od początku

niedziela, 23 stycznia 2011

miejscówki do zobaczenia: Przelewice, Glinna

Nic nie jest takim, jakim się wydaje.
Jadąc z Wrocławia w kierunku Goteborga skręcamy na wschód w Barlinku lub Lipianach.
Albo już od Gorzowa jedziemy sobie trasą turystyczną, przez Pojezierze Myśliborskie, wyobrażając sobie KIEDYŚ.
Kiedy te rozległe, niepocięte miedzami pola nie były TAKIE z powodu unijnej ekonomii, ani pegeerowskiej filozofii, ale po prostu były- pozostałościami pomorskich latyfundiów.
Aleje pewnie są takie od zawsze, różnogatunkowe, połamane przez wiatry i burze i wciąż uzupełniane.
A jeżeli widzimy jakiś lasek, zadrzewienie, zakrzaczony pagórek, oczko wodne- to znaczy, że był tam dwór, cmentarz albo nie dało się zaorać.

Ogród Dendrologiczny w Przelewicach  jest dużą zieloną plamą w pagórkowatym, przypominającym makietę krajobrazie.
Przechodząc przez folwark i okrągły podjazd do pałacu- widzimy barokową bryłę.
Stojąc na tarasie za pałacem- widzimy długą oś widokową, kulisy i barwne akcenty, sugerujące park krajobrazowy w stylu gardenesque.
Ale to było tak. Pałac pochodzi  z początku XIX wieku, to neobarok. Założono przy nim- na bazie wilgotnych łąk i łęgowego lasu- ogród w stylu serpentine, z plątaniną ścieżek wijących się pośród kęp drzew i krzewów. Ten obelisk- z polskojęzyczną tablicą na cokole, niemiecką u podnóża- upamiętnia budowniczych ogrodu. Dzięki za trud. Prawda, jak pięknie?
 Z czasem- i nowym właścicielem, księciem Augustem Pruskim- ogród nabrał bardziej formalnego charakteru, wytyczono proste obsadzone drzewami aleje. Pozostały z nich pojedyncze drzewa. Z tego okresu pochodzi mauzoleum Augusty von Prillwitz.
  Jeden z kolejnych właścicieli, dendrolog, dwudziestowiecznym zwyczajem zaczął tworzyć kolekcję roślin, budując zespół ogrodów, które dziś nazwalibyśmy tematycznymi. Na szczęście są to również ogrody siedliskowe, a kolekcja- po wojennych i powojennych zawirowaniach- jest kontynuowana.    
Jednak kolekcja ma swoje wymagania... potrzebuje miejsca, światła, wody...
Z miejscem zrobiło się krucho, mimo dużej powierzchni ogrodu. Wyrośnięte, zacieniające drzewa nie pozwoliły na dalszą uprawę np. wrzosowiska i niektórych roślin skalnych. Trzeba było odtworzyć stosunki wodne charakterystyczne dla łęgowego, nadpotokowego lasu, zaburzone przez budowę stawów.
I tak kaligraficzny park przekształcił się w łąkę, na której długą oś nanizane są liczne krajobrazowe wnętrza... i wcale nie trwało to długo, w skali czasu parku.

A kolekcja nadal się rozwija:

Ktoś dzisiaj zgaduje, co to za dziwa? dziwadła?;-)

A pałac jest wyremontowany, można w nim jeść i spać:
Wiecie, co najbardziej lubię w Przelewicach?
Że to taki "leśny" park, bogaty w runo, wilgotny...
...
 a tutaj więcej zdjęć, z maja... Chociaż park robi wrażenie o każdej porze roku. Dobrze jest odwiedzić go powszednim popołudniem, kiedy pawie, ogród japoński i mauzoleum są tylko dla nas...
Wracając do Wrocławia, najlepiej następnego dnia;-), zobaczcie Ogród Dendrologiczny w Glinnej w nadleśnictwie Stare Czarnowo. Tutaj są majowe zdjęcia...

Ten ogród jest typową dendrologiczną kolekcją, drzewa i krzewy posadzono tam, gdzie było wolne miejsce. Ale JAKIE  to okazy! I JAK one rosną w łagodnym i wilgotnym mikroklimacie Puszczy Bukowej, w ukrytym w lesie ogrodzie... musicie to zobaczyć!

Poznajecie tego chaszcza?;-)

niedziela, 16 stycznia 2011

zimowe kwiaty, zimowe owoce...

Dobry wieczór po ciepłym dniu.
Trochę szkoda, że tyle zimnych dni za nami, bo zmolestowały one to, co ładnego możemy oglądać zimą.
Zimowe kwiaty...
Jeszcze w listopadzie zakwitły niektóre kaliny. Kalina wonna Viburnum farreri- to w porządku. Często zakwita o tej porze, wypełnia ciepłe powietrze migdałowym, delikatnym zapachem. Jej kwiaty marzną po każdym przymrozku... a nowe rozwijają się w czasie każdego ocieplenia. Jest jasnym punktem w ogrodzie:
... pachnie jak cała kwiaciarnia i nadaje się do wazonu.
no ale żeby w listopadzie zakwitła kalina japońska Viburnum tomentosum? Powinna zaczekać na maj:
... wyglądałaby atrakcyjniej. No ale było wyjątkowo ciepło.
Tyle o kwiatach... bo o ciemiernikach, oczarach, hiacyntach, i czymś tam jeszcze już czytałam u stęsknionych za wiosną blogowiczek... napisałabym jeszcze o jaśminie nagokwiatowym, ale muszę poczekać na rozkwit jego cytrynowej urody. Bo na razie wszystkie kwiatki ma smutnobure.
Zima odebrała urodę owocom. Takim: 
i takim:
... przy czym owocki dzikiej róży zostały zjedzone przez ptaki, a kulki śnieguliczki białej- ścięte razem z większością krzewów przez parkowe ekipy sprzątające...brawo oni, dzięki temu nie musimy oglądać praktycznie jedynego efektu ozdobnego śnieguliczki- białych śnieżynek w jeszcze- nie- ośnieżonym parku.
I jeszcze to:
... kalina koralowa Viburnum opulus, ta mniej lubiana forma naturalna o płaskich i mniej efektownych kwiatostanach. Mniej lubiana od odmiany "Roseum"- inna, opisowa nazwa tej odmiany to "Boule de neige"- o kulistych kwiatostanach złożonych tylko z płonych- niepłodnych kwiatów. Mniej efektownych, ale za to zimą! Słońce wydobywa całą porzeczkową przezierność tych owoców, są jak krople czerwonej wody albo szklane korale:
A może takie owoce?
ptaki się bardzo cieszą. Zwłaszcza kosy.
A takie- cóż to? zagadka:
łatwa?
No to jeszcze jedna:
trudne? zwyczajowo to drzewko- krzew nosi nazwę od swoich owoców, takich poziomkowatych... Talibra do tablicy! ;-)
A gałązki tego czegoś wyglądają tak:
...
A w ogóle: to TEŻ są zimowe kwiaty...
... tylko sobie mieszkają w domku- ale w jakim słońcu!

poniedziałek, 10 stycznia 2011

ogród zimozielony-instrukcja obsługi;-)

Odwilż. Chwilowo, bo zima pewnie jeszcze wróci. Na pewno. Niestety.

Zimą o wiele łatwiej byc sosną niż różanecznikiem. Bo sosny mają liście sosnowe- czyli szpilki po prostu, czyli bardzo wąskie, kompaktowe struktury i aż się prosi o jakiś szkolny obrazek (odpuszczamy, licząc na wyobraźnię czytelnika;-))- przekrój czy coś, co uświadomi, że mają bardzo małą powierzchnię względną. Znaczy stosunek powierzchni do objętości, co wpływa na efektywność parowania. Takie kompaktowe liście sosny tracą w wyniku parowania o wiele mniej wody, niż liście szerokie i płaskie.

Dlatego tak dobrze radzą sobie w trudnych warunkach klimatycznych. W warunkach ostrej zimy, kiedy to parowanie trwa, a uzupełnianie niedoboru wody z gleby jest utrudnione z oczywistych przyczyn.

Dlatego Syberię porasta tajga, a nie las deszczowy.

Dlatego różaneczniki mają trudniej. Ich liście są, owszem, grube i skórzaste, jak liście wszystkich zimozielonych, bo inaczej to klapa. Ale i tak zachowują się dziwnie:
... wyglądają bardzo smutno...ale to znak, że żyją. Zwijając liście zwiększają wilgotność powietrza w okolicy znajdujących się głównie na ich spodniej stronie aparatów szparkowych i w ten sposób ograniczają parowanie. Wystarczy podwyższenie temperatury powietrza powyżej 0 stopni i: 
...już wszystko w porządku.

Chyba żeby nie. Taki wiosenny obrazek:
niczego dobrego nie wróży... 

I raczej nic z tego nie będzie, zima pokonała rododendron.

Wnioski, wnioski? Jeżeli chcemy utrzymać nasze zimozielone liściaste w dobrej kondycji przez zimę, zapewnijmy im możliwie wysoką wilgotność. Najlepiej taką, jak w Goteborgu: 
... można to osiągnąć np.owijając krzewy na zimę włókniną, ale do czasu... tych już nikt nie owinie, więc lepiej pogodzić się z nieuniknionymi stratami- obmarznięciem niektórych liści lub gałęzi, zmieniającym pokrój krzewu. Wieloletnie różaneczniki stają się dramatycznie inne niż świeżo posadzone, regularnie przycinane krzewy prosto ze szkółki. Ale takie ich prawo i uroda.

Problem dotyczy oczywiście wszystkich zimozielonych liściastych. Na przykład kalin:
... w czasie mrozu i po mrozie...

 I laurowiśni... Bo trudno sobie wyobrazić, aby TAKIE liście:
po srogiej zimie wyglądały- nawet jeżeli są osłonięte- inaczej niż tak:
...i nic nie szkodzi... uszkodzone liście już w maju wymienią się na nowe.

By the way- zmiana barwy na skutek syntezy barwników po przymrozkach to także mechanizm obronny przed niską temperaturą, nawet nieuszkodzone rośliny po zimie często wyglądają tak:  
i wszystko jest w porządku. W cieple ich liście się zazielenią:-)
Co teraz? Jeżeli nie zabezpieczyliśmy roślin włókniną, to warto to zrobić przed kolejną falą mrozów. Im dłuższe dni, im mocniej operuje słońce, tym parowanie jest większe. Do tej pory śnieg idealnie zabezpieczał korzenie wrażliwych roślin. Jeżeli go nie będzie, a mrozy powrócą- dobrze byłoby okryć bryły korzeniowe kopczykami z torfu, kory, kompostu, piasku, zrębków czy inną kołderką. A jeżeli śnieg spadnie i znowu będzie tak pięknie... 
... to pamiętajmy jednak o strząsaniu i otrzepywaniu śniegu z formowanych krzewów, aby zachowały zwartą formę:
Bo inaczej może być kiepsko:
czego nikomu nie życzę;-)

I jeszcze. Kto to tak posadził? To znaczy- kto zaplanował posadzenie różaneczników i azalii japońskich na wąskim pasku ziemi między betonowymi chodnikami, co z tego, że po ZACIENIONEJ przez budynek stronie:
niemożliwe, żeby TU przeżyły. Zasypane słonym śniegiem obłamującym gałązki, wysuszane gorącym powietrzem, wywiane przeciągiem wzdłuż budynku... zobaczymy wiosną, ale mam wrażenie, ze się nie mylę:-/