Jak bardzo ich NIE MAMY, świadczy użyte jako ilustracja w tym linku zdjęcie😂
Przykładem NBS mogą być struktury zaprojektowane przez ekologa krajobrazu z Holandii, Victora Beumera. W prezentacji podczas konferencji Współczesna Architektura Krajobrazu (temat: Architektura krajobrazu w dobie zmian klimatu) pokazał przykładowe rozwiązania:
Usługi świadczone przez ekosystemy to czerpanie z przyrody, wymagające jej zachowania. NBS są projektowane i zakładane na wzór naturalnych rozwiązań w celu świadczenia usług ekosystemowych. |
NBS mogą bazować na istniejących ekosystemach, jak pokazany tu brzeg rzeki, albo być instalacją zawierającą elementy ożywione i nieożywione. |
Przykład NBS: hybrydowa wyspa z konstrukcjami dla małży i mikroorganizmów oczyszczających wodę. |
Które lepsze? |
Sztuczna wyspa u wybrzeży Holandii... |
Nie musimy (jeszcze) budować sztucznych wysp.
Mamy bogate, sprawnie działające ekosystemy.
Zamiast Rozwiązań Opartych na Przyrodzie możemy stosować to, co oferuje nam natura - Metody z Przyrody.
W skali krajobrazu, ale także w skali parku i ogrodu.
Półnaturalne, trwałe łąki zamiast jednorocznych łączek kwietnych.
Dziuple zamiast budek lęgowych.
Sędziwe drzewa zamiast budek dla nietoperzy.
Kłody drewna zamiast urządzeń placów zabaw i siłowni.
Owocujące krzewy zamiast karmników.
Naturalną ściółkę z opadłych liści zamiast żwiru, kory i geoszmaty.
Bylinowe runo jako dopełnienie tej ściółki.
Łąka koło Czerńczyc, maj 2018. Gleba świeża, żyzna. Koszenie raz w roku w lipcu, zbieranie pokosu. |
Muchowskie Łąki, czerwiec 2018. Koszenie max. raz w roku, zbieranie pokosu. |
Szałwia łąkowa na poboczu pod Górą Milczenia. Koszenie raz w roku (zawsze za wcześnie😞) |
Dziupla z gniazdem w pniu wyciętego głogu, grudzień 2018.
Dziuplasta kłoda, tzw. świadek, w Parku Leśnickim (styczeń 2019).
|
Wiekowa wierzba pod Miękinią, grudzień 2018. Skarbnica załomków kory i próchna, rozsadnik bioróżnorodności. |
Oberwany konar buka w Parku Grabiszyńskim, lipiec 2018. (leży do dziś💚) |
Najlepsze place zabaw Trzech Króli w Lesie Lesickim, styczeń 2019. |
Ognik szkarłatny w Moherii, styczeń 2019. |
Jemioła na głogu w Parku Grabiszyńskim, styczeń 2019. |
Kalina koralowa, Park Leśnicki, styczeń 2019. |
Śnieguliczka koralowa, Park Leśnicki, styczeń 2019. |
Śnieguliczka biała, Park Grabiszyński, styczeń 2019. |
Opadłe liście w Parku Grabiszyńskim, październik 2019. |
Leżą sobie wszędzie |
oprócz ścieżek. |
Runo w Parku Grabiszyńskim, maj 2018. Nie wszędzie jest jeszcze tak pięknie. |
Glistnik jaskółcze ziele na tle niezapominajek. |
Jaskier kosmaty. |
Gajowiec żółty. |
Zawilec gajowy. |
Pióropusznik strusi. |
Czosnek niedźwiedzi. |
Poziomka pospolita. |
Oczywiście runo zawsze może być bogatsze i piękniejsze, i tej wersji się trzymamy. Nasza inspiracja - rezerwat Zwierzyniec, kwiecień 2018. |
Bierna ochrona przyrody, czyli zabezpieczenie obiektu (przed wpływami człowieka) i zaniechanie działań, wciąż zdaje się być największym wyzwaniem.
Dlaczego?
Wciąż żywy jest paradygmat przyrody w służbie człowieka, a także potrzeby opieki ludzi nad przyrodą. Ochrona bierna nie daje natychmiastowej gratyfikacji w postaci szybkich, widocznych efektów.
Wycofanie się z jakiegoś obszaru (terytorium, aktywności) postrzegamy jako utratę władzy nad tą częścią rzeczywistości, co powoduje dyskomfort.
Zarządzanie przyrodą i jej czynna ochrona to pieniądze - ochrona bierna nie powoduje wzrostu produkcji i konsumpcji, nie generuje miejsc pracy ani potrzeb.
Mówi o tym klasyczny już tekst dr Andrzeja Jermaczka.
Oczywiście stosowanie ochrony biernej w ścisłym znaczeniu tego pojęcia ograniczamy do ekosystemów naturalnych o dużej zdolności do samoregulacji. Przytoczyłam jednak te grube argumenty, bo wszyscy znamy narrację "las nie poradzi sobie bez leśnika" czy "myśliwi dbają o zwierzęta", co możemy odnieść również do pielęgnacji parku czy ogrodu.
W praktyce może wyglądać to tak.
Na zdjęciu powyżej widzimy fragment parku, w którym opadłe liście leżą sobie spokojnie (nie są sprzątane) dopiero pierwszy sezon, a rośliny runa są bardzo nieliczne.
Metodą z Przyrody dla tego obszaru byłoby pozostawienie ich w spokoju. Dębowe liście rozkładają się wolno, ale ich coraz grubsza warstwa chroni glebę (mikroorganizmy, bezkręgowce, ich larwy i poczwarki, korzenie drzew, nasiona i siewki roślin) przed wysychaniem i mrozem.
Ptaki i gryzonie korzystają z tej stołówki.
Gruba ściółka zapobiega masowemu pojawowi siewek drzew (przede wszystkim klonów, których nadreprezentacja jest problemem w parku) i tzw. chwastów.
Sprężysta poduszka liści chroni glebę przed ubijaniem podczas deptania.
Powoli tworzy się próchnica zwiększająca kompleks sorpcyjny gleby.
Z czasem w tej części parku pojawia się runo.
Przyroda praktykowała tę metodę przez tysiące lat.
Przyroda ma czas.
Powiedzmy jednak, że decydujemy się na działanie.
Dębowe liście rozkładają się wolno, więc dla przyspieszenia tego procesu zbieramy je późną jesienią lub zimą, rozdrabniamy mechanicznie i rozkładamy ponownie na glebie. Jest to rodzaj NBS, bo "pomagamy" tylko naturalnym procesom.
Co tracimy?
Życie zwierząt. Czas pracy. Paliwo. Pewność, że wszystko zadziała, jak trzeba (warstwa zmielonych liści może okazać się np. słabo przepuszczalna dla wody i powietrza lub skutecznie hamować wzrost roślin spontanicznych).
Co zyskujemy?
.
.
.
Dlaczego więc często jednak decydujemy się na działanie?
Bo... patrz wyżej. Dużo łatwiej jest opierać się terrorowi kreatorów potrzeb (sprzedawcy kosiarek z funkcją mulczowania), jeżeli jesteśmy świadomi ograniczeń wynikających z bycia człowiekiem na Ziemi.
Oczywiście działanie na rzecz przyrody i jej ochrony może mieć pozytywne znaczenie.
Może edukować (a wiadomo, że jesteśmy w stanie chronić tylko to, co znamy i kochamy), uwrażliwiać, budzić empatię.
Jeżeli jednak macie obudzoną, to pamiętajcie, że gdyby Ziemia czegoś od was oczekiwała, to byłoby to raczej zaniechanie działań😉
Wracając do kwestii klimatycznej - trzy osoby powiedziały mi, że przeze mnie nie mogły spać w nocy. Bardzo mi miło, bo oznacza to, że coś to dla kogoś znaczy. A może po prostu to, że w koszmarze nocnego lęku jestem w dobrym towarzystwie.
Dodam, że wspomniana na wstępie konferencja WAK szczuła zagładą. Jakiś zlot zbieraczy wiśni czy co?
Będę więc kontynuować - jak coś przeczytam, to wrzucę.
Na początek: ważne jest określenie własnego miejsca w tym wszystkim. Po przeczytaniu pierwszego odcinka cyklu Winter is coming Pawła Droździaka zaczęłam się zastanawiać, czy jestem dysfunkcyjną depresantką, odcinek drugi pozbawiłby mnie nadziei, gdybym ją miała (nie wygra się z ludzką naturą), ale i pokazał drogę wyjścia (przedstaw zaniechanie jako atrakcyjne działanie), odcinek trzeci wyjaśnia sporo na temat brudnej czystej energii. Reszta przede mną.
Nie znaczy to oczywiście, że poprzestanę na tym blogu, ale na razie nie jestem w stanie czytać o tym, co dzieje się w Amazonii i na Syberii.
Pozdrówka, Megi.
PS. Wilcza Pełnia to podobno prawdziwy początek roku - kończy się stanie Słońca i koło zamachowe przyrody zaczyna nabierać rozpędu. Też to czujecie?