od początku

czwartek, 23 stycznia 2014

Wszystkie Ruiny Dolnego Śląska

Tytuł sponsoruje kyja:-)
Poprzednim postem zamieszałam w budyniu, a komentarze przeniosły mnie do gimnazjum, do którego przecież nie miałam okazji chodzić- zawsze to jakiś zastrzyk młodości.
Odnoszę też wrażenie, że słyszałam okrzyk "naszych biją".
Ciekawe, czy na kolejne zdjęcia niezabezpieczonych ruin i opisy stanu degrengolady ktoś zareaguje histerycznie. Do tej pory albowiem można było robić fotki cudzym domom, pisać (bo jakoś mi te śmieci nie wchodzą w kadr) o zapuszczeniu i przechodziło bez echa. Drobna hipokryzja?
Bycie przewodniczką kijowego towarzystwa zobowiązuje, dziewczyny mogą się wykruszać, ale ja nie- zatem kolejne dwa spacerki w moherowym towarzystwie- a później może przerwa, bo coś tu monotematycznie ostatnio...
(nawiasem, towarzystwo moje ulubione, bardzo elitarne, rozrasta się- pewien facet!!! zapytał o wysokość składki, ale nie wiem, nie wiem. My tu sobie drzemy pierze, obrabiamy doopska, milczymy, szkicujemy projekty zawodowe... no to nie wiem;-p)
***
Motto brzmi:
"Czyli u mnie też jest TAK pięknie. To bardzo dobrze."- to komentarz Magdy Spokostanki.
Wyjęty z kontekstu, ale mówi o tym, że pięknie jest wszędzie (tak, w Mikołajowie też, na Północy i na Wschodzie, i na krótkich spacerkach wokół Wrocławia).
Spacer pierwszy, trasa: Owsianka- Pustków Żurawski- Solna- Żurawice- Owsianka, 3 godziny ze zwiedzaniem.
1- Owsianka, 2- Pustków Ż, 3- park podworski w PŻ, 4- Solna, 5- park podworski w S, 6- Żurawice
W słońcu.
 Pustków z daleka wyglądał tak
(wszystkie archiwalne ryciny z http://dolny-slask.org.pl/)
 prawie tak samo
 ale nie całkiem
 nie całkiem.
Chociaż trochę tak.
No właśnie.
Co to za PROBLEM sprzedać cukrownię, doprowadzić ją do upadku, wyburzyć, sprzedać grunt pod deweloperkę?
Kto tu zamieszka, będzie jak ja- stąpał po ruinach Niederschlesien, chrzęszczących pod stopami jak muszle wyniesione pływem, w tym miejscu całkiem dosłownie.
Będzie żył na skorupie stężałej lawy, kiedy tam, pod powierzchnią, płynie gorący nurt dawnego życia.
Tutaj nie da się nie być egzaltowanym, a słowa, które najlepiej opisują stan duszy, to nostalgia i melancholia.
Poniekąd rozumiem mechanizm upadku, oddaję głos Hannibalowi Smoke, który pisze o powojennych osadnikach:
"Niepewni przez następne ćwierćwiecze, czy ich pobyt nie ma charakteru tymczasowego, żyli ,,na walizkach" w obcym otoczeniu. Odcięci od edukacji i nienawykli do zachodniej kultury agrarnej, nie radzili sobie w poniemieckich gospodarstwach. I tak jak na Kresach, pod koniec lat 40. Kresowiaków ponownie pozbawiono majątków. Zmuszono do posłuszeństwa wobec znienawidzonego reżimu, który ich Ziemię Obiecaną rozbierał cegła po cegle, by odbudować Warszawę. Norman Davis w "Mikrokosmosie" przywołując badania socjologiczne, które opublikowano dopiero po upadku komunizmu, podsumował powojenną sytuację ludzi na dolnośląskiej prowincji trzema słowami: apatia, alkoholizm, alienacja.
To w znacznej mierze wyjaśnia, dlaczego komunistyczna propaganda oczekująca niszczenia wszystkiego co niemieckie, "hitlerowskie" i burżuazyjne, trafiła na podatny grunt. Jednak nie jest okolicznością łagodzącą. Nic nie tłumaczy faktu, że w okresie powojennym ani jedna zabytkowa rezydencja na Dolnym Śląsku nie oparła się złodziejom. Nie licząc pałaców zburzonych w skutek decyzji politycznych, setki innych bez żadnych nalegań "z góry" zostało zdewastowanych do całkowitego unicestwienia. Choć nie było takiego obowiązku, podobny los spotkał niezliczone dwory, kościoły, cmentarze i wiele innych budowli o bezcennej wartości kulturowej. Jest przecież nie do pomyślenia, żeby cywilizowani ludzie, wchodząc do pięknego, starego pałacu, zrywali belki stropowe i podłogowe, rozbijali rzeźby, lustra i żyrandole…"
(całość)
Tym bardziej nic nie tłumaczy faktu, że dzieło zniszczenia dopełniło się podczas ćwierćwiecza naszej demokracji, przez zaniechanie i ostatecznie.
Pałac w Pustkowie.
Elewcja ogrodowa.
Powstał w latach 1869 - 1870 dla Carla Christiana Naehrich, założyciela cukrowni.
Po wojnie mieścił siedzibę zarządu i administrację Cukrowni "Pustków". Taki piękny, eklektyczny, fabrykancki pałacyk z zegarową wieżą i secesyjnym dekorem.
 Popada w ruinę cicho i mało spektakularnie...
... a tych maków i panien śpiących szkoda...
Szkoda, nie szkoda. To tylko materia, niech ją przyroda pochłonie.
Ja jestem z pokolenia, co winiacza rozpijało na cmentarzu, wśród potrzaskanych epitafiów.
Przezierne stropy zrujnowanych budynków to był taki park linowy.
Ruiny porośnięte białodrzewem, zwane laskami, były najlepszym placem zabaw.
Ale coś zapadło, przesączyło się z tej nostalgii i melancholii, z tej lawy i przypływu.
Toteż, toteż
i tu następuje zapowiadane lokowanie
jestem pod wrażeniem pokolenia
Dolnoślązków z urodzenia lub wyboru.
Tych, co przedłużają sobie remont, składając w całość resztki gazet wydłubane ze stropów (Z. i Ł.)
Tych, co wygładzają zdjęcia i listy (kyja).
Tych, co te listy tłumaczą z gotyku, zamiast zająć się pisaniem projektów np. (Pacjan).
Tych, co jak Nowi Osadnicy i Prawdziwi Pionierzy kolonizują ruiny (Sąsiad).
I jeszcze mówią, że "tu jest wszystko", chociaż nie ma wody i szamba (Sąsiad).
Tych, co ratują stare domy (Inkwi).
Zakładają firmy, kupują domy i łączą kropki na mapie. Wlewają swoje życie w stare koryta strumieni, uruchamiają przypływ.
(to nie jest kolejne pokolenie, ale większość to dużo młodsi ode mnie ludzie. I nie będę się starać wszystkich wymienić, bo zapewne kogoś pominę.)
Uff, można umierać;-)
No.
Park w Pustkowie mało przypomina park, raczej trawnik z drzewami- modrzewiem, kasztanowcami.
 Widoki z i na są rozległe.
Z Pustkowa do Solnej idzie się torami torami
Zawsze się zastanawiałam, jak ludzie giną na torach.
No, idom i gadajom, chyba.
 a później polami polami
 po miedzach po miedzach
(ależ my tu ziemię mamy:-)))
prostą ścieżką pośród pól
 (błotnistą jak szlag)
 i  już jest Solna.
 W niej pałac pozbawiony cech stylowych (nie ma na zdjęciu), piękny folwark (brama!!), trochę starego, ujmującego budownictwa w stanie malowniczej ruiny, trochę nowego budownictwa (przeważający kolor elewacji- limonkowa zieleń... ale dobrze, że się buduje)
 i park, którego nie ma (brak starodrzewu, robinia, wiąz).
Po drodze jeszcze Żurawice, mała wieś malowniczo położona na wyniesieniu.
 O fak, sfotografowałam czyjś dom.
 W dodatku jaki malowniczy, jakie archetypowe podwórko w kępie drzew, domek Ani na Zielonym Wzgórzu, no doprawdy!
jakiś facet na podwórku...
 I zaraz Owsianka, ta sama kępa drzew, kominy Pustkowa
 i brama dębowa dzieląca grunty Żurawic i Owsianki.
Warto dodać, że podczas tego spaceru przez caly czas oglądamy Ślęzę w różnych odsłonach, Górę od południa do zachodu słońca:
Spacer drugi, trasa: Galowice- Wilczków- Pasterzyce- Bogunów- Żerniki Małe- Galowice, pięć godzin ze zwiedzaniem.
1- Muzeum Powozów w Galowicach (zamknięte bez żadnego info!!), 2- Wilczków (kosciół, kaplica cmentarna, gorzelnia), 3- kapliczka na rozstaju, 4- Pasterzyce (folwark, park), 5- most na Ślęży, 6- Bogunów (folwark, park z mauzoleum), 7- Żerniki Wielkie (pałac, park z mauzoleum), 8- most na Ślęży.
W chmurach.
Droga mokra, szara i asfaltowa.
Brr
ale można pobawić się w sylwetki drzew. Od lewej- lipa, klon zwyczajny
Wilczków był kiedyś znaczącą wsią- dwa kościoły, pałac, dom towarowy, duży cmentarz, gorzelnia...
Kościoła ewangelickiego już nie ma, obcy był, nie nasz, nie żal.
Katolicki robi wrażenie gotycką, ręcznie wyrabianą cegłą, obronnymi murami.
 Mapujemy kolejny krzyż pokutny.
 Oglądamy zieleń
TP nie lubi sumaków, a mnie się podobają:-) pod warunkiem, że się ich nie przycina.
Nikt mi nie powie, że bukowy żywopłot jest smutny, bo niezimozielony i wiszą na nim zeschłe liście. Jest wręcz przeciwnie.
i resztki wszystkiego.
Gorzelnia nadal działa.
Droga do Pasterzyc jest równie szara i smętna, jak dotąd, uwagę przykuwa tylko kapliczka
Ławeczka wrosła w robinie:-)
i pozostałości alei z topoli włoskich, prowadzącej do pałacu.
Pałacu, którego nie ma.
"Początkowo pałac był własnością rodziny von Pasterwitz. Trzy panny tego nazwiska zginęły w trakcie pożaru, który wybuchnął swego czasu na balu w oławskim pałacu. Później w posiadaniu hrabiów Haugwitz, rodziny von Oheimb, hrabiów Stosch, baronów von Kottwitz i pana von Borrwitz. Ostatni sprzedał majątek w 1806 r. królewskiemu wyższemu urzędnikowi Wiesnerowi, od którego syna kupił go królewski major von Stegmann na Jackschenau. Od 1841 r. w posiadaniu Friedricha Otto von Lieres und Wilkau. Szczególnie solidny budynek pałacu powstał w 1771 r. w czasach pana von Oheimb, którego herb wieńczy portal. Von Lieres i Wilkau nie tylko wybudował wszystkie nowe budynki gospodarcze, powiększył też pałac o nowe skrzydło. Ogród i park ożywione są przez przepływającą rzeczkę i parę stawów, a z okien pałacu ma się piękny widok, ograniczony przez Górę Ślężę w jej najpiękniejszej postaci." (za Alexandrem Dunckerem, tu)
To jest ten sam widok:
 Niestety. Widać to samo drzewo.
A park piękny, pierwszy raz byłam i na pewno powtórzę.
Cudowny układ wodny.
Sylwetki drzew: charakterystczny, fontannowy pokrój leszczyny.
 Niesamowite osie widokowe.
 Co prawda kończą się w polu, ale te świerki mówią, że granica parku była kiedyś dalej...
 Piękne, dojrzałe okazy drzew.
Zwisła odmiana modrzewia.
Para lip.
Ale jakich.
Nieprzystępnych, trudno je przytulić.
 
Można by marudzić, że posadzono je zbyt blisko siebie, ale jak pięknie potrafiły się dopasować!
Platan i jodła pospolita.
Świerk kłujący, ale chyba odmianowy?
Kolejna pozostałość ogrodu to postument pod donicę na środku pola;-)
 No szkoda, cóż. A syf i mgła klasyczny, dolnośląski, ale to już wiecie.
Folwark prezentuje się dość ozdobnie.
Dawny dom zarządcy.
 Przekraczamy Ślężę, tym razem rzekę, nie Górę.
 Idziemy wzdłuż polderów wypełnionych czarną ziemią pobagienną (ach, te czasy, kiedy rzeka wylewała co roku, przelewała się w starorzecza, odcinała meandry, wypłycone starorzecza zakwitały na wiosnę żółtymi kosaćcami, różową firletką... chciałabym tych czasów)
 a bieg rzeki zaznaczają wśród pól sylwetki drzew.
Drugi plan od lewej: topola czarna, wierzba biała, topola włoska. Uwielbiam topole włoskie, są w krajobrazie tym, czym cyprysy, wykrzyknikami.
Pewnie jabłoń. Podkasana, więc niecharakterystyczna.
Topole często porasta jemioła, bo mają miękkie drewno. Podobnie jak głóg, jemioła, brzoza...
... ale na brzozie jemioła nie rośnie. Rośnie za to na robinii o twardym drzewie, tfu, drewnie. Jak myślicie, dlaczego?
Lipy uzyskują charakterystyczną sylwetkę i kopulasty kształt korony, bo za młodu ich gałęzie rosną skośnie pod kątem ostrym w stosunku do pnia, a później odchylają się w doł.
I już Bogunów.
Tajemnicza wieś, niemal bez wzmianki o przeszłości ani jej obrazu, już kiedyś szukałam.
Oglądamy tylko folwark, park zostawiamy na kiedyś.
 Wyobrażacie sobie, że ktoś mieszka na dole, a dachu nie ma?
 Ach, może jest biedny, ale fajny?
Niezależnie od tego, jaki jest, ten budynek ma swojego właściciela i zarządcę, a ten ma obowiązki.
No i znowu to zrobiłam. Dom.
Malownicza ruina, jaka piękna.
Nie szkodziłoby, jakby była mniej malownicza i mniej ruiniasta.
W tle sosna czarna, charakterystyczna piniowata sylwetka, wierzchołek obłamany przez śnieg i wiatr, stąd taka gniazdowa forma.
 Folwark był ogromny, rzędy stodół, podwórko za podwórkiem.
 No i co z tego. Tak przemija chwała świata, widocznie przeżył swój czas.
W przyszłości rozpadające się blaszaki centrów handlowych będą wyglądały gorzej.
Kolejny krzyż pokutny, dla niepoznaki w kolorze muru.
 Pałac w Żernikach Wrocławskich jest przeznaczony do wyburzenia, swoje już odstał.
 Nie pozwolono mu się pięknie zestarzeć.
 Jeszcze raz przekraczamy Ślężę
i zamykamy pętlę Wszystkich Ruin.
Bo gdzie byśmy nie poszli, w którą stronę, stąpamy po okruchach starego świata, tak tu jest.
***
Kończąc kolejną pętlę zarzucę kilka słów o spotkaniu z Człowiekiem, w domyśle- z ciekawym Człowiekiem.
Spotkaniu kogoś poznanego na blogu, portalu randkowym, kogoś znanego z widzenia, kogoś, po kim się spodziewamy czegoś. 
Jest spinka, bo najpierw spotykamy się z własnymi oczekiwaniami i iluzją, co już może być stresujące, a później, och, ta deziluzja następuje nieuchronnie.
 Nikt nie jest takim, jakim się wydaje:-) i albo kogoś przyjmujesz takim, jakim jest, akceptujesz, albo nie.
Można się kontaktować z własną iluzją albo innym człowiekiem, jedno wyklucza drugie.
Jeżeli akceptujesz, to w jego postaci. To nie znaczy, że w waszej relacji on nie będzie się starał, szedł na ustępstwa, pracował nad sobą. Ale, jak spuentowała Magda,  "prawdziwe kochanie jest MIMO, nie tylko ZA"
nawet jeżeli mowa o mniej gorących relacjach;-)
Taka anegdotka.
Chodziłam kiedyś do psychola
i w ramach terapii żaliłam się na życie.
I kiedyś tak opowiadałam, jaki to mój mąż jest niedobry, cała we łzach. Psychol pewnie miała dość, bo zapytała- to czego pani oczekuje? a ja, cała roztrzęsiona- och, żeby on był taki jak ja...
I usłyszałam: czy pani wie, co pani mówi? czy pani wie?
Bardzo to było rozsądne i postawiło mnie do pionu. A to było po dobrych kilkunastu latach skomplikowanego związku. Wstydzę się tego i od tej pory staram się brać ludzi, jakimi są, wyłączać kontrolę.
(a niby post o zabytkach)
Pozdrówka, Megi.
PS. Do grupy "PRANIE", czyli Klubu Podglądaczek Prania na Sznurku, zapisujemy Agniechę, kyję, Pacjana, schronienie i dodo. Przewodniczącą zostaje Magda Spokostanka. Członkinie zobowiązuje się do myślenia ciepło o pozostałych podczas wieszania prania, tworzenia pięknych kompozycji i dzielenia się tym pięknem w formie fotografii zamieszczonych w miejscach publicznych sieci. Ze swej strony dodam, że aktualnie, jak i od dwóch tygodni, posiadam na balkonie pranie, które przyjmuje wciąż nowe i zaskakujące formy piękna pod wpływem opadów atmosferycznych. Chociaż to być może zakrawa na przynależność do innego klubu, np. ChPD.

48 komentarzy:

  1. Chciałabym to wszystko przytulić i Ciebie też. To tak w skucie. A jak się robi takie mapki powiedz Ty mi bo tez bym się chętnie wspomogła robiąc posta o moich pogalmanach? Pranie to ja nieraz też zawieszałam i na blogu i na FB a teraz patrzę na pranie sąsiada. Sąsiad zmarł przed dwoma miesiącami a pranie sobie wisi i wisi. I miałam ochotę iść i zebrać ale teraz znowu chyba zamarzło.Ludzie odchodzą , pranie zostaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. skucie:-)
      nie nabijam się, tylko mam skojarzenia:-)
      Pogadały my, ok. Pogalmany- chwilę trwało, zanim skojarzyłam. To jak pokemony. Otórz zrzut ekranu obrabiam jak fotkę, przyzwyczaiłam się to robić w aplikacji dla małp ze sklepu z chromem, to ja może na priv jednak.
      Pranie blogowe pamiętam, sąsiedzkie... hm, może zdejmij. Ktoś to musi zrobić, tak jak i szafy opróżnić. Chyba. Wolałabym, żeby to wszystko tak z człowiekiem, fru, nie ma.

      Usuń
  2. Niesamowite ile w takich małych mieścinach jest historycznej zabudowy w lepszym lub - gorszym stanie. Jak oglądam te pałace to baardzo zadroszczę.. U mnie na pn-wsch to bardzo ciężko cokolwiek namierzyć poza kilkoma starymi dworami i pozostałościami drewnianej zabudowy, którą namiętnie się styropianizuje. No i architektura.. nie mamy takich przykładów. A jak już coś było to wojna zniszczyła.. Dzięki za spacer taki surrealistyczny jak dla mnie - człowieka nizin :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na Północnym Wschodzie to nie ma nawet dworu w Hańczy, ani w Rospudzie... w ogóle drewniana zabudowa szybciej ulega rozpadowi, przed epoką styropianu w zamożniejszych gospodarstwach, pamiętam, do wiejskiej chaty dostawiano dom- kostkę (zmultiplifikowany projekt typowy domu parterowego), tynkowany w takie romby, wg nas "kaseton suwalski". W byłych Prusach już tych dworów wiecej, praktycznie, jak u nas, w każdej wsi, ale znacznie skromniejsze i młodsze, klasycystyczne np. I nie jesteś człowiekem nizin, takich pagórków to u nas nawet na pogórzach nie uświadczysz! Piękna, młoda rzeźba polodowcowa! Jak to napisałam, to sobie myślę- no, nowy, młodszy świat.

      Usuń
  3. Proszę, dopiszcie mnie do Klubu! Możliwość wieszania prania na sznurach była jednym z ważniejszych argumentów, przemawiających za przeprowadzką w zarośla (bo poza tym nie bardzo chciałam...)

    Spacery i ich dokumentacja - imponujące!

    Anonim z Zarośli

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapisana!
    Ciekawa jestem, między jakimi drzewami masz rozciągnięty sznurek? A może konstrukcyję jakąś suszarniową zrobiłaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. super, pranie górą!
      AzZ, przyślij zdjęcie prania, szurka, konstrukcji, drzew- do publikacji!

      Usuń
    2. Ale pamietajcie, ze ja nie mam sznurka! Wieszam na suszarce! Poki co... Ale jak trzeba bedzie, to jakos ten sznur przeciagne..

      Usuń
    3. Sznur tymczasem rozciągnięty pomiędzy wiatą, orzechem i Tajnym Domkiem. W najmniej fotogenicznym fragmencie zarośli. Chyba nie mam zdjęcia, ale jeszcze popatrzę. Ale - ja tu mieszkam dopiero rok z małym haczkiem, plany sznurowe na niedaleką przyszłość są już poczynione.
      Co jest w tym praniu na sznurach??:)))
      AzZ

      Usuń
    4. schroni przysłała pastelowe zdjęcia:-)
      ja znalazłam coś hardego sprzed kilku lat;-)
      AzZ, jeszcze oswoisz te Zarośla:-) dla mnie już są magiczne, nazwa, zdjęcia i pranie.
      Może to jakiś fetysz jest? Pamiętacie te filmy (pamiętam obrazy, nie tytuły), gdzie osoby tak się cieniami, dłońmi spotykały przy wieszaniu białych prześcieradeł? A te, gdzie spomiędzy płacht wypadał na ziemię zakrwawiony nóż, i znów trzeba było prać?

      Usuń
    5. Moje między czereśniami, które same w sobie piękne nie są, ale z tym praniem ....:)
      AzZ, już sama myśl o orzechu i Tajnym Domku i ja jestem "ugotowana". Iluzja się mi produkuje, że hej! :)

      Usuń
  5. Ściągnij w końcu to pranie, bo Ci się zakurzy na czarno lub po gołoledzi połamie. Magda ma rację- ciekawa obserwacja......
    Niestety nie wieszam na zewnątrz, bo to nie ma sensu...., a tak bym chciała.
    Post bardzo ciekawy i przepiękne ruiny- więcej takich ciekawych postów. Wrócę tu jeszcze, bo go trzeba powolutku smakować i zachwycać się każdym zdjęciem.

    Przyjmijmy, że to złe dobrego początki.

    Pozdrawiam Was serdecznie dziewczyny- tak trzymajcie ! Czekam na kolejne posty !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. połamie, powiadasz? na amen? czytałam o łamaniu szmaty (Kretowata, Pacjan), ale myślałam, że to odwracalne!
      Ty mnie do tego posta zainspirowałaś, Zofijanno. Jakiegoś wątku nie dokończyłyśmy w rozmowie, o tym, co zostało na Wschodzie i na co ten Wschód zamieniliśmy... i właśnie miałam powiedzieć, że wiem, jak się- przynajmniej niektórzy- Ukraińcy i Białorusini czują... całe życie na ruinach.. dwa pokolenia minęły, ani oni, ani my nie u siebie. W pewnym sensie, bo ja cała stąd i na zawsze (nigdy nie mów takich rzeczy!)
      Przyjmijmy:-) piąteczka:-) napiszę:*

      Usuń
    2. Nigdy nie mów nigdy i nigdy nie mów zawsze.
      Połamie, jak zamarznie- to połamie. U nas już lekko przybieliło i jest minus 7, ma być - 12. W takich warunkach to w locie wszystko zamarza.
      Więcej wątków nie dokończyłyśmy, ale myślę, że niedługo przy pieczonym jabłku będzie to możliwe.
      Myślę, że masz rację, że te miejsca nie mają swojego gospodarza i powoli, i bezpowrotnie giną. W momencie, jeżeli znajdzie się ktoś, kto chce je ocalić nabierają piękna i odzyskują blask. Trudne są to sprawy i kosztowne.
      Będę chciała wyjść na Popa Iwana i oglądnąć remontowane polskie obserwatorium z 1938 roku. Podobno ma już nowy dach z blachy miedzianej. To była wspólna inicjatywa, dużo było w tym udziału polskiej strony i wspólnie ze stroną ukraińską się uda. To się dzieje poza wielką polityką - dla studentów ukraińskich i polskich. Gdyby coś takiego nastąpiło ze strony niemieckiej- to kto wie ? Remontują Ławrę w Kijowie ? Austriacy remontują stare cmentarze z I - szej wojny, które też są i na terenie Ukrainy...
      Wasz czy Twój sponsorowany Post jest świetny.
      Napisz, napisz.
      Pozdrówka

      Usuń
  6. Wiecie, że możliwość wieszania prania była jednym z czynników decydujących o wyborze mieszkania z podwórzem i drzewami, nadającymi się do rozciągania sznurów prania. Od dzieciństwa dom kojarzył mi się ze stołem pod drzewem i jedzeniem na świeżym powietrzu, i z wiszącym praniem. W czasach miejskich nie było ani jadania na świeżym powietrzu, ani prania na sznurze pomiędzy drzewami. A teraz mogę wieszać tysiące sznurów.

    Kocham ten mój Dolny Śląsk. Żal tylu pięknych dworów, domów, mebli, parków, ogrodów. Znam te wszystkie okolice Megi. Stąd jestem całą duszą.
    Z naszej dziecinnej sypialni widzieliśmy Świętą Górę Soling (uwielbiam niemieckie nazwy, niech się nikt nie czepia) zaraz po obudzeniu. Okno było ogromne, tzw. weneckie, wychodziło na ogród i Ślężę. Z obrazem Góry pod powiekami zasypialiśmy i budziliśmy się. Mój mały brat sprawdzał czy ona jest, czasem nie było jej widać we mgłach, wtedy on płakał z żalu. Umgła (czyli mgła) było jednym z pierwszych słów, jakich się nauczył i już się nie bał, że Góra zniknęła.
    Nostalgicznie się dla mnie zrobiło i bardzo wzruszająco. Dziekuję Megi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj, ty Pacjanie.
      Ależ mi tu obraz malujesz, dwoje dzieci w weneckim oknie, łapki i buzie rozpłaszczone na szybie, a tam umgła, biała i świetlista...
      Chyba sobie jakąś praniową opowieść przyszykuję na zaś, bo szop pracz ze mnie.
      No się wzruszyłam tym twoim kochaniem...
      ale, żeby nie było. A może ty tak sobie tłumaczyłaś te listy w ramach prokrastynacji, hę?

      Usuń
    2. Nie, tłumaczyłam w ramach relaksu, bo miałam już projekt w realizacji i mnóstwo pracy na placówkach. I wtedy marzyłam, że w nocy, pod kocykiem z owczej wełny, odpłynę sobie w czasie i będę Panną Klarą. I byłam. Znów tak muszę zrobić, bo jeszcze ociupinka została, ale na razie mam inne roboty pilne. Bo ja jestem bardzo pracowita i pilna, wbrew pozorom:-)

      Usuń
    3. "Od dzieciństwa dom kojarzył mi się ze stołem pod drzewem i jedzeniem na świeżym powietrzu, i z wiszącym praniem." Mam tak samo! Chociaż w dzieciństwie nie mieszkałam w takim domu....
      AzZ

      Usuń
    4. U nas była "mugła". I do pewnego czasu blok na przeciwko.

      Usuń
  7. Jako kijowe kółko, ostatnio wywołane do tablicy dziwnymi komentarzami, powiem, że nie rozumiem o co ten cały szum. Nikt nikogo nie oceniał, wyraził jedynie własne zdanie, tak jak ja kiedy pisałam, że w Owsiance to mi się nie podoba wiadoma nieruchomość, JA bym tam nie mieszkała, ale dla innych może to być raj na ziemi. Zdjęć prania w różnych wydaniach i w przeróżnych miejscach mam co niemiara (na blogu pewnie też kilka pewnie by się znalazło) i uwielbiam cudze gacie i koszule focić, a swoje lubię ukryć przed okiem obcych ;)
    Co do ruin Dolnego Śląska to mnie serce boli, dusza krzyczy bo ja nie z tych siłą tu zawleczonych a z wyboru Mojej Babci i Taty, którzy przyjechali tutaj w lipcu 1945 roku z Warszawy i chyba nigdy nie żałowali tej decyzji. Ja jestem stąd i doceniam spuściznę poprzednich pokoleń a wścieka mnie zaniedbanie i celowe doprowadzanie do całkowitego niebytu. A Pustków, no cóż, westchnę sobie tylko bo z jednej strony sama wieś wypiękniała ostatnio, ucywilizowała się i daje radę, tak pałac, cukrownia - bez komentarza :((((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jako gimbaza bym rzekła, że cię loffciam normalnie, no...
      ale w naszej sytuacji powiem- szacun za zdrowy rozsądek i przywracanie rzeczom proporcji, zawsze to w tobie podziwiam, Basiu.
      No faktycznie, tak napisałaś o Owsiance i nikt nie zhejtował;-p
      Prawdziwi Pionierzy z twoich przodków, pewnie nie żałowali, ale nie zawsze było łatwo, wtedy Warszawa, rodzina była daleko, nie to, co teraz.
      Dwa sklepy w Pustkowie! ha!

      Usuń
    2. Ty publicznie nie loffciaj, bo jeszcze ktoś nas o niecne rzeczy posądzi ;) i dopiero hejt tu będzie
      Co z niedzielą???????
      Już masz nowego mieszkańca lodówki??? TP się spisał????

      Usuń
    3. niedziela jak najbardziej, może nawet na Północ? Bo jestem ja i Agata, napiszę więcej.
      TP zostawił go na dworze, ale sobie przypomniał;-) Nie pamiętam, jak go karmić! i nie wiem, jak ma na imię. Poprzedni był Zygmunt, ale sczezł.

      Usuń
    4. Mój nazywa się Jurny ;) a karmienie mąką żytnią 1 do 1 mąki i wody - wagowo :) Wszystko jedno południe czy północ :)

      Usuń
    5. Ja wiem, ja wiem... dym był o to, że "kot" był paskudny, a Megi nie napisała, że jest cudowny. A tego blogeria oczekuje. Hihi :)

      Usuń
    6. może tak być, Sąsiedzie.
      A my tu o zakwasie chlebowym teraz:-)
      Jurny:-)))))

      Usuń
  8. Pochodziłabym z Tobą.
    Pranie suszę w łazience, latem na balkonie (ukryte)
    I przypomniało mi się coś.
    Jak mieszkaliśmy w akademiku, takim segmencie rodzinnym, w pokoju obok zamieszkali studenci z krajów obcych, na tzw. wymianę wakacyjną. I któregoś dnia słyszę: "Anja, hilfe!!!" Wbiegam do niemieckiej sąsiadki, a ona usiłuje łapać dwie szafy na raz - rozpięła bowiem miedzy nimi pranie na sznurku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie pochodziłabys, tylko pochodzisz.
      Przyjedziesz na wiosnę, jak już będziesz usychała w Ursinovii i wybierzemy się na spacer, to rzut beretem. Znaczy spacer ode mnie, nie Ursinovia.
      Tak jak się wybrałaś do AnkiW, na dzień- dwa.
      Powiem ci kiedy. W następnym poście.

      Usuń
    2. No, to zaczynam przygotowania kondycyjne :)

      Usuń
  9. jestem pod wrażeniem Megi M tego co jak i jak fajnie piszesz, cudne zdjęcia i urocze teksty... ech... a może kiedyś zabierzecie mnie na takie wędrowanie? Sedeczności.. pa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobra, w niedzielę:-)
      a teraz czekam na maila:-)

      Usuń
    2. aaaa... ANDRZEJ W.?
      Będziemy mieli przewodnika??? no pewnie!

      Usuń
  10. Zaszczycona członkostwem w klubie pralniczym spieszę donieść, że, chwilowo, jedyne pranie w plenerze, jakie mogłabym uwiecznić, to zamarznięty sweter w torbie foliowej koloru buraczkowego, ze złotym napisem. Torba jest buraczkowa, nie sweter. Pakunek ów, znajdujący się na parapecie, jest jednak mało fotogeniczny oraz nie spełnia kryteriów powiewania na sznurze. Leży tam od wczoraj, mam nadzieję, że zdążę go zabrać, zanim zacznie padać śnieg, bo jak go zasypie, to zostanie tam do wiosny. A już przynajmniej do odwilży. Bo to taki szeroki parapet, prawie jak balkon, w dach wsadzony. Dlaczego mrożę mokry sweter za oknem? Albowiem się zbiegł nieco, a jak się sweter-zbiega zamrozi, odmrozi i porozciąga, to trochę wraca do poprzednich rozmiarów. Czasem to działa.

    Też bym pochodziła szlakiem ruin, tylko ode mnie to daleko. Ale przejdę się szlakiem ruin po mojej dzielni.

    Opowieść o dzieciach, wyglądających przez weneckie okno na Ślężę - przepiękna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a juszjusz myślałam, że ci się mole ulungły...
      zbieg;-)
      O, przejdź się. Chaszcza były fascynujące, szczególnie opis korpoludzi. Wrócę tam zadać pytania.
      btw- Ania M. TEŻ jest z Wawy.

      Usuń
    2. przeciwko molom zastosuję profilaktykę, zapowiadają dziś minus 17, wystawię wełny na sucho :)
      tak, wiem, że Ania. M. też z Warszawy :)

      Usuń
    3. no i przyjedzie;-) na spacer:-)

      Usuń
  11. Bardzo bym chciała również wybrać się na taki spacer. I ciekawa jestem czym robisz zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeżeli nie za daleko albo przy okazji, to przecież:-)
      Zdjęcia robię BMI- czyli Bardzo Małym Instrumentem, kompaktowym Panasonikiem Lumix, edycja z 2012 chyba. W sumie, niestety, BMI zmieniam prawie co roku, bo noszę je w torebce albo w kieszeni z sekatorem i one tego nie lubią. A noszę zawsze. I napisałabym posta o wyższości BMI nad lustrzanką, i jak za pomocą BMI pokazuję to, co chcę pokazać, ale to byłoby chyba suche, bo ja się w ogóle nie znam na fotografii, wymyśliłam coś za pomocą prób i błędów, ale wszyscy na pewno to wiedzą i o wiele więcej. Ci, co focą na świadomce. Zdjęcia nieznacznie obrabiam we wspomnianej aplikacji dla małp.
      Aha, próbowałam inne marki. Nieee, PL to jest to.

      Usuń
  12. Pierwszy raz się na smutno zachwycałam pałacem pustkowskim u Paulindy. Pisała wtedy, że wisiała tam jakowaś tablica o przedszkolu państwowym. A teraz on tak dogorywa prywatnie, czy nadal państwowo? Przepiękny jest. Dla mnie wyjątkowy.
    Nie pojęłam o co cho. z tym zwykłym domem i archetypowym podwórkiem, ale nic to.
    Uwielbiam bezlistne drzewa, bardzo chciałabym umieć je rozpoznawać.
    W naszej części Ziem Wyzyskanych, dwa razy zetknęłam się z tą niepojętą dla mnie materią. Co to właściwie było? Jakaś nienawistna satysfakcja, tego, który jest teraz panem miejsca i może zrobić co zechce? Czy nie uruchomione nigdy te części umysłu, które są odpowiedzialne za widzenie piękna, szacunek dla innych, czucie wartości?
    Raz - opowieść starego zduna,( który robił nam piec kuchenny), o radości rozbijania secesyjnych pieców kaflowych i wyrównywania nimi dziur w drogach.
    Dwa - przyjazna propozycja, przywiezienia gruzu z cmentarza niemieckiego, do wyrównania podwórka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u Paulindy, no tak:-) dawno u niej nie byłam. Teraz nie ma żadnej tabliczki, wydaje mi się, że jest wystawiony na sprzedaż, ale nie wiem, czy przez ANR, gminę czy właściciela placu po cukrowni.
      Bardzo ładny ten zwykły dom itd.- zabudowa w podkowę, kępa drzew, widok, gabaryty i bryły budynków. Mieszkałabym. No tylko może nie powinnam robić mu zdjęcia;-p ale to chyba najładniejszy dom we wsi, zdjęcie się powtarza tu i tam jako Żurawice.
      Może to taka czysta radość z destrukcji? I oczywistość.

      Usuń
    2. Ja też, ja też z Wyzyskanych ! Spokostanka pisze o mściwej satysfakcji zduna, a mnie w osłupienie wprawił wyłowiony ostatnio przez meliorantów z rzeczki, co za stodołą szemrze , kawał czarnego polerowanego marmuru z napisem "Unser liebe sonchen ..." itd . A ewangelicki cmentarz( czy raczej jego marne pozostałości) dobre 400m w linii prostej. Ktoś doświadczył zapewne niebagatelnej radości demolując pomnik małemu Helmutowi, co istniał na tym świecie zaledwie 3 letnie miesiące roku1908... W życiu nie pojmę :(

      Usuń
    3. Nie pojmuję i nie pojmę i ja.

      Usuń
  13. Znaczy tak.. Ty się tu pokoleniowo nie odcinaj, tylko bierz, kupuj i remontuj. Kasę masz, pojęcie masz, na bazie tego co zostało zrobisz coś superfajnego. Że porozwalane... no i git. Taniej się kupi. Co do podziwów to wiadomo - nie do mnie, bo ja szambo mam (najlepsze, bo niemieckie!), a i - chwalić Pana na Niebiesiech - żeśmy też studnię oficjalnie zakończyli.10 miesięcy. Historia długa, a pouczająca, głównie socjologicznie. A że wszystko jest, no to widać powyżej. Oczywiście - miałem rację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapytałbyś TP, co sądzi o maniu/mieniu kasy, teraz i w przyszłości. W każdym razie na ten rok wydana in spe.
      Szambo to tak ogólnie, we wsi płynie, tej czy innej.
      Oooo, studnia! no to chwalić panów. Na niebiesiech, inwestora i wykonawców:-)
      Oczywiście, nie mogło być inaczej;-)

      Usuń
  14. ja w kwestii prania... nie to żebym się wpraszała do klubu choć może tak zabrzmieć...
    ja uwielbiam pranie. A najbardziej to je właśnie rozwieszać. Dla mnie to jak kontemplacja życia, świata ... no dobra minionego dnia.
    Skarpetki zawsze parami wieszam, jak bielizna to osobno moje osobno Jego, żeby potem łatwiej zdejmować i segregować. Jak bluzki to ładnie na wieszaczkach wiszą, jak spodnie to razem jedne obok drugich... Co prawa w obecnej sytuacji emigracyjnej rozglądam się sznury widzę ale drzew, do których one poprzyczepiane niestety nie. I wiatr też prania nie rozwiewa tylko schnie ono sobie smutno w niemieckiej piwnicy i czeka aż za dwa dni pójdę ponownie pokontemplować celem zdjęcia i poskładania. Żelazka nie używam więc pranko idzie bezpośrednio do szaf.
    Ale tam... na Naszej Polanie drzewa będą to i sznury się rozwiesi i wiatr połechce bawełny skrawki i aromat proszku przegoni zastępując go zapachem wszechobecnej mięty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam zanurzać się w te wiszące płachty i wąchać. Słońce, wiatr, miętę, lipę. Mój sznur "główny" rozpięty jest pomiędzy lipą stareńką i umierającą a świerkiem. Sznury dodatkowe wiszą też w brzezinie daleko, tam gdzie byliśmy u owiec. Tak daleko idę z koszem mokrego prania. Latem mam tam stół, ławkę i piknikuję, aż do czasu aż pranie wyschnie.

      Usuń
  15. Niesamowite miejsca, odchodzące w przeszłość a może jakim cudem za lat wiele wrócą do normalnych standardów?

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)