czwartek, 26 marca 2015

lanie wody

w Dzień Zaćmienia postanowiłam jednak podlać. Sucho jak szlag.
Tak to sobie wymyśliłam- tu sobie podlewam, tu się ściemnia.
Myśl zasłyszana mi się kołacze, że projektant jest reżyserem nastroju, no to wuala, reżyseruję sobie, lanie na planie.
Ładnie, czyż nie.
Pod słońce spoglądałam z pewnym niepokojem, zawsze to jakiś koniec świata.
Ale nic się nie stało.
Świeci as usual.
W koniunkcji z Księżycem i Wenusem.
Zaćmienie.
VegAnka przypomniała mi, jak w sierpniu 99 patrzyliśmy w przyciemnione szyby samochodów na stacji kolejki w Bieszczadach, a w nich odbijał się rąbek Słońca.
Wtedy praktycznie nie było internetów, zasypanych pięknymi zdjęciami szczątkowego Słońca. Teraz nawet nie próbowałam z nimi konkurować, patrzyłam na świat, poszarzałe na północy niebo.
Początek zaćmienia (i podlewania)
i jego kulminacja.
Różnica niewielka, i cóż?
Nawet jak zniknie 70% Słońca, możemy tego nie zauważyć.
Jak smog zabierze prawie trzy czwarte światła, damy radę to pominąć.
Czy gdyby znikło tyle naszego świata, roślin i zwierząt, też byśmy nie zauważyli?
Co jest ważne? 
Myślałam, że światło.
Ludzie, wspomnienia- ile nam wystarczy?
Przypomniało mi się to o relatywizmie i zdolnościach adaptacyjnych. Że po pewnym czasie akceptujemy dany stan jako naturalny i najlepszy możliwy.

Dobra, tyle lania wody.
Wiosna w Moherii postępuje, szpaki obżerają się owocami bluszczu, plują pestkami, ćwiczą wilgowe i kosie piosenki. Nie nauczyły się miauczenia ani alarmów samochodowych- na szczęście.
Mam już małe żonkile.
 I posadzone bratki.
 Oraz różanecznik dahurski w pełnym rozkwicie.
Mam też Mrysława, który nieskończenie mnie cieszy swoimi wyrazistymi i czytelnymi minami i zachowaniami.
Kotek nabzdyczony jak zwykle.
Kotek przyczajony.
Kotek uśmiechnięty.
Kotek węszący.
Kotek, czyli piesek.
Kotek śpi.
Wcale ni śpi, tylko się nudzi. Zajmuj się kotkiem.
Poza tm mam wspomnienie, wydobyte ze snu VegAnki.
Latem, na rowerach, w Puszczy Boreckiej, wyjeżdżamy z lasu, wieczorny powiew studzi pot na ramionach. Do domu daleko, na razie jesteśmy w wiosce, na skrzyżowaniu szutrowych dróg. Wieś jest ulicówką zaginioną w czasie, wspomnienie nie mówi, czy domy to ceglane pruskie zydlągi, czy podlaskie drewniane chaty. Jest szuter, malwy, lipiec, daleko do domu, cała puszcza.
Ale mam moc, nie lękam się niczego. Potrafię wrócić, chociaż pewnie będzie mi zimno z wyczerpania.
VegAnka chciałaby odnaleźć tę wieś, przeszukujemy mapy google i chyba wiemy.
Ja chciałabym odnaleźć tę moc, musującą radość, stan bez lęku, zbędnej rozkminy, czas, kiedy mogłąm wszystko i byłam nieśmiertelna, i zrośnięta z posłusznym rowerem.
Dziesięć lat temu, może dwanaście.

Lanie wody, nie?
Pozdrówka, Megi.

16 komentarzy:

  1. te zdjęcia z momentu zaćmienia, niby nie ma różnicy a jednak.
    wspomnienie mego chłopa z zaćmienia w 99.
    było zachmurzone tradycyjnie wiec jak kto nie wiedział to nie zauważył różnicy. chłop wiedział ale akurat jechał, gdzieś we Francji. w czasie gdy słońce się ćmiło zobaczył taki obrazek : w szczerym polu zaparkowana wypasiona BMWica, przed nią ubrany przepisowo w fartuszki modlący się nad otwarta księgą starszy żyd a przed nim ubrana na różowo skacząca na skakance dziewczynka. nawet najlepsze zdjęcie zaćmionego słońca nie przebije ;)
    Mryszard, cusz ... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. piękny obraz, a we Fr tamto zaćmienie było pełne. U was może nie, ale na pewno bardziej niż teraz.
      I takie zdjęcia mamy na dosłownej karcie pamięci, no bo gdzie;-)
      Mryszard jest przede wszystkim kotkiem, który się nudzi, jak się nim człowieki nie zajmują. Kotkiem obsługowym.

      Usuń
  2. Tamto zaćmienie lepiej pamiętam. Jakoś bardziej też widowiskowe było. Sucho jak pieprz; dziś dżdżyście, ale nie pada. Wodę w piwnicy trzymam do podlewania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no, tylko nie spuszczaj tej wody. I nie zużyj całej naraz.
      Tamto było bardziej tajemnicze?

      Usuń
  3. Czy to zdjęcia z zeszłego roku? Niemożliwe, żeby w Polsce już teraz takie wielkie liście były i jeszcze tyle kwiatów? Dopiero pierwsze kwiatki wychodzą a trawa nawet jeszcze słabo kiełkuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sprzed tygodnia- u nas już tak jest. Oczywiście na obrzeżach Wrocławia inaczej. Zapraszam na kawę, bo herbatką nie mogę konkurować:-) mamy w ogródku dużo zimozielonych liściastych, stąd to wrażenie zieloności :-)

      Usuń
  4. Woda lana świetliście! A Mrysław! Mowę mi odebrało na jego widok :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach ta Wasza kraina ciepła! U nas dziś była pierwsza noc bez mrozu. Wszystkie zieloności czekają na sygnał. No i susza sakramencka, czyli pełen zestaw z tych okolic.
    Oooooo właśnie zaczął padać cudowny ożywczy deszcz! Yes yes!
    Nie wiem czy da się odnaleźć taki stan, ale takie chwile na pewno.
    Przychodzą i odchodzą. Bez nich bym zginęła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. za ciepło też nie było, no i sucho, ten sygnał musi przyjść z chmury z góry. Padało, ale mało.
      Takistan już chyba nie, takie chwile, no, muszą być, bo bez nich.

      Usuń
  6. Chciałabym podziwiać w swoim ogrodzie taki różanecznik !!!! Piękne to wasze lokum - rozświetlone promienia słońca i ciepłem. Co stoi na przeszkodzie, żeby móc wiele ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. akuratnie w tym czasie, kiedy ty tu, ja byłam u ciebie, bo pisałam o tobie przyszłej wspólnej znajomej;-) już się nam zdarzała taka koincydencja.
      Na razie rozświetlone, za chwilę będzie busz, wilgoć i ślimaki;-)
      Co stoi? Ch wie, starość, anemiczność, hormony czy cóś.

      Usuń
  7. A Ty to masz deszczownicę w ogrodzie zainstalowaną? Bo takoż wygląda to podlewanie u Ciebie. U mnie rośliny muszą jeszcze sobie dawać radę same. Musimy licznik na ogród najpierw założyć, bo nam znowu opłaty za ścieki podnieśli do kosmosu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, mam:-) od ponad dziesięciu lat mam zakopane główne rury nawadniające i na tym się skończyło. Nikt nie rozprowadził linii ani mikrozraszaczy, sporadycznie podlewam z węża. Dlatego twierdzę, że zakładanie nawodnienia w małym ogródku bez trawnika nie jest potrzebne. Licznik na wodę ogrodową mamy.
      Będziemy dzisiaj w Obornikach:-)

      Usuń
    2. No patrz - a Oborniki dzisiaj do mnie przyjeżdżają. Of kors nie całe tylko rodzina, ale zawsze ;) U mnie nawodnienie właśnie działa (naturalne) a mi żal, bo nie dość że godzina w plecy dziś, to pogrzebać w ziemi nie mogę :D Licznik jest obowiązkowy, ale ciągle coś ważniejszego niby wyskakuje. Jednak z tymi planami warzywnymi jakie mam, to mus już jest.

      Usuń
  8. Piękne te zdjęcia pod słońce. Zaćmienie tamto tez pamiętam, te było chyba lepiej widoczne. Dla mnie. W pracy oglądałam przez płytę CD. każde takie zjawisko jest tajemnicze i każdy taki obraz kolekcjonuję pod powiekami. Na zawsze. Czasami sobie jeszcze spisuję żeby móc wrócić do klimatu i przemyśleń. Kiedyś pisałam częściej, zaczęłam jak miałam 16 lat :) Szmat czasu...teraz mam bloga. Wodę mamy ze studni, więc mam luz z podlewaniem. Jedziemy z węża i konewek, mnie to relaksuje jak Kalinę zmywanie naczyń:)

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)