czwartek, 27 września 2012

Filozofia trawnika.


hmhmhm, miało być w cyklu ogrodowym o odwadnianiu i doborze roślin do gleb podmokłych, ale podlewanie wywołało tak mało emocji, że pewnie temat nie na czasie. Chociaż sucho jest ogromnie, nie zaniechajcie podlewania więc:-)
Bardzo aktualny za to jest temat pielęgnacji trawników, które sprawiają nam kłopoty przez cały sezon. A to sczezłe po zimie, a to susza, a to grzyby, ech. 
Jakiś czas temu oglądałam na kanale DOMO film pt. „Trawniki Ameryki”, który mnie tyleż rozbawił, co dał do myślenia.
Podzielić się więc pragnę kontrowersyjnymi tezami zawartymi w tym obrazie i przemyśleniami własnymi.
Nie ulega wątpliwości, że coś w tych trawnikach piszczy, że są ważne w świadomości właścicieli ogrodów, czasem wręcz najważniejsze, jak fetysz jakiś, często ogród SKŁADA się głównie z trawnika. A zauważcie, jak często trawnik jest oczkiem w głowie Pana Domu, rewirem jego nieracjonalnych, acz dających satysfakcję działań, prawda Gaju?


Teza 1.
Trawnik jest wspomnieniem sawanny, tej bezpiecznej przestrzeni, na której Homo… afarensis, habilis, erectus był w stanie monitorować drapieżniki.
Coś w tym jest… ja sama wolę otwarte przestrzenie, niebo nad głową, daleki horyzont… ale żeby to miał być od razu trawnik, to nie. Łąka owszem.

Teza 2.
Wykoszony obszar trawnika, określona zadbana przestrzeń zakreśla granice naszej własności, wyznacza TERYTORIUM.
O to należałoby zapytać  jakiegoś samca- terytorialistę;-)


Teza 3.
Zadbany trawnik jest wzorem do naśladowania, elementem porządku publicznego, a jego pielęgnacja (np. ustalone pory koszenia) wyrazem dostosowania do panującego ładu, unifikacji i utożsamienia się z regułami panującymi w grupie. Dbanie o trawę staje się wyrazem pracy nad cywilizowaniem krajobrazu.
I z tym się zgadzam- ile razy słyszałam narzekania mniej dostosowanych jednostek, jak to sąsiadom przeszkadza nieskoszona trawa i słoneczka mleczy. Ile razy słyszałam pomsty na sąsiadów, którzy hodują na swoich trawnikach chwasty, rozsiewające się po okolicy. Dzikie trawy i ich odrastanie wydają się symbolizować wolność, a nawet anarchię. Czy muszę dodawać, że WOLĘ dzikie trawy?

Teza 4.
Wypielęgnowany trawnik jest wyrazem demokratyzacji oświeconego absolutyzmu. Zielony kolor trawnika jest barwą rozkwitu i dobrobytu. Każdy może dążyć do tego ideału i go osiągnąć. Jest spełnieniem snu o bogactwie i szczęściu.
W szczególności jest to widoczne tam, gdzie występuje deficyt wody i utrzymanie trawnika staje się kosztownym działaniem.
No ekhm. Coś już wspominałam. W szczególności dotyczy pól golfowych;-)


Teza 5.
Opieka nad trawnikiem, w szczególności koszenie, jest zajęciem terapeutycznym. Kosiarze zapadają w nirwanę, mają poczucie sprawczości, satysfakcję z pracy, która daje widoczny efekt. Jednocześnie powoduje nimi pycha- przekonanie, że są panami świata, nic ich nie zatrzyma.
Znowu należałoby zapytać jakiegoś samca. Może dla nich koszenie jest tym, czym dla mnie sprzątanie- przywracaniem porządku świata.

Teza 6.
W okresie zimnej wojny ukształtowało się postrzeganie przyrody jako najeźdźcy na terytorium człowieka. Jednocześnie pomysły  likwidacji tego, czego nie lubimy- czyli w istocie faszyzm- mają się dobrze. Jest to woda na młyn koncernów chemicznych, produkujących herbicydy i pestycydy. I chociaż wiemy, że są one szkodliwe, powodują martwicę gleby, uszkodzenia płodów i kumulują się w organizmach, to ich używamy, stwarzając precedens- poddajemy się działaniu trucizn, aby nasze otoczenie ŁADNIE WYGLĄDAŁO.
Mocne, ale dużo w tym racji. Może tylko z zastrzeżeniem, że idea walki z przyrodą wydaje mi się dużo starsza, o rodowodzie biblijnym. Ostatnio obserwuję coś nowego- ja, moje, moja konsumpcja jest ważniejsza od przyrody.

Sami widzicie, z czym ja muszę się mierzyć.
Zestawiając z powyższym wymagania traw, trudne do spełnienia w warunkach polskich
(przepuszczalna gleba, dużo wody- ok. 3 do 5 l na dobę na m2- wysoka wilgotność powietrza, względnie niska temperatura, nawożenie) mamy same problemy.
Trawniki żółkną, schną, zarastają mchem, wypadają, demotywują się i zachwaszczają na potęgę. Postępując zgodnie z prawem sukcesji ekologicznej
Niewiele osób decyduje się na rozwiązania zastępcze- murawę (pisałam), rośliny okrywowe (będę pisać) lub lawnless gardening. Rozwiązania słuszne, bo oszczędzające czas, energię, pieniądze i psychikę.
Ponieważ wypielęgnowany trawnik jest pustynią ekologiczną.
C. b. d. u.

W następnych odcinkach z cyklu „trawnik”: jak założyć trawnik nie rujnując środowiska, jak dbać o trawnik, co zamiast trawnika.
A co WY o tym myślicie?
No dobra. Jakoś zniesę niekomentowanie, ale przedostatni ras;-p
w przeciwnym wypadku będę pisać już tylko o wycieczkach i kotach.
Pozdrówka, Megi.

niedziela, 23 września 2012

Szwecja prowincjonalna.


Moja niekończąca się opowieść o Szwecji nie byłaby kompletna bez refleksji na temat ludzi i ich działań, i dzieł.
Szwecja to nie tylko lasy, torfowiska i parki narodowe... przede wszystkim Szwecja to wielka wieś albo małe miasteczko.
Tak naprawdę nie ogarniam tego kraju. Nie ogarniam, mimo corocznych od kilku lat pobytów.
Nie tak trudno zrozumieć kult słońca i lata, i to, że midsommar ;-) to największe doroczne święto, i powszechną nostalgię jesienną.
Łatwo sobie wytłumaczyć gotowość do niesienia pomocy, ale jednocześnie dystans Szwedów. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu większość mieszkała OSOBNO, tak bardzo osobno, że do dziś mówią różnymi dialektami, w trudnych warunkach, w przyzwyczajeniu do samowystarczalności. Stąd pewnie wynika także brak rozbuchanych potrzeb towarzyskich i to, że zamykanie WSZYSTKICH sklepów i kawiarni o 18 wydaje się czymś oczywistym.
Trudno nam sobie wyobrazić, skąd nagle wziął się dobrobyt. Bez napinania i, jak się wydaje, szczególnie wytężonej pracy. Jednocześnie trwa on od niedawna. Można w ten przeskok od biedy do dobrobytu w ciągu jednego pokolenia uwierzyć, obserwując codzienność. Pokolenie dzisiejszych 60- 80latków to, sądząc z opowieści, ludzie o skromnych potrzebach, zahartowani, sprawni fizycznie, pamiętający niedostatek. Ludzie w średnim wieku korzystają ze wszelkich dogodności nowoczesności, ale jednocześnie są przywiązani do tradycji i kultywują prostotę. Młodzi po prostu w tym wyrośli i nie muszą niczego udowadniać. Te postawy są bardzo wyraźnie widoczne w wielu dziedzinach codziennego życia.
Przykład- kawiarnia na Limtorget. W Lidkoping. Targ Wapienny to najstarsza część miasta, będącego w XVI portem nad Vanern, gdzie przerabiano i eksportowano wapień wydobywany na płaskowyżu Kinnekulle. Teraz to miejsce zabawkowo urocze, w dodatku żyjące i zamieszkane. W jednym z domków funkcjonuje kawiarnia- bardzo typowa dla szwedzkich historycznych miasteczek, urządzona najprościej, jak się da, a jednocześnie z zachowaniem wszystkiego, co się nada. Bez zadęcia i potrzeby wymiany dobrych, starych patentów na styropian, gips i melaminę. A fikę podaje się na starociowych naczyniach, każde z nich jest inne, ale wszystkie pochodzą z dumy miasta- fabryki porcelany Rörstrand. I tworzą nostalgiczną, zabytkową kolekcję.
















Przykład- skandynawski styl we wnętrzach i ogrodach. O ogrodach pisałam, o wnętrzach- temat rzeka, który może się doczeka… a na przykładzie powyższej kawiarni i pewnego sklepu, bardzo typowo:

 (każde krzesło inne, stare+nowe)
 (besspretensjonalnie)


 (podoba mnie się to)




Toż samo na zewnątrz. Nikomu zdaje się nie przeszkadzać, że mieszka w domu z linoleum zamiast kafelków, niepokrytym styropianem i z nieplastikowymi, a nawet nienowymi oknami, i że na podwórku nogi wykręcają się na kocich łbach.









Przykład- weekendowe loppisy. Loppis i loppe marked to cudowne zjawiska, które wyjaśniałam, ale dopiero w tym roku dotarło do mnie, że w niedzielę wyrastają się tam, gdzie ich nie ma. W malutkich wsiach przy bocznych drogach, w opuszczonych fabrykach, w bagażnikach samochodów, na rynkach miast pojawiają się świąteczni sprzedawcy używanych rzeczy, staroci i prawdziwych antyków, z kawą i ciasteczkiem do częstowania licznych znajomych. Otwierają się sklepy pełne niemal muzealnych eksponatów. W szokująco różnych cenach. Prowadzą do nich od jakiejś uczęszczanej szosy tabliczki „loppis, 6 km, 14- 17”. I samochody zajeżdżają, a jakże, jest okazja, żeby wykazać się oszczędnością i poużywać towarzysko. A jakie to klimatyczne…

















 
 mydło i powidło... dziwy nad podziw.
Przykład 4- dziwne sklepy. Na przykład sklep ze WSZYSTKIM do patchworkowania, ciasteczkowy outlet albo garden butik, czyli markowa odzieżówka+inredning, czyli wyposażenie wnętrz- na zapadłej wsi. Moim zdaniem są świadectwem konsumpcyjnego wyuzdania.

















Ogrodowy butik udokumentowałam nieco bardziej, bo myślałby kto, że takie rzeczy tylko w ramach stylizacji do jakiejś Wierandy... a tu w realu...









A w środku:







I to jest ŻYCIE...











I to jest życie.
Piękne, nieprzewidywalne, okrutne, jedyne, jakie jest.
Jego sensem jest chwila. Staram się ją wyciskać, staram się o tym pamiętać.
Wystarczy już o wakacjach, ale- łeb do słońca! choćby jesiennego.
A co to ma wspólnego z ogrodami?
Wszystko.
I nic. co tam ogrody.
Magdo, podobały ci się siedziby ludzkie?;-)
Pozdrówka, Megi.Oraz TP.
PS. Miś spełnił misję- Shell i Gazprom wycofały się na ten rok z wierceń w Arktyce. Brawo miś.
PS. Phi. Ależ się te fotki poustawiały źle, nie umiem tego zmienić... a wy? Powinnam zrobić kolaż;-p ale nienienie... niechcemisię.