środa, 25 maja 2011

Łąka pierwsza. Ochroniarze przyrody.

Ogrody ogrodami, trzeba czasem zająć się czymś poważnym.
Bo nie ujmując nikomu, urządzanie ogrodów to snobizm i zabawa.
Działania na rzecz dobra  świata powinny być poważne.
A w realu wyglądają tak.

Uczestniczymy w tzw. ‘programie apollo’ (brzmi prawie jak misja na Marsa;-)). Jest to próba restytucji prawie- wyginiętego w Europie motyla, zresztą naszego największego- niepylaka apollo.


Nasza rola polega na hodowli roślin żywicielskich dla gąsienic- rozchodnika wielkiego, Sedum maximum.


Powinien rosnąć wszędzie, i jeszcze niedawno tak było. Spotykało się go na wielu suchych zboczach, skałach, przydrożach itp., byle nie było tam zbyt gęstej darni. I ach och, nagle go nie ma. Bo oto zaczęliśmy naprawiać drogi… kopać głębokie odwadniające rowy o stromych skarpach, umocnionych kratkami i siatkami i zadarnionych życicą, i nie tylko rozchodnik opuścił nasze łagodne pobocza.
Można to zrozumieć.
Ale dlaczego ten, który jest, nie smakuje gąsienicom? Dlaczego niekoniecznie wyrastają na motyle? Dlaczego motyle nie chcą się rozmnażać? Rozkmina z udziałem hodowców i osłony naukowej trwa już pewnie z 20 lat.
A niepylak nic, jak nie było, tak nie ma.
Przed II wojną, za czasów Germańskich Przodków, był na Śląsku, na przykład tutaj:





W Kruczej Dolinie koło Lubawki.

Ale wtedy wszystko wyglądało inaczej. Krucza Skała nazywała się Rabenstein. Gąsienice wypasały się na rozchodnikach porastających odkryte, ciepłe skały, motyle sfruwały na wilgotną, kwietną łąkę pożywić się na ostrożeniach i krwiściągach, dobrać się w pary i ulecieć wyżej, i złożyć jaja na rozchodnikach:


A dzisiaj skały porasta kilkudziesięcioletni świerkowy las, niekoszona łąka zarosła brzeziną i dopiero od niedawna jest z zarośli czyszczona:




No i jaka jest rozkmina? Jak myślicie? Owszem-  wyciąć las, a rozchodnika hodować na wilgotnej łące, chociaż tego nie lubi. Dlatego łąkę należy przeorać i uformować grzbieciste pagórki, na których szczycie posadzimy rozchodnik, a duże wilgociolubne zioła potraktujemy jak chwasty go zacieniające.
To wcale nie jest najprostszy sposób myślenia. No i jak się ma do: „nie kontroluj. Koryguj.”?

Ale w taki sposób można uzyskać pieniądze przeznaczone przez różne krajowe i unijne instytucje i instancje na ochronę gatunkową. Instytucje chętnie przeznaczają pieniądze na spektakularne działania, równie sensowne i skuteczne jak rozmrażanie mamutów i klonowanie workowatych wilków. Odgórnie uspokajamy swoje sumienia, głosząc hasła „restytucji”, „przywrócenia” przyrodzie czegoś, czego przywrócić  się nie da, co się nie wrati. Bo nie wrócą nagie skały i dwukośna, storczykowa łąka… zbyt daleko zabrnęliśmy z nawożeniem i chemizacją.

Wolałabym, żebyśmy ratowali to, co jeszcze mamy, na tym się skupili. Spektakularne działania skutecznie odwracają uwagę od prawdziwych zagrożeń dla całości świata. Od globalizacji i konsumpcji. To one prowadzą nas za daleko…

Nie wrócą motyle, nie tylko niepylak, ale i niedawno jeszcze pospolite rusałki pokrzywniki- kiedy ostatnio widzieliście te wesołe motyle, skośnym  niepewnym lotem przelatujące nad wczesnowiosennym ogrodem?  Kiedyś częstsze od pawików. Pokrzyw jest sporo, a ja się ucieszyłam, znalazłszy kłębek gąsienic:


Bo może im się uda w tym roku…
I nie wiemy, dlaczego mniej jest tych i tamtych motyli. Za daleko zabrnęliśmy… nie dotyczy to tylko owadów…

Dlatego za cenne uważam inicjatywy lokalne , niezależnie, na jaki temat, byle PRZECIW konsumpcji i globalizacji.  Może to być slow food i jarmarki ekologiczne- zauważyliście, ile produktów, nawet w sklepie dla ubogich, pochodzi z korporacji kojarzącej się z proszkiem do prania? Niech to będzie minimalizm, jako opozycja do rozbujanego konsumpcjonizmu. Albo eskapizm w kierunku prostego życia. Albo zauroczenie swoim hajmatem i sentymentalne postrzeganie przeszłości. Albo znajomość miejscowej historii. Czy postrzeganie przez pryzmat absolutu… Ale także sadzenie drzew w alejach i budzenie empatii dla cierpiących zwierząt, i dla wolnobytujących kotów.

Nie jestem sama. W nas nadzieja!

4 komentarze:

  1. Świetny, naprawdę świetny post !!! Podpisuję się pod tym problemem. Natura zamiera, widzę to gołym okiem i często podkreślam to w komentarzach. Od dziecka mieszkam nad stawem, miejscem "strategicznym" dla żab, ważek i innych zwierząt. I tak, jak moje dzieciństwo upłynęło wśród milionów kijanek, masy różnorodnych ważek i motyli, tak teraz przez kilka tygodni szukałam skrzeków żab, a potem tych ławic kijanek, które są już tak przerzedzone ... Nie ma symfonii żabich koncertów na kilkanaście głosów, jak są to góra duet, ważka jak przeleci, to niemalże sensacja, a motyle ... szukaj wiatru w polu ... Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo, z całego serca TAK, temu co napisałaś. Zwłaszcza o spektakularnych działaniach, przyozdobionych ślicznymi medialnymi ubrankami i nakarmionymi kasą unijną, podczas gdy gdzieś obok padają pod piłami kilkusetletnie drzewa, które się na medialność nie załapały. I w ogóle taka bezradność w patrzeniu wokoło...
    Oczywiście nie mam nic przeciwko ratowaniu niepylaka. Daj mu Boże znów latać nad łąkami.
    A tak z ciekawostek, to u nas mnogość pokrzywników, a chóry żabie spać nie dają. Ważek nieco mniej.
    Staram się duuużo rozmawiać z ludźmi, tak po prostu, z ziemi i to jest wspaniałe! Czy to coś może zmienić - nie mam pojęcia, ale jakiś zaczyn do fermentacji się tworzy. Może...
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. trzeba to wszystko robić, bo co dla potomnych zostanie?

    OdpowiedzUsuń
  4. @barashka- szczęściara z ciebie... dzieciństwo nad stawem i łąką;-)
    @M.- upadek zaczyna się od naszego zgniłego zachodu, ale życzę wielu pokrzywników i żab! Z pojedynczymi ludźmi da się rozmawiać, ale globalnie gorzej to wygląda, można zwątpić w ludzkość!
    @kyja- no tak, ale lokalnie... inaczej to nie wyjdzie.

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)