od początku

wtorek, 19 września 2017

projekt pobocze

Klucz wieszam na chwilę koło ogrodowej furtki, żeby napisać post, który przyda się jak znalazł przyszłą wiosną i wczesnym latem😜
(ale ustaliliśmy onegdaj, że aktualność nie jest zaletą. Od tego mamy fejsbuku, strimy i lajfy, na blogach możemy oddać się ekskluzywnej analizie i syntezie.)
🌼🌼🌼
Wiedziałam, że coś jest na rzeczy już wtedy, kiedy jechaliśmy z Wilkiem letnim podwieczorem szosą wijącą się wśród nieprawdopodobnych kwietnych wysp. Śpiewając do radia sommar sommar sommar
Wiedziałam, że muszę tam wrócić i zrobić zdjęcia.
Lipiec 2016.
 
 
Bo było co fotografować.
(a droga to fantastyczny motyw)
Przegorzany kuliste zwane pokeballs, miododajne i dekoracyjne.
Kolczaste szczecie, miododajne i podobno immunosupresyjne.
Wierzbówki kiprzyce, przejrzewający iwan- czaj, jak ktoś nie umie w gaurę w swoim ogrodzie, to na nie właśnie bym postawiła.
Pszeńce różowe, na DŚ niespotykane.
 
Wrotycze pospolite, stabilne, piękne, lecznicze i pożyteczne. Kolejna niedoceniana bylina, która powinna znaleźć swoje miejsce w ogrodach.
 Murawowe czosnki zielonawe.
Chabry- i driakiewniki, i łąkowe, fioletowe i albinosy.
Mydlnice lekarskie, których zapach, podobny do zapachu robinii, prowokuje mnie do infantylnych zachowań. Gdybym tylko mogła je utrzymać w Moherii, już by tu rosły, takie białe i takie pachnące.
Pokrzywy i ostrożenie lancetowate świecące w skośnym słońcu.
Farbowniki lekarskie w niebiańskim kolorze.
Wszechobecne lelije złotogłowe, w skupieniu wytwarzające nasiona.
Rózgi nawłoci pospolitej.
 Koronki przytulii poapolitej,
twarzyczki świetlików,
i poziewnika pstrego.
Subtelność dzięgli leśnych
 i punkciki czarcikęsów łąkowych
 przeplatane mylącą świerzbnicą łąkową.
 Najlepsze owoce ever (nieuczęszczane te drogi).
I bzu korale.
Fantastyczne, splątane bogactwo.
 
Nawet inwazorów w osobach niecierpków gruczołowatych nie zbrakło.
No i zwierzęta.
 
 No i od razu wiadomo, że to nie mogło być u nas, a sommar sommar i znaki drogowe
lokalizują nas w Szwecji.
Coś BYŁO na rzeczy, bo nawet w Szwecji takie bogate pobocza nie są bardzo częste ani oczywiste.
Wiele wyjaśniły inne znaki drogowe.
Artrik vägkant, takie... bogate w gatunki pobocze, chyba tak to można przetłumaczyć. Gatunkowy skraj drogi😍
W ten sposób oznacza się obszary drogowe zawierające zagrożone gatunki lub bogate w gatunki.
Oznaczenia są efektem krajowego projektu ochrony bogatych w gatunki muraw i zakrzewień wzdłuż infrastruktury transportowej, prowadzonego przez rządową agencję ochrony środowiska Naturvårdsverket.
Celem projektu jest monitorowanie i ochrona tych siedlisk, będących pozostałością różnorodności gatunkowej z czasów ekstensywnego rolnictwa. Obecnie pobocza, przydroża i miedze są często jedynymi enklawami bioróżnorodności w świecie, który spycha na nie "nieużyteczne" rośliny- wśród nich wiele rzadkich i zagrożonych. Pięć lat temu projekt obejmował 190 tys. ha muraw i 240 tys. ha zakrzewień wzdłuż dróg, linii energetycznych i lotnisk, nie wliczając powierzchni wzdłuż szlaków kolejowych.
Działania są proste i finansowane w dużej mierze ze środków lokalnych. Obejmują monitoring siedlisk, inwentaryzowanie gatunków, okresowe odkrzaczanie muraw i powstrzymanie się od koszenia do czasu, aż rośliny wydadzą nasiona (czyli do 15 sierpnia).
W dużej mierze jest to więc powstrzymanie się od działania. Zaniechanie. Ochrona bierna. 
Coś bardzo trudnego do zaakceptowania.
Między innymi dlatego, że przez kilka tygodni w roku takie pobocze wymaga od kierowców zwiększonej uwagi- wysokie trawy zasłaniają widoczność, co może stanowić zagrożenie lub prowokować do wykroczeń.
Te argumenty ograniczają utrzymywanie "gatunkowych poboczy" do mniej uczęszczanych dróg.
🌼🌼🌼
A jak to się ma do naszych realiów? Czy moglibyśmy sobie pozwolić na piękne pobocza?
Wiem, że koszenie to konieczność. Widziałam wypadki z udziałem zwierząt, kiedy kukurydza rosła za blisko, a trawa była za wysoka, żeby zauważyć na czas sarnę czy dziką kaczkę- i żeby one zauważyły samochód.
Ale przecież łoś nie ukryje się w trawie do kolan, a wykaszanie pasa szerokości dwudziestu metrów, obejmującego przydrożny rów i duży fragment za nim, mija się z jakimkolwiek celem, także ekonomicznym.
Tymczasem w naszym pięknym kraju od maja trwa masakra kosą spalinową. Padają żółte koszyczki mniszków, karmiące jeżowe mamy, małe sarenki, zające i bażanty, rzadkie szałwie łąkowe, mgiełka kolorów szczawiu, bodziszków i dzikich marchwi. Rośliny nie nadążają się wysiewać, nie zamykają się cykle życiowe owadów, ptaki nie mają co jeść. 
Po kosiarzach zostaje goła ziemia, nawet trawy, z natury dobrze znoszące przykaszanie, nie dają sobie rady z wycinaniem do korzenia. Następstwem jest degradacja "trawników", co samo w sobie nie byłoby niczym złym, bo miejsce traw zajęłyby rośliny spontaniczne- gdyby pozwolono im je zająć. Tymczasem "ludzie od zieleni" usiłują nakładem kolejnych środków utrzymać osłabione trawniki, zatrzymać erozję skarp...
Koszenie obejmuje zbyt duże powierzchnie, szczególnie w miastach i wzdłuż dróg, gdzie spontaniczne murawy nie przeszkadzają niczemu i miałyby szanse stać się enklawami bioróżnorodności. Odbywa się również zbyt często- w specyfikacjach niektórych przetargów na utrzymanie terenów zieleni wymaga się kilkunastu koszeń w sezonie! i nie chodzi o starannie utrzymane trawniki.
Z roku na rok kosi się więcej i częściej, i jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Jestem daleka (bardzo daleka!) od wszelkich nieracjonalnych teorii spiskowych, ale pomyślcie- tak bardzo lepiej byłoby pieniądze przeznaczone na wielokrotne wykaszanie przeznaczyć na zieleń w innym aspekcie, np. na założenie trwałych łąk kwietnych lub posadzenie i utrzymanie drzew. Ale wymaga to bardziej zaawansowanej logistyki niż koszenie, więc mniej się opłaca.
Chodzi też o to, co ludzie nazywają "estetyką", choć IMO poczucie estetyki mają mocno zryte. Gdy w stosownym czasie umieściłam na fb link do tego artykułu, komentarze dotyczyły właśnie kwestii, że ale jak to, porządek musi być.
Bo, jak wspomniałam wyżej, zaniechanie działania jest wbrew naturze człowieka. Dlatego- z innej beczki- narracja o sprzątaniu Puszczy z korników znajduje tak wielu zwolenników. Dlatego się tej narracji używa przecież.
(dla wzmocnienia dokładam teksty dot. Puszczy prof. Ludwika Tomiałojcia i Przemysława Chylareckiego. Jeżeli nie wierzycie lewakom, to może Noel Kingsbury? Za często słyszę, że to sprawa polityczna, że usuwa się tylko martwe drzewa, że ekolodzy nic nie robili za poprzedniego rządu, z którym byli ułożeni, żeby zostawić was w nieświadomości.)

Więc jak to powinno być z tym koszeniem?
Wystarczy raz w sezonie, właśnie po 15 sierpnia, kiedy większość bylin wysypała nasiona.
Wiem, że w miejskich warunkach to mało realne- więc może dwa razy? W lipcu i we wrześniu?
A jak już naprawdę nam się wydaje, że jesteśmy miastowi i mamy trawniki, to raz w miesiącu. Czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień i już.
Co jeszcze możemy zrobić dla przyrody? (tak, dla przyrody. Dla roślin, bezkręgowców, które się nimi żywią, ptaków żywiących się nasionami i bezkręgowcami, wszystkich zwierząt szukających schronienia)
Możemy zrobić sobie własny, prywatny projekt pobocze. Taki mały wyraz nieposłuszeństwa wobec wrednej rzeczywistości. Powinniśmy się z tym poczuć lepiej, bo poczujemy sprawczość, tę samą, którą czujemy maszerując z parasolką lub zniczem czy płacąc na GP.
Możemy o tym mówić i pisać. Wiem, że skoro to czytacie, to wydaje się wam, że nie ma takiej potrzeby, bo to oczywista oczywistość. Ale zapewniam- tak nie jest. Mam informacje z kwatery wroga. Takie pytania- pani Małgosiu, a co to się dzieje w naszym mieście? dlaczego tak się z koszeniem ociągają? 
A bardzo dobrze, panie Waldku, może kasiory wreszcie zabrakło albo ktoś zmądrzał, ale nie podejrzewam.
Mówić i pisać powinni wszyscy, którym zależy na krajobrazie i przyrodzie. Zmasowany atak z czasem przyniesie efekty i ludzie (zwani przez niektórych grażynami, karynami i januszami) zaczną wstydzić się wykoszonego pobocza, tak jak zaczynają mieć świadomość szkodliwości randapu i z ociąganiem, ale jednak, przestają się chwalić bezmyślnie rozmnożonymi kotkami.
Mam pewien problem z moim zawodem- z założenia robię kompletnie niepotrzebne rzeczy, schlebiające ludzkiej próżności. Między innymi stąd jest blog- żeby nadać tej podejrzanej działalności wymiar edukacyjny i społeczny, drugie dno, drugą stronę.
🌼🌼🌼
Mogłabym, a nawet powinnam na tym zakończyć, ale poza poboczami istnieje taki piękny krajobraz, polodowcowy i kulturowy:
 
 
Nie chciałabym przesadnie idealizować zagranicy, ale jakoś wszystko się zgadza w tym rolniczym pejzażu. Myśląc o tym, dlaczego tak, ustaliłam sobie, że:
- rzeźba terenu i typ pogody zwykle sprzyja malowniczości,
- domy są skromne i ładne same w sobie, a budownictwo i infrastruktura spokojne, spójne ze sobą, nieprzesadne,
- nie ma bałaganu, także tego w postaci przydrożnych reklam. Zwłaszcza takich, które budzą we mnie pragnienie pierdolnięcia w bilbord kondomem z keczupem. Ostatnio tak mam.
- wydaje się, że nikt nie boi się dużych drzew ani swobodnie rosnących krzewów,
- ogrodzenia są prawie nieobecne.
Wiem, że łatwo o tak banalne spostrzeżenia w kraju o ponad sto tysięcy km kwadratowych większym niż Polska, którego liczba ludności niedawno przekroczyła dziesięć milionów.
Ale wszystko to tworzy kontekst miejsca, który mieszkańcy potrafią wykorzystać między innymi w swoich ogrodach. Patrząc na nie odpoczywam prawie tak, jak odpoczywam na łące czy bogatym poboczu.
Klasyka- wszystko jest dobre, dopóki działa.
Klasyka- dom ubrany w kwiaty i gładki trawnik, który pewnie w poprzednim wcieleniu i pokoleniu był ogrodem użytkowym.
Klasyka- płotek tzw. smalandzki.
Zasuszone wianki z midsommar.
Niekonwencjonalny zielniczek.
Zielniczek- pierdolniczek.
Z lubczykiem i trybulą leśną. Trybulę (oraz marchewnik anyżowy, dzięgiel leśny i arcydzięgiel) posadziłam w tym roku u siebie, coby antycypować nowe mody i zaspokoić kaprysy, ale ślimaki kochają je bardziej, niż one kochają życie.
Klasyka- kamienny murek (zapewne oddzielający niegdysiejsze pastwisko, bo po co oddzielać trawnik od trawnika) i skała w ogrodzie. Ach, jakbym chciała mieć taką skałę, bezobsługową, wspaniałą skałę.
 
Klasyka- drzewo wrośnięte w resztki muru, świadczące o jego wieku.

Klasyka- dom wśród lasu.
Klasyka- rośliny, które same rosną.
Klasyka- drzewa (często jesiony) u furtki, szpaler lilaków wzdłuż drogi.
Klasyka- flaga na maszt.
Klasyka- lekko zaznaczona granica.
Klasyka- śliczne skrzyneczki.
Jeżeli żywopłot, to zwykle liściasty.
A to malyna, malina pachnąca. Nieco inwazorem, ale lubię.
Pewnie, że bywa też bardziej miastowo i tujowo. Ale przeważnie bywa właśnie tak. Mam w zapasie gigabajty takich zdjęć.
Chciałabym, żeby stały się dla was inspiracją w poszukiwaniach kontekstu miejsca.
🌼🌼🌼
Wracając okrężną drogą do wykaszanych (lub nie) poboczy- wydaje mi się, że zaniechanie wykaszania musi być dla Szweda ogromnym wyzwaniem😁
Bo Szwed wykasza od zawsze, wszelkimi dostępnymi metodami.
 Obecnie najczęściej wygląda to tak:
Uroczy domek,
klimatyczny murek
i koszone/niekoszone,
a to niekoszone takie piękne!
A to koszone takie gładkie, bo koszone wciąż i wciąż.
Efekt często bywa zabawnie przypadkowy. Oczywiście do takiego krótkiego koszenia to trzeba mieć warunki: stosunkowo niskie temperatury, wysoką sumę opadów i psychiczną odporność na mchy.
I co, mówiłam, że temat nieaktualny? Nietrafnie. Bo wczoraj do moich apartamentów południowych dotarł od północnych (jeszcze jeden argument przeciw wykaszaniu: zanieczyszczenie hałasem) odgłos kosy spalinowej w pobliskiej zieleni nieurządzonej. I tak się obudziłam.
Kole południa zastosowano dmuchawy na łosiedlu (liście liście).
Ale peace.
Pozdrówka, Megi.

42 komentarze:

  1. Piękny krajobraz - przede wszystkim nie ma w nim chaosu tak dobrze znanego z rodzimych widoków, wszechobecnych reklam, brzydkich, klockowatych domów i powszechnej pastelozy... Wracając do głównego tematu: takie pobocze wygląda bajecznie, ale w naszych warunkach, gdzie wszystko, co nie jest pożyteczne uważa się za zbędne, raczej nie ma szansy zaistnieć. Może za kilka dziesięcioleci ludzie zmądrzeją, ale teraz? Nie ma szans. I to jest smutne:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście, powinnam wspomnieć o pastelozie. Uwielbiam szwedzką czerwień, ugier (obie farby z naturalnymi barwnikami), nawet ciepły żółty, odcienie niebieskiego i szarości, na jakie Szwedzi malują domy. Niechemiczne, naturalne kolory.
      Przecież te niekoszone pobocza są jak najbardziej pożyteczne, choćby dla pszczół, więc może szybciej :-)

      Usuń
  2. Od razu wiedziałam, że nie u nas i zgadnij, po czym poznałam nie dotarłszy do zdjęcia z ugrowo - czerwonym domkiem pierwszym, bo potem ich wiele, a wszystkie cudne. Wiesz po czym poznałam? Po spokoju, jaki emanuje ze zdjęć. Tak jakby tam nikt nigdzie się nie spieszył. U nas wszędzie pośpieszny obłęd. Płot smalandzki, dla mnie nowość, natychmiast do zaakceptowania, jak każde drewienko, posiwiałe w szczególności. A co do koszenia... Megi, daleka droga... Podpisuje się pod poprzednim komentarzem. A, czy ja znam inne nawłocie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, po spokoju. Powiedziałabym, że dlatego, że wieś, puste drogi- ale w miastach jest tylko trochę... śpieszniej. Daleko do eskalującej u nas chamskiej agresji i egocentryzmu.
      Płot smalandzki urzeka prostotą wykonania (młotek, żerdzie, sznurek lub łyko). U ciebie powszechniejsze są dwa północnoamerykańskie inwazory- nawłoć późna i kanadyjska. Ale i tę rodzimą pospolitą można spotkać.

      Usuń
  3. No ale te pobocza też sa pożyteczne :) (Ad Red Fuchsia). Zmienia się powoli. W W-wie pozostawiane są niektóre fragmenty pasów wzdłuż jezdni (wierzę, że nie tylko dlatego, że nie ma pieniędzy na koszenie) na kilka miesięcy. W pobliskim parku nadwone tereny nad Tzw. Kanałkiem Kamionkowskim do sierpnia były niekoszone (a nawet fragmment trawnika wzdłuż ruchliwej jezdni był nieskoszony). Teraz zaczeli działać częściej. Nie wiem jak jest przy drogach wiejskich, ale jak czasami oddałam się od głównych dróg to widzę i niekoszone pobocza i piękno nieużytków w krajobrazie. Może nie są one bogate gatunkowo (tu jednak potrzebna jest ingerencja człowiek i koszenie - inaczej zaraz teren dominuje gatunek najsilniejszy), ale są. Wystraczy spojrzeć na nie tak jak patrzy się na krajobrazy szwedzkie (czy inne).
    Te wierzbówki ładnie wyglądają w dużych łanach, ale pojedynczo to ja tej rośliny niezyt lubie (chyba przez te kłaki). Przy okazji naszła mnie refleksja czy o "atrakcyjności" rośliny decyduje długość jej kwitnienia? I czy w ogrodzie musi zawsze coś kwitnąć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie właśnie- pożyteczne bardzo :-)
      Powoli się zmienia, u nas słabo widać, ale Warszawa w tym roku wymiata swoimi kwietnymi łąkami! To są dobrze wydane pieniądze z budżetu obywatelskiego (m. in.).
      Przy drogach wiejskich u nas koło Wro jest tak, że im bogatsza gmina, tym gorzej. Szałwie mają nieszczęście rosnąć w bogatej. No i DDiA ma kasy d.z., jak widzę.
      W wierzbówce najbardziej podoba mi się kolor kwiatów w łanie, wspomagany kolorem niedojrzałych nasienników, ten puch właśnie ;-) i jesienne przebarwienie liści, zestawionych z szarością traw.

      Usuń
    2. no i faktycznie- wieczne kwitnienie jest przereklamowane.

      Usuń
  4. Sa piekne miejsca w Polsce, nieogolone i nieogrodzone, ale za wsze sie trafja, jakies slupki, jakis reklamy, fu. Mowisz, ze kondom z keczupem, moze kiedys wyprobuje, na jakiejs panience reklamujacej pustaki;)
    Wszyscy goscie przyjezdzajacy do nas, naprawde 100 procent dziwia sie...ze nie ma plotow. Ogrodzenia w naszej dzielnicy sa zielone, albo symboliczne, obsadzone kwiatami.
    Ronda od jakiegos czasy, to znaczy wysepki, tez sa lakami. Z lakowymi kwiatami. Bo ktos palnal sie wleb, ze owadow za malo. Wiele trzeba zmienic. Ale w Polsce, nawet by nie trzeba bylo zmieniaa. Byleby nie zepsuc...niestety. Nie w te strone zmierazmy cholera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miałam na myśli pewne reklamy społeczne, pierwszy raz w życiu dopadła mnie taka agresja.
      Miło, że dobrze się u ciebie dzieje, ja widuję głównie ronda, których projektant wydawał się myśleć, że wreszcie ma okazję coś zaprojektować, to sobie da upust. Oczywiście te skłębione jałowce poprzetykane irgą nie mają prawa działać.
      Dokładnie- w Polsce wystarczyłoby nie psuć, ale to się dzieje. Polecam: https://nowyobywatel.pl/2015/06/10/patriotyzm-krajobrazu/

      Usuń
  5. Na mojej trasie z/do pracy w tym roku chyba oszczędzali na koszeniu :) Boszuu, co ja się napatrzyłam na te cudowności z rowu od maja. Co tam się działo! Jak się zmieniały kolory, faktury, wysokości. Normalnie, jak jechałam z mężem, to mówiłam: a wdziałeś ten rów, widziałeś, co tam rośnie! A on kiwał głową i odpowiadał: no mówiłaś mi już z pięć razy. Może i z pięć, ale chciałam mieć pewność, że nic nie przegapi:)
    A potem znalazła się kasa na koszenie... niestety, dobrze, że nie za szybko :) Ja więc rozumiem Twój zachwyt i podpisuję się za niekoszeniem :) A jak koleżanka wrzuciła zdjęcie i podpisała: zwykłe chwasty ale nawet całkiem ładne, to nie wiedziała, czy od razu się nie obrazić. Chwasty? Jakie chwasty! Zielnik cały miała na tym zdjęciu o cudownych kwiatach, a ona, że chwasty...
    ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też tak powtarzam, z 10 razy :-D po prostu trudno rozumem ogarnąć tę cudowność i jakoś człowiek próbuje :-D
      To o zwykłych chwastach jest dość symptomatyczne i dominujące. Można by powiedzieć- cudze chwalicie... w sensie: urządzone ogrody, porządek "zagranicą... po pierwsze musielibyśmy wyzbyć się kompleksów i docenić własne korzenie. Nadzieja w młodych :-)

      Usuń
  6. Właśnie to kocham - piękne. Dziękuję za pracę na rzecz "naturalnych" ogrodów.

    OdpowiedzUsuń
  7. Boskie widoki!
    :)
    M z W

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakie piękne zdjęcia , krajobrazy, okolice i rośliny...cudo...
    A gratis widzę jakieś nimfy jeszcze ?? :-)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Oszałamiające zdjęcia :) Bez dwóch zdań :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ależ cudne zdjęcia! I te rośliny i widoczki i te domki. Cudo! Och, jak chciałabym się tam znaleźć i oddać się sielance :D

    Serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jejka..ile zdjęć...zakochałam się w nich wspaniały letni klimat...pozdrawiam Ania

    OdpowiedzUsuń
  12. Megi - żebyś wiedziała, że ZAWSZE jestem, jak coś szrajbniesz :) Muszę wrócić do tego posta na spokojnie, obłędne zdjęcia, morze inspiracji.
    Buziaki - jesteś W I E L K A :)

    OdpowiedzUsuń
  13. No co Ty Meg? Na drogach to musi być Ordnung i nie ma że nie ma - dżewa wyciąć, trawsko z chwaściorami skosić i pędzić po bezpiecznej drodze jakąś kabrio - latającą trumną z włosem rozwianym nucąc pod nosem do wtóru ryczących głośników " A ty tylko pod stopami maaasz, asfaltowe łąki wielkich miaaast". No miodzio, w hamerykańskim stylu "jado kary po hajłeju". Pseudotyrawnik przydrożny jest musowy w kraju ludzi namiętnie rżnących przydrożne dżewa, które jak wiadomo są najgorszym wrogiem nawalonego Seby pędzącego z lub do dyskoteki. Na jedno szczęście szykuje się mniej kasy na radosną tfurczość takich różnych zdziwnych specjalistów od "niebezpieczeństwa drogowego". Wieszczę że he, he, narastający dobrobyt za jakiś czas nam ukształtuje ekologiczną świadomość. Kończę tym optymistycznym akcentem.:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hrehre prawdopodobnie wieszczenia twe sprawdzą się, ponura to będzie sadysfakcja ;-p

      Usuń
  14. Przepiękne widoki. W ubiegłym roku miałem okazję zabrać samochód, rodzinkę na prom i pojechać do Szwecji gdzie mogłem podziwiać właśnie taki przepiękny krajobraz. Te specyficzne domki, ten spokój -mato swój urok!

    OdpowiedzUsuń
  15. To ja już nigdy nie będę narzekać na sąsiadów, że "nie koszą u siebie" i mi się chwasty sieją. To zmyłka - nigdy nie narzekałam i przecież w gruncie rzeczy i tak sama sadzę te chwasty:). Dobry temat i wpis. Dz. Pszcz.

    Co do wierzbówki - jej się na da tak łatwo introdukować do ogrodów. Lubi niższe temperatury a nie kontynentalne lato.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może tak być, dlatego wierzbówka rośnie jak szalona w dolinie Chochołowskiej i na Lubaniu :-) ale ponieważ rośnie również jako "chwast" na nieużytkach w Wielkopolsce, uważam, że jednak może przeżyć i w ogrodzie. Pozdrawiam, kanga_roo.

      Usuń
    2. Wierzbówka wsiewa mi się w ogród że hej. Na Podkarpaciu.
      Anonimowa Ania

      Usuń
    3. no właśnie. Nie narzekajcie, siejcie, doceniajcie. Żyjcie i pozwólcie żyć innym. O wierzbówce skopiowałam z Atlasu Roślin Snowarskiego:
      - wskaźnik świetlny: umiarkowane światło lub pełne światło
      - wskaźnik termiczny: obszary umiarkowanie zimne lub umiarkowanie chłodne warunki klimatyczne lub umiarkowanie ciepłe warunki klimatyczne
      - wskaźnik kontynentalizmu: gatunek neutralny wobec kontynentalizmu
      - wskaźnik wilgotności gleby: świeża
      - wskaźnik trofizmu (żyzności): gleba (woda) umiarkowanie uboga (mezotroficzna) lub gleba (woda) zasobna (eutroficzna) lub gleba (woda) bardzo zasobna
      - wskaźnik kwasowości gleby lub wody: gleba umiarkowanie kwaśna (5 <= pH < 6) lub gleba obojętna (6 <= pH < 7)
      - wskaźnik granulometryczny gleby: piasek lub gliny piaszczyste i utwory pylaste lub gliny ciężkie i iły
      - wskaźnik zawartości materii organicznej: gleba mineralno-próchnicze
      Czyli np. syberyjska poręba bardzo jej odpowiada :-D

      Usuń
  16. Gosia, a ja wiem że taki spokój i u nas jest. Więcej. Widziałam go na nie jednym Twoim zdjęciu z różnych roślinnych spacerów. Co do poboczy, to u nas nie koszą ich częściej niż dwa razy do roku. A u mnie na moim osiedlu, to już w ogóle jest cudnie. Muszę powklejać zdjęcia z ostatniego czasu. Moja droga do pracy jest naprawdę piękna. No ale to dzikość nad dzikościami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W 100% popieram moją poprzedniczkę :)

      Usuń
    2. u ciebie tak, i na roślinnych spacerach często tak- ale muszę o wiele bardziej manewrować obiektywem, omijać nim badziewie. Tam wzrok naprawdę odpoczywa i mózg się resetuje.

      Usuń
  17. Przepiękne zdjęcia. Takie radosne, spokojne. Cudne. Mega urokliwe miejsca. Zachciało mi się zrobić takie zdjęcia drogi. :) Przecież tam tyle cudów jest.

    Fajna relacja. Bardzo serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję i pozdrawiam :-) zdjęcia drogi to temat długi i szeroki jak droga ;-)

      Usuń
  18. Z tych krajobrazów emanuje radosny spokój, jak napisała moja poprzedniczka. Domy z białymi wykończeniami są proste i przyjazne, sielski świat. Jakoś małe szanse widzę na takie pobocza u nas, gdzie wycina się drzewa, nikt nie będzie się rozczulać nad łąką. No, ale może to się zmieni.
    Czy dobrze doczytałam, że krótko strzyżona trawa łatwiej ulega ekspansji mchu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak- bo krótkie strzyżenie (przy braku intensywnego podlewania i nawożenia) osłabia trawę, trawa ginie, w puste miejsca wchodzi mech. My latem nie kosimy niżej niż 3 cm, Szwedzi się nie przejmują- większość ich trawników to meszniki ;-)

      Usuń
  19. Świetne zdjęcia i piękna tęcza na koniec :) Piękna wycieczka :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  20. to prawda, miasta jak miasta, chociaż i tak bardziej przyjazne, niż nasze...

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)