od początku

sobota, 27 sierpnia 2011

wiatr we włosach, wiatr w żaglach

Dziękuję Ewie G za wyróżnienie (znowu;-)?). Polecam Ewy blog, sama ją zresztą niedawno wyróżniałam. Ewy blog o literackich inspiracjach, o ogrodniczych ciekawostkach.
Znowu mam pisać o sobie? Ja ciągle piszę o sobie, cały blog jest o mnie. To, jeżeli pozwolicie, dzisiaj w tym duchu już do końca posta;-] A z polecaniem poczekam... aż was poczytam, tak w okolicach Blog Day.
Bo- załapałam się. Już się nie fochuję, że lepsza Suwalszczyzna, że w przyszłym roku już Czarnogóra, że zimno, wykąpać się nie można...

(widać, jaka ZIMNA woda?)

Po prostu wkręciłam się na całego.
Duch podróżniczy mnie opanował.
Jeździmy tu i tam. Jak przystało na podróżników prawdziwych, nasze wycieczki planujemy mniej więcej w połowie, resztą rządzi przypadek. Bo nie mam dobrych map ani gps, bo zanęci nas kawałek przyrody, bo nagły kaprys ściągnie nas z trasy.


I jest zajebiście. I jest przepięknie. It's beautiful, szwagier.
Dziękuję mojemu TP, z którym życie jest podróżą, z którym podróż jest jak życie- zwykłe, skromne, bez zbędnych ruchów, fajerwerków, samolotów i hotelu na Bali, za to z czułym rozpoznawaniem najbliższych okolic. Jest dobre i proste jak czarna kawa.


Myślę, że tak, jak ludzie zatęsknili za sielskim otoczeniem i przeszłością, tak kiedyś zatęsknią za prostymi podróżami. Odpowiednie biura i przewodniki się przydadzą;-]
Zbieram sobie materiał do pisania o przyrodzie i zieleni, ale najpiękniejsze ulotne wrażenia i zachwyty wiążą się z krajobrazem kulturowym, tak innym, niż u nas.
Bo... kilka kilometrów za całkiem sporym i cywilizowanym miastem rozciąga się torfowisko jak z filmu o początkach Ziemi, a niemal na jego brzegu stoi farma, której mieszkańcy wyglądają jak amisze i są amiszami, i sprzedają sok z czarnego bzu i ręcznie robione masło.






Bo w kolejnym loppisie, w wielkiej pofabrycznej hali, szwedzki krasnolud moje dwa uzbierane koszyki zakupów wycenia machnięciem ręki na 200 koron (nawet nie wiem, co tam kupiłam o_O), a sam wraca do krasnoludzkiej pracy, polegającej na rozbijaniu sprzętów młotkiem, aż echo niesie pod dach.

(w kolejnym mogliśmy tanio nabyć dwie głowy łosia. A w przyszłym tygodniu będzie tu loppis z bagażnika, taki zlot i wyprzedaż jak na programach w BBC Lifestyle. Nas już nie będzie:-///).

Bo między dwoma domami we wsi 24 30- tonowe kamienie ułożone w kształt statku przypominają o kulcie Odyna.



Bo codzienny lunch, wybrany na chybił, może okazać się kompletną niespodzianką, hiszpańską inkwizycją.


A zagłębianie się w gospodarstwa przenosi mnie prawie na Suwalszczyznę.






Może ja ten mój zachwyt przedstawię na przykładach.

Pierwszy- drewniany kościół w Skagerhult z XVII wieku.





Otwieramy drzwi dużym kluczem, zwisającym na łańcuchu...


Nastrój wnętrza jest niesamowity.




Jest i stół pod oknem, w zakrystii;-) Detale zapierają dech:



Jakoś tak myślę o anecie i jej meblach, i wszystkich rzeczach, które nas przeżyją. Jak kruche okienne szyby z epoki...
Pozwalamy sobie na drobne zabawy
























Wychodzimy, zamykamy.



Drugi- chata w Kulang z końca XVII wieku.





Patrząc na wiekowe (tutaj akurat to słowo na miejscu), a żywicujące bale, w zwężających się ku górze zrębach, na podwaliny z jednego pnia drzewa, na wnętrze, które mogło być równie dobrze wyposażone w XVII, jaki i w XX wieku (dom był zamieszkały do 1936)... nie wiem, co myśleć. Chyba to, że OSTATNIO dużo się zmieniło. Np. rozkmina, jakich bloczków na fundamenty użyć, zamiast POŁOŻYĆ DRZEWO...


I co? Kościół na bezludziu, otwarty, pełen zabytkowych, a przenośnych sprzętów. Stuga na uboczu, z otwarta, niezasikaną i niewysprejowaną piwnicą, bez stosów puszek i butelek wokoło. W ogóle stoi, nikt jej nie spalił. A ciekawe, że w PL tak nie można. Pamiętacie moje posty z podróży po Dolnym Śląsku? Smutek, chaos, zaniedbanie, ogólna rozbiórka, tylko niektóre miejsca jawią się jako oazy dobrostanu. Może i ten rozpiździel i nostalgia są tajemnicze i fajne, ale prowadzą do przepaści i ruiny, i niedługo nie będzie co zbierać. A tu- inaczej. I mimo widomego wygodnictwa i niewielkiej  przedsiębiorczości, jakoś w co drugiej wiosce ktoś sprzedaje rzeźby albo wafle, tak od 13 do 15 w środy i soboty...
Lubię Szwecję.

Lubię J i P, i zawsze będę chciała przyjeżdżać do ich słonecznego domu, bo to oni tam mieszkają. I gdziekolwiek by nie mieszkali. Znajduję u nich spokój i proporcje.
Lubię Szwecję, i do końca życia będę miała tam co odkrywać.

I co?
A, jeszcze to, że wolałabym może nie być taka odkrywcza i zachłanna, i czasem spędzić wakacje jeszcze prościej, przecinając promień kilkudziesięciu km na rowerze, z wiatrem we włosach, wracając uchetana wieczorami pachnącymi sianem, i zbożem, i grającymi świerszczami... czy jeszcze kiedyś...
Kiedyś. Kiedyś marzyłam o robieniu ogrodów, teraz- może to fajne i czasami twórcze, ale żaden cud i miód.
Kiedyś myślałam o osiedlowym loppisie z dodatkiem moich ulubionych duńskich ciuchów, teraz- wiem, że z nudów bym umarła, mając za towarzystwo przedmioty i przedmioty.
Kiedyś... a teraz chciałabym pić codziennie kawę w innym miejscu i pisać o tym dla was.
I chciałabym codziennie pić kawę w fotelu z widokiem na okno północne i wschodnie i kotem na kolanach, i pisać o tym.
Kiedyś. Koniec wakacji, koniec końców.
Wracamy. Zaczynam od nowa.


Więcej zdjęć nt. krajobrazu kulturowego i opisanych nastrojów dla fanów.
Pozdrówka, Megi.



14 komentarzy:

  1. Hienoa Kuvausta....
    Maailmaa avartavaa - katselin mielen kiinnolla.
    Hyvää viikonloppua....

    OdpowiedzUsuń
  2. Podzielam Twój zachwyt, mimo że nie byłam tam, niestety...
    Pięknie opisałaś swoje wrażenia, wspaniałe zdjęcia... i tak się jakoś refleksyjnie zrobiło... i nostalgicznie. A deszcz bębni w okna....
    Ściskam czule ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zachwyty same! ja tez lubie tak wloczyc sie i odkrywac rzeczy z pozoru blahe ale czasem bardzo niezwykle i pasjonujace, rozmawiac z ludzmi spotykanymi przypadkiem , smakowac sie nieznanym, a jeszcze gdzyby w ten sposon mozna bylo zarabiac na zycie to byloby to calkiem fajnie...w Wenezueli znane sa dwie kobiety ( VAlentina Quintero i Elizabeth Klein), ktore calkiem dobrze sobie radza w podrozach po kraju i calkiem niezle na tym zarabiaja. Zawsze im troche zazdroscilam..robia to co lubia i znalazly sobie mily sposob na zycie.. saludos y gratulacje za cieply reportaz o Szwecji..

    OdpowiedzUsuń
  4. O rany, Megi! Kochana jesteś! Ale komplement!

    A wiesz co, a może przyjedziesz do mnie w przyszłym roku na urlop i razem pojeździmy, autem albo rowerami... bez planu, bez celu.... no może przynajmniej jeden cel będzie, na przykład Łańcut :)))) Uwielbiam tak jeździć nieśpiesznie, zajrzeć a tu, a to tam. Właśnie w niedzielę byłam na takiej wycieczce, przywiozłam nieplanowany mebel, zajrzałam do miejscowości, w których jeszcze nie byłam i w których nie byłam po stokroć, ale odkryłam tyle nowych rzeczy.
    Ściskam mocno

    OdpowiedzUsuń
  5. Tyle nierozpoznanych tęsknot siedzi w sercu ...
    I zachłanność żeby wszystko. Jak pytam Weroniki - co wybierasz, to ona nie ma wątpliwości, że równocześnie TO i TO. No więc może można (ale zbitka słów) być podróżnikiem rozmiłowanym w chłonięciu różnorodności i inności, równocześnie kochając, zawsze taki sam, widok z północnego okna.
    Ze świetnym towarzyszem przy boku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Eko- hmmm...
    Inkwi, jaki, k, znowu deszcz!? deszcz padał całą noc;-///
    grazyna- no właśnie o tym nieśmaiło myślę;-p
    aneto, a jak wstawię zdjęcie pewnej szafki... no ja muszę sobie taką zrobić/pomalować! no przyjechałabym, dawno nie byłam na Wschodzie:-)
    M., właśnie tak. Wszystko TAK.
    I dziękuję za miłe słowa!

    OdpowiedzUsuń
  7. O którą szafkę się rozchodzi? Zdjęcie możesz wstawić :))) Pisz do mnie o czym chcesz .... :) To wstępnie na przyszły rok jesteśmy umówione?

    OdpowiedzUsuń
  8. Wrażeń z wakacji wiele, będziesz miała co wspominać. Przy okazji my też coś nowego zobaczyliśmy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. No właśnie, "podróżujemy" razem z Tobą ... Chwała Ci za to ! Zdjęcia jak zwykle cudowne, przesiąknięte klimatem owych miejsc, aż żal ściska serce, że się tam nie było ... A co Ty tak tam zawzięcie podjadasz ? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest takie torfowisko przy drodze z Ustrzyk Górnych do Wołosatego, latem niby nic szczególnego, nie wyróżnia się zbytnio na tle zieleni, ale jesienią, przebarwione na czerwono, z uschłymi świerkami przypomina prehistoryczny krajobraz, zawsze tam mówię do męża, tylko brakuje, żeby dinozaury wychyliły się zza drzew. Cudne budynki z bali, a dachy trawiaste, kiedyś zastanawialiśy się nad położeniem takowego na chatce, kościółek, gdzie modlitwy lecą prosto do nieba i nie obijają się o nadmiar złoceń, i też mi się chce jeździć, oglądać, dotykać, bo mam wrażenie, że czegoś nie zdążę, ominę. Dzięki za pokazanie innego świata, prostego, odnalazłabym się tam, pozdrawiam serdecznie.
    P.S. A co za potrawę masz na talerzu? oczy wzniesione z zachwytu nad smakowitością?

    OdpowiedzUsuń
  11. Megi-poproszę chatę z Kulang i święty spokój ...Bardzo barwny post ale coś Cię,moja droga kolezanko,nostalgia jakowas szarpie.Koniec lata to dostatecznie melancholijny czas a jeszcze koniec urlopu...Mnie też się podoba SZWECJA ,choc tylko na razie intuicyjnie,bo nie byłam ale każdy Twój urlopowy post utwierdza mnie w lubieniu.Tak,CHCIAŁABYM aby wokół mnie było czysto a ludziska żeby miały w poszanowaniu cudzą własnośc,żeby napis "prywatne" ,był respektowany.
    Bardzo mi się podobała farma amiszów-lubię nad wyraz ten dziwny odcień czerwonego,którym w Skandynawii maluje się domy...Och,chyba sobie "Dzieci z Bullerbyn"puszczę na wieczór.pozdrawiam mocno,towarzysza życio-podróży także.

    OdpowiedzUsuń
  12. aneto, zdjęcie szafki wstawię... w swoim czasie, czyli za chwilę:-) umówione, owszem:-]]]
    Co podjadam- niedobre. Zwane pieczenią ateńską, bo jak rzymska, ale w greckiej knajpie. W każdym razie jadłam 100 lepszych rzeczy. Ale z nazwy się nie spodziewałam;-)
    Ach, Mario, znam to torfowisko od 30 lat... ponad. To właśnie torfowisko wysokie, ale u nas takich jest niewiele i są małe (wspomniane przeze mnie ma 90 ha!) W każdym razie torfowisko koło Wołosatego to klasyczny przykład wysokiego torfowiska górskiego. To właśnie podoba mi się w protestanckich kościołach, ich skromność i prostota. A zielony dach śmieszny, bo długo po deszczu z niego kapie woda...
    Żebyś wiedziała, Izo, jak mnie nostalgia toczy... ale nic to, zaraz się ogarnę. Zderzenie dwóch światów w kwestii czystości już dzisiaj przeżyłam w przydrożnych toa. Niby czysto, ale... Ten kolor nawet u nas nazywa się "czerwień szwedzka" (Sadolin).
    Dziękuję za pozdrowienia, pozdrawiam i zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Hmmm... cudnie, ale tam, czy tu, dla mnie piękny jest cały świat. Zdjęcia wspaniałe!

    OdpowiedzUsuń
  14. Hortensje zachwycają, to dopiero widok !!!

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)