wtorek, 7 marca 2017

ciąć albo nie ciąć, oto jest pytanie

Nie miało być takiego wpisu. Nie teraz, kiedy to taki łatwy temat, rozgrywany politycznie ("posadź drzewo na złość" itp. Nie wierzcie politykom!), wszechpowszechny jak martwa wiewiórka, oczywisty jak orientacja.
Może jednak żyję w jakiejś bańce, skoro spotykam się z pytaniami, czy to dobrze, czy źle, ta ustawa, która pozwala wycinać drzewa praktycznie bez ograniczeń.
Źle, z całą pewnością źle. Wiem, że w innych krajach wycinać można- ale jakoś nikomu tam nie przychodzi do głowy, żeby stuletni dąb poszedł na opał. Wiem, że ludzie chcieliby mieć pewność, że będą mogli usunąć posadzone drzewo- ale w praktyce wycinają lasy, których nie posadzili. Wiem też z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, że ustawa jest ustawką, a tymczasem tnie się też Puszczę i zasiedlone przez ptaki drzewa w lasach...

Wiecie, co jest najgorsze?
To nie Szyszko tnie, ani nie #lexszyszko (patrz też #PolskawTrocinach)
To my.
Zmanipulowani przez politykę, ogarnięci jakąś szaloną wizją sprawczości, kompulsywną potrzebą kontroli, usprawiedliwiający się tym złem, które czynią nam drzewa- koniecznością sprzątania liści, plewienia siewek...
A drzewa patrzą na nas.
Co możemy zrobić, jak rozładować to napięcie?
Nie mówię, że MY (jako firma) nie wycinamy. Owszem, zgodnie z "klauzulą sumienia", ale są sytuacje, kiedy wycinka jest konieczna. Wszystkie zimowe cięcia robiliśmy na podstawie zezwoleń wydanych w zeszłym roku- to nieprawda, że trudno je było uzyskać. W uzasadnionej sytuacji pozwolenie było pewne.
Świerki posadzone blisko domu i zacieniające okna, wcześniej przez kilka lat okrzesywane.
Zagęszczona brzezina.
Orzech- na wycięcie drzew owocowych poza strefą ochrony konserwatorskiej nie było potrzebne pozwolenie.
Tak się nie powinno ciąć żywotników, ale ich zwężenie było konieczne (wąska droga dojazdowa). Pnie w ciągu kilku lat nieco się zazielenią, ale jednak podsadzimy je bluszczem.
Ten żywopłot przytniemy już "normalnie"😏
Lepiej sadzić, niż wycinać.
Zimą mieliśmy okazję zaprojektować posadzenie niemal tysiąca dębów (oraz jarzębin, dereni świdwa i róż- nie pytajcie o dobór roślin, szczególnie tych jarzębin. Odgórny.) w pięknym terenie.
Pierwsze zdjęcia z nowego aparatu. Praktycznie uczę się wszystkiego na nowo.
 Na terenach tych żyją bobry, nie uważane tam za niedobry
Żeremie😇
bo wycinają drzewa😉
Ot, paradoks.
Był to projekt nasadzeń zastępczych za usunięte wcześniej drzewa. To również było dobre w "starej" ustawie- konieczność uiszczenia opłat (które, przynajmniej w teorii, przeznaczane były na zieleń) lub wykonania nasadzeń zastępczych, i to niekoniecznie tylko "drzewo za drzewo".

POZYSKANE drewno poszło głównie na opał, a drobnica na kompost. W formie zrębek.
Piękno na hałdzie. Zdjęcie Roberta.
A jeszcze, wiecie, zamiast wycinać- można przesadzać. Temat dość niepopularny, ale chwała inwestorowi, który podjął ryzyko.
Akcja miała związek z planowaną rozbudową domu.
Zaczynaliśmy młotem pneumatycznym, w ziemi zmrożonej na 70 cm. Kończyliśmy przy zamarzniętych 30 cm.
Oto ozdobna jabłonka, okopana i zapakowana w metalową siatkę.
Z pniem zabezpieczonym jutą przed parowaniem.
Podźwignięta,
przewieziona,

wpuszczona do dołka
i posadzona. To samo na przykładzie graba (ten po lewej, z proporcjonalnie do ubytku w korzeniach zredukowaną koroną. Lipy też są szpalerowane.):

dziwnych jodeł
i formowanych na parasole, ogławianych platanów.
Baobaby, jak ktoś powiedział. Chociaż w stosunku do nich mam pewne wątpliwości. Nie dotyczy to cięcia- trzeba było nie tylko zredukować koronę, ale zlikwidować wieloletnie tzw. "głowy wierzbowe".
A czasami... można... można po prostu nic nie robić.
Nie przesadzać, nie wycinać, nie usuwać posuszu. W posuszu jest tak sucho i przytulnie, że...
Widać?
Świerk kłujący.
Sowa uszata. Sześć sztuk (regularnie podobno dni spędza tu 14). Wrocław.
I tak zamknęłam zimę opisem zatrudnień ogrodnika. Pokazane prace wykonywaliśmy w styczniu i lutym.
Lubię tak podsumować i zamknąć przeszłość, i do niej nie wracać. Przydałoby się i moheriowo, ale nie wiem, nie wiem.
Wiosna napiera.
Może i tego tematu by nie było, gdyby nie nowe komentarze pod starym wpisem (hm, chyba na razie w spamie)- ktoś szuka informacji, co z tymi drzewami...
Gdyby nie wywołanie tematu na blogerskim spotkaniu na Gardenii- czy możemy (my, blogerzy ogrodniczy)- pisać o tych drzewach (odpowiedź: niekoniecznie, bo to temat polityczny).
No właśnie niekoniecznie. Bo to również temat nośny, a wyraźnie widać, że blogerska śpiewka jest pisana dla pieniędzy. Również mnie możecie zarzucić, że powyższy tekst jest reklamowy, i będziecie mieli dużo racji.
Ale wydaje mi się, że ja, kronikarka wycinki w Ogrodzie Krasińskich, jestem bardziej wiarygodna niż wielu ogrodników, którzy o przyrodzie piszą z dużą niepewnością- co to w ogóle jest.
W każdym razie w tym całym gównie jest jedna dobra wiadomość- ekspresowo uczymy się budować społeczeństwo obywatelskie, dzwonić do służb, bo sąsiad wycina w okresie lęgowym, pali kaloszami i wypala trawę. Brawo my.
Pozdrówka, Megi.

PS. Zdjęcia także TP oraz Robert.
PS. Pewnie chcecie wiedzieć, co z tą Gardenią. Było dobrze- dużo róż, nowych sklepów internetowych i tworzyw sztucznych w ładnych kolorach, jakości i dizajnie. Pojawił się nowy sposób na zarabianie, czyli słynne już oxytree.
Blogerzy ogro utopili się we własnym sosie, zorganizowali spotkanie na temat blogowania, dyskutują w swojej bańce o widzimisiu i wszyscy- ci co na targach byli i ci, co nie byli- ubolewają, że nie dla nich targi OWE. Dla ogrodowych Grażyn one są, zostało wyartykułowane. Pozdrawiamy Gajkę.
Celebryci z innej bańki przechadzali się między ogródkami pokazowymi wyobrażając sobie może, że to jakieś czelzi.
Wszyscy zgodnie słownie obracali w perzynę słynną salę 4, czyli kiermasz ogrodniczy, odwracając się z obrzydzeniem od odbiorcy końcowego, czyli domniemanych grażyn. Błąd, bardzo duży błąd, również ze strony wystawców i organizatorów, którzy pozwalają (sobie) na rozmontowanie targów dwie godziny przed zamknięciem w jedyny dzień dla publiczności.
Jako że mam kilka kółek zainteresowań, wciąż jestem dla blogerów zbyt mało blogerska, dla ogrodników zbyt mało ogrodnicza, a dla przyrodników za mało przyrodnicza- nie zostałam w bańce i zrobiłam eksperyment. Przechadzając się przez dzień cały z odpowiednią plakietką.
Wyniki były dwojakie:
- tak, to są targi dla profesjonalistów, nie dla blogerów. Na każdym stoisku bardzo przyjemnie się rozmawiało, zrobili mi nawet lodzika.
- blogerów tu w ogóle nie szanują. W takich warunkach przyszło jeść lanczyk, no.
PS. Jednak mnie pokarało za ten hejt, dostał mi się Virus Gardeniae, grypopodobny.
PS. Spotkanie w małym gronie było urocze, więcej takich💕💋
I w ogóle jest jak jest, żyj i daj żyć innym, wiem, że w bańkach bywa bardzo przyjemnie. Ale nie moje ci one.

30 komentarzy:

  1. Czy naprawdę uważasz, że powyższy post może być uznany za reklamowy? Ja go tak nie odebrałam. Owszem, dowiedziałam się, że poza urządzaniem i pielęgnacją ogrodów, jesteś w stanie (jako firma) przesadzić też spore drzewa. I tyle. Zdjęcia są ciekawe i mają dla mnie wartość edukacyjną. Zaczęłam się na przykład zastanawiać, czy może warto moją mocno wyrośniętą jodłę koreańską, przytuloną do ściany domu, przesadzić zamiast wyciąć. I wręcz zabrakło mi w Twoim poście informacji, jaki może być koszt takiej operacji. Nie odebrałabym tego jako reklamę, tylko praktyczną informację.
    Dobrze, że do żadnej bańki się nie mieścisz. Twój mix jest ciekawszy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z jednej strony- znam takich, co z założenia dopatrują się reklamowego podtekstu. Z drugiej- też o to chodzi, żeby się ktoś dowiedział, że jesteśmy w stanie przesadzić duże drzewa, więc.
      Być może warto ją przesadzić. Koreanka nie może być bardzo duża, nie jest też bardzo trudna w przesadzaniu, powinna więc przeżyć. Ryzyko polega na tym, że trudno będzie dobrze podebrać korzenie, skoro rośnie przy ścianie, no i pewnie jest "jednostronna", więc może średniej urody i jednak nie warto?
      Koszt to około 300 (dla takich drzew, jak pokazane na zdjęciach jodły) do 1000 zł netto, większych nie da się zrobić ręcznie, a operacja przesadzarką to już średnio 2- 3 tys. zł
      :-)

      Usuń
    2. Dziękuję za informację. Moja jodła jest trochę większa niż te na zdjęciach. Ma ponad 5 metrów. Widzę więc, że spory koszt byłby. No i chyba faktycznie nie warto, bo musiałam jej zniekształcić trochę pokrój, kiedy na dole zrobiła się za szeroka, włazi na ścianę i ścieżkę (rośnie metr od ściany domu), więc przycinam dolne gałęzie. Tak to jest jak się kiedyś posadziło choineczkę bez wyobraźni. W dodatku posadziłam ją 40 cm od przyłącza wodociągowego, więc chyba lepiej nie ruszać :)

      Usuń
  2. Dzięki Ci Małgosiu, ża to że stanęłaś w obronie przysłowiowych Grażyn. Znam ich pare i są całkiem fajnymi ludźmi. Oraz ogrodniczaki (nawet projektują i zakładają ogrody). Nawet jeżeli mają byc tylko figura retoryczną nie zsługują na traktowanie z góry i z pogardą.
    Czekam Ci ja na jakieś szersze sprawozdanie ze spotkania blogerskiego, ale jakoś się nie moge odczekać. Naprawdę nie ma o czym pisać? Nie wybrałam się i tym razem na Gardenię bo dwie stuwy drogą nie chodzą, a nie chcę po raz kolejny powtarzać tego refrenu: po co Ci to było. Zamknieta w małej bańce EG pozostaje z ukłonaami za jak zwykle zajmującą lekturę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co za zgoza, powinnam czytać to co napiszę. STÓWY! 9pomijam zasłoną milczenia te inne literówki).

      Usuń
    2. Niestety jeśli chodzi o SBO, to nie ma zbytnio o czym pisać. Część prelegentów po prostu nawaliła, chociaż tematy zapowiadały się interesująco. Ja właśnie piszę swoją relację, więc zapraszam późnym popołudniem dziś.
      P.S. Szkoda, że nie pisałaś nic nigdzie - ja miałam wolne wejściówki na Gardenię (dwie stówy byłyby uratowane, czyli wilk syty i owca cała...).

      Usuń
    3. nikt nie zasługuje, w dodatku odbieram taką pogardę jako strzelanie sobie w stopę.
      No widzisz, Anka miała wejściówki, mnie też zostały.
      Doczekaliśmy się szerszych relacji, ale tylko potwierdziły to, o czym półgębkiem pisałam- że wiadoma maść bardzo potrzebna ;-)

      Usuń
  3. Ja nie wiem co się ludzie tak pastwią nad tą 4-ką. Kiermasz to kiermasz, a nie Centrum Ogrodnicze 5-ciogwiazdkowe (jak widzisz nie wszyscy obracają w perzynę). A że końmi im śmierdzi? No kuuuurde - Cavaliada też ma swoje prawa. Taka Kretowata byłaby np. zachwycona aromatem. Zresztą ja też lubię. I z radością upolowałam kilka roślinków, które za mną chodziły.
    Targi nie dla blogerów? No nie! Dla ogrodników, dla projektantów, dla spotkań biznesowych, ostatecznie dla "Grażyn", bo to jest zazwyczaj odbiorca końcowy. Ilu jest blogerów a ile "Grażyn"?... No właśnie. Grunt to umieć znaleźć coś dla siebie. Przy okazji Gaję również ściskam ;)
    A z podejściem do blogerów na stoiskach różnie było. Tam gdzie się "ujawniałam", bardzo miło. Ale też podchodziłam tylko tam, gdzie mnie coś zainteresowało, czyli wszystkie "kołchozy" z góry odpadły ;)
    P.S. Nowy aparat daje radę, ale to oznacza pożegnanie z Maurycami?? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w ogóle nie czułam tego konia ;-) poszłam na kiermasz w sobotę pod koniec dnia- luzik, zero luda.
      Jednak przeczytałam, znów ta sama melodia, że "blogerzy kreują trendy [???] i powinno się ich szanować" :-D
      Pożegnanie z Maurycami? never. Już zdążyłam nową maszynę twardo przywitać z asfaltem, dalej będzie tylko lepiej.

      Usuń
  4. Co do drzewków - kant jakich mało i mści się. Co do ludziów rżnących bez opamiętania- głupie one i niecytate co też się mści ( coś czuję że zwolennicy absolutnej własnej swobody i silnej ręki na cudzym niedługo poczują ową rączkę na sobie ). Co do pozwoleń na wycinanie drzew - trzeba było być naprawdę niekumatym żeby w uzasadnionych przypadkach nie uzyskać ( co tłumaczy kto głównie teraz drzewa tnie aż niemiło ).
    Co do targów - najbardziej lubię te wiejskie.;-) Nowe tryndy ogrodowe z lekka mnie przerażają, ze szczególnym uwzględnieniem oxytree. Profi "zielonym" nie jestem, zdecydowane bliżej mi do Grażyn. Blogerskiego utyskiwania nie rozumiem - albo się człowiek czuje "zielonym" profi po całości i patrzy na imprezę jak na kontraktowisko i mus być, handel hurtowy w tle ( i rozumie że Grażyny i Janusze to target dzięki któremu taka wystawa ma w ogóle sens ) albo się nie poczuwa do zielonego profesjonalizmu i w tym wypadku tego typu targi są stratą czasu blogera. Kolekcjonerzy roślin odpadają w przedbiegach, najnowsze tryndy projektanckie i tak ogląda się na Chelsea ( przyjmuje się z 1% propozycji ), więc nie wiem po cholerę blogerzy ogrodowi muszą bywać i narzekać na grażynizm. Tak szczerze pisząc gdyby nawet Gardena była jak to Chelsea Wschodu czy cóś w ten deseń to tak średnio bym była zainteresowana ( z wystawiennictwa to ja mam dyplom a zawodu wyuczonego nie lubię ). Zrobienie lodzika to stanowczo za mało żeby pokusić Tabazellę na występy "z zielonego". Profesjonalizmu "zielonego" z siebie nie wykrzeszę a zamknięcie stoiska przed nosem uznaję za faux pas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. straszny kant, od początku wiadomy, ale zemści się dopiero za czas jakiś. Nie widziałam tego na co dzień, tylko w grupie drwali na fb, aż zobaczyłam- ponadstuletnie daglezje i sosny nie osłaniające już poniemieckiego domu. Przetrwały tylu idiotów.
      A co myślisz o oxytree? Wydaje się bez wad: szybko rośnie, więc w wiązaniu CO2 jest lepsze niż sosna Szyszki, ma słabą wartość opałową, więc nadaje się na drewno raczej (chociaż miękkie, no bo szybko rośnie) i nie będzie tego CO2 oddawało do atmosfery, nie rozmnaża się generatywnie i słabo wegetatywnie (więc nie powinno być inwazyjne). Gdzie jest haczyk? Dlaczego nam się nie podoba?
      Ha, jednak wystawienniczka :-D i w ogóle miałam zapytać, gdzie ty jesteś, skoro nie ma cię na Gardenii. A IGA nie kusi?

      Usuń
    2. Oxytree sadzone masowo są tak samo szkodliwe jak każda inna monokultura. Chleje to wodę jak cholera ( następca cudownych eukaliptusów, szczęśliwie na tamten cud się nie złapaliśmy z powodów wiadomych ) i nie jest prawdą że nie potrzebuje nawożenia. Nie podobie mnie się i już. Wystawienniczo też mnie się nie podobie, co jest zdziwne bo taka paulownia cesarska mnie się podobie.
      Nic mnie teraz nie kusi z wyjątkiem kamelii w Portugalii ( he, he, - to jest dopiero grażynizm ), wyjeżżam i będę bywać, cichosza i anonimowo ( a na takich targach blogerskich to na pewno by mnie rozpoznali po urodzie i kwiaty dawali jak Niezłomnej;-) )jako ta przykładna turystka łażąca po tzw. gównych atrakcjach. A jak wrócę z urlaubu to dopiero zrobię wystawiennictwo ( już można się zacząć bać - focę wszystko od sardynek w puszce począwszy na trzech facetach na przystanku autobusowym skończywszy, może się tam na coś ciekawego roślinnego z obiektywem napatoczę ). :-)

      Usuń
  5. ja bym tam tych ściachanych żywotników nie podsadzał żadnymi bluszczami :) // sowy sowy cudne ! :) niesamowite
    M z W

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pewnie żadne podsadzanie się nie zdarzy, bo kto by miał teraz głowę do tego... ale może barwinkiem?
      A dlaczego by pan nie podsadzał? Źle by wyglądały takie obluszczone pnie? bo teraz trochę straszą.

      Usuń
    2. Sam pomysł - bluszcz przerastany żywotnikiem ew. obluszczone pnie jest super, ale czy w realu to zatrybi?? Boję się, że z czasem bluszcze zaduszą żywotniki. A gdy się już wczepią w pnie to odrywanie będzie chyba bolesne (dla żywotników). Żywotniki są ciachnięte z góry, mocno podcięte z tej strony, doświetlone. Czy za rok, dwa nie zrobi się gęsta ściana zielona żywotnikowa? Bo chyba z pni też ruszą? Nie są chyba na to zbyt stare? To prawda, że tak byłoby bardziej mono .. Kiedyś widziałem takie dwa zapuszczone i ciachnięte bardzo ostro z góry i boków, potem co roku trzeba było docinać, ale mniej, i po kilku latach żadnych dziur, zwarta gęstwina żywotnikowa. No i to jest przy płocie, bluszcz zacznie przechodzić do sąsiada.. czy nie będzie szumiał?? On by musiał też ciąć bluszcze (a wiadomo to kilka razy w roku), albo by trzeba było mu tam wchodzić i ciąć. No i tutaj na ten wjazd, dojazd też będą włazić.
      M z W

      Usuń
  6. Nie odniosę się do różnych rzeczy opisanych powyżej nt. Gardenii. Nie byłam, nie widziałam. Ale nasuwa mi się wniosek, z czytania również innych relacji o Gardenii - lubimy czuć się lepsi, lubimy popogardzać sobie, powyśmiewać się. Tak jakbyśmy sami nie byli Grażynami i Januszami. Megi - to nie do Ciebie ta uwaga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj lubimy. Napisałabym "my Polacy", ale nie wiem, może "my ludzie". Coś nam to robi na psychikę, wydawało mi się, że wyraźnie widać tylko w internetach, ale okazuje się, że we własnych bańkach równie bardzo się rozsznurowujemy.

      Usuń
  7. Jedni przesadzają, inni rżną. Paranoja.
    Matko kochana, te sowiszcza jak wypasione koty wyglądają. Jak je upolowałaś? W jasny dzień?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paranoja.
      W jasny dzień, one sobie śpią na dużym, poniemieckim świerku kłującym na posesji na skraju nieużytków, gdzie pewnie w nocy polują.

      Usuń
  8. Musieliśmy wyciąć drzewo koło domu bo całkowicie zasłaniało nam światło. Przyszły panie z urzędu, posprawdzały co i jak i pozwolenie wydały bez problemu. A teraz wolna amerykanka i każdy wycina co chce. :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Niestety- to wyrzynanie ponadstulatków do pieca to norma. Bo moje; bo mogę.
    Ja juz mam obsesję, bo jak myślę- a jak sprzedam Tupajowisko i wytną wszystkie bzy????- no, czy to nie jest paranoja...?


    pozdrówki...

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też jestem zdania że lepiej posadzi niż wycinać a już najlepiej to posadzić z głową żeby za kilka lat też nie ścinać. Co do nowych nasadzeń to podobają mi się szczególnie te Jodły są genialne to chyba szlachetne :-) Wspaniałe i odmiana glauca ;-) A spotkania z sowami zazdroszczę. Uwielbiam te ptaki a nie często w naturze spotykam a już na takie fotki nie miałem co liczyć jak do tej pory :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Oczywiście, że można nie ciąć i o to się rozchodzi, że ten owczy pęd pokazuje nam jak daleko zaszliśmy w nierozumieniu przyrody i znaczenia drzew dla naszego zdrowia, ekosystemów, krajobrazu. Strasznie to smutne.

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja się czepnę zdjęć, no same robocze ??
    Tylko dwa do oglądania, ze słońcem i brzozy , za mało stanowczo za mało, mam wrażenie ,że poprzednio było więcej takich widoczków.
    To chyba wina tego nowego aparatu ;-)))
    Słonecznie pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wycięcie drzewa to zawsze smutek w oczach, przynajmniej u mnie :( Drzewo to życie.

    OdpowiedzUsuń
  14. A część ludzi (vide sąsiady) po prostu zapragnęła oświecenia... mieszkania. Bo im dotychczas drzewa zaciemniały salony. Ale jednakże nie na tyle by przedsięwziąć wyprawę po stosowne pozwolenie. I tu też bym nie wyciągała pochopnych wniosków, że ktoś czekał 20 lat by wreście (wreście!) mieć widno w apartemą I TO w dzień (ha).

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja jednak wolę poprzycinać, odrastając zawsze są piękniejsze !

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie daruję sobie: sowa! Jaka śliczna! Kradnę zdjęcie do mojego prywatnego folderu z cudami natury :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jednym słowem te wszystkie wycinki to dramat!

    OdpowiedzUsuń
  18. Potwierdzam, że uzyskanie zgody na niezbędną wycinkę drzew było poprzednio bezproblemowe. Część mojego ogrodu stanowi las i co 5 lat zapraszałam fachowca z Lasów Miejskich, żeby ocenił drzewostan. Zaznaczał drzewa, wymagające usunięcia (nieliczne) i sprawa była załatwiona. Zgadzam się, że za to, co się dzieje, odpowiedzialni jesteśmy my, nie tylko Szyszko.
    Świetne zdjęcie sowy uszatki! Ale patrzące drzewo też robi wrażenie.
    No i ta Gardenia... Twoje teksty zawsze są ciekawe i dają do myślenia.
    Na targach tegorocznych nie byłam, nie jestem zieloną profesjonalistką, tylko ogrodniczką amatorką i taka impreza rok temu nie wydała mi się specjalnie ciekawa. Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia jako blogerka, ale opinia, że blogerzy kreują trendy wydaje mi się, delikatnie mówiąc, nieprawdziwa.
    Myślę, że dobrze by było, żeby takie targi były nie tylko imprezą branżową itp., ale były także atrakcyjne dla amatorów. I nie tylko jako miejsce zakupów (sama nie lubię kupować w takich miejscach), ale też jako inspiracja, propagowanie dobrych wzorców. Przecież tego nam brakuje. Jest to możliwe na pewno, miałam okazję uczestniczyć w takich imprezach angielskich i one taką rolę spełniają.

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)