Pozbierałam się po tygodniu w R (ta jesień złocista i mglista pojawi się tu nieuchronnie) i kolejnym tygodniu ciężkich robót. Szczęśliwie kończył się on odwiedzinami Kasi- leloop i Roślinnym Spacerem na jej cześć.
W terenie mi nieznanym, rezerwat Łacha Jelcz pamiętam sprzed ćwierćwiecza. Dojechać łatwo, ale spacer zobowiązuje- poszukiwanie informacji, czy DA SIĘ przejść polami lasami nad Odrą, oparło się o samego sołtysa Ratowic.
Da się :-)
Piękna trasa między polami a zaroślami na aluwiach, jakby ktoś chciał sobie sam:
tak z 5 km i nie powiem, ile nam to zajęło :-D
Wadą jest to, że trzeba wrócić tą samą drogą lub szosą.
Lecz zanim się wróci, takie widoki- wbrew temu, że mgliste i smętne, pod niebem jak niewyżęta szmata- podnoszą na duchu.
(wiem, że mam strasznie brudny obiektyw i matrycę, nie wiem, skąd biora się te liczne Mauryce.
Przykro mi, że tak jest, gdyby dało się wysłać BMI do czyszczenia mailem/sową/gouembiem, to by już było zrobione, a tak to nie. Łudzę się, że na telefonach oglądacie.)
Za starorzeczami płynie Odra, Oder, magiczna rzeka, spowalniająca życie i rzeczy w swojej bliskiej obecności.
(łączeń baldaszkowaty) |
Nad wodą oczywiście- ptaki i niespodziewanie, w środku dnia, licznie- nietoperze.
(to gąsi, nie klucz nietoperzy) |
Mogłoby się wydawać, że poczynają sobie tak śmiało w obliczu nadchodzącego halołina, ale VegAnka uświadomiła mi, że:
- przed zimową hibernacją muszą się nafutrować dobrze,
- owady o tej porze roku są aktywne tylko w środku dnia, nie zimnym wieczorem,
- to pora nietoperzowej rui.
Melancholia nasilała się wraz ze skraplaniem chmur.
Nuta purpury pojawiła się za sprawą trzmielin.
W pewnym stopniu jeżyny i derenie świdwa były za nią odpowiedzialne.
Poza tym.
Rośliny- były. Część w stanie ekscytująco utrudniającym rozpoznanie :-)
(szczwół plamisty) |
(też) |
(topola biała. Biało- złota.) |
(Dani myśląca nad wierzbą- pod wierzbą) |
(inwazyjny klon jesionolistny) |
Żarcie i zbieractwo było.
(taki tip: kilka owoców dzikiej róży- mogą byc suszone- dodanych do słoika podczas kiszenia ogórków czyni dobry smak) |
(chleb Dani z liściem chrzanowym, palec w różanym sosie) |
Były dobre emocje.
Był Dolny Śląsk, nie tylko w ruinie (ale ta ruina dużo lepiej wygląda, niż ta nie.)Znaczy wszystko było, znów zrobiliśmy coś z niczego :-) bardzo lubię.
W rezerwacie Łacha Jelcz chroni się kotewkę orzecha wodnego.
Kilka zaskakujących faktów dotyczących kotewki:
- należy do rodziny krwawnicowatych,
- zakorzenia się w dnie, a jej rozety pływają po powierzchni wody dzięki pęcherzom powietrznym w ogonkach liściowych,
- jest jednoroczna, zimuje w postaci owoców- orzechów opadających na dno zbiornika (o tej porze roku już jej nie zobaczyliśmy),
- żyje tylko w ciepłych, żyznych, ale niezanieczyszczonych pestycydami wodach- w Polsce na kilkudziesięciu stanowiskach,
- w Europie jest reliktem trzeciorzędowym,
- owoce są podobno bardzo smaczne i wartościowe odżywczo (można je piec, gotować lub robić z nich mąkę), a kotewkę można uprawiać,
- jest rośliną leczniczą.
Mus ją zobaczyć latem, prawda?
Z braku kotewki jaraliśmy się (jak norweskie kościoły, jasna sprawa) salwinią pływającą- rzadką wodną paprocią.
W Polsce występuje na rozproszonych stanowiskach głównie na Śląsku (ha! wreszcie jakaś przewaga Zachodu w aspekcie bioróżnorodności!), a na przykład we Francji wymarła.
Kilka zaskakujących faktów z życia salwinii związanych jest z jej cyklem rozwojowym.
Jest rośliną jednoroczną i paprocią różnozarodnikową- w jednych sporokarpach (to te kuliste struktury na spodzie liści na dłoni Kasi) powstają zarodniki
Zarodnikowanie następuje jesienią, po czym pędy zamierają. Włoski na powierzchni liści (widoczne na zdjęciach, utrzymujące powietrze przy powierzchni liścia, dzięki czemu woda jej nie zwilża) odłamują się i roślina opada na dno zbiornika. Sporokarp stanowiący formę przetrwalnikową rośliny spędza zimę leżąc na osadach dennych. Po rozpadnięciu się jego ścian zarodniki wypływają na powierzchnię wody, gdzie powstają przedrośla (gametofity) męskie i żeńskie, a w nich gametangia produkujące gamety. Po zapłodnieniu powstaje na przedroślu zarodek, z którego wyrasta nowa roślina (sporofit). W ciągu sezonu wegetacyjnego rozmnaża się ona przez podział pędu. Wuala, to wcale nie jest tudne.
***
TO- nie, ale w domu mam armagedon i jesień średniowiecza.
Wszystkie koty chore, część gryzoni VegAnki takoż.
Kot Inez ożywia się, jak ktoś przychodzi. Patrzy oczkami (ona ma takie piękne oczka) i chce być tulana. Wciąż jest empatyczna wobec innych kotów. Dziś nawet wyszła na dwór, w słońce.
Ale to jej ostatnie spacery i tulania, zwykle śpi, lekko odurzona bólem i lekami, z każdym dniem bliżej drzwi, już prawie na progu, już prawie nie z nami.
Szkoda takiego futrzanego życia, tyle dobra, tyle mądrości, tyle cierpienia teraz i przez tyle przeszłych lat.
Kot Kropek jest najszczęśliwszym kotem ever, już nie bierze leków, zwisły ogon nie jest dla niego żadnym problemem. Wszystko z nim dobrze, tylko nie sika. Jednego dnia sika do połowy, a drugiego wcale. Jednego dnia mocz ok, drugiego krwawi z cewki. I tak się bujamy w niepewności i strachu. Bo on nie, on wczoraj upolował myszkę. Anuli myszkę, włamał się do klatki.
Jest pewna różnica między znajdowaniem w ogrodzie martwych myszek a uczestniczeniu w takim wydarzeniu.
Kropson dzienny. |
Kropson nocny (wygolony, różowy, tłusty brzuszek ^^) |
Szukamy po Kropsonów po nocach w ciuchach po domu- nasze ałtfity (kroksy, puchate szlafroczki i kapcie w panterkę) wyznaczają modę na dzielni :-D |
Kot Foss, kot Mrysław i szczur Mela złapali takiego wirusa, że mają zapalenie nerek (a koty, co za tym idzie, dziąseł), gorączkę i wielką słabość. Może i nie powinnam się martwić i przesadzać, ale pamiętam kota Kminka- też nie miałam się martwić, a on umarł.
Foss przez to nie może jeść (zęby go bolą), a Mrysław, ten entuzjastyczny kotek interaktywny, leży jak zwiędła szmatka przez większość dnia.
Mamy w ogrodzie zarośla bambusa niskiego- Mrysławski Tygrys z zapałem robi w nich Wietnam. Oczywiście jak jest zdrowy. |
Kot Punia ma kłaczka, i odkłaczyć się nie może, i zarzyguje okolice.
Kot Nora i kot Polar mają niewyczyszczone zęby, bo kasy fchuj zostawiam u weta i nie styka. Mamy liczne zniżki, Anula sama robi zastrzyki, ale no.
... czyli lajcik. Wiem, ludzie biorą subiektywne wrażenia za obiektywną rzeczywistość, ja też.
To prawie tak jak piękne zdjęcia pod postem o zaginięciu kota Puszkina (29. 10. zeszłego roku).
Ok, może jestem nadwrażliwa, ale kurwa mać.
A poza tym cudną mamy jesień tego roku.
(fioletowiejący liść poładni) |
(stewarcja kameliowata) |
Pozdrówka, Megi.
PS. no i bez tych spacerów, bloga, wina to bym nie przeżyła, rozumicie teraz. Np. poszlibyście? Ja tak, ale w kontekście wydatków na zwierzęta to nie wiem.
PPS. mimo wszystko wszechświat mi sprzyja. Tak sobie myślę, że otwiera nowe możliwości, przynosi je na tacy i mruga okiem gwiazd.
I...
Kropek dzisiaj sikał sam! Jutro do kontroli, jak tendencja się utrzyma, to zdrowy kotek!!
Nasze rejony..... Następnym razem zapraszamy do nas, zobaczyć co zrealizowaliśmy z Waszego projektu. Teraz jest rzeczywiście pięknie. Monika i Marcin Murmyło
OdpowiedzUsuńdziękujmy za zaproszenie, ciekawa jestem, jak wam się mieszka :-) cudowne nadrzeczne okolice.
UsuńJa też chyba muszę jakiś abonament u weta wykupić. Mam co prawda tylko 3 razy po 4 łapy, ale jedne łapy mają 15 lat i wciąż coś, drugie 9 lat i też w tym roku co chwilę coś, a trzecie łapy trzymają się najdzielniej, bo i najmłodsze - 5 letnie. Jak dodać do tej futrzanej czeredy troje rodziców dobrze po 80, to też mi się wydaje, że wciąż mam jakieś leczenie na tapecie. Ale taki to chyba czas w życiu i trzeba przez to przejść. Twoje zdjęcia jak zwykle przecudnej urody. Już zapomniałam jak tam jest pięknie. Noga popsuta i nawet rowerem się nie da :(
OdpowiedzUsuńabonament byłby nie od rzeczy, i wizyty domowe.
UsuńKoton Banderas najmłodszy?
Jeszcze będzie przepięknie :-) wiadomo :-)
Tak, Banderas najmłodszy. Dziś znów u weta, tym razem chora krtań u najstarszej suni. Oj, oj...
Usuńno taka jesienna aura jest, ludzie kichają i kaszlą więc kociszcza też łapią to i owo i trzeba tylko wierzyć i modlić się, że wszelkie zło odejdzie. Inez bardzo mi żal i nigdy nie zapomnę jak spała z nami, koło nas, blisko ... Jej oczęta takie niewinne, słodkie, proszące. Oj żeby była jak najdłużej ale żeby jednocześnie jak najmniej cierpiała bo kto wie czy w milczeniu nie nosi jakiegoś bólu. Reszta się wyliże, wierzę. Najlepszym tego przykładem Kropek jest!
OdpowiedzUsuńA tak z innej beczułki to ukradłam sobie na tapetę zdjęcie pięćdziesiąte drugie z osiemdziesięciu dziewięciu... mogę? Bo tak mi się jakoś spodobawszy. A poza tym to Megi.... czy Ty wiedziałaś, że masz w tym poście 89 zdjęć? Taka to pożyje :-) hihihi ściski małopolskie z pogranicza podkarpackiego :-)
pfff... załadowałam gdzieś ze 156 i zredukowałam ;-p
UsuńNo patrzę na tę Inez uważnie, niepodobna dopuścić, żeby ją bolało, chcę, żeby była do końca pogodna. I strasznie mi jej szkoda, i myślę, czy mogłam coś wcześniej poradzić. No i te jej oczka.
Wylizują się :-) teraz wściekli jak nie wiem, bo nie chcę ich wypuścić na mróz- zasnę, zostaną tam do rana i znów będą zdychać.
Ściskam :-) jabłonie zrobię, ale wiesz, masz dużo czasu na cięcie :-D
Jasne, Kochana i tak nie mam rąk i maszyn do cięcia bo wszystko pojechało na Zachód :-) zdrowia i ciepełka dla WAS :-)
UsuńPiękna jesień, kciuki za chorowiznę trzymam, połaziłabym...
OdpowiedzUsuńKotewkę na przemkowskich widziałam pierwszy raz w życiu.
na Przemkowskich? no widzisz, co to za piękne okolice. Nasze, zachodnie :-)
UsuńMegi,cuda jesień tam u Was! I zdjęcia Twoje - jak zawsze pierwsza klasa! Kyciaków szkoda wszystkich, oj.. Ale mają swoje siedem żyć, to wyjdą z przeziębień:)) A Inez szkoda i żal.. Biedulka.. Samo życie..
OdpowiedzUsuńW kwestii wychodzenia i przychodzenia towarzystwa kociego do domu - myśleliście o takich klapach kocich co to je można zamontować w drzwiach? U nas system działa sprawnie i Muffin wychodzi i wraca do domu jak mu wygodnie.. Warunek jest taki, żeby Kot miał chipa, bo do klapki między domem a zewnętrzem trzeba wpisać numer chipa, coby w domu nie było wszystkich kotów z okolicy.. U Was Kotów sporo, ale może to byłoby rozwiązanie?
Pozdrowienia serdeczne dla Wszystkich!
tak, myślałam o takich chatierkach, ale bardziej mi pasują w drzwiach balkonowych (problem: nie wszystkie starsze koty korzystają z wychodzenia przez balkon na wysokim parterze). W lecie nie ma problemu- otwarte okienko piwniczne. Teraz też dajemy radę ogarnąć ich obecność/nieobecność (niektóre pukają w szybę, inne uparcie siedzą na parapetach), ale problem powstał wtedy, kiedy musimy wiedzieć, gdzie jest Kropek (nie może np. zostać przez kogoś zamknięty na dwa dni, bo przy jego niesikaniu byłoby po kocie. Raz się tylko kiedyś takzdarzyło, ale zawsze może. Poza tym był mało sprawny ruchowo, więc nie może chodzić gdzieś do ludzi i samochodów). A wychodzić musi, żeby nie dostał depresji i żeby się ruszał i ćwiczył mięśnie. Dlatego często go szukamy :-) a on jest blisko, ale jak nie chce przyjść, to się ukrywa, stąd sceny poszukiwań w kapciach :-)
Usuńoch, piękny to był spacer aż sama sobie zazdroszczę i na moja cześć :D pękam z dumy i czuje się jak krulowa angelska, choć przez chfile ;P
OdpowiedzUsuńMrysławy chore ??? to niemożliwe przecież, chyba z tęsknoty za nami ;) oj wygłaskałabym te choróbska ...
Mrysłaff już ok, dzisiaj ostatni zaszczyk. Ale nie wiem, jak my ich weźmiemy do weta cuzamen do kupy, bo i Foss powinien się pokazać dzisiaj... czyli 3 koty, czyli 2 wycieczki. Piękny dzień.
UsuńPiękna wycieczka.
OdpowiedzUsuńSzacun za znajomość roślin Ja chodzę i się gapię ale pojęcia nie mam na co ;-)
Zdrowia kotom życze
od wiosny bardzo dużo roślin sobie przypomniałam, bo tak mi się zachciało tym bawić :-) spróbuj :-)
Usuńkoty dziękują i życzą wzajemnie.
No to tak: Wycieczka piękna i nie dziwię się, że ładuje Ci akumulatory. Te 89 zdjęć wcale nie za dużo ;-)
OdpowiedzUsuńU nas też chorobowy armagedon, oczywiście zwierzęcy... Zygfryd ma ropień pod raciczką, Rupercik znowu chore oczko, a Agnieszka... ma zapalenie płuc. Pomyślałabyś? Dzisiaj pierwszy raz od 3 dni wyszła na dwór. Cieszę się, że Kropsonek wreszcie zdrowy ;-)
I tylko żałuję, że tego wina nie pijemy razem (ale ostatnio się oszczędzałaś, ach, ach ;-)) bo jak tu żyć bez wina w tym wszystkim? Ściskam najczulej ;-*
a to pięknie. Agniesia, zapalenie płuc?? łowca nadworna z odpornej rasy??
UsuńA pomyłeczka, Kropson wczoraj nie sikał znów... Magda sugeruje tomografię, żeby zobaczyć, o co cho, wszycie na stałe cewnika, jakby co...
eee, ja bez ciebie winka nie piję. Nawet nie pomyślę o tym :-) i wogle jeszcze będzie przepięknie.
Wiadomo, że bez wina to się nie ujedzie. Na pełnej trzeźwości wszystko za bardzo fkurfia. Przynajmniej mnie. A kociskom niech się polepszy w końcu no bo co w końcu kurcze blade. Wycieczka urokliwa, a i o nietoperzach ciekawostki się dziś dowiedziałam. Do Mauryców Twoich jesteśmy chyba przyzwyczajeni ;)
OdpowiedzUsuńOj jak żal tych biednych, a dzielnych w chorobie kotków prześlicznych, co cierpią niewinnie w tak wspaniałym ogrodzie , domu i rodzinie ludzkiej tworzącej przyzwoite stado. Może jakoś wykurują się i będzie dobrze. Trzeba robić wszystko, aby potem w razie czego nie mieć wyrzutów sumienia. Ja od rogu opłakuję mego cudnego kota, który odszedł na zawsze. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCo do warsztatów, to chciałam jechać na fotograficzne, ale cena 1900 zł za 2 dni skutecznie wybiła mi to z głowy...
OdpowiedzUsuńPiękna trasa! Szkoda, że w mojej okolicy nie ma takich pięknych szlaków :(
OdpowiedzUsuń