Jakbyśmy go nie nazwali, marzymy o nim. O ogrodzie bezobsługowym i pięknym. Pasywnym, tak też można.
Zacznijmy od indoktrynacji.
Ogród jest ekosystemem.
Zawiera- powinien zawierać- wszystkie poziomy troficzne,
których nazwy pamiętamy ze szkoły. Producentów materii organicznej, wytwarzanej
z wody i dwutlenku węgla- czyli rośliny.
Konsumentów pierwszego i kolejnych rzędów, czyli
roślinożerców i drapieżców.
(kruszczyca złotawka- dorosłe chrząszcze jedzą KWIATY. mniam.)
Destruentów (reducentów), czyli bakterie i grzyby, które
rozkładając martwe ciała przedstawicieli dwóch pierwszych grup zamykają obieg
materii, przekształcając związki organiczne w dwutlenek węgla, wodę i sole
mineralne.
(martwa materia w ekosystemie;-p)(śluzowiec)
Przez ekosystem przepływa energia słoneczna, magazynowana w
wiązaniach związków organicznych i uwalniana w postaci ciepła podczas ich
rozkładu.
I taki domykający się bilans jest sytuacją idealną. Potrzebujemy więc w zrównoważonym ogrodzie konsumentów i
destruentów, aby zapewnić obieg materii i przepływ energii. Nie możemy
poprzestać na wyselekcjonowanej
grupie roślin.
Dygresja: obieg materii zamknie się tylko wtedy, kiedy wyprodukowana biomasa zostanie przetworzona. Możliwości konsumentów i reducentów w tym zakresie są dostosowane do jej produkcji, a "dorzucanie" materii, jak np. wyrzucanie do lasu pokosu trawy czy ściętych gałęzi, skutkuje zaburzeniem równowagi ekosystemu, który nie jest w stanie sobie poradzić z nadmiarem. W najlepszym wypadku dojdzie do eutrofizacji środowiska, manifestującej się np. bujnym rozwojem gatunków azotolubnych, chociażby pokrzyw i dzikiego bzu czarnego.
(tak poza, to czarny bez to jedna z moich ukochanych roślin ever)
Czujemy instynktownie, i słusznie, że im bardziej system
jest skomplikowany, tym jest stabilniejszy, brak jednego z wielu ogniw mniej
zakłóca jego pracę niż brak poważnej części. Im bogatszy w gatunki jest
ekosystem, tym ma większe zdolności do samoregulacji, zastępowania utraconych
ogniw, kontroli populacji szkodników i patogenów.
Potrzebujemy więc w zrównoważonym ogrodzie bioróżnorodności i bogactwa form życia.
Dygresja: ta różnorodność manifestuje się rozmaicie, np. taki wygląd liści o tej porze roku jest czymś normalnym w przyrodzie. Egzotyczne rośliny w naszych ogrodach nie mają aż tylu naturalnych wrogów.
Ale nam, pechowo, zależy głównie na roślinach
ozdobnych. A te mają określony zakres
tolerancji ekologicznej, czyli spektrum danego czynnika, w którego zakresie są
w stanie przeżyć. I niekoniecznie ich optimum ekologiczne pokrywa się z
warunkami, jakie im zapewniamy.
Mimo że czasem wydaje
nam się, że rośliny ozdobne istnieją po to, żeby nas cieszyć, one kierują się
własną strategią przetrwania. Dostosowują ją do zmian środowiskowych (na
przykład uwzględniają cykliczną i przewidywalną zimę, którą trzeba jakoś przeżyć)
i stosują taktyki przetrwania trudnych do przewidzenia zmian (na przykład przy
„dobrej” pogodzie i optymalnym nawożeniu inwestują we wzrost wegetatywny, a po
pogorszeniu warunków wchodzą w fazę kwitnienia i owocowania, aby zwiększyć
liczbę potomstwa, jego zmienność i przejść przez niekorzystny okres w formie
przetrwalników).
Oczywiście nie robią tego świadomie i chytrze, tylko w
zależności od warunków uruchamiają korzystne dla przetrwania mechanizmy;-)
Efekt tych strategii roślin często rozmija się z naszymi
oczekiwaniami. Nie rosną tak bujnie, jakbyśmy chcieli, nie kwitną, zamierają,
dają się atakować szkodnikom, przegrywają konkurencję z roślinami spontanicznymi…
Warto zadać sobie pytanie, skąd się biorą te oczekiwania,
tak nierealistyczne wobec reguł przyrody. Mam hipotezy;-p
Po pierwsze- wynikają one z samej definicji ogrodu jako
„czegoś ogrodzonego”, sztucznego tworu, wyciętego z przyrody.
Po drugie- z biblijnego nakazania „idźcie i czyńcie Ziemię
sobie poddaną”, z idei walki z przyrodą, ujarzmiania jej, a tak naprawdę- z
czasów pierwszych, gdy Natura była groźna, osaczająca, nieprzewidywalna… i
wracamy do punktu pierwszego, do ogrodu jako miejsca bezpiecznego, archetypu
Raju. I dziś czujemy się bezpiecznie, mogąc KONTROLOWAĆ siły natury. Dzięki
takiemu myśleniu powstają ogrody wycięte z kontekstu i nienawiązujące dokrajobrazu, których główną zasadą wydaje się przesłanie, żeby były jak
najbardziej różne od otoczenia.
Po trzecie- z feudalnych korzeni. Ogród to coś, co możemy
pokazać ludziom, których niekoniecznie zaprosimy do domu. Od zawsze pełnił
funkcję reprezentacyjną, miał zadziwiać, oszałamiać bogactwem i świadczyć o
materialnej potędze swojego właściciela, którego stać było na jego założenie,
sprowadzenie drogich roślin i wysokonakładową obsługę. Na skutek takiego myślenia inwestorów
powstają np. takie nieogarnięte potworki. Widać przeinwestowanie, nadmierne
bogactwo treści i form, śmietnik pomysłów. Nawiasem mówiąc, ktoś ma odwagę takie pomysły realizować i się nimi chwalić.
Poprawcie mnie, jeżeli się mylę;-)
I… coś z tego zostało i funkcjonuje do dzisiaj. I gdyby
właściciele i zarządcy ogrodów uświadomili sobie chociaż w części swoje
pierwotne motywacje, prawdopodobnie dostrzegliby także ich anachroniczność i
śmieszność w naszych czasach, a ja nie musiałabym odpowiadać na przykładowe
pytania oraz prowadzić edukacji w polu i zagrodzie:
„w tej ziemi ogrodniczej nie ma torfu???” (pracownik parku narodowego, z oburzeniem, nt. zastosowanego substratu. Znów nawiasem, dziwne, że torf, surowiec nieodnawialny, znalazł się w specyfikacji warunków zamówienia w projekcie przyrodniczym.)
„kiedy ten buk zakwitnie?” (pytanie byłoby nie od rzeczy, ale chodziło o kwiaty mniej więcej takie, jakie mają magnolie;-)
„proszę posadzić to drzewo niżej, bo jest za wysokie” (i 1 500 innych pytań świadczących o tym, że traktujemy rośliny jak meble, które nigdy się nie zmienią, nie zachorują, nie urosną, nie trzeba ich podlewać, za to można dowolnie przestawiać)
„czy te drzewa będą miały w tym roku liście?” (o drzewach liściastych posadzonych w marcu. Te akurat mają liście;-p)
„ mają 10 dni na przyjęcie się, bo później wyjeżdżam na urlop
i nie będzie miał ich kto podlewać” (takie ultimatum)
„trzeba było wykopać te bluszcze, zanim posadziliście drzewo, i posadzić je z powrotem, bo się pogniotły!” (*)
Bo w czym zagraża nam dziś przyroda? To my jesteśmy dla niej
zagrożeniem. Dlaczego kontrolując czujemy się bezpiecznie? Tak naprawdę
najważniejszych w życiu rzeczy nie jesteśmy
w stanie kontrolować, a te, które kontrolować dajemy radę, to tylko
tematy zastępcze, których ogarnianie daje złudne poczucie bezpieczeństwa. Jaką
władzę i siłę daje nam zaspokajanie swoich ogrodowych kaprysów? Hmmmm…
Dzisiaj powinniśmy- mamy obowiązek- kierowania się innymi
zasadami.
Po pierwsze- kosztem naszego oddziaływania na biosferę.
Po drugie- potrzebą ochrony naturalnych siedlisk i ich
elementów.
Po trzecie- zasadą zrównoważonego tempa rozwoju i
poszukiwania harmonii.
Aby ogród stał się miejscem naszego spotkania z przyrodą…
Można na przykład podejść do jego projektowania w taki, miękki sposób.
Czyli: NIE KONTROLUJ, KORYGUJ. A jak do tego dążyć- o tym w
następnych odcinkach… i dla wytchnienia od indoktrynacji kilka zdjęć z niewątpliwie zrównoważonego moherowego ogrodu:
oraz z jednego z "naszych" ogrodów. Dlaczego jest zrównoważony? Bo panuje w nim duża bioróżnorodność:-)
ach, te bodziszki i szałwie, ta niebieskość... nie do ogarnięcia;-)
( a dlaczego ja z tym do was, Drodzy Czytelnicy, tacy
świadomi i wrażliwi? Bo nie mam do kogo;-ppp, nie do wszystkich docierają
proste prawdy;-P a tak naprawdę po to, żeby dać wam ARGUMENTY uzasadniające
różne mało popularne działania, jak niekoszenie trawnika czy nieużywanie
herbicydów. Trzymajcie się, trzymam za was!)
Pozdrówka, Megi.
To nie post blogowy Megi, to traktat filozoficzny! Idąc dalej tym tropem, albo raczej się nim cofając , zakazane powinno być ludzkości zakładanie jakichkolwiek ogrodów, a ogrodów francuskich przede wszystkim.Jeszcze krok wstecz; zakaz wydzierania pól lasom i tak dalej do końca, a raczej do początku, do puszcz pierwotnych nieprzebytych. Ale cywilizacja poooszła i nie zawrócisz Wisły kijem, więc do puszczański ostępów nie powrócimy.
OdpowiedzUsuńByłyby też skutki uboczne-rzesze bezrobotnych ogrodników, rolników, zootechników i leśników, bo po cholerę puszczy taki leśnik na przykład. Czyli nie miałybyśmy pracy. Ale praca byłaby nam nie potrzebna, bo korzonków i runa leśnego miałybyśmy pod dostatkiem.
Pofilozofowałam sobie o świcie, a poza filozofią, to oczywiście masz wiele racji i już cieszę się na czytanie gromów jakie spadną na Ciebie od właścicieli TAKICH ogrodów i jeszcze "ładniejszych", z plastikowymi kaskadami chociażby, jako i mnie się dostało za pokazanie pewnego dzieła sztuki ogrodniczej z fontanną,dzbanem i wigwamem.
tak Gaju, masz wiele racji, chodziło mi o to, że wobec tego, jak poooszło, należałoby się ogarnąć i ograniczyć konsumpcję przynajmniej w tych zakresach, w których nas to dużo nie kosztuje, w końcu "plastikowe" ogrody nie są nikomu niezbędne do życia. Ja wiedziałam, że gromy nie spadną, w końcu czytają mnie ci, którym to pasuje, zgodnie z zasadą "lubimy to, co znamy", ale i tak się cieszę, jeżeli ktoś coś sobie dzięki tym oczywistościom poukładał:-)
UsuńA leśnik Puszczy szkodzi, Białowieskiej to na pewno;-)
A ja się z zgadzam z każdym słowem Twojego wpisu. Ogród, w którym nie ma równowagi biologicznej choruje jako cały organizm. Paradoksalnie w ogrodach francuskich też może panować równowaga biologiczna. One też stanowią ekosystem i wszystko zależy od roślin wybranych do nasadzeń i stosowanych środków ochrony roślin. Jeśli stosujemy agresywną chemię równowaga zostanie zaburzona. Czekam na dalszy ciąg rozważań:-)))
OdpowiedzUsuńAsia
Asiu, masz rację. Bardzo dużo zależy od doboru rośli zgodnego z siedliskiem, bo wtedy nie ma potrzeby zbytniej ingerencji.
UsuńA ja lubię mieć skoszony "trawnik"( trawy jest najmniej, króluje koniczyna, rdest i mleczyk) i jak chwast nie wali po oczach w ogródku. Tak przy domu dla kontrastu, bo za płotem panuje samowola i króluje dzicz.
OdpowiedzUsuńNie stosuję herbicydów i nawozów sztucznych (właśnie robi się gnojówka z pokrzywy w beczce) Wszelkie robactwo zjadają żaby, ptaki i nietoperze. W ostateczności używam kur.
Pozdrawiam;)))
pewnie że tak, w końcu ogród to ogród, w swoim dążeniu do entropii całkowicie "odpuszczony" rozpuściłby się w otaczającej przyrodzie... chodzi o to, żeby pozwolić też żyć mleczykowi, i żeby było miejsce dla żab, nietoperzy, ptaków, w tym kur:-)
Usuńsłuszne słowa.... nie lubię ogrodów wymuskanych, wyżwirowanych i okraszonych durnostojkami, lubię dzikie - ale takie trochę ucywilizowane, bo chaszczowisko mi nie odpowiada, choć w tym roku mamy właśnie taki ogród.... nie robimy nic poza koszeniem bo planujemy przeprowadzkę.....
OdpowiedzUsuńale napatrzeć się na twoje fotki mogę do woli.... i nasycić zmysł piękna :)
ciekawe, jakie to piękne miejsce do życia znajdziecie, trzymam, oby szybko!
Usuńee, raju nie było ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda, równowaga musi być zachowana. Hmm, zastanawiam się właśnie jak można określić nasz ruderyjny kawałek zieloności(i czy zachowujemy równowagę...): mieszamy tam wściekle rośliny i ciągle coś nowego chcemy tam wsadzić (ale areał mizerny...). Czekam na dalsze rozważania i wskazówki:)!
eee, no nie było, ale wszyscy myślą, że jednak był i będzie... to się wpisałam w konwencję... oczywiście równowagę łatwiej zachować na dużej połaci, ale mieszanie gatunków temu nie przeszkadza, byle były dopasowane do siedliska i nie było wśród nich inwazorów.
UsuńZgadzam się z Tobą w każdym calu,kocham takie ogrody jak moherowy,uwielbiam boziszki,szałwie ,maki.Mamy dopiero połowe czerwca aja mam dość tłumaczenia klientom ,że oprócz iglaków istnieją byliny ,kwiaty ,zioła,drzewa liściaste.Nawet wiem kto zadał to ostatnie pytanie,obśmiałam się jak norka,ponieważ przy mnie również odbyła się dysputa na temat pogniecionego bluszczu.Dzięki za rozsypanie kory! Pozdrawiam Dorota
OdpowiedzUsuńprzez jedną straszną chwilę pomyślałam, że prowadzisz podwójne życie, bo pytanie zadała pewna D... i nie przypominam sobie, gdzie to jeszcze ostatnio sypaliśmy korę;-) tym bardziej jestem zaintrygowana, kim jesteś?
UsuńTeż tak pomyślałam po napisaniu posta ale to właśnie ta D zadała mi to samo pytanie,reszta na meila,pozdrawiam Dorota
Usuńto już wszystko wiem, mam nadzieję, że się spotkamy:-) ale historia:-)))
UsuńNajwiększą bolączką jest tak jak napisałaś myślenie "na teraz", oraz zakładanie, że nie trzeba nic robić a wszystko samo wyrośnie. I zawsze się ludzie dziwią, co robi u mnie na trawniku zbutwiała kłoda, przecież to takie brzydkie. Ale kiedy popukam w nią, wychodzą wije, a za nimi ich pasterz padalec - nie mają więcej pytań.
OdpowiedzUsuńOsobiście uważam, że nie jest możliwym zapewnienie jakiejkolwiek równowagi bez odpowiedniego areału. Z ogródka nie jest możliwe wyżywienie nawet jednej pary ptaków, jednego ula itp. Moje 8ha, które posiada każdy rodzaj lasu (suchego, bagnistego, liściastego, mieszanego, iglastego, cieki wodne, woda stojąca) jest za małe. Gdbym miał następne 16ha, mógłbym mówić o kształtowaniu oazy dla dzikości która odziaływałaby na okolice. Aby zajmować się prawdziwą inżynierią ekosystemu z mimalnymi populacjami potrzebne by było jakieś 100-300ha. A ja już na takim małym terenie jakim mam muszę mysleć tonami i setkami (drzew). Nawet teraz korzystając z pogody zasiewam... grzyby. Pozdrawiam.
i jeszcze myślenie "ja chcę i już". Pasterz padalec, łał.
UsuńOczywiście im większy areał, tym łatwiej i lepiej, ale już moderniści zauważyli, że po przeminięciu ery wielkich latyfundiów i parków krajobrazowych każdy, najmniejszy ogród w mieście, także ogród działkowy, ma znaczenie, bo razem składają się na działający ekosystem. Powinny się składać, i powinien działać. Bo w praktyce ogrody miejskie i działkowe są po prostu pustynią ekologiczną.
8 ha to faktycznie ekoton, choć kiedyś myślałam, że nie. Życzę stworzenia oazy dzikości. Chociaż z drugiej strony- czymże innym jest ten pień...
Wczoraj usłyszałam takie zdanie: Ależ ci tu porosło, ja wycięłabym wszystko!
OdpowiedzUsuńZima narobiła mi szkód, wymarzła glicynia, winobluszcz japoński, jakaś różyczka wspinająca się po pergoli, ale już inne przykrywają wolne miejsca, a zwłaszcza dławisz i kokornak; a ściana z leszczyny, grabów i brzóz doskonale wyłapuje zachodnie wiatry .... i nikt mnie nie widzi; serdeczności.
tak, i jeszcze: ale tu będzie busz, jak to wszystko urośnie, ja sobie z tym nie poradzę! tak jakby łatwiej było utrzymać ogród z posadzonymi obok siebie pojedynczo bardzo różnymi roślinami, ze żwirkiem lub kolorową korą w roli ściółki! Ludzie nie dopuszczają zmienności, boją się jej, boją się, że to, co "porosło" ich pochłonie.
UsuńKocham Twój post! Jakbym czytała o moim "zachwaszczonym" niezapomionajkami, paprociami, ostami, stokrotkami i całym mnóstwem innego ziela, które lubią chrząszcze, bąki, motyle, ważki itd itp... Poza tym osty są fascynujace jako modele do fotografowania... A w krzaczorach i drzewach mieszka mnóstwo ptaków, które teraz wydziarają się radośnie... pliszka, szpaki, kosy, mazurki... czasem nawet muszę się schować, bo tałatajstwu się nie podobam ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Halina
jesteś elementem w swoim ogrodzie...
UsuńPodziwiam Twój blog, ileż w nim piękna i fantastycznych zdjęć.
OdpowiedzUsuńA co do mojego ogrodu ? No cóż preferuję ład i porządek, chociaż mam rosnące w wielu miejscach niezapominajki ( teraz oczywiście już przekwitły)zaraz za ogrodem mam dziką łąkę z niewielkim stawem w którym rosną nenufary...
Łąka kończy się niewielkim laskiem w którym rosną: czarny bez, kalina, jaśminowce, świerk koreański, czeremcha...
A co najważniejsze takie miejsca przyciągają stada ptaków...Wiem, że nie powinnam tego robić ale ciągle dokarmiam słonecznikiem młode pisklaki.
Od dwóch tygodni ciągle pada, trudno im coś uzbierać...
Serdecznie pozdrawiam
ja uważam, że empatia jest bardzo ważna w naszym obcowaniu z przyrodą, choćby w tym sensie dokarmianie zmokłych pisklaczków ma sens... kocham kaliny, czarny bez (ju noł) i jaśminowce!
UsuńTaki ogród to moje marzenie... kawałek natury, mały wycinek świata przyrody i - ja w nim, jego mały element ;-)
OdpowiedzUsuńA Twoje pisanie, tak cudownie zaangażowane i jeszcze cudniej zilustrowane wchłaniam i z rozkoszą daję się indoktrynować ;-)) Bo ta filozofia jest tak bliska mojej, ale nie potarfię jej zwerbalizować, ująć tak trafnie. Dzięki Ci, kochana Megi, za Twój trud próby naprawy świata!
Ściskam Cię
dziękuję!
UsuńA ja myślę ,że równowaga i harmonia musi istnieć w każdej 'żywej pasji '
OdpowiedzUsuńmoim ogrodem jest .... KOŃ .
... koń moim przyjacielem ..... ileż to serca cierpliwości i Harmonii z Równowagą :)) potrzeba ... :))
pa Małgosia :))
lubię zaglądać do Ciebie
:)) J - baba konna
a ja myślę, J, że czasem brak ci równowagi, tylko kobyła i kobyła... ale pewnie się mylę... spotkamy się? lubię cię:-)
UsuńDroga Megi, melduję żem odmóżdżona po wakacjach i nie ogarniam jeszcze wielu rzeczy, m.in mojego bloga i Twoich postów, które są do nadrobienia ale w tym stanie umysłu się nie da... informuję jedynie, że ... Kota brak, przyjdzie na niego pora ale... przyszła pora na Wojsławice i ja wiem, że ju noł łot I min :-). Piknie TAM!
OdpowiedzUsuńciekawam wrażeń:-) ja też nie ogarniam, nawet odpowiedzi na te tu komentarze!
UsuńPokaż mi swój ogród, a powiem ci kim jesteś ... :)
OdpowiedzUsuńJa nie pokażę :):):)
Jak Cię czytam, to mam wrażenie, że wszystko układa mi się na miejscach, dawno już przygotowanych. Nie musi się oswajać. Jest też od razu "uswojone".
Kontrola i władza, to największe pokusy świata ludzkiego... W każdym wymiarze życia i wyobrażenia o życiu.
Serdeczne uściski!
coś w tym jest, chociaż ogrody świadczą o wielu ludziach gorzej, niż powinny... to przez niedobre wzorce, brak ogrodniczej kultury i przekonanie większości właścicieli ogrodów, że znają się na nich najlepiej, jak na wszystkim zresztą.
UsuńTy nie pokażesz, bo pokazujesz zdecydowanie to i tyle, ile chcesz, ukrywasz się trochę... prawda?
Dobrze sobie uświadamiać swoje grzechy i pokusy, rozrachować sumienie...
Ogromnie mnie ucieszyła Twoja wizyta. To Twój post sprawił, że zachciało mi się kolorów:). Jako że bawiłaś się w zgadywankę, wyjasniam, iż na pierwszym i ostatnim zdjęciu mojego posta jest skalniak z kolorowymi kępkami różnych małych pełzających kwiatków fotografowany przez skrzyp przytkniety do objektywu... Drugi to mak, pełny, wielki i "śmiecący" (ja uwielbiam maki), a na trzecim ta pomarańczowa kulka to Aksamitka (te kwitną na kilku rabatkach)pomiędzy krwistoczerwoną Łobodą ogrodową (Atriplex hortensis), fotografowane "pod światło"...
OdpowiedzUsuńLubię kolory :)
Pozdrawiam serdecznie i kolorowo :)
Halina
Ale wiesz co? Z tym śluzowcem, to nieco przesadziłaś ...
OdpowiedzUsuńśluzowce zostały wyłączone z taksonu grzybów, bo potrafią się poruszać. To straszne. Wyobrażam sobie dużego śluzowca, w postaci przelewającej się kolorowej galaretki.
UsuńFantastyczne rośliny, fantastyczne kolory. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńdziękuję i pozdrawiam!
UsuńMegi, podpisuję się pod tym co napisałaś, rękami i nogami:) I kolejny raz podziwiam Twoją fantastyczną wiedzę. Poleciłam cię na swoim blogu:) Pozdrowienia!!
OdpowiedzUsuńdziękuję za linkowanie!
Usuńnie chciałam, naprawdę, wpędzać kogokolwiek w poczucie winy, nienienie! Tak jak napisał Fallar, trudno o równowagę na małym skrawku przestrzeni, ale powinniśmy się o to starać. Koszenie trawnika nie jest samo w sobie ZŁE, w końcu trawnik to trawnik, większość ludzi chce mieć go w ogrodzie. Ważniejsze jest np. to, żeby: dopuszczać istnienie w nim innych roślin niż trawa (utrzymanie trawnika tylko z trawy wymaga często stosowania chemii), nie kosić go zbyt często (a więc i nie przesadzać z nawożeniem azotem), nie opryskiwać chemią w środku dnia, gdy aktywne są owady, uważać przy koszeniu np. na jeże... i kilka innych takich, o których jeszcze napiszę w poście o trawniku (pisałam już w postach w zakładce "murawy", ale dla większości ludzi trawnik to fetysz i trzeba się powtarzać). Dobrze jest ograniczyć trawnik w ogrodzie do miejsc, gdzie jest on niezbędny. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNigdy za dużo takich wpisów. Sztuczność ogrodowa niestety przeważa, ale też jest chyba najłatwiejsza.
OdpowiedzUsuńOgród naturalny wbrew pozorom chyba nie jest najłatwiejszy. To chyba najwyższy stopień ogrodniczego zaawansowania, i najpiękniejszy oczywiście.
Warto się starać. Spójrzmy choćby na Anglię, tam większość ogródków dąży do takiego ideału.
Chwała, że takie myślenie i działanie upowszechniasz:)
Dziękuję za wspaniały "wykład" z którego treścią się całkowicie zgadzam. Nie mam zbędnych ozdóbek w ogródku, ale trawnik koszę :-). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie wiem Megi , jak to się stało ,że uciekł mi gdzieś ten Twój post a teraz weszłam na bloga ,żeby znaleźć maila do Ciebie i mnie poraziło. Do mnie to wszystko przemawia. Musiało trochę lat upłynąć , bo podejścia do ogródów miałam rozmaite ale Ty robisz wielką rzecz- utwierdzasz mnie w tym o co sama zabiegam wszem. Robisz to na dodatek bardzo profesjonalnie. Zapowiadam ,że będę powielać tego posta, nawet w ramkę oprawię . Dzięki wielkie
OdpowiedzUsuńWitaj Megi. Dodam jeszcze, że
OdpowiedzUsuń1- "dobra gospodarka stwarza krajobraz harmonijny, zła dysharmonijny (szwajcarska doktryna - nie moja), ale jakże trafna.
2- współcześnie (w mniej zacofanych krajach niż nasz - np. w Niemczech) stosuje się przeliczniki i np. za zajętą powierzchnię pod market, inwestor musi oddać określoną powierzchnię zieloną w innym miejscu (choćby na dachu i choćby miał ją kupić w innym miejscu).Dotyczy to też ogrodów.
3- istnieją korytarze ekologiczne, tzn. łączy się tereny zielone tak aby mogły się przemieszczać nimi zwierzęta, owady i rośliny itd.
Szkoda, że o tym uczy się ludzi na studiach, ale nie wykorzystuje w praktyce!!! Nie zmienia prawa. A jak już to bardzo opornie to idzie.
Ale ja też w innej sprawie, która się jednak wiąże.
Pilnie potrzebna Twoja rada na skrzyp polny. Prawdopodobnie problemem jest woda (?), bo rośnie on na dolnym tarasie ogrodu a w koło piękne funkie. Rzecz się dzieje w Kanadzie, w amatorskim ogródku.Przejrzałam "Szatę Roslinną Polski" ale niezbyt wiele tam znalazłam.
Poradzisz coś na to?
Ewa:)
o właśnie, dobra gospodarka zaczyna się od planowania i stanowienia prawa.U nas niby też istnieją normy środowiskowe, ale w prywatnym ogrodzie można sobie całość zabetonować. Natomiast korytarze ekologiczne w naszym np. mieście są systematycznie zabudowywane i grodzone, choć przecież istniały od zawsze.
OdpowiedzUsuńA skrzyp. On może rosnąć również w dość suchych miejscach, rzecz w tym, że na siedliskach ubogich, kwaśnych, podmokłych prawie nie ma konkurencji, jest również odporny na herbicydy (wysycone krzemionką ściany komórkowe). Należałoby polepszyć warunki bytowania innych roślin, aby były bardziej konkurencyjne (w miarę możliwości odwodnić, nawozić) i brać skrzypa "na zmęczenie", tzn. plewić, plewić, plewić...