wtorek, 19 lipca 2011

fotoplon, część druga

Jestem.

PRZYSTANEK CZWARTY zdarzył się w Wierzbnej nieopodal Pankowa (i Świdnicy)- już nie linkuję do tych map, bo to ciągle ta sama mapa, i tak trzeba wpisywać nazwę;-)- gdzie nad wioską góruje pocysterski zespół  budynków:




Jest WIELKI:


Słońce odrealniało widoki, czułyśmy się jak w filmie, jak we śnie:




Na posadzce oryginalny wzór "cystersik";-)


Jak w "Katedrze". Co prawda Fundacja Chudów nie dokonała cudów i wygląda to niebezpiecznie:


Jeszcze tylko wspomnę, że część kościoła ma romańską elewację. W środku ktoś grał na organach, ale było zamknięte. Duchy znaczy.


PRZYSTANEK PIĄTY miał miejsce w Wiśniowej. Jak zobaczycie ten obiekt z drogi, to natychmiast będziecie chcieli zboczyć, bo wygląda jak zamek nad Loarą:




A to tylko Wiśniowa nad Bystrzycą. Pałac, jak widać, Zedlitzów, z końca XIX wieku. Niewiele trzeba zrobić, ale i tego się nie da. Dziedziniec pięknie zabudowany w czworobok, wystarczyłoby usunąć poPGR pozostałości:


I nie wiem, co jeszcze usunąć- ANR, jako gospodarza niezamieszkałej części pałacu (dach zabezpieczony, ale nowy jest oczywiście z plastikowego łupka, a to łupek prawdziwy stanowił o jego atrakcyjności- popatrzcie na tę łuskę na wieżyczce! Pozostałości starego dachu znalazły się w parku.), czy komunalnych mieszkańców z drugiej części, żeby zrobić miejsce dla konkretnego inwestora. 
Zabytki o tym pisały... że gdzieniegdzie się da, i że niewiele trzeba. Ale do wczorajszych narzekań na służby konserwatorskie i Agencję dorzucę jeszcze jedną przyczynę niemożności- brak gospodarza.
W każdym razie do parku nie da się wejść, bo komunalni utworzyli skarpy ze śmieci. Skarpy, owszem, były niegdyś, i schodziły stromo nad rzekę, i można tam było pójść... Teraz całą polanę za pałacem zajmują ogródki, same w sobie ładne:


Ale ech.

Przyznaję, że opuściłyśmy Bagieniec i Śmiałowice... i głodne jak szlag pojechałyśmy w stronę PRZYSTANKU SZÓSTEGO, czyli na obiad w Ślężańskim Młynie w Szczepanowie.


Ślężański Młyn mogę spokojnie polecić, jadłyśmy tam bardzo dobre rzeczy i piłyśmy bardzo długą kawę z pięknym widokiem:



(co nie oznacza, że wszystkie okoliczne widoki są takie ładne i spokojne. Zieleń jest tam moim zdaniem koszmarna.)
Słońce przechyliło się jeszcze bardziej i perspektywa zrobienia popołudniowych zdjęć zmobilizowała nas do udania się w kierunku PRZYSTANKU SIÓDMEGO- do pałacu w Kraskowie.
Już tablica przy wejściu natchnęła nas do nieprzystojnych działań:



i skierowała w stronę parku, żebyśmy mogły się przekonać, czy coś się tam dzieje i czy warto płacić za wstęp.


No i nie opłaca się. Układ wodny w zaniku, stawy zarosły pokrzywą, most nieodbudowany:




Nad byłym mostem rozdarta lipa:



której widok natchnął mnie do uczynienia wstawki dydaktycznej: otóż często drzewo wypróchniałe w środku uznajemy za stare i chore i wycinamy je. Tymczasem obumieranie tkanek w głębi pnia jest procesem naturalnym, całe wnętrze grubego pnia jest zbudowane z martwego drewna, tzw. twardzieli. Może się zdarzyć, że zainfekowane martwe drewno zaczyna próchnieć. Żywe tkanki przewodzące i wzmacniające znajdują się na obwodzie pnia, co zresztą wzmacnia mechanicznie konstrukcję drzewa. Takie drzewa też są wieczne! Dajmy im spokój.

A teraz zagadka dla wykrywaczy szczegółów- z czego śmieje się Edit i dlaczego Nati nie chce być z nią na zdjęciu???


:-)))

Park jest ogromny, jest prawdziwym założeniem krajobrazowym. Ale... zarzeczna część przekształciła się w las, aleje wtopiły się w masywy drzew, większość polan porasta pokrzywa i rdestowiec sachaliński (ta okropna inwazyjna roślina). 
Tylko dąb na centralnej polanie jest wieczny, i stoi jak stał, od przynajmniej trzystu lat:







pod takim dębem rozmawiali Liz i pan Darcy... i to jest prawda...

A pałac? Cóż, nie wiem, dlaczego właśnie TEN miał szczęście i został podniesiony z ruin (a był ruiną kompletną, bez dachu i stropów, to fakt). Elewacja cukierkowa:


No, może od wjazdu jakoś się prezentuje:


Od parku też daje radę:


Ale moje ukochane celtyckie gryfy, przeniesione tu znad rzeki, wyraźnie nie są na swoim miejscu:




(celtyckie, bo są też gryfy afrykańskie:


i gryfy egipskie:

)

Za to pałacowe wnętrza wymiatają. Także przez to, że są takie niedosłowne, że tu i tam coś się wtórnie spatynowało, że złote wzorki na ścianach, że dużo detali, a kominki ze stiuku, a nie z marmuru:






Dekoracje wprowadzały lekki niepokój:



Mogłybyśmy tak być i być...





... ale przestałyśmy i pojechałyśmy do PRZYSTANKU ÓSMEGO, do Domanic, które w zachodzącym słońcu były groźne i pełne duchów. 
Pałac w Domanicach leży na wysokim brzegu na zakręcie Bystrzycy, jest ogromną barokową budowlą i był kiedyś (XIII wiek) rycerskim zamkiem obronnym. Nie można wejść na teren.


Zeszłyśmy nad rzekę, żeby ocenić potęgę bryły zamku. Ale liście wszystko zasłaniały... filtrowały światło



... które pięknie mi zabarwiało sukienkę:


Rzeka urocza:

mostek straszny:

Przystanek ósmy (o? nastąpiło przesunięcie w numerowaniu przystanków. Czwarty jest piątym, ósmy dziewiątym... ale już nie zmieniam) był ostatnim, bo to słońce... jakoś tak szybko zaszło. I nie zdążyłyśmy do Krobielowic. A po drodze był jeszcze Borzygniew, Milin, Kamionna, Czerńczyce... tak to jest na Dolnym Śląsku... co wiocha, to pałac.
W każdym razie- prawie zgodnie z planem. Osiem godzin, do 60 km od wro, z TEJ strony wro. Zgadnijcie, co będę robić w niedzielę?

Rozwiązanie zagadek z poprzedniego numeru;-):
- pierwsza- kalina koralowa, żadna odmiana, bo z lasu. Owoce niedojrzałe, więc nietypowo wygląda. Brawo, aneto.
- druga- poczekamy... rodzina jasnotowate.
- trzecia- zgadła Talibra, to zanokcica skalna, Asplenium trichomanes.
- czwarta- no dobra, powiem... nieszpułka jadalna, Mespilus germanica. W miarę dojrzewania owoców ich "pępek" się otworzy.

Pozdrówka, Megi.

10 komentarzy:

  1. Czyzby EDIT cos spadlo na wlosy, cosik z drzewa i jego mieszkancow?
    Wycieczka super szkoda ze jestem w Warszawie a nie gdzies kolo Wroclawia.
    Szkoda ,ze tyle zamkow , palacow jest w ruinie , nawet w ruinie nie zabezpieczonej.
    "Moj" wiekszycki zamek tez popadal w zapomnienie i wygladal coraz gorzej, wreszcie gmina sprzedala obiekt i jakis energiczny budowlaniec odremontowal go bardzo skrupulatnie, byc moze pachnie zbyt swieza farba i blyszczy za bardzo zlotem, ale z czasem nabierze patyny, a ciesze sie ze nie zrujnowal sie doszczetnie. Mysle,ze nalezy zyczyc wszystkim tym zabytkom podobnego losu. Dzieki za Twoj reportaz, lubie takie wycieczki..mysle, ze moglabys napisac w takim stylu przewodnik. Serdeczne saludos!

    OdpowiedzUsuń
  2. ok znalazłam mniejszy podkład:)diabeł nakrył ogonem:)ale się znalazł!!kiedy mam Ci je dostarczyć??buziaki

    OdpowiedzUsuń
  3. I tak właśnie, czyli czasem lepiej nie remontować :) lub :( -zależy od interpretacji
    Sukienka kolorki ma fantastyczne :DDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  4. Thank you for the tour, I enjoyed the pictures very much!

    OdpowiedzUsuń
  5. Posmakowałam sobie trochę klimatów dolnośląskich - dzięki! Było bardzo smakowicie! To kiedy przewodnik?

    OdpowiedzUsuń
  6. :-)))
    właśnie, Większyce są blisko! W tamtych okolicach też bywamy, to wycieczka na jesień:-)
    Czasem lepiej zabezpieczyć romantyczną ruinę...
    Przewodnik może jutro;-]
    You're welcome, Masha!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ładna wycieczka, ale to zaledwie połowa pałaców z tej okolicy! Polecam wybrać się jeszcze raz :)

    OdpowiedzUsuń
  8. nom... wiem... a może podrzuć jakiś pomysł, oprócz wymienionych, a niezrealizowanych? gdzie jeszcze warto pojechać, o czym nie wiem?

    OdpowiedzUsuń
  9. Pięknie! W Kraskowie byliśmy z 10 lat temu. Spaliśmy wtedy w Ślężańskim Młynie. Było tam bardzo miło, ale coś tak użądliło mnie w nogę, że spuchła na kilka dni jak bania.
    Myślałam, że takich opuszczonych miejsc już nie ma, że wszystko zostało kupione i ogrodzone. Pora chyba znów wybrać się na Dolny Śląsk:)

    OdpowiedzUsuń
  10. no widzisz...a tu się wszystko od wojny rozpada, rozpada i rozpada... inaczej niż w Wielkopolsce:-)

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)