sobota, 11 lutego 2012

jeszcze o projektowaniu

ale już dosyć, na czas jakiś. Trochę się z tym noszę, to napiszę, chociaż odrobinę niechętnie.
Nie podsumowałam jakoś byłego kursu ogrodowego, a tu już następny się szykuje.
PopaTRZcie, jak różnie można zaplanować ten sam ogród.







Poczynając od ułożenia rzutu na kartce, co już ma swoje znaczenie;-)
Dlaczego niechętnie? Bo temat ciężkawy. Ok, to są pierwsze próby, dużo entuzjazmu, dobrych pomysłów, zabawy.
Ale po wniknięciu okazuje się, że lepsza zabawa i pomysły w tych próbach naprawdę pierwszych niż w tych, które możnaby nazwać doskonaleniem warsztatu osób już zajmujących się budową ogrodów.
A z kolei te projekty niewiele się różnią, a na pewno nie są gorsze od tych, którymi chwalą się "profesjonalne" firmy na swoich stronach i blogach... nie będę linkować do brzydkich rzeczy, ale wystarczy się rozejrzeć... niektóre mogłyby służyć jako instrukcja "jak nie projektować" i "jak nie urządzać ogrodu".
O ile nie tępię amatorów (jedynie GAJA kiedyś miała mi chyba za złe wycieczkę w kierunku jej "lasu"... ale dałyśmy radę się nie pokłócić;-))) ani Kursantów (bo naprawdę nie mam powodu;-))), to dla "profesjonalistów" mam zamiar być bezlitosna.
Jestem.
Po jednym komentarzu na pewnym blogu zostałam "odobserwowana", a komentarz usunięty. Szkoda, bo naprawdę ważyłam słowa, nie byłam niegrzeczna... trudno.
No i co mi tak zależy? Mogłam sobie darować, naprawdę, może wtedy ta osoba by mnie czytała... domyślnie już wy wiecie co...
Bo szlaggg mnie trafffia. To także mój krajobraz, i NIENAWIDZĘ zagracania go złą architekturą, białym grysikiem, szczepionym żółtym badziewiem obok szczepionego czerwonego badziewia, plastikiem, od którego bolom zemby, no NIENAWIDZĘ.
NIE LUBIĘ i NIE POWAŻAM tych, którzy są za to odpowiedzialni. Aroganckich architektów, niedouczonych ogrodników, zagubionych we mgle architektów krajobrazu... wysłałabym ich w kosmos.
I tylko czasem się zastanawiam, skąd im się to bierze.
Mówi się, że o gustach się nie dyskutuje.
Bardzo wygodne zamknięcie konstruktywnych dyskusji. Ja uważam, że jak najbardziej, powinno się dyskutować. A wykształciuchom w zakresie sztuki i architektury powinno przypadać zadanie kształtowania gustów. Równie dobrze może architekt sprzedać badziewny, tani, pretensjonalny "dworek", jak i powiedzieć, że tego "nie da się zaprojektować" i sprzedać dobry projekt.
Pod warunkiem, że tak zrobią WSZYSCY architekci.
Pod warunkiem, że będą świadomi, jakie zadania przed nimi stoją.
Pod warunkiem, że się tego nauczyli.
Że mieli szansę.
Bo, poczynając od podstawówki, przedmioty pod hasłem "sztuka" są spychane na margines, obcinane i traktowane jako poczciwe i nieprzydatne michałki. To kształtuje nie tylko przyszłych twórców, projektantów, ale i ich klientów. Wszyscy mają w tyle głowy: "ale co ty tam wiesz" i "ojtamojtam" (ja też, ja też, pisałam już, jakie to mało ważne te ogrody;-))
Bo na studiach z zakresu architektury krajobrazu np. (to akurat wiem z pierwszej ręki, d-u-ż-o praktykantów, stażystów, potencjalnych pracowników) panuje przyzwolenie na bylejakość i niewielkie wymagania. Tak naprawdę oszukuje się studentów, zaliczając im nieciekawe i niedobre merytorycznie projekty, nie wymagając wiedzy nt. materiału (mówię o podstawowej znajomości roślin) i przekonując, że znajdą pracę w zawodzie.
A oni oszukują się sami, nie ucząc się niczego o roślinach i oczekując, że czeka na nich mnóstwo pracy w BIURZE PROJEKTOWYM;-p
(wątek kombatancki: mnie TEŻ nikt na studiach nie nauczył niczego o roślinach. Ale każde wakacje- już PO studiach, znaczy jak nie musiałam- spędzałam z kluczem Szafera. Zwróciłam swe oczy na TP po raz pierwszy, kiedy na praktyce studenckiej wymienił nazwę KAŻDEJ rośliny w bukiecie z bogatej sudeckiej czerwcowej łąki. Dwuipółletni Synek po przeskanowaniu takiego bukietu dostrzegał braki i zadawał pytanie: A CIECIORKA- GDZIE??? Z Weganką w wózku spacerowałam po Ogrodzie Botanicznym, zbierałam liście i porównywałam je z tymi zebranymi w parkach, i z "Dendrologią" Senety. JAKOŚ się trzeba tego nauczyć.)
Podejrzewam ponadto, że METODA kształcenia projektowego jest zła. Sprowadza się do powielania schematów "profilu klienta", wpuszczania w kanały "ogrodowych stylów", w maliny "innowacji". Nigdy np. nie spotkałam się z  innym podejściem do projektowania i studenta, jak "przygotuj trzy koncepcje, a my ci powiemy, co jest źle", czyli metodą korekt. A wiem, chociażby od Marie i Architekta Landszafta, że na Wyspach robi się inaczej- za pomocą warsztatów, burzy mózgów... Korekty są do przyjęcia na poziomie naszego 60- godzinnego kursu, ale na studiach zakrawają na lenistwo ze strony prowadzących. Bo co, jeżeli ktoś przygotuje złe koncepcje, takie z gruntu mylne, i tracimy czas na poprawianie czegoś, co nigdy nie będzie dobre? Bez sensu.
Oszszsz...
A potem Absolwenci idą w świat, projektują miasta i ogrody, pieniądze zostają wydane na niedobre, nudne, nijakie rzeczy, które zostaną na świecie na setki lat...
Zamiast zaprojektować Sagrada Familia i Wersal...
Przykłady, proszę. Zieleń miejska.

"W ramach gospodarki drzewostanem przewiduje się wycinkę drzew i krzewów (...) klon srebrzysty, złotlin japoński ‘Variegata’, sosna czarna, krzewuszka cudowna, karagana syberyjska, śnieguliczka biała, róża wielokwiatowa..."
A co w zamian?


 "Zieleń (...) odgrywa ważną rolę, wytwarza konieczne tło oraz odizolowuje od otoczenia.   Daje oprawę estetyczną, a także występuje jako czynnik biologiczny.
        Projektowana na tym obszarze zieleń ma na celu podkreślenie układu funkcjonalnego,           komunikacji pieszo- jezdnej  (...) a także pełni funkcję ochronno-izolacyjną.            
Doboru projektowanych roślin dokonano na podstawie istniejącego środowiska ze szczególnym uwzględnieniem nasłonecznienia wnętrza, warunków glebowych i klimatycznych. Zastosowano roślinność łatwą w utrzymaniu i wymagającą jedynie niewielkich zabiegów pielęgnacyjnych. Wprowadzono zarówno rodzime gatunki drzew i krzewów jak i gatunki introdukowane, które przystosowane są do istniejących w rejonie warunków siedliskowych, znoszą trudne warunki miejskie i przemysłowe, a także posiadają niewielkie wymagania glebowe.
Ok?
 "Wokół miejsc zabawy dla dzieci wybrano rośliny najbardziej odpowiednie do  formowania zdecydowanych plam, szybko się rozrastające, tworzące zwartą okrywę uniemożliwiającą rozwój chwastów, a zarazem znoszące dość dobrze niekorzystne warunki środowiskowe.  Projektowana roślinność charakteryzuje się ciekawym, kontrastującym zabarwieniem ulistnienia oraz obfitością kwitnienia."
Ok?
" Dodatkowo, nawiązując do historycznego założenia zaprojektowano ogród w stylu francuskim z formowanymi obwódkami z tawuły japońskiej ‘Albiflora’ i tawuły japońskiej  'Japanese Dwarf'. Charakteryzuje go regularność kompozycji oraz symetria dwuboczna względem głównej ścieżki."
Ok, chociaż "nawiązanie do historycznego założenia", opis "ogrodu francuskiego" (o_O) i dobór roślin na obwódki brzmi rozczulająco.
Spodziewacie się pięknego wnętrza ogrodowego? Ha- ha.
Zapowiadanych gatunków rodzimych- JEDEN na 71, jeżeli weźmiemy po uwagę odmiany, to 8/71.
Za to jest wybór odmian berberysów: 'PowWow', 'Green Carpet', 'Red Pillar', 'Bogozan', 'Pink Queen', 'Harlequin', 'Atropurpurea Nana'... w sumie tysiące sztuk. Chyba katalog się na berberysach otworzył. Na następnej stronie były irgi (Dammera i pozioma), na kolejnej tawuły (japońska 'Crispa', 'Genpei', 'Albiflora', 'Goldmound'...), na kolejnej kolorowe pęcherznice. Biedne dzieci. Te z placu zabaw. No i jeszcze ligustr. Ligustr w zieleni miejskiej musi być. Najlepiej w formie wyłysiałych od dołu i wygryzionych żywopłotów, otaczających trawniki, żeby nikto na nie nie wlazł. Tak w latach 70, jako i dzisiaj.
Znajdź JEDNĄ różnicę między zielenią miejską w Szwecji i PL... tam wiedzą, co czynią.
Jeszcze opis zabiegów pielęgnacyjnych:
 " Krzewy przycinać zgodnie ze sztuką ogrodniczą, aby uzyskane rośliny były odpowiednio zagęszczone oraz utrzymywały właściwe wymiary i formę. Dla krzewów kwitnących przeprowadzać cięcia w terminie zgodnym z wymaganiami poszczególnych gatunków tak, aby rośliny kwitły obficie i ewentualnie powtarzały kwitnienie."
A dalej jeszcze o przycinaniu tawuły 'Japanese Dwarf' do 50 cm (jakby kiedyś miała taka wyrosnąć), wałowaniu trawników 12 razy w sezonie (za to nawożeniu raz w sezonie), podlewaniu krzewów liściastych 8 razy w roku (!).
Inne przykłady. Czy wiecie, że odpowiednimi gatunkami roślin do wnętrza są: funkia, manna mielec i tatarak? Czy zakładając wrzosowisko posadzilibyście 5.25 szt. roślin/m2 licząc na to, że się zewrą? Czy uważacie, że w parku sensowne jest wycinanie wszystkich "samosiejek" poniżej 10 lat, nawet jeżeli drzewa z pierwotnych nasadzeń chylą się ku upadkowi i byłyby pięknie zastąpione?
A teraz należałoby zadać pytanie- co ja tu robię, zamiast wysyłać portfolia, cefałki, działać, robić coś, aby ktoś mnie zatrudnił do projektowania ww. zieleni, skoro tak się znam i mądrzę?
No właśnie?
Ja tu sobie bloguję i narzekam. Ale się zbiorę;-) Może.
To teraz optymistycznie. Detale by Kursanty:




Ładne:-]
Znalazłam fajny blog (właściwie ten blog znalazł mnie). Dużo tu moich myśli, ładnych zdjęć, wiele w powyższym klimacie (dyskusja o gustach, zieleń miejska, rajski ogród). Proszem, młodzi, a mogą. Tacy ogarnięci... Mało piszą, więc przeczytacie w pięć minut, nic nie boli.
I jeszcze jeden blog polecę- dżefko pokojowe Weganina, który mieszka z nami i Weganką, więc jak bym mogła go nie promować. Dobrze napisany, rewolucyjny niemal, ekstremalny w treści, jeżeli by u mnie brakowało wam proekologicznych treści (niebawem się pojawią...;-), to tam znajdziecie.
Zdjęć dzisiaj mało, wobec tego zapraszam do świata inspiracji...
A w najbliższym czasie- tylko wycieczki...
Pozdrówka, Megi.




5 komentarzy:

  1. Sławne już zdanie jednej z praktykantek n.t. mojej/naszej pracy: 'Wyobrażasz sobie TAKĄ pracę po studiach?!' :) Po czym pożyczyłam jej oszałamiającej kariery w BIURZE PROJEKTOWYM. Zero pokory, przychodzą, bo muszą. A potem na projektach zaobserwować można to, co już nie raz obserwowałyśmy ;] Milczę w temacie dokumentacji przetargowej. Nie twierdzę żem miszczem jakimś... ale na litość boską - widziałam kiedys projekt, w nim szpaler drzew, odległości zwymiarowane: 10,27; 10,33; 10,19... to faktycznie ZEMBY BOLOM. Więcej - te zemby niemiłosiernie nap*******jom!
    Ave UP, E.

    OdpowiedzUsuń
  2. Love your drawings! Great job!
    Hanna C

    OdpowiedzUsuń
  3. W projektowaniu ogrodu zielonam jak ta żaba :)
    Ale jeszcze kilka "zaocznych sesji" u Ciebie i może jakaś namiastka ogrodu u mnie powstanie :)
    Taki wiejski ogródek na piachach mi się marzy, żeby sie nie napracować a mieć :)
    A koty garażowe, to takie, chyba bezpańskie bo nie dają się głaskać ... chowają się jak wchodzę, zjedzą, popiją i idą sobie. Teraz jak takie mrozy to posypiają też. Mogą wchodzić dziurą, bo psy z jednej strony nie mają dostępu do garażu. Korzyść obopólna, bo żadnych gryzoni w garażu nie uświadczysz :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ave, Ewe. No, jesteśmy po studiach, no fak.;-p No i uwiera mnie trochu to, co napisałam... może się w końcu trzeba wziąć???
    Thanks a lot, Hanna!
    Mirko, zbieram się do wpisu o roślinach do "piaskowego ogrodu". Sprawdzę, gdzie ty mieszkasz w ogóle... fajne takie wolnożyjące, niezależne koty.

    OdpowiedzUsuń
  5. "...nie będę linkować do brzydkich rzeczy, ale wystarczy się rozejrzeć... niektóre mogłyby służyć jako instrukcja "jak nie projektować" i "jak nie urządzać ogrodu." No właśnie. Rozejrzałam się po okolicy, obejrzałam nowobogcką szmirę, za która nawobogaccy zapłacili kupę kasy, a co pewnie zaprojektowali ci, co ich nie podlinkowałaś, albo im podobni. Ja wiem, jak TO działa-fontanna, proszę bardzo, latarnia japońska, jest, kaskada, też i pozbruczek, a jakże. I tak upychają co się da, kasują i teraz mam dwie wersje. Albo pękają ze śmiechu, albo bardzo się wstydzą i nie przyznają.
    Dlatego nie skorzystałam. A na koniec powiem Ci,że wolę mój lasek z błędami, niż ich kaskady. Bo ja nie jestem projektantem, tylko zootechnikiem i nie muszę się wstydzić, ot co. A kłócić się z Tobą? No też coś! Chociaż kotów nie lubię, mimo profesji...

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)