od początku

wtorek, 15 lipca 2014

dlaczego po niemiecku?


zapytała Mirka.
Wiedziałam, że ktoś kiedyś zapyta:-)
Nie znam niemieckiego i tego żałuję. Nie to, co nasza Owca Erudycyjna.
Nie znam historii i mało mnie ona obchodzi.
(co mnie zatem obchodzi? moje prze- życie, życie prze- filtrowane, wczorajsza godzina na ziemi, pisanie posta- znaczy jego tekstu- pod niebem z żurawiami, łąkowy bukiet z czarcikęsem i zawciągiem)
Czasem używam niemieckich nazw dolnośląskich miejscowości.
Czaaasem.
My tu na blogach wiemy, jaką słowo ma wagę i moc;-)
Dlaczego po niemiecku?
Trochę ukrywam tożsamość tych miejsc. Tak jak gdzie indziej pisze się „pojechałam do W.”. Oczywiście tożsamość łatwo rozszyfrować, więc to nie najważniejszy powód.

Tożsamość miejsc jest różna, różny duch miejsca i czasu. Bielawa i Oborniki to Langenbielau i Obernigk, jakimi były przez stulecia, podobnie jak, powiedzmy, Waldenburg, Militsch czy Neurode.
Diorama Bielawy oglądana spod Sowich Gór to wieże neogotyckich  kościołów, kominy nieistniejących fabryk i przędzalni, szkoła TP, wszystko z XIXwiecznej pocztówki, na tle wiecznej Góry Milczenia. Tylko bloki z lat 70tych XX wieku zgrzytają w środku instalacji. Nie mam wątpliwości, że to Langenbielau, sprzed wojny i z dzieciństwa TP. Bielawa to tylko jedno miejsce, dom i ogród rodziców TP.
Uzdrowiskową zabudowę Obornik Śląskich, wille w historycznym stylu wśród parkowych drzew uzupełniają tylko pawilony biedrony, płachty reklam zasłaniające elewacje i zachwaszczone iglakami rondo. Oborniki to z całą pewnością Obernigk.
Nowa Ruda ma plastikowy rynek i lata górniczej świetności w pamięci mieszkańców, ale po bocznych uliczkach snują się duchy mieszkańców Neurode i postaci z Tokarczuk. Uchylając się przed odpadającym tynkiem.
W wielu innych wsiach i miastach czas biegnie, jakby nie biegł, jak w Rębiszowie. To znaczy- on sobie biegnie życiem, historią, zaradnością teraźniejszych mieszkańców, może nawet całkiem wartko sobie płynie, ale tego nie widać pod odpadającym, pięknie szarym tynkiem, przez okna z lat 30tych, może tylko pod parasolami z reklamą piwa czasem coś błyśnie.

Zwykle wiem, jak się miejsce naprawdę nazywa, jakie ma tajne imię;-)
Urodziłam się w Liegnitz, wszystko tam  było liegnitzkie. Ale mieszkałam tylko przez chwilę i Liegnitz stała się Legnicą.
Wrocław to nie Breslau, a ja nie jestem breslauerką. Wrocław lansują jako młode, studenckie miasto na wznoszącej fali zainteresowania turystów i podróżników, „miasto spotkań”, taki oficjalny slogan. Nie wiem, nie bywam. Jednocześnie podobno to miasto nudne, jednorodne, w którym nic się nie dzieje, wszyscy są na chwilę, umiera inicjatywa i wolontariat.
Oczywiście Wrocław to nie jedno miasto, są w nim piękne dzielnice, zaludnione potomkami pionierów, pierwszych osadników, gdzie czas płynie równolegle do szeroko rozlanej, ujarzmionej Rzeki. To miasto AnkiW (Gosianki Wrocławianki).
Są miasta, których nie nazywam po niemiecku, chociaż kiedyś takie były. Wejherowo, pruskie przez ponad dwieście lat, pozostało grodem Wejhera, zadziornego Kaszeby. Poznań to Poznań, miasto młodości mojej babci i mamy.
Imię miejsca ma znaczenie, a ja w takim nostalgicznym świecie mieszkam:-)
A wy gdzie?
Langenbielau spod czereśni
A teraz.
Białe świństwo i dziadostwo z rodziny selerowatych wywołało "lawinę komentarzy".
Wasze propozycje to:
- trybula. Nie, trybula ma wielokrotnie złożone, pierzaste, miękkie liście.
- podagrycznik. Ma podobne liście, ale ciemnozielone i miękkie (dziadostwo ma jasne, sztywne, szorstkawe), jest niższy, ma delikatniejszy kwiatostan, rośnie w lesie.
- barszcz zwyczajny. Ma charakterystyczne liście odziomkowe (nie sprawdziłam, nie ma na zdjęciach) i zupełnie inne owoce (dziadoskie widoczne na fotce). Korzenia też nie kopałam;-p
- marchew. No, nie. Marchew ma marchwiowe liście i bardzo charakterystyczny kwiatostan z jednym bordowym kwiatkiem w centrum.
- blekot, marchewnik, kminek- nie te liście i owoce (a kminek owszem, rośnie na suchych łąkach).

Szafer jest cudowny na takie przypadki, jak my lubimy botanizować leżąc na łące:-)
(i jakie to dwuznaczne)
Tym razem jednakowoż rozwalił nas z VegAnką: "rozłupki z bielmem cośtamcośtam"- a my mamy tylko te fotki pod słońce...

Ale jest takie miejsce
i proszę:
"Dość częsty, na północnym-zachodzie rzadko; skraje lasów liściastych, olszyny, zarośla, sady, rowy."
ŚWIERZĄBEK KORZENNY, Chaerophyllum aromaticum.

Nie powinnam powielać zdjęć, ale, powiedzmy- w zamian za upowszechnianie wiedzy i reklamę:
(bo to świetna, choć płatna strona. Za 19 zeta rocznie dostęp do dużej bazy zdjęć, opisów i prostych kluczy, polecam).
Tak on wygląda i trudno się dziwić, że kojarzy się z bujnym podagrycznikiem. Zdjęcie z Atlasu Roślin.
Właśnie takie owoce.
No i właśnie:-)
Pozdrówka, Megi.

70 komentarzy:

  1. Nie wiem czy jestem przewrażliwiona na tym punkcie ale gdy przejeżdżam przez tereny dawnych Prus to zauważam ,że nazwy miejscowości są takie ,że sobie można język wyłamać. Nie dość,że często dwuczłonowe choć ostatnio jadąc przez Kaszuby nawet i trzy członowe spotykałam to jeszcze z co najmniej dwoma dwuznakami i jeszcze na dokładkę "ó" albo tym podobne no i nie wiem o co chodzi ale mam przeczucie, że ktoś mocno pracował nad tym aby nikt kto tu wcześniej mieszkał nie miał łatwo .Zupełnie nie wiem po co właściwie.Widzę też tabliczki nazw miejscowości w dwóch językach i wydaje mi się,że nie są to oryginalne niemieckie nazwy lecz tylko z niemiecka brzmiące. Nie jestem ukrytą opcją niemiecką ale nie wiem dlaczego nie mogą się te miejscowości nazywać tak jak dawniej ku ciągłości historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widziałam takie dwujęzyczne tablice, ale to nie moje okolice i trasy, więc też nie wiem, o co chodzi. Koło Opola jest taka tablica zapisana bardzo śmiesznie, z dwuznakami, ciężko tę nazwę przeczytać... zapamiętać też, bo chciałam nawet zacytować. Wyglądają jak zapisane fonetycznie niemieckie nazwy ze słowiańskim rdzeniem. Może wtedy je się tylko mówiło, były potoczne, niezapisane.

      Usuń
    2. maszka - te miejscowości nazywają się tak, jak nazywały się dawniej, to są kaszubskie nazwy. Nie mają nic wspólnego z językiem niemieckim. Kaszubski długo był uznawany za jeden z dialektów języka polskiego, teraz językoznawcy coraz częściej przychylają się do tego, by traktowac go jako odrębny język. Jest nauczany w szkołach, można zdawać maturę w języku kaszubskim. Podczas Spisu Powszechnego w 2011 roku narodowość kaszubska zadeklarowało 228 tysięcy osób (większość czyli 211 tysięcy - jako drugą po polskiej). http://pl.wikipedia.org/wiki/Kaszubi
      A że kaszubski wydaje się dziwny w piśmie? No, cóż, w istocie są w nim litery, którym towarzyszą znaki diakrytyczne, nie występujące w alfabecie polskim. Występują też dwuznaki, wymawiane podobnie, jak w języku polskim.
      Ogólnie kwestia dwujęzycznych tabliczej z nazwami miejscowości jest uregulowana ustawą o mniejszościach narodowych i etnicznych. http://pl.wikipedia.org/wiki/Dwuj%C4%99zyczne_nazewnictwo_geograficzne_w_Polsce.
      Ta sama ustawa określa kaszubski mianem języka regionalnego. http://pl.wikipedia.org/wiki/J%C4%99zyk_kaszubski

      Usuń
    3. A to rozstrzelenie nie było zamierzone, tak jakoś się rozjechało przy wstawianiu linka :)

      Usuń
    4. dzięki, Dodo, za wyjaśnienie. Chyba powinnam sprawdzić, co to znak diakrytyczny, gdzieś słyszałam.
      (bez ironii)
      Słodkie, że wyjaśniłaś to r o z s t r z e l e nie. Prawdziwa lingwistka. Jeszcze by ktoś przeczytał nacisk i dydaktykę:-)
      (bez ironii)

      Usuń
    5. Nie sprawdzaj, to po prostu te różne znaczki, które towarzyszą literkom :)
      No wyjaśniłam, bo wyglądało naciskowo dydaktycznie.

      Usuń
  2. Kiedyś oglądałam na travel, jak gość pokonuje na motocyklu różne trasy, objeżdżą różne kraje i kontynenty, a zaciekawiło mnie, bo jechał do Polski; dokąd pojedzie, co powie o naszym kraju? rozłożył mapę, i powiedział, że jedzie do Roklou; popatrzyliśmy po sobie z mężem, matko święta, co to za miejscowość, gdzie to jest? przyjechał do Wrocławia, usiadł w jakiejś knajpce przy rynku,i dopiero tutaj dowiedział się, że jest to Wrocław, nie Roklou, wymawiając nazwę z angielskim trudem; było Breslau, jest Wrocław, może być też Roklou ...e, chyba jednak nie może; mój rodzinny Niemstów zmieniono w 1977 roku na Chmielowice, w ramach zmiany nazw miejscowości w Polsce płd-wsch; chyba po 80-tym roku stara nazwa wróciła; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oo, Roklou! tak mówią na Wrocław Brytyjczycy.Słyszałam tak wymawianą nazwę Wrocławia na lotnisku w UK-w pierwszej chwili nie wiedziałam, gdzie ten nasz samolot ma lecieć...

      Usuń
    2. a co miał powiedzieć, jak oficjalna międzynarodowa nazwa Wrocławia to Wroclaw? trudno to inaczej przeczytać...
      Co innego Wroclove, wroc<3. Nawet lubię.
      Każdy reżim zaciera przeszłość...

      Usuń
  3. Mnie nie obce te nazwy, bo pochodzę z Dolnego Śląska. Rodzime publikacje historyczne też wydawane są z tytułem niemieckich nazw. Jednego jestem pewna. Dolny Śląsk był piękny do wojny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. do wojny był piękny, teraz też jest, tą specyficzną, nostalgiczną urodą rozpadu. I to ostatnie chwile tej piękności. Rozpadnie się lub zniknie pod styropianem, unia zunifikuje. Finis Silesiae.

      Usuń
  4. urodziłam się w Lauban (najbardziej na wschód wysunięte miasto Sechsstädtebund Oberlausitz), dzieciństwo spędziłam w Thiemendorf pod Lauban, studia w Breslau, planowałam po studiach zamieszkać w Hirschbergu, ale zasiedziałam się w Breslau. Sercem jestem w Querbach i trochę oswoiłam się z Breslau.Wszędzie widzę ślady dawnych dni, trochę może to przyrównać do sztuki makijażu:czasem widać prawdziwy koloryt skóry pod nieumiejętnie położonym makijażem-budynki -potworki, wszechobecna kultura śmiecenia i niedbalstwa, czasami make up jest pięknie położony, wygląda naturalnie i coraz więcej takich miejsc widzę. Dojrzewamy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kyja, ty jesteś taki ortodoks, że szacun:-)
      Ale tak już musi mieć laska z Lauban o takim imieniu i zawodzie:-)
      Ostatnio często przejeżdżam przez Querbach, prawdziwe Querbach, chociaż Przecznica to taka piękna nazwa, że używam.
      Wrocław dużo więcej się nauczył o makijażu, niż jego mniejsze rodzeństwo. Umalowany, sprężysty, pełen entuzjazmu.

      Usuń
  5. Wiedziałam Megi, że Ktoś zapyta. Zawsze pyta Ktoś, czasem nawet bardzo się Ktoś obraża i strofuje, i naucza. Ja tam jestem całkiem niezakamuflowaną opcją niemiecką w kwestiach onomastycznych i co mi kto zrobi.
    Ankoskakanko! Zgadzam się z Tobą! Dolny Śląsk był przepiękny do wojny.
    Moja wioseczka nazywała się wdzięcznie Linsen, Tak jak staw przy niej. Taka wielka soczewka. Po wojnie ktoś tylko przetłumaczył Linsen na Soczewicę. I było też ładnie. A potem mądrale (Pan R.) wymodził jej dzisiejszą nazwę (a lud stosował w różnych wersjach - raz singularis, raz pluralis, galimatias). I po co?
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co powiesz na to: z Friedeberg zrobić Mirsk?
      I od razu widać, kto tu rządził po 45 roku. Bo jakby Polacy, to może by Góra Pokoju była?

      Usuń
    2. Aż szkoda takiej pięknej nazwy. Dla mnie Mirsk to i tak zostanie Friedeberg. Górą Pokoju był niestety krótko.

      Usuń
    3. tak czy inaczej idealizujemy, pamiętajcie. W Linsen też pili i kradli, a we Friedeberg stoi krzyż pokutny...
      Założyłam, że ktoś pyta bez intencji, bo mieszka raczej daleko:-)
      Bardzo lubię twoją bezkompromisową opcję, Rogato, bardzo.
      Dobrze wiesz, że Dolny jest przepiękny dalej. Widziałam, jak głaskałaś jeden dom:-)
      Fakt, Soczewica i Soczewka pięknie brzmi. Friedeberg także, i nigdy się nie zastanowiłam, co znaczy Mirsk...

      Usuń
    4. Jest piękny inaczej. I nie dla każdego...
      Kurczę, też się nie zastanawiałam, skąd ten Mirsk...

      Usuń
    5. A mnie to wszystko zwisa jak sie nazywa, i w jakim języku.
      Czy Goerlitz, czy Zgorzelec...
      Czy Kopenick czy Kopanica.
      Czy Budziszyn czy Bautzen.
      Wszystko płynie.

      Usuń
    6. Kyja Orthodox, a Agniecha Zen;-)

      Usuń
  6. U mnie spolszczono nieco z Poischwitz.
    A to ci świerząbek....:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no świerząbek:-) aromatyczny! korzenny!
      W sumie to dalej Poischwitz, jak się patrzy na obejścia. Polskie Paszowice też są fajne, syte, kojarzą się z zaopatrzeniem dla Jawora:-) I są w okolicy takie piękne nazwy, jak Pomocne. No i to Pomocne jest Pomocne, zdaje się, że niemiecka nazwa nawiązywała fonetycznie do dawniejszej, polskiej.

      Usuń
  7. E.... nie podoba mi się to. Tu jest nasz czas i nasze miejsce. Nasze !!!! Mieszkam w P. w mojej P. :)
    Buduję nowy ład i wyrywam tej ziemi swój kawałek P. Mój krew i pot.
    Nie ma żadnego S.
    Było minęło. Rozpieprzyło się prawie. Ile muszę się narobić, żeby coś uratować. Nie ma, to jest moje.
    Odkopuję co było i zostawiam, co uważam. Czego nie uważam, to wywalam i RAUS!
    Pozdrawiam z mojej P. Górnej.
    Uwielbiam stare polskie nazwy, np. dawna nazwa miejscowości, z któej pochodzi mój tata to Gozdawa. Czyż nie piękna.
    P.S. A tamto to barszcz. Po prostu barszcz. Jak w tym kawale - po prostu - łoś ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sąsiad, odpadasz z konwersacji. Ty jesteś z Polski, masz głód ziemi i potrzebę przygody, jesteś osadnikiem na Dolnym. Tak, masz rację, to jest twoje miejsce, wydarte, nowe, ustanawiasz prawo, Jesteś barbarzyńcą.
      Nic w tym złego, po prostu jest różnica. My mieszkamy z duchami, przez ciebie wciąż muszą uciekać przez ściany.
      Ciekawe, która to Gozdawa?
      PS. sam jesteś... barszcz.

      Usuń
    2. Nie rozpieprzyło się, tylko zostało rozpieprzone. Większość zabytków Dolnego wyszła z wojny bez szwanku. Zostały rozpieprzone albo w sposób zaplanowany, albo przez zaniechanie.

      Usuń
    3. a fakt. Zostało rozpieprzone. Ja myślałam, że Sąsiad tak o Sąsiedztwie;-) że mu się rozpieprzyło, z powodu remontu. A nie, on uratował, aha.

      Usuń
    4. Ja odpadam ? O nie, ja jestem barszcz... barszcz z wielkimi... :))))))))))))))))))
      A to jest barszcz biały :))))))))))))))))
      Zostało r. czy się rozpieprzyło... swoje lata ma i bez roboty nie postoi. Nie ma już tamtego. Gdyby kipiało, wrzało, latały małe niemiaszki, większe siedziały w jakimś kulturowym tyglu.. piły piwo z nami pod sklepem... to może, ale nie ma. Holendra łatwiej trafisz czy Poznaniaka pod sklepem. Breslałów nie ma. To w głowach tylko macie. ;P
      I wypraszam sobie, że barbarzyńcą... Twórczo przekształcam co zostało, rozpieprzone mniej czy bardziej, z szacunkiem ale bez poczucia winy, klękania i lamentów. Europejczykiem jestem i tu skansenu nie będę robił. Zrobię po nowemu, a zostawię co uznam za wartościowe. Zresztą teraz się tak nie robi. Jak będę chciał to wypieprzę ten piec chlebowy, bo dziś się tak nie robi. To nieszczelne jest. Jak to zamknąć. To kominiarz nie puści. Inne czasy są. Zresztą to stare, to ja widzę jakim jest, bo sentymenty moje zostały w Gozdawie. To mi łatwiej. Pa.
      Acha i jeszcze chciałem powiedzieć. że czasu komunizmu (ta.. komunizmu...) tego tutaj nie skreślam, a coraz bardziej rozumiem. Nie było łatwo, widzę to po domu. To pa.

      Usuń
    5. Tej na Ukrainie?

      A jeżeli chodzi o dziedzictwo, piękno, itp., to w Niemczech zatynkowane i zasteropianowane bardziej niż tu. A ich. A od zawsze ( relatywnie ). A im zwisa, że brzydko. Bo ciepło ma być. A nie że sentymenty.

      Usuń
    6. w sandomierskim województwie.

      Usuń
    7. To nie tak, Sąsiedzie... nie chodzi o jakieś resentymenty, powroty Niemiaszków. I jestem najdalej od tworzenia skansenów. Niepotrzebny Ci piec chlebowy, to go wywal (ale po co w takim razie kupowałeś starą chałupę? nie lepiej było budować nowe?), oczywiście trzeba docieplić chałupę, wstawić nowe okna, żeby było ciepło. Trza robić po nowemu, tutaj nie ma sentymentów.
      Mnie boli to, że te miejsca zostały odarte z tożsamości, a nie dostały nowej. Przez lata tak się cicho "rozpieprzały". Ludzie, którzy tu zostali przesiedleni po wojnie, najczęściej wbrew swojej woli, nie dbali, bo nie czuli się u siebie. Może liczyli, że to tylko tymczasowe?
      A teraz to się powoli zmienia, pojawiają się ludzie, którym zależy, z jaką-taką świadomością. Czują się u siebie, tak jak Ty, jak ja. I buduje się jakaś nowa tożsamość, ale trzeba pokoleń, żeby się jakoś skrystalizowała. Tym bardziej nie powinniśmy zapominać, co było.
      Uff... ;)
      Ale fajnie Sąsiedzie, że jesteś... to tak pięknie podgrzewa dyskusję ;-))

      Usuń
    8. Nie zgadzam się ! ;)

      Usuń
    9. Widzisz, Ty nadal jakimiś powrotami myślisz. A ja piszę. że ich tu nie ma. Teraz. Tu nie jest Breslau. Tu jest zupełnei inny układ. W klasie jest jedna półniemka, ze 2 warszawiaków i poznaniaki, wrocławiaki i tutejsze dzieciaki, czyli 2 pokolenie po przesiedleńcach. Ci ostatni są normalnie stąd. Z polskiej wsi. To jest tygiel dzisiejszy. Oni są tu u siebie. z W. P. K. M.... czy cośtam. Gdzie tu masz Breslau?
      Nie rozumiem, jaka ma się zbudować tożsamość. Oni są stąd. Mają swoją tożsamość, Są z Polski w Europie, gdzie kiedyś były Niemcy. I tyle.
      To jakbyś pojechała na Ukrainę i kazała pamiętać Ukraińcom, jak się ich miasta po Polsku nazywają. No sorry. ;P

      Usuń
    10. Poważnie się zaczyna robić. A było lekko zwiewnie i nostalgicznie... No ja bym nie kazała Ukraińcom pisać Kijów a Litwinom Wilno. Historia się przetoczyła i jest jak jest. Megi też nikomu nic nie każe.
      Moje korzenie oczywiście wschodnie i w większości poza granicami mapy Polski teraźniejszej. Nie ciągnie mnie tam. Może żeby zobaczyć? Ale co? Dużo czasu upłynęło.

      Usuń
    11. ja się zgadzam z Inkwi, jak zwykle:-)
      zaraz powie ona, że się pięknie różnimy:-)
      może i myśleli ci osadnicy, że to tylko tymczasowe. Ale prawda, że oni tego nie chcieli, odrzucali i wypierali? bo co to jest, że musieli swój świat, kochany i bezpieczny, opuścić? czy jakieś mosiężne krany i kibel w domu mogą to zastąpić?
      Ja ich tam rozumiem. Ale nie lubię.
      Sąsiedzie, ja "myślę powrotami", bo mam tyle lat, ile mam, i żyję między światami i czasami. Czuję się dolnoślązaczką, zanim Polką, i nie breslauerką, Pewnie, że rzeczywistość dzieci w klasie M. jest inna, twoja jest inna, i dobrze. I w nazwaniu cię barbarzyńcą też nie ma nic złego, po prostu tak się zachowują barbarzyńcy- nie pochylają się nad kamieniem, tylko go ociosują i przystosowują do swoich potrzeb. W tym sensie praktyczni Niemcy wymieniający okna i ocieplający domy są barbarzyńcami.
      Ludzie nie są racjonalni, np. mama TP chce jechać do jakiejś Dołęgi, gdzie nigdy nie była (rodzina pochodzi). Dołęga i Dołęga, i co zrobisz.
      A na blogu jak na blogu. Człowieka nie ma, ludzie harcują;-)

      Usuń
    12. Aleś poprawiła... :) że niby ja nie myślę, zanim ten pieprzony kamień przekuję, żeby rurę puścić? Płaczę nad każdym, ale nie zostawię, bo za przeproszeniem g. musi płynąć. Tak samo mieli osiedleńcy. Robili jak mogli, żeby żyć, żeby przeżyć. Nie podoba mi się, że macie o to do nich pretensje. Mierzycie ich życie swoimi dzisiejszymi możliwościami i swoją kasą. A to nie tak. Ja tam ich i rozumiem i lubię. W dodatku kwestionujecie ich tożsamość. Że niby nowa się ma budować. To Wy macie niepoukładaną tożsamość. :P SZukacie w przeszłości, złościcie się na teraźniejszość. ech... Dolnoślązaczki :)))))))

      Usuń
    13. P.S. Tak fajnie sobie tu dyskutujemy no nie ? Fajnie :) No. ;) A BARSZCZ wykosiłem. Dobrze?

      Usuń
    14. No chyba dobrze że wykosiłeś, onże inwazyjny. Przynajmniej ten ruski wariant. Siebie przypadkiem nie wykosiłeś?:-)

      Usuń
    15. fajnie, ja tak lubię, jak sobie dyskutujemy:-) wykosiłeś, ok.

      Usuń
    16. Ale.. teraz kupiłem giga kosiarkę. Będzie wojna. Chłop żywemu nie przepuści! .Krety, robale, barszcze i co wpadnie pokroję na plasterki!

      Usuń
  8. Zapomniałaś napisać, że Rębiszów to Rabichau (albo Rabishau, funcjonowały dwie nazwy) ;-)
    Dla mnie to zwrócenie tożsamości tych miejsc... nie politycznej, boszsz broń! ale kulturowo-urbanistyczno-lingwistycznej ;), taki mój ukłon w stronę ich historii i minionej świetności.
    Używając starych nazw odcinam się w jakiś sposób od powojennych, komunistycznych, barbarzyńskich rządów. Teraz jest lepszy czas dla Dolnego.
    No i po prostu... te stare często lepiej brzmią ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rabischau, Rabishau.
      Napisałam porzednio, i jak tak szłam z łąki- no, Rabishau/schau jak nic.
      Zwrócenie tożsamości. Dobre. Głębokie;-)

      Usuń
    2. No fakt, napisałaś, ale jakby był czytelnik nieuważny... ;-)
      Niewiele się stało po Rabishau... drzewa urosły, wyrosło parę nowych domów, niekoniecznie pięknych. I krzyż milenijny zamiast kapliczki na lipie.
      No, idę karmić Jagnie i spać. Dobranoc ;-*

      Usuń
    3. i te parasole piwne, i kilka tuj, i GARAŻ:-)
      właśnie miałam zapytać, co nie śpisz:-) kota nie ma, myszy na blogach.
      Ja też idę spać, śpij dobrze na bobrze. Na jagniu znaczy.

      Usuń
    4. Chyba nie masz na myśli NASZEGO garażu? ;-)
      No idę, wychlało dwie butle, da mi pospać ;-))

      Usuń
    5. Jak to ZAMIAST??? Obok. Na szczęście.

      Usuń
    6. Obok. Ale dominuje i przytłacza. Jeszcze by tego brakowało, żeby kapliczkę zdjęli...

      Usuń
    7. a jest w R lepszy garaż?

      Usuń
    8. Straż pożarna się obrazi - oni mają najlepszy garaż w R.:-)

      Usuń
    9. może nie przeczytają;-p

      Usuń
  9. Masz rację Megi, pytałam bez żadnych intencji, bez podtekstów. I mieszkam daleko :)
    Czyli , jesli dobrze zrozumiałam, uciekasz się do dawnych nazw bo kojarzą Ci się z dawnym pięknem tych miejsc ? Z czymś czego już dzisiaj nie ma ?
    A dzisiejsza nazwa = z kiczem, plastikiem i ogólnie nudą,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no, niezupełnie.
      Tzn. nie wydaje mi się, że tylko mnie się kojarzą. Tylko że te miejscowości (nie wszystkie) są z ducha niemieckie. Ich czas skończył się z końcem wojny, nasz świat nie ma im nic do zaoferowania i tak sobie dogorywają.
      Współczesne nazwy są często od czapy, Agniecha podaje przykład.

      Usuń
    2. Inkwi dobrze napisała o tożsamości miejsca i jej zwracaniu. O to mi chodzi, właśnie tak.

      Usuń
  10. Hej tam za morzem :)
    Dzięki za wyjaśnienia podagrycznikowo/belkotowe :) Wychodzi mi na to, że mam u siebie kilka rodzajów tego białego ziela. Podagrycznik lubię w sałatce, ale te inne to straszą trucizną... Ten lakrisowy jest okropny, co go wykopię w jednym miejscu, to mnie się w drugim posieje...usch... ;) Nic dziwnego jednak, bo za płotem mam dziczyznę i pastwiska...
    To bełkotliwe ziele nazywaja tu dziką pietruszką...(vildpersilja), nie mają fantazji...

    Ładnie piszesz o miejscach, o tożsamości...o nazwach, o romantyce.... myślę i czuję podobnie, szczególnie, że miejsca, które wspominasz są i moimi... z dzieciństwa... Niesamowite :)

    Czekam na maila ;) z niecierpliwością :)
    Pozdrówka Halina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, bo te jest wiele podobnych ziół, wszystkie pospolite. I wszystkie u ciebie oznaczymy z atlasem roślin:-)
      Bo to się nazywa "doświadczenie pokoleniowe";-)
      jeszcze chwilę potrzebuję, żeby ogarnąć terminy... iii kupujemy bilety!

      Usuń
  11. U nas był Danzig i inne nazwy temu podobne ....ja tam wolę polskie - po prostu. Mimo, że lubię język niemiecki (wymowa i akcenty) na tym się kończy i nie lubię wprowadzać tego w nazewnictwo historyczne. Tu na Kaszubach rdzenni gadają czasami na wpół po niemiecku - ale ja nie kaszubka tylko gdynianka więc nie przeszkadza mi to. Bardziej zawieszam się na pozostałościach architektonicznych - murowanych z czerwonej cegły gospodarstw, obór na kamiennym fundamencie, ogromnych starych sadów (taki jeden jest w miejscowości Lubiatowo - do której jeżdżę co roku). Dla mnie Gdańsk będzie zawsze Gdańskiem a nie Danzigiem.
    ps. podagrycznik - dziadostwo chwaściarskie niszczyć :)
    Ciepło pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ach, Alejko, ty młoda jesteś i z młodej Gdyni. Odrębność Kaszubów, język, szkoły, radio jest fascynująca, to, że się utrzymała w naszym homogenicznym kraju.
      A na tradycyjnej architekturze też się zawieszam...
      podagrycznik lubię bardzo:-) oczwiście nadmiar by szkodził w pielęgnowanym ogrodzie, ale w pielęgnowanym ogrodzie nia ma nadmiaru. U mnie jest na prawach rodzimej rośliny grądowej, na swoim miejscu:-)

      Usuń
  12. Ja też barbarzynka, na innych Ziemiach Odzyskanych. Mimo, że z Königreich Galizien und Lodomerien mit dem Großherzogtum Krakau.
    I mój tata miał wasserwagę, szweisapparat i krajzegę :)
    Często używam niemieckich nazw, z powodów pięknie tu nazwanych przez Inkwi i Megi. Ale przede wszystkim, z najzwyklejszej fascynacji obcą kulturą. Z tejże również i z szacunku, czerwonoceglane domostwo stoi nie ocieplone, nie tynkowane.
    Pozdrawiam pięknie po polsku! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o, o, o. Z fascybacji. To ja też. I samą mnie to bawi:-)
      Też bym nie tynkowała, nie ocieplała:-) tego czerwonego piękna.

      Usuń
  13. A ja mieszkam na Ziemiach Odzyskanych w miasteczku Lubsko, które nazywało się Sommerfeld, ale jeszcze wcześniej nazywało się Zemsz. Bo przecież na tych ziemiach, aż do Berlina, żyli Słowianie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gród nad Lubszą miał rozmaite miana. Najstarsze to prawdopodobnie Żemrje. Inne spotykane nazwy to Zemsz lub Zemno. Niemcy nazywali miejscowość podobnie - w dokumencie z roku 1253 mamy Zommerfeld, z 1294 Summirveld, z 1321 Somervelde, z 1357 Sumerfelt oraz z 1370 Somirvelt. Potem za oficjalna nazwę uznano Sommerfeld.

      Usuń
    2. byłam:-) podobało mi się. Chyba nawet nocowałam. Tak, na pewno.

      Usuń
  14. Burzowo tu!
    No tak, niby to wszystko mieszanie kultur, a w tle cierpienia ludzkie nie do opisania, nam na szczęście nie znane. Cierpienia takie same, niezależnie od win i nie win.
    Moi Dziadkowie do końca swych dni tęsknili za Lwowem i "tajojtali" przecudnie, że nic, tylko słuchać.
    Ja już tylko Poznań i wszystko co poznańskie - gable, klamoty, kejter i w kiechy. Sznytki z leberkom, szneka, pyry z gzikom, a gzika ze sznytloczkiem i redyskami. Takie menu.
    Poważnie, to Poznańskiemu [nazwa regionu dużą] zawdzięczam wiele dobrego - pragmatyczność, punktualność, gospodarność, pracowitość, liczenie się z prawem, czyli ordnung w czystej postaci. Pewnie dlatego nie potrafię zrozumieć, jak można tak rozpieprzać nasz kraj.
    A na ziemiach wiadomych najbardziej podobają mi się wiadukty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i Dziadkowie mieli racje...., ja ich rozumiem..... Ni ma jak Lwów- oczywiście tamten....

      Usuń
    2. a ja myślałam, żeś ty, Gaju, wielkopolanka z dziada pradziada. Czyli wyrosłaś i wrosłaś:-)
      Dziadkom trudno się dziwić, tak nieprzystawalne te rzeczywistości... musieli czuć się obco do końca.

      Usuń
  15. Opisałam się opisałam i pożarło komentarz i kwita.
    Dla mnie wschód to miejsce niezwykłe i ulubione, chociaż i Mazowsze ma swoje uroki. Mieszanka kultur aż po Góry Czywczyńskie i Hryniawskie ma jednak swój nieodparty urok, bliższa mi ona, niż dolnośląska architektura, nawet Poznań się wpasowuje w ten obraz, tą swoją gospodarnością.. Fascynuje mnie zupełnie mi nie znana kultura, ale wschodu.., dopiero teraz odkrywam jej ogromne bogactwo. Żałuję, że czas zaciera te ślady, tak jak zaciera ślady na Dolnym Śląsku.
    Niemieckich nazw nie używam, bo rzadko bywam na Dolnym Śląsku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, Wschód to bogactwo i nieokiełznanie, nawet przyroda jest inna, pierwotna. A ślady chyba jeszcze szybciej czas zaciera, niż u nas...

      Usuń
  16. No to ja urodzona w Posen, później tam studiująca. Obecnie Unterberg chociaż historycznie to raczej Puschkau. A teraz czytam Twój post jeszcze raz, bo myślami zatrzymałam się przy Obornikach :) Każde wakacje mojego dzieciństwa. I teraz też bywam u rodzinki... Ale z dala od biedry ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale może myślisz o Obornikach Wielkopolskich, a ja piszę o Śląskich? Moja ciocia mieszka w OŚ po przeciwnej stronie miasta, niż biedra:-) w sumie teraz pewnie w jednych i drugich O jest podobnie...

      Usuń
    2. Niet, niet. Na pewno Śląskie. W tych wlkp nigdy nie byłam. Nawet przejazdem. Moja rodzinka na skrzyżowaniu Konopnickiej i Lipowej ;)

      Usuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)