czwartek, 15 marca 2012

drobiazgi osobiste.

Poniedziałek: wstać, ogarnąć powierzchnie płaskie, pranie i kuwety. To pranie chyba zalegało od soboty, wyprane,w pralce. Nie mam czasu, żeby pojechać na działkę nr 1 i nr 2, a szkoda, bo może bym zrobiła zdjęcia wiosny i kwiatów. Po drodze na nr 2 jest przebiśniegowy las w dolinie Bystrzycy, nie szkodzi, w niedzielę będziemy w okolicy, przebiśniegi dopiero zaczynają. Zamiast wycieczki: działka nr 3, uzgadnianie zmian i zakresu prac. Po drodze fajny outlet jest, ale nie ma czasu, nie szkodzi, będę tam na początku przyszłego tygodnia. Działka nr 4, tylko popaczeć, co by zmienić. Obiad- nie pamiętam. Działka nr 5 i 6, popaczeć, ustalić zakres... spać. Obudzić się. Napisać maile. Spać.
Wtorek: wstać, ogarnąć. Za późno na działkę nr1/wtorek (tzn. za późno wstałam), umówiona nr 2/wtorek- nowa, duża, do projektowania i urządzenia, podmokła, z olchami i czarnym bzem nad strumieniem, budzi nadzieję na fajną realizację i optymizm, bo inwestorka nie ma nic przeciw łanom bylin, stawkowi i wilgotnej łące. Ścisk w żołądku nieco się rozluźnił. Do domku, nie spać, nie spać, odpisać na maile (te krótkie), napisać maile, stworzyć dokumenty (zmiany w 3/pon., ze zdjęciami; opis + linkownia do innej, opis do wyceny 4/pon.; zmiany w doborze roślinności w projekcie z berberysami, nad którym już się tu pastwiłam- zamieniłam berberysy na nieberberysy; listy zakupów roślinnych), opracować folder zdjęć na stronę (ostatni?)
Środa: nie ma jak nalać wody do czajnika, bo gary piętrzą się w zlewie. W sypialni i okolicach piętrzy się nieposkładane pranie z dwóch tygodni oraz to, co wypadło z szafy. Do południa nie będzie ogarniania, bo trzeba (jak zwykle w ostatniej chwili) pokolorować mapę, poskładać rysunki, policzyć byliny i powierzchnie do projektu, który ma być oddany po południu. Na ksero trzeba być do 13. Luz, zdążyłam iść z kotem do weta, pozmywać i ugotować pyszną młodą kapustkę. Pranie jutro. Już wiem, że w sobotę co prawda będziemy w okolicy lasu przebiśniegów, ale nie zdążę tam zajrzeć. Może w niedzielę.
Nie robię wszystkiego sama. Nauczyłam się, jak to się mówi, "delegować zadania", dzielić się rysowaniem i chodzeniem na ksero z Ewe i Alą, odpuszczać sobie całą niekonieczność. Ale i tak jest tego za dużo. Okresowo.
Napisałam, żeby się trochę wytłumaczyć (Ewci, Ewie G., Halinie, anecie, Adze... ) z wiadomo czego. Jak napisałam w komentarzu u anety, rzeczywistość nieco mnie przerasta. Ale ja ją jeszcze przerosnę. Jak Chuck Norris.
Pod warunkiem, że dam radę, bo skumulowany stres sprzyja panice, a panika mnie opóźnia i w ogóle jest bardzo życiowo niewygodna. Doszłam do absurdalnego etapu, kiedy panikuję, że będę miała panikę. Jednak aby się leczyć, trzeba mieć zdrowie, a mnie go już na to nie wystarcza.
Dobra.
Wiosna w tym roku jakaś taka oporna i nieśmiała. Niewczesna. Chociaż pewnie w zeszłym roku przyszła później, coś pamiętam z bloga;-)



Właśnie- z bloga pamiętam, bo zdjęcia gdzieś zaniknęły, przepadły w przenoszeniu z kompa na dysk i z powrotem. Zostały tutaj. Może ten blog jakoś archiwizować? Robicie tak?
Wiosna poza tym wilgotna:




I tłusta jakaś taka:



Szpaczky przyleciały, zupełnie jak w zeszłym roku, grube, lśniące i rozdarte:

Pierwszy wiosenny targ staroci w Świdnicy (pierwsza niedziela miesiąca)

zapisał się wiekopomnie.
Od TP (Towarzysz Podróży, warto przypomnieć;-))) dostałam bransoletkę. Kupił i dał mi później, i myślał, że to niespodzianka, hehe.



Pierwsza myśl: że jestem tak stara, że muszę ozdabiać się wypasioną biżuterią, bo byle co mi już nie pomoże.
Ale kocham ją. Jasną krwistość granatów, gładkość szlifu, wgniecenia i dopasowanie do nadgarstka.
A sama (uważaj, bebelu) kupiłam sobie FOCZKĘ.


Foczka jest z foczego futra i usprawiedliwia ją tylko to, że pochodzi z lat 70- tych ub. wieku. A mnie usprawiedliwia to, że taką foczkę, tylko siwą, przywiózł mi w tamtych latach ze Skandynawii mój Tato, no i... potem ją kochałam, a później pogryzł mi ją pies, a później Synek... no i musiałam sobie odkupić. Nom.
Inne czarne zwierzę domowe:


Słoneczny Polar.
Puszkin natomiast znowuż się zepsuł. Spadł lub skoczył na jakieś materiały budowlane, wbił sobie w łapkę plastikowe kolce, wyciąganie, szycie, spazmy, podarta kurtka, zakrwawiona torebka, masakra. Już naprawiony.



A Fossil urósł i jest pięknym młodym kocurkiem o tygrysich ruchach.


Takim dużym jak Aguti.

Uwielbiam kocią mowę ciała. A właściwie mowę ich USZU.



O to chodziło. Obcy na terenie.

Aaaa... teraz się odłączę. Zajrzyjcie do anety, ma piękną misję, której kibicuję i staram się pomagać. Albo może raczej BĘDĘ się starała. I- pamiętam o wyróżnieniu do flo! ale to za chwilę...
... pozdrówka, Megi.
PS. Jeszcze jeden link. Poruszyło mnie.

18 komentarzy:

  1. Skąd ja to znam! Od kilku tygodni jestem w ciągłym biegu i niedoczasie.Dzień mi się skurczył mimo coraz późniejszych zachodów...
    Pozdrowienia ślę!
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  2. :)) całuje Cię mocno Gosiu:)) to znaczy sezon się rozpoczął!!! uważaj na siebie i daj znać czy i kiedy ta kawa:)? i w razie wypadku służę pomocą:))) buziaki

    OdpowiedzUsuń
  3. to chyba jednak zbyt duże słowo, misja. Po prostu, tyle się to we mnie dusiło, że w końcu zaczęłam działać :) Dziękuję Ci za wsparcie! Wiedziałam, że mogę na Ciebie liczyć :DDDDD
    Megi, a brak czasu wreszcie się unormuje :DDDDDD tak mi się wydaje, bo tez na to czekam :)) tylko jak widzisz, sama sobie dokładam i dokładam :))))) Nie jestem sama wobec siebie asertywna :))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie też zaczyna brakować czasu :-( i to mnie martwi.Ale jakoś pomału wszystko sobie poukładam.Wiosna do Ciebie szybciej przyszła, u są tylko przebiśniegi. Ja na razie wszystko dotyczące bloga mam w komputerze, ale myślę o nagraniu zdjęć na płytki. Trzymaj się i pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiosna tłusta i niedietetyczna. Niezdrowa aby? I dobrze.
    Bardzo mi się podobał Twój wtorek, Pan w Czerwonym Szaliku, obłędna bransoletka i naprawiony kot! Piękne!
    Wyobrażanie sobie paniki to fantastyczne zajęcie :):):) Ta prawdziwa, pewnie jej do pięt nie dorasta ...
    Czasu i Zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan w Czerwonym fascynujący, prawda? Kot znów zepsuty, bo jednakowoż ma dziś ucięte jajka, dosyć tego. Wtorek ok., ciekawe, czy sobota zepsuje wrażenie. Panika wyobrażona chyba rzeczywiście jest bardziej paniczna...

      Usuń
  6. Z tym czasem to niestety tak jest.... kurczy sie czy co ????
    bransoletka piękna... kolor taki energizujący.... no i wymowny....
    a koty...no cóż , marzec, początek wiosny....u mnie to samo....ale pies przegania kocury spod ganku bo nie chce mieć młodych na sumieniu....
    pozdrawiam wiosennie

    OdpowiedzUsuń
  7. dziwna rzecz z tym czasem. Kurczy się z wiekiem. A coraz bardziej go cenimy. Z drugiej strony- dokładam sobie, jak aneta, żeby zdążyć. Nieasertywnie wobec siebie, no tak:-))) jakoś się staram. Ogarniać i trzymać się. Może i bywało lepiej, ale z drugiej strony- co może być lepszego niż wiosna? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Do wiosna też idzie bardzo powoli więc mam czas na planowanie co i kiedy zrobię :)
    A targi staroci to fajna rzecz :)
    Pozdrawiam na wiosnę czekając...

    OdpowiedzUsuń
  9. A nosek foczki zupełnie jak mojego Maksia, wilgotny, czarny i w czarnych kudełkach; młodą kapustkę? taką w śmietanie? rozpusta! nie usiłuję nadążyć za czasem, co się zrobi, to będzie, a reszta później, albo jeszcze później, zwolniłam na maksa; posiałam dziś pomidory na rozsadę, a jutro bazylię i paprykę, w wytłaczankach po jajkach, celuloza potem rozłoży się; nie wolno panikować, to niezdrowe, na przebiśniegi lepiej pojechać, serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, taki realistyczny ten nosek;-))) Młoda kapustka bez śmietany, ale z koperkiem i szczypiorkiem:-) Przebiśniegi już bujnie rozkwitły i u mnie...

      Usuń
  10. Sporo "wiosny" już u Ciebie...:)
    Zapraszam po wyróżnienie... pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a mnie się wydaje, że ta wiosna się żółwi i ślimaczy... dziękuję!!!

      Usuń
  11. Megi - to dla Ciebie czas intensywnej pracy ... dasz radę, a jak spojrzysz na efekty to będziesz dumna niczym paw.

    Powiało optymizmem u Ciebie, mimo tej gonitwy na wstępie. Dzięki za tę wiosenkę.

    Gratuluję bransoletki. Prześliczna.
    Granaty czeskie mam, chyba ciut ciemniejsze, bo tylko w świetle widać, że są czerwone, uwielbiam je, mam pierścionek, broszkę (cudne szlify), drobiutkie kolczyki i bransoletkę, której nie lubię, nawet nie umywa się do Twojej.
    Zwolnij choć na zakrętach
    jolanda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, to czeskie granaty:-))) moje kamienie, mam już pierścionki i broszki. Nie wiem, czy będę dumna. Nawet nie wiem, czy coś z tych wiosennych starań wyjdzie w ogóle. I ta niepewność jest dość trudna, ale taaak, zwalniam, pilnuję się... a i tak wszystko w głowie dzieje się poza mną.

      Usuń
  12. Panika przed paniką, że spanikuję, no nareszcie ktoś ujął słowami ten stan, kiedyś u mnie częsty, wręcz permanentny. A już myślałam, że to początek świra.
    Młoda kapustka??? Teraz? Azotany, azotyny i inne chemikalia. Nie jedz.
    Jakaż piękna biżu-biżu, noś i energetyzuj się.
    Przebiśniegi mnie rozczulają na smutno, nostalgicznie i wspomnieniowo, ale miło.
    W pobliżu ,mam las zawilcowy. Bajka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jestem specjalistką od paniki, mogłabym pisać bloga o panice... tak, to jest początek świra. Może zresztą takie rzeczy biorą się od spożywania niewczas młodej kapustki, nie powinniśmy, ale taka dooobra była... No to teraz jestem ciekawa wspomnieniowej opowieści o przebiśniegach:-))) Oczywiście lasy zawilcowe i kokoryczowe też mamy, bajkowe, nie powstrzymam się od wrzucenia setki zdjęć, w swoim czasie.

      Usuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)