od początku

czwartek, 1 lutego 2018

lepsze jest wrogiem dobrego

- tak można skomentować rzeczy dziejące się w Parku Grabiszyńskim.
Mogłoby to was nie interesować, gdyby nie fakt, że takie rzeczy dzieją się wszędzie w kraju owym. Powszechnie i nagminnie. Zakładam więc, że mogę podzielić się notatkami na parkowe tematy, a nusz się komuś przydadzą.

Poruszane przez obrońców Parku czy też zastanego porządku, a może dobrego lub przyrody tematy można podzielić na kilka grup:

KRYTYKA PIELĘGNACJI ZIELENI W PARKU.
Przede wszystkim podlega jej zbyt dokładne zdaniem wypowiadających się osób sprzątanie w Parku. Dotyczy ono nie tylko liści leżących na alejkach i trawnikach (jakich trawnikach? przecież to parkowe łąki), ale i sprzątanie do gołej ziemi ściółki wraz z częścią roślinności. Nie dość, że do sprzątania używa się głośnych i zanieczyszczających powietrze dmuchaw- przy okazji zabijając gryzonie i jeże- to ściółkę wywozi się (a ciężkie ciągniki ugniatają glebę) i nie wraca ona do parku w postaci kompostu. Nie wraca, a przecież nigdy nie powinna stamtąd wyjechać.
W lasach niszczenie ściółki podlega pod paragraf kodeksu wykroczeń (to do was, amatorzy lasów w szkle), dlaczego w parku o leśnym charakterze miałoby być inaczej? Dlaczego wykonawcy są bezkarni i, jak twierdzą dyskutanci, aroganccy wobec krytyki swojego nieprawidłowego postępowania?
Przecież ściółka jest częścią ekosystemu, taką samą jak piętro drzew, podszyt i runo. Magazynuje wodę i wielokrotnie zmniejsza parowanie z powierzchni gleby. Jest siedliskiem życia drobnych kręgowców i bezkręgowców, które są pokarmem ptaków i ssaków. Stanowi schronienie dla zwierząt. Jest bankiem genów, umożliwia trwanie i odtwarzanie ekosystemu. Żyjące w niej grzyby i bakterie rozkładają materię organiczną do postaci przyswajalnej przez rośliny. W procesie rozkładu powstaje próchnica, część kompleksu sorpcyjnego gleby. Wiele grzybów bytujących w ściółce mikoryzuje z drzewami, ta symbioza wpływa na jakość życia drzew.
Obsesja robienia porządków w przyrodzie jest powszechna i generuje zbędne koszty- bo można nie sprzątać, park, podobnie jak las, poradzi sobie sam z coroczną dostawą opadłych liści. Również parkowe łąki nie wymagają koszenia co tydzień, a przy rzadszym (np. comiesięcznym, choć ideałem byłoby raz w sezonie) koszeniu pokos można mulczować. Pamiętacie projekt pobocze?
Oczywiście wszystko to nie dotyczy liści na parkowych alejkach- gnijące lub zmrożone mogą być śliskie, ze względów bezpieczeństwa należy je zgrabić.
Co to za czasy, kochani, kiedy z obecności liści w parku robi się wielkie halo i happening? Dokąd myśmy doszli? (w linkowanym tekście pięknie omówiono obieg materii w przyrodzie😆)

Również usuwanie drzew budzi wiele wątpliwości. Należy pamiętać, że wydanie decyzji o wycince trafiło na okres luki prawnej, z czego miasto skorzystało, kwalifikując do usunięcia ponad 500 drzew. Przepraszam- nie 500. Ponad 300. Sprawdzałam źródło, jednak chyba zrobiłam to źle.
Pojawiają się pytania- czy wszystkie przeznaczone do wycinki drzewa zagrażają, skoro żadne drzewo nie zagrażało przez ostatnich 20 lat? Czy wszystkie martwe drzewa trzeba usuwać z parku? (biologia uczy, że jest to wręcz niewskazane). Co się dzieje z pozyskanym drewnem? Jak wygląda nadzór dendrologiczny? Dlaczego przy okazji wycinki są niszczone krzewy, runo i alejki, i nie zostaje przywrócony wyjściowy stan?
Edit: to nie są moje pytania. Zebrałam je w grupie.

Przy okazji przyglądania się pracom w Parku Grabiszyńskim zwrócono uwagę, że w zasadzie w całym mieście dzieje się źle i coraz gorzej- krzewy nie są cięte zgodnie ze sztuką, wycina się tysiące drzew, większość parków przypomina wydeptane klepiska, nowozałożone tereny zielone są gorsze od tych poprzednich... cortenowe donice zamiast purpurowych jabłoni... nigdy nie wybaczę miastu tych jabłoni... ale przyznaję (ze wstydem), że już mnie to zgrzewa, przestaję zauważać cięte w styczniu wczesne tawuły i rzezane u korzenia lilaki. Czas się przebudzić.

UWAGI DO NOWEJ KONCEPCJI- MASTERPLANU.
Jest w tej chwili znany tylko w postaci wizualizacji w niskiej rozdzielczości, do których linkowałam w poprzednim poście, ale już, przed konsultacjami i spotkaniami, budzi sprzeciw. Jakiś taki intuicyjny sprzeciw.
Większość opinii- ale pamiętajcie, w jakiej jesteśmy bańce, to Ratujmy Grabiszyński- jest negatywna.
Padają słowa: dewastacja, zaoranie, uśmiercanie, demolka, ogród zamiast parku, wesołe miasteczko na cmentarzu, zbytnia i niepotrzebna ingerencja, bezduszna, industrialna przestrzeń. Według internautów "ekostrefa" nie jest eko, bo wyklucza psy, sarny i bażanty, "ogrody wrażeń" mają zastąpić prawdziwe doznania, ptaki będą rozbijać się o "szklane domy", a wszystko to będzie kosztować miliony monet (bo będzie).
Są też inne głosy, takie "za porządkiem", oświetlaniem, udostępnianiem i brakiem dzikich węży, ale generalnie:

rys. Pod kreską, za zgodą Autorki, która skomentowała go tak:
Taka mnie dzisiaj (właściwie wczoraj) naszła refleksja. Co jakiś czas (często np. przy okazji ustalania budżetu obywatelskiego) słyszymy o planach rewitalizacji jakiegoś obszaru w mieście - na przykład parku. W standardowym zestawie planowanych działań jest w takich wypadkach sadzenie drzew i krzewów, i przygotowanie miejsca do wypoczynku mieszkańcom - ławek, alejek itd. Wydaje się, że tylko zupełny malkontent mógłby się do czegoś przyczepić: w zabetonowanych miastach bardzo potrzeba przecież zielonych zakątków, w których można mieć kontakt choćby z namiastką dzikiej przyrody. 
Ale zanim zaczniemy cieszyć się z mądrości pomysłodawców rewitalizacji, zatrzymajmy się na chwilę nad miejscem, które ma być rewitalizowane. Jeżeli to betonowe osiedle z wymęczonym trawnikiem, na którym ma być zaprojektowany zielony skwerek i plac zbaw dla dzieci - świetnie. Jeśli to zaniedbany park, w którym mają zostać wyremontowane rozpadające się ławki i wypielęgnowane (nie wycięte!) stare drzewa - super. Ale jeśli to kawałek dzikiego lasku, który jakimś cudem uchował się na obrzeżach miasta, i do którego spacerowicz z psem może wejść i udawać, że wcale nie jest w mieście, gdzie są stare dziuplaste drzewa, dzięcioły i wiewiórki, a w planach rewitalizacji jest wycięcie starych drzew, posadzenie nowych, zrobienie alejek z kostki i placu zabaw dla dzieci - to może lepiej zająć się jakąś betonową pustynią, a lasek zostawić w spokoju? Albo jeśli to staw, na którym zimą można spotkać kaczki i łyski, a latem żaby, a plan zakłada wyrównanie brzegów, zrobienie sztucznej plaży i spuszczenie na wodę rowerka wodnego. Tworzenie parków i miejsc odpoczynku jest super - tylko może nie wtedy, kiedy powstają po zniszczeniu tych niewielu dzikich miejsc, które nie potrzebowały poprawki, żeby służyć mieszkańcom chcącym odpocząć "na łonie natury".

A co ja myślę o koncepcji?
W warstwie technicznej i plastycznej- nie będę się czepiać. Strefowanie, zgrabnie rozwiązana komunikacja, porządek i bezpieczeństwo zgodne z domniemanymi oczekiwaniami grup docelowych. Tabazella skomentowała: "Nie wiem jak ten projekt na nowo zakładany park przy osiedlu mieszkaniowym można brać na poważnie jako projekt rewitalizacji starego założenia", coś w tym jest.
Można powiedzieć, że diabeł tkwi w szczegółach, tych wymienionych w ocenie internautów.

A jednak według mnie tkwi on gdzie indziej.
W braku empatii dla przyrody, że posłużę się celnym określeniem TP.
Sztos, o to chodzi dokładnie- przyroda to nie irgi i berberysy upchnięte w miejską rabatę, to nie wymuszone bylinowe rabaty w cortenowych donicach.
Przyroda wymyka się temu, jest ponad ten schemat, jest dzika jak moje serce, a jednocześnie krucha i spychana na margines przez takich planistów. Takich, którzy jej nie znają i wydaje im się, że jest gdzie indziej, a miasto to miasto, i wszystko dla ludzi, i szerujmy, i udostępniajmy.
Komu? Podobnym nam. Pięknym, młodym, aktywnym, nam, ludziom z wizualizacji. Nam ludziom.

Przyroda nie ma z nimi szans. Jest wykluczona językiem pogardy, który mówi o "nieużytkach" (a przecież te łany spontanicznych roślin to jak najbardziej użytki! i pożytki dla owadów, bażantów i saren) i "nieuporządkowanej przestrzeni".
A ja trzymam z przegrywami, z przyrodą i kotem Udusiem (w tym momencie kto wie, ten wie, a reszta ślizga się wzrokiem).
Wykluczeni rozumieją wykluczonych.

Widzę też w tej koncepcji brak szacunku dla miejsca. W końcu na tej AK uczy się, że wstępem do projektu jest analiza miejsca i jego historii. A w projektach (nie tylko tym) zostaje z tego wydmuszka, forma. Jakieś lapidarium, bo cmentarz, jakaś nazwa alejki. Nic z piękna nadrzecznego lasu splątanego chmielem i bluszczem, nic z klimatu zasypanego klonowymi liśćmi cmentarza, nic z grozy sterty nagrobków zepchniętych pod betonowy mur i mocy lasu ponownie zasiedlającego cmentarz.
Nie wspominam już o analizie siedliskowej, jakie kwietne rabaty pod koronami drzew! (może zresztą po to ta wycinka😞).
Ziemia nie należy do nas, to my należymy do Ziemi. Chyba trzeba to częściej powtarzać.

No cóż, MSPANC, i jeszcze dołożę: tyle się uczo, jeżdżo, oglądajo, i chuj z tego wynika. Pamiętacie wpis o rewitalizacji parków w Niemcowni? Potężne pieniądze, rozmach, ale runo jakoś nie tylko ocalało, ale zostało dopieszczone i tworzy klimat parków. Tudzież drzewa, nawet te martwe i powalone. Jedenaste: korzystać z dobrych przykładów innych, jak napisała w komentarzu Izabelka.

PLANY I NASTROJE.
W parkowej bańce są bardzo różni ludzie. Starsi i młodsi- nie jest tak, że to starsi z sentymentu są przywiązani do przeszłości lub że młodsi lubią "ogródkowy" porządek. Są miłośnicy przyrody, młode mamy, arboryści, sąsiedzi. Nastawieni na wspólne działanie przeciw temu, co uważają za niszczenie. Podejrzliwi- że koincydencja masterplanu z wycinką nie jest przypadkowa, a tak naprawdę chodzi o przygotowanie przedpola dla inwestycji nie mających z zielenią nic wspólnego. Podkreślający arogancję projektantów, miasta i wykonawców, wytykający działanie na pokaz (ten żart o Zielonej Stolicy Europy) i wbrew mieszkańcom. Empatyczni z "małymi mieszkańcami parku".
I wiecie co? To jest dobre. Ważne, że jest nas coraz więcej- podsumował ktoś.

Dla mnie osobiście ważne, że w ogóle są.
Bo dlaczego ja się angażuję?
Nie dlatego, żeby sobie poprawić samopoczucie kosztem innych, tych "złych". Tylko po to, żeby sobie poprawić samopoczucie obecnością tych z mojej bajki.
Bo już myślałam, że ich nie ma. Albo że są tylko na Roślinnych Spacerach, w prawdziwej przyrodzie. Że większość ludzi myśli, że w parkach i ogrodach nie ma dla przyrody miejsca, niech sobie idzie gdzie indziej, możemy do niej pojechać, a żeby nie widzieć jej za płotem, posadzimy tuje.
A tu nie. Nie, nie!
Miło odnaleźć współplemieńców.
🌲🌳🌲
Nie ma że bez zdjęć. Wpis zilustruję fotkami z miejskiego lasu. Między rzeką, działkami a blokowiskiem, zaśmieconego, poddanego presji wędkarzy, spacerowiczów, rowerzystów i działkowców.
Niesprzątanego ani ze śmieci, ani z liści, ani z powalonych drzew.
Taki zwykły, miejski las.
Styczeń 2018.
 
Taka prawdziwa Miejska Puszcza.
 Bo, wiecie, na przyrodę nie ma rady. Tam, gdzie jej za bardzo nie przeszkadzamy.
Brachythecium rutabulum
Klon zwyczajny
Kisielnica
Wrośniak różnobarwny
Rozszczepka pospolita 

 
Mnium hornum
Płomiennica zimowa
Atrichum undulatum
Purchawka. Gruszkowata?
 
Próchnilec długotrzonkowy
Gmatwica chropowata 

Lakownica brązowoczarna
Xantoria sp.
Grab zwyczajny
Wierzba
Cladonia sp.
Za oznaczenie grzybstwa dziękuję Mirze Klęczek, Agnieszce Jarmowicz i Krzysiowi Kalembie.
Las zimowy, ale w niedzielę było już tak:
Ona jest niezniszczalna!
Pozdrówka, Megi.

18 komentarzy:

  1. Niestety na dole ejst pracownik, który się nie zna, na górze jest dyrektor , który nie ma czasu. I jak to wszystko ma być zadbane i prawidłowo pielęgnowane ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moim zdaniem na górze dyrektor, który też się nie zna, któremu nie zależy

      Megi, popieram z całych sił! Taki głos jest potrzebny, trzeba edukować, trzeba udostępniać, bo mimo tego, ze FB to zuuuoooo, to czasem można tą drogą też zdziałać to co niby niemożliwe.
      Więc puszczam w obieg, nich ludzie dobrej woli pomogą, a szkodniki niech wiedzą, że patrzymy im na ręce.

      Usuń
    2. Na dole pracownik, który się nie zna. Ten, który się zna jest tylko pomocnikiem i ma trzymać gębę na kłódkę. A na górze dyrektor, który się nie zna i jeszcze ma to w d...ie. To tak z obserwacji w moim rejonie.

      Usuń
  2. Oj Megi, Megi - dzika przyroda nie jest "ladna" a w mieście musi być "ladnie". Dzicz to może być piękna, groźna i tajemnicza ale parczek miejski musi być "ladny". Tak à propos ( nie wiem czy już o tym nie pisałam, sklerozę mam ) to po zejściu ze skalniaczka w Wisley, jak by nie było najbardziej miejskiego ze wszystkich ogrodów RHS, przeczytawszy ja tablicę z uwagą coby poruszać się ostrożnie żeby wypoczywającym na ciepełku wężom sjesty nie zakłócać. Skalniaczek ma sporą część łąkową i łóne węże tam sobie rezydujo, u siebie w doma będąc, a ja płacąca cinżkie funty za wstęp do publicznego ogroda mam uważać na samopoczucie gadów i ryja nie wydzierać jak cóś mi koło odnóży śmignie. No bo ja w tym cud uładzonym po większości ogrodzie przeca też jestem w gościach u przyrody i nie ważne że zapłaciwszy za "ogródek RHS" a o wężach to się z tabliczki dowiedziawszy.;-) Nasze odczucie ochrony przyrody sprowadza się do tabliczki pod tytułem "Nie deptać trawników!" i to mówi wszystko. Dopóki nie będzie tabliczek typu "Szanuj mrówkę,karma wraca!" cinko widzę parczenie w stylu wild. U nas cóś ostatnio zieleń miejska jakby mniej szalejąca. Może i do nich wróciła karma za park Sienkiewicza. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Do nas na Podlasie też dotarła cywilizacja. Krzaki trzeba uporządkować, wyciąć odrośle, trawę skosić, żwiru nawieźć. I postawić trzy tabliczki, żeby sprzątać po psie. Nie, że śmieci nie rzucać, tylko kupy zbierać, bo wiadomo, że kupa najgorsza.
    Krzaki są takie nieucywilizowane, więc ci wszyscy, którzy na swoich wioskach mieli tylko krzaki w "mieście" chcą mieć parczek. I żadnych kup! Nie że krowich, ale nawet psich.
    A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy ja mogę pożyczyć to : " Szanuj mrówkę, karma wraca!", potrzebne mi dla gości - taką tabliczkę chcę powiesić - o wężach nie odważę się poinformować - chyba by mi ani, ani pół gościa nie zostało...
    Pozdrawiam z dziczy - cywilizacja odległa o ok. 1/2 km.......

    OdpowiedzUsuń
  5. Megi, Ty kasuj te zdjęcia i nie pisz, że to lasek we Wro! Tam jest PRZYRODA! W dodatku DZIKA.
    Ty rozumiesz? D Z I K A!
    A jak dzika to niebezpieczna - rzuci się i pożre. Trzeba posprzątać, przyciąć, zagrabić, przekopać, wyrównać, objąć planem rewitalizacji. Dzikie nie może tak sobie o! być, takie nieucywilizowane.

    W artykułach, które linkowałaś w poprzednim poście i pokrewnych, wyczytałam, że wojewódzki konserwator ZABYTKÓW wydał zgodę na wycinkę kilkuset drzew! ZABYTKÓW. DRZEW.
    A wojewódzki konserwator przyrody? Mamy jeszcze takiego?
    Może dla równowagi konserwator przyrody wyda zgodę na rozbiórkę budynków na Ostrie Tumskim? Katedra z przyległościami - duże to, zimne, ogrzać tego nie idzie, gotyckie takie fuj, a cegła rozbiórkowa zawsze się przyda. No i teren można zrewitalizować, bo założę się, że na takiej pięknej wyspie musiały być kiedyś święte gaje Prasłowian i święte drzewa. Należy odtworzyć, no nie?

    OdpowiedzUsuń
  6. W kaliskim parku widziałam lata temu salamandrę plamistą taplającą się rozkosznie w swoim mikroświecie. Oglądałam ja z nabożeństwem, ktoś obok, zainteresowany tym, co też ja wypatrzyłam, zobaczył i krzyknął z odrazą, że fuj. Niestety f[ch]uje zwyciężają i mamy, co mamy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest mi tak naprawdę tylko smutno. Zastanawiam się - czy można nie dostrzegać tego szalonego piękna splątanych roślin, szeleszczącej ściółki, warstw, kolorów, faktur...? Czy doprawdy można beztrosko usunąć drzewo o pniu, którego nie sposób objąć rękami, czy można stanąć pod nim - majestatycznym świadkiem czasu i jednym ruchem wykreślić, tak jakby ten czas nic nie znaczył, jakby można go było zastąpić, wymazać, zapomnieć...? A jeśli można, to jakim człowiekiem trzeba być, jak trzeba być wychowanym, żeby na tę przytłaczającą wielkość przyrody pozostawać obojętnym?
    Zastanawiam się, co takiego wpłynęło na mnie, że widzę to piękno, że traktuję je z szacunkiem i przystaję zafrasowana nad chylącą się, brzydką jabłonką - bo chciałabym, żeby trwała. Zastanawiam się też, jak mogłabym wychować swoje dzieci, żeby widziały to samo. Chyba tylko tyle mogę zrobić, wypuścić w świat tych kilka jednostek o podwyższonej wrażliwości - bo czy można nauczyć drugiego człowieka swojego zachwytu? Czy jesteśmy w stanie przekonać fanatyków porządkowania o pięknie zarośniętych poboczy i kostropatych pni? Czy oni naprawdę nam uwierzą, czy tylko przytakną dla świętego spokoju, ugną się pod naporem protestu, przelękną złej prasy?

    Chyba jestem zbyt cyniczna ostatnimi czasy. Stąd nie udzieliłam się nawet w tematach rewitalizacji niemieckich - kursuję ostatnio często pomiędzy Szwablandią i ojczyzną, i z każdym powrotem do Polski coraz bardziej drapie mnie w gardle i coraz więcej goryczy wzbiera. Zły moment cyklu, czy ki czort, w każdym razie chodzę z taką wielką gulą smutku i rozczarowania w gardle i ty, Megi, mimo całej mojej miłości do ciebie - niezbyt na tę gulę pomagasz ;)

    Hanako

    OdpowiedzUsuń
  8. No.no.no. A u nas w okolicy - dalszy ciąg akcji "drzewo wrogiem człowieka". Jak cięli topole przy pewnej drodze, myślałam sobie, ok, naszła ich pora, same się rozsypywały przy każdej większej wichurze. Ale jak teraz dalej tną, przy tej samej drodze, dęby, jesiony i lipy, to płakać mi się chce i przestać mieszkać w tym zasranym kraju.
    Na wiosnę chyba znowu przyjdzie dokonać aktów dywersji i sabotażu - posadzić trochę drzew.

    OdpowiedzUsuń
  9. Chciałabym napisać coś pozytywnego - ale to wszystko zmierza w kierunku niewłaściwym/. Cieszmy się tym co jeszcze zostaje nam i róbmy wszystko aby nie dopuścić do większej cywilizacji w zakątkach dzikiej przyrody - pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. To grabienie zawsze mnie do szału doprowadzało, już pisałem tutaj o parku w Koźminie Wlkp. i Krotoszynie (południowa Wlkp.). W tym ostatnim grabienie trwa od lat i to takie do gołego. W Koźminie kiedyś tego nie robili, ale w tym roku zobaczyłem, że to zrobili... źle. Może (Może, bo na to szanse chyba niezbyt wielkie, ale jakieś tam są, pewnie takie z 2-3% ... ... choć nie, tak teraz pomyślałem, że po prostu kiedyś ustalę kiedy ma dyżury, podjadę i pogadam) uda mi się kiedyś pogadać z burmistrzem Koźmina Wlkp., to mu zapodam link tego naukowca z Poznania (za link dzięki!). Może będzie jakaś reakcja (choć wiadomo, to mała pipidówka, więc i ludki [wyborcy] bywają pipidówkowe, ale może są jednak też sensowne ludzie :). ...

    A nie klepią też czasem te rewitalizatory z Wro, że jak liście to kleszcze???

    Marek z Wlkp.

    ps. Megi, jesteś Wielka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jedyne, z czym bym się w Twojej wypowiedzi nie zgodził, to tytuł. Zbyt uprzejmy dla "rewitalizatorów". To co sobie wydumali, nie jest lepsze, więc moim skromnym zdaniem prawidłowy tytuł winien brzmieć : Pseudolepsze jest wrogiem ... wszystkiego.
      :-))

      Marek z Wlkp.

      ps. :-)

      Usuń
  11. Jak dla mnie rewitalizacja nie zawsze oznacza coś dobrego o czym mogłem się przekonać na swoim osiedlu. Była dzika górka między blokami gdzie spacerowało się z psami i jak usłyszałem że jest fajny projekt zmian to zagłosowałem na niego w budżecie obywatelskim :-) Taki dumny byłem że mój głos ma wpływ na zmiany więc po remoncie udałem się na spacer i co zastałem ...! Kostka duża, kostka mała, kupa żwiru i 15 świerków Conica posadzonych na środku i kilka traw ozdobnych w równym rzędzie. I sporo schodów prowadzących z tej górki z nowoczesnym oświetleniem i balustradami i do tego trawa z rolki świeżo rozwijana. I już nie wiem czy chce dalej rewitalizacji w okolicy bo ten skwer bardziej pasuję do śródmieścia niż na osiedlu mieszkalnym gdzie jednak wolałbym więcej trawy i kilku ławek czy leżaków choćby bez ścieżek z posadzonymi roślinami w około. Jak dla mnie żenada roku i już bardziej wolałem te miejsce przed remontem i wstydzę się tego swojego głosu a jak pomyślę że zagłosowałem na jeszcze inny teren który dopiero zaczęli budować to aż się boję efektu końcowego ;-( Masakra

    OdpowiedzUsuń
  12. Płakać się chce nad tym ludzkim dominowaniem. I po przeczytaniu naszła mnie myśl, że chyba za dużo pieniędzy "mamy" na takie durne projekty. Bo kto bogatemu zabroni, jak to mówią. Więc idzie dalej ten walec arogancji, ignorancji i samozadowolenia. Ale niewielu widzi, że ta powłoka jest tylko wydmuszką i zasłania zupełny brak współodczuwania, refleksji i cierpliwości. Ma być "ładnie" i basta!

    Dlaczego ten ludź taki gupi?!

    Megi na ministra środowiska!!!

    OdpowiedzUsuń
  13. Masz wiele racji. W 100% się zgadzam. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Megi na ministra środowiska... Ale by było, rewolucja.

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)