od początku

sobota, 30 lipca 2011

wyróżniona;-)

a więc dziękuję Mirce, od której tę plakietkę dostałam:-) Mirka ma psy, a ja koty, ale do jej samojedów zęby się same szczerzą:-) a odmienność "psiary" od "kociary" czyni lekturę jej bloga nader interesującą.

Zasady: umieścić plakietkę u siebie, podziękować nominującemu, przekazać wyróżnienie szesnastu blogerom, napisać siedem rzeczy o sobie- takich, o których współblogerzy jeszcze nie wiedzą.




16 blogerów? Łatwizna, dobrze, że nie 7.


Ponieważ podejrzewam, że osoby, którym chcę przekazać wyróżnienie, mogą mieć to głęboko w oddali, postaram się ich namówić.
Jak szukacie interesujących blogów? Ja wchodzę na profile obserwujących czyjś blog, potem na profile obserwujących obserwujących, biegnę za linkami, gubię się w gąszczu, spędzam godziny śledząc czyjś pamiętnik od końca wgłąb... dodaję do obserwowanych, bo jak nie, to zginie na wieki. I kilka przeoczyłam, i do dziś żałuję.
Blogspot nie ułatwia poszukiwań blogów na interesujący nas temat, blox wymaga rejestracji szmacji... Dlatego- polecajmy je sobie nawzajem, linkujmy u siebie. Odkryłam ten pomysł u Małgosi, która w dawnych postach przedstawiała jeden obserwowany przez siebie blog- kilka słów, link.
Zacznę od tych 16, w kolejności alfabetycznej tytułów bloga:

 Saturejka- ogrodniczka na obcasach. Jej blog jest zachwycający, elegancki, pełen inspiracji dotyczących ogrodu, mody i wnętrz. Bo "bycie ogrodnikiem to nie tylko sadzenie roślin...". Znam zresztą D. osobiście, jest niezwykłą młodą osobą, ma jedną wadę: nie pisze. Może emigracyjno- pracowe zawieszenie jej tego nie ułatwia...

bebeluszek- jest malutką czarownicą: jest młoda, ma tylko 100 lat. Potrafi cudnie słowotworzyć.

Justyna Łotowska- Dobrze Mieszkaj to zbiór pomysłów, linków, inspiracji wystarczający za wszystkie pisma wnętrzarskie. W dodatku z osobistym przesłaniem.

Ekostraż- bo wstrząsającymi zdjęciami i mocnymi tekstami robi dobrą robotę.

Maria, ogrodniczka z żółwiami (oraz psami, kotami, szpakiem...)- bo miło jest chodzić z nią na niespieszne spacery nad rzeczkę...

Jerry Niemi- za wyobraźnię i inne spojrzenie, które nagle odwraca porządek świata:-)

Talibra- bo wydaje mi się dobra, prostolinijna, świetnie zna się na roślinach, owadach i ptakach, no i pierwsza zaobserwowała mój blog!

 M. z Zielonej Plamy na 27 stronie atlasu- bo ma trzecie oko, i widzi więcej.

Towarzystwo Ochrony Najstarszych Drzew w Polsce (czyli Marcin)- bo jest niezłomne w pisaniu o tym, co ważne, z Centrum Świata i z punktu widzenia absolutu.

karina- przeczytajcie, obejrzyjcie, otworzą wam się oczy na to, czym może być codzienność. No i jej koty... no i też nie pisze.

Sara- jej osobisty Wrocław to moje i niemoje miasto-pełne klimatów z Janerki, zwrócone ku przeszłości. A Sara to młoda Megi, targająca dzieciaki na odległą pętlę autobusową w celu obejrzenia zabytku;-) do którego ma stosunek uczuciowy i subiektywny.

aneta- bo jest ze wszechmiar oryginalna, odrębna i sama w sobie!

Aniavirt- bo rzetelnie, wyczerpująco, osobiście, z zaangażowaniem, prostymi słowami, bardzo dydaktycznie opowiada o ogrodach.

florysztuka- bo robi piękności z roślin, bez użycia chińszczyzny. W końcu to oryginalność i odmienność jej prac zwróciła moją uwagę... a blog jest także zapisem przygotowań i dorastania do kolejnego etapu życia, aż chce się kibicować.

Zabytki Dolnego Śląska- za wiedzę i rzetelną popularyzację, po prostu kupa dobrej roboty i niewyczerpane źródło.

Iza Jankowska- bo tak, bo lubię uchylać do niej drzwi...

Jest 16? no tak. To jeszcze jeden- blog, którego nie ma... który zniknął bez ostrzeżenia, i do tej pory nie wiem, dlaczego, mimo moich maili do autorki. Po prostu album pięknych zdjęć przyrody, ogrodu, makrofotografie roślin i zwierząt... może Halina wróci? Med tiden?


Oooo... hardo było. Należy mi się koronacja:


7 rzeczy o sobie? Dobrze, że nie 16.


1. Możecie nie wiedzieć, że oprócz 6 kotów (i następnych w planach;-)) mam jeszcze rodzinę. Mój mąż jest moim Towarzyszem Podróży, która obfituje w turbulencje, bywa niebezpieczna, ale trwa. Jestem dumna ze swoich dzieci- z synka, bo jest inny niż ja i świetnie radzi sobie w korporacyjnych dżunglach oraz z córeczki, która jest taka jak ja, ale mniej kompromisowa i bardziej waleczna.

2. Na pewno nie wiecie, że funkcjonuję w cyberświecie od niespełna 2 lat. Miałam rację, broniąc się przed nim tak długo- wirtualna rzeczywistość wciągnęła mnie w świat blogów, społeczności, zakupów. Świat ten wchodzi w dialog z realem, przynosząc mnóstwo ciekawych i nieprzewidzianych zdarzeń, ale nie zostawia czasu na codzienność, sprzątanie, tzw. dbanie o rodzinę, książki, książki, książki...

3. Nie marzę o: większym domu w innym miejscu, większym ogrodzie w innym miejscu, innym życiu. Pooglądałam już inne domy, ogrody i życia i okazuje się, że w gruncie rzeczy są tym samym. Nie marzę o sukience, perfumach, nowej kanapie. Kupuję je albo nie. A, potrzebuję nowego aparatu.

4. Marzę o: podróżach i wolnym czasie. Ale skoro życie jest podróżą, świat jest wszędzie, każda łąka jest ogrodem... to znaczy, że spełniam te marzenia, mimochodem.

5. Na co dzień jestem niezorganizowana, chaotyczna, zmęczona, niedobra, omkła, zmierzła, nieobecna, niepracowita... a i tak uważam, że jestem zajebista.

6. Chciałabym czegoś DOKONAĆ, dlatego TAK, CZASEM KUSI MNIE, żeby poświęcić resztę życia na remont zabytku, stworzenie fundacji, która cośtamcośtam, napisanie powieści, ale... patrz 5.

7. Jestem gdzieś pomiędzy. Czekam na coś, co się wydarzy. I niekoniecznie oczekuję czegoś dobrego.

Uffff... ależ to było męczące. A, tak sobie zapisałam, taki zapis stanu.
(usprawiedliwienie blogera: to mój blog i mogę sobie pisać, co chcę;-)))


Jeszcze tylko napisać w komentarzach nominowanym o wyróżnieniach i można jechać na wycieczkę:-)






Pozdrówka, Megi.



piątek, 29 lipca 2011

jedziemy!

Nie ignoruję wyróżnienia- dziękuję bardzo, napiszę o tym jutro:-) Miło mi również z powodu podpisów zebranych pod GMO.

Ale dzisiaj- jedziemy dalej! Bo się nie wyrobimy z tymi wycieczkami!

Manze, Manze, Mańczyce. Serce boli:



:-// ślad po rynnie, taaak.




A mogłoby być tak pięknie:






Czyj to herb? Kiedyś poszukam:-)

Pałac jest w większości barokowy, przebudowany eklektycznie pod koniec XIX wieku. Widać liczne popegeerowskie pozostałości. Park szczątkowy, ale dałoby się coś ładnego wykminić.
Właśnie, dałoby się... pałac jest prywatny, więc nic się nie da. Nie da się np. przeprowadzić remontu, więc prawdopodobnie już tak się zawali...
Nawet nie jest zabezpieczony, a prowokujące dziury zachęciły NIEKTÓRE do długotrwałej i gruntownej eksploracji i poszukiwań skarbów pod popękanymi stropami...




Myślicie, że te grube kamienne ściany to średniowieczne podwaliny? Ja tak myślę. Posiadłości na Śląsku są odwieczne. Właściwie to ostatnie 20 lat jest chyba najgorsze w ich historii... historii. Przeklejam z tzw. "hydralu", gdzie jest krótko:

Najprawdopodobniej w XVII w. istniał tu dwór, należący do rodziny von Gfug. Po bezpotomnej śmierci ostatniego właściciela z tej rodziny, Karla Christiana hrabiego von Gfug, majątek odziedziczyła wdowa, Eleonora Carolina z domu hrabina von Hochberg. Gdy zmarła w 1737 r. wieś stała się własnością powinowatych Hochbergów, rodziny von Posadowsky. W 1778 r. Mańczyce kupił Adam Bohuslav von Sandreczky und Sandraschütz. W latach trzydziestych XIX w. majątek nabył Georg hrabia von Stosch i ta rodzina była w jego posiadaniu do początku XX w. Ona też dokonała w 1887 r. przebudowy, podczas której pałac uzyskał dzisiejszy wygląd. Na początku XX w. dobra przeszły w ręce rodziny von Rohr, a ostatnim właścicielem był Kurt von Rohr. Po II wojnie światowej pałac był siedziba Kombinatu PGR w Strzelinie. Obecnie, od 1997 r., jest własnością prywatną. 

Czyli wyjaśniła się wielość herbów, po jednym na każdej elewacji. No i jeszcze, z tego samego źródła, pałac przed przebudową (przed 1887 r.):



Rozległa równina, na której leżą Mańczyce itd., nie poraża urokiem. Jest mniej więcej tak:


Ale u Zabytków i na hydralu znajdziecie dużo klimatycznych zdjęć, pokazujących kontekst wsi i okolicy. Ze zdjęć wynika, że ktoś te Manze próbował remontować jeszcze w 2006.

A ja od takich posiadaczy, jak właściciel Mańczyc, wolę opcję niemiecką- pewnie w dodatku ukrytą-;-) co przyszła po swoje i wyremontowała pałac w Kondratowicach:


urządzając tam biura KWS Lochow, skądinąd zapewne produkującej nasiona GMO. Produkcja odbywa się w zadbanym folwarku i na okolicznych polach:



ok., może to nienajlepszy przykład zadbania. Ale pan ochroniarz nadchodzi. Z psem pod pachą;-)

Jeszcze o GMO- przyjaciółka zwróciła mi uwagę na ważny aspekt. Nie tylko wkraczamy w ten sposób w kompetencje ewolucji, ale dobrowolnie pozbawiamy się bioróżnorodności i wolnego wyboru produktów- bo producent licencjonowanych nasion będzie mógł żądać odszkodowań za bezprawne ich stosowanie (a BĘDĄ się niekontrolowanie rozprzestrzeniać) i uzależniać rolników od swoich dostaw.

O pałacu, dla porządku: wg mnie powstał jako późnorenesansowy "zamek na wodzie", po przebudowie w stylu neorenesansu zasypano część fosy. Miał szczęście- rozbudowa i remont są bardzo konsekwentne. No i są. Wyczerpująca fotkownia tym razem tutaj.

Oooo... późno się zrobiło. I głodno. Jedzonko tym razem w "Czterech Porach Roku" w Przerzeczynie, mogę polecić- domowe, choć nieco w klimacie lat 90. Tu śmiesznie sprzeczne recenzje:-)


 ładna zieleninka:-)

W Zdroju więcej lat 90 i ogólny upadek:


Wieść (niesprawdzona) niesie, że uzdrowisko kupił "lekarz z Wrocławia", zakręcił kurek i teraz zrobi tu spa. Widziałyśmy kota o dwóch ogonach:


 (tak naprawdę to dwa koty o półtora ogona).

Wzgórza Niemczańskie są piękne- pokrętne drogi w górę i w dół obsadzone drzewami owocowymi, lasy w wąskich dolinach rzeczek, łąki zamiast kukurydzy... a tu się ściemnia, na skutek naszych excesów poszukiwawczych... i co tu wybrać? 
Ciepłowody. Co za nazwa.





I co za miejsce.
To ostatnie, takie piękne, to spichlerz zbożowy, podobno najstarszy na Dolnym Śląsku. Nad okienkiem data:


1802? Najstarszy?
Okoliczne budynki są starsze:


1664.


jak by nie...


... patrzeć.

W Ciepłowodach są też ruiny zamku rycerskiego z wieżą mieszkalną. Oczywiście się malowniczo wali, chociaż jak na Dolny Śląsk to rzadki zabytek:




Teren jest ogrodzony i lekko uporządkowany przez właściciela- znów "lekarza z Wrocławia". Miejscowi panowie otwierają płot za 5 PLN. U Zabytków można poczytać, zobaczyć zdjęcia i rozbrajającą wizualizację    stanu po remoncie... nie wierzę...

Mówiłam, że będzie nostalgicznie? Nostalgische Niederschlesien.
Jeszcze kilka fotozabaw:



ogródek w stodole;-)


... i już ciemno, i wracamy do domku. Nie obejrzałyśmy renesansowego młyna na drugim końcu wsi, shit, musimy powtórzyć! 
W domku:


- Pańcia? gdzie byłaś? my już śpiiiimy...

Pozdrówka, Megi.

wtorek, 26 lipca 2011

trzy poryte damy...

...pojechały na wycieczkę. A czwarta nie chciała:


- Puniu? jedziesz z nami?
- eee, nie, pańcia. Opowiesz mi.


Wycieczka zgoła inna niż zeszłotygodniowa, refleksyjna, nostalgiczna i pełna pytań bez odpowiedzi.
Może to pogoda temu winna, a może zmierzły humor pilota.
A wiedzieliście, że tuż koło wro, tak z 10 km od RTV, jest Muzeum Powozów? Ja nie.
W Galowicach jest, i prowadzi je Fundacja Gallen.




I prowadzi wzorowo.
To, co należy do Fundacji, czyli XVIII- wieczny szachulcowy spichlerz z otoczeniem, jest wyremontowane, zadbane, europejskie, posprzątane. Cała reszta wali się uroczo, albo powoli remontuje, zachęcając do robienia zdjęć:


Muzeum jak muzeum, powozy ani konie nie wywołują w nas emocji, za to inne rzeczy TAK:


Wielkość zbiorów. Tu są same wędzidła, a kolekcja zajmuje trzy obszerna piętra.


Niesamowitość niektórych eksponatów, tu np. barokowe saneczki do zabaw.


Klimatyczne wnętrza.
No i w ogóle ładne widoki i detale:





:-))) taaaak...

Bogunów i Pasterzyce to sąsiednie wsi, wyjęte prosto z jakiejś Puszczy Boreckiej czy co (a to wciąż 10 km do wro, 14 do Rynku).
Czas się tam zatrzymał.
Tylko kiedy, żesz, on się zatrzymał? Nie mógł się zatrzymać w międzywojniu? Fajnie było.



Albo w XIX wieku:


zdjęcia pochodzą z nieocenionego http://wroclaw.hydral.com.pl/

Bo w internecie na temat Bogunów/Bogenau nie ma nic, nic, nic. Tak jak w Bogunowie nie ma nic, nic, nic, oprócz (wg neta) darmowych lasek, trzech firm i działek na sprzedaż. Nie ma pałacu, folwarku, sklepów. Jest kilku rdzennych mieszkańców, z racji oryginalnej urody nazwanych Bogunami, jest park.


Ogromny, obwodnicowy park, obsadzony wokół jesionami (znów te mistyczne jesiony...), z pozostałościami układu wodnego, z jaśminowcem i śnieguliczką w podszycie, z bluszczem i barwinkiem w runie...


Oprócz jaśminowca jeszcze TO, łatwo rozpoznawalne, prawda?
Z imponującym drzewostanem:


Sosna czarna.


Platan klonolistny.

Jesion wyniosły.



Lipa drobnolistna. Popatrzcie, jak poukładała liście, żeby mieć dobrze doświetlone!

Co uwielbiam w wycieczkach z E i N, to ich zawziętość w eksploracji. Razem jesteśmy jak Cejrowski, Pawlikowska i Wojciechowska zusammen do kupy, o czym w następnym poście.
W każdym razie, jak ma być mauzoleum, to musi się znaleźć.


I jest.




Ale KTO jest w środku? Jeszcze kilka lat temu można było ICH podejrzeć, teraz wyrwy zostały zabezpieczone:


Kogoś z rodziny Kracker von Schwartzenfeldt, zapewne.



 Ale o bogunowskiej gałęzi tej rodziny nie wiem nic, nic, nic.
Podobnie jak o pannie Miesitschek von Wischkau


która, zapewne na krótko, została panią K von S.

Powiedzcie, jak to możliwe? Pałac, niezwykły park, bogata wieś- i nic, nic, nic?
Hm. Non omnis moriar? Vanitas vanitatum? No hm.

Na szczęście nic nas nie zjadło, chociaż mogło:



i pojechałyśmy kilka kilometrów dalej, do Mańczyc...


Pozdrówka, Megi.