niedziela, 21 sierpnia 2011

Linnaea borealis.

Linnaea borealis. Zimoziół północny.
Jakbym się nie nazywała Megi, to bym się nazywała Linnea.
Linnaea jest magiczną roślinką, która w Polsce ma południową granicę zasięgu (widziałam ją raz, w Puszczy Augustowskiej), a tutaj rośnie w takich borach:



Czyli w borach świerkowych po prostu.
Czasem prowadzą do niej strzałki;-)


I oto jest


w całej kwitnącej okazałości:






Moja ulubiona krzewinka. Dziwne, że o tym zapomniałam, wpisując "moją ulubioną roślinę" na Blotanist (nawiasem mówiąc, tenże portal nie znalazł adresu mojego bloga i negatywnie mnie zweryfikował).
Moja ulubiona nazwa.
Czy zastanawialiście się kiedyś nad tzw. binominalną nomenklaturą biologiczną? Kto nadał te wszystkie nazwy, szczególnie pięknie i trafnie brzmiące po łacinie, tak pięknie i trafnie, że łatwo je zapamiętać? Oczywiście ZACZĄŁ je nadawać Carl von Linne, Karol Linneusz, Szwed, w połowie osiemnastego wieku. W swoim Systema Naturae sklasyfikował ponad 7 500 gatunków roślin i ponad 4 000 gatunki zwierząt. Wyobrażacie sobie tę PRACĘ, ten ogrom zadań, kiedy zaczynamy OD POCZĄTKU i chcemy opisać WSZYSTKO, cały świat? Te podróże, notatki, podjęty trud i zobowiązanie? Chciałabym umieć tak się zaangażować;-]
Linne też lubił zimozioła, w jego domu w Uppsali  (w którym nie wolno fotografować) jest wiele wizerunków tej roślinki, jest nawet serwis, wykonany w Chinach na zamówienie. Niestety, Chińczycy błędnie pokolorowali kwiatki- są różowe, i ten błąd powtarza się w wielu przedstawieniach.
Na przykład na moim kaflu z Jie (świeży nabytek z loppisu;-))


Linne jest moim mistrzem;-p




Pozdrówka, Megi.






11 komentarzy:

  1. I pomyśleć, że nie pomyślał, że to jest po prostu niewykonalne, tylko zaczął to robić :-D
    Chyba każdy miłośnik zieleni ma swoją ulubioną roślinę.. moją jest oczywiście cząber ogrodowy :-D, a np. moich rodziców siódmaczek górski (Trientalis europaea). Kafel jest cudowny :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. o rany, też nie pomyślałam;-] chyba dlatego jest moim mistrzem;-p Siódmaczek też uwielbiam. I cząber.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ma dobrą, spokojną twarz.
    Kafel wspaniały, nic to, że różowe.
    Ale najbardziej zaintrygował mnie ostatni obrazek. To wyryte w kamieniu? Coś pięknego!
    Nie badałam nigdy u siebie upodobań roślinnych. Właściwie to z trudem bym znalazła jakieś nielubiane. Chociaż całe młodzieńcze lata nie znosiłam hortensji i goździków. Nie mam pojęcia dlaczego. Teraz to nieaktualne.
    Ale gdybym jednak miała wybrać - to okazuje się, że to nic tajemniczego - po prostu cykoria podróżnik. Zachwyca mnie odkąd mieszkam na wsi. Pięknie odmierza czas. Wokół domu mamy teraz niestety nową odmianę, stworzoną przez kozy - cykorię płożącą. Ale może kozy zdrowsze są?
    Cząber uwielbiam w twarogu.
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Faktycznie, poczciwy ten Linne;-]
    Nie w kamieniu to wyryte, ale w brązie chyba na podstawie tego pomnika wyżej. A ja też lubię wszystkie kwiatki, i tak napisałam temu Blotanistu. Ach, cykoria. Kocham za kolor słonecznego nieba, które czasem jak ona płowieje w upale. Fajnie wiedzieć takie rzeczy, co kto lubi. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ on ma takie różowawe kwiatki, na zdjęciu widać tak bardzo delikatnie podbarwione... Kafel jest piękny, choć kolory intensywne, musiał być nie lada gratką dla Ciebie ;-)
    Zimoziół wyryty w brązie jest fascynujący...
    A ja się od rana zastanawiam, i nie wiem, co lubię najbardziej... Za iglakami nie przepadam, ale chyba wszystkie liściaste lubię... Te dziko rosnące szczególnie, chociaż często nie znam ich nazw ;-)
    Niestety, generalnie mam problem z dokonywaniem wyborów...
    Linneusz był pasjonatem... i Ty także nim jesteś (choć w nieco innej skali;-)). Uwielbiam pasjonatów!
    Ściskam czule!

    OdpowiedzUsuń
  6. Las ogromny a kwiatuszek taki malutki i delikatny. łacińskie nazwy brzmią mniej pospolicie, niż większość polskich.
    Faktycznie świetnie nadaje się na subtelne ornamenty

    OdpowiedzUsuń
  7. No tak, TROCHĘ różowe są:-) ha, jestem pasjonatem, no tak!
    Właśnie, łacińskie nazwy są takie... własne.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo delikatna krzewinka, a przez to urocza, zwłaszcza z tymi kwiatuszkami, na kaflu wypukłe, na poniższym wklęsłe, ale ktoś miał rękę i oko. Poczytałam o tej roślince, sięga u nas do Leżajska, a to całkiem niedaleko mnie, ze 40 km, może kiedyś, w ramach wycieczki i grzybów uda mi się wypatrzeć. Oglądałam kiedyś film o Linneuszu, ogrom pracy w katorżniczych wręcz warunkach, a z takich nazw to podoba mi się "bluszczyk kurdybanek" dla samej nazwy, zwłaszcza ten "kurdybanek". Megi, Ty jeszcze błądzisz po zamorskich krajach? pozdrawiam serdecznie i ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  9. Z przyjemnością bym z Tobą spacerowała po tych borach świerkowych i szukała tych pięknych i delikatnych krzewinek. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękna roślinka! Moje przygotowanie ogrodnicze jest żadne, amatorszczyzna totalna. Ale uwielbiam roślinność!
    Pozdrawiam serdecznie i stawiam się z mocno zaległą rewizytą:).
    Ale jak to mówią, lepiej późno, niż wcale!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Mario- nie miałam pojęcia, że tak daleko na południe można go spotkać! Kurdybanek:-))) Ciekawe, wydaje mi się, że Linne jak na warunkio swojej epoki żył i pracował w komforcie. Ale oczywiście podróże do Laponii, na Syberię i w inne takie krainy musiały byc w tamtych czasach męczące.
    Gigo, zapraszam na kolejne spacery.
    I niedługo stawię się z rewizytą, jako i do ewkiki.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)