poniedziałek, 1 lipca 2013

przez ile dróg

no, przez ile? żeby się odwiesić?
Uznałam, że 23 km bez żadnej tam zaprawy czy co będzie ok.
Ja tam bardzo bardzo nie lubię czytać, jak ktoś gdzieś pojechał, zobaczył, zwiedził, zjadł, po prostu nie dla mnie czytanie o podróżach. Zupełnie odwrotnie do samego podróżowania.
Zatem myślę, jak to napisać, żebyście przeczytali.
Może w formie komentarza do przewodnika, przygotowanego na okoliczność wycieczki zorganizowanej przez sekcję nordic walking Stowarzyszenia FAN Promocja Sportu. Był to szósty etap przejścia z kijkami Drogi Świętego Jakuba, na poprzednie etapy czaiłam się od wiosny, ale kurs ogrodowy bruździł.
***
Zaczynamy o 7 rano (w sobotęęęę!!!) na PKS we wro, jedziemy do Środy Śląskiej.
Kawa, pieczątki podbite na plebanii, rozgrzewka na skraju pól.
 "(...) W czasie dalszej wędrówki poruszać się będziemy boczną drogą, która dokładnie powtarza pierwotny przebieg Via Regia. Droga z twardą nawierzchnią prowadzi nas koło zagajnika. Kierujemy się w stronę widocznej wieży pałacu w Proszkowie."
"(...) Według rejestru Narodowego Instytutu Dziedzictwa na listę zabytków wpisane są:
kościół fil. pw. św. Anny z pierwszej połowy XIII wieku, przebudowywany w 1698 roku oraz w 1824 roku
zespół pałacowo-folwarczny, z drugiej połowy XIX wieku:
pałac, zbudowany po 1880 r.
park
mur ogrodzeniowy."

"(...) Po dojściu do wsi na rozejściu dróg wybieramy kierunek na lewo, brukowaną drogą. Po 200 metrach mijamy pałacyk z wieżą."
Przepiękna to wieś i nie zobaczyłabym jej nigdy w życiu, gdyby nie wycieczka, bo nie spodziewałabym się takiego zadupia i zarzecza w całkiem cyfilizowanej okolicy. Niewiele jest tam rzeczy młodszych niż lata 30te XX wieku, droga wiedzie przez środek folwarku, szkoda, że wszyscy na tych kijach tak zapierniczają, bo widoki widowiskowe.
Postemp się wkrada, droga jest taka rozkopana, bo najpotrzebniejszym działaniem wg siakichś decydentów okazało się pokrycie niezniszczalnej, ponadstuletniej kostki asfaltem w formie żwirku ledwie maźniętego smołą, który nie dotrwa do następnej wiosny.
W opinii uczestników wycieczki wieś zaniedbana, szkoda, że taka zaniedbana.
No może i szkoda, ale: domy schludne (chlujne;-))) i nie wyglądają biednie, droga do małej poprawki, tylko pałac i folwark sypią się, ale to dolnośląska norma.
"(...) W centrum wsi zwiedzamy romański kościół pw. św. Anny z XIV wieku."
Nie zwiedzamy, kościół jest tradycyjnie zamknięty. Wokół z satysfakcją odnotowuję wiekowe, pogańskie jesiony.
"Spod kościoła idziemy drogą nr 94 w kierunku Zielonej Góry. Mijamy transformator i skręcamy w drogę gruntową. Opuszczamy wieś i kierujemy się w stronę lasu."
 Ze śródpolnych, a nawet polnych zbiorników migrują małe ropuszki jak skaczące grudki błota, dopiero co wyrosły z kijanek. W lesie dołączą do nich małe żabki brunatne. Żaby zielone wciąż godują.
Klonowa aleja jest jak pieśń, chwalmy Pana.
"Przekraczamy nieczynną linię kolejową i przechodzimy obok leśniczówki."
"Wchodzimy do Wilczkowa."
"Przy kościele pw. Matki Boskiej Różańcowej skręcamy w prawo i wchodzimy na drogę asfaltowa w kierunku Malczyc."
Tym razem brzęczące lipy, nie jesiony.
"Po drodze mijamy po lewej stronie jeziorko, a po prawej wieś Rachów. Wchodzimy do miejscowości Malczyce."
Malczyce: duża wieś, od wojny mocno prawosławna (rezultat akcji Wisła, stąd cerkiew w poewangelickim kościele (projektu Hansa Poelziga!). Są na tyle duże, że pośród nieciekawej zabudowy znajdują się i perełki:
W Malczycach droga wpada do rzeki. To nieczynna przeprawa promowa.
"(...) W Malczycach można zobaczyć nieczynną cukrownie, zakłady papiernicze. Po minięciu ruin papierni skręcamy na wybrukowaną drogę w prawo, prowadzącą pomiędzy korytem Odry a wałem przeciwpowodziowym."
Bardzo nieczynne te fabryki. Wg uczestników duchy budynków robią przygnębiające wrażenie, a ta część miejscowości jest "brzydka".
Jeszcze kilka lat temu wyglądały całkiem całkiem, widać ślady walki, kolejnych wytwórni i hurtowni, nawet teraz coś się dzieje.
Ale się rozpadło.
Cóż się dziwić, we Wrocławiu ostatnio wysadziliśmy zabytek projektu Poelziga (znów, tzn. znów pana P. i znów zabytek, po cukrowni, rzeźni i tkalni), w Malczycach szkoda materiałów wybuchowych, samo sczeźnie.
Trochę inaczej na to paczę ostatnio, widząc, jak cukierkowo- styropianowo remontuje się niektóre zabytki, nie te, które na to zasługują, tylko te, które, entliczkpentliczek, miały więcej szczęścia.
Jest w tym pewna sprawiedliwość, w tym oddawaniu pola przyrodzie. I jakiś sens. I piękno. Na taki trop naprowadziła mnie Ania M. 
Agata, społeczna z wykształcenia, empatyczna z natury, widzi to inaczej, przez pryzmat ludzkiego losu, beznadziejnego bez pracy.
 Tak się stało, że świat odwrócił się od rzeki, nasza wielka i dobra Oder przestała nizać na siebie najbogatsze pałace, porty i fabryki.
I płynie tak samo, po staremu.
"(...) Rzeka oddala się w prawo, a my idziemy przez las do rozwidlenia z żółtą muszlą. Wybieramy drogę w lewo w kierunku Lubiąża. Omijamy opactwo, wybieramy drogę w prawo (jak znaki z białą muszlą). Przechodzimy pod wiaduktem, następnie kładką przez rów i dalej pieszym szlakiem żółtym. Dochodzimy do rozstaju dróg i skręcamy w lewo do Kwiatkowic. N początku miejscowości skręcamy w lewo lub prosto (jeżeli chcemy zobaczyć kościół św. Jadwigi lub zrobić zakupy). Obie drogi schodzą się za wsią i prowadzą do Prochowic."
 No i tutaj zonk, bo łęgowy las nad Odrą okazał się być zalany, co poprowadziło nas głównie asfaltami i brukami, i dodatkowymi kilometrami w południowym słońcu.
To jest prawdziwa pielgrzymka, zauważyła Agata, krew, pot i łzy, trud nieskończon.
Co nie świadczy o Agaty przekonaniach, ale o głębokiej rozkminie.
Do 30 km szukałam sensu.
Po co tak się spieszyć, zamiast podziwiać dzieło stworzenia i kontemplować jego przejawy. W końcu to pielgrzymka.
Chwalmy Pana, Kimkolwiek Jest, i róbmy zdjęcia.
Szczególnie jeżeli napotkamy cud, jakim jest Drzewo Chusteczkowe.
Przecież ja jestem niewierząca.
A jeżeli chodzi o odchudzanie, to skuteczniej jest kijkować trzy razy w tygodniu po godzinie, a nie raz w miesiącu do zdechnięcia.
Ja w ogóle czego innego szukam, nie chodzenie jest dla mnie wartością, i nie grupa, tylko te widoki, żabki i rośliny.
No ale sama bym się tak nie wybrała, a nie mam z kim chodzić.
***
Po 30 km okazało się, że pozostały jeszcze 4, takie nie do przejścia.
Zepsuły mi się stawy biodrowe, stópki nie chciały mnie nosić, łapki machać kijami, a przed oczami przeleciały mroczki.
Złapałyśmy stopa do Prochowic, kupiłam Kadarkę, zawiozłam się autobusem do Środy, gdzie zostałam znaleziona przez TP w poczekalni dworca
(telefon też się rozładował)
i zawieziona do Inkwi. Powitana brawami, nakarmiona, wykąpana, poczułam się jak młoda bogini (z naciskiem na młoda, i na bogini, bo jes, aj ken;-))
To, że dzisiaj nie poszłam na zumbę na Pergoli, to wina wina (Kadarka była czecia), a nie tam zakwasów.
A w ogóle to fajnie było.
Szło się wśród, i wśród zapachu, przytulii, cieciorki, nostrzyka, serdecznika, ślazu zaniedbanego, goździków kropkowanych, traganka, macierzanki, kozibroda, cykorii podróżnik, wrotycza, powoju polnego i zapewne wielu więcej, ale nie mam fotek i nie pamiętam.
 I w ciepełku lata.
Może to ma sens.
A poza tym, jak wdzięcznie zauważył VegAnin, niekoniecznie trzeba we wszystkim doszukiwać się sensu.
Za miesiąc i dwa mnie nie będzie, ale ostatni tegoroczny etap, do Zgorzelca- dlaczego nie?
Pozdrówka, Megi.


19 komentarzy:

  1. Z przyjemnością maszerowałam z Tobą. Aż poczułam w łydkach. A ja lubię rudery. pokaże kiedyśnasz dworek jaki był urokliwy a jak go "pięknie " wyremontowano pod okiem konserwatora zabytków oczywizda. Dużo wody w rzekach. Trochę przeraża.Mało roślin ale rozumiem ,że reszta gnała. Też zawsze jestem ogonem a potem zdycham doganiając resztę. Musimy się kiedyś razem wybrać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. musimy:-)))
      i musisz mi pokazać dworek.
      Rośliny, te najpiękniejsze, czyli MAKI, czekają do następnego posta.

      Usuń
  2. Przez ile dróg musi przejść każdy z nas
    By mógł człowiekiem się stać
    Przez ile mórz lecieć ma biały ptak
    Nim w końcu upadnie na piach
    Przez ile lat będzie ten kanion trwał
    Nim w końcu rozkruszy go czas
    Odpowie ci wiatr
    Wiejący przez świat
    Odpowie ci bracie tylko wiatr
    Przez ile lat będzie trwał góry szczyt
    Nim deszcz go na mórz zniesie dno
    Przez ile ksiąg pisze się ludzki byt
    Nim wolność w nim wpisze kto
    Przez ile lat nie odważy się nikt
    Zawołać, że czas zmienić świat
    Odpowie ci wiatr...
    Przez ile lat ludzie giąć będą kark
    Nie widząc, że niebo jest tuż
    Przez ile łez, ile bólu i skarg
    Przejść trzeba i przeszło się już
    Jak blisko śmierć musi przejść obok nas
    By człowiek zrozumiał swój los
    Odpowie ci wiatr
    Wiejący przez świat
    i ty swą odpowiedź rzuć na wiatr

    Nie wiem czy tytuł postu był przypadkowy, czy właśnie inspirowany tym tekstem, ale fajnie pasuje do relacji. Ja też z bólem serca patrzę jak takie "duchy" straszą i ulegają sczeźnięciu :( Za to widoki cudne a kaczuszki po prostu słodkie. A NW po prostu jest świetną formą relaksu, zwłaszcza w takim anturażu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście, że nieprzypadkowy;-)))
      a wspomniana pieśń była hymnem pewnego etapu mojego życia, hymnem stosowanym dość niefajnie, bo wbrew treści- tekst mówi o docieraniu do człowieczeństwa, a nie doskonałości, kiedyś opowiem:-)
      Gąsi one;-)
      Ja nie mam z kim się wybrać na kije w takie anturaże, dlatego to było dobre, a ty chodzisz?

      Usuń
    2. Ta piosenka zawsze (i nadal) wywołuje na moich plecach ciarki.

      No proszę jaka miastowa gęś ze mnie ;) nie potrafi ptaszków domowych rozpoznać.
      Chodzę, bardzo lubię byle nie po mieście w tłumie. Najczęściej po lasach i polach w Dolinie Baryczy :)

      Usuń
  3. No to teraz będzie za mną cjhodzić cały dzień ta melodia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak jak za mną.
      The answer, my friend
      is blowing in the wind
      the answer is blowing in the wiiind!

      Usuń
  4. Nigdy nie mogłam brać udziału w rozmowach o sensie życia i jego celu. Nie czuję takich tematów zupełnie.
    Za to czuję klimat zadupia! Ono jeszcze czasami potrafi być szczere, a ta szczerość i prawdziwość jest bezcenna. Wystrzyżone trawniczki z tujami u tych, którzy się odcinają. Gospodarstwa z wanną do pojenia zwierząt, mnóstwo sznurków z praniem i trochę złomu na podwórzu. Brzydota i zaniedbanie, które potrafią koić, a nie oburzać. Mieszanina blichtru, syfu i skromnej porządności.
    Każdy ma swoją granicę patrzenia. Ja mam ją daleko przesuniętą, za daleko zapewne. No, na pewno.
    Czuję też wędrowanie-mantrowanie. Tylko nie może być za szybko.
    Podziwiam, że tyle przeszłaś. Kadarka wlana w zmęczenie, zabiła by mnie na miejscu. Ostra zawodniczka z Ciebie!
    Nieczynne obiekty przemysłowe zachwycają mnie od lat. Zwłaszcza te, nie przypominające budynków mieszkalnych. Jestem zapaloną lofciarą i wszędzie widzę niesamowite wnętrza :)
    Teraz będę też widzieć, jak pięknie przyroda zawłaszcza odebrane jej kiedyś tereny. To będzie nowe - już się cieszę!
    Drzewo chusteczkowe fantastyczne! My od lat się dzielimy ze szpakami - góra ich, dół nasz. Tylko prania się wtedy nie da wieszać między czereśniami. Jest całe poplamione czereśniową krwią.
    Ściskam Cię!
    Widzę Cię wyraźnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a bywało, bywało, szybko nauczyłam się ucinać takie tematy, na szczęście w końcu wszyscy po prostu żyją, nawet jak nie znaleźli sensu, mają jakieś cele.
      Ja też klimat zadupia czuję, jak wiesz, i tę aspirację z tujami, wykoszonym ROWEM (to najważniejsze), anteną satelitarną (lepiej dwiema), wyrandapowanym, a najlepiej wybrukowanym betonową kostką podwórkiem. W garażu bmw starej daty, rozgrzebane, na łańcuchu amstaff.
      I to zadupie bez aspiracji, zawaliło się- niech leży, życie ograniczone do kuchni i podwórza.
      Obiekty przemysłowe są takie piękne, funkcjonalne, a przy tym zawsze mają jakiś były blichtr, jakiś detal i werk, który miał im dodać piękności.
      Wędrowanie to mantrowanie, dlatego zawsze jestem łostatnia;-) a wiesz, myślałam, że bardziej dam radę, a tu wciąż czuję w kościach. Jakoś tak ciągle mi się zdaje, że ojtam ojtam, młoda jestem, dziwią mnie ograniczenia mojego ciała. A może to tylko brak treningu:-DDD
      Nie lubię, jak ktoś wycina czy przycina czereśnię mówiąc, że za duża, że po co, że tylko ptaki się objadają;-p psi ogrodnika. Ale takie chusteczki to tylko połowicznie i miejscowo odstraszają, na szczęście.
      "Widzę cię wyraźnie" (:*)
      Bardzo ci dziękuję, Magdo, za to twoje pisanie, u ciebie, ale i u mnie. Bardzo.
      I ściskam.

      Usuń
  5. Trasa ciekawa, czasem zastanawiam się dlaczego ludzie lubią gonić.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie? dla mnie sport dla sportu nigdy nie był wartością. Wręcz przeciwnie, powiedziałabym, był pretekstem do hejterstwa. A jak sobie przypomnę Agatę i mnie, największe klasowe ofiary na wf, dupencje niezadowolencje wiecznie niedysponowane, to śmiać mi się chce, to nasze wcielenie musi być jakąś karą za grzechy w tamtym;-p

      Usuń
  6. A więc nie poszłaś na zumbę... od razu mi lepiej ( ja miałam dziś w robocie zumbę połączoną ze szkołą przetrwania, ale dałam radę; jutro riplej).
    Wilczków zupełnie inny, niż go dotychczas widziałam, ładniejszy. I ten piesek w oknie;)
    Bruki przecudne.
    I tak jak czytam teraz Twoją relację, powtórnie przeżywam dramatyzm sytuacji - Ty na dworcu w Środzie, telefony które się nie spisały... Ale dałaś radę i byłaś boginią i było cudnie i chlujnie! ;-D Nieprawdaż?
    Ściskam Cię czule;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dasz radę, jeszcze trochę, rób kreski na ścianie;-)
      Jeżeli chodzi o zumbę, to należy się wspierać w dobrym (dobru?), a nie złym (złu?), nie upiecze ci się, jeszcze będziesz miała brazylijskie pośladki;-ppp
      Dramatycznie to było przed sklepem w Kwiatkowicach- miałam nadzieję na podładowanie, Agaty telefon też się kończył, sklep zamknęli, te Prochowice nie wiadomo gdzie, a co dopiero Środa.
      Cudnie i chlujnie, prawdaż!

      Usuń
  7. Jasne, jasne... marzę o zumbie i pośladkach ;)
    Dałam radę dziś jeszcze... aby do łykendu ;-D
    Aby!

    OdpowiedzUsuń
  8. Cóż za wyprawa godna pochwały, szkoda, że tak wiele niszczeje tego co piękne.
    Podziwiam i duże ukłony za wytrzymałość ja bym padła na cycki :)
    Bardziej rower niż kijki ale byłaś dzielna i przyniosłaś nam świetny fotoreportaż.
    Jest co podziwiać. Trzymaj się ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  9. W leśniczówce, w Wilczkowie, pozdrawiamy leśniczego Jacka i żonę Elę, gdyby przypadkiem była obok, na podwórku:)

    Pozdrówka Megi z Giebułtowa
    ewa

    OdpowiedzUsuń
  10. Znów się przez Ciebie popłakałam:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zawsze takie pielgrzymki kojarzyły mi sie z rajdami. Ludzie - w większości- idą, ba!lecą przed siebie, nic wkoło nie widzą, depczą po chrząszczach i innych stawonogach. Do tego czasem hałasują (bardziej ci rajdowi).
    Generalnie czasy rajdów mam już za sobą, na pielgrzymki nie chadzałam ;)
    Wolę samotne wyprawy, w ciszy i żeby mnie nikt nie poganiał.
    Kadarka by mnie za mocno zmiękczyła, ale zimny Kasztelan z Sieerpca ?- czemu nie!

    OdpowiedzUsuń
  12. Trafiłem przez przypadek, nie żałuję, pięknie jest. Wspaniała wyprawa. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)