wtorek, 18 kwietnia 2017

aktualizacja jest dostępna

i oby to nie była jedyna w tym miesiącu😊

Wolałabym pisać jakieś konkrety o projektach, obsadach (jak mówio nasadzacze), pięknych parkach czy wycieczkach w kierunku dzikich roślin, ale jak tak człowiek wypadnie z rytmu blogowania, to łatwiej wrócić postem o niczem, czyli lajfstajlowym.
Nie można się po mnie spodziewać niczego dobrego do końca haj sezon😕

Na początku było trzęsienie ziemi, kociej ziemi.
Mrysław miał nieco za złe ograniczenie bambusowego zagajnika.
Ponieważ jednak jest to jego ulubione miejsce zabaw w Wietnam- często odwiedza Fosska, nudząc się zresztą bez niego niezmiernie i frustrując opędzaniem terenu z kilku obcych kocurów, które poczuły wiosenny zew.
Tak jak się spodziewaliśmy- odeszła Polar.
To jej ostatnie zdjęcie.
Odeszła spokojnie, jakby już tego chciała, ale zostawiła taką pustkę...
Była naszym łącznikiem z zupełnie innymi czasami- czternaście lat to pół życia VegAnki, to moja młodość (no jednak😡), czas przed chorobą mamy.
Teraz jest naszą łączniczką z zaświatem.
Od pewnego czasu Mrysław nie kontempluje rzeczywistości z poziomu balkonu sam, ale wcale mu to nie w smak, wcale.
Jakiś miesiąc temu, kiedy jeszcze Foss i Polar byli z nami i nic nie wskazywało na szybką zmianę tego stanu, przybył Udolf Anuszkin, zwany Uduś.
Nie pytajcie, dlaczego tak się nazywa. Nie wiem, jak to się mogło stać😂
Udolfo Anuchin ma te swoje osiem- dziewięć miesięcy i smutną historię, która sprawiła, że był agresywny- biernie agresywny, ofensywnie agresywny, sfrustrowany, zły, zagubiony, przestraszony.
Trochę mu przeszło. Duch Fosska nauczył go, jak być miłym, uginać się od głaskania, zajmować człowiecze kolana i pukać łapkami- niefossołapkami do balkonowych drzwi (bo już jest kotkiem wychodzącym, choć niechętnie wychodzącym, ale może chodzi o pogodę).
Ogarniamy ptaszki.
I traszki. Tak, to my zbiliśmy szybę.
W małym kartoniku.
Źle się stało, że przybycie Oudolfa zbiegło się ze stratami w stadzie- wszyscy kotowie mają żal i pretensje do małego, który pęta się smętnie po domu.
Ale wiecie co?
Mnie on pomaga na wszystko.
Mrysław zły.
Bardzo zły.
Równocześnie z trzęsieniem ziemi następował wielki wybuch, wybuch wiosny w Moherii.
(a także w Obernigk)
Nie ma tego złego- zima była tak zimowa, że jaśmin nagokwiatowy nie miał kiedy zakwitać kropelkami kwiatów. Zakwitł od razu złotą fontanną.
Podobnie kalina wonna- rozkwitła obficie w marcu, kiedy było ciepło i mogła pachnieć waniliowo, migdałowo.
 Morela kwitła w słońcu, może będą owoce.
 Żonkile śmiały się na żółto.
Mam nawet takie, z jakiegoś kwiatowego prezentu😉
Dałam radę posadzić bratki😍
Niebiańsko błękitniały oszlochy.
Mam tyle tulipanów! Różowe, czerwone fioletowe latarenki wszędzie.
(ciemiernik cuchnący)
 Mam narcyzy poetyczne!
 I gwiaździsty różanecznik!
 Nowe ptaszki!
 Groszki fioletowo- turkusowe!
(groszek wiosenny)
 Łapacze wody!
(przywrotnik ostroklapowy)
I epimedia tak wdzięczne (rosną bujnie i kwitną po północnej stronie domu, gdzie słońce nie dochodzi), że asz.
Są też czosnki dziwne,
pragnie kuklikowate
 i gąszcz.
Tak, u nas już tak zielono!
 Szczególnie dumna jestem z rabatek, które- jak kurtka Sailora- są świadectwem wolności jednostki😏
(i triumfu zaniechania kontroli)
Kiedyś plewiłam ten piękny podagrycznik, dzisiaj najwyżej zerwę trochę do zupy.
W Obernigk, filii Moherii, sprawy mają się podobnie.
(świdośliwa)
(miesiącznica roczna)
(ułudka wiosenna)
(barwinek pospolity)
(przylaszczka pospolita)
(jasnota purpurowa😗😗)
(dziki szczypiorek)
No cóż, chciałam tylko wyrazić myśl, że wszyscy mają prawo żyć. Także w ogrodach. Szczególnie w ogrodach, parkach, które postrzegamy jako enklawę pokoju i spokoju. Niech będą azylem dla roślinnych uchodźców.
Poza tym co.
O ile przez cały marzec nie czułam zapachów i zasmarkiwałam setki chusteczek, przycinając róże i hortensje, a po pracy spałam spałam spałam, o tyle teraz pracuję pracuję pracuję i staram się każdą wolną chwilę spędzać w przyrodzie (klik, klik, klik, dałoby się to przełożyć na bloga, ale to zbyt śmiałe i piękne założenie).
Tak było w wielkanocną niedzielę w podobornickim lesie, między deszczem a gradem.
Zaraz będzie konwaliowo.
Trześnia.
Czeremcha.
Kalinka.
Porzeczka czerwona.
Borówka czernica.
Kaprys leśnika😜
Piżmaczek wiosenny.
Gniazdo spadłe ze ściętej lipy- uwite z mchu, porostu i dziczej sierści.
Więc jestem sobie w takim krajobrazie, a jest to krajobraz zupełnie zwykły i pospolity, podmiejski.
I jest tak pięknie.
I...
jeszcze jeden dzień, słoneczna i ciepła sobota, u Rogatej Owcy.
Zupa w wazie, wiadomix. W tle żaby i żurawie.
 W celu, albo i bez celu.
Między zupą a winem oddaliśmy się dekadenckiej rozrywce fotografowania zawilców o zachodzie słońca.
Pod choinami. Kanadyjskimi.
Klon jesionolistny.
I...
kiedy patrzę na te połacie zawilców, zadaję sobie to pytanie, co wy- po co nam dopieszczone, stylizowane ogrody, skoro tak piękna jest bujna spontaniczność?
Po co nam ogrody, skoro z takim rozmachem maluje przyroda?
A kiedy patrzę na nich, takich wystylizowanych na parę bauerów, na piękne przedmioty, którymi się otaczamy, na kółka zainteresowań, w których się bawimy, na rozrywki w rodzaju fotografowania ślepowronów, zadaję sobie pytanie- czym to jest? którym ze sposobów na koniec świata?
I co na to koty?
Pozdrówka, Megi.

34 komentarze:

  1. Ja dzisiaj krótko- no właśnie- po co nam ogrody, kiedy przyroda maluje cud obrazy- oczy oderwać niepodobna i dech zapiera ? Po co ?
    To zbyteczny zbytek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie... A tak wogle to u was już tak zielono? :-O

      Usuń
    2. Zielono, zielono i niestety mroźnie..

      Usuń
    3. zbytek nie zawsze i nie wszystkim zbyteczny, na szczęście dla tych, co robią ogrody :-)

      Usuń
  2. Cudo,normalnie cudownie, jakie Ty robisz piękne zdjęcia, no niesamowite...
    Gdzie tak kwitną kwiaty i przyroda ?
    U nas tak nie ma, jest jednak zdecydowanie chłodniej buuu...
    I te koty kochane...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, u was było dużo "zimowiej" i chyba nadal tak jest, przyjdzie ciepło, wyrówna się...

      Usuń
  3. A poeta pisał ...."nie o sławę, bogactwo całe nasze tułactwo nie o władzę nad światem ale o to, by latem usiąść z książką pod starym jaworem........"
    Tylko kto liczy się ze zdaniem poetów? Lub kogokolwiek....
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie bardziej wszystko pochowane, zlęknione chłodem. Nie wiem jak w Wąwozach. Pewnie juz pojszło sobie na co lubię patrzeć. Też ostatnio jakaś słaba jezdem, ale już lepiej. Jagoda non stop w domu i tylko na moment na podwórko wyjdzie. Koty to taki nieodłączny element ogrodowy. Gorzej jak juz legi ptasie- wtedy drżę.
    Jak będę brała kiedyś nowe koty (chyba, ze to one wybiorą mnie) to chyba już takie starsze....Kolankowo- mruczankowe.
    Ogłoszenie wisi, mam nadzieję wielką, ze jednak ktoś zapała miłością do Tupajowiska. Wielką nadzieję mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może tak, i cię uwolni, jak księżniczkę z wieży. Może to dobre.
      Pamiętam, jaka różnica była rok temu między twoim a naszym miejscem, późno do Chełmów wiosna przychodzi.
      Mrysław męczy kosy i gołębie, trzeba go pilnować wciąż, bo kosy gnieżdżą się w bluszczu na domu. Nie wejdzie tam, ale molestuje przelatujących dorosłych.

      Usuń
  5. A mnie nadal kocio smutno, tym razem z powodu Twojej kociambry. Co prawda wiek miała piękny a Udolfik pocieszająco rozkoszny. W Odzi jest ZIMNO, znaczy na tyle że podmarzły młodziutkie igiełki modrzewi. U Ciebie wegetacja jakoś solidniej posunięta i niezmrożona. Z chwastów to ja nadal wolę fiołki odoratki od podagrycznika, cóś nie mogę się do niego przekonać mimo jego kulinarnych zalet. Jak na potrzeby starszej pani to on jest tego... zbyt żywotny. Natomiast zawilce jak najbardziej zapraszam, wszelakie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a tak, w końcu u nas to POŁUDNIE, to zobowiązuje. I zachód w dodatku;-) teraz liście już prawie w pełnych rozmiarach.
      Nam też nadal kociosmutno i jakoś tak niewyraźnie, brakuje.

      Usuń
  6. Miałam zaraz rano taką myśl. że może mamy te ogrody dla naszej wrażliwości i dlatego też, że już trochę zapomnieliśmy jak to jest ich nie mieć. Tak, mamy wprost za oknem brzozę i sójkę i szpaka też...
    W święta była moja Mama, wiekowa już mieszkanka centrum miasta i z takim dziecięcym zachwytem zawołała mnie: zobacz jaki przepiękny kolorowy ptak. Sójka była za oknem. Więc może dobrze, że mamy te nasze ogrody i sójki w nich i szpaki... W mieście za oknem nie ma już prawie nic...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ogrodów coraz mniej.
      Zamarzył mi się ogród ogrodzony cisem(łapie zanieczyszczenia ). W środku buki, na kształt buczyn pogórzańskich z zawilcem, przylaszczką, żywcem, gajowcem, zawilcem, czosnkiem niedźwiedzim itd. Taka namiastka, no i jawor, pod nim ławeczka i książka, jak napisała Barbara.
      Moja wrażliwość tak mi podpowiada..

      Usuń
    2. dobrze, dobrze. Miasto wpycha się w każdą wolną przestrzeń, nie zostawia korytarzy ekologicznych czy choćby "urządzonej zieleni" dla ludzi, więc te stare ogrody ludzi którzy, jak w mojej dzielnicy, nie mają już sił przycinać drzew, pieniędzy na intensywną pielęgnację, są azylem dla ptaków i innych zwierząt (chociaż motyli mało, bo mało "chwastów" i kwiatów). Trochę te ogrody są jak z pięknej wizji Bylinowego.
      Ale, bum, przychodzą nowi, wycinają wszystko- wszystko, ogradzają szczelnie, sadzą trawki, sypią żwirki. Więc ten stan przejściowy, zapomnienia i zaniedbania, oby trwał...
      No i owszem, zapomnieliśmy, jak to jest tych ogrodów nie mieć. Szkoda tylko, że na kalkę "dom- ogród" nakłada się ta z katalogu kastodramatu.

      Usuń
  7. Bardzo lubię takie naturalne, angielskie ogrody, w których widać naturalną chęć wzrostu roślin w dowolny sposób, bez ludzkiej ingerencji we wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  8. piękne zdjęcia i wpis, mam te same myśli często
    M z W

    OdpowiedzUsuń
  9. Gniazdo spadłe ze ściętej lipy- uwite z mchu, porostu i dziczej sierści. - cud natury!

    Współczuję tragicznych kocich spraw... Ech, życie, a kocie życie to już w ogóle...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. piękne było (i jest, koty dokładnie je obsnifały).
      Ech, życie :-(

      Usuń
  10. filozoficznie dziś mocno, zresztą chyba zawsze nieco... smutek z powodu kocich strat dojmujący i wiem, że mimo iż inne sierści zostawiają ślady na przedmiotach i ubraniach to jednak TYCH KONKRETNYCH NIEOBECNYCH brak dotyka i to jak dotyka. Ale te kwiaty i cuda natury to jakby pozdrowienie od tych, których już z nami nie ma. Wszystko wraca do źródła a potem jest jego częścią i może takie myślenie choć na moment pomaga, koi, leczy. Dziękujemy za piękny spacer jak zwykle, za zaglądanie obok i pod i wgłąb. Ściski z Polany Naszej :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aj, bo zawsze jest jakiś smutek w tle z i bez powodu, to i wydaje się filozoficznie...
      Niedawno sąsiadka znalazła obróżkę Fossa zawieszoną na cyprysiku, a ja adresatkę Mohera jeszcze w ogródku... takie kapsuły czasu.
      Dziękuję, że wpadłaś i wogle. Ściski :-)

      Usuń
  11. Przyroda maluje z rozmachem... I ten obraz jest urzekający (cudowne łany zawilców...).
    Ale nie wszystko zachwyca. Nie wszędzie można bezpiecznie wypocząć, a ogród to jednak prywatna oaza. Masz go na wyciągnięcie ręki. Tu można być sobą , zachwycać się, obserwować i uczyć, ale i tworzyć, działać z poczuciem sensu, choćby uprawiając warzywa albo chroniąc ten kawałeczek ziemi przed wyasfaltowaniem. Sama praca w ogrodzie jest terapią, znasz przecież to wszystko.
    Ogród dziki może budzić zachwyt i taki uładzony - także. Tak, jak omszały głaz i rzeźba Michała Anioła. I jedno i drugie jest darem. Nie mam złudzeń, oczywiście, że nasze ogrody są dziełami sztuki. Ale jestem przekonana, że czynią nas lepszymi, szczęśliwszymi ludźmi i otoczenie ładniejszym. Mimo wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście, znam i wiem. Sama jednak coraz mniej tego potrzebuję- bezpiecznie i dobrze czuję się w przyrodzie, oczywiście w pięknych ogrodach też. Na jednej płaszczyźnie ogród przegrywa z naturą (będąc jej marnym naśladownictwem), na innej wygrywa (dokładając warstwę kulturową i siłę wyrazu).
      Jedno i drugie czyni nas szczęśliwszymi, może i lepszymi :-)

      Usuń
  12. Ogrody są po to, żeby mieć wokół siebie groszki wiosenne. I są z tego samego powodu, dla którego robi się zdjęcia zawilcom. Są kolekcją wspomnień i małych ułamków piękna, zbieranych pieczołowicie przez życie. Zawsze gorsze niż oryginalne piękno, zawsze lepsze niż nic.
    Potrzebujemy tego piękna, zwłaszcza, jeśli lasy z zawilcami są daleko, a ławeczek pod jaworami tak mało.

    Ja z kolei ostatnio zastanawiam się, jakim cudem w dobie internetu, tak wiele ogrodowych śliczności zostaje przemilczanych. Groszki wiosenne widzę pierwszy raz w życiu. Prusznik też znam od ciebie. Orliki odkryłam, przeglądając zdjęcia z ROD. Pięknotkę Bodiniera, przeglądając czyjś blog. Jakim cudem takie rzeczy są gdzieś schowane, nie wypisane w listach "101 najpiękniejszych roślin ogrodowych"? Komu trzeba sprzedać duszę, żeby się o nich dowiedzieć inaczej, niż przypadkiem? I czemu blogosfera nie płacze nad nimi z zachwytu?
    Dziwne.

    Hanako

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. blogosfera płacze i za mruczeniem i za wskazówkami gdzie szukać zachwytu .... i dlatego zagląda do Megi :)

      Usuń
    2. jak dla mnie w sedno, Hanako- "Zawsze gorsze niż oryginalne piękno, zawsze lepsze niż nic."
      Pod warunkiem, że naśladujemy naturę, a zwykle tak się dzieje, i zwykle jesteśmy nieudolni.
      Bo w dobie internetu mówi się o tym, co się da dobrze sprzedać. Dlatego oglądałam dziś "transmisję na żywo" z jakiejś badziewnej szkółki, gdzie wszystko przewidywalne- bonzaje, magnolie, tuje i żurawki, a nie z podwyrka pana, który na wiosce rozmnaża ciemiężyce i zawilce. Blogosfera tymczasem płacze z zachwytu nad tym, co zna (nad bambusami np.) lub co uzna za epokowe odkrycie (w zeszłym sezonie krwiściągi), lub nad kolejną "rośliną lub kolorem roku".
      Tak, dziwne.

      Usuń
  13. Megi, ogród bywa kołem ratunkowym. Gdy popsuje Ci się jakaś część ciała i łąki, pola i lasy możesz oglądać tylko z okien samochodu, ogród Twój własny pozwala Ci nie umrzeć z braku zachwytów. Zachwytów wiosennych, letnich i w ogóle całorocznych. Na trawniku, który według niektórych, trawnikiem nie jest, a jeno pochwałą bioróżnorodności, możesz się położyć i patrzeć jak mrówka czy też inna biedronka, Ci chodzi po brzuchu. I jak sił brakuje, aby się podnieść, to zawsze możesz się poczołgać. A podagrycznika nie lubię. Nawet w zupie. Wolę pokrzywę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A w nawiązaniu do zachwytów, ale z innej strony. Wczoraj przyszła klientka, która miała pomysł, aby na działce ROD zrobić sobie "taką zachwycającą rabatę" z różnokolorowych iglaków. "Taką stopniowaną - rozumie pani..." z tyłu wysokie, z przodu niskie. Żeby było zawsze pięknie i zielono, a więc same iglaki, no może kilka kwiatków białych i fioletowych. Pytam się czy mieszka na tej działce, no wiadomo że nie, bo to ROD. Pytam więc po co ma być tak bardzo zielono w zimie, przecież i tak jej tam nie ma. No właściwie tak... no i od słowa do słowa okazało się, że są krzewuszki, kaliny, lilaki przeróżne, że kącik można z borówkami i azaliami, że poziomki, hortensje, tawuły i bylin różnistych trochę można też. Pani zmierzy rabatę, przyjdzie we wtorek i zobaczymy jak to będzie. A iglaki, to może ze 3-4 :) Malutkie.

      Usuń
    2. wiem, zdaję sobie z tego sprawę. I mam nadzieję, że zdążę umrzeć pod tym jaworem, a nie na łosiedlu kole żabki ;-) taki jest plan i marzenie.
      A takie perswazyjne sukcesy bardzo cieszą :-) inna sprawa, kto w tych czasach promuje takie zachwycające rabaty, będące inspiracją.

      Usuń
  14. Urocze kotki :) Ah, natura jest przepiękna.

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetne zdjęcia i słodkie kociaki :) Dawno nie tutaj zaglądałam, a tu naglę tyle do oglądania, super! :)

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)