, uprawionym. Jednocześnie bogatym w gatunki i uproszczonym w formie.
Przeszłam tę samą ogrodową drogę, co większość roślinoholików i ogrodomaniaków- od nienawiści do porzeczek (tych zbieranych hektarami w lipcowe popołudnia. Mimo wszystko pięknie prześwietlonych słońcem, jak krople krwi.) przez zachwyt nad wielością odmian różnych dziwnych gatunków. Wróciłam na łąkę, porywa mnie idea łanów, pasów i płaszczyzn.

Bardzo przyjemnie jest mieć marzenie, albo uświadomić sobie, że się je ma.
Niezależnie od tego, co z tym zrobię.

Innym- małym- marzeniem był wiosenny wyjazd "na storczyki" do Szwecji, plan knuty od kilku lat.
I wuala, chcieć to móc, a zazdraszczającym znajomym, którzy uważają, że mam życie jak w Madrycie i ciągle gdzieś wożę tyłek, powiem, że to kwestia priorytetów i determinacji (oczywiście także zdrowia, sprawnego samochodu i wolnych środków, ale to kwestie techniczne). Bilety kupione, dowody osobiste zalegające w urzędzie od stycznia odebrane, telefon niekupiony, jedziemy.

Pozdrówka, Megi.
(obie łąki oczywiście w Krainie Wód)