wtorek, 24 czerwca 2014

służbowo w Izerii.

Tak mnie się fartnęło, że bywam z okazji kolejnego Wielkiego Projektu.
W maju i w czerwcu, w deszczu, upale i w burzy.
(ja JUŻ tęsknię za tą majową zielenią...)

(jak pięknie i miękko układają się kostrzewy i jagodniki na tych starych murkach)
(łan morskiej trawki, czyli turzycy drżączkowatej, Carex brizoides. Naprawdę powinno się ją stosować w ogrodach.)
(w maju jak spokojna woda...
... w czerwcu wzburzone fale!)
Na początku lata murki utonęły w mgiełce kostrzewowych kłosów i ziół.
 Na tej wysokości rośnie wszewłoga górska. Zapomniałam już tych górskich roślin, wydawało mi się, że nazywa się marchewnik, ale nie, to Meum athamanticum pszeciesz, ma liście "delikatne w dotyku, kształtu jajowatego, wąskie, wielokrotnie pierzastosieczne, na długich ogonkach, bardzo obficie podzielone na nitkowate odcinki. Najcieńsze końce blaszki są włosowate. (...) Roztarte liście wydają bardzo przyjemną woń." (wiki). Niektórzy zebrali je w celu wykonania pesto:-)
(aczkolwiek "Nie zaleca się samodzielnego zbierania wszewłogi górskiej z powodu możliwości pomylenia jej z trującymi gatunkami roślin baldaszkowatych.", wiki jw.)
 Zakwitła także przytulia hercyńska (chyba to ona, w każdym razie tak ją pamiętam z Karkonoszy).
 Oraz naparstnica purpurowa, dzwonek rozpierzchły i takie tam.
 Po prostu niektórzy tak mają na działkach;-)
I, jak wiadomo- najważniejsze- nie spieprzyć. Żadnych tulejników ani peltoboykinii, choćby kusiło. Tylko normalne, pospolite różaneczniki, co tam sobie rosną bez problemu.
Niektórzy sobie kicali po hałdach
 ja jednakowoż założyłam biuro
 z widokiem.
 W biurze odwiedziła mnie Inkwi.
 Z owcą, bo nie wiedzieć czemu wszędzie się wozi z owcą.
Do lokalu jednakże z owcą nie chciała. Ciekawe, w końcu ile taka owca zje.
A szkoda, bo w miejscowości poniżej, w całości dedykowanej niemieckim turystom, wnętrza gastronomiczne zrobiły się całkiem całkiem, jak poniżej- dużo oryginalnych elementów, pewna surowość i nieremontowność, szczerość materiału, nawarstwienie zaszłości.

Tak że.
Oczywiście wizyty w Inkwizytorium również miały miejsce. Za krótkie, bo za krótkie, ale Inkwizytorium na nudę i brak gości nie cierpi:-)
Adka- Thrima pokazała już swoje konie szalone, to i ja mogę.
 No CZYŻ NIE PRZESŁODKIE? Sama niewinność, w ogóle nie wyglądają na takie, co uciekają do Mlądza.
Łowce, Które Zawiodły Inkwi Swoją Obojętnością I Dzikością, wyglądają tak:
 I doprawdy niewiele potrzebują od człowieków.
Na przykład człowieki dają chleb suchy w żółtej misce, a łowce:


I tyle.
 Łowce, jak już wiadomo, nie są też bezobsługowe.
A nawet bywają bardzo obsługowe, tak bardzo, że ich pańcia nie ma czasu zrobić sobie herbatki:-)
(pyszczek lamowy:-))
 Po drodze do domu jest pchli targ w Cieplicach...
(siakiś taki surrealizm...)
I cudny las.
Żałuję, że nie odkryliśmy go wcześniej- żywce cebulkowe i dziewięciolistne zdążyły już przekwitnąć- i nie eksplorowaliśmy głębiej, bo nie spotkaliśmy storczyków.
Chciałabym odwiedzić we wszystkich stadiach...
Tak wyglądał w maju.
Niby buki, ale to porządny fragment grądu.
Owocujący żywiec dziewięciolistny,
rozmnóżki żywca cebulkowego,
kwitnący czworolist pospolity
przekwitnięty szczyr trwały i zapowiedź następnego etapu- lilia złotogłów w pąkach.
Czosnki niedźwiedzie rosną nawet na drogach.

I wszędzie.
 Ogólny zapach czosnku z miodem panuje.


 Wiem, strasznie tu czosnkowo, ale to takie...
 ... czosnkowe niebo;-DDD
W czasie lilii, czyli TERAZ, w lesie jest dużo ciemniej.
(zresztą i pora zdjęciowa była taka... przedzachodowa;-))
 Złotogłowy więc na zdjęciach z lampą, pojedynczo, nie widać tych łanów
 a przede wszystkim- nie czuć liliowego zapachu!
Chociaż wiadomo, że przy takiej obfitości kwiatów musi być. Mocny, ale bardziej wodny i leśny, niż lilii ogrodowych.
W ogóle to są prawdziwe kwiaty paproci:-)
hmmm, to może by tak do Izerii w weekend?
Pozdrówka, Megi.

26 komentarzy:

  1. Łowce bezobsługowe, to mi się kojarzą z przychodem pasywnem :-)))
    Wbrew nazwie trzeba się przy nim narobić :-)))
    Ech takie piękne zdjęcia ...
    Sama natura i taka naturalna :-)))
    Jak Ty je robisz ??
    Piekne wyszły...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. same się robią:-DDD
      po prostu robię je ciągle, dużo i wybieram. No a przede wszystkim to zasługa pięknych miejsc i światła.
      hm, a ja myślałam, że przynajmniej przychód pasywny jest pasywny... hm.

      Usuń
  2. Jaki piękny post! I jak pięknie wokół Ciebie. Ależ cudowna zieleń, a czosnki niebiańskie... też mam i z roku na rok jest ich coraz więcej :)
    Łowce niesamowite i w ogóle, kiedy tu zaglądam to mnie tak sentymentalizuje.... uuuuu...., że aż boli ;)
    PRZECUDNIE focisz nature i twoje odrody... Ogrody to podstawa, czyż nie?

    Pozdrówka z mocno przewietrzonej rzeczywistości niebiesko/żółtej <3
    Halina
    PS
    Zmieniłam adres bloga, ale chyba działa, kiedy się na mnie kliknie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. działa, działa.
      Piękna jest twoja żółtoniebieska rzeczywistość. No nie mogę odżałować światła Danii.
      I jak TY to mówisz, że zdjęcia... no... nie ma lepszego komplementu.
      Ogrody to podstawa, pod warunkiem, że to nie tylko ogrody:-)

      Usuń
  3. Kawał pięknej przyrody. Ty Megi masz dar do otwierania innym oczu na otaczający świat ...
    Łowce Inkwi prześlicznej urody, a maluch z butelką rozczulający.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. piękne miejsca to są:-)
      a Łowce cóż. Same dla siebie. Nawet mała łowca ma mamę Krimę, nie Inkwi.

      Usuń
  4. Cóż to za łowce co to wyglądają jak kozy. No chyba ,że się nie znam.Nacieszyłam ślepka .Ja w sobotę się zwlekłam z kanapy i zmierzyłam się z Doliną Eliaszówki. No niestety zdjęcia nie wyszły bo ciemno w buczynie ale liliowy bukiet przywlokłam. Żartuję. Powąchałam tylko.Chętnie bym się wybrała na jagody na te murki.Mówisz , że wybierasz się w weekend? A starocie też będą ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale pachną, prawda?
      No to tak. W niedzielę w najgorszym razie się wybieram. Starocie są zawsze, w "Naftalinie", ale podobno takie bardziej wypasione. Ten targ w Cieplicach chyba w każdy weekend jest. Pszyjedziesz?

      Usuń
  5. Posadowienie Twego biura - cudowności!
    Bardzo mi się podobają spokojne i niespokojne morza traw.
    Inkwi, to już właściwie nie pasterka owiec, tylko owieczkowa mama. Jeju, jak to jest tak być?
    Ł.K.Z.I.S.O.I D. mają piękne dumne twarze i nie potrzebują. Jak przyjdzie zima, to może spuszczą nieco z tonu, bo osobiste wygrzebki spod śniegu im zapewne nie wystarczą. Ale śliczne są chłolery jakniewiemco!
    Przy nich, najdziksze i najbardziej nieprzystępne kozy, to przylepy i przytulaki! Ciekawe czemu łowce są takie nie chcące?
    Samych dobrych rzeczy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pani, od której je kupiłam, mówi: "niech im pani zaniesie suchy chlebek, najlepiej w żółtym wiadrze, bo one lubią żółte wiadra... i wtedy się oswoją"... ha.ha.
      Bycie mamą owieczki jest super. Ale bycie mamą owieczki-bez-nóżki jest pełne troski i lęku. Mimo to - cudowne ;)
      Inkwi

      Usuń
    2. Moje uwielbiają natomiast niebieski i czerwony kolor. Ale tylko na pasterce. Żadne wiadra. Żadne chleby. One nie są przekupne. Tylko dobra literatura i muzyka.

      Usuń
    3. takie trawy bym chciała mieć na co dzień, w biurze i nie w biurze.
      Kozy są przytulne i zaczepne, to wiem, ale też myślałam, że łowce są bardziej proludzkie. No i nie wiedziałam, że chleb i żółte wiadro było takie chytrze przemyślane;-)
      A łowce Rogatej to jakieś perwersy.

      Usuń
    4. Jaki pan , taki kram? :-D

      Usuń
  6. Ale fajne zdjęcia! A Twoje na czosnku (szczególnie to pierwsze...!) ...Ha! I az slinka cieknie na sałatke...!
    W ogóle fajnie..!
    padre

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja muszę pisać komentarz z labcia padrowego, bo u mnie się nie ładuje...
    To po pierwsze: czosnek! Ja chcę do czosnkowego nieba!!! Następnym razem proszę mnie tam zabrać!
    Po drugie: z łowcą muszę się prowadzać, bo jestem jej stadem (no, częścią stada, ale nieodzowną).
    Poza tym pesto nie zrobiłam, bo już w domu "marchewnik"... stracił aromat. Hm.
    Zdjęcia zjawiskowe, ale Ty tak masz. Widzisz lepiej ;)
    A tak w ogóle weekend w Izerii koniecznie! ;-)) Łowca już prawie daje spać (śpi obok łózka, po mojej stronie). Tak więc ścieleę Ci łóżeczko!
    Ściskam czule, Inkwi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawe, mnie się zalogowało, a u niego anonim... ;)

      Usuń
    2. a nie, nie anonim, tylko stachu...
      Czosnek. No jakbyś GDZIEŚ chciała pojechać, a nie tylko się ulungać z łowcą, to jak najbardziej, pszeciesz. Ciekawe, czy w Lwówku w sklepie lubią łowce. Albo Pod Czarnym Krukiem.
      A ja zapomniałam narwać marchewnika, żałowałam, ale VegAnka mnie ostrzegła, że przecież większość baldachów to zło (cykuta np.)
      Weekend to tak: VegAnka ma ćwiczenia terenowe, będzie mieszkać w schronie Orle. I chcieliśmy ją zawieźć w piątek, ale w sobotę TP musi być w pracy. Więc przyjechalibyśmy was odwiedzć w niedzielę i zabrać V. Albo przyjadę w piątek:-)

      Usuń
    3. W piątek lepiej ;) i zostaniesz do niedzieli.
      A to ja jestem 'stacher', a on anonimowy!

      Usuń
    4. Zamiast mieszać na lewo i prawo, przyznaj się , że masz rozdwojenie jaźni.:-) Inkwizycjo.

      Usuń
  8. O Megi Moher! Dobrze mi robisz na światoogląd!

    OdpowiedzUsuń
  9. O ja pierdziu ile czosnku niedźwiedziego! Ja też taki chcę!

    OdpowiedzUsuń
  10. Zachwycające zdjęcia!!! Łany turzycy wyglądają obłędnie:) Nigdy też nie widziałam tyle czosnku w jednym miejscu!!!
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale masz wypasione meble biurowe! I gabinet po horyzont! Kupisz se jeszcze zegarek za 1800 i posłanka jakaś od zieleni będziesz, jak nic!
    Żartuję, wiem, że Ty tylko słońcem czas mierzysz, a komórkę ładujesz energią ze strumienia.
    Piękne, pani, wszystko piękne, a murki najpiękniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wypatrywałam lilii złotogłowych na Pogórzu, ponoć miało być ich dużo, tam, gdzie zawsze, a ja znalazłam tylko jedną, za to żółciutkich omanów i różowych goździków przemnóstwo, bo to taki skrawek podolskich stepów koło nas; hołubicie czarną owieczkę, a u nas był biały baranek, też karmiony butelką, bo owca nie chciała go; łaził potem za nami, meczał jakoś tak mizernie, ale dziadkowi podcinał kolana znienacka, łupiąc od tyłu rogami; wdzięczne to stworzenia, strasznie żal potem rozstawać się z nimi; a czosnek niedźwiedzi już wysypał nasionka, szkoda, że to tak szybko leci; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Megi ja to bym z Tobą po Dolnym Śląsku mogła nonstop się prowadzać. A foty to Ty cykasz po prostu coraz piękniejsze. to źdźbło trawy w kroplą rosy.... pyszności. :-) Ściskamy

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)