piątek, 7 listopada 2014

nie do ogarnięcia

nie mam siły na więcej, niż przeklejenie z fb apdejtu pod zdjęciem VegAnki, dla niefejsbukowych czytaczy.
Tydzień temu zamieściliśmy tam takie ogłoszenie:

ZAGINĄŁ! - WROCŁAW, KRZYKI (okolice ul. Skarbowców i Krzyckiej). 28.10 zaginął nasz kot Puszkin (reaguje również na Puszek, Puszeczkin). Puszkin wyszedł z domu po "obiedzie", 28.10 (wtorek) między godziną 16-17 i do tej pory nie zjawił się w domu. Co prawda zdarzało mu się już wcześniej znikać, ale nie przy takiej pogodzie. Nie miał też powodów, żeby się na nas obrazić. Puszek jest dużym 6-letnim kocurem (obecnie jest nieco szczuplejszy niż na zdjęciu) o bardzo gęstym futrze. Jest alergikiem i często "łapie" infekcje dróg oddechowych, dlatego czasem chrapliwie oddycha. W taką pogodę mógł już się zaziębić, więc zapewne już jest zasmarkany i załzawiony  W takim stanie sprawia wrażenie bardzo chorego - może ktoś wziął go za bezdomną bidę i zabrał go do domu... Być może został zamknięty przez przypadek w komórce/piwnicy/garażu...

UPDATE - 2.11.2014
Dostajemy wiele zgłoszeń o rudych kotach z bliższych i dalszych okolic - wszystkie informnacje na bieżąco sprawdzmy. Niestety żaden z tych kotów nie był Puszkinem  Niektóre z tych rudzielców swoje domki mają, inne prawdopodobnie swoje domki zgubiły... Mamy nadzieję, że znajdą swoich pańciów wkrótce... 
Dziękujemy za wszystkie zgłosznia - każda taka informacja jest dla nas na wagę złota! Dostajemy również odpowiedzi od naszych dalszych sąsiadów, którzy Puszka kojarzą - dzięki temu możemy stworzyć mapę ulubionych miejsc i wędrówek Puszkina, a co za tym idzie efektywniej go szukać. 
Mieliśmy sygnały, że Puszkin kręci się po osiedlu Przyjaźni - niestety wczoraj okazało się, że to nie nasz Puszek. Puszkiem nie jest również kocur z ulicy Deszczowej - znamy tego pana od dawna. Były doniesienia o dorodnym rudym kocurze na parkingu Lidla przy ul. Powstańców Śląskich. Ale jakim cudem Puszek by tam zawędrował? Bardzo boi się samochodów... Może ktoś lub coś mu "pomógł" w tym... Będziemy sprawdzać ten trop.

Sprawdziliśmy ten wątek, i wiele innych... rudy kot pod kościołem, koło szkoły, tu i tam...
wczoraj odebrałam telefon

PUSZKIN NIE ŻYJE. 
Dostaliśmy telefon, że na opuszczonym terenie za naszym domem znaleziono zwłoki rudego kota. Niestety okazało się, że to Puszkin. Zwłoki zostały ewidentnie podrzucone, wyrzucone jak pozostałe śmieci do dołu. 
Sekcja wykazała, że Puszkin zmarł wczoraj po południu. Jego żołądek był wypełniony kocią karmą, zjadł swój ostatni posiłek niedługo przed śmiercią. Puszek był karmiony regularnie. Wskazuje to na to, że Puszek był przetrzymywany od zaginięcia u kogoś w mieszkaniu. Wskazuje na to również brak wydzielin wokół nosa i oczu - gdyby Puszkin ostatni tydzień spędził na zewnątrz zapewne byłby już przeziębiony.
Sekcja nie wykazała żadnych nieprawidłowości, żadnego urazu, otrucia... Istnieje hipoteza, że w wyniku silnego stresu astma Puszkina przybrała na sile i kot się udusił. 
Osoba, która Puszka przetrzymywała musiała go UKRAŚĆ niemal spod naszego domu. Puszkin nie oddalał się od domu. Musi mieszkać w okolicy (pozbyła się zwłok na lokalnym dzikim wysypisku). Więc musiała widzieć nasze ogłoszenia! Musiała przeczytać, że Puszkin potrzebuje opieki weterynaryjnej! Ale tak naprawdę czy trzeba przeczytać ogłoszenie, żeby wpaść na to, że z kotem z dusznościami trzeba jechać do weterynarza?!
Jak bardzo musiał być przerażony nasz kot, jak bardzo musiał tęsknić za domem, za swoimi kocimi przyjaciółmi, za nami, żeby musiało do tego dojść... 

i tak się skończyła ta historia.
Nie ma możliwości, żeby było inaczej.
Nie tak na przykład, że był gdzieś przypadkowo zamknięty, wypuszczony, nakarmiony i wracał do domu, i coś mu się stało.
Wśród tych wszystkich dobrych, pomocnych ludzi mieszka psychopata bez wyobraźni, gnój bez serca.
(tu można przeczytać komcie na fb)

Tego wieczora, kiedy Puszek zniknął, wyraźnie i nagle go zabrakło. Budziłam się w nocy i nadal mocno zdawałam sobie sprawę z braku. Rano dalej wszystko było nie tak.
Dlatego od razu zaczęłam go szukać, chociaż nawet dwudniowe zniknięcia były w normie, a w ciepłych porach roku koty swobodnie wchodzą do domu i z niego wychodzą.
Puszek był jednak nawet w tych swoich nieobecnościach bardzo OBECNY, gdzieś blisko, chociaż niewidoczny.
Jest mi tak źle, że go nie uratowałam. Że czekał na nas, wciśnięty w jakiś kąt, pod szafę czy łóżko, i nie mogliśmy nic zrobić.
Nie mogę myśleć o dobrym życiu, jakie miał, tylko o tym, jak bardzo się bał i był nieszczęśliwy przedwczoraj.
A teraz pomyślcie o zwierzętach, tych głupich, zależnych, niższych istotach bez uczuć, na których przeprowadzamy badania i eksperymenty. Co muszą czuć i myśleć, o czym nie chcemy wiedzieć.
Nie tylko koty.
Jutro cię pożegnam, Puszku.
Pozdrówka, Megi.

37 komentarzy:

  1. Przykro mi Megi, trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Boże, nie jestem aniołem,
    dziś niewielu jest takich na świecie,
    może ci, co na ziemskim padole
    pokochali zwierzęta i dzieci.

    Panie Boże, powiedziałeś „Proście”,
    rzekłeś „Proście, a będzie wam dane”…
    Wiesz, że wczoraj po Tęczowym Moście
    szedł do Ciebie mój kot ukochany?

    Panie Boże, poznasz go z łatwością,
    miał sierść jedwabistą, cztery łapki, ogon,
    proszę, o Panie, zawołaj go głośno,
    bo miał w zwyczaju nie słuchać nikogo.

    Panie Boże, nie proszę dla siebie,
    znajdź mu jakąś osobę przyjazną,
    by głodny i smutny nie był i żeby
    przy kimś bezpiecznie mógł zasnąć.

    Panie Boże, a gdy tak się stanie,
    że i mnie zabrać stąd będzie trzeba,
    pozwól, by wyszedł mi na spotkanie,
    kiedy będę wędrować do nieba...
    Gość

    Mi bardzo pomógł ten wiersz po stracie mojego zwierzaka. Pozdrawiam serdecznie. Iwona

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogromnie Ci współczuję, Megi....
    Anonim z Zarośli

    OdpowiedzUsuń
  4. Smutne i wściekłe myśli mam. Współczuję...

    OdpowiedzUsuń
  5. To rozwiązanie, które uważasz za niemożliwe, jest całkiem możliwe.
    Pozegnaj ode mnie Puszkina. Kładę rudy kamyczek na jego grobie.
    Kochana, nie zatruwaj się wyobrazeniami jego cierpienia, może umarł spokojnie i cichutko.
    Ściskam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie jest możliwe, jeżeli myślisz o tym, że był zamknięty, wypuszczony...
      sekcja wykazała, że był regularnie karmiony. Poza tym nie umarł tam, gdzie go znaleźliśmy, był tam podrzucony, miejsce i poza na to wskazują.
      Niestety. Wolałabym o tym nie wiedzieć i nie myśleć.
      Pożegnam, także od ciebie:*

      Usuń
  6. Megi trzymaj się i pozwól sobie na złość i smutek.....

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo,bardzo mi przykro....
    A tego ludzia żeby piorun strzelił...

    OdpowiedzUsuń
  8. Przecież nie mogłaś zrobić nic więcej. Nie ma w tym Twojej winy, że wśród ludzi zdarzają się chuje. Szkoda Puszka, ech...
    Utulam, tęsknię.

    OdpowiedzUsuń
  9. przeczytałam ze ściśniętym sercem :( nie jestem w stanie pojąć jak można świadomie "wyrwać" zwierzaka z jego domu, z miejsc które zna, od ludzi, którym bezgranicznie ufa. ja odchorowuje każdorazowe zostawienie kota na pol dnia u weterynarza.
    niestety wiem jakie to uczucie "wiedzieć", ze to jest właśnie ten raz gdy kot wyszedł i już nigdy nie wróci. moje koty łazęgują na potęgę, idą sobie i wracają ale pewnego dnia przychodzi ten raz gdy widzę je na zakręcie drogi po raz ostatni. potem jeszcze przez wiele dni szukam i wołam ale wiem, ze na próżno. okropny ból.
    pożegnam jutro rudego Puszkina z moja bandą.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wyjątkowo lubiłam Puszkina i choć wszystkie Twoje kocurki są urocze to Puszek wiesz, że zajął wybitne miejsce w moim sercu. Tulimy i także uwierzyć nie możemy. Wiem, że to trudne ale postaraj się jednak skierować myśli do tych chwil szczęśliwych, kiedy był u Was i miał najlepsze życie z najlepszych.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wczoraj modliłam się o niego. Że jeśli jest bóg, to żeby znalazł zadośćuczynienie za to, żeby dał mu gdzieś szczęście.
    Taka dziecinna modlitwa, ale to jedyne, co można zrobić, by próbować znieść coś takiego.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie mogłaś nic zrobić. Ktoś zrobił niebywale głupio i nieodpowiedzialnie - nie wykazał się nawet zwykłym rozsądkiem i empatią kiedy coś poszło nie tak i potrzebna była pomoc weta. Za to w tchórzostwie i cynizmie zdobył palmę pierwszeństwa...Wiem co czułaś - mam zawsze to samo jak mój Pan Kracy spóźnia się na posiłek - on nie śpi w domu, czasami pogrzeje się godzinę i spada na dwór. Po nocach słyszę jak się tłucze z innymi kotami, a ja później rany leczę...ale jak się spóźnia, to czuję strach, że tym razem oberwał nieco solidniej i na kuśtykaniu czy zakażeniu ran się nie skończy. Ale na sznurku nie uwiążę przecież...
    Megi, bardzo Wam współczuję:(

    OdpowiedzUsuń
  13. Okropne to pustke od razu sie czuje i trudno dojsc do siebie i nawet po latach ciagle sie porownuje tego ukochanego zwierzaka do innych, bo kazdy z nich jest inny. Ja do dnia dzisiejszego nie moge odrzalowac naszego niezaleznego pluszaka. Ale... moze ta osoba byla starsza i byla samotna. Myslala, ze przygarnia zagubionego kota z okolicy i karmila Puszka. Jakby to byl psychopata to by jeszcze mu cos zrobil. Nie bronie tej osoby ale ludzie na ogol malo maja wyobrazni. A dodatkowe oplaty na weterynarza nie pokrylaby emerytura. Pozatym osoba starsza nie zwraca uwagi na ogloszenia na slupach albo tez nie dowidzi opisu. Osoba starsza nie kopie tez grobu chyba ze ma dzialke przydomowa. Na ogol jak osoby cos takiego zrobia to wracaja w to miejsce. Bardzo mi przykro Megi. Musisz sie trzymac aby opiekowac sie innymi, ktorzy cie bardzo potrzebuja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mogło... by tak być.
      Tylko jeszcze coś. Inkwi zwróciła mi uwagę na fakt, że ten ktoś podrzucił ciało Puszka tak, żeby został znaleziony.
      Mogłoby to wskazywać na to, że chciał go mieć i nie zamierzał oddać (i czytał ogłoszenia), a skoro stało się tak, jak się stało, to chciał, żebyśmy wiedziały.
      Gdyby nie chciał, to by wyrzucił w worku do śmietnika pod domem albo tam, ale w worku.
      Jeżeli mieszka w bloku, to grobu faktyczne nie mógł wykopać.
      Może chciał, żebyśmy nie trwały w niepewności.

      Usuń
    2. Podobne myśli przyszły i mnie do głowy.
      Ściskam.

      Usuń
    3. Właśnie o taką wersję mi chodziło

      Usuń
    4. Emeryt/ka nie utrzymałaby Puszkina na rękach. Był baaardzo silny, jak mało który kot, serio. A brak funduszy nikogo nie usprawiedliwia - jak się ma pod opieką jakiegokolwiek stwora i się go naprawdę kocha, to się zawsze znajdzie sposób, żeby mu pomóc. Tacy ludzie szukają pomocy, gdzie się da, byle zadbać o swoich zwierzęcych przyjaciół. Wokół mamy cudownych wetów, którzy dają zniżki takim osobom, rozkładają płatności na raty, leczą kocie bidy pół darmo albo nawet i darmo (nasze stadko też korzysta, a niby jak dajemy radę). Wielu widuję emerytów w lecznicach dla zwierząt, często dbają o swoje zwierzątka lepiej niże te nowobogackie dupki z rasowymi pieskami, które mają po prostu "pasować" do ich wizji domu i rodziny...
      Osoba, która nam Puszka zabrała musiała być bardzo silna i zdeterminowana, chytra, mieć raczej doświadczenie z kotami, bądź być z góry przygotowana (transporter lub samochód), a może i to i to. Puszka nie dało się ot tak po prostu złapać i zabrać sobie do domu...

      Usuń
    5. I ja tak myślę.

      To psychopata.

      Usuń
  14. Strasznie współczuję, chociaż nawet kociarą nie jestem.Jednak to był piękny rudzielec. Liczę na to, że z czasem wyjdzie na jaw kto to był i że urządzisz mu/jej piekło. Watka stara się wytłumaczyć kto to mógł być i wszystko by pasowało, gdyby nie to podrzucenie już po... Za jaja takich wieszać normalnie :(

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak, to nie o ogarnięcia! Biedny, kochany Puszek. :((((((((( Serce mi pęka.
    Pewnie podobna podła osoba trzyma mojego kota, który całe 9 lat spędził z nami, kochany, rozpieszczany, miał dom, miał ogród, miał nas. Nie mogę nawet myśleć o tym jak mu jest. Czuję, że żyje, czuję, że ukradło go jakieś bydle, ta niepewność mnie rozwala Nawet teraz zaraz łzy mi lecą.
    Przynajmniej wiecie. To nieodwracalne, ale przynajmniej wiecie.
    Współczuję wam, bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcieliśmy wierzyć, że Puszkin się przyzwyczai do nowej sytuacji, że w końcu będzie szczęśliwy... Nie tak szczęśliwy jak dawniej, no bo przecież bez swojego ogrodu, bez swoich kocich przyjaciół, bez swojego gryzoniowego pokoju rozrywki, bez nas... Ale jednak. Bo przecież osoba, która tak bardzo chciała go mieć, musiała na swój dziwaczny sposób kochać zwierzęta... Ale okazało się inaczej...
      Wydaje mi się, że to wynika z jakiegoś durnowatego przekonania, że koty nie do ludzi się przywiązują a do miejsc. No bo takie pies na przykład, to by przeżywał taką sytuację. Ale kot? Kot się jakoś przyzwyczai. A każdy zżyty ze swoją rodziną kot przeżywałby przecież takie coś... Puszkin miał tego pecha, że był wyjątkowym panikarzem i tchórzem. Mało kto kojarzył go od tej strony, bo przecież taki duży i dostojny kocur... A tak naprawdę on cały czas był naszym rozwrzeszczanym dzidziusiem.
      Okropne były ostatnie dni i chyba wciąż nie wierzę w to co się stało. To na mnie (i na S.) spadła niestety identyfikacja zwłok i sekcja. I śni mi się to po nocach. Ale wolę wiedzieć. Skoro i tak już do tego doszło, to wolę wiedzieć niż wciąż na niego czekać czy łudzić się, że jest szczęśliwy. Mimo, że nic nie możemy zrobić, że nie do końca wiemy co się stało...
      Mam nadzieję, że Kayronowi się udało. To nigdy nie będzie te dobre życie, które znał, ale... Ważne, żeby żył. I żeby nikt go nie skrzywdził.

      Usuń
    2. Już zaraz mija trzy miesiące jak go nie ma. :(
      Przykro mi z powodu Puszkina, trzymajcie się tam, czas trochę to oswoi.
      :(

      Usuń
    3. Ja raczej myślałem, że musiało go auto przejechać, bo ciemnoty jeżdzą po drogach jak wariaty, nic ich nie obchodzi -jadą i potrącają kota i nawet tego nie zauważają-jest pełno takich nieszczęść. Ale to co tutaj przeczytałem to jest wstrząsające!
      I koty przyzwyczajają się I DO MIEJSCA I DO WŁAŚCICIELA. Kotek jak był wieziony do nowego domu to płakał bo nie chciał jechać, jak przyjechał to był w szoku w nowym miejscu, chował się pod łózko, nie wychodził z pokoju, przez 3 dni się przyzwyczajał i ratowało tylko to że mógł do pana się przytulić i na łózku razem leżeć i się przyzwyczaił. Ale do obcej osoby to by się bał zupełnie. I swojego poznaje. Kocica z sąsiedztwa wybrała sobie przychodzenie do nas i nawet jak się w nocy skądś wraca a ona na polu to biegnie, poznaje i robi "miooow" żeby ją wpuścić, bo ona chce się ogrzać, pojeść. Ale nikt jej nie zamyka i tylko podejdzie pod drzwi, okno-to się otwiera żeby swobodnie wyszła. A jak chce wejsć to przecież nie wygonię i jak je to tez nie wygonię.
      Kiedyś mieliśmy inne kotki to też podróżować nie lubiły ale u rodziny to po schodach biegły bo drugie miejsce poznawały, ale biegły do swojego pana i poznawały, przyzwyczajone były do człowieka. Uciekać to uciekały jak swoim instynktem poczuły, że się będzie je w podróż brało-bo nie cierpiały podróżować. Ale lubiły i człowieka i swoje miejsce.
      mark-y

      Usuń
    4. Nam tak zaginął kocurek kilka lat temu, pewnie pisałam to w jakimś komentarzu u Megi ... a może nie wspominałam ? W każdym bądź razie nie było go ze dwa miesiące, ale u mnie brak domostw, bardziej łąki i takie tam nieużytki. Oj, chodziłam i nawoływałam, nie traciłam nadziei. Pamiętam ten ból, wynikający z niepewności o jego los. Czy żyje, czy nie cierpi ... I wiecie co ? - żył i cierpiał, wrócił po dwóch miesiącach, wychudzony, brudny, z obciętymi wąsami i uszkodzoną łapką. Długo analizowałam, co mogło się stać, gdzie i kto go więził ... Ale wrócił i to było najważniejsze. Chociaż po tych przeżyciach choroby go nie opuszczały, ale zawsze dawaliśmy radę, aż do grudnia 2014, odszedł tuż przed świętami, na zawsze ... :(

      Usuń
  16. Bardzo współczuję. Nie wiem jak bym takie coś zniosła:(

    OdpowiedzUsuń
  17. Ta osoba "zostawila" Puszka tam gdzie go znalazla. Miala go w plastikowej torbie, ale potem z torby wysunela, bo przeciez nie znalazla go w torbie, albo tez dzieci wyrzucily cialo z torby i porwal ja wiatr. Tym bardziej mysle, ze to byla starsza osoba, ktora sie nad nim nie znecala. Moze byc jeszcze inny scenariusz. Wziela Puszka, ale poniewaz tak prosil aby wyjsc na dwor to go wypuscila, zmarl po drodze a dzieci patykiem ruszaly nieboraka bo sa ciekawe. No i trzecia wersja, poniewaz zauwazyla, ze jest chory i czytala wiadomosci na slupie , w koncu go wypuscila ale bylo za pozno. Jednak wydaje mi sie, ze ta wersja na poczatku jest najbardziej prawdziwa. "Odlozony" gdzie "znaleziony". Bardzo to przykre. Szukam tylko uzasadnienia, zebys nie myslala az tak zle o tej innej osobie, takie mysli przynosza gorycz i zatruwaja nasze zycie, a przeciez scenariusz mogl byc inny. Ludzie naprawde nie maja wyobrazni.

    OdpowiedzUsuń
  18. Boże, kraść zwierzę???
    Co się z ludźmi robi.

    Współczuję z całego serca...

    OdpowiedzUsuń
  19. Biedne kociątko:((( Wszedłem na bloga, żeby się dowiedzieć szczegółów co to z tym kotkiem i czemu w mailu miałem informację, że nie żyje. Okropne:( Gdyby ktoś go znalazł i opiekował, że biedny, chory, bezdomny to by dbał i jakby coś sie działo to do weta by poszedł i na ogłoszenia by zareagował. Jak nam kot zginął to wszyscy wokoło blisko i daleko wiedzieli, więc wiedząc dałby jakąś wiadomość. Gdyby mu umarł nagle to by też powiadomił, pochować to by zakopał w lesie albo na kocim cmentarzu na Tęczowym Moście a nie porzucał na śmietniku. To jest niepojęte! Wredniaki jakieś podłe!
    Jak się cudzy kot spodoba to można kucnąć na drodze i z kotem rozmawiać a jak się pozwoli to pogłaskać, a nie kraść! Ze mną w Londynie wszystkie koty w okolicy rozmawiały, a część przychodziła do głaskania. Ale nawet nikomu by do głowy nie wpadło żeby kraść kota! Kochany biedny Puszek-rozumiem jak to boli:(( Współczuję-biedactwo kotkowe.
    mark-y

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)