piątek, 31 maja 2013

poprawiona rzeczywistość

To są takie fajne, miłe, łaskoczące słowa- "ale piękne zdjęcia".
A ja się nie odzywam, chociaż mi miło, bo zdjęcia jak zdjęcia.
Piękne zdjęcia to robi Ostrygojad i kilka innych osób. A może: wielu innych posiadaczy sprzętu, ale Ostrygojad ma coś oprócz sprzętu.
Moje zdjęcia to są fotki, będące zapisem rzeczywistości, wspomnień, nie przywiązuję do nich wagi, prawie mi nie jest przykro, jak gdzieś giną, a giną, bo robię ich mnóstwo, jak Ania M. skradam się i czołgam z BMI wszem i wobec, jadę gdzieś niby do pracy, a tak naprawdę to, że ZROBIĘ TAM ZDJĘCIA, makes my day. Dzielę się, zawieszam, nie taguję, nie mam pretensji o pobieranie, bierzcie i się częstujcie, jako i ja to robię.
Nie chciałabym jednego: żeby leżały przemoczone w błocie, jak te w Świdnicy czasami.
No i nie poleżą.
Są zapisem rzeczywistości.
Mojej.
Wiele razy słyszałam, że jakieś sielankowe to moje miasto, mój świat. Że manipuluję i przekłamuję. Tak zaczepnie oczywiście, nie hejtersko, słyszałam.
Przykład.
Moja Rzeczywistość.
Pięknie, c'nie?
Spokój wody, światła i zieleni.
I Rzeczywistość.
 Ogrodzona i zaśmiecona.
 Z budynkiem biurowca w tle.
 A ogrodzenie takie, że żadna ropucha ni jeż nie ma szans.
 Człowiek też się nie przeciśnie bez spowiedzi w konfesjonale po prawej.
 Bo jest co chronić, w końcu- Racławicka Center;-p
W dodatku przy ruchliwej ulicy, oddzielony od niej wygryzionym żywopłotem z tawuły ciętym tak, żeby nigdy nie kwitła;-/
widok w "moją" stronę
i w przeciwną, oczywiście SkyFiut się załapał
Racławicka Cęter od zaplecza;-p
postemp jest
No nie ma o czym mówić, nie ma jak porównywać.
Wolę moją rzeczywistość i tego się będę trzymać.
***
Pogłębiając temat poprawiania rzeczywistości na rzeczonym przykładzie.
Lata temu, tak dawno, że mapy Wrocławia tego nie pokazują (bo Krietern to nie był wtedy żaden Wrocław), rzeczka Olszówka Krzycka meandrowała po pradolinie Ślęzy, tworząc lokalne zabagnienia i produkując pokłady czarnej ziemi pobagiennej.
W pobliżu poprowadzono linę kolejową, a z nadmiaru ziemi używanej do budowy nasypu wygospodarowano górkę i ją uroczo zalesiono daglezjami, czarnymi sosnami i antypką. Za Wiki:
"Mała Sobótka (Kinderzobten) - sztuczne utworzone wzniesienie na osiedlu Grabiszynek (...) o wysokości bezwzględnej 136 m n.p.m Przez mieszkańców miasta zwana jest także często Górką Skarbowców ze względu na przebiegającą obok ulicę o tej nazwie.
Mała Sobótka powstała pod koniec XIX wieku (...) Inicjatorem utworzenia sztucznego wzgórza było Breslauer Verschönerungsverein - Wrocławskie Towarzystwo Upiększania. Od początku istnienia pełni funkcje rekreacyjne, latem jest miejscem zabaw i spacerów, zimą jako górka saneczkowa, dawniej także stok narciarski. Początkowo Mała Sobótka była punktem widokowym, gdzie można było oglądać pełną panoramę Sudetów. Jednak w wyniku zabudowy pobliskich osiedli oraz przysłonięcia widoku przez rosnące drzewa górka straciła swoje walory widokowe. Na szczycie wzgórza stał drewniany pawilon, który, zniszczony w latach późniejszych, nie został nigdy odbudowany.(...)
Założenia parkowe obszaru "Górka Skarbowców" (...) zostały uznane jako wymagające ochrony i wpisane do rejestru zabytków (...)"

Na mapie z 1936 roku wygląda to tak:
Zielona pineska to KinderZobten.
Skoro było już tak pięknie, to wzdłuż potoku Grabiszynka założono łąkę do gier i zabaw, w pobliżu zaplanowano (bardzo mądrze urbanistycznie i logicznie pod względem stosunków wodnych) osiedle mieszkaniowe (żółta pineska), Małą Sobótkę połączono zadrzewieniem dębowo- grabowym ze stawem, powstałym w bagnach nad Olszówką (niebieska pineska, tu jeszcze jako zabagnienie, ale obniżenie dna spowodowało jego osuszenie), a całe założenie wpisało się w ciąg korytarza ekologicznego i  przewietrzającego miasto, biegnącego wzdłuż torów kolejowych.
W roku 1937
widoczny jest już narys osiedla Grabiszynek (żp) i gospodarstwo rolne nad przyszłym stawem (czerwona pineska).
Osiedle powstało w dużej mierze podczas wojny i wciąż się zastanawiam, co myśleli mieszkańcy domu z datą 1944 nad wejściem, opuszczając Breslau kilka miesięcy później.
Że to na chwilę? Że wtopili czas i pieniądze, taki pech z tą budową? Nic nie myśleli, tylko rozpaczali?
A co ja bym myślała?
Podczas wojny powstało też dużo gruzu, który składowano na tym białym polu między niedokończonym osiedlem, czerwoną pineską a zielonością łąk nad Ślęzą (zielonością na mapie powyżej, a granicą dzielnic na poniższej).
Przez lata to były moje ukochane Wysypiska, afrykański krajobraz porośnięty karłowatymi robiniami, białodrzewem i głuchym owsem, teren górzysty i niebezpieczny, szpikowany fragmentami porcelany i łuskami pocisków.
Rok 1967 powinnam już pamiętać. Chociaż wciąż nie ma tu mojego domu:-)
Na pewno pamiętam lata 70te. Staw zimą, łyżwy, wyciąganie z lodu trzcinowych rurek, samochody (no, może jeden samochód) trenujące poślizg na środku tafli. Wiosną, kiedy czarnobiałe krowy z gospodarstwa pod czp po raz pierwszy pławiły się w nim na tle zachodu słońca, pod czarnymi smukłymi topolami, a nad trawiastą plażą pochylały się pachnące antypki. Latem, kiedy pławiliśmy się pospołu z krowami, psami i kierowcami nadal nielicznych samochodów, noszącymi w wiaderkach wodę do robienia piany jak w myjni. Prawdę mówiąc wymienialiśmy także nadmiar domowych gupików i mieczyków na kijanki.
Sielanka trwała do lat 80tych, kiedy to:
- cały teren miasto przekazało wojsku,
- zbudowano płot, a ropuchy każdej wiosny bezradnie wspinały się na podmurówkę i odpadały od niej, aż wymarły lub zrezygnowały. Zresztą coraz gorzej radziły sobie na ruchliwej już drodze.
- w miejscu czp powstał hotel wojskowy,
- wyrównano wysypiska i zbudowano na nich stadion WKS Śląsk, którego  nigdy nie ukończono, a na jedynych zawodach, które się tam odbyły, zginął sędzia uderzony dyskiem (a może to miejska legenda),
- teren stal się niedostępny i strzeżony, a jedyny pożytek, jaki z niego miałam, to nocne bieganie na pustym stadionie, zdobytym ślizgiem pod płotem.
I tak było do niedawna, kiedy to wojsko pozbyło się kłopotu, sprzedając teren deweloperowi, który postawił biurowiec (obok czp) i buduje łosiedle.
Łopiewane przez żałosne miejskie portale jako cośtamcośtam nad wodą, w przyrodzie, w parku, wśród natury, oczywiście strzeżone getto, którego mieszkańcy będą tradycyjnie parkować swoje samochody i wysrywać psy nie u siebie, tylko u sąsiadów, a spragnieni spacerów nad wodą sąsiedzi będą mogli się poślinić pod ogrodzeniem, bo przecież nie przejdą procedury spowiedzi w ochroniarskim konfesjonale.
I wiecie, co w tym wszystkim jest SŁABE, na czym polega grzybnia i mrok?
Że wojsko DOSTAŁO, a potem SPRZEDAŁO NASZĄ przestrzeń publiczną.
Po prostu została zdobyta i zagrabiona z błogosławieństwem demokratycznie wybranej władzy.
Unbelievable.
to znaczy, może unbelievable gdzie indziej, u nas norma.
***
Kolejny aspekt poprawiania rzeczywistości możemy omówić na przykładzie osiedla pod żółtą pineską.
Od zawsze moje ulubione, z domkami- demokratkami za niskimi płotkami, z ogrodami schodzącymi tarasowo w kierunku parku nad Grabiszynką. Bym tam mogła mieszkać. Dużo "przedwojennego" klimatu się zachowało.
Ale coraz więcej kontrastów, takiego rodzaju:
Te dwa domy naprawdę ze sobą sąsiadują;-p
 Tego ja nie pojmuję za ch...olerę- jakim trzeba być tępym i zadufanym w sobie kutafonem (inwestorem, architektem), żeby tak "poprawiać" to, co dobre? helou, mamy XXI wiek, tak?
Postemp, panie.
Niżej bliźniak z lat 30tych "poprawiony" nieco wcześniej i taniej. Połać dach, okna, styropian, kolor elewacji, wszystko łał.
tadam.
To ważny dla mnie post o moim świecie.
Zdjęcia zrobiłam w czasie jednego spaceru do les clients (no dobra, prawie, dzisiaj się przyznam, wyjątkowo- wieczorne azalie są o kilka dni bardziej rozkwitnięte niż te w słońcu), bo postanowiłam wreszcie  TO napisać, ale takich przykładów na wszystko mogłabym sfocić w najbliższej okolicy dziesiątki.
Niestety.
Pewnie bym zresztą nie napisała, gdyby nie epickie opady deszczu.
Gdyby nie to, to całe miasto kąpałoby się w zapachu robinii i topolowych puszkach, a ja byłabym gdzie indziej lub robiłabym co innego.
Pozdrówka, Megi.
PS.- mapy stąd, oczywiście je poprawiłam;-DDD
PS.- oczywiście wszystko jest względne i SUBIEKTYWNE, w końcu to Moja Rzeczywistość, komuś może się jej poprawianie podobać, hu nołs.

23 komentarze:

  1. wnerwia mnie stawianie kosmicznie drogich osiedli z fantazyjnymi nazwami w miejscach, gdzie człowiek mógłby odetchnąć od miasta. Odnoszę wrażenie,że miasto wciska się w każdą dziurę niemalże. Osiedle na Grabiszynku, to przylegające do Parku Grabiszyńskiego jest piękne, chociaż niektórzy te stare domki odnawiają na nowe koszmarky. Chciałabym mieć ten jeden jedyny milion i kupić sobie stary domek na tym osiedlu, mieszkać w nim, mieć koty.I nie zmieniać go.Ale niem mam niestety :(
    Pozdrawky

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, Megi... po pierwsze kocham Twój post... (i wcale nie dlatego, że linkujesz do ostrygojada ;...)... kocham, bo gdyby nie TWOJA RZECZYWISTOŚĆ nie byłoby MOJEJ, tej, którą zapamiętałam, która dawno temu była z moim udziałem... TWOJA RZECZYWISTOŚĆ uświadamia mi, że nie musi boleć... JEST... tak jak była, we Wrocławiu, Gdańsku czy Warszawie... Tak myślę... że skora wrocławska istnieje dzięki Tobie to te dwie pozostałe też... z pewnością istnieje podobna dusza co zna, czuje i kocha...

    Megi, dziękuję...
    chyba coś wymailuję ;)

    U mnie lato, grzebałam się w ziemi wczoraj i myślałam, co byś powiedziała na moją excentryczną rabatę z egzotyczną trawą, kolorowym (tak napisali na opakowaniu nasion) bukietem kwiecia i ostem zwyczjnym jak nabardziej dzikim po środku... (tego osta lubią motyle i kwitnie u mnie co roku)...

    Pozdrawiam serdecznie
    Ja, co muszę spróbowć ostrygę ;)

    Postemp jest...xxx... ju noł :)

    A zdjęcia są bajecznie piękne, te z TWOJEJ RZECZYWISTOŚCI, a te pozostałe dokumentują tak jak powinny... ściskam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam szczęście bo mieszkam tuż przy starym Biskupinie. Kocham tę dzielnicę w której nie ma szans postawić nowego osiedla. Chciałabym mieszkać w którymś z małych domków przylegających do parku nadodrzańskiego. Ulica Noakowskiego to moje marzenie od zawsze...
    Jeszcze żyję, więc kto wie co będzie.
    Twoja poranna rzeczywistość jest zachwycająca, reszta... brak słów. Sama tak mocno to teraz przezywam, każdą zmianę, każde zabranie terenu przyrodzie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja wiem o czym mówisz. Poprawianie powinno być ustawowo zabronione. Jakoś nam to nie wychodzi. Chyba jakaś taka narodowa przypadłość. Bywają dobre przykłady ale jest ich tak mało ,że giną w tym koszmarku poprawiactwa. W mojej wsi stał sobie szereg tzw. fińskich domków. Gdyby ktoś tego nie wiedziałw życiu by sięnie domyślił ,że te śliczne domeczki były bazą tego co jest teraz. Ośmielę sięstwierdzić ,że to wszystko przez nadmiar pieniędzy. Im więcej ich ludzie majątym bardziej"poprawiają". A ściana wschodnia biedna a jakże niepoprawiona i piękna. Moja gmina ma za dużo kasy i wszystko rekultywują. Ja tam wolałabym porośnięte naturalnie hałdy niż robiniowo modrzewiowe gaje. Ale moze się nie znam? Megi buziaki wielkie . Ja bym sięnie zdobyła na fotografowanie tego co nie jest piękne.Szkoda mi kliszy choć oczywiście mam cyfrowy :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdybym miała wybrać dom dla siebie wybrałabym ten z okiennicami. Niestety czasami mam wrażenie, że jestem w mniejszości. Często oczy bolą gdy widzę jak można coś ładnego spieprzyć wydając w dodatku kupę pieniędzy:( A do tego "ogrody" czyli tuje plus trawnik:(((

    OdpowiedzUsuń
  6. W końcu realny świat, taki jaki naprawdę jest- bez upiększania i fanfar i za to Ci dziękuję.
    Poczułam się normalnie.
    W tygodniu nie lubię przebywać w swoim ogrodzie, w miejscu, gdzie żyję.
    Podpisuję zdjęcia i te słabe też. Tutaj ukradli mi i kradną wszystko- nawet pomysły . Chcę napisać o tym post- ' Dlaczego nie lubię swojego ogrodu ', mało nie lubię - nie znoszę. Istnieje pewna zbieżność naszych tematów- przypadek to będzie jednak, nie małpowanie.
    Ta pajęczyna, kasztanowiec to zasłona tego, co jest dalej - wtedy lżej jest żyć..
    Na destrukcję nie ma sposobu, bo mamy tylko wpływ na niewielki wycinek rzeczywistości.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że nie możesz zobaczyć, jak są poprawiane secesyjne stare historyczne kamienice na Ukrainie ?

      Usuń
    2. ale widziałam na Litwie. Plastikowa fasada i syf od podwórka.

      Usuń
  7. Górka Skarbowców i okolice to mój codziennie deptany przez 3 lata szlak podczas wędrówek z psiakami, kiedy z Chłopem mieszkałam przy ulicy Sokolej w starej poniemieckiej willi. Też nas w okolicy straszyło kilka zadziwiających form architektonicznych :-)
    A zdjęcia piękne, bo tu nie o sprzęt chodzi, tylko o talent.

    OdpowiedzUsuń
  8. Megi!!! ale temat podjelas! wiele z nas upiera sie by utrwalac wlasna, sprawiajaca nam radosc rzeczywistosc, pierwsza seria zdjec przecudna, trzcina magicznie podswietlona... okazuje sie ,ze pewnie aparat fotograficzny wcisnelas miedzy prety ogrodzenia, ominelas smietnisko pod drzewem. Skad ja to znam! czasem robie wygibasy, podnosze aparat, schylam sie, klade sie na ziemi, zmniejszam pole widzenia etc..etc..tylko po to by utrwalic to co mnie zachwyca, moja rzeczywistosc. Nie jestem w stanie wyjsc z niej. A Wenezuela jest niszczona konsekwentnie. Ale je sie trzymam kurczowo mojej wersji...bo przeciez TO JEST RZECZYWISTOSC! istnieje, bo ja zobaczylam, utrwalilam, jest, tylko trzeba ja oskrobac z otaczajacej innej rzeczywistosci.
    Tutaj tez leje, moj ogrod zrobil sie zjadliwie zielony a koliberki przycupnely pod liscmi i czekaja kiedy ta ulewa sie skonczy, spieszno im zaczac taniec wokol kwiatow.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzięki za ten post i za "postemp", który kupuję i puszczam w obieg :) Każdy blog ma być chyba trochę ucieczką od tego, co złe i trudne do zrozumienia - pytanie, czy uciekać do bajki dla wyjątkowo grzecznych dzieci, czy do szczerej i dobrej opowieści. Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tez lubie Stolarską i okolice, znam ten domek, który wzbudził emocje jako be ...
    Nie był remonotwany, powstał w miejscu po poprzednim, wyburzonym do dziury w ziemi.
    Jego stan techniczny był taki, że nie nadawał się do remontu tylko do rozbiórki.
    Wiele z tych urokliwych i romantycznych domków, które tam stoją jest w złym stanie
    i tak prawde mówiąc nie dziwię się włascicielom, że dokonują duzych zmian. Fajnie się chodzi i ogląda stare domki z "klimatem" ale rozumiem ludzi, którzy chcą wygodnie żyć.
    Idzie nowe, ale to nie znaczy, ze złe ;-) Te urokliwe, stare domki przecieś kiedyś też były nowe i być może wtedy też się ktoś dziwił, że takie moderne? ;-) Chociaż takie moderne to one nie były, bo to była dzielnica robotnicza, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Mnie też się serce kraje, kiedy widzę jak się w Polsce traktuje i krajobraz, i nasze dziedzictwo architektoniczne. Niestety podobne przykłady można masowo znaleźć w całym kraju. Przykro to stwierdzić, ale nawet 45 lat komunizmu nie dokonało takich zniszczeń w krajobrazie jak ostatnie dwie dekady. Nie wiem, dlaczego w naszym społeczeństwie tak mało jest szacunku dla tego, co stworzyły poprzednie pokolenia. I nie chodzi oczywiście o to, że to, co nowoczesne jest złe. Bo może być dobre, tylko że... w przytłaczającej większości przypadków nie jest. Dominuje "bezstyl na bogato", koniecznie bardziej bogato niż u sąsiada.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiesz, jakbym bardzo chciała, mogłabym zrobić takie zdjęcia mojego osiedla, że można by się wystraszyć....
    choć brzydkich miejsc nie jest tu jednak wiele. Osiedle z późnych lat 80., bez bajerów, ale domki niewielkie, i zatopione w zieleni, z przestrzenią. Większość mieszkańców bardzo dba o zieleń wokół domów.
    Ale fotografuję na ogół pewną moją wizję tego miejsca...
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja też nie lubię tej rzeczywistości "poprawionej" - a już zwłaszcza ogrodzonych osiedli - jak się tam można czuć bezpiecznie - za takim wysokim płotem??? Raczej przypomina to obóz, kolonię karną, zoo - nie wiem, jak tam można mieszkać...

    OdpowiedzUsuń
  14. Megi, do łez się uśmiałam czytając, co powyżej. Także mieszkam w bliźniaku z lat 30. Nasza połowa trochę przypomina ten domek obrośnięty, druga część bliźniaka z pretensjami do 'nowoczesności'. Najzabawniejsze jest to, że właściciele obu połówek wstydzą się wyglądu sąsiedztwa:)! Oczywiście domki te to nie żadne zabytki architektury. Zbudowane były, jak bardzo wiele osiedli na Dolnym Śląsku, przeważnie dla uboższej warstwy; robotników, majstrów, w ramach planu mieszkalnictwa realizowanego w Niemczech Hitlera z iście niemiecką skrupulatnością.
    Najgorsze jest jednak to, że w 1945 miliony ludzi (z obu stron) zostało zmuszonych do opuszczenia swych domostw i przeniesienia się na obce tereny. Pytasz jak ci ludzie się czuli? Myślę, że tak jak Erika Steinbach. Patrząc na to, co zrobiliśmy z tymi przepięknymi i zamożnymi terenami nie sposób nie przyznawać jej racji, choćby po części.

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo fajny post i bardzo ciekawy i, wydaje mi się, o znaczeniu wielowymiarowym. Interesujące jest spostrzeżenie o wyławianiu, wybieraniu własnego świata. Wydaje się, że sprawę tę można uznać za oczywistą, ale tutaj - uzmysłowioną, wyświetloną i doskonale udokumentowaną.
    Będąc dzieckiem chodziłam z Ojcem na spacery i zawsze wybieraliśmy takie trasy, by można było uwierzyć, że jest inaczej. Warszawa, ale jakby to nie była Warszawa, albo jakby była inna. Wspominam te wędrówki, jakby zdarzyły się w innym życiu.
    Jednocześnie - sprawa smutna, o dojściu do głośnego głosu ludzi nowobogackich, odwracających się od pięknych tradycji i natury. A co im szkodzą ropuchy i jeże - nie wiadomo, czemu się tak na nie negatywnie uparli. W Polsce centralnej jest to dodatkowo bylejakość, produkowanie bubli. Może na zachodzie trochę mniej rozpowszechnione?

    OdpowiedzUsuń
  16. Megi, jak ja Cię rozumiem! Mój krajobraz za oknem jest tak zniechęcający, że udaję się na emigrację wewnętrzną! Gdzie się można skryć przed brzydotą slumsów, pokracznych willi i biurowców?

    OdpowiedzUsuń
  17. Zagrabiony Grabiszynek ...
    Ale zdążyłaś być tam dzieckiem i nikt Ci tego nie odbierze. Masz to w środku.
    W Krakowie stoczono wiele walk o miejsce cudowne i "moje". Deweloperzy chcieli te tereny zabudować dookoła, poogradzać i zrobić tam ogólną chujnię. Jak będziesz miała chwilkę, to zajrzyj - Skałki Twardowskiego i Zalew Zakrzówek. Kiedyś to była zatykająca dzicz. Zostało jeszcze dużo niesamowitego klimatu i on jest nie do ruszenia. (oj naiwna?) Rozwalałam tam wózki dziecięce z moimi córkami:)
    Okolice swojego domu oczywiście wybieram. Są miejsca, których bardzo się wstydzę.

    OdpowiedzUsuń
  18. miałam zamiar chwilę wcześniej napisać w "ogólnym odkomentarzu" to, o czym pisze M.- zdążyłam być tam dzieckiem i nikt mi tego nie odbierze.
    I zapewne w poprawianiu rzeczywistości wciąż jestem dzieckiem;-)))
    Mam to nie tylko w środku, mam to w powtarzających się snach.
    W tych snach wychodzę zza zakrętu ul. Skarbowców, a droga do domu jest długa, kręta i wąska. Po prawej nie ma trójkąta ogródków działkowych, tylko kawał lasu, nie wiedzieć czemu z cisami, bukszpanami i ostrokrzewem w podszycie (może taki jest bardziej gotycki;-p, pogoda też jest raczej listopadowa). JEZIORO podchodzi aż do drogi, falami liże piasek zadeptanego kawałka plaży, dalej łachy i wyspy, i gospodarstwo z czarnymi topolami...
    ... a za następny kawałek drogi stoi sobie eklektyczny zameczek w gęstym gąszczu włamującym się do okien.
    Potem już jest normalnie, pola jak kiedyś;-)
    Tak że rzeczywistość ISTNIEJE.
    Bo dzieciństwo i sny są równie realne, równolegle realne, jak ona. Jak to ktoś powiedział: skoro jestem tak bardzo obecna tam i tu, a tamto nie istnieje, to?
    I nie mam pretensji o zmiany, jakoś znoszę upływ czasu i poprawianie rzeczywistości. Mam tylko jeden foch: o ZAGRABIANIE PRZESTRZENI PUBLICZNEJ przez grupę w jakiś sposób "uprzywilejowaną". W końcu germańscy przodkowie słusznie wykminili ten korytarz ekologiczny i las, i wodę DLA LUDZI. Tych z małych, robotniczych domków, niechcący także dla tych z blokowisk. To stanowi o wartości miejsca, też o cenach nieruchomości. A teraz budujemy getta i slumsy.

    OdpowiedzUsuń
  19. A ponieważ większość z was skupiła się na aspekcie poprawiania w sensie przebudowy i remontu- nie kwestionuję tego, że ludzie muszą jakoś mieszkać, chcą mieć domy suche, większe, funkcjonalne i nowoczesne. Tak, jeżeli biorą pod uwagę kontekst miejsca, sąsiedztwo, historię, tradycję. Mogą sobie nawet wyburzać do dziury w ziemi;-) Ale nie, jeżeli nowe ma być jednocześnie kiczowate, nowobogackie, pseudonowoczesne i pretensjonalne. I to nowe nie musi być "takie jak było", ani "gustowne", w końcu różne domy z wieżyczkami mogły razić kiczem za czasów nowości, ale nie raziły i nie rażą- bo mają w sobie coś jeszcze oprócz tynku i styropianu. Skromność jakąś, wdzięk, czy coś.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ten sentyment za dawnymi stylowymi czasami jest dzielony nie tylko w Polsce. To znamie czasu, zagarnianie zielonych przestrzeni, budowanie strzezonych osiedli, budowanie takich samych domkow w pretensjonalnym stanie nie raz ogromnych jak stodola kosztem zielonej przestrzeni naokolo domku jest pieczatka rozwojowa. Tutaj jedyne rozwiazanie to ucieczka jeszcze bardziej na polnoc, gdzie jeszcze zimniej aby miec ta przestrzen naokolo. Dlaczego ucieczka, bo cena ziemi takze wymanipulowana jest mniejsza i podatek tez. Czesc moich znajomych mieszkala u naszego poludniowego sasiada, dawne, mniejsze domy z jakims charakterem, otoczone starymi pieknymi drzewami i bialym niskim plotkiem utrzymywane z jednej pensji to juz przeszlosc. Domy byly mniejsze, terenu zielonego wiecej, sasiad znal sasiada i na powitanie po przyprowadzce przynosil ciasto. Cale ulice zamykaly sie aby dzieci mogly lac sie woda czy grac w hokeja. Ludzie sadzili przydomowe ogrodki a nie trawe i tuje. Kina byly otwarte i mozna bylo ogladac filmy w samochodzie. Ostatnie takie kino zamknelo sie 10 lat temu w naszej metropolii, a nie za madry wojewoda miasta - posmiewisko na caly swiat, zamiast wreszcie przedluzyc metro aby odciazyc ruch samochodowy, walczy o budowe kasyna w centrum miasta. Tak czasy sie zmieniaja wszedzie... Watka

    OdpowiedzUsuń
  21. Megi, no.... dopiero dzisiaj, po raz pierwszy przeczytałam ten wpis... i aż mnie zabolało. Nie doczytałam do końca, w biegu tylko do Górki Skarbowców... nie wiem, co napisać, bo nie mam czasu pomyśleć, ale... Też zdążyłam być tam dzieckiem. I chyba zadzwonię po prostu ;)

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)