wtorek, 24 listopada 2015

post bez zdjęć :-)

no ja nie wiem.
To się chyba raz dotąd zdarzyło.
I co tu potem w komentarzu napisać?
Inna sprawa, że mam nadzieję, że nasz pozycjoner mi tego nie robi :-D muszę zapytać.

Fajna zabawa się trafiła pod poprzednim postem, ale tak zawiła, że trudno ją podsumować i skomentować, któż przebrnie przez te wątki.
Jako ta... adminka jednak podsumować powinnam. Jako gospodyni bloga powinnam być miła.

I będę, bo
... w pomroce dziejów, na jednej z pierwszych lekcji historii w liceum, odpowiadałam z siakiejś starożytności czy co. Pani prof, a raczej Prof., skomentowała mnie tak:
- bardzo ładnie posługujesz się językiem polskim, Małgosiu...
ALE FAKTOGRAFII ZABRAKŁO!

i ten stan utrzymuje się do dziś. Nie znam się.
W szanownym gronie historyków, historyków sztuki i dyplomowanych artystów konstatuję jedynie z niejaką przyjemnością, że szorstka przyjaźń nie jest domeną architektów landszafta, ufam autorytetom i przepuszczam ich wiedzę przez siebie.

Kilka wypowiedzi jest bliskich memu sercu, z kilkoma się nie zgadzam.

Nie jestem pewna, czy mamy rację, mieszając do sprawy sztukę i mówiąc o sztuce kształtowania przestrzeni.
Może po prostu mam alergię na twórców krajobrazu, artystów pejzażu, a głównie na arogancję i pewność, z jaką w ten sposób o sobie mówią, na ich jedynie słuszne sposoby postępowania z tym krajobrazem.
Dystansując się nazywam siebie rzemieślnikiem i przyrodnikiem.
Może to, że przez długi czas krajobraz (kulturowy) był kształtowany nieświadomie, przy okazji, w wyniku potrzeb. W dużej mierze do tej pory tak jest- tuje są przede wszystkim funkcjonalne, ich sadzenie najczęściej nie jest podyktowane estetyczną potrzebą. Tak wynika z moich osobistych doświadczeń, więc w tym przypadku- się znam.
(w tym momencie objawiło mi się sexparty we wspomnianym tujowym labiryncie. Mała zbitka potrzeb z funkcjonalnością.)
Funkcjonalizm leży u podstaw miast- ogrodów, parków krajobrazowych i nasadzeń granicznych, tych kresek w krajobrazie. 
Domieszka ludzkich uczuć (sentymentalizm, przywiązanie do tradycji, pycha) i kreowanie potrzeb (zbieractwo, moda) inspiruje ludzi do "upiększania" otaczającej przestrzeni.
"Czasem właśnie brak ogrodu jest o wiele lepszym rozwiązaniem dla ogólnej harmonii."- napisała Ewa i trudno się nie zgodzić. Jednak moim zdaniem nie wynika to z faktu, że jakieś miejsce jest tak doskonałe, że nie da się go poprawić (jeżeli już, jak sugeruje cytowane zdanie, dążymy do ideału- harmonii), tylko że potrafimy, zwłaszcza jako artyści- pejzażyści, koncertowo go spieprzyć.
Taka specyfika zawodu.
(mówiłam coś o szorstkiej przyjaźni?)
A może spojrzenie człowieka potrafi nie tylko znaleźć piękno, ale zmienić zwyczajność w sztukę? 

"jedna z ról architekta (w pojęciu ogólnym) jest kształtowanie społecznego gustu, który niezależnie od szerokości i długości geograficznej jest raczej przaśny. inaczej wole nie myśleć jaki krajobraz by nas otaczał. każde działanie człowieka jest ingerencja w naturę, zadaniem profesjonalisty jest zminimalizowanie strat ;)"- napisała leloop i nie tylko się z nią zgadzam, ale tak jakbym sama tych słów kiedyś użyła.

W jednym z kolejnych komentarzy Ewa odniosła się do poprzedzających wypowiedzi i coś mi to nie daje spokoju.
"W naszym kraju" praktycznie nie funkcjonują architekci krajobrazu. Tak się nazywają z racji wykształcenia, ale co to za wykształcenie, umówmy się. Zasięgnęłam języka, jak to jest w ogrodniczej Brytanii (fajnie mieć byłych pracowników, którzy chcą z tobą gadać, we świecie):
"... tutaj zawody wszystkie, ktore kreca sie wokol krajobrazu sa zrzeszone w Landscape Institute. Landscape architect projektuje przestrzen publiczna - parki, przestrzen miejska itp. (...) sa to glownie wizjonerzy ze slaba znajomoscia roslin i wszystkiego co z nimi zwiazane (wymagania siedliskowe, wielkosc po uplywie czasu, dobor w zaleznosci od strefy klimatycznej itp.). Firmy maja zazwyczaj specjaliste od doboru roslin, a oni projektuja hard landscape, czyli wszystkie elementy ktore sie buduje (soft landscape to rosliny). 
Landscape designer projektuje w mniejszej skali (osiedla, niewielkie tereny rekreacyjne przy osiedlach, ogrody) i wymaga sie od niego pojecia o 'zywej' czesci projektowania. Jest jeszcze landscape manager, planner i scientist... 
Wszyscy moga nalezec do Landscape Institute.
Jezeli firma chce [zatrudnić] niezaleznego projektanta, to wymaga od niego wlasnie uprawnien, zdobytych na kursach- dla projektantow ogrodow jest Garden Designer Association, dla ogrodnikow Royal Horticulture Society, dla budowniczych 'landscaperow' LANTRA.
takie rzeczy tu w jukeju".
Czy to nie lepsze, niż produkowanie rzeszy "specjalistów" od wszystkiego i niczego, za to o rozbuchanych ambicjach?
Pozdrawiam Eve :-)

"W naszym kraju" da się jednak żyć z robienia ogrodów. 
Zwłaszcza jak się nie ma wyjścia, bo kto cię zatrudni w pewnym wieku, przyzwyczaiłaś się do sprawczości, której doświadczasz w robocie, a mąż nie chce cię utrzymywać, bo robi to samo co ty i go nie stać ani na jedną utrzymankę.
Da się żyć nawet bez zbytnich kompromisów ze sobą, darcia szat i codziennych myśli, że jest się stworzonym do wyższego landskapingu.
Ewo, to nic personalnego, jakby co ;-) nie od ciebie jednej słyszałam, że się nie da i nie ma sensu.

Ewa dość autorytarnie wypowiada się o dobrej praktyce, naukowym opracowaniu, sosnach, kulistych drzewach, tujach i tak dalej.
Dalej mi nie gra.
Przeczytałam ulotkę o "dobrych praktykach dla wsi izerskiej" dosyć dawno temu.
Nikt mnie, czytelnika, w niej nie przekonuje, że powinnam postępować w określony sposób, bo to ma sens, wyniknie z tego to i owo. 
Ktoś mnie, czytelnikowi, mówi z katedry, że powinnam coś tam, bo taka jest tradycja.
Czyja tradycja? moja, którego przodkowie dwa pokolenia temu przybyli ze Wschodu? moja, osiedleńca z miasta?
nie powinno się coś tam, bo zaburza się ład i harmonia? chuj z ładem i harmonią, mnie, czytelnika, potomka zabużan aspirującego do miejskiego stajla, osiedleńca z kasą nie przekonuje taka gadka.
Mnie- architekta krajobrazu nie przekonuje, że ktoś uważa, że kuliste drzewa są nie halo. Z sentymentem wspominam głogi 'Paul's Scarlet' sadzone rządkiem wzdłuż legnickich ulic. Z sentymentem, ale nie tylko. Niby powinny groteskowo kontrastować z ceglanymi pierzejami kamienic, a jednak jednak- zawieszone tuż nad głowami przechodniów delikatnie siatkowane kule (dygresja: dobór materiału ma kluczowe znaczenie. Kuliste klony czy robinie to zupełnie inna bajka, nie ta bajka.) sprowadzały przestrzeń do ludzkiego wymiaru.
Nie przekonuje mnie niechęć do geometrycznych form w przedogródkach. Niezależnie od "tradycji" bukszpanowy czy cisowy topiar porządkuje radosny chaos kfiatków, nobilituje wiejski ogródek stosownie do zrozumiałych aspiracji.
Formalnie- w wiejskich ogrodach używa się (używano) roślin określanych jako "naturalistyczne", bardzo rzadko rodzimych. Kto by w ogrodzie sadził chwasty.
Sosny nie pojawiły się w poprzednim poście w kontekście Izerii, występują naturalnie od czwartorzędu na całym niżu (czyli również w Krainie Wód, gdzie leży pokazywany "nie mój" ogród).
Różaneczniki to górskie rośliny, gdzie mają się czuć dobrze, jak nie w łagodnym, wilgotnym klimacie Pogórza Izerskiego? Dużo mniejszy sens ma ich sadzenie we Wrocławiu. I czy te stupięćdziesięcioletnie okazy rosnące przy wielu domach są zbyt mało tradycyjne?
Tuje akuratnie są przyjazne dla fauny. Lubią je ptaki, jeże, bo stanowią dobre, suche schronienie.
Przychodzi mi do głowy takie pytanie. Czy ta "tradycja" nas, twórców ogrodów (wiecie, że świadomie używam tych określeń na wyrost. I tej kursywy.) aby nie pęta? czy nie jest tak, że pierwszą koncepcję ogrodu robicie "po bożemu" i pod klienta, a w tej drugiej macie ochotę wszystko odwrócić i czy tego nie robicie? i czy klient zawsze wybiera tę pierwszą?
Pojawiły się nawet słowa, że szkoda czasu... na rozmowę? na dyskusję o gustach?
To może nie mówmy, że nie da się żyć, skoro tak traktujemy potencjalnych klientów...
Jedno jest pewne. I smutne. Na sto pro nie doczekamy się "dobrej praktyki" bez dobrych przepisów. Niemcy i Francuzi też by się nie doczekali.
Nawet sugerowane celebrowanie skansenu (Ania :-)) się bez nich nie uda.

Jeszcze detal, który nie tylko mnie zaintrygował. Ewa sugeruje, że materiał miejscowy, naturalny (kamień, drewno), z recyklingu. To jest bardzo w porządku- dla świadomego odbiorcy, którego stać (także mentalnie i czasowo) na poniesienie kosztów pracy włożonej w ten recykling i odnawianie starych domów. Dla niewielkiej garstki ludzi, do której np. ja nie należę, bo życie mam jedno.
Więc nowy kamień, pozyskiwany w kamieniołomach. Czy to jest ok- rozbieranie kolejnych gór (często jedynych enklaw bioróżnorodności w danym terenie, ale mniejsza o obuwiki) po to, żeby sobie wybrukować parking?
Ale to: "Od produkcji obecnej formy betonu w wielu krajach się odchodzi. Jest to tak kolosalna degradacja i zanieczyszczenie środowiska, że strach. Dlaczego więc ten eurosyf do nas trafia (?), w postaci całych firm i parku maszyn dając pracę itd, znów błędne koło. Przyjął się i rozszerza, bo tam nie ma już na niego zbytu?"
Czy chodzi o produkcję cementu?
W miejskich, a nawet podmiejskich ogrodach projektuję od jakiegoś czasu kostkę, płyty i inne betonowe elementy, bo przy nowoczesnej formie i plastikowym wykończeniu budynków to właśnie beton, i to w możliwie nietradycyjnych formach, wydaje się naturalnym dla tego środowiska materiałem.

Mam nadzieję, że nie byłam bardzo niemiła.
W tej sytuacji... zacytuję Anię podsumowującą rozmowę pod poprzednim postem:
"(...) koncepcja natury jako niedoścignionego ideału (choć jeszcze nie sztuki)
byłaby bliska myślicielom średniowiecza i renesansu: Bóg był wówczas
najdoskonalszym kreatorem i nie musiał się przeglądać w oczach zachwyconych
odbiorców. Teraz, jak widać w tej rozmowie, trudniej o zgodę, czym jest
doskonałość lub chociażby sztuka. Potrzebny jest kontekst i uwarunkowania,
potrzebny jest odbiorca i to odbiorca nie byle jaki - i tylko dlatego
giebułtowska rogacizna nie pasie się w zadziwieniu nad czerwoną wstęgą
Kongjian Yu.
 Ale czyż to nie optymistyczna konstatacja? :)))"

Dodam jeszcze, że ja to widzę. Czerwoną wstęgę. Rząd ceramicznych owiec w rzędzie jedna za drugą, przez te zielone pagórki. Kobietę w jasnej sukience prostującą się od plewienia i patrzącą w dal, na wstęgę i owce. Mężczyznę strzygącego stożek tui w przedogódku.
To wszystko mogłoby być.
***
Ale jak to tak bez zdjęć?
Chociaż to, w temacie.
Pozdrówka, Megi.
PS. Barbara zwróciła mi uwagę, że z punktu widzenia przeciętnego zjadacza roślin, obsadzającego swój ogród, problemem jest dostępność roślin i uboga oferta szkółek. Wszędzie tuje i tuje (oraz berberysy), to skąd wziąć co innego na żywopłot. Będzie post, jak sobie to nieco rozkminię.
Wydaje mi się ponadto, że krajobraz, przyroda, natura, jak zwał, jest z jednej strony nadmiernie celebrowany, z drugiej- nie cenimy w nim tego, co naprawdę powinniśmy cenić. Będzie post o bioróżnorodności.
Chciałabym też wrócić do kojącego krajobrazu Szwecji czy Bretanii, gdzie większości ludzi nie przychodzi do głowy buraczkowa czy limonkowa elewacja (może i przychodzi, ale nie wolno, i jakoś- chyba- nikt nie drze szat z powodu wolności utraconej wraz z ograniczeniami na rzecz społeczeństwa).
I w ogóle proszę się wypowiadać, jak komuś się jeszcze chce :-) Ania pierwsza, kopiuj wklej.

sobota, 21 listopada 2015

wielkie projekty. Druga strona.

piąteczek, piątunio, zajmijmy się tym, co lubimy najbardziej
jedne pijo
inne blogujo
chociaż jak skończę, to już nie będzie piąteczek.

Wielkie projekty budzą... większe emocje.
Początki ogrodu z poprzedniego posta chyba wam się podobały, chociaż często ja wolę naturę i spontan...
tak, popatrzeć. We własnym ogrodzie, moi mili, nie oprzecie się grabieniu liści, usuwaniu chwastów, macie na to mocne argumenty. Ogród to ogród, wasz salon, macie parcie na meblowanie... i na gromadzenie kolekcji pięknych durnostojek, znaczy roślin. Później trzeba je odkurzać... to znaczy podlewać, ratować przed zarośnięciem... i ani się obejrzycie, a stajecie się niewolnikami przestrzeni.
Good for me.
Kto nie zbierał śliwek robaczywek (Marlena), nie sadził jak opętany roślin odpornych na wodę w piwnicy (Tupaja), nie podwiązywał piwonii (Aneta), niech mi tu nie prawi, że woli spontan.
Agniecha i Barbara jako kolekcjonerki na odwyku nie czytają listy roślin :-))) brawo one :-)

No dobra, ogród to ogród, nic a nic się nie śmieję.

Padło kilka pytań.

W Twoim projekcie uderzyła mnie przede wszystkim skąpość gleby, bo tam praktycznie wszędzie z rozpierduchy wystawała goła skała. I jak tu na tym rosnąć?- odpowiem tutaj, bo to ciekawy temat.
Mam gdzieś zdjęcie, na którym las okazałych, kilkudziesięciometrowych buków rośnie na półmetrowej warstwie gleby. Dokładnie to widać, bo rośnie na skraju kamieniołomu wapienia w Szwecji. Oczywiście ta gleba jest dla drzew nośnikiem wody i substancji mineralnych, a kotwiczą się głębiej, w szczelinach miękkiej skały- ale faktem jest, że rośliny wcale nie potrzebują dużo gleby.
Dla bylin wystarczy 30 cm, dla różaneczników, azalii, róż 50 cm i taka właśnie warstwa ziemi urodzajnej została nawieziona. Kosodrzewiny mogą latami rosnąć w "donicach", które zostały dla nich wykute w skale.
Ważne, żeby ta gleba była odpowiednio żyzna i przepuszczalna, żeby zawierała dużo kompleksu sorpcyjnego, w tym przypadku kompostu.
Jeszcze ważniejsze jest to, żeby woda miała gdzie odpłynąć od korzeni, żeby rośliny się nie utopiły. Mało jest rzeczy równie złych dla ogrodu, jak stagnująca woda.
Trochę się o to martwię, bo nawieziona ziemia- mimo że rozluźniona piaskiem rzecznym- jest zwięzła, jak to pod górami. A leży na skale.
Od posadzonych między domem a nawierzchnią różaneczników powinna odpłynąć grawitacyjnie przez podbudowę nawierzchni. W ogóle spadki ratują sytuację :-)

Skąd bierzesz odwagę, zapytała Magda S.
Od ludzi, Magdo. Tych, którzy we mnie wierzą. To, że piszę, że czytacie, że piszecie, że muszę do was dorosnąć, daje mi siłę.
Ten blog był bardzo dobrym pomysłem :-)
Biorę ją też... z porównania, jakkolwiek to zabrzmi ;-)
I z tego, że w robocie pojawia się dużo problemów do rozwiązania i je rozwiązuję.
Słowo klucz to sprawczość. W mojej pracy dużo ode mnie zależy. To oczywiste, że człowiek z poczuciem sprawczości czuje się lepiej i może więcej niż ten, którego szef odwoła ze stanowiska podczas urlopu na greckiej wyspie. Nawet jeżeli nie stać go na grecką wyspę.

Zależy dużo, ale nie wszystko.
Żal mi tego miejsca. Betonowanie Izerów rozpoczęte?- zapytała Ewa, Zielona Metamorfoza.
Mogę się tłumaczyć, że betonowy mur i bezsensownie nieużyteczna skarpa to nie mój pomysł, że miały być tarasy prowokujące do zbiegania wachlarzami schodów, że nie wszystko widać na zdjęciach...
ale Ewa ma rację, pisząc nie podoba mi się skala. [...] Od wieków w górach używano w celu zatrzymania ziemi kamiennych murów i murków. Beton jest kompletnie obcym materiałem. Wiem, takie rzeczy powinny regulować przepisy, ale tego nie robią. Pozostaje więc wrażliwość na przyrodę, tradycję i zdrowy rozsądek.
Ma rację i nie ma racji.
Czuję się wrażliwa na przyrodę, ale nie wszystko ode mnie zależy. Nawet, powiedziałabym, mało ode mnie zależy.
Używano od wieków, ale nie jestem pewna, czy to do mnie przemawia. Za to często mówią do mnie ścieżki ze spienianego betonu prowadzące przez bambusowe gaje, trzęślicowe rabaty z niebieską goryczką, zagajniki trzeciorzędowych roślin. Coś, co nie powinno mieć miejsca w danym czasie i miejscu.
Na zdjęciach nie widać granic kompromisu. Każdy ma inne, prawda? Ileż dyskusji o tym było- klient chce tuje, to sadźmy tuje i dalej w tym duchu.
Moje granice kompromisu, dzięki poczuciu siły i sprawczości, są dość blisko mnie.

Nie zawsze wystarczająco blisko.
(i tu nastąpi opis przykładu, który przeniesie ten wpis daleko poza piątek)
Rok temu skusiliśmy się na realizację innego wielkiego projektu- nie mojego projektu.
Im bardziej mu się przyglądałam, tym bardziej mi się nie podobał.
Im bardziej go realizowaliśmy, tym bardziej czułam, że nie powinniśmy tego robić.
Nawet tutaj zżymałam się kilkakrotnie na projekt i na inwestorów- że zniszczyli murawy kserotermiczne, przeorując je z obornikiem (a projektant im nie powiedział...), że projekt jest antyprzyrodniczy (zawiera rośliny inwazyjne, intensywnie zagospodarowane hektary), niedopasowany do miejsca (takiego krajobrazu, a nawet tuje się w nim znalazły) i ludzi (a bo ja wiem zresztą, arogancki i obsługowy jak oni), że koszą jak opętani to, co jeszcze ładnego się uchowało, bo nie jest to trawnikiem... i nie dają się przekonać do sensownych rozwiązań, jak koszone/niekoszone...
no cóż, wyraźnie nie zażarło.
Powinnam była zawczasu pomyśleć o granicach.

Źle mi się krytykuje, bo projektant jest moim kolegą, naprawdę dobrym i fajnym kolegą.
(a właściwie dlaczego źle?
ja np. cenię sobie konstruktywną krytykę Ewy i nic mi ona nie robi, poza tym, że odebrałam ją jako nieco niesprawiedliwą- ale wiem, że to dlatego, że Ewa może się tylko domyślać, co i jak. Temu się tłumaczyłam :-)
Pewnego razu w internetach mój wpis z pałacem w tle wyhaczył właściciel tego pałacu. A napisałam tam, że nie podoba mi się jego iglakowa skarpa. A właściwie nie, że mi się nie podoba, tylko brzydka i zła jest.
Pan się uniósł i groził sądem za naruszenie prawa własności, jeżeli nie usunę zdjęć.
Ja się uniosłam, bo fotki takie, jak w Panoramio i na dolnyslask.org, tylko komentarz nie teges. Totalnie w prawie byłam, żeby sobie wisiały.
No i już miałam podnieść larum, że blogera bijo... ale jednak usunęłam zdjęcia. Bo pomyślałam, że może mu przykro.
I tak mu było przykro, bo zamiast zdjęć zostawiłam komentarz będący cytatem z jego niemiłego maila :-)
Co ja piszę? a, że jak krytykujesz kogoś anonimowego, to łatwo to przychodzi. Jednak jeżeli jest znajomym albo pomyślisz, że może mu będzie przykro... to nagle robi się źle.
Dygresja taka.)

W każdym razie chciałabym sobie już ten temat odhaczyć. A żeby dobrze odhaczyć...
Taki krajobraz.
Widzicie ptaszka? niefotografowalny raniuszek. Cała droga dźwięczała ich dzwoneczkami, huśtały się na gałązkach metr od.
Na tej łące spałam, Barbaro, na początku listopada. Taka Godzina Na Ziemi.
 Cały utkany ze światła, mgły i babiego lata w pastelowe paski.

I taki ogród.
Normalna roślinność tylko na samym brzegu :-(
Taki byłby widok z domu... gdyby na jego tle nie rosły sosny. Himalajskie.
Na zdjęciach jest łąka w bardzo różnych stadiach- duża jest, to i długo się robiła, tu zasiana, tam już wyrosła. Taki etap- milijony komosy- jest jak nabardziej naturalny, koszenie załatwi sprawę.
Czy tylko mnie coś tu nie gra?
Pamiętajcie- komuś może być przykro :-)

Czego się nauczyłam na tym przykładzie?
-  że najważniejszy jest krajobraz. Pisałam o tym w linkowanych wyżej postach:
Kiedy odwrócisz się tyłem do ogrodu- widzisz Krajobraz.
O niego tu chodzi, on jest ważny.
Po pierwsze- nie szkodzić. Nie zepsuć.
- patrzeć głębiej w siebie i przynajmniej próbować nie działać wbrew sobie
- delegować zadania. Prawie się tam nie udzielałam, wszystko jest dziełem zespołu (pod kierunkiem TP oczywiście). Poradzili sobie świetnie, chyba też dużo się nauczyli.
- kilku zastosowań bylin. Dobór roślin to bardzo indywidualna sprawa, każdy ma jakieś bliskie sercu. Ja lubię te "naturalistyczne" i bezproblemowe, czyli trwałe, stabilne, szybkorosnące. Słonecznik ze zdjęć powyżej wchodzi do kanonu.
- czegoś o facetach- potrafią zaprojektować rabatę z 400 szt. liliowców jednej odmiany o_o

Tak że ten. Wielkie projekty to większe problemy i odpowiedzialność. Również wobec siebie.
Z ulgą wrócę w tekstach do małych ogródków i małych podróży. WzWD napisała:
(...) człowiek czasami sam nie wie, co jest jego chwałą: Andersen też nie szanował swoich baśni.
I to jest jedno z najpiękniejszych zdań, jakie ostatnio czytałam.
(teraz wszyscy myślą intensywnie, kim jest WzWD)

Pozdrówka, Megi.
PS. Zamierzam nawieźć sporo obornika, popieczarkowego kompostu i czarnoziemu, przeorać całość, wysiać zielony poplon.- nie zawsze i nie wszędzie tak jest dobrze. Czasem lepiej zaniechać, wykorzystać to, co jest, dopasować rośliny do siedliska. Przyroda nam się odwdzięczy. Tak na marginesie przyszłego maila :-)
PS. Już sobota, dzień kota, czyli jak co dzień. Kropson dziś, wczoraj i dwa dni temu był częściowo wysikany, zanim wet go wycisnął. 
???
opłaciło się dwumiesięczne chodzenie na wycisk/cewnik? będzie dobrze? 

piątek, 13 listopada 2015

wielkie projekty

To także tytuł jednego z programów tv. Wielkie Projekty, czyli realizacja nietypowych, architektoniczno- budowlanych przedsięwzięć, zwykle na dużych działkach w krajobrazie Wielkiej Brytanii lub Australii. Egzotyka.

Na własny użytek nazywam tak projekty dużych ogrodów- takich powyżej pół hektara.
Nazywam je tak, bo to już jest wyzwanie.

Wielke projekty nie są dla każdego. Są dla wizjonerów i marzycieli, którzy są w stanie oddać się swojej wizji czy marzeniu.
Są też dla ludzi, którzy nie wiedzą, co czynią, albo śnią o potędze.
Może dlatego wielkie projekty zdarzają się rzadko, a ich realizacja jeszcze rzadziej.
Na cztery wykonane w zeszłym roku wielkie projekty zaczął się ziszczać jeden. Na jego przykładzie opowiem w skrócie, z czym powinien się liczyć i mierzyć "Wielki Inwestor".

Powiedzmy, że między projektantem a inwestorem zażarło na tyle, że doszło do zrobienia koncepcji i jedna z nich została wybrana.
(że zażarło- nie jest regułą. W bieżącym sezonie zdarzyło nam się nie dogadać z kimś, kto wyobrażał sobie, że na kilku hektarach stworzy intensywnie zagospodarowany i bogato obsadzony bezobsługowy park z siecią ścieżek, który trzeba będzie tylko kosić. Jak to park.
Typowy sen o potędze i przepaść między tym oczekiwaniem, a możliwościami- nie da się własnymi ręcami utrzymać ogrodu większego niż 5 000 mkw. Dlatego w takich okolicznościach proponuję skupienie się na tej właśnie powierzchni wokół domu zaprojektowanej jak ogród i stworzeniu założenia krajobrazowego poza nim).

Tak jak w koncepcji opisywanego ogrodu, pięknie opracowanej przez Karolinę, Kaspi.
Jak widać na załączonych obrazkach, działka leży na północnym stoku (Gór Izerskich nb.). Płynie przez nią strumyk, rosną liczne drzewa.
Położenie na stoku umożliwia urządzenie ogrodu na wielu cudownych tarasach, ich wachlarzowate łamanie uwiodło i mnie, i właścicieli.
Z opisu koncepcji:

Pomysł polega na zastosowaniu nowoczesnej, surowej formy tarasów, skontrastowanej i zmiękczonej rabatami bylinowymi i łąkowymi. Dalej od domu nie zmienialibyśmy nic, jedynie w bezpośrednim sąsiedztwie ścieżek znalazłoby się więcej gatunków roślin łąkowych. Spacer taką trawiastą ścieżką wśród kwitnącej łąki byłby bardzo przyjemny.
Teren w pobliżu domu ujęty jest więc  w geometryczne formy placu i tarasów. Ponieważ od strony północnej odległość do granicy (strumyka) jest stosunkowo niewielka, a skarpa stroma, proponujemy jej wykorzystanie jako miejsce na „zorganizowaną”, piękną zieleń i dodatkowy taras- miejsce do siedzenia, wpisane w skarpę, osłonięte kamiennymi  ścianami, zawieszone pomiędzy poziomem odsłoniętego tarasu przy domu a zaciszną dolną częścią ogrodu. Otaczałyby je urocze widoki- na strumień, łąkę i zielone tarasy- i dźwięki: szum kaskady utworzonej na strumyku płynącym równolegle do drogi dojazdowej.
Skarpy zostałyby umocnione murami cyklopowymi ze zgromadzonej na miejscu skały, przewiązanej innym miejscowym kamieniem- łupkiem serycytowym występującym lokalnie, m. in. w złożu w Orłowicach.
 Schody terenowe będą łączyć tarasy ze ścieżkami w różnych kierunkach- nad strumień i do widokowych punktów działki. Do kolejnych interesujących miejsc (miejsce na ognisko w ruinach, stara droga, ławeczka z widokiem pod jaworem, miejsce obserwacyjne pod brzozą) będą prowadziły wykaszane w murawie ścieżki. [tak, te].
Tego rodzaju ścieżki i wykaszane polany byłyby rozrzucone po całym ogrodzie, natomiast w bezpośrednim sąsiedztwie domu proponujemy nawierzchnię z kostki granitowej. Ponieważ są to duże powierzchnie, zaproponowaliśmy jej podział na powtarzalne, kwadratowe moduły, konsekwentnie ułożone pod kątem 45o w stosunku do ścian budynku. W powstałych między nimi a ścianami i murami trójkątach znajdzie się miejsce na zieleń.
Garaż zostanie wkomponowany w skarpę, pokryty zielonym dachem, a wjazd do niego planujemy od strony drogi dojazdowej. W takim usytuowaniu będzie on widoczny jako zielony pagórek, na którego tylnej ścianie (od strony domu) można zlokalizować piwniczkę- ziemiankę.
Pozostałe elementy ogrodu (domek gospodarczy, kojec dla psów, zielnik, oświetlenie) znajdą się w projekcie. Winnica niestety się nie uda- nie bez przyczyny położona niedaleko dawna wioska Gross Iser zwana była Klein Sibirien…
Warunki bytowania roślin w tym miejscu są surowe, a naturalna roślinność i widoki piękne, nie wymagające znacznej ingerencji, tylko dyskretnego uzupełnienia. Mimo to w bezpośrednim sąsiedztwie domu zrobiłabym bogate i kipiące kwiatami rabaty bylinowe. Będziemy stosować następujące kryteria doboru: rośliny rodzime i o naturalistycznym wyglądzie, zimozielone, zmienne sezonowo, obficie kwitnące, przystosowane do górskiego klimatu i gleby.

Papier wszystko przyjmie, prawdaż. W ostatecznej wersji projektu przyjął więc winniczkę, natomiast słowo klucz upraszczamy zdecydowało o rezygnacji z tarasów na rzecz skarpy, zaniechania ingerencji w koryto strumienia, wywaleniu z projektu bardzo uzasadnionych kompozycyjnie i funkcjonalnie, ale drogich ogrodzeń typu aha (e- ehhh...)
Szczególnie aha mi żal. Z tekstu projektu:
Aha, czyli ukryta granica w formie uskoku utrudnia przekroczenie granic terenu bez  zasłaniania widoku. Zastosowanie aha pozwala na optyczne i kompozycyjne powiązanie ogrodu z otaczającym krajobrazem. 

Tak czy inaczej pozostało wiele problemów technicznych, tych już rozwiązanych- sposób umocnienia skarp (betonowe elementy prefabrykowane, mury oporowe z miejscowego kamienia), spadki, odprowadzenie wód powierzchniowych, rodzaje materiału na nawierzchnie- i tych czekających na swoją kolej: ogrodzenia, drewniane kładki umożliwiające spacery po urokliwych, ale podmokłych fragmentach działki, schody terenowe.
Etap dziury w ziemi.
"Zabezpieczenie" czereśni. Nie jestem pewna.
Umocnienie skarpy poniżej budynku.
Obsadzone trzmieliną, kalinami, dereniem świdwa i bzem koralowym będzie tworzyło urokliwy tunel.
Rozrzeźbienie skarpy powyżej domu
częściowo z użyciem skały.
Budowa tarasu i elementy systemu odwadniającego.
Budowa ganku i początki nawierzchni...
Konsekwentne 45 stopni- nie do końca ;-p
... z łupka w ramach z bazaltu.
Są rewelacyjne! Poza tym, że płaskie kamienie mogłyby być ciaśniej ułożone. To pewnie efekt upraszczania. Ale jak się zamszą...
Po roku nadszedł czas na rośliny.
Mapa przedstawiająca drzewa i krzewy. Nie uda wam się rozkminić, gdzie jest co w tej skali :-) dla zdeterminowanych hardkorów dodam opis w tabelce na końcu posta.
Mapa z trzecią warstwą, czyli bylinami. Tylko wokół domu.
Zestawienie powierzchni- zielone to nowozałożone murawy (ok. 550 mkw. W ogrodzie nie ma być ŻADNYCH TRAWNIKÓW. Żółte i brązowe to powierzchnie ściółkowane odpowiednio żwirem i korą, ale tylko raz. Wszystko ma być tak gęsto obsadzone, żeby zarosło w ciągu dwóch sezonów, nie wymagało częstego plewienia i uzupełnianiania ściółki. Reszta to istniejące murawy.)
Prostokąt zaznaczony przerywaną linią to obszar ujęty na poprzednich mapach. Na tej mapie, w ponaddwukrotnie mniejszej skali, zaznaczyłam zadrzewienia i zakrzewiania krajobrazowej części projektu.
I jeszcze dwie mapy, na których widać, po co to się sadzi:
Wiosenne i letnie kwitnienie- kolory kwiatów, terminy. Niebieski to biały w istocie :-)
Jesienne przebarwienia i zimozieloność.

Z tekstu projektu (wytłuściłam to, co wydaje mi się ważne i wpływa na charakter ogrodu):

Projektowane zagospodarowanie terenu zielenią:
1. Cięcie korygujące, sanitarne i formujące istniejących drzew i krzewów (opisane w tabeli inwentaryzacyjnej w pierwszej części projektu).
2. Dowóz i rozplantowanie ziemi urodzajnej na skarpy i wokół nawierzchni.  Nawieziona gleba powinna być żyzna, przepuszczalna, pozbawiona dużych odłamków skał, gruzu i śmieci. Powinna wypełnić istniejące zagłębienia i nierówności terenu do założonych poziomów i spadków.
3. Posadzenie drzew, krzewów i pnączy. Ponieważ duża część ogrodu w bezpośrednim sąsiedztwie domu zostanie założona na cienkiej warstwie gleby znajdującej się na skale macierzystej, układ roślin przedstawiony na mapie jest w dużej mierze schematyczny, a liczby sztuk- przybliżone. W rzeczywistości rośliny zostaną posadzone wynikowo, zgodnie z wymogami terenu, niekoniecznie w regularnym układzie.
Rośliny należy sadzić w dołach dwukrotnie głębszych i szerszych niż pojemniki, w których znajdują się sadzonki. Do sadzenia należy używać zaprawy z przerobionego kompostu lub substratu torfowego, mieszanego z miejscowym podłożem w stosunku 1:1.
Podczas sadzenia trzeba formować wokół bryły korzeniowej misę, umożliwiającą zatrzymywanie wody z podlewania i opadów.
Drzewa należy zabezpieczyć palikami i taśmą, a wszystkie posadzone rośliny ściółkować korą lub zrębkami (w okółkach lub polach) i podlać.
Zaleca się zabezpieczenie roślin posadzonych na nieogrodzonym terenie osłonami z tworzywa (pojedyncze drzewa) lub siatką leśną rozpiętą między palikami (grupy roślin) przed zgryzaniem przez zwierzęta.
4. Posadzenie bylin, także wodnych. Należy sadzić je w polach zaznaczonych na mapie, w liczbie szt./m2 podanej w tabeli. Kompozycje konkretnych rabat zależą od ostatecznego wyboru gatunków i wymagań terenu. Rekomendujemy sadzenie z dodatkiem kompostu. Byliny wodne rosnące w strumieniu można sadzić w doniczkach, specjalnych koszykach zamaskowanych kamieniami lub kieszeniach jutowych.
5. Założenie muraw z siewu:
- uprawa gleby, oczyszczenie z większych kamieni, korzeni i kłączy chwastów,
- wyrównanie grabiami i wałem,
- nawożenie nawozem mineralnym,
- wysianie mieszanki nasion traw,
- gracowanie,
- wałowanie.
Mieszanka gatunków trwa musi spełniać następujące warunki: odporność na okresowe przesuszenie i deptanie, powolny wzrost, dobre rozkrzewianie.
6. Pielęgnacja muraw:
- koszenie (często uczęszczane raz na dwa tygodnie, pozostałe raz w roku lub rzadziej, wczesną wiosną lub późną jesienią). W murawach (istniejących na terenie działki łąkach) można wykaszać (w miarę potrzeby, kilka razy w sezonie) drogi komunikacyjne.
- nawożenie (murawy często koszone),
- wertykulacja, wygrabianie i wałowanie (murawy często koszone, raz w roku wiosną lub jesienią),
- usuwanie siewek drzew.
7. Pielęgnacja drzew, krzewów i bylin:
- podlewanie zimozielonych roślin liściastych (zwłaszcza podczas słonecznych dni pod koniec zimy),
- wiosenne porządki na rabatach (usuwanie nadmiaru opadłych liści, suchych części bylin),
- cięcie wiosenne (marzec- kwiecień): byliny, winogrona, krzewy ozdobne z liści, krzewy kwitnące latem, cięcie prześwietlające, formujące i sanitarne w miarę potrzeby,
- cięcie letnie (czerwiec- lipiec): krzewy kwitnące wiosną, przekwitłe byliny, masywy roślin, cięcie formujące, korygujące i sanitarne w miarę potrzeby, 
- nawożenie wszystkich roślin (w drugim i kolejnych latach po posadzeniu).
- regularne odchwaszczanie rabat, trawnika i nawierzchni,
- podlewanie,
- oczyszczanie koryta strumyka,
- grabienie opadłych liści z trawnika,
- zabezpieczenie wrażliwych roślin na zimę.

W pierwszy etapie posadziliśmy rośliny wokół domu- na "podwórku" przed nim i na skarpach za nim.

Podsumowałam to tak:

1. Wokół "podwórka" przed domem posadziliśmy wszystko zgodnie z projektem, tylko hortensji bukietowych i towarzyszących im bylin weszło mniej- dlatego, że rabata jest o ok. 1,5 m węższa, niż planowałam i dlatego, że "zniknęła" część między zejściem na skarpę (mijające się murki) a podjazdem (podjazd się poszerzył, ale mam nadzieję, że zostanie trochę miejsca na zieleń wdłuż murka- chociaż pół metra- i na przełamaniu nawierzchni podjazdu i powórka, gdzie powstanie dość stroma skarpa).- takie zmiany to normalka na budowie. Nagle trzeba znaleźć miejsce na kilkadziesiąt hortensji i tak dalej. Projekt to idea i schemat, do którego nie należy się zbytnio przwiązywać. 
2. Przy domu od strony podwórka zgodnie z projektem posadziliśmy różaneczniki, azalie, hortensje piłkowane i lilaki Meyera 'Palibin'. Ponieważ będą tam rosły swobodnie, przycinane tylko w miarę potrzeby, powierzchnia pod nimi została ona obsadzona epimedium, ozdobnymi poziomkami, barwinkiem i pragnią, których zadaniem jest tworzenie tła (zielonego, kwitnącego). Rabata przy ganku składa się z wysokich traw (miskant, proso) uzupełnionych kokoryczkami o strukturalnych liściach.- bardzo pilnowałam mrozoodporności, miskant jest na próbę, na życzenie. Nie kocham zbytnio różaneczników i azalii, ale to jest miejsce, gdzie ponadstuletnie okazy osiągają niesamowite rozmiary, o czym decyduje górski mikroklimat.
3. Za domem obsadziliśmy pas gruntu pod skałą (niskie rośliny imitujące "kwiatki nad strumieniem"), pierwszy taras (gniazda kosodrzewin, które stworzą zimozielone kępy przewisające w dół) i drugi taras ("łączka" złożona w połowie traw, w połowie z kwitnących bylin- ciągnie się aż do źródła strumienia). Mamy zamiar w przyszłości obsiać powierzchnię tarasu między kosodrzewinami i skarpę kostrzewą czerwoną- cienkolistną, "leśną" trawą, powinna utworzyć darń przynajmniej na fragmentach powierzchni.- wszyscy zachwycają się rabatami Pieta Oudolfa, prawda? że taki wizjoner, takie projekty... moim zdaniem idealnie wpisał się w modę na "naturalność", a kluczem jest spontaniczność. I piękno roślin. Co byśmy nie posadzili według tego naturalnego klucza, zachowując kilka przepisów na harmonijną kompozycję (kontrast, rytm, gradacja), będzie dobrze wyglądało dzięki zmienności i urodzie roślin.
Na działce moja ekipa zamienia się w stado małych oudolfów, a ja w wizjonera, sterując i dyrygując: na brzegu damy te gęste i tłuste... łubiny, przywrotniki, astry... astry minimum po pięć danej odmiany, proszę... teraz takie bloki: jeżówka, śmiałek, dzięgiel... śmiałek na środku, ma dodać powietrza! i niech trochę dzięgli wchodzi w hortensje! seslerie, pierwiosnki, złocienie i orliki możemy przemieszać po równo, niech tam idą... w ten sposób realizujemy hasło "łączka" (radosna, kolorowa, chaotyczna) czy "kwiatki nad strumieniem" (miękkie poduchy zwieszające się do wody).
Sprawdza się teza, że projektant jest reżyserem nastroju. I tak się czuje ;-) chociaż nie umiałby zrobić po raz drugi takiej samej rabaty, ani usiąść i ją narysować.
Piękne jest to, że każdy może stać się takim projektantem, każdy z małych oudolfów tworzy swoją własną, inną, niepowtarzalną kreację. Wystarczy zaufać intuicji :-)
iii... ZNAĆ ROŚLINY. Li i jedynie. Ostateczny wygląd rabaty zależy od ich ustawień, ale diabeł tkwi w doborze, w tym, czy do siebie pasują (a że pasują mi wciąż w innych zestawieniach, to już szczegół :-D)
Swoją drogą, duża część naszych klientów pogoniłaby tego Oudolfa. Nieraz już wykopywałam z ogrodów wcześniej posadzone krwawnice i wiązówki.
No trudno się wprowdadza te nowe trędy ;-p
4. Kępa krzewów nad źródłem strumienia (śnieguliczki Doorenbosa, orszelina) przeniosła się, podobnie jak źródło, o jeden taras wyżej w stosunku do projektu.- no właśnie, kolejna zmiana. I jeszcze coś: tak, nawet w terenie otwartym używam nierodzimych roślin, o ile mają niepodważalne zalety, nie są inwazyjne i da się je zastosować w danym miejscu. Metasekwoja pełni rolę ulepszonego modrzewia, grujecznik to poprawiona osika, bzy czarne 'Black Lace' są takie piękne...
5. Nie posadziliśmy klonów, buków i jodeł, ale uważam, że są potrzebne (ze względu na jesienne przebarwienie i zimozieloność), wybiorę im takie miejsce, żeby nie zasłaniały widoku.- nie posadziliśmy na życzenie. Ale wiecie, ta mapa z jesienią i zimą...
6. Iglaste drzewo koło studni to choina kanadyjska- jest rozłożysta i pięknie wygląda jako soliter.- bo miały być trzy daglezje. Jedna choina jest lepsza, okazało się przy zakupach.
7. Nadmiarowe hortensje i część bylin przenieśliśmy na skarpę za strumieniem, uważam, że z korzyścią dla jej przyszłego wyglądu. Przed strumieniem (aż do tarasu) oraz w polu żwirowym, w którym będzie kończył bieg, chciałabym w przyszłości posadzić planowane byliny o trawiastych liściach (kosaćce, turzyce) i te o wyglądzie naturalnych ziołorośli oraz pojedyncze krzewy. Za strumieniem pas hortensji będzie wił się wzdłuż skarpy, uzupełniony dużymi kępami wysokich bylin (także traw). Na wypłaszczonej części skarpy chcielibyśmy założyć łąkę (nie sadzić już więcej hortensji, które były tam planowane), a strome stoki obsadzić krzewami okrywowymi i bylinami, tak aby delikatnie połączyć górkę z łąką. Strumień jest sztuczny, okazało się ;-)
Kolejne etapy widzę następująco:
1. Ogrodzenie nasadzeń- wystarczyłoby ogrodzić siatką leśną na palikach ogród dookoła domu, gęsto obsadzony, a na dalej położonym terenie osłaniać pojedynczo posadzone drzewa i krzewy. Jeżeli jednak chcą państwo ogrodzić całą działkę, to:
- siatka powinna być gęstsza od dołu,
- powinna być przytwierdzona (szpilkami, kamieniami, zakopana) do gruntu,
- powinna być oznaczona taśmą w połowie wysokości (przynajmniej jeden pas taśmy), aby była widoczna dla zwierząt.
Ponieważ zwierzęta i tak będą niszczyć siatkę, a jej naprawy będą pracochłonne, proponuję posadzenie po jej wewnętrznej stronie pasa krzewów (różne gatunki dzikich róż i głogów oraz inne krzewy) w liczbie 4 szt./mb. Z czasem krzewy utworzą nieprzebyty dla człowieka żywopłot i zastąpią siatkę. Będą się w nie wsiewać spontanicznie różne rośliny.- pokusa, aby ogrodzić caaały teren, bywa bardzo silna, także u Wielkich Inwestorów. No i cóż zrobisz.
Jeżeli chodzi o wykonanie "żywego płotu" z wierzby, to należy pamiętać, że jest ona światło- i wodolubna, więc takie ogrodzenie sprawdzi się wzdłuż drogi w dole działki. Moim zdaniem lepiej byłoby robić je na wiosnę- zimą wierzba nie ukorzeni się, będzie wysychać, a zwierzęta będą ją zjadać (wiosną mają więcej innego pożywienia, a ukorzeniona wierzba odrabia straty spowodowane zgryzaniem).- wierzbowe ogrodzenie to zdecydowanie nie moja bajka, nie tam, bo gdzie indziej tak.
2. Dokończenie budowy strumienia, wykonanie schodów terenowych z górki na łąkę (naprzeciw podwórka), co umożliwi komunikację z dolną częścią ogrodu. Zagospodarowanie tej części.
3. Obsadzenie skarpy poniżej domu i pasa zieleni pod skarpą.
4. Pozostałe nasadzenia drzew i krzewów, zagospodarowanie przestrzeni wokół garażu.
 Taki klimat. Zostawiamy :-)
Poniżej dla tych, co przeżyli, lista roślin.
Pozdrówka, Megi.