poniedziałek, 1 sierpnia 2016

jak czerpać z natury

No jak? czerpakiem. Zaciąga się po łące, z siatki wysypujemy na płachtę setki rozbiegających się stawonogów. Połowa z nich to kleszcze.
Tyle ich jest w łące, na nas w czasie spaceru osiada niewielki procent, ale i tak się boimy. Lepiej nie czerpać.
Albo czerpać z pewną nieśmiałością.

Taka sytuacja ma (chyba. Taka hipoteza.) miejsce w ogrodach.
Deklarujemy, że chcemy naśladować w nich naturę, czerpać z niej. Spuścizna Williama Robinsona siedzi mocno w naszych głowach, jako wzór bądź antywzór, ale siedzi. Może nie "dziki ogród", ale płynne rabaty zarośnięte gęsto i stopniowane wysokościowo, tak kojarzymy "ogród angielski".
Drugie nasze skojarzenie to ogród krajobrazowy, zaplanowany jako przestrzeń naśladująca "naturalny" (w istocie kulturowy) krajobraz.
(Oczywiście nie musimy naśladować natury/możemy nie naśladować natury. Ale deklarujemy- na blogach, grupach ogrodniczych, jako projektanci i klienci- więc zakładam pewną konsekwencję.)

Tymczasem
niewiele z tego wynika.

Albo tej "natury" (przyrody i spójności krajobrazu) nie rozumiemy, albo źle ją interpretujemy, albo nie potrafimy z niej czerpać.
Może też zbyt dosłownie kalkujemy wzorce, ulegamy modom, gubimy się w szczegółach, poddajemy się potrzebie kontroli, pasji kolekcjonerskiej czy co tam jeszcze, co sprawia, że nasze (polskie?) ogrody bywają tak żałośnie nietrafione, ani dla ludzi, ani dla przyrody.
Mam tu na myśli głównie ogrody projektowane, robione przecież "pod klienta", oraz zieleń publiczną. Bo jak ktoś sobie podąża za tym, co mu w duszy gra i dobrze mu z tym, to niech ma. No chyba że również deklaruje, że jego żwirek, randap, tuja i krasnal to z miłości do przyrody, wtedy to jest śmieszne i do obśmiania, a bywa groźne i wredne.
"Ogród od projektanta" to minusujące określenie na ogrodniczych forach ("nie obraź się, ale ten ogród wygląda jak od projektanta. Za gęsto, za kilka lat będziesz musiała to wycinać.") i jest w tym dużo racji.
Bo przecież w naturze rośliny rosną gęsto, ale nie trzeba ich wycinać.
Wydawało mi się, że problem polega na tym, że polscy pejzażyści, dizajnerzy, ogrodnicy oglądają tylko polskie ogrody, kiszą się w sosie ZtŻ, MPO i tefałen. Doszłam jednak do wniosku, że klucz leży gdzie indziej- oni oglądają TYLKO ogrody. Nie założenia krajobrazowe, efekty programów renaturyzacji, przyrodę. Tylko ogrody.

Moim zdaniem lepiej byłoby, gdybyśmy czerpali z natury.
Na dwa sposoby:
- przez patrzenie na okoliczny krajobraz i osadzenie w nim naszej realizacji,
- przez poznanie materiału roślinnego w okolicy.
(Oczywiście wszystko ma drugą stronę- Marta opisując wieloletnie doświadczenia z własnego ogrodu mówi o nieprzewidzianych niuansach i o wymaganej zgodzie na matrix. Matrix planting.)

To ja już przestanę gadać, na wakacjach jestę. Zilustruję wpis fotkami z podkarpackich łąk i lasów, z przełomu maja i czerwca.
Czerpanie z krajobrazu kulturowego? Może nie zawsze i wszędzie, ale można w nim wyczytać spójne, klarowne fragmenty.

Patrząc na takie obrazki mamy zwyczaj (w każdym razie MY tu na wakacjach mamy zwyczaj) wznosić okrzyki, że to na pewno specjalnie tak posadzone. I mamy rację, szkielet tego krajobrazu jest komponowany, nie z mottem estetycznym, ale jednak wdrukowanym. Druga połowa to nasze fokusy i kadrowania tego, co naszym zdaniem piękne i warte uwagi.
Czerpanie z kompozycji? W łanach wszystko dobrze wygląda, ot co.
Łan jaskrów ostrych.
Łan kminku?
Łan rumiana polnego.
Łąki łan.
Łan skrzypu olbrzymiego przebijającego się przez łan turzycy drżączkowatej. Jakby ktoś chciał łan skrzypu, to: jakieś źródlisko czy inne mokre miejsce, podłoże niekwaśne, zasobne w materię organiczną.
Łan turzycy drżączkowatej (wilgotna, umiarkowanie żyzna, niekwaśna gleba).
Czerpanie z bogactwa rodzimych roślin? O roślinach można rozmawiać na poziomie telewizji śniadaniowej, w której wszystkie paprocie rosną w cieniu i na kwaśnej glebie, ale wolę dzielenie się doświadczeniem uprawowym lub wyciąganie wniosków z obserwacji tego, co "dobrze rośnie" w okolicy (chociaż i to bywa mylące, bo lokalne warunki bywają bardzo specyficzne).
Możemy użyć roślin bardzo zwyczajnych.
Kozibród łąkowy. Gleba świeża, zasobna, obojętna, stanowisko słoneczne.
Dzwonek skupiony, wymagania jw.
Jastrun właściwy- gleba świeża do suchej, stanowisko słoneczne.
Babka lancetowata. Gleba świeża, zasobna, obojętna, stanowisko słoneczne lub półcieniste.
Żywokost lekarski. Gleba wilgotna, obojętna, stanowisko słoneczne lub półcieniste.
Smółka pospolita. Gleba umiarkowanie żyzna, sucha lub świeża, stanowisko słoneczne.
Dereń świdwa. Gleba zasobna, niekwaśna.
Jodła pospolita- tolerancyjna względem warunków (wymaga jednak świeżej gleby i wysokiej wilgotności czystego powietrza), pięknie odnawiająca się w podkarpackich lasach.
I nie mówcie mi, że te rośliny są zwykłe i nieciekawe. Nie są. Są za to w stanie zrobić robotę, nawet w ogrodzie, nie tylko "naturalistycznym".
Na wyraźnie wilgotnym terenie możemy spróbować ostrożenia łąkowego (gleba zasobna, niekwaśna, pełne słońce).
i firletki poszarpanej.
W suchsze i kwaśniejsze miejsca nadadzą się
konwalijka dwulistna
przetacznik leśny
i janowiec barwierski.
Wiosną i wczesnym latem na łąkach i w widnych zaroślach kwitnie dość rzadka wbrew pozorom bylina- bodziszek żałobny (gleba zasobna, niekwaśna, wilgotna).
Zachwyciłam się nim już nastolatkom bendonc, kiedy fioletowe wnętrze zagajnika nad Bugiem (bodziszek, dziewanna fioletowa, dzwonek brzoskwiniolistny) objawiło mi dobitnie różnicę między Wschodem a Zachodem.
Dziś można nabyć za 5 zł, także w odmianach.

Natomiast na pewno nabywać nie należy poniższych gatunków. Po pierwsze- nie utrzymacie ich (wymagają nie tylko stale wilgotnej gleby o specyficznym składzie, ale i mikoryzujących grzybów, i to od momentu kiełkowania nasion), po drugie- trudno zweryfikować źródło pochodzenia (najczęściej są pozyskiwane z natury, co powoduje niszczenie całych populacji tych rzadkich i chronionych roślin. Nie jest możliwe, żeby były to naprawdę "nadwyżki z ogródka", jak w opisach.).
Chodzi o storczykowate.
Storczyk męski, Orchis mascula.
Kukułka szerokolistna, Dactylorrhiza majalis.
Podkolan biały, Platanthera bifolia (nierozkwitł był).
Listera jajowata, Listera ovata.
No i ech. Bylinowy Pan napisał kiedyś- i wciąż siedzi to we mnie- że ogrody są ograniczeniem.
Tak, są. Nie muszę wyjeżdżać do Szwecji i przez ponad dwa już tygodnie konsekwentnie nie zajmować się pracą, żeby to wiedzieć. Wystarczy zwykła łąka i jestem w niebie. Wystarczy mieć porównanie. Wystarczy znać trochę "dzikusów" i ich naturalnych zestawień, żeby czerpać. Nie tylko inspiracje, ale i siłę, i pewność.
Nie tylko ja jestem w niebie :D 
Post posstał pod wpływem Barbary, która wszystkie napotkane po drodze rośliny chciałaby zaprosić do ogrodu :-) i do której też machamy.
Aaa w ogóle to miał być o łąkach :-) wciąż z racji inspiracji Bylinowym Panem. Ale w międzyczasie napisała ona post równoległy do tego...
a ja od trzech czy czterech tygodni nie mogę skończyć wpisu. W międzyczasie zdążył się skasować, za to dodaję fotki do albumu szfeckich roślin (stay tuned) i pilnie  wklejam zagraniczne obserwacje na fanpejdża (no jutro dodam :-D).

W każdym razie, podsumowując: różny może być poziom rozmowy i o roślinach, i o ogrodach.
Być może- mam nadzieję, że tak będzie- wiedza o gatunkach i siedliskach stanie się kluczem do nowego ogrodu, prostego i w pełnym znaczeniu tego słowa naturalnego, bez krygowania, cudzysłowów, wiecznych cytatów i zapożyczeń, jakimi są choćby "podobno modne" preriowe rabaty, matrixy i wszelkie masthewy.
Taki ogród nie będzie potrzebował biżuterii ze srebrnych kulek, będzie czerpał z natury pełnymi garściami.
(a o kleszczach bardzo trafnie pisze Marta JS. Tu w Szfecji nie mają paniki np.).
Pozdrówka, Megi.
(raz dwa trzy- publikuję :-) i tak nie zdążyłam przed północą, marny Kopciuszek, i w lipcu wisi jeden, samotny wpis!)



51 komentarzy:

  1. No macham, macham ponad czas i dal, z wysoka, żeby było widać :)) za morzem :)
    Tak sobie myślałam, że skoro milczysz,milczysz, to dobrze Wam tam jest :)). I to jest bardzo dobrze :)))♥!
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja dodam na usprawiedliwienie, ze Kierowniczka Wycieczki wakacje spędza bardzo intensywnie. nie ma opier...nia, rano słuszne śniadanie i w naturę W cfiszencajcie żadnych restauracji tylko skromny piknik a potem kolacja około 22. Kierowniczka gotuje super wege-zupy :) Byłam tam, za tym morzem, to wiem :D
    Megi i Profesorze, Asiu i Przemo. Tym razem publiczne, DZIĘKUJĘ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma co usprawiedliwiać :)), wakacje przecież !! kiedyś trzeba mieć ;)).
      Zazdroszczę Ci, że byłaś, edukacja empiryczna najcudniejsza jest :D
      Barbara

      Usuń
    2. ale po Katarzynie dwa dni leżeliśmy na ozach :-)
      dziękujemy Wilkowi za towarzystwo, spojrzenie na Szwecję świeżym okiem, uświadomienie istnienia Fjallbacki (w pobliżu dziwny projekt renaturalizacji wybrzeża...) i za naleśniki <3 <3 I jeszcze raz za naleśniki i za ciasto z porzeczkami.

      Usuń
  3. No dobra Gosiu... natura, łąka jako raj itp. Ale ludzie różne so. Niektóre lubio co innego. A co z marzeniami? Jeśli ktoś przez całe życie dążył do tego, aby ten dom z ogródkiem mieć. I w końcu po uzyskaniu zdolności kredytowej i zadłużeniu się do 85 roku życia (tak optymistycznie podszedł bank do długości życia mojego sąsiada)ma ten dom z ogródkiem. No i zawsze marzył, że różankę będzie miał, z róż angielskich, obsadzoną lawendą, albo kaskadę maluśką chce, coby mu szeptała do ucha, jak będzie na hamaku leżał. To co? Łąkę mu zaproponować? na 800 m2 łącznie z domem, drewutnią itd? Rozumiem, jak ktoś ma hektary albo chociaż tych arów z 30, ale co, jak ma chusteczkę do nosa, która "robi za ogród". No i te marzenia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorkaszu, ale Megi napisała, cytuje :
      Bo jak ktoś sobie podąża za tym, co mu w duszy gra i dobrze mu z tym, to niech ma.

      Usuń
    2. no tak, napisałam. To nie jest dla każdego i nie teraz, może za kilkadziesiąt lat (jeżeli w ogóle będzie o czym mówić za kilkadziesiąt lat).
      Wiesz, ja wciąż szukam miejsca dla siebie. Między ogrodami a naturą. Nawet na chusteczce do nosa, bo hektary są poza konkursem siłą rzeczy. To tak jak z sukienkami- kocham kwieciste falbanki i wianki, a noszę kolorowe pewnej firmy na D, bo pasują do mojego życia i do miasta. Może kiedyś dorosnę do stylu co poniektórej Szwedki, w wianku po 60tce.
      I jeszcze- podróże kształcą. Te na Wschód i te tu, gdzie większość ludzi nie sili się na ogrody. To żaden przytyk, wiem jak mało kto, jak bardzo teraz jesteś uziemiona. Ja akurat aktualnie nie jestem, to łatwo mi się oderwać i bujać w łąkowych obłokach. Ale i ty podróżujesz (to jest dużo trudniejsze pozostając na miejscu) do swojego użytkowego ogrodu, też nie dla każdego, też alternatywnego :-)

      Usuń
  4. Jak zwykle będzie przydługo. Kleszcze atakują siłą jednego batalionu i dwóch kompanii w mieście Odzi, w otoczeniu industrialnym do nieprzytomności. Siedzą bestie w betonach, przestawiły się czy cóś. Znaczy zabetonowanie wszystkiego nie pomoże mój boszsze. Lekceważąco o boreliozie, czy innych chorobach odkleszczowych bym nie pisała, widziałam przebieg neuroboreliozy - uczy pokory i leczy natychmiastowo ze wszelkich złudzeń jaka to natura dobra. Matka Natura to suka, no ale każdą matkę się jakoś tam kocha i toleruje jej paskudne wybryki. Psychoza kleszczowa jest wynikiem naszego niezdrowego stosunku do mateczki, odczuwamy lęk i to paniczny, bo nie potrafimy przewidzieć jej zachowań. Taki stan rzeczy wynika z tego że mateczka bywa nieprzewidywalna sama z siebie, ale też z naszego oddalenia się od mateczki i braku umiejętności odczytywania wzorców jej zachowań ( normalka, nawet ciężko niedouczony psycholog by to wychwycił, he, he ). Niedługo powinna upowszechnić się wiedza jakie france niebezpieczne siedzą w naszych domach i w nas samych i ludzie albo znormalnieją albo będą poruszali się w kombinezonach kosmicznych ( ciekawe jak założą kombinezon na rogówkę ) . Pocieszająco dodam że w Australii trzeba uważać na pająki, tajpany, osy morskie i nawalone misie koala, znaczy inni mają gorzej.
    Projektanci robią ogródki pod gusta, a gusta są jakie są. Dopóki nam moda na naturę nie zawita iglaczki różnowymiarowe w dużej ilości będą się panoszyć. Wydaje mi się że po prostu wielu ludziom nie chce się użerać z klientami. Problemem jest już wytłumaczenie że jak się ma ogród wśród łąk i pól to nie ma zmiłuj, będzie się siało. O tym że jak się posieje to czasem mogłoby zostać na stałe mowy nie ma, bo nie po to człowiek projektantowi płaci żeby ten mu chwasty darmowe do ogrodu sprowadzał. I teraz dojdę do czegoś od czego w ogóle powinnam zacząć - póki co w naszym kraju projektant w olbrzymiej większości wypadków zaspokaja inną potrzebę klienta, niż posiadanie dobrze zaprojektowanego ogrodu ( to niedługo będzie moja mantra, ciągle to powtarzam ). Klienci żądają ogarnięcia ogrodu, ale najczęściej wcale nie po Martowemu, ogród m a b y ć od projektanta, właśnie w taki wyśmiewany na niektórych forach sposób. Status społeczny, miłość własna, dobre samopoczucie - te sprawy. Jak za chęcią posiadania projektowanego kawałka zieleni będą stały inne przyczyny ( dobre samopoczucie zostaje na liście ;-) ) to ogrody nam się zaczną wtapiać w krajobraz, znikną bowiem powody dla których są z tego krajobrazu wypisywane ( mój ogród jest lepszy od otaczającej go natury bo ja jestem lepszy niż inni, którzy mnie otaczają ). Więcej kasy dla wszystkich i upowszechnienie zwyczaju zatrudniania projektanta zieleni pewnie dobrze by zrobiło polskim ogrodom. Jak już Kowalski będzie mógł sobie pozwolić na projekt ogrodu, to "Mój ogród jest zaprojektowany" będzie znaczyło zupełnie coś innego. Jakieś pokolenie albo dwa i sprawę mamy załatwioną.;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiem, są różne przypadki medyczne, powikłań oczywiście nikomu nie życzymy, należy też brać je pod uwagę. Marta JS pisze o stosunkowo niewielkim prawdopodobieństwie. A lęk to nasza, bardzo subiektywna sprawa, coś o tym wiem.
      No właśnie, robią pod gusta, a nie w "swoim stylu" (jeżeli taki mają, ale na forach i blogach wzdychają za łąkami, potępiają tujozę, pokazują "trendy"). I niestety w ten sposób gusta kształtują, złości mnie to niepomiernie w kontekście projektów zieleni publicznej i promowania marnych wzorców w mediach.
      Z tymi "darmowymi chwastami" to masz rację- w urządzaniu jednego z "naszych" ogrodów pomagali sąsiedzi za wsi. Ileż było zdziwienia i pogardy- "pani, takie coś to ja łące koszę!". I, oczywiście, nie jest to czymś dziwnym ani złym, jest tylko w innym kosmosie niż ten, który tu pokazuję.
      No, i TabaAzo, 100 % racji w twojej mantrze i ostatnim akapicie, powinno się to napisać wielkimi literami. TP dopowiada jednak, że nie wierzy w projektantów- wielu jest takich, jak ich klienci. Miłość własna i pycha rulez.

      Usuń
  5. Ależ tu pełno jadu, pewnie to od kleszczy ;-) I do tego nawet myśl przewodnia niestety niejasna. Ostrożeń ma rosnąć? Firletka? No to zależy gdzie. Ja mam dwa ogrody i w jednym za nic bym, ich nie widziała. W drugim co ogrodem nie jest, bo jest łąką rośnie co chce i to niestety w nadmiarze. Żadnego planu nie udaje się zachować bez walki z naturą, nawet jak się tę naturę kocha tak jak ja.
    Odradzam nawet próby z ostrożeniem;-)
    A inna sprawa to kontekst społeczny, sprawa statusu i związanego z tym poziomu dostępności finansowania. Są ludzie, którzy nie mając ani pojęcia, ani serca do zajmowania się ogrodem, mają dom i ogród przy nim. Dla nich i mody i telewizyjne recepty na cudny ogród są jedynie wyznacznikiem kto ma im ten ogród zrobić.
    W konkluzji - lepszy ogród preriowy od projektanta, bo taka jest moda, niż np. brak ogrodu, albo trawnik i tuje, chociaż lepsze i to, byle by nie było wysypiska śmieci i klombu z łabędziem z opony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam zraz jady, bakterie i wirusy to jest problem.;-) Roznosi się Meg tę łąkowaciznę na prawo i lewo. Co do społecznego kontekstu, niech ogrody projektujo i robio, tylko one niech nie będą jak te reklamy wielkopowierzchniowe pod Tatrami. Mody modami a ochrona krajobrazu ochroną krajobrazu. Pewnie że łączkę zapuścić na działce maleńkiej w mieście to może niekoniecznie optymalne rozwiązanie ale strzyżone cisy i bukszpany w sosnowym lesie czy klasyczny preriowiec w takim miejscu też od czapy. Mam wrażenie że w Polszcze owszem hotelami olbrzymami w otulinach parków krajobrazowych ktoś się jeszcze zajmie, znaczy rabanu narobi, domkami przecudnymi typu plantacja w Luizjanie na Pomorzu to już gorzej, wolnoć Tomku itd. , natomiast ogrodami i ich miejscem w krajobrazie właściwie nie zamartwia się nikt - nie ma takowego problemu, nie istnieje. A jak się trochę po Polsce pojeździ to widać że problem wcale nie jest z tych wydumanych.

      Usuń
    2. ależ tam jadu. Przedstawiam mój punkt widzenia, sory, jeżeli niejasno. Dlaczegóż nie mają ten ostrożeń i firletka rosnąć, pytam ja się. Jeżeli ktoś lubi, ceni, odpuszcza kontrolę, nie potrzebuje zachowania planu, ma warunki? (progowe wytłuściłam, bo nie wszystko urośnie wszędzie).
      I z drugiej strony- dlaczego ta łąka, ogród preriowy są lepsze od braku ogrodu, tuj z trawnikiem, łabędzia z opony? dla kogo lepsze? kto o tym decyduje? Dlaczego to, co pokazuje tv, jest cudne i jest wyznacznikiem?
      Moim zdaniem problem tkwi w tym, że ludzie najczęściej są bezrefleksyjni. Bezrefleksyjnie zakładają siatkę na krety, bezrefleksyjnie zatrudniają projektanta. No i myśl przewodnia jest taka, że prowokuję do refleksji podczas dyskusji ;-p
      Np. zastanowiłabym się nad zestawieniem w jednym zdaniu fraz o walce z naturą i miłości do niej.
      O, no TabaAza znów słusznie: kontekst, czerpanie z krajobrazu. Ogrody pochłonie czas, ale architektura zostanie na 100- 200 lat. Dlatego nie chcę wracać z tej Szwecji ;-)

      Usuń
    3. Przeczytałam kiedyśgdzieś zdanie takie "odpowiedzialnym jest ten, kto więcej wie" i dlatego także cenię Ciebie, Was, Twój blog, bo wiecie więcej i czujecie się odpowiedzialni. (tu unoszę kapelusik )
      Barbara

      Usuń
    4. Jeszcze o ostrożeniu - rośnie u mnie na potęgę. Piękny jest. Ale to na wsi. I jeszcze który ostrożeń, bo jest ich kilka, a mój warzywny to plaga, bo nawet trawę wypiera. Stąd moja miłość do natury, ale i walka z nią, bo jak chcesz mieć zarośniętą łąkę, to OK, ale jak chcesz mieć nieco bardziej ogrodową łąkę, to walka jest okrutna z każdą trawą. Chyba nigdy nie miałaś prawdziwej łąki ;-)
      I jeszcze odwrócę pytanie - jeśli preriowy nie lepszy od opony, to dlaczego włoska willa nie może pasić. Nikt nie decyduje, my decydujemy, a ocenia każdy, i każdy jak lubi.

      Usuń
    5. I tu (niekłótliwie jednak) chciałabym wtrącić, że jak nikt nie decyduje i każdy jak lubi, to mamy chaos najpierw, a potem te tuje i prerie i tak padają a włoskie wille, opony i chemia na agrowłókninie wciąż trwają.....
      I chyba nad tym ubolewamy? Też.
      Barbara

      Usuń
    6. ostrożeń jest piękny na wsi i w mieście, bo jest piękny. Warzywny też, ale zapewne nie chciałby rosnąć w mieście, chyba że w ogrodzie deszczowym.
      Bardzo różne są sposoby na łąki i sposoby na nie patrzenia. Wiadomo np., że każda łąka wymaga koszenia, a więc- korekty. Ta korekta może iść dalej, np. może polegać na osłabianiu jednych gatunków, a promowaniu innych.
      A dlaczego wymaga? bo przestałaby być łąką albo pasować do naszego obrazu ulubionej łąki. Prawdziwej łąki??
      Preriowy, opony, tuje, włoska willa- nie my o tym decydujemy, czy lepsze, czy pasuje. Zależy od kontekstu, bardzo szerokiego kontekstu. Od otaczającego krajobrazu, tworzących ogród ludzi, miejscowej przyrody. Nie od chciejstw i "gustów".

      Usuń
    7. To ja tu sobie jeszcze dodam fragment wiersza Staffa, taki ulubiony....

      "Najpiękniej bowiem jest, kiedy
      Piękna nie czuje się zgoła
      I tylko jest się, po prostu
      Tak, jak jest wszystko dokoła."

      I Megi, chyba jak mamy coś zachować żywego to trzeba odstawać od kontekstu, bo coraz gorszy wokoło on....

      Barbara


      Usuń
  6. Co byś nie robił to i tak naturalny krajobraz wygląda o wiele lepiej niż ten stworzony ludzką ręką...
    Piękne zdjęcia ech....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie, wygląda (mimo że kulturowy i pod warunkiem, że odejmiemy budowlano- reklamowy śmietnik).

      Usuń
  7. Świetne zdjęcia i piękne łąki. Jednak spora część woli dobrze zaprojektowane i zorganizowane parki i ogrody :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nakarmiwszy się ostatnio łąkami i prawdziwymi ogrodami na Słowacji czytam, całkiem naukowo, o znaczeniu ogrodów. I po raz pierwszy chyba czytam, także o negatywnym znaczeniu ogrodu i dla siedlisk i dla roślinności lokalnej i dla owadzików. Może kiedyś zrobię z tego wykład, tylko kto by chciał go słuchać? Ważna jest równowaga, bardzo dynamiczna przecież, nawet jeśli czasem przesunie się w stronę tujozy, to w kolejnym roku albo kolejnym miejscu, powróci do łąk, jesionów, grabów i jałowców...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja :-D będę chciała słuchać :-D
      Podeślij linka, jeżeli możesz.

      Usuń
    2. Ja też :) i podeślij co czytasz, proszę :)
      Barbara

      Usuń
    3. Już wiem, że mój wykład będzie na 4 SBO w piątek 2 września, może będziecie? Potem napiszę też tekst na blogu, a to czytam: Science and the Garden: The Scientific Basis of Horticultural Practice. Jakimś cudem poprzez gogle books wyświetla się także tekst...
      Serdeczności! PS. Myślałam, że Bylinowy Pan jest panem a nie panią :)

      Usuń
    4. Bylinowy Pan jest Panem, a blog to już odrębna historia.
      2- go niestety nie mogę, już jestem umówiona. Będę musiała zadowolić się blogiem.

      Usuń
  9. Małgosiu.
    Ostrożenie łąkowe kocham- szczególnie te z beskidzkich łąk- bajeczne.
    Dla zainteresowanych podaję, że od dawna znajdują się w ofercie szanujących się firm ogrodniczych np: Cirsium rivulare ' Atropurpureum ' http://www.knollgardens.co.uk/product/cirsium-rivulare-atropurpureum/ .
    Cechuje je dostojeństwo.
    Tu można znaleźć obrazy :

    https://www.google.pl/search?q=cirsium+rivulare&biw=1125&bih=899&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&sqi=2&ved=0ahUKEwj3ifqLzqPOAhVCSZoKHWxBDiMQsAQIGg#imgrc=7UiVJT_OjMnKaM%3A

    15 lat temu była modna firletka poszarpana 'Nana' - niska.
    Na tych przykładach widać, że natura inspiruje.
    Widzę światełko w tunelu i wydaje mi się, że moda na rodzime rośliny już nadchodzi- są pierwsze zwiastuny.
    Jest grupa ludzi, która to kupi i będzie uszczęśliwiona. Wasza rola- projektantów i wykonawców jest nieoceniona, bo to Wy kształtujecie gusty potencjalnych klientów. Czekam, na moment, kiedy w naszych miastach pojawią się ostrożenie.
    Im więcej mija lat mojej pracy w ogrodnictwie tym większy zachwyt łąkami i naturą - za bardzo od niech odeszliśmy i straciliśmy bezpośredni kontakt z przyrodą.
    Wielki to dla mnie zaszczyt - móc zainspirować Ciebie.

    Zachwyt zachwytem, a oczekiwaniom i wymaganiom klienta musimy sprostać.
    Zawsze coś z natury uda się nam na pocieszenie przemycić.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, czasem może można klientowi pokazać jakieś zdjęcie, podesłać link do obrazu, żeby zobaczył, że "u licha! mówi prozą" ;)) i że to nobilituje :))).
      Wybieram się do Pana, Bylinowy Panie na zakupy :)..... a dziękuję za to czego się dowiedziałam i zobaczyłam na Bylinowym blogu :))♥
      Barbara

      Usuń
    2. W Warszawie - są już :). Łąka tzw. "kwietna" skrzyżowanie Al. Wilanowskiej i Idzikowskiego. (Tak mi się zdja, bo tylko z perspektywy samochodu) Co więcej były w roku zeszłym).

      Usuń
    3. w moich okolicznościach sadzonka ostrożenia (?) kosztuje 5.50 eurosów i nie ma zmiłuj. kilka lat temu tenże był gwiazda Festival International des Jardins - Chaumont/s.Loire https://goo.gl/photos/Ng6VA3WCqQV3Cxsj9

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    5. Barbaro. Dziękuję za zainteresowanie treścią bloga. Zapraszam serdecznie. Fantastycznie jest mieć takie łąki po sąsiedzku !
      Ewo - Jak będę w Warszawie koniecznie muszę zobaczyć to miejsce, nawet przekwitnięte ostrożenie.
      leloop - to my Polacy jesteśmy z zastosowaniem ostrożeni daleko w tyle !!! Prym wiedzie stolica !

      Usuń
  10. Ostatnio podobnie filozoficznej natury rozmowę przeprowadziłam z osobistym mężem, absolutnie nie związanym zawodowo lub hobbystycznie z jakimkolwiek tematem ogrodniczo-przyrodniczym. Wracaliśmy z urlopu z Czech i droga się dłużyła;) Co w naszym otoczeniu jest naturą? To słowo ostatnio, podobnie jak przedrostek eko- jest, moim zdaniem znacząco nadużywane. Naturalny krajobraz, czyli jaki? Stworzony przez samą przyrodę? Czyli u nas głównie las mieszany? Bo łąki w większości przypadków to tylko na chwilę. Łąka bez ingerencji człowieczej (wykaszanie lub wypasanie) się dłużej nie uchowa. Na Mazurach jest wiele porolniczych nieużytków. Po 5-ciu latach łąki (w ostatnim roku to głównie nawłociowiska) mamy brzeziniak. Dąbrowa świetlista w Polsce prawie zniknęła bo wprowadzono zakaz wypasu w lasach. W Polsce nie ma zbyt wielu naturalnych (czyli stworzonych wyłącznie przez przyrodę) ekosystemów. To małe fragmenciki, zachowane ze względu na specyficzne warunki środowiska niekorzystne dla człowieka (i przez to dla niego nieprzydatne), prędzej bagna niż łąki czy lasy. Chociaż i z nimi człowiek sobie radził i zagarniał pod uprawę meliorując. Naturalny krajobraz to jaki krajobraz? Taki jaki nas otacza? To zaprzecza jakimkolwiek zmianom, ewolucji a to przecież ciągła zmiana, ewolucja to podstawa działania przyrody. Sam się nad tym mocno zastanawiam.. Moim zdaniem, a zakładam że nie wszystkich;), wokół nas nie ma już naturalnych krajobrazów. I trudno do nich dążyć w projektowaniu ogrodów. Wokół nas jest już tylko krajobraz kulturowy. I do jego podkreślenia w ogrodach projektant chyba powinien dążyć. Tak by ogród stawał się fragmentem większej całości (szczególnie, że często są to lichej wielkości spłachetki). By był charakterystyczny dla miejsca. Bo najpiękniejsza nawet łąka na maleńkiej działce pośród gęstej miejskiej zabudowy będzie „rzucać się” w oczy. Dla niektórych pozytywnie dla innych mniej.. przecież odbiór jakiejkolwiek sprawy zależy od kontekstu. Ja jednak będę uparcie twierdzić, iż dobrze zaprojektowany ogród to ogród przede wszystkim dostosowany do krajobrazu kulturowego. I tak ogródek miejski, iglakowy w przewadze, z rzeźbami ze stali i szkła i podświetlanymi fontannami, w miejskiej zabudowie mnie nie razi a na wsi owszem. I na odwrót, próba odtworzenia ogródka wiejskiego w mieście też jakoś mi nie pasuje. Oczywiście są wyjątki. Zabytki oraz rozległe ogrody/parki rządza się swoimi prawami Natomiast zachwycają mnie te projekty, których autor potrafi tak wykorzystać „dzikie” gatunki roślin by ukazać ich piękno a jednocześnie wpisać w krajobraz miejski. To wyjątkowa umiejętność o której marzę by kiedyś ją nabyć;)
    Pozdrawiam z Mazur
    Beata
    PS. Psioczymy na nasze projekty rewaloryzacji ogrodów zabytkowych? W Czechach, w odtwarzanym ogrodzie barokowym przy pięknym zamku w Nowym Mieście nad Metują, podczas rewaloryzacji z 2009r. jako solitery i akcenty wykorzystano.. świerk biały „Conica”, bardzo znany w baroku oczywiście;)



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, z 1000 lat temu to "Tu wszędzie Panie to lasy były" i o ile nam się w Polsce będzie robił nadal exodus ze wsi do miast przy zmniejszającej się liczbie ludności kraju, to las będzie tu ponownie. Prędzej czy później. Brzeziniaki zamienią się z czasem w dąbrowy, betony pozarastają i szlus. Megi liczy że architektura to z 200 lat się uchowa, pesymistka z niej, he, he. Ledwie parę dziesiątek lat wystarczy opuszczenia siedlisk i po balu panno Lalu, naocznie i naskórnie sprawdzone, znaczy autopsja. A u nas przecież nie dżangel czy tam inna szalejąca przyroda. Pewnie że krajobraz po większości u nas kulturowy, jak to w Europie, ale to nie znaczy że kulturowego nie należy chronić. Co do przetrwania ogrodów to rośliny w nich sadzone potrafią o swoje zawalczyć, często tylko ich masowe występowanie świadczy o tym że parędziesiąt lat temu w tym miejscu było jakieś ludzkie bytowanie ( w końcu nazwa roślina ruderalna nie wzięła się z niczego ). Ta "ruderalność" czy też łatwość przenikania roślin z ogrodów do środowiska to jedno z niebezpieczeństw związanych z ogrodnictwem, o czym planuje mówić i pisać Magda.
      A tak w ogóle to granica między kształtowaniem krajobrazu ( kulturowego ) a dewastacją cieniutka jak moje włoski ( tzw. łysy jedwab ).

      Usuń
    2. Święta prawda. Ale nie można zwalać wszystkiego na projektantów ogrodów. Najpierw błąd moga popełnić planiści (niby architekci krajobrazu też w zespole planistycznym powinni byc ale ja osobiście nie znam takiej gminy), potem architekci a dopiero później my. I chyba nasze błędy najprościej naprawić. Ale i najtrudniej chyba nam tymi naszymi projektami cos poprawić. No bo na przykład teraz mam na tapecie ogród na kaszubskiej wsi. Wieś spora, dość lużna jak na kaszubską ulicówkę, jeszcze sporo typowych zabudowań zagrodowych A z racji bliskości miasta rozrósł jej się na końcu "bąbel" ze współczesnych domków jednorodzinnych. I mam zaproponować koncepcję ogrodu dla spłachetka 600m2 wolnej powierzchni wokół domu o wyglądzie włoskiej podmiejskiej willi. W kolorze krwistej purpury i ze sztucznym kamieniem wokół okiem udającym piaskowiec. Taaa... krajobraz kulturowy XXIw. Projektować ogród wiejski, z ukochanymi przez Kaszubki "pannami bez płot"(nasturcjami)? Toż to żreć się będzie z tym domem jak ch... Miejski ogród, wycackany? Kukurydza jeszcze za płotem a w oddali widok drewnianej chałupy i wielkiej lipy, tyż się żryć będzie.. Cóż robić cóż?? Chyba w trawy i soliterowe byliny pójdę coby to jakoś pogodzić. Za bardzo pasować nie będzie ani do chałupy ani do willi, ale przynajmiej za bardzo kontrastować nie będzie. Na szczęście to projekt studencki i "gustu" inwestora pod uwagę brać nie muszę, bo to dopiero byłaby jazda..
      Pzdrawiam
      Beata

      Usuń
    3. Na króciutko, bo ogród dziś wzywa ( hurrra! ). Włoska podmiejska willa na Kaszubach nadaje się do jednego - solidnego pieprznięcia w nią stingerem albo i inszą rakietą. Jak o mnie chodzi to tylko posadzić drzewka cytrusowe oraz cyprysy i czekać na rakietowego, który zakończy te estetyczne męki. Ciao!

      Usuń
    4. TabaAzo - popieram w rozciągłości całej!!!
      Przymierzam się właśnie do zakupu (ostrożnie mi idzie bo to sierpień już i zaraz trzeba wydawać pieniądze na roślinek wiele...) książek Filipa Springera o straszności architektury i urbanistyki polskiej nam rosnącej WSZĘDZIE już....
      Barbara

      Usuń
    5. hi hi ...chyba takiej alternatywnej koncepcji zagospodarowania ogrodu moja profesórka nie przyjmie do wiadomości:)
      Swoją drogą coś ludzie mają do tego południa Europy.. w moim miasteczku na Mazurach też mamy taką willę, toskańską dla odmiany. Oczywiście w obrębie starówki, tuż przy jednym z najstarszych, zabytkowych domów w mieście. I mimo ochrony konserwatora zabytków jakoś to przeszło:( I w rankingach mieszkańców uznawana jest jako jeden z piękniejszych budynków w mieście, mimo iż oprócz kiepskiego kontekstu krajobrazowego to jeszcze pokraczna bryła bez proporcji z kiczowatymi orłami na bramie. hmm.. budzi w ludziach tęsknotę za wakacjami? Miłe wspomnienia jakieś??
      Pzdr
      Beata

      Usuń
    6. Dlaczego w innych krajach budynki mają wspólne cechy i jednakowe dachy, a u nas nie ?
      Chaos architektoniczny - dlaczego ?

      Usuń
    7. Kwestia przepisów i ich egzekwowania ? w moich okolicznościach nawet wielkość okna na ścianie szczytowej poddawana jest dyskusji. co nie znaczy, ze nie zdarzają się odstępstwa od reguły.

      Usuń
    8. Kiedyś, kieeedyś miały....... Orawa, domy na Podlasiu, pamiętane jeszcze z mojego dzieciństwa wsie i miasteczka świętokrzyskie, ławeczka przed każdym ogrodzeniem, obok furtki.... Aż się boję zacząć czytać tego Springera o tym co i gdzie teraz.
      Barbara

      Usuń
    9. Zdecydowanie kwestia przepisów. I nie tych o planowaniu przestrzennym,tylko o zamówieniach publicznych. Gmina by uchwalić miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego musi najpierw ogłosić przetarg na jego opracowanie. Co decyduje o wyborze? Najniższa cena. A potem biuro by wyjść na swoje poświęca jak najmniej czasu na jego opracowanie. I wali ogólniki. Ze względu na pracę etatową znać muszę MPZP z naszego powiatu. Najczęściej określa się tylko linię zabudowy, maxymalną wysokość budynku, układ kalenicy względem ulicy przy dachu ostrym oraz procent powierzchni biologicznie czynnej działki oraz oczywiście przeznaczenie działek. Mając obowiązek zachowania tylko tych parametrów można wcisnąć i dom kosmiczny i silnie rustykalny. W jednym chyba tylko planie widziałam jeszcze określenie koloru pokrycia dachowego ale już nie materiału. NIe stać gminy na opracowywanie planów, wydaje decyzje o zabudowie i zagospodarowaniu terenu. Autor ich projektów nie musi już być nawet urbanistą, jak kiedyś, Gmina zaprasza do składania ofert, co decyduje o wyborze- najniższa cena. I często jest to osoba z drugiego końca Polski, nie znająca ani lokalnych uwarunkowań, ani wcześniej wydanych decyzji o wzizt na działki sąsiednie. Wnioskodawca pisze co chce mieć i najczęściej dostaje to co chce. Ja tam się dziwię tylko konserwatorowi zabytków. Bo każda decyzja z terenów objętych ochroną przechodzi przez jego rece.. Tak jest u nas, może w innych regionach Polski jest inaczej. Może w większych(bogatszych) miastach są urbaniści czy planiści na etacie, a to już wielce zmienia postać rzeczy.
      Pzdr
      Beata

      Usuń
    10. no cóż, to chyba mamy ustalone- odwołujemy się i nawiązujemy do krajobrazu kulturowego, w jakimś odruchu bardzo często nazywanego "naturalnym" (nie bez racji- dla nas naturalnym jest).
      Wszystkie łysych włosów z głów rwania pozostaną nam na dłużej, bo nie stanie się nic bez zmiany prawa na takie, jak w szczęśliwych okolicznościach leloop albo tych tu, gdzie ja na wakacjach. A prawo się w tym zakresie samo nie zmieni, bo a. prawodawcy mają ważniejsze sprawy na głowach, b. wyborcy lubieją się sami rządzić i nikt im nie będzie mówił, na jaki bordowy kolor mają sobie szczelić elewację do angobowanego dachu. To mamy pozamiatane, jednak chyba na 200 lat, bo styropian z pustaka wcześniej nie odpadnie. Jeżeli chodzi o branie przez przyrodę w ponowne posiadanie, to ta przyroda musi się skądś brać, hęhę, jakieś enklawy muszą zostać, roślinność ruderalna piękna jest, ale nie tak bogata, jak pomieściłyby siedliska.
      Zaś w kwestii dostosowania i nawiązania bardzo cenię sobie zasadę kontrastu ;-)

      Usuń
    11. Ten styropian to ja zauważyłam że ptaki wydziobują ;), to też wolno idzie ale zawsze no i gryzonie różne też, tak więc po troszku, po troszku... ;))
      Barbara

      Usuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. wspaniale zobaczyć byliny, które mam w ogrodzie ... rosnące w naturze;
    zastanawiam się nad Bodziszkiem żałobnym... czy to na pewno on... bo jako jedyny powinien mieć listki dwukolorowe a tego nie widzę... chyba, że inne żałobne są;
    cudne zdjęcia
    pozdrawiam
    fajnie, że masz wolne i możesz sobie chodzić po łąkach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest dużo żałobnych, w tym trochę odmian zielonych w całości. A faktycznie najpopularniejszy jest chyba 'Samobor'. :)

      Usuń
    2. Żałobny nie musi być dwukolorowy. Jak chcesz mieć dwukolorowego to poluj na odmianę 'Samobor' :)

      Usuń
  13. Megi, ja tam się nie znam, ale przychylam się do poglądu, że nawet najbrzydszy fragment tzw. dzikiego krajobrazu ładniejszy jest od najpiękniejszego ogrodu, bo przecież nie wydumany przez nas (projektantów, albo nieprojektantów).

    No i dosyć chyba tego ochrzaniania się po zagranicy. Do roboty wracać!

    OdpowiedzUsuń
  14. Dołączam głos amatora, wielbicielki ogrodów (które, według mnie, bywają piękniejsze od dzikiego krajobrazu).
    Podziw dla sztuki ogrodowej w żaden sposób nie zmniejsza mojego podziwu dla natury i krajobrazu (naturalnego i kulturowego).
    W swoim ogrodzie próbuję w estetyczny sposób połączyć jedno i drugie, ale z powyższego postu i wymiany zdań wynika, że jest to prawie niemożliwe. Sama deklaruję chęć prowadzenia ogrodu w zgodzie z naturą, a samo to sformułowanie jest już wewnętrznie sprzeczne. Natury się nie prowadzi i nie kontroluje. Ten post uświadomił mi, że moje wybory i działania są w najlepszym wypadku połowiczne.
    Ale - z pewnością - nie chcę mieć w otoczeniu mojego domu ani całkowicie dzikiego świata przyrody, ani totalnie wykoncypowanego ogrodu. I nie wydaje mi się to niczym złym.
    Myślę, że ważna jest jakaś równowaga między jednym a drugim. Wiem już, że jej uzyskanie jest trudne, ale nadal będę próbować iść w tym kierunku, tworząc swój ogród. Który jest przecież tworem sztucznym, ale wierzę, że może dobrze wpisać się w otaczający krajobraz.
    Niestety, mój okoliczny nie jest tak urokliwy, jak pokazane przez Megi. Więc uznałam, że w kreowaniu ogrodu mogę przechylić się w stronę "cytatów i zapożyczeń", a raczej kultury. Na razie nie jestem zadowolona z efektu, ale wierzę, że uda mi się zbliżyć do wymarzonej harmonii.

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)