od początku

czwartek, 18 września 2014

taki pejzaż.

Bardzo typowy dla szwedzkich okolic, w których bywamy (Zachodnia Gotlandia, równina nad jeziorem Vanern).
Rolniczy, melancholijny, płaski i zwyczajny, wypiętrzający się tu i tam w niepożyteczne wychodnie skalne, porośnięte jałowcami i kłębiastą, zdeptaną przez owce trawą.
Zawsze mam ochotę wysiąść z auta, pójść.
No i.
 Jak odkryć w tym pejzażu miejsce pożądane turystycznie, wydobyć jego skromne, być może wątpliwe walory?
(a jest to też pomysł na atrakcję w przyszłych agroturystykach, w końcu nie każda będzie miała Mohera za rezydenta;-))
(Taki Sąsiad na przykład- no nie należy się, prawdaż? za mało się kotkami zachwyca, za mało)
Otóż
trzeba mieć kasę i grono znudzonych swoim lajfstajlem odbiorców.
***
Szwecja 50 lat temu była biednym krajem, w którym kamieniste pola obrabiano wołami, a bezrolni wykluczeni tyrali w fabrykach za miskę śledzi. Później zdarzył się cud gospodarczy, którego nikt nie rozumie, ale wszyscy się załapali (tak to wygląda w mojej głowie po przeprowadzeniu krótkiego riserczu obejmującego lekturę pozycji "Szwedzi. Polityka, obyczaje." wydanej w latach 70tych ub. wieku, kartkowanie Dagens Nyheter i ilustrowanych wydawnictw z lat 60tych, rozmowy z zadomowionymi już w Sz Polakami).
Mogę zaryzykować twierdzenie, że każdy rodowity Szwed ma jakąś rodzinną nieruchomość na wsi.
Mogę przypuszczać, że spędził tam jakieś fajne wakacje i myśli o wsi z nostalgią.
Jak u nas, jak u nas.
Pięćdziesiąt lat to niewiele, drewniane domki nie zdążyły się zużyć (zresztą pragmatyczny i nieodpierdalający Szwed nie postawiłby nowego, byle nowego, większego i na bogato), jedynie woły wymieniono na jaśki deery.
A co najważniejsze- istnieje kontynuacja.
Inaczej niż u nas.
Kontynuacja własności i wartości. Rodziny mieszkają w tym samym miejscu od 200 lat, kolejne pokolenia kładą się na tym samym cmentarzu, kolejne uprawiają rolę i wyrabiają sery.
Nie ma tego trędu powrotu do prostego życia, zachłyśnięcia się wiejskością, warsztatów dla gospodyń za unijną kasę.
To wszystko było i jest. Bez robienia z życia afery, jasne i oczywiste.
***
nono, to była dygresja, teraz do ad remu.
W Sz kasa jest z podatków (płacą dużo, ale dużo z tego mają). U nas trzebaby szarpnąć ciocię U.
W Sz bazujemy na tej wakacyjnej nostalgii, u nas na tym trędzie powrotu do źródeł.
I robimy coś takiego, jak w Vallby (Pastwiskowa Wioska?) albo Karleby (Kochana Wioska??).
Towarzystwo historyczne kupuje gospodarstwo i robi taki jednozagrodowy skansen (w Sz nazywa się to kulturreservat, co znacznie lepiej odwzorowuje ciągłość i kontynuację).
Oczywiście to żadna nowość, powiecie, Lawendowe Muzeum Żywe i tak dalej.
No właśnie.
Te miejsca w istocie są żywe.
(aczkolwiek nie doświadczylim. Sezon, który zaczyna się z początkiem kalendarzowego lata, w połowie sierpnia jest już hen we wspomnieniach. Wszędzie byliśmy jedyni jak jacyś bogowie deszczu. Co ma wielki urok skądinąd.)
Na co dzień uprawia się pola
siejąc dawne odmiany.
(czarny owies tak wygląda)
(wyka jest rośliną paszową)
(a oprócz koniczyny czerwonej sieje się także białoróżową, czyli szwedzką, słodko pachnącą)
 Uprawia się to tradycyjnie, bez oprysków.
A z każdego wydarzenia, jak sianokosy, żniwa, młocka, obróbka lnu, midsommar czy dożynki, robi imprezę dla ludności (50 SEK, czyli symbolicznie, dzieci bezpłatnie).
(midsommarowy maik, smutny w sierpniowym deszczu)
Tradycyjne metody uprawy i zbioru podnoszą walory krajobrazu:-)
(no i chmury, to jasne)
(owies w takich śmiesznych snopkach nadzianych na kije)
(sprawdzając)
Dodatkowe atrakcje w tych skansenach to zabudowania (w Vallby w stanie z 1910 roku)
(kuźnia)
(gospodarcze)
(dom mieszkalny z 1800 roku)
(piękna jabłoń)
 ogródki kuchenne
(tradycyjny "smalandzki" płotek)
(jest i kozłek, i mięta)
(czyste, wilgotne powietrze, i takie skutki)
(myślałby kto, że WTEDY używano strzyżonych bukszpanów i kory!)
 i archeologia.
Bo zwykle kamieni kupa na byle górce okazuje się być miejscem pochówku
 a przydrożne skały bywają pokryte runami.
 Zwierzaki też są, jak to w żywym muzeum.

(uoś??)
 Jednym zdaniem- Megi was here.
 I nie tylko Megi:-)
Pozdrówka:-)))

20 komentarzy:

  1. ojej ale tam świetnie! zazdroszczę wycieczki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam lubie takie skromne pejzaże i wcale nie potrzeba dodatków.
    Oczy odpoczywają, psychika odpoczywa i czegóż to jeszcze chcieć więcej ??
    Techniki ???
    Eee niekoniecznie :-)))
    No, może prysznic poproszę :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, oczy odpoczywają szczególnie. Dalekie widoki i szare kolory.
      A ja wannę:-)

      Usuń
  3. Jak ja zazdrościłam wszystkim moim koleżankom i kolegom tych rodzin na wsi i wakacji tam spędzanych. Ja byłam "upośledzona" w tej kwestii bom mieszczanka od pokoleń ;) A widoki piękne, taki spokój z nich bije, że nic tylko jechać i ładować akumulatory i koić nerwy poszarpane przez wredne indywidua :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mówisz?
      ja też nie miałam rodziny na wsi, w każdym razie nie blisko i nie na wakacje, tylko na świąteczne wyjazdy.
      Ale jeździłam z rodzicami na wieś, taką agroturystykę lat 70tych i to były najnajlepsze wakacje. Nie tam Rzymy i Krymy (gdzie zresztą przez te wyjazdy na wieś nie zdążyłam być).

      Usuń
    2. Agroturystyka to nie moja bajka, nawet dzisiaj, ale raz byłam u rodziny na wsi z moją psiepsiółką (u Jej rodziny) i bawiłyśmy się obie świetnie, ale i wstydu było sporo, bo dwie miastowe panny nie znały wsi nawet za grosz ;)
      A Rzymu nie żałuję, na Krymie nie byłam :P

      Usuń
  4. I to jest normalny kraj!
    A te chochoły owsiane to mogą straszyć nocą jako jakieś postacie ludzkie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba normalny:-) w każdym razie mniej popierdolony.

      Usuń
  5. Pozdrówka Dla M. i M.
    Och te snopeczki i kopeczki- rada bym zobaczyć takie na naszych polach- w górach inne, na Mazowszu inne- piękne były nasze pola.
    Dzisiaj to wstyd byłby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziekujemy:-))
      te wielkie bele też mają swój urok, jak tak sobie rytmicznie leżą.

      Usuń
  6. Bardzo bym się w takim kulturrezerwacie dobrze czuła. A i rogate też by nie narzekały, wszak one borealne są. Piękne krajobrazy. Ach!

    A ja właśnie wróciłam z raju. Jestem zachwycona. POzdrawiam Was serdecznie.

    P.S.
    Konfitury czekają.

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że ludzie tam mieszkający nie tęsknią za miastem. To ich raj. Piękne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Niebo jak malowane, owies mnie za serce chwycił, len...piękne kwiecie, siemię uwielbiam chrupać garściami (choć podobno niezdrowo w nadmiarze)...Namawiam K. na tę wspólną wyprawę, może się uda, ciągnie nas na północ ostatnio:) Mnie się Lofoty marzą i usłyszeć wielorybi śpiew, ale z Lofotów to do całej Skandynawii blisko, więc kto wie???

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. hm, zjadło mój powitalny komentarz:/
    zacznę od początku
    nowam tu bo ktoś ukrywał tego bloga przede mną ;)
    zawsze twierdziłam, ze urodziłam się po nieprawidłowej stronie Bałtyku, na dodatek perfidny los zamiast na północ wykopał mnie na koniec starego świata skąd się kłaniam po raz pierwszy (no niezupełnie, bo kolejnych komentarzy nie zjadło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hm, no, nie zjadło, tylko moderuję starsze posty, bo bym nie ogarnęła spamu:-) a i tak co rusz znajduję zagubione komentarze od niezalogowanych.
      Witam, pozdrawiam:-) Le Loup, jak wynika z awatara, czy Lilu?

      Usuń
  11. acha, to pardon za zamieszanie, usuwam jeden komentarz zatem.
    to pierwsze, nick był już zajęty ale se poradzilim ;)

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)