sobota, 11 czerwca 2016

Moheria i varia

Blog zarósł, ale co z tego? Promujemy gatunki spontaniczne, prawda.
Zrobimy sobie jednak prezencik, piąteczek i co tam jeszcze (bojkocik meczyka?) i napiszemy, co się zadziało od... marca?
W Moherowym ogrodzie, chociaż chciałoby się opowiedzieć, co na łąkach, co w lasach, co w innych ogrodach... a co tam, winter is coming, będzie czas.

Moheria, wiadomo, gąszczem stoi, a w gąszczu tym ulungają się koty i inne niespodzianki.
Wczesną wiosną wydaje się, że wcale nie jest tak gęsto i jest to czas dosadzania.
Działania te zwykle kończą się niepowodzeniem, bo stadia zagęszczania wyglądają tak:
Klon Ginnala, wygląda niewinnie.
Kwiecień- świetliście i przejrzyście.
Od zeszłego roku mam świdośliwę, +10 do zacienienia.
To już maj
a Mrysław wciąż w tym samym miejscu.
Biedne tulipany, powinnam była przed ich posadzeniem obejrzeć letnie zdjęcia.
Taki gadżet. Corten. Trędy.
Teraz, kiedy przekwitły robinie, kwitną lipy, a królowa jaśminowa bieleje za oknem w niezdecydowanym zmierzchu, na dnie ogrodu jest już całkiem ciemno.
Póki nie było, rozwijały się i kwitły byliny runa:
bodziszek żałobny,
zawilec gajowy,
pierwiosnek wyniosły,
groszek wiosenny,
gajowiec żółty,
i miodownik melisowaty.
Wszystko to rodzime rośliny, niektóre chronione, nabyte drogą kupna w sprawdzonych szkółkach. Podkreślam to, bo kontakt z miłośnikami roślin uczulił mnie na punkcie sposobów ich pozyskiwania.
Trzeba promować postawę "kupuję, bo mnie stać"- a co, nie stać mnie?
Z nierodzimych roślin sprawdzają się epimedia.
Epimedium x warleyense 'Orange Konigin' rośnie, niespodzianka, najlepiej.
Epimedium rubrum.
Epimedium x versicolor.
Epimedium youngianum 'Niveum' w tym roku nie zakwitło, chyba jest w odwrocie.
Od lat trwają na stanowiskach serduszki piękne
 pragnie kuklikowate
 i bodziszki.
Bodziszek korzeniasty
i jego odmiana 'Ingversen's Variety', ten akurat w donicy.
W cieniu i przy takim stopniu pokrycia powierzchni gruntu (prawdziwy ogród bezobsługowy, zero plewienia ;-))
Kopytnik, gajowiec, ziarnopłon, serduszka.
Kopytnik zwyczajny.
Ślicznie widoczne efekty gutacji na brzegach liści serduszki.
Pióropusznik strusi.
Narecznica.
Te koraliki wody zebrane na liściach przywrotnika najczęściej też pochodzą z gutacji.
 rośliny w donicach zapewniają jakieś kwiatki w ogóle.
Do tej pory były to gardeniowe i Dorotkowe bratki, ale właśnie nadszedł ich kres.
W kwestii ukwiecenia można też liczyć na cebulowe.
Prawda, że pusto? każdy by się nabrał. I nieporządek wiosenny, patyki leżą do zarośnięcia.
Dużo bardziej lubię lekko wygłodniałe i wybladłe hiacynty, które rosną w ogrodzie od kilku lat
niż te tłuste kapusty, jakimi są pierwszej wiosny po posadzeniu.
Śnieżnik.
Szafirkowo :-)
Czosnek dziwny.
Tulipany w krainie światłocienia.
Hiacyntowce, endymiony, bluebellsy. Jakoś lepiej wychodzą fioletowe i różowe, niż niebieskie.
To chyba runo mamy omówione :-D :-D czas na warstwę krzewów.
Mahonia, jeden z pierwszych pięknych zapachów.
Wczesny różanecznik "białe gwiazdki".
Różanecznik rozesłany.
Biały 'Cunningham's White' i ametystowy... zapomniałam.
Płomienista azalia jednak przeżyła zeszłe lato.
'Calsap'.
'Elagans Roseum'.
Pigwowiec chiński.
Kalina Burkwooda.
Suchodrzew Maacka.
I cudowny tamaryszek.
No tak, a teraz przekwita już dereń kosa, styrak japoński, podsuszony, też skrócił kwitnienie...
Z drzew najwięcej mamy siewek lip i jaworów:
I te akurat wyplewiam dokładniej, niż podagryczniki. Z wyjątkiem tych, których nie wyplewiłam kilka lat wcześniej.
Poza tym co. Poza tym za oknem mam buka (#niechsięspadkobiercymartwią), dorósł do piętra, pranie na górnym balkonie nie blaknie (ale wkrótce nie będzie dało się hodować tam ziół).
 W pożyczonym krajobrazie sąsiedniego ogrodu (magazynu sadzonek roślin) kwitły drzewa owocowe.
Tyle nasadziłam :-)

Tymczasem u kotowatych.
Wiosna, lato prawie, ciepło, chorób brak.
Wszędzie ptaszki, muszki, myszki, kunki, jeże, lisy i inne ekscytujące zabawki- nawet jaszczurka się znalazła, zbyt szybko zabrana- ogólnie pełnia szczęścia.
Bycie Mrysławem musi być wspaniałe, prawdopodobnie krew musuje mu jak oranżada.
Bycie Kropkiem wydaje się być co najmniej stabilne. Zdjęcia dzieli wiele dni, poza i mina niezmienna. Sikanie ogarnięte połowicznie (co 2- 3 dni u weta, w międzyczasie wycisk domowy).
 Bycie Fossem jest dzikie i poważne, ale nie tak ponure, jak może się wydawać.

Bycie Polarem ma swoją ciemną stronę- ona (jak zwykle na zdjęciu z Pónią robią to samo) ma już 14 lat, zepsuło jej się łaknienie i wątroba. Obserwujemy to.
Bycie Norą jest tajemnicze i skryte, więc nie ma fotki.
 Bycie Pónią bywa czasem niewygodne.
***
Tyle z Moherii.
Pozostałe składowe bytu to małe podróże, które kształcą w wielu dziedzinach i nadają się do opisania, kiedyś, a najlepiej szybko.
To praca, która byłaby idealna, gdyby nie problemy z prawnikiem, z trawnikiem i z pracownikiem.
(nie ja pierwsza zauważyłam, że praca w usługach byłaby ok, gdyby nie ludzie. Kontakt z nimi generuje problemy, które umownie można zaliczyć do wymienionych wyżej grup. Piszę więc maile, którym nie pozwalam się marnować: klik, klik, klik, klik).
(trochę śmiesznie prowadzimy tego fanpejdża. Robert z rana wrzuca kilka zdjęć, opisanych słowami kluczami, czasem tak trochę po czesku. Ja, jak już przełamię niechęć do kolejnych, a niekoniecznych obowiązków, edytuję posty... i wtedy nikt już tego nie czyta, bo fb to przecież ulotność i aktualność).
Czasem nie wiem, czy to, że muszę wyjaśniać bardzo podstawowe rzeczy: że rośliny rosnąc zmieniają pokrój, że trzeba je podlewać, że obsadzenie rabat nie sprawi, że chwasty nie będą rosły, że zimozielone rośliny nie są wieczniezielone, że niepodlewane różaneczniki pod okapem drzew nie wyglądają źle z powodu choroby, tylko zeszłorocznej suszy (antidotum na zły wygląd są zawsze opryski), to zaspokajanie prawdziwych niedoborów wiedzy, czy jakaś podpucha, bo przecież niemożliwe, żeby aż tak się nie orientować w realu.
Często również odnoszę wrażenie, że zamiast cieszyć się ogrodami, ich właściciele skupiają się na nieistotnych szczegółach. Ogród "naturalny", jakim jest większość naszych ogrodów, o tej porze roku wygląda pięknie. W takim ogrodzie, sezonowo zmiennym, z dużą liczbą bylin, jest miejsce na spontaniczność,  nieprzewidywalność i margines błędu, nie musi, a nawet nie powinien być on prowadzony sterylnie. Tak wygląda to np. w angielskich ogrodach, na widoki których- na zdjęciach w katalogach i wierandach- właściciele wznoszą okrzyki. Tymczasem u siebie, jak tuwimowscy straszni mieszczanie, patrząc- widzą wszystko oddzielnie- uschnięta tuja... pokrzywa... drzewo.
Może jednak to przykład fornalozy?
No dobrze, selawi, reszta w anegdotach na priv. Ani mnie to nie bawi, ani nie rozwija, jak mówi klasyk, za miesiąc nie będą pamiętała... bo za miesiąc będzie nowy palący problem. Chyba dorosłam do tego, żeby nie brać takich ten osobiście. W ogóle do wielu rzeczy dorosłam w ciągu ostatnich kilku lat, ciekawe, jak to się skończy ;-)
Miłą odskocznią od pracy są niedzielne Roślinne Spacery. To fantastyczne zdarzenie losowe- spotkać taką grupę freaków. Cieszę się tym bez analizy. Tymczasem jednak- co się zdarzyło na Poszukiwaczach, pozostanie na Poszukiwaczach.
Pozdrówka, Megi.


34 komentarze:

  1. Ty musisz mieć super chitry system katalogowania swoich zdjęć !!! Pełna podziwu jestem ;)))!!!♥
    Też wolę te hiacynty po latach ;)).
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS a ludzie niektórzy (mam nadzieję, że tylko..) to chyba nie tak, że chcą ogrody, tylko chcą "mieć ładnie" ;)
      Barbara

      Usuń
    2. PS II wychodzi na to, że jestem Twoją najpilniejszą czytelniczką ;)))
      Barbara

      Usuń
    3. no bo jesteś :-) poza tym nikt tak wcześnie nie wstaje. Poczekaj, przyjdzie zima i będziemy dyskutować jak nawiedzeni.
      System mam przemyślny i wielostopniowy, opowiem ci o nim.
      Z tym "ładnie" to dyskusyjne bardzo, mam kolejne obserwacje na ten temat...

      Usuń
  2. W pierwszych słowach mego listu dziękuję za wspomnienie mojego pomidorkowego sklepiku :) Sklepik już prawie jest nie pomidorowy, bo prawie wszystko poszło do ludzi. Szybko skończyły się malinówki sadzone przez mojego Tatę od lat 50, nie było odmiany 'Bawole serce', która zawiązuje po 1-2 pomidory na krzaku i pierwsza choruje na zarazę ziemniaczaną. Z wielkim bólem ludzie kupowali przecudne, odporne, przesmaczne pomidory "wydziwione" czarne, żółte, białe i befsztykowe czerwone.Testowane i selekcjonowane przeze mnie przez wiele lat, aby nie trzeba było chemii lać bez opamiętania. No ale cusz...wszystkim nie dogodzisz.
    Jedno czego mi brakuje z tych czasów "robienia ogrodów", to możliwość obserwacji ludzkich zachowań. To było jedno z ciekawszych doświadczeń. I wiesz co, Gosik? Teraz Cię to wkurza i rozpala do białości, ale za kilka lat, pozostanie tylko kupa śmiechu. A hiacynty też wolę te nie wypasione, wyglądają lepiej, bo te grube mam nadzieję, że tak się przepychają w tych kiściach i męczą się. Ja zresztą mam w ogrodzie głównie te, które wysadzam z zimowego pędzenia, bo kupuję je na poprawę humoru, a te raczej nigdy w następnych kwitnieniach nie są napakowane :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podziwiam twą warzywność, zawsze. Nawet nie wiedziałam, że istnieje czosnek zimowy :-D
      Od koleżanki dostałam takie właśnie przecudne i przesmaczne pomidorki i rosną, znaczy, że i tu unifikacja i lubimy to, co znamy...
      To prawda, że socjologicznie i z dystansem te obserwacje są bardzo ciekawe. I wiem bardzo dobrze, że za pięć minut nie będzie mnie ziębiło ani grzało, ale co zrobisz, jak kolejny tydzień właśnie dziś się rozpadł przez niekompetentny serwis maszyn, no musisz się powkurzać...
      Ja też kupuję hiacynty od bożego narodzenia i wysadzam później :-)

      Usuń
  3. Przypomina mi się fragment z Reymonta na temat glancu na obrazach - "ja wszystko kupuję, bo my możemy sobie na to pozwolić, ale ja lubię, żeby moje obrazy miały glanc! " Strawestuje klasyka, niektóre ludzie to mogą sobie pozwolić na projektowane ogrody, ale one lubio te ludzie żeby ich ogrody miały glanc. Problem glancu rozwiązuje najczęściej drugie, a w ciężkich przypadkach trzecie pokolenie posiadaczy. Wiem że to jest obrzydliwe i niepoprawne i w ogóle passé co ja tutaj wypisuje, jednak fakty są jakie są - tzw. wyrobionego gustu się nie kupuje tylko wyrabia, a jak człowiek zganiany jest ciężko za kasą to nie bardzo ma czas na inne działania. Tak było, tak jest i tak będzie. Większość oglądaczy tych wszystkich wierand i innych światopoglądowych pisemek to zawyłaby ze zgrozy oglądając żywcem to co ogląda odpowiednio sfotkowane. Dla wielu ciężkim szokiem jest np. to że w bardzo znanych angielskich ogrodach roślinom pozwala się zawiązywać nasiona, a przy bylinach zawsze ktoś coś tam robi ( na ogród bylinowy to nawet w Albionie mało kogo stać - pielęgnacja ogrodów National Trust wolontariatem stoi ). Znaczy napiszę brzydko - aspiracje są, kasy na "całodobową" opiekę nad ogrodem wydawać się nie chce, bo wydaje się to nie potrzebne, tak samo jak czytanie czegokolwiek poza podpisami pod zdjęciami w wierandach. Oczywiście nie należy wszystkich do jednego wora wrzucać, zdarzają się wszędzie ludzie ciekawi świata, otwarci i ciągle się uczący. Jednak nie ma co ukrywać, większość kocha glanc i to co lekkie , łatwe i przyjemne. No i potem mamy ogrody będące dla sztuki ogrodniczej tym czym jest disco polo dla muzyki w ogóle. Ymc, ymc, ymc, Tyrawnik z rolki , ymc, ymc, ymc, posadzę dla Jolki, ymc, ymc, ymc......
    Kociambrzaste bosssskie :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tabazello, twoje komentarze są zawsze w punkt i same w sobie. Tyrawnik z rolki... :-D :-D
      To ja wiem, i ty wiesz, że nawet bez fotoszopa da się te ogrody na fotkach podrasować. I że nie ma ogrodów bezobsługowych i dlatego (ale nie tylko dlatego) wolę je komponować tak, żeby wybaczały niedostatki pielęgnacji, żeby te nasiona mogły się zawiązywać i były atutem. Ale część, może nawet nie większość, tego nie wie. Dla nich "ogród- igła" to coś takiego, jak celnie opisała Wera (a Artur mi podrzucił, ja nie mam czasu szperać aktualnie): http://werxwer.pl/ogrod-stylu-estetycznym/
      No i tak jest, i byłoby w porządku, gdyby nie to, że niespełnione aspiracje mogą wywoływać agresję i frustrację. I nie bardzo jestem na to przygotowana, w kontekście poczucia słuszności mych ogrodowych poczynań.

      Usuń
    2. Megi na niespełnione aspiracje najlepszym lekarstwem jest ich spełnianie. Jesteś w ciężkawym położeniu bo z racji wykonywanego zawodu oprócz swoich aspiracji, spełniasz cudze. Moim zdaniem nic tak pewnych rzeczy człowiekowi nie uświadamia jak kasa. Jak ludzie chcą ogrodów wyglancowanych, ale zaprojektowanych i prowadzonych zgodnie ze sztuką i ekologicznym poczuciem przyzwoitości to muszą sobie od samego początku zdawać sprawę z tego że to będzie kosztowało więcej niż przykrycie wszystkiego folią, przysypanie korą i posadzenie paru iglaków na krzyż. Może warto zawrzeć w umowach pewne zaklęcia, takie zapiski o nie degradowaniu gleby, prowadzeniu ogrodu w sposób jakiś tam tralalala czy cóś w tym guście. Moje łódzkie pochodzenie bardzo wyraźnie mi teraz podpowiada - dające się odczuć "pełne poczucie profesjonalizmu" + "wymagania finansowe profesjonalisty" = spełnienie aspiracji klienta ( do bycia klientem na 100%, bo ja tak naprawdę to nie wiem jak to z tymi ludźmi jest - tzn. czy oni naprawdę chcą mieć ogrody czy tylko chcą mieć zaprojektowany i obrabiany przez firmę teren - pewnie są wśród Twoich klientów jedni i drudzy, pewnie ci pierwsi są bardziej kompatyblini z Twoimi pomysłami na ogrodowanie ). A teraz po tym całym pouczaniu, jakże uprawnionym z mojej strony, powtórzę za Dorotą Sz. - daj se luz, za parę lat będzie z tych wspominków ludzko- ogrodowych kupa śmiechu.

      Usuń
  4. Część Megi-ero ( żart, żart ). Dawno Cię nie było.
    Ponieważ nie chciało mi się klikać, to wymyśliłam sobie, co to jest "gutacja". To jest taki stan metafizyczny - ekstazy, spełnienia, akceptacji, który ogarnia wszechświat, kiedy PonBócek powiada: "gut, gut, zehr gut."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cześć Agniecho, a może to ciebie dawno nie było?
      Pogutowałoby się. Kiedy będzie ten czas?

      Usuń
    2. Hm. Ale ja nie bywam dawno - systematycznie, natomiast Ty przyzwyczaiłaś mnie do tego, że piszesz często.
      Pogutowałoby się. Ale są takie momenty. Zazwyczaj wczesnym rankiem.

      Usuń
  5. Ale boski tamaryszek. Mój dopiero niedawno kupiony to i znacznie, znacznie mniejszy. Ale co tam - po to go przytachałam, żeby za naście lat wyglądał jak ten u Was :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a mój ma ze 40 lat. W tym czasie kilka razy zmarzł do korzenia, co najmniej raz burza rozłamała go na pół i trzeba było ściąć. Co roku jest mocno przycinany, bo samochody. To jest niezniszczalne drzewko :-)

      Usuń
    2. To jest szansa, że u mnie też przetrwa! :D

      Usuń
  6. Piękny ogród, busz jak marzenie :-) Bardzo podobają mi się także Twoje rozważania o swoim indywidualnym podejściu do ogrodu, tego brakuje na wielu ogrodniczych stronach/portalach, gdzie bezkrytycznie powiela się różne utarte wzorce, choć każdy ogród jest inny i tak na prawdę rządzi się swoimi prawami, a właściwie roślinami :-)


    Strasznie podobają mi się Twoje miodowniki melisowate, te rośliny mają w sobie coś ujmującego, jakąś swoją delikatność i harmonię. Ja od zeszłego roku mam je w swoim ogrodzie, kępy są w tym roku gęste i jędrne, ale w sudeckich warunkach jeszcze daleko im do kwitnienia, więc na razie zazdroszczę widoku ich kwiatów.

    A na koniec chciałem tylko delikatnie zwrócić uwagę, że na kilku zdjęciach podpisany jest "pierwiosnek wyniosły", choć moim zdaniem to jednak "pierwiosnek lekarski".

    Uwielbiam Twojego bloga, pozdrawiam Sudetnik


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. busz, busz, pachnący busz, uwielbiam i pozdrawiam :-) chociaż oczywiście tęsknię za łąką, tylko łąką, ale to nie tu i nie teraz.
      To gdzie mieszkasz, skoro jeszcze nie kwitną? Pod Ślęzą w zeszłym tygodniu przekwitały, pod Bazaltową kwitły kilka tygodni temu... nie znałam ich niedawno jeszcze, a to taka przyjemność spotkać je w lesie.
      No widzisz, pierwiosnek kupiłam u Świerka jako wyniosły i nie kwestionowałam bylinowego autorytetu pana Adama, ale oczywiście, że wygląda na lekarski... chyba Sudetnik z pierwiosnkami (wyniosłymi) na każdej łące wie lepiej ;-)

      Usuń
    2. jednak botanicy i ogrodnicy- amatorzy są zwykle lepsi od "profesjonalistów". Widują więcej roślin i patrzą na nie sercem, dlatego lepiej zapamiętują i rozpoznają ;-)

      Usuń
  7. A tak, skoro użyłaś słowa "opryski" to może coś.... Bo jakoś nie trafiłam na wypowiedzi o opryskach w ogrodach,i nie wiem, czy pryska się i nie przyznaje się.... czy co? Zwłaszcza, że ostatnio dwukrotnie wyraziłam podziw że coś komuś ładnie rośnie i zostałam uraczona wyjaśnieniem czym, na co i kiedy było pryskane, bo inaczej....
    No i nie wiem....takie róże na przykład? U Taba Azy, w mieście to może nie trzeba, bo trucizn dowoli , ale może jednak? Taba Azo - opryskujesz?
    A w małych ogródkach, gdzie roślin niewiele ale oryginalne i drogie były?
    A w dużych, gdzie dużo wszystkiego?
    Przecież te grzyby, te myszyce i robactwo różne, są jednak....
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no bo ja nie pryskam, podobnie jak ty.
      Stosuję te domowe sposoby na mszyce na różach i jaśminowcach (ocet, cocacola, mleko... cokolwiek, co oblepia owady) i ekologiczne żele jako barierę dla ślimaków.
      Nigdy nie pryskam dużych drzew, nawet olejem parafinowym, bo za duże straty w innych owadach poza szkodnikami.
      Robiłabym wyciągi z wrotyczu itd., jakbym miała czas. Kupowałabym, ale nie ma gdzie.
      Również nie nawożę mineralnie rutynowo, tylko w razie potrzeby (wrzosowate, w tym roku hortensje, bo bo tamtym trudnym sezonie widać na nich jakieś niedobory, iglaki wczesną wiosną siarczanem magnezu). Nawozimy kompostem w miarę możliwości. Jak się nawozi mineralnie, to wszystko buja jak szalone, robi się mnóstwo cięcia z tego, mszyce żro młode przyrosty i nakręca się karuzela nierównowagi.
      Prawda jest taka, że jeżeli roślina jest zdrowa, rośnie na właściwym siedlisku, to nie choruje (mszyce i gąsienice mogą się zdarzyć oczywiście).
      Druga prawda jest taka, że gdzieś i komuś tę chemię trzeba sprzedać, to się robi modę na opryski. Ludzie to kupujo jak suplementy dla siebie, bez refleksji. Zdrowy, a bierze, to co roślinom będzie żałował. Zaś ogrodnikom dużo łatwiej wziąć kasę za oprysk niż popracować nad stanem roślin (zwłaszcza, że wszystko zaczyna się od ich doboru, folii przyduszającej korzenie i tak dalej).

      Usuń
    2. Poszłam i popryskałam octem. Zobaczymy, czy zadziała.

      Usuń
  8. Nie pryszczę chyba że domową trutką, chemia ostra dawno temu poszła w odstawkę. Mam uczuloną rodzinę, koty, jeże, nietoperze i jeszcze ptoki masowo przylatują - nie chce żeby mi się to potruło. Obecnie mam problem z tałatajstwem na różach, czekam na naturalnych wrogów tałatajstwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie, też kiedyś pryskałam, i się ogarnęłam. A wiecie, że unia randapa zakazała? Ło: https://secure.avaaz.org/pl/nothing_we_cant_do/?slideshow
      hrehre. Oczywiście jest szansa, że firma na M wyciągnie inne dziadostwo z rękawa asap.
      A co masz na różach i na kogo liczysz?

      Usuń
    2. To ja bardzo dziękuję za powyższe wyjaśnienia ;)))) zaraz mi lepiej, że jednak nie jestem nawiedzona albo jeśli jestem to w dobrym towarzystwie :].
      Właśnie, co za tałatajstwo na różach? Pięknych takich ...
      Barbara

      Usuń
    3. Skoczek różany,franca jedna, przyskoczył. Na szczęście różanka nie jest totalnie zaskoczkowana ( jak się nie używa fabrycznej chemii to skoczki masowo nie występują, taki cud natury ). Nie wiem co żre skoczka ale coś się żywić nim musi, moja wina że w maju nie zadziałałam szybko obrzydzając mu różyczki , bo skoczka byłoby jeszcze mniej.

      Uuuu nawet nie wiedziałam że łapówka od firmy M już nie działa. Pewnie po tych badaniach nad przenikaniem, kancerogennością nie dało się już świństwa bezproblemowo wcisnąć. Czasem tak sobie myślę że stare poczciwe DDT przy "absolutnie biodegradowalnych" środkach to było jak benzyna przy napalmie. Też się boję że firma M wymyśli teraz jakieś paliwo rakietowe.

      Usuń
    4. I ciekawam jak będzie wyglądało wycofywanie ze sklepów. W ogrodniczych wszystkich jest.
      I co zrobią z całym zapasem tej bomby, gdzie wyrzucą.
      Barbara

      Usuń
  9. Myślałam, że będzie więcej kociarstwa, ale ogród też może być ;) bardzo lubię Twój ogród, jest taką kwintenesncją... tajemniczym ogrodem...i zawsze mnie czymś zaskakuje. Aż nie do wiary, że tyle tego tam rośnie ;)
    Komentarze Taby Azy są super... a mnie na lepszy nie stać w tej chwili. Ściskam bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kto zaś obiecywał, że w ciągu pół roku przyjedzie? czerwiec mija i bang bang, TP już cię nie odwiedzi ;-)
      No też nie wierzę, że tyle upchnęłam :-D
      Komentarze Tabazelli są super.
      Kociarstwa nie widuję, śpią w gąszczach i nie mam jak im zrobić zdjęć. Powiem ci tylko, że każdy powinien mieć takiego Mrysława na stanie, żeby pamiętać, jak to jest mieć bąbelki szczęścia w sobie. Szczęścia w sobie.

      Usuń
    2. Gutacja w kocie. To jest to.

      Usuń
  10. Uwielbiam gęstwinę Moherii! Siedziałabym w tych gąszczach z kociarstwem :)

    OdpowiedzUsuń
  11. piękne zdjęcia zwłaszcza Epimedium..
    uwielbiam bodzichy... i miejsca zacienione...
    masz busz , który też lubię... i te roślinki...ach... zachwycające...
    ostatnio stawiam raczej na wymianę roślin...
    pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Piękny jest Twój Tajemniczy Ogród Megi! Taki świetlisty mimo gąszczu, cudnie liście filtrują światło.. Kyciaki przesłodkie i pomysłowe:))) Ogrodnicze tematy to temat - rzeka:)) Naprawdę ludziowie takich podstawowych spraw nie pojmują - o jakich wspominasz?? Łoj.. :))) Dobrego tygodnia i mimo wszystko jak najwięcej zachwytów, bo jest czym:))

    OdpowiedzUsuń
  13. Po przeczytaniu dwóch ostatnich artykułów zaczęłam się zastanawiać czy ja mam ogród glancowaty... Każdy może mieć ogród, jaki go uszczęśliwia, ale jakoś bym nie chciała glancowatego.
    Ale wiem, że za bardzo się napinam, zbyt mało mam luzu wobec niedoskonałości, martwię się chwastami...Za wiele pracuję, za mało się cieszę.
    Z drugiej strony inne chwasty zapraszam i hołubię (wykę ptasią, przymiotno i inne), nie stosuje chemii, folii, staram się sadzić zwyczajne rośliny. Też wolę stare hiacynty, świdośliwy, suchodrzewy.
    Twój świetlisty busz ujmujący. A teksty, jak zawsze, ku rozmyślaniom.

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)