środa, 28 stycznia 2015

zaginął kot. I się nie znalazł.

25.01 (niedziela) wieczorem wyszedł z ogrodu przy Wietrznej i zaginął KROPEK – 3-letni, wykastrowany, czarno- biały (z przewagą czarnego) kocur. Kropek miał na sobie CZARNĄ obrożę z niebieską adresatką.

Nie oddalał się od domu. Często był widywany w okolicach Żabki przy Wietrznej. Jest nieufny – nie podchodzi do ludzi i nie da się pogłaskać.

Kropek od urodzenia jest kotem niepełnosprawnym ruchowo (zaburzenia równowagi) i przewlekle chorym na nerki. Wymaga stałej opieki weterynaryjnej i przyjmowania leków. Bez tego jego stan może się w krótkim czasie pogorszyć.

Prosimy o jakiekolwiek wieści o nim, sprawdzenie garaży i komórek. Przewidzieliśmy NAGRODĘ dla osoby, która pomoże mu wrócić do domu.
Takie ogłoszenie dałyśmy na fb i różnych portalach, rozwiesiłyśmy na dzielni.
W niezbyt wielkim promieniu od domu- Kropek ogarnia tylko najbliższe pół hektara przydomowych ogrodów. Żadnych ulic, ruin, niebezpiecznych zachowań.
Zawiadomiłam sąsiadów.
Szukałyśmy ciała lub rannego kota.
Kamień w wodę.

Zaczęłyśmy szukać od razu, bo Kropek był zawsze niemal w zasięgu wzroku. Spał w domu, a jeżeli spóźnił się i człowieki już spały- na podusi na ganku lub na łóżku na balkonie.
Nie wiem, czy go jeszcze zobaczę, dobrego kolegę TP.
Nie wiem też, jak to interpretować.
Nikt go nie widział.
1 stycznia nie wrócił z krótkiego spaceru kot z sąsiedniej ulicy- białorudy i ufny w stosunku do człowieka.
Tak samo jak Puszkin, wszystkie wyszły na chwilę wieczorem, kiedy na ulicy nie ma zbyt wiele ludzi. Ani samochodów.
Puszek zaginął trzy miesiące temu.
Co ja mam z tym zrobić.

Tak bym chciała go zobaczyć na kuchennym parapecie, jak na fotce ściągniętej z bloga Naszej Polany
Tak by było dobrze.
Co ja takiego zrobiłam?
Pozdrówka, Megi.

Edit- zamiast odpowiedzi.

Co robimy?
1. Oczywiście, że szukamy. Dziś wieczorem dwa osiedla przeczesane, przekiciane. Wszystkie znane panie karmicielki i wolo zawiadomione.
2. Nie tracimy nadziei, to tylko trzy ciepłe dni, czepiamy się każdego tropu z komentarzy poniżej, rozmów, wiadomości. I nic- rozpłynął się w powietrzu.
3. Wymyślam nieprawdopodobne scenariusze, które niestety mogą się sprawdzić.

Odpowiadając na sugestie zawarte w komentarzach:
1. Nie wiem, czy ktoś je kradnie. Łatwo tak pomyśleć, ale- trzy to jeszcze nie seria. To może być przypadek, który odwróci nasze myślenie od istotniejszego śladu.
2. Chciałabym napisać, że na pewno nie poleciał za panienką ani za kumplem (wykastrowany w młodym wieku, bez włóczęgowskich tendencji, prawie zawsze w zasięgu wzroku), ale- kota nie rozkminisz, to są inne kosmosy, jak sugeruje lewkonia.
3. Prewencyjny areszt dla reszty- na jak długo? Puszkin zginął trzy miesiące temu.
4. Na pewno w okolicy nie ma drapieżników (dobra- jest lis i są kuny, Mrysław nie wychodzi), zdziczałych psów, niezabezpieczonych studzienek i dołów, labiryntów piwnic z okienkami zamykanymi znienacka. Obecnie jest to bardzo cyfilizowana dzielnia- zwalniacze na jezdniach, garaże podziemne otwierane sto razy dziennie, przydomowe ogródki, osiedlowa zieleń, psy na smyczy, geriatria i młodzi na kredytach (może jakiś szał frustracji?)
Co do ogrodzeń- są niebezpieczne płoty panelowe z ostrymi zakończeniami. Ale: wszędzie pełno ludzi za dnia, obroża z gumką (specjalnie sprawdzałyśmy, czy da radę ją opuścić), no i Kropek nigdy- przenigdy nie wszedł na żaden płot. Musiałby uciekać przed wilksem.
Przed Puszkinem i Kropkiem zaginął nam Zyzio- kilkanaście lat temu. Był włóczęgą, późno wykastrowanym kocurem, któremu prawdopodobnie coś złego przytrafiło się gdzieś daleko od domu.
Ostatni raz, kiedy nasz kot wpadł pod samochód, miał miejsce w Sylwestra dwadzieścia lat temu.
5. Tak, owszem, ludzie trują koty. Ta pani i ten pan, znani z imienia i nazwiska, i z gróźb. Postępownie zostało umorzone.
W dawnych okrutnych czasch, kiedy za płotem mieliśmy schron dla zwierzaków i ludzie mieli dość wolożyjących kotów (i wszystkie trafiały do nas;-)) dwa razy otruto nam kota. Zawsze zdążyły dojść do domu, umierały przez kilka dni.

I najważniejsze- dziękuję, że mnie wspieracie i za to, że wiem, że będziecie to robić.
Mimo pytania, które wam się nasuwa: dlaczego ty je wypuszczasz?? Dlaczego ich nie chronisz, przecież je oswoiłaś i jesteś za nie odpowiedzialna?
Owszem, dostało mi się za to w internetach, sama jestem sobie winna, nieogarnięta sucz.
Dlaczego?
Można mówić o powodach praktycznych. Prowadzimy garażową firmę, strumień ludzi przewija się kilka razy dziennie przez kilka par drzwi. Robienie śluz (wypraktykowane przy małych lub chorych kotach) sprawdza się tylko do pierwszego błędu człowieka. Uznałam, że wolę koty stopniowo przyzwyczajać do wolności i przestrzeni, niż narażać je na zaginięcie w obcym zewnętrznym świecie.
Skoro już wypuszczamy, to może w ogrodzoną przestrzeń?
Ci, co znają Moherię, wiedzą, że musiałaby to być wysoka woliera;-p z zasiekami od strony sąsiada, osiatkowana aż po dach, łącznie z pnączem. I takie rękawy do wychodzenia;-))
A BIORÓŻNORODNOŚĆ? Korytarze ekologiczne? Jeże i płazy, co z nimi??
I, jak uczy przykład Gosianki- ogrodzenie nie chroni przed nieszczęściami.

Ważniejsze jest co innego- wolność kocham i rozumiem, i dzikość serca.
Pisałam już o tym wielokrotnie- kiedy patrzę na Fossa, który radośnie oprowadza mnie po swoim tamaryszkowym królestwie, znacząc pazurami jabłonki, to...
kiedy Kropek odprowadza mnie przy nodze do końca uliczki...
Puszek ściele pod nogi swoje rude futro...
Polar grzeje się w słońcu niemal do samozapłonu...
Punia buja się na pnączu, wietrząc tłusty tyłek (no bo królewna nie zejdzie na ziemię w taką pogodę)...
Nora udaje chleb na ławce na ganku...
Ines radośnie przetacza foczą tuszę tarzając się w kurzu i pyle...
Mrysiek próbuje złapać sikorkę, oblewając się deszczem kropel z kaliny...
... to oni wszyscy są, byli, u siebie. A ja u nich.
Nie mogłabym im tego odebrać. Chyba.
Może to nie życie jest wartością, ale jego jakość.
Może bezpieczeństwo to za mało.
Jestem za nie odpowiedzialna, tak. Nie bardziej niż byłam za nastoletnie dzieci, wychodzące na domówki i do klubów.
Odpuszczenie kontroli miewa konsekwencje.
Dla wszystkich. Ale selawi.

Co nie znaczy, że nie trwam w rozpaczy, pomieszaniu i poczuciu winy. Trwam.
A najbardziej żal mi Carlita i Rogatej, tak się kochali. I jeszcze te jej kury. I Gosianki mi żal, bo to nieodwracalne i okrutne. I Amelii, i jej zwierzaków kochanych. I Dzikunki Aniowej, i Ani. Wszystkich.

27 komentarzy:

  1. Ty nic nie zrobiłaś nie tak. Ale smutek.

    OdpowiedzUsuń
  2. nosz kurde. ktoś je porywa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To samo myślę i myślę, że robi to ta sama osoba.

      Usuń
  3. Boże, bardzo bym chciała, żeby bezpiecznie wrócił do domu. Nie wiem, może pomyśl o założeniu kamerki internetowej z nagrywaniem. Bo może jakiś gnój łapie koty w Twojej okolicy? A może po prostu poleciał za panienką albo za kumplem? Wiem, jak się czujesz bo jak zaginęła nasza Tośka - szalałam. Tosia wróciła po 3 tygodniach, a nigdy wcześniej nie oddalała się od domu. A może zrób reszcie prewencyjny areszt?
    Trzymaj się. My trzymamy kciuki
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  4. tak okropnie smutno, nie wiem co powiedzieć ....
    Puszkin, Kayron, pies i kot Amelii, Dzika u Ani, choroba Rufiego, Kropek i pewnie dużo jeszcze nieznanych.
    Kropeczku wróć! Przerwij falę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam nadzieję, że rano przeczytam dobrą wiadomość....
    Ale wciąż wierzę, że wróci.
    Strasznie mi przykro. Utulam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze, mafia jakaś czy co? Trzymam kciuki z szczęśliwy powrót Kropka do domu:(

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam nadzieję że wróci, modlę się o to ale niestety takie jest ryzyko kiedy kot jest wychodzący... Coś za coś. moje się gniota w mieszkaniu ale tu mi ich nikt nie buchnie nie potrąci, a inne mają wolnośc ale i niebezpieczeństwa. Współczuję Ci bardzo. Oby wrócił.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojej. Tak mi smutno i przykro. Oby się znalazł cały i zdrowy.

    Ten rok zaczął się fatalnie. Trzy dni temu zaginał Carlo. Ten cudowny podrzucony w czerwcu burasek, Wczoraj znaleźliśmy go martwego. W areszcie domowym można tylko utrzymać Lulu, reszta chce wolności. Wszystkie to półdzikie znajdy, wysterylizowane przez nas i zadbane, ale chcące mieszkać na zewnątrz.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak Inkwizycja czekałam na dobre wieści :( nie potrafię uwierzyć, że to dzieje się w rzeczywistości a nie w horrorze niskobudżetowym. Ciągle wierzę w to, że wszystko tym razem dobrze się skończy.
    No wiem sama dobrze, że dawanie rad o niewypuszczaniu kotów, które całe życie prowadziły swobodny byt w domu i przydomowym ogrodzie jest jak namawianie głuchego do słuchania muzyki klasycznej i czerpania z tego niewyobrażalnej satysfakcji.
    Trzymajcie się, trzymam kciuki za szczęśliwe zakończenie

    OdpowiedzUsuń
  10. Megi, nie miej wyrzutów, to przecież zwierzę, ma swój instynkt i czasem zachowuje się irracjionalnie, jak na nasze myślenie, nie przewidział, że tym razem poniesie go dalej, niż zwylke, i że Wy się będziecie zamartwiać. Skoro jest łazęgą, a nie kotem domatorem, to nie uwiążesz. Oznaczony, oswojony, kochany, jeśli nikt nie dołoży tu swej złej łapy - wróci!

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo mi przykro Megi. Nic zlego nie zrobilas. Chcesz im dac wolnosc, a na wolnosci sa tez niebezpieczne rzeczy. Czasem jest to przypadek a czasem glupota ludzka. Mam znajomych, ktorzy maja koty w domu. Koty z usunietymi pazurami, koty, ktorym w wiekszosci odbija bo sa trzymane w zamknieciu przez cale swoje zycie. Nie chcesz takiego losu dla swoich. Nie masz wyjscia. Catch 22.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ech smutno, może w okolicy są dzikie zwierzeta, lisy albo coś innego....
    Trzymam kciuki by się odnalazł....

    OdpowiedzUsuń
  13. To teraz wspolnie cierpimy, ja za Aniołkiem i Bobo , Ty za swoim Kropkiem... z tym, że U ciebie jest jeszcze nadzieja,że wróci, u mnie juz nie.
    Trzymam kciuki za szczęśliwy powrót do domu...

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie wypuszczać kotów z domu ?

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie wiem co to za licho, cholera. Rzeczywiście łazi po Domach naszych i działa :(
    Nie wiem co sądzić. Czy jakiś zły człowiek czy to, że kotom wiele częściej- przez ich indywidualizm i zamiłowanie do włóczęgi- przytrafiaja się różne przygody. Niestety czasem tragiczne.
    Mam nadzieję na szczęśliwy finał!

    OdpowiedzUsuń
  16. Może być też tak, jak było z moim kotem Leonem, który wyszedł na chwilę i wrócił po pół roku. Jakby nigdy nic. Wszedł do kuchni i zaczął wyjadać psu z miski. Wierzę w szczęśliwe zakończenie. Jest nienormalnie ciepło. Kotka moich dzieci (nawiasem mówiąc - Kropka) też zaczęła znikać na dłużej. Mój kot Banderas z własnej woli siedzi na tarasie zamiast spać przy kominku. Ja bym go jeszcze poszukała. Koleżanka znalazła kiedyś swojego kocura zawieszonego na obroży, na szczycie siatkowego płotu. Tak się koleżka zaplątał, że nie mógł nawet głośno płakać. Wisiał tak 3 dni, odwodnił się i wygłodził, ale przeżył. Szukałabym.

    OdpowiedzUsuń
  17. Megi Kochana nie win siebie za te zniknięcia, zaginięcia bo przecież kto jak kto ale TY dajesz tym stworzeniom całą siebie, miłości moc, opieki i poczucia bezpieczeństwa. Akceptujesz ja taki jakimi są i tylko nie wiem czemu los doświadcza taką kochaną istotę jaką jesteś. Wierzmy jednak nadal, że Kropek wróci cały i zdrowy i że może się w końcu wyjaśni dlaczego te zwierzaki znikają w jakiś dziwnych okolicznościach. Tulę mocno.

    OdpowiedzUsuń
  18. Trzymam mocno kciuki żeby wrócił cały i bezpieczny do domu :<

    OdpowiedzUsuń
  19. Oj, Nie chcę krakać,ale może gdzieś są wystawione trutki. Biedactwo...

    OdpowiedzUsuń
  20. Kolejne zmartwienie :( ... oby wrócił cały i zdrowy.

    OdpowiedzUsuń
  21. Kot (moim zdaniem) to dzikie zwierzę, które chodzi gdzie chce i jak chce. To wolne zwierzę. I tak ma być. Nasz wychodzi kiedy chce. Jeśli nie ma na tyle rozumu, żeby nie waść pod samochód ani na tyle zdrowia (i rozumu), żeby nie uciec przed psem sąsiada, to sorry ale nie upilnujesz. Zamykanie kota w bloku wydaje mi się chorą sytuacją. Bardzo chorą. Mój poprzedni ukochany kot wychodził kiedy i jak chciał. Fakt nie mieszkałem ani nie mieszkam w mieście, co ja się tam znam na miejskich kotach.
    Ale mniejsza z tym, na jego wolność nic nie poradzisz. To KOT.
    Zresztą czasem i tak nic nie poradzisz. Parę dni temu zakopałem naszego Dula. To jest kurwa straszne.
    Ale może Koto się znajdzie.
    Trzymajcie się! S.

    OdpowiedzUsuń
  22. Sluchaj Megi, moze by do tego podejsc jak do zaginionych - wiem, ze najwieksze szanse sa do 24 godzin, ale... 90% to jest ktos w poblizu (jesli chodzi o ludzi), czy jakby pukac do drzwi i pytac to w miedzyczasie moze uslyszalybyscie Kropka, gdyby byl przetrzymywany. Albo gdyby to byl jakis glupi zart to ktos by sie wysypal. Pewnie to glupi pomysl, ale ja tak robie jak mi kroliki uciekaja do sasiadow, takze takich ktorych nie znam. Watka

    OdpowiedzUsuń
  23. No. I co tu powiedzieć. Nic. Mieć nadzieję. To mam.
    Ślę dobre myśli w waszą stronę.
    PS. widziałam klucz gęsi. Leciały na pd-zach. Zima idzie czy co?

    OdpowiedzUsuń
  24. Kota nie udomowisz - nie ma bata. Trzeba się cieszyć jak chce mieszkać z człowiekiem i szanować jego indywidualność. Jak Sąsiad pisze - zamykanie kota w bloku / domu jest chore (mało powiedziane). Wy tak nie robicie i dobrze. Jednakowoż Kropek, jak pisałaś już wcześniej, przez swoje chorowanie jest "inty". I tutaj mi też się nasuwa myśl, że ktoś te koty w Waszej okolicy jednak zniewala u siebie. Ciało Puszkina przecież na to wskazywało, prawda? Oby się odnalazł wąsacz piękny.

    OdpowiedzUsuń
  25. Niechże się znajdzie, niech przyjdzie. Niech zła przygoda się dobrze skończy.

    OdpowiedzUsuń
  26. hurrrraaaaaaaaa!!!!!!!!!
    Kropeczek cudeczek!

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)