poniedziałek, 31 października 2011

wpis na okoliczność

Śniło mi się uczucie. To uczucie, które zawsze miewam, kiedy wyjeżdżam z jakiegoś ulubionego miejsca- uczucie, że muszę jeszcze raz pójść i pożegnać strumyk płynący wśród światłocienia pod drzewami, bo może już go nigdy nie zobaczę.
Śnił mi się ten strumień pod drzewami, latem.


To samo uczucie mam, kiedy patrzę na te ostatnie kwiaty jesieni.
Zwykle wiemy, kiedy coś zdarza się nam po raz pierwszy. Pierwszy dzień, pierwsza przejażdżka na rowerze, pierwsza miłość, pierwszy raz. A kiedy jest ostatni raz? który raz będzie ostatni?

Taka refleksja związana z dniem przemijania. Który jest dla mnie tylko dniem dodatkowego sprzątania, tym razem grobów, bo duchy są ze mną na co dzień, w kontinuum czasu.

1 500 lat temu... dzień wszystkich świętych był dniem bez rodziców, oblewanym wiśniówką, bywa, że w terenie. Bywało, że na cmentarzu- "za tych, co pod ziemią". Bywało, a raczej było regułą, że cmentarz w ruinie, bo "poniemiecki", zarośnięty śnieguliczką i lilakami, z posadzką usłaną rozbitymi tablicami z czarnego szkła, z siedziskami z granitowych nagrobków.
Tak było we Wrocławiu, i w dolnośląskich miejscowościach- Janowicach Wielkich, Pasterce, Lasówce...
Wrocławskie cmentarze, oczyszczone ze wspomnień za pomocą fadromy, stały się parkami i tylko układ alejek, sposób sadzenia drzew świadczy o tym, czym były.






(Park Grabiszyński, drodzy wrocławianie)
Wiejskie cmentarze zarastały lilakami i śnieguliczkami.
Rok temu byłam w Lasówce... (dolina Dzikiej Orlicy, gmina Bystrzyca Kłodzka)









... i wiele się nie zmieniło, niestety. To znaczy: zmieniło się tak, jak wszędzie. Powstały nowe domy letniskowe (cytrynowe i styropianowe), a drewniane chałupy sudeckie z XIX wieku nie znalazły swoich człowieków, którzy by się nimi zaopiekowali, zrewaloryzowali i odrestaurowali.
Za to na cmentarzu




sprawy wyglądają nieźle, a z bliska jeszcze lepiej







takie ładne to "do widzenia"...
I nawet ktoś chciał się tu położyć, z widokiem na Orlicę


A ja, dokumentująca tu chwilami ślady finis Silesiae, jaki znamy i kochamy, wzruszam się... tymi zachowanymi okruchami, tym ocalałym czarnym szkłem, tymi uczuciami wypisanymi na tablicach...

Taki to gorzki czas. Przeczekuję. Nic mnie specjalnie nie cieszy i nie bawi, ani czerwone kaloszki, ani nowa parasolka w kolorze pancerza kruszczycy, ani torebka miękka i szara jak mysie futerko, ani rękawiczunie do kompletu z ponczem.


No chyba że...


Co to?


Stołowe yin i yang.
A to?








Mycie synchroniczne. Na stole. I ja im na to pozwalam.
A to pasąca się kocia krówka 


i polujący na nią tygrys


oraz krwawy finał polowania


i padlinożerna fossa zbliżająca się w poszukiwaniu okazji...


Foss. I to jest nowe, bardzo adekwatne imię dla Moherka, może się przyjmie... bo do tej pory ciągle był Małym Kotem, z uwagi na protesty, że nie można nazywać zwierzątka po zwierzątku... Foss zapasował baaardzo do tego niedobrego kycia kycia.


Foss?
W ogrodzie ostatnie kwiaty- świecznica (ładniejsza nazwa dla pluskwicy)


i mimo że z chłodu prawie nie pachnie, zwabiła ostatnią muchówkę


Stewartia kameliowata ładnie się przebarwiła




i jakiś klon.


I inne klony w pożyczonym krajobrazie (ciekawe, jak długo jeszcze będzie trwał...)


A butki pod kolor? Proszę bardzo:-) Liście judaszowca.


Z ostatniej chwili: mieszkam w domu Adamsów. Dzieci, dzwoniące za cukierkami, obczaiły złowieszczo otwartą furtkę, zagęszczoną ciemność (chaszcze wzdłuż ścieżki i żarówka od miesięcy niewkręcona), pokręcone ramiona robinii za domem, i zadecydowały- nie, tu nie...
Pozdrówka, Megi.

I jeszcze ps.
Coś o Człowieku Kota imieniem Foss. TERAZ pamiętam tę książeczkę dzieciństwa. A mówiłam, że ja mało pamiętam... W każdym razie: inspirujące i mam nadzieję, że Foss będzie żył długo na moich kolanach!

13 komentarzy:

  1. haha, dzieci wystraszyły się Twojego pięknego ogrodu:)
    Park Grabiszyński niemal codziennie przemierzam i widzę wszędzie ślady po cmentarzu...przy placu zabaw dzieci wykopały na dróżce niewielką dziurę, z której wychylnął fragment pomnika...ech.
    Kocie igraszki boskie!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba z żywymi naprzód iść.. Na szczęście w naszej cywilizacji /mam nadzieję/ zmarłym należny jest spokój....ale i pamięć.
    Uwielbiam koty, choć one też odchodzą...

    OdpowiedzUsuń
  3. a mnie dziś urzekły te chaty drewniane.... ech... rozmarzyłam się. One też odchodzą ale dla odmiany, je akurat można próbować uzdrowić i do żywych przywrócić, czego my z ochotą dnia pewnego się podejmiemy.

    OdpowiedzUsuń
  4. kyjo, mam wrażenie, że i pnącza miały swój udział;-) dobrze, że nie kości wychynęły... w sumie miałam nadzieję na taki obrót;-p
    Mażeno, jak zwykle romantyczna...
    naszapolano, tylko zdążcie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Umierające domy nie mogą się ukryć. Ich agonia jest powolna, trwa wiele lat i kaleczy oczy. Cieszę się, że jest coraz więcej zakochanych "ratowników" i wiele z tych upadających domów jednak znajdzie swoich człowieków.
    W miejscu gdzie mieszkam była kolonia 16-tu domów, zostały tylko dwa. Część cmentarzy posłużyła do wyrównania dróg. Zdarzają się też budujące historie, jak ta o budowie lapidarium w Węgorzewie (blog "Cudne manowce")
    Dom nad rzeczką i dom u podnóża góry - niesamowite!
    Wyobraziłam sobie Wasze cmentarne świętowanie i kurcze, cholera no, znów opowiadasz sceny z filmu. Z tego filmu o upalnym lecie, zakochanych dziewczynach i lipowym cieniu.
    Pozdrawiam z płomieniem świecy

    OdpowiedzUsuń
  6. tak właśnie jest z tymi domamy, umierają stojąc- jako i pałace, a ja się zawsze zastanawiam, dlaczego ten... dlaczego temu się udało znaleźć ratunek... i dlaczego tylu pięknym się nie udało...
    Cudne manowce, powiadasz. Obczaję.
    A ten dom nad rzeczką, jakie on ma wyżki, co?!
    Kurcze, no, cholera, chyba mamy jakąś wspólną przeszłość, że tak sobie wyobrażasz... sceny filmowe... swoją drogą, niezły byłby ten film, gdyby nie to, że pamiętam go w przebłyskach. Powinnam napisać scenariusz... ale ktoś musiał by mi pomóc pamiętać... najlepiej ta druga w kostiumie, spod lip. Wyzywam Cię, Ewka!
    Zaraz zapalę świecę... może jabłka by upiec...

    OdpowiedzUsuń
  7. "... i kota mam imieniem Foss..." - przypomnij, czyj to wiersz, bo nie zasnę?
    Imię adekwatne, chociaż również ludzkie (duńskie nazwisko, Niemcy pisali Voss)

    OdpowiedzUsuń
  8. eee... Edward Lear??? a ja nie skojarzyłam... tylko z tą niedobrą fossą... ale przecież!

    OdpowiedzUsuń
  9. Megi ,masz rację ,ze czas nieco gorzki i najlepiej przeczekac-jako dojrzałym wypada bo co tu się szarpac z emocjami nadaremno...Torba dla Ciebie uszyta,z kotem a jakże,druga na "warsztacie"...Koty mają w sobie jakąs moc dawania ukojenia.Mruczanki a nawet sam dotyk futra działa zbawczo.Pozwalasz na kocie wylegiwanie się na stole a któryż kociarz tego nie robi?...
    Urokliwe zdjęcia z jesiennej Kotliny Kłodzkiej,pełne mgieł,liści-bardzo mi się podobały.Biednie tam momentami i wielka szkoda tych domów -coraz bardziej malownicze do zdjęc,coraz mniej nadające się do czegokolwiek innego.CZas robi swoje ,nieustajaco...też mi gorzko,ratuję się maszyną do szycia i kotem pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  10. Izo, zastanawiałam się nad słowem "gorzki", bo jest mocne raczej, a przecież nie ma powodu... teraz widzę, że warto używać słów adekwatnych do swoich uczuć, które są poza nami. Bo nie tylko mnie jest gorzko. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  11. witaj
    ...zgłaszam się jako szczęśliwy właściciel(od niedawna) tej pięknej rudery w Laswówce.włąsnie z żoną pochylamy się nd planem rekonstrukcji tego budynku i wskrzeszenia go do pierwotnego przeznaczenia- był to hotel dla pracowników huty szkła .Huty już nigdy nie będzie, ale może znajdą się inni ludzie ,którzy będą chcieli na chwilę przysiąść na progu tego domu . Budowla zyska nowe wnętrza ale elewacje się nie zmienią
    pozdrawiamy (zawodowi projektanci-ogrodnicy)Agnieszka i Paweł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TEJ rudery? Witaj, Ziemku, tak, to jaaaa! Miło cię spotkać!!! O Lasówce opowiem ci opowieść mrożącą w żyłach krew, będziecie się bać swojej rudery!

      Usuń
  12. to ciekawe .... też mam taką historię ,która stawia włosy na plecach .Ale nie wzbudza we mnie strachu, tylko b.dopinguje mnie do realizacji zadania, (czy twoja historia ma związek z byłymi mieszkańcami tego domu)?
    pozdrosy

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)