od początku

niedziela, 9 lipca 2017

pozwól wzrastać. Klucz do ogrodu.

To było tak.
Jak sobie w zeszłym tygodniu, w nagrodę po tygodniu, usiadłam do posta, to laptop się wykrzaczył.
Dzisiaj, 24 godziny po spodziewanym terminie kontaktu (chyba nie umiem rozmawiać z komputerowcami), pan z serwisu powiedział, że chyba już, może we wtorek, będzie naprawione...
I tak sobie piszę na złomie zastępczym- nie działa scroll, lewy klawisz ani spacja (spację to sobie możesz zrobić kopiuj- wklej. Mogłabym, ale lewy klawisz... no to mam mysz do scrollowania i kopiowania, co to jest mysz? to sprzęt, z którym dotąd nie miałam styku, więc pozostałych funkcji używam na touchpadzie.)
Windows 7, co to takiego? System, który daje nadzieję, że te prostokąciki objawią się w publikacji jako ikonki, a ja dokonam wpisu w miesiącznicę poprzedniego. Trochę po.
Sorry za te żale, ale ja NIE MOGĘ. Tydzień utrudnień w pracy i w życiu, gorzej niż brak profesjonalnych palików.
Revenons à nos moutons, czyli do brzegu.
***
Nie jestem pewna, czy zostałam dobrze zrozumiana😊
być może jestem po prostu niekomunikatywna i rozmawiam sama ze sobą, jak twierdzą moje dwie koleżanki czytelniczki (jak jestem, to nie komentują, więc wiem, że jestem👭)
Tworząc skromny tutorial projektowania przestrzeni, nazwany kluczem do ogrodu, staram się nie mieszać tematów, wy też tego nie róbcie, bo komentarzy zabraknie😏 a moje pisanie okaże się nudne.
Zatem: tezą poprzedniego posta było twierdzenie, że (chyba?) najważniejszym kluczem do ogrodu jest kontekst miejsca.
Najbardziej "miejscowe", "osadzone w miejscu" ogrody wyglądają najbardziej naturalnie, nie śmieszą i nie przestraszają, jak przytoczone żwirowe rabaty pod drzewami, nie budzą wewnętrznego sprzeciwu, jak "dworki" z podwójnym garażem i kolumnami kapitelem w dół, nie bywają aroganckie, jak żwirówki przed budynkami gospodarskiego pochodzenia.
Na ten naturalny (nie naturalistyczny, ale oczywisty w danym miejscu) wygląd ogrodu składają się różne rzeczy, ale bardzo ważna jest spójność, która bierze się z pomysłu na ogród.
Takim pomysłem, kluczem do ogrodu bywa hasło, które pojawia się, kiedy zaczynamy o nim myśleć/mówić. W przypadku Moherii jest to słowo grąd (zaproszenie do małego, cienistego ogrodu gatunków roślinności potencjalnej, przedłużenie w bardziej ozdobnej i egzotycznej formie tego, co za płotem. To klucz widoczny i oczywisty, Maria Szkocka nazwała mój ogród woodland garden, a jego cienstość- leafy shadow czy jakoś tak.), u Agniechy słyszę: mozaika (poszukiwanie w sobie i wokół siebie kawałków, z których składam mój świat, w ogrodzie- składanie go z funkcjonalnych części, przydatnych i pięknych roślin. Chociaż ona sama przewrotnie pisze o dzikości ;-)), u Tupai- przepływ (doświadczania, pór roku, dorastania Absorberów, wrastania w wieś, w ogrodzie- trochę partyzantki i opozycji w osobach ziół i czarnych bzów, trochę "prawdziwej wsi" w osobach Kurowskich), u Gai- zmaganie (z otaczającą "przyrodą", ale i z samą sobą, przekraczanie wyobrażeń i oczekiwań wobec siebie i świata, własnych i innych osób, w ogrodzie- przycinanie, ale i radość z wzrastania) , u Tabazy- mimo wszystko, u Jolandy- otwarcie, u Ani Kujawy- zgoda. Ewa wprost wypowiedziała słowo- klucz: dostosowanie (swoją drogą to piękny pomysł, to wirtualne otwarcie ogrodu. I dlaczego jestem anonimem w komentowaniu? nie ogarniam tej niechęci wordpressa do bloggera.)
I tak dalej, chyba każdy "mój" ogród ma taki krótki opis (labirynt, park wiejski, laski w paski, skraj lasu, rzeka płynąca ze wzgórza....). Każdy, nawet ten "chusteczkowy", jest w jakimś sensie i w pewnej mierze otwarty na krajobraz.
Bo tego pomysłu, klucza- najlepiej poszukać w danym miejscu.
🌱🌱🌱
Kolejnym ważnym krokiem w szukaniu odpowiedzi na pytanie- jak zacząć tworzyć ogród, co jest ważne?- jest wymyślenie, z jakich roślin będzie się składał nasz ogród. Bo kompozycja kompozycją, funkcjonalność funkcjonalnością, ale odbiór ogrodu, panujący w nim nastrój, nakłady na pielęgnację w największym stopniu zależą od materiału, z jakiego jest zrobiony. Wyobraźmy sobie np. prosty plan ogrodu na bazie koła, w środku trawnik, na zewnątrz rabaty. I te rabaty: z róż i bylin na tle muru, z różnorakich iglaków, irg i berberysów na tle tuj, z trawiastych bylin na tle żywopłotu z czerwonolistnego buka. I co? no i właśnie.
O doborze roślin możemy przeczytać w bardzo wielu miejscach w sieci- głównie przydługie teksty, w których nie występuje odpowiedź, jak to robić, ilustrowane zdjęciami od rzeczy, ewentualnie irytująco naiwne porady typu: sadź rośliny zgodnie z siedliskiem, tzn. na skraju lasu iglastego posadź kosodrzewinę, zastosuj to, co dobrze rośnie w miejscowej szkółce roślin (!), a jeżeli masz działkę leśną, to nie wycinaj drzew.
Nie będę więc oryginalna pisząc, że należy wziąć pod uwagę wymagania roślin i sadzić je zgodnie z siedliskiem. Ale to właśnie banalne stwierdzenie jest kluczem do dobrego wyglądu roślin i ogrodu, do oszczędzenia sobie frustracji, pieniędzy i czasu na pielęgnację, zmiany i dosadzenia.
I, cóż, nie ma drogi na skróty. Trzeba lat obserwacji roślin w różnych warunkach, żeby z grubsza ogarnąć i przewidzieć, że rośliny nie będą rosły zgodnie z naszymi oczekiwaniami, tylko z własną strategią ewolucyjną, którą mamy szansę w pewnej mierze poznać. A i tak niejednokrotnie nas zaskoczą.
Nie mam dobrego zdania o większości blogów ogro. Polecam raczej czytanie źródeł opisujących własne, wieloletnie doświadczenia uprawowe oraz lektur przyrodniczych, niż tekstów pisanych na szybko przy użyciu copy-paste. Fora ogrodnicze mają pewną wadę: opisują jednostkowe doświadczenia z roślinami w jakimś tu i teraz, niekoniecznie przekładającym się na tam i wtedy. Może nam się wydawać, że teksty przyrodnicze niekoniecznie przystają do ogrodów, ale nawet tak słabe, jak "Sekretne życie drzew" zawierają prawdziwe stwierdzenia- jak np. to, że rośliny rosnące w dostosowanych do swoich potrzeb warunkach potrafią bronić się przed szkodnikami i chorobami, ergo- dobrze wyglądają i nie sprawiają problemów.
(potrafią się bronić, ponieważ wystarcza im składników chemicznych i energii na produkcję związków odstraszających szkodniki lub zwiększających odporność na choroby, a nie tylko na utrzymanie się przy życiu. Potwierdzony fakt, jak to mówią.)
Prawdy te są jednak trudnoprzyswajalne, co widać na pierwszy rzut oka na dowolnej grupie ogrodniczej. Podstawowym błędem popełnianym tak przez amatorów, jak i profesjonalistów, jest moim zdaniem życzeniowe i przedmiotowe traktowanie roślin.
Traktowanie roślin jak meble, które NIGDY NIE UROSNĄ.
Traktowanie roślin jako mało istotnego dodatku do bruków i altanek.
Nieliczenie się z ich potrzebami, nieuwzględnianie wymagań siedliskowych.
Tworzenie kolekcji według nieracjonalnych kluczy (same piękne, różne iglaki, kolekcja traw/funkii/żurawek, znacie to).
A wystarczyłoby- pozwolić wzrastać. Brzmi to nieco "biblijnie", jak ktoś powiedział, ale oznacza obserwację, podążanie za, zaniechanie kontroli.
(bierzemy oddech i ładujemy fotki z dysku zewnętrznego)
Rodki. Pożądane przez wielu i wielu nie da się wytłumaczyć, że we Wrocławiu to one nie bałdzo. Nie lubieją zimnych, zlewnych gleb, jakimi są przeważające w pradolinie Odry czarne ziemie pobagienne. Nie lubieją bezśnieżnych, często słonecznych końcówek zim z dużymi dobowymi amplitudami temperatur. Nie wytrzymują upałów i niskiej wilgotności powietrza. Upierają się przy przepuszczalnym, ale stale wilgotnym podłożu i łagodnym, wilgotnym klimacie.
I choćby skały srały, a my zastosowalibyśmy EMy kremy, mikoryzy z całej ryzy, to prawdopodobieństwo, że po kilku latach będą wyglądały tak, jak egzemplarz na pierwszym planie, jest wysokie.
Chyba że są rodkami 'Cunningham's White'. Te i chyba tylko te radzą sobie świetnie. Maj 2017.
Rhododendron impeditum? zapomnijcie. To nie Alpy, to nie Himalaje. To Wojsławice.
Więc jeżeli rodki we Wro, to w leśnym kontekście Parku Szczytnickiego. Tam poniemieckie okazy starych odmian mają po kilka metrów wysokości.
(na poniższych zdjęciach niemal nie widać rodków, ale chciałam się pochwalić, jaki mamy ładny park. Kwiecień 2017.)
Najlepiej te górskie rośliny czują się... pod górami. Zima długa i sroga, a one proszę, śpią pod śniegową kołderką, otulone mgłą. W Karpaczu Górnym, koło kościółka Wang, maj 2017.
 
Koło Wangu znalazło się więcej ilustracji do tematu posta.
Oto cudowna roślinność potencjalna na skarpie powyżej kościoła.
Borówczyska przetykane kostrzewą... 
które wystarczy w najbardziej szalonej opcji uzupełnić kosodrzewiną i bergenią...


ale nie, bo uznano w ogrodniczym zadufaniu, że czarna szmata przytrzaśnięta regularnie rozłożonymi kamieniami, irga Dammera, wystrzyżenie siewek buków na kulki jest lepsze...
i wygląda to jak wygląda. Nie widać, że paskudnie? i że nie będzie lepiej?
A mogło być przepięknie.
Po pierwsze- nie szkodzić.
Skarpy poniżej kościoła nie wyglądają lepiej.
TP zawsze zadaje to samo pytanie- ale o co chodzi?
Zwykle dochodzimy do wniosku, że o pieniądze- zawsze to trochę wydane na czarną szmatę oraz irgi. Ale o co chodzi w prywatnych ogródkach, gdzie pleni się ta sama antyestetyka?
Wrzoścowe wrzosowisko bardzo ładne...
ale na chuj ten płotek?
Powiecie- żeby nie podeptali.Tylko że...
no tylko że...
nie ma on sensu.
Płotki wszędzie, przewaga artefaktów nas istotą rzeczy. Wrzoścom nie zaszkodzi, jak ktoś się na chwilę w nie zapędzi, trawnik i rodek też są bezpieczne.
 I jeszcze te buki na kulki.
 I jałowiec na każdym nagrobku, po co?
I modrzew przycięty bez sensu, tworzący niebezpieczne, bo łatwo wyłamujące się "bocianie gniazdo".
Odbiegłam nieco od tematu, ale to się zazębia- niezgodny z siedliskiem, zgrzytliwy dobór roślin wymusza stosowanie wspomagaczy (irga w szmacie ma się źle, ale bez szmaty przerosłyby ją te okropne borówki), nie gra wizualnie (jałowce na mogiłach), a potrzeba kontroli pcha ludzi do nieuzasadnionych działań (przycinanie), które pociągają za sobą kolejne działania...
Zaś najgorsze jest to, że podobne widoki są tak powszednie, że nikt wydaje się nie dostrzegać ich niestosowności.
Z drugiej strony- podobnie jak w wystroju wnętrz, w dekoracjach coraz częściej dzieje się dobrze:
Przykład przyjemnego, spójnego z miejscem zagospodarowania roślinami- Łomnica, maj 2017.
Zabawne i niesiedliskowe zestawienie wielosiła z rozchodnikiem. W donicy można :-)
***
Mam taki postulat-tam, gdzie możemy, pozwólmy wzrastać. Odpuśćmy kontrolę, dajmy szansę mechanizmom natury.
W końcu Ziemia jest nasza na chwilę ;-)
Budujący przykład pochodzi z ogródka, którego właściciel wbrew moim dobrym radom popartym licznymi linkami o szkodliwości glifosatu (klik, klik, klik, klik; o randapie pisał też niedawno Noel Kingsbury, ale go nie linkujemy, bo używa i udaje, że nic to;-)) stracił cały sezon na polewanie gleby tym zajzajerem, a nagle wtem.
Ujmująca i cudowna bioróżnorodność, tak się cieszę, że większość z kilkudziesięciu gatunków efemerofitów i bylin (pokazuję tylko te bardziej fotogeniczne!) mam przyjemność znać z imienia i nazwiska.
Chodzę między nimi i żegnam się, robiąc im zdjęcia. Mamy tu zrobić trawnik, ale żegnam się bez żalu, bo na chwilę. Wrócą, wieczne jak trawa, doskonale przystosowane, uparte. Pora się przyzwyczajać, ogrodnicy.
 Chyba nie muszę pisać, po której stronie mam serce.
Udało się, udało :-)
może nawet jakiś wpis jeszcze zrobię w lipcu albo dwa dla wyrównania i skoro nie wyjechałam na wakacje...
Następny będzie o tej cudownej bioróżnorodności, znów :-)
Ale przecież ja piszędlawaswciąż, zupełnie jak Kanionek. A Kanionek opisała ten stan takgenialnie, że nie mam nic do dodania :-)
Pozdrówka, Megi.
PS. Frustracja spowodowana brakiem czasu i atłasu na pisanie bloga skutkuje częstszymi postami na fb, zapraszam tam po aktualności. Na pasku po lewej, nie linkuję, bo i tak trzeba się zalogować, hrehre, taka nowa polityka.