od początku

poniedziałek, 11 lipca 2011

mamy problem;-//

taaak, mamy problem. Z ochroną przyrody w Łunii Ełropejskiej mamy problem.
Bo tak: pisałam już o programie niepylakowym- w skrócie, bez klikania w linkę, chodzi o to, że hodujemy roślinę żywicielską dla gąsienic- rozchodnik wielki- na terenie Arboretum Leśnego w Sycowie, no i przygotowujemy teren po jej uprawę w Kruczej Dolinie koło Lubawki.

(Krucza Dolina, jak cały Dolny Śląsk, jest piękna zajebiście, niezwykle i zjawiskowo:





a zajawkowana tona zdjęć oczywiście jest tutaj.)
I tutaj, jeżeli ktoś woli popołudnie;-]


Program restytucji niepylaka apollo, naszego największego krajowego motyla, wygląda tak:
- liczebność niepylaka spada systematycznie, bo niewiadomoco- prawdopodobnie kolekcjonerzy i chemizacja środowiska- i żyje teraz tylko w Pieninach;
- NFOŚiGW przekazuje pieniądze na jego ratowanie, m. in. środki unijne, do realizatora- Fundacji EkoRozwoju;
- Fundacja wyznacza koordynatora, w drodze przetargu wyłania zespoły: hodowlany (motyle), uprawowy (rośliny żywicielskie), naukowy (tzw. osłona, czyli WSPARCIE;-p).
No proste.
Ale zaczynają mnożyć się pytania bez odpowiedzi:
- dlaczego, mimo że zajmuje się tym tylu ludzi, niektórzy od 20 lat, nic się praktycznie nie dzieje, tzn. nie udało się apolla wprowadzić z sukcesem do środowiska?
- dlaczego zespoły nie współpracują?
- dlaczego wsparcie jest... tak mało wspierające?
- czy wolno nam, dla realizacji założonych celów, ingerować mocno w środowisko- np. pozyskiwać rośliny żywicielskie z naturalnych stanowisk albo ułatwiać sobie prace pielęgnacyjne (czytaj: zwiększać zyski), używając herbicydów?
Hę?

Wydaje mi się, że potrafiłabym odpowiedzieć na większość pytań, oczywiście subiektywnie. Ale za to z bliska, więc mam przynajmniej przesłankę do uogólnień nt. ochrony przyrody w Unii itd.

Dlaczego się NIE udało? Moim zdaniem- bo się nie da. Pisałam już o tym, ze ochrona gatunkowa to droga donikąd, trzeba się zabrać za ochronę siedlisk. NA CAŁYM ŚWIECIE. Ochrona pandy czy misia koala nic nie da, jeżeli ginie cały świat... choćbyśmy ocalili, oprócz pandy i misia, bambusy i eukaliptusy...


Poprawka- tak, trzeba chronić gatunki, ale ważniejsze jest rozpoczęcie od właściwego końca. I tak, uważam, że działania naprawcze w skali jednostki, takie jak wykupienie konia z rzeźni albo adopcja psa mają sens. W końcu mówi się, że kto ratuje jedno istnienie, ratuje cały świat.


Pisałam też o tym, że ochrona gatunkowa jest spektakularna, uspokaja sumienia i zamyka oczy wyborcom...

I jeszcze NIE- bo struktura jest zła. Koordynator koordynuje, ale nawet jeżeli robi to dobrze (a robi, w tym wypadku, w ramach przyjętej roli), to nie jest osobą decyzyjną. Jest tak: koordynator słucha osłony naukowej, wykonawców i próbuje pogodzić ICH  interesy, tak naprawdę ludzkie i merkantylne. To, czy dostaną pieniądze, zależy od tego, jak koordynator napisze sprawozdanie. Powinno być tak: koordynator słucha opinii i DECYDUJE, podejmuje wiążące i terminowe ustalenia dotyczące szczegółów, np. terminu siewu, dostawy roślin, zakupu sprzętu. I oczywiście dysponuje kasą, do wypłacenia w zależności od wykonania zadania.

I dlaczego jeszcze się NIE udało? Bo ludzie są ludźmi, realizują swoje ludzkie cele, w niektóre z nich NIE  zdaje się być wpisane... Bo lubią odwracać uwagę od tego, czego NIE robią, zwracając uwagę na NIEdziałanie innych... w ciągu ostatniego półrocza tyle razy słyszałam, że to o niepylaka tu chodzi, że mam wrażenie, jakbyśmy ciągle musieli sami siebie o tym przekonywać...

To jest także odpowiedź na pytanie, dlaczego zespoły nie współpracują. Własne cele o wiele wygodniej realizuje się na własną rękę...

Ale wsparcie naukowe... to osobne zagadnienie. I wiele nowych pytań.
Jak wiadomo, nad Kruczą Doliną wisi Kruczy Kamień, zrobiony z porfirów kruszących się w piargi, a te ciepłe rumowiska porastają:


rozchodnik wielki Sedum maximum, czyli to, co jedzą gąsienice. Całkiem go sporo:-/


rozchodnik biały Sedum album- tego też gąsieniczki są w stanie spożyć,



rojnik pospolity Jovibarba sobolifera- no, jak na skalniaku;-p

Dla dopełnienia obrazu- rośnie tam też duuużo róży alpejskiej, Rosa pendulina, którą próbowano umacniać rumowisko, a która teraz zarasta wszystko- no właaaśnie, wsparcie...
I dla lepszego dopełnienia oraz w celach edukacyjnych- tam, gdzie skały w drodze zalesiania i naturalnej sukcesji pokryły się lasem, możemy spotkać takie oto przyjemne gatunki grądowe:



naparstnica zwyczajna, Digitalis grandiflora,


lilia złotogłów, Lilium martagon, co prawda przekwita,


o,


dzwonek brzoskwiniolistny, Campanula persicifolia. I inne.

Czyli jest nieźle, rozchodniki mają się dobrze, o wiele lepiej, niż wydawało mi się w maju. Jest ich sporo i rosną na bezdrzewnych osuwiskach.
To po co takie akcje, proponowane przez naukowców:
- wycinka drzew w rezerwacie Kruczy Kamień o_O
- uprawa rozchodnika wielkiego na łące poniżej rezerwatu O_o

To jest taka łąka:




wilgotna, ziołoroślowa, ostrożeniowa, bujna.
W tej sytuacji zalecone przez naukowców zaoranie jej fragmentu


a następnie ręczne formowanie pagórków, na których zostaną posadzone rozchodniki


to wypasiony landscaping, a nawet landart;-)- ale tylko tyle. Po rozchodnikach sadzonych w poprzednim sezonie ślad zaginął.

I jeszcze odpowiedź na ostatnie pytanie bez odpowiedzi- nie, nie wolno nam ingerować bez sensu w środowisko w imię szczytnych celów... ale to robimy, w imię szczytnych celów.
I jeszcze jedno pytanie- dlaczego, jak myślę, jak by tu zdobyć kasę na realizację całkiem prywatnego marzenia, przychodzi mi do głowy- założyć fundację?

Ok. To jest uogólnienie, ale tak to działa, czy nie działa, w tym przypadku. Mój blog, mój subiektywny punkt widzenia.

Hm. Wycieczka do Muskałowa przełożona na sobotę, chyba. Za to w pobliżu Kruczej jest sobie cudne Miasteczko, o którym napiszę za chwilę. Pozdrówka, Megi.









6 komentarzy:

  1. Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. Ostra ingerencja w ekosystem zawsze przynosi więcej szkody, niż pożytku. Jest mało prawdopodobne, żeby rozchodnik wielki zaadaptował się na dawnej łące - bo po prostu sztucznie stworzone warunki odbiegające znacząco od siedlisk naturalnych nie będą mu odpowiadać. Moim zdaniem - można odpowiednie rośliny dosadzać, czy dosiewać, ba - można by próbować hodowli reintrodukowanego motyla i wypuszczania w środowisko gąsienic lub imago. No i faktycznie - ktoś powinien to koordynować, ale tak naprawdę, a nie na " chybił trafił".
    Pozdrawiam Serdecznie!
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  2. hej. Właśnie ta koordynacja nie daje mi spokoju. W takim wydaniu koordynator może tylko sprawdzać, czy każdy z uczestników projektu spełnia warunki zawarte w jego SIWZ, a one są bardzo nieprecyzyjne. I nie może wymagać niczego ponadto, np. elastycznego, zależnego od warunków ustalenia terminu wykonania prac. W ogóle nie może niczego nakazać, w związku z czym wielogodzinne spotkania nie prowadzą do wiążących uzgodnień... pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Beautiful woodland pictures! I enjoyed walking around those meadows with you! That lily is so unusual, I really loved the picture. I am not sure what the problem is you are trying to solve, but I wish you all the best of luck.

    OdpowiedzUsuń
  4. oh Masha! You're disarming!:-))) I should give an english summary:-) but this time... just enjoy, better not to know;-/ That lily is like made of steel, isn't it?

    OdpowiedzUsuń
  5. A może rzeczywiście nie o niepylaka tu chodzi?
    Bardzo smutno by było i bardzo prawdziwie i bardzo "ludzko" ...

    OdpowiedzUsuń
  6. nooo... właśnie ci powiem na ucho, że z oglądu tak wygląda...

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)