niedziela, 2 listopada 2014

I uporczywie go nie ma.

Nie o człowiekach to będzie, którzy umarli i nie ma ich uporczywie, ale o rudym kocie Puszkinie, który wyszedł na przechadzkę i nie wrócił.
Wyszedł po południu we wtorek, 28 października.
I nie wrócił.

Za tym, że wróci:
- Puszek dobrze zna okolicę w promieniu co najmniej kilometra (bo jest kotem wychodzącym od zawsze, zdecydowanie działa to na jego korzyść),
- jest dorosły (ma sześć lat) i rozsądny,
- jest ostrożny w kontaktach z ludźmi, psami i samochodami,
- jest zdrowy, silny i był najedzony,
- mieszkamy w ogarniętej i bezpiecznej okolicy (brak agresywnych psów biegających luzem, uspokojony ruch samochodowy),
- już mu się zdarzało wybyć na trzy dni i wrócić,
- koty nie znikają ot tak, zawsze ktoś gdzieś je widział, są jakieś ślady.

Za tym, że nie wróci:
- od dawna mu się nie zdarzały takie zniknięcia,
- nigdy nic nie wiadomo- wystarczy jeden zły człowiek, jeden samochód, jeden zbieg okoliczności,
- wolo Ania mówiła, że ludzie lubią BRAĆ sobie rude koty, bo są takie fajne;-/
- uporczywie go nie ma.

Co zrobiliśmy:
- sprawdziłyśmy z VegAnką najbliższą okolicę, czy gdzieś nie leży umarły, potrącony przez samochód. Nie leży. Dalszej okolicy nie ma co i jak sprawdzać pod tym kątem, bo przez ulicę przechodzi gdzieś tu blisko i później chodzi ogródkami itp.
- poprosiłyśmy sąsiadów o sprawdzenie garaży, piwnic i komórek, w których mogli go przypadkiem zamknąć,
- rozwiesiliśmy ogłoszenia, w których o to samo prosimy dalszych sąsiadów,
- powiadomiliśmy (i zostawiliśmy ogłoszenia) dwóch wetów, trzy okoliczne sklepy zoologiczne, wolo Anię i dwie panie karmicielki,
- dałyśmy ogłoszenie na fb i olx,
- powiadomiliśmy schron i byłam tam,
- jesteśmy w kontakcie z Ebrą (którą nb. uważamy za najbardziej konkretną i najmniej gwiazdorską lokalną fundację prozwierzęcą),
- osobiście lub zdalnie sprawdzamy wszystkie sygnały o rudym kocie widzianym na Jagodnie, Biskupinie, Fabrycznej (to nie on, to inne zagubione biedne rudasy. Swoją drogą, brałabym.) Poza tym- wiem, że to daleko- 8, 12, 7 km, ale hu nołs. Mógł wsiąść z kimś do busa np.)

Co możemy i mamy zamiar jeszcze zrobić:
- będziemy szukać w najbliższej okolicy. Od kilku osób mieliśmy sygnały, że był widziany (np. wczoraj ok. 21) za magiczną granicą ulicy Krzyckiej i torów kolejowych. Puszek nigdy jej nie przekracza- wciąż jedzie nią strumień samochodów, poza tym mieszka tam wet- ale gdyby wydarzyło się COŚ, mógłby przejść i nie wiedzieć, jak wrócić. Z drugiej strony wydaje się to mało prawdopodobne- koty mają bardzo dobrą orientację w terenie i zmysł magnetyczny, a w nocy jednak ulica jest pusta.
(jednak to nie on, ten kot ma obrożę)
- będziemy pytać co jakiś czas w schronie,
- rozwiesimy więcej ogłoszeń,
- poinformujemy pozostałe fundacje, bo może do nich trafi.

Jeżeli wróci, to:
- zaraz o tym napiszę,
- będziemy sławić życie.

A jeżeli nie, to:
- będzie nam bardzo smutno, jeszcze bardziej niż teraz, i będziemy tęsknić do końca życia,
- postaramy się nie robić z życia afery, w końcu sami jesteśmy sobie winni. Biorąc kota i kochając go bardzo narażamy się na takie coś, a koty wychodzące, niestety, żyją krócej.

Jestem pod wrażeniem tego, jak pomocni są ludzie, ile dostajemy wiadomości i telefonów, jak dobrze znają okoliczne koty i ładnie o nich mówią. Jak się troszczą o to, że śpią pod samochodami i coś może im się stać, jak się angażują, kiciając wieczorami koło swoich domów tylko dlatego, że widzieli tam jakieś rude futro.
Rozsyłają wici i poruszają całą dzielnię, jak wetka Magda.
Jestem pod wrażeniem działania fejsbuka. Nie mojego, to VegAnka, jak nikt starszy i młodszy, jest prawdziwym uczestnikiem tego fenomenu komunikacyjnego.
Obcy ludzie tracą swój czas na pisanie wiadomości ze słowami wsparcia:-)
(wyjątek stanowi niepomocna zamknięta grupa Koty, z której się zaraz wypiszę, bo zaśmieca tablicę)
Bardzo za to wszystko dziękujemy.

To jednak nie pociesza za bardzo, bo Puszkin zniknął jak kamień w wodzie... więc

co mogło się stać:
- jednak ktoś go uderzył, zranił lub zabił (prędzej człowiek niż samochód) i nie znalazłyśmy go w chaszczach,
- ktoś go porwał i trzyma w zamknięciu,
- wywiózł się gdzieś daleko.

Puszku, wracaj już. Jesteś najlepszym kotełem ever.
Przedwczoraj na cmentarzu miałam zajawkę, że tam zostanę.
Nie mieć rodziców i kota- tu macz, doprawdy.
Wszystkich uporczywie nie ma.
(jak to ujęła nasza koleżanka blogowa na wspomnianym powyżej portalu społecznościowym- mija tyle lat, odkąd nie wiem, gdzie jest moja mamuś. Bardzo pięknie. Ja też nie mam wielu informacji tego rodzaju.)
Pozdrówka, Megi.




34 komentarze:

  1. Sercem z Tobą.
    Mam nadzieję, że wróci.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam dziś nagabywać o wieści licząc, że Puszek wrócił. Wasze ogłoszenie udostępniła też Fundacja Kocie Życie. Trzymam kciuki za Puszka i za Was. Ciągle wierzę, że jak to z kotami czasem bywa poszedł sobie do innej "kociej garkuchni" i jak mu się nowe "lepsze" żarełko znudzi wróci z dumnie wyprężonym ogonkiem do domu i zażąda "dajcie mi wreszcie do jasnej ciasnej moje żarcie, głodny jestem" i łaskawie po dobrej chwili da się wymiziać i ukochać za wszystkie czasy i napyskować Mu za ten smutek, troskę i niepewność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za udostępnienie, miałyśmy tam pisać:*
      właśnie mi się przypomniało, że obok jest jedna niezbadana komórka- najciemniej pod latarnią, idę tam.

      Usuń
  3. Ja jeszcze jednak mam nadzieję.
    Ale wiem - wiem, nie tylko wyobrażam sobie - jak Wam ciężko na sercach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też wierzę, ze wróci, Megi, koty to łazęgi, naszym też zdarzało się włóczyć, zwłaszcza kocurkom. Z całego serca ślemy więc dobre myśli z Kalinowa, żeby wrócił.

      Usuń
  4. Megi , wydaje mi się ,że go sobie ktoś wypożyczył bo jesień, myszy zaczęły doskwierać. Jak go tylko złodziej wypuści , to wróci. Mojego Sarkiego kiedyś nie było ponad tydzień. Bądź dobrej myśli .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ha, to się zdziwi(łby). Myszy są dla plebsu, nie dla Puszka.

      Usuń
  5. Argumenty ZA są bardzo mocne.
    Bardzo bardzo życzę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Życzę Wam, by wrócił.
    Co jest z tymi kotami?
    Bernarda też nie ma. W zeszłym roku przyszedł 1 listopada i posiedział pół roku. A teraz nie wrócił, a zima za pasem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. twój Berni to jakiś hardkor. Ciekawe, czy przyjdzie na zimę.

      Usuń
    2. On nie lubi, gdy jest dużo kotów, a przybył Carlito, więc nie wiem. A zima będzie łagodna. Tak mówią owce.

      Usuń
    3. u mnie też ten problem występuje, wszystkie okazują miłość po odejściu Małego Kota:-) i właściwie nie chodzi o dużo kotów, tylko o małe, znienawidzone koty. Mam nadzieję, że owce mają rację, zresztą też tak czuję. W środę możemy wpaść np?

      Usuń
  7. Liczmy, ze wróci i uraduje swoją obecnością.
    Wbrew pozorom koty przemieszczają się daleko. Pewnego znalazła kocia fundacja w oddalonym o 10 km rejonie miasta, po 2 tygodniach nieobecności... ????
    Może i tym razem tak będzie !!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Uporczywie wierzę, że wróci.

    OdpowiedzUsuń
  9. wróci Gosiu tylko załatwi swoje kocie sprawy:) wierzę, że wróci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to dobrze, że wierzysz:-) może i ma jakieś sprawy, może... Boczek ma?

      Usuń
  10. Megi, tak rację masz; po tych, które zaginęły rozpacza się bardziej, niż po tych, które umarły. Boli tak samo (bardziej?), jak strata człowieka.
    Jeszcze nadzieję trzeba mieć, że wróci!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak właśnie jest, bo nie wiesz, czy gdzieś nie cierpią, czy nie umarły z pragnienia zamknięte gdzieś... i co za różnica, czy człowiek, czy kochany zwierzak...
      spróbuję jeszcze mieć nadzieję;-)

      Usuń
    2. Mój kotecek Maciuś,też nie wraca tak długo,bo tydzień już go niema.A to było tak,że na balkon nasz po krzaku bzu się wspinał (to był dziki kocur)i dawałam mu jeść na balkonie.To od zeszłej zimy przychodził do nas,aż któregoś dnia dał się pogłaskać i potem na ręce dał się wziąć,a serce mu waliło jak młotem.Potem już wchodził sam do pokoju i do kuchni.łasił się przy nogach,jadł tylko surowe mięsko i mleczko mu grzałam,to też chętnie pił.Nawet reagował na imię.Wspaniale się z nim czuliśmy...a teraz go nie ma i niema....i płaczę za nim.Żeby tylko krzywdy mu nikt nie zrobił.Teraz widzę jakby żadnego kota nie było wokół,a tyle ich biegało wokół bloków i stadionu.Jeszcze czekam i wyglądam..na naszego Maciusia....
      Łączę z w bólu oczekiwania....Gienia.

      Usuń
  11. Oby wrócił choć bywa różnie....
    Pozdrówy...!

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam nadzieję, że się szybko odnajdzie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Żeby wrócił !

    OdpowiedzUsuń
  14. Wszystko to jest mi bardzo bliskie. Niedługo minie 3 miesiące jak nie ma mojego Kayrona. Trace nadzieję, że ktoś go uwolni i odda...
    Będę się rozglądać za Puszkinem, bo często przeczesuję internet w poszukiwaniu mojego. Na FB udostępniłam. Współczuję. To okropne stracić kogoś bliskiego.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jejku, jejku-chcę koniecznie żeby się znalazł, nasz był domowy i bardzo się rozchorował przez to zaginienie, a też był rudy i 7 dni go nie było. Po tym jak później nasz umarł na raka to płakaliśmy za nim ze dwa lata najmniej-nigdy juz nie bedzie takiego drugiego rudaska.
    Jedyna nadzieja, że jakieś dzieciaki zauważą go gdzieś przyczajonego w dziurze i wyciągną. Niech sie znajdzie. rude są takie biedne i wrażliwe:(
    mark-y

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie smutkaj się! Wróci...
    Ja swojego po już po pierwszym dniu nieobecności wołam, łażę, szukam i znajduję :)

    OdpowiedzUsuń
  17. A u mnie dzisiaj po ogrodzie latał taki podobny strasznie do Puszkina i mi się o Tobie pomyślało. Ale to za chiny ludowe nie mógł być on bo WLKP to jednak za daleko. Chyba, że w pociąg wsiadł? Bo ja przy trasie Wro-Posen.

    OdpowiedzUsuń
  18. Tak mi przykro Małgosiu.........

    OdpowiedzUsuń
  19. Trzymam kciuki za Twojego ulubieńca.

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)