od początku

poniedziałek, 29 lutego 2016

Gardeniami wiosna się zaczyna...

Słyszałam od zapalonych ogrodników, że od Gardenii to już wiosna.
Od dzisiaj pracujemy od 7 :-)
(pracowalibyśmy. Gdyby nie deszcz ze śniegiem zapowiadany do końca tygodnia).
A Gardenia mi siebie przypomina, bo co roku to samo... nudy na pudy... byłyby, gdyby nie było to miło towarzyskie spotkanie. I gdyby nie japońskie kosiarki.

Spieszę z wpisem, bo czołowe blogery ogrodosfery zapowiedziały pińcet na posta, i to od pierwszego, nie kolejnego, sponsor tradycyjnie nieznany- żeby nie było, że piszę za pińcet.

Zrobimy tak, jak poradziła Ania. Best of Gardenia, hity i kity, dzięki temu będzie odpowiednio subiektywnie i hermetycznie, żeby dało się przeczytać w natłoku relacji.

Hit pierwszy- Gardenia przynosi wiosnę. Co roku przywożę sobie paletkę drobnych bratków, kilka podpędzonych cebulaczków, jakiś wianek- i wiosenka się stawa w Moherii. W tym roku trochę słabiej z wyborem, ale coś się udało.
Hit drugi- Gardenia to święto. Przewija się przez nią temat wielu uroczystości, ale kompozycje wiosennych kwiatów nastrajają radośnie, skłaniając do spontanicznych zakupów.
Hit trzeci- wykorzystanie walorów ozdobnych roślin w urządzaniu stoisk. Zrobić tak w sierpniu to pikuś, pod koniec lutego trzeba się nastarać, podpędzić, użyć oczarów, roślin zimozielonych, obudzonych zbyt wcześnie magnolii, wiśni i forsycji. Niektóre kompozycje można wręcz przenieść do ogrodu, który nie musi być nudny w trudnych porach roku...
Szachowniczka z multiplatów.
Wiśnia nippońska 'Brilliant'.
Bardzo pomysłowa ekspozycja :-)
Dekoracja z pędów rdestowca.
Cis i trawa, prosta sprawa.
Poniższe zdjęcia pochodzą z zeszłorocznej Gardenii. Nie pokazywałam ich, a szkoda nie przypomnieć takich ładnych pomysłów.
Ekspozycja roślin z gołym korzeniem- w hydrożelu.
Ekspozycja roślin w balotach okrytych jutą.
Ta szkółka ma zwykle wybitne stoisko.
Rama dla chaosu- dobry pomysł na ogród. To samo mam w logo.
Hit czwarty- Szkółka Bąblin. Wawrzynki, fotergilla, woskownica i paksistima Canby'ego, która sama w sobie jest hitem, a można ją kupić tylko tam.
Piąty hit- zielone ekrany z bluszczu. W przeciwieństwie do wszelkich "zielonych ścian" (nierokujące powodzenia w długoterminowej uprawie badziewie z dużą ilością plastiku) mam zamiar stosować.
Szósty hit- rośliny na prezenty. Hodowane na pożywkach lub w wodzie (znaczy wodne w wodzie).
Hit siódmy (zaraz dojdziemy do 10, prawdziwie blogerska wyliczanka ;-)) to niektóre gadżety i meble ogrodowe.
Kupowałabym.
pikownik.pl- przy okazji, jaki sprytny stojak na hamak!
Wpisałoby mi się takie gniazdko!
Hit ósmy- świeże pomysły.
Kalkulator rąbania.
Pomysł do wykorzystania (po modyfikacji)- permakulturowe wykorzystanie wody opadowej tam, gdzie nie ma możliwości jej odprowadzenia. Lub kiedy po prostu chcemy ją wykorzystać.
Hit numer dziewięć- wystawcy z edukacyjną misją. Tak jak doceniam, gdy bloger daje coś od siebie, oczekując w zamian fejmu i poklasku (a rozwalają mnie wpisy mniej niż amatorskie lub pisane po to, żeby były napisane, albo te sklejane z fragmentów "listów do redakcji"), tak lubię, kiedy sprzedaż ma wartość dodaną.
Sprzedają dobre sadzonki- do nabycia w castodramacie, muszkieterach i niektórych centrach ogrodniczych.
I robią show ze szczepienia :-)
Hit dziesiąty (a jednak), w istocie poza wyliczanką i konkurencją, to zwiedzanie targów z naszym Miłym Gościem i blogerskie spotkanie zorganizowane przez Ankhę, na którym były także: Magda z Barw, Gaja, Magda z Pracowni, Kretowata, Aga Felice i Atka- NiezapominAtka. Na tyle zajmujące, że nie zachowały się żadne fotki. Za to Kret już napisał relację. O, i Gajka napisała.
Najgorszym kitem targów były mchowe ściany. Największa na stoisku sponsora oficjalnego blogerskiego spotkania.
 Jeden z ogródków pokazowych podobałby mi się, gdyby nie ten mech.
Słyszałam już różne tłumaczenia obecności wielkiej ilości mchu stosowanego we florystyce (ale to z Holandii- i co z tego?). Tym razem w leśnym ogródku pokazowym podsłuchałam taki dialog:
- ktoś pytał, skąd ten mech.
- powiedz, że dach czyściłeś.
Więc kiedy zapytałam, skąd ten mech, odpowiedź była przygotowana:
- z prywatnego lasu.
W lesie państwowym nie można zbierać runa ani ściółki. Można wynosić z niego grzyby, jagody, kilka szyszek, bukiet roślin (nie chronionych), gałęzie (zebrane z ziemi, nie ułamane), ale na zebranie większych ilości "darów lasu" należy uzyskać pozwolenie w nadleśnictwie. 
Jak to jest w lesie prywatnym, ktoś wie? Magda? Jeżeli rzeczywiście wszystko tam można (oprócz gospodarki drzewostanem, którą regulują szczegółowe przepisy), to jest to kolejny argument przeciw prywatyzacji lasów. Nie żebym kochała leśników.

Gardenia to także liczne seminaria, spotkania i wykłady, organizowane przez wydawcę Zieleni Miejskiej (wylosowałam prenumeratę, a to fajne pismo jest), OSTO i blogerów ogrodniczych. Zdążyłam być tylko na niewielkiej części z nich, a te, na których byłam...
... to w połowie ciekawe i inspirujące do dalszych poszukiwań zajawki (prezentowane głównie przez pracowników uczelni i będące efektem ich pracy naukowej), a w połowie prezentacje sprzedażowe na różnym poziomie.
(i tu muszę się napić.
Herbatki.)
Jeżeli chodzi o sprzedażowe, to wolałabym, żeby ktoś powiedział mi- hej, kup moją mieszankę nasion, dobra jest, wyrośnie tak i tu, a nie dorabiał do niej filozofię wyraźnie niepopartą wiedzą. Jak już mam kupować filozofię, to wolę od kogoś, kto się zna (egzemplifikacja z mieszanką- wolę kupić od Łukasza Łuczaja, niż od nieprzekonującej wiedzą fundacji).
Jeżeli chodzi o blogerów, to wolałabym wiedzieć, co sprzedają. Czy chodzi o "hej, potrzebuję więcej lajków, bo znudziły mi się grabki i mam parcie na szkło", czy "hej ho, niech mnie zobaczą, bo chcę mieć więcej płacących klientów".
Nie mam nic przeciwko parciu na szkło ani reklamie w social media (naprawdę macie klientów z fejsbuka, którzy mówią wam- no wie pani, ale ta strona na blogspocie... no nie wiem, wahałam się, zadzwoniłam, ale... teraz widzę to niedopracowane logo, nie wydaje mi się, żebyśmy mogli razem pracować?), ale sporo przeciw instrumentalnemu traktowaniu ludzi i oferowaniu im marketingu rodem z lat 90tych (wiem, co mówię, wtedy ostatni raz słuchałam takich kawałków. Dalej jest już tylko zabawa w kangurka.)
Jak to słusznie ktoś zauważył- jak ktoś mówi o swoim profesjonalizmie, to określa własny poziom. Nie ma wtedy miejsca na błędy merytoryczne (i inne), brak korekty i konkretu. Chcesz brać, musisz dać- prawdopodobnie więcej, niż myślisz. Na tym polega ta wymiana. Uczciwa wiedza i poważne traktowanie za fejm.
Powiedzmy, że blog Zoi Litwin jest profesjonalny. Powiedzmy, że mówię właśnie o takim wzorcu (pomijając wykorzystanie cudzych zdjęć i drobne błędy, które pani Zoja z wdziękiem poprawiała).
Napisałam kiedyś, że będąc popularnym (w blogosferze, w grupie) łatwo powiązać bezkrytyczny odbiór swojej kreacji z przekonaniem o własnej nieomylności. Prowadzi to z kolei do- może nadmiernej, może nieuzasadnionej- pewności siebie. A sądy wypowiadane z tą pewnością są odbierane jak słowa wyroczni... takie sprzężenie zwrotne się tworzy, liderzy i ich groupies.
(nie że ze mnie taki psychol, wiem z autopsji :-D)
Nie jest powiedziane, że zawodowiec z automatu musi być liderem, a amator powinien znać swoje miejsce wśród fanów. Zawodowiec zna się tylko na tym, co robi, amator na tym wszystkim, co kocha. Gdyby nie niektórzy clients, wystarczyłaby mi wiedza na bardzo podstawowym poziomie, bo taką wykorzystuje się na co dzień.
Warto zadać sobie pytanie, co ktoś ma z tego, że jest waszym kolegą. I kto ma więcej, ty czy on.
Tym razem postanowiłam skorzystać tego, że jestem stara. Znaczy to, że byłam w wielu sytuacjach, rozpoznaję je i nie będę się w nie wkręcać, po raz drugi taplać się w tej wodzie. Poza tym przyzwyczaiłam się do bycia szefową ;-)
(to taka zawoalowana rada dla sfrustrowanych na tyle, żeby pisać bajki o narzędziach ogrodniczych lub martwiących się, że nie ogarną snapczata. Nie ogarniecie, bajki są słabe, (pisanie bajek jest słabe, przepraszam Autora za tę nieścisłość) dajcie na luz i róbcie swoje. Może i nie wystarczy dla was tego ciacha, ale upieczecie własne.)
(mam z tym spokój, bo ogarnięcie snapczata vs prowadzenie działalności w PL przez 20 lat= 1:∞)

Dobra. Dosyć już o Gardenii, blogerach i takich tam. Winter is over. Przed nami wiosna, cały sezon jak czerwony dywan... 
jechaliśmy przez słodką Wielkopolskę, jej łagodne pagórki, żurawie kołysały się przez słoneczne pole, lis łapał wysoki wiatr, sarny pasły się w oziminie. Taki obraz na sen.
Pozdrówka, Megi (i bizu bizu)




67 komentarzy:

  1. Szkoda, że przegapiłam pokazy szczepienia drzew. Chciałabym się kiedyś nauczyć szczepienia, a nie mam komu popatrzeć na ręce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też bym chciała się nauczyć. Patrzyłam dziadkowi, ale to wymaga ćwiczeń przede wszystkim. I ostrych narzędzi.

      Usuń
  2. Hmmm, a ten mech co się mi zrobił zamiast trawnika to co? On taki podlejszy jest? Nie warto pchać się we florystykę?
    A wogle to myślałam, że będzie ostrzej ;)♥
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. możesz go sobie wygrabić i upleść motylka :-D albo obetkać ścianę w salonie, będziesz trendy :-)
      Mogłoby być, ale to w sumie moi dobrzy koledzy, niektórzy :-) wrażliwi zamykają się w sobie ;-)

      Usuń
    2. Ups, nie wiem jak się plecie motylka ze mchu ;-( . Optkać, mówisz? ;)) to niezła myśl, będzie mi cieplej :).
      Barbara

      Usuń
  3. Byłyśmy na tej samej Gardenii? U Ciebie znacznie ładniejsza niż u mnie, aż bym pojechała, gdybym nie była. Wiem - lepszy aparat masz. Poza tym, to co Anonimowy powyżej - łagodniejesz z wiosną, wybaczasz, widzisz co piękne, ale i tak lubię Cię w obu odsłonach. Mechy ścienne okropne, szczególnie taki jeden w jadowicie zielonym kolorku. Ania na traktorze, co sieje i orze, przecudna! Za relację masz u mnie 500 +++. Ale Ci nasłodziłam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to dobrze, że się skończyła, bo byś pojechała :-D wcale nie mam lepszego aparatu, a to światło było okropne, mało zdjęć wyszło.
      Tak, łagodnieję z wiosną... każdą kolejną wiosną :-) w każdym razie odfajkowałam i mam mentalny spokój. Żałuję tylko, że nie mam fotki na traktorze.

      Usuń
    2. Traktor też żałuje, wie co stracił!

      Usuń
    3. A, właśnie, traktor ! To ten japoński? A w czemże on taki wspaniały? Oprócz koloru, oczywista ;)).
      Barbara

      Usuń
    4. bo każdy traktor jest wspaniały. Ale japońskie kosiarki wyglądały tak, że nie wiadomo, do czego.

      Usuń
  4. Mam mech, co prawda w trawniku ale go dużo. Jestem trendy???
    O Megi, a może Ty umiesz szczepić drzewa? Byś nauczyła? Chciałabym umieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba nie. Przykro mi. Okaże się to za chwilę, kiedy wszyscy naraz napiszą o pielęgnacji trawników. Ale, jak napisano wyżej, można wygrabić i użyć florystycznie.
      Nie umiem, nigdy tego nie robiłam. Teoretycznie jest to proste (a na tym stoisku rozrysowane na kilku planszach, które sfociłam- wysłać ci?), ale wymaga wprawy.

      Usuń
    2. Wyślij, proszę. Mam takie dwie chyba poniemieckie jabłoni, co to powoli kończą swój żywot, i chciałabym je zaszczepić na czymś zanim nie będzie za późno, szkoda, żeby takie dobre jabłka wypadły z różnorodności bio.

      Usuń
  5. Jak tam musiało pachnieć! Ach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pachniało. Było duszno i porno...
      Pachnie u Megi, to fakt.

      Usuń
    2. No tak, kiedy rośliny kwitną, to jest porno.;-)

      Usuń
    3. pachniało mi liliami złotogłów i św. Józefa, ale drogie były. Duszno i porno też było.

      Usuń
    4. Martagony kupuje się tu:
      http://lilypol.pl/lilie-martagon-c-31.html
      Piękne, wielkie, nieprzesuszone cebule, a hodowca pasjonat. I rosną. Serce by mi pękło, jakby Ci pozwoliła kupić nieodmianowe coś po 25 PLN.
      Ania

      Usuń
    5. U mnie ziemia kwaśna :-( to sobie tylko pomarzyć i pooglądąć ;).
      Barbara

      Usuń
    6. dzięki za namiar na lelije. A jak ci ten storczyk na b rośnie, Basiu, to martagony też by umiały. One rosną np. w rezerwacie Buki Sudeckie, na glinie.

      Usuń
    7. Ja to chyba z tym urządzeniem do sprawdzania odczynu gleby muszę po całym terenie polatać ;).....
      Tym storczykiem to ja tak zakochana jestem, że boję się mu tam jakąś konkurencję wciskać ;)).
      Barbara

      Usuń
  6. jak tak patrze na Twoje zdjęcia i relacje to widzę prawie same hity choć wiem, ze dalekie to od rzeczywistości. odnoszę wrażenie, ze ilość plastiku znacznie przewyższa ilość elementów zielonych ;)
    Profesor MP w żywiole, tez lubię się czegoś nauczyć przy okazji, dlatego podróże po ogrodach w towarzystwie pani fotograf mnie nie jarają wole z Toba i Profesorem :)
    skrzynki w fajnej stylizacji zamieniłabym na dżewnianne, stylizacja byłaby jeszcze fajniejsza :D te szachownice z maluchów super, brałabym z metra.
    co kraj to obyczaj, in vitro jakoś mniej obecne w moich okolicznościach a już w wersji detalicznej to wogle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ach miło mi słyszeć :-) życzmy sobie wielu wspólnych podróży :-)
      Cóż, plastik zawsze łatwiej i pewniej zaaranżować w warunkach targów. Skrzynki dżewnianne, po japkach, byłyby ekstra, ale te plastikowe to taka swojska i siermiężna rzeczywistość, ile ja się ich nanosiłam na biodrze! (i jeszcze się nanoszę, mam nadzieję, chociaż kręgosłup tenteges), to mi się miło kojarzą :-)
      Takie invitra to jak raz dla ciebie- małe, tanie, stadne, czule byś się opiekowała.

      Usuń
    2. może ogrodnicze biuro podróży ? ;)
      moim zdaniem myk polega na przyciągnięciu klienta wiec aranżacja powinna powalać, łatwość i pewność to pójście na łatwiznę moim zdaniem albo brak pomysłu :P
      o blogach ogrodniczych mogę się wypowiadać jako czytacz-amator. dziwnym trafem moje wybory zbiegają się z wiekiem autorów, którzy jak wino :D młodych, pewnych siebie wilczków mój organizm podświadomie odrzuca. chyba, ze blog jest rodzajem zapisków ze zmagań z natura i z własną niewiedza, wtedy tak. mam wrażenie, ze spora część tych "młodych" blogów powstała z chęci przyciągnięcia kasy, z marszu to czuć. abonuje, na ogol czytam tylko tytuły. zgodzę się natomiast z teza, ze sprawnie prowadzony blog przy stronie firmy dodaje jej kolorytu, ożywia. w moich okolicznościach to często spotykany proceder.

      Usuń
  7. Celnie jak diabli. Końcowy fragment przeczytałam 3 razy, żeby nie pominąć żadnego smaczku, tyle ci się tam udało pomieścić. I tylko z oceną fundacji trudno mi się zgodzić, bo do mnie przemawia. Ale ja się nie znam i oceniam z perspektywy spragnionego kwietnych łąk mieszczucha.
    Dzięki tobie dowiedziałam się, że mam na zdjęciu wiśnię nippońską :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podzielam Małgosi troskę o łąki kwietne. W Warszawie to jest nowy trend. Wszyscy zakładają łąki kwietne (tzn. miasto zakłada, jest już nawet specjalny urzędnik ds. łąk). A wracając do rzeczonej fundacji, to sprzedaje mieszanki roślin jednorocznych (tak widać na obrazkach). Obserwuję w Warszawie dużo „zachwaszczonych” trawników, które pozostawione same sobie (ew. przy małej pomocy) stałyby się łąkami miejskimi. Na pewno by kwitły, ale nie w stylu „łąki kwietnej” (czyli rabaty z roślin jednorocznych np. kosmosów czy słoneczników; zresztą te są siane od lat kilku bez rozgłosu, ale ku uciesze mieszkańców).
      (Nadmieniam, że cenię sobie troskę o kondycję psychiczną autora bajki o narzędziach ogrodowych).

      Usuń
    2. Aga, na pewnym poziomie do mnie też przemawia, bo kocham łąki i łączki kwietne, wielokrotnie o tym pisałam (zakładka "murawy", jako że od niedawna się znamy. Chociaż fb mi ciebie wciskał uparcie, a ja nie wiedziałam, kto ona.) Ale pomijając, że to jednoroczne- taka łąka wymaga większych nakładów na pielęgnację, przyorywania, w kolejnym roku trzeba ją zakładać na nowo lub podsiewać- to jeszcze nierodzime. Czyli pewne pójście na łatwiznę, a od fundacji (nie firmy) oczekiwałabym czegoś więcej, np. realizacji misji renaturyzacji... wychodzi na to, że lepiej założyć fundację (możliwość korzystania z grantów), a pracować jak komercyjna firma.
      Ewa ma rację, pisząc, że taki sam lub lepszy (bo trwalszy) efekt można uzyskać mniejszymi nakładami. Li tylko przez zaniechanie i okresowe wykaszanie może powstać dopasowane do warunków zbiorowisko roślinne.

      Usuń
    3. Dziewczęta, ja muszę tutaj stanąć w obronie rzeczonej fundacji. Zgłosiłam się do nich po mieszankę do wysiewu jak proponowali na spotkaniu. I dostanę. Otrzymałam jednak konkretne pytania - jakie mam stanowisko dla łąki upatrzone, czy sama dzikość mnie interesuje czy z mieszanką "udomowionych" (wiadomo, że ludzie różne wizje mają) ORAZ jednoroczne czy wieloletnie. Nie będzie to więc żaden gotowiec, bo chłopaki mają umieszać dla mnie. Jak dojdzie przesyłka to opiszę i wszystko dalej po wysiewie też. A zaniechanie u mnie nic dobrego by nie dało, bo nieużytki za płotem zdominowane paskudnie przez nawłoć kanadyjską. Potrzeba więc dobrego startu. Więc ja fundacji daję szansę. Przecież to młodziki jeszcze (nawet patrząc z mojego punktu widzenia) ;)

      Usuń
    4. ok, obserwujemy :-)
      Łuczaj o zwalczaniu nawłoci: http://lukaszluczaj.pl/nawloc-wrog-bioroznorodnosci/. Prawda.

      Usuń
    5. Ach Megi, żeby to takie proste było. Czytam Łukasza i na ten post rzuciłam się jak hiena swego czasu. Niestety - ja w swoim ogrodzie walczę dzielnie i wyrywam cholerstwo ręcznie. Ale co z tego, jak zaraz za płotem zaczyna się spory nieużytek, gdzie to ścierwo robi co chce i wsiewa się na mój teren od nowa :( Syzyfowa praca normalnie.

      Usuń
    6. jak hiena :-)
      tak, pisze, żeby wyrywać, dobrze robisz :-) i jest to trudne, czasochłonne i w ogóle orka na ugorze, ale nie ma innej drogi. Znam osobę, która wykaszaniem pozbyła się nawłoci ze swoich hektarów i ma ciekawą, naturalną murawę. Dojście do tego stanu trwało kilka lat. Gdyby ktoś w ten sposób potraktował rzeczony nieużytek, to też by dało to efekt i ty byś miała mniej wyrywania, ale cóż. Wolałabym chyba mieć za płotem nawłoć, niż trawniki moich sąsiadów :-D lepiej by fotki wyglądały.

      Usuń
    7. No to ja naiwna jestem, bo miałam nadzieje, że to właśnie takie rodzime mieszanki z łąk naszego dzieciństwa. Będziemy na przykładzie Ankhi obserwować, co to z tego wyrośnie. A ja się zastanawiam nad wysianiem tej małej torebeczki nasionek w donicy z drzewkiem (kaliną), która ma 1mx1,5m. Ot taka by była łączka tarasowa...

      Usuń
  8. Do hitów dodałabym również:
    1. rzadkie rośliny na stoisku szkółki Pi-Ma i jej właściciela, który odgrażał się, że w przyszłym sezonie będzie miał 70 odmian epimediów i „wszystkim Wam, kolekcjonerom, oczy wyjdą”. Niestety, mnie wyłaziły już teraz razem z kasą z portfela, a co gorsza nie zapisałam, co za bulwę kupiłam!
    2. przecudnej urody, eteryczną kwitnącą wiśnię wczesną Kojou-no-mai, zdjęcia nie oddają jej wdzięku
    3. szkółkę goryczek spod Nowego Sącza (Megi, jak oni się nazywali?) - opowiadali o zielsku tak, jak inni o kobietach.

    W popisach profesjonalizmu blogerskiego uczestniczyłam wyrywkowo. Wyraźnie widać, kto ma doświadczenie w wystąpieniach publicznych i potrafi przedstawić jasną linię argumentacji (Magda bardzo dobrze mówi!), a kto nadrabia - jak by to ładnie ująć? - osobistym wdziękiem. Wyraźnie widać również, że nie ma przepisu na dobry blog ogrodniczy i próby stworzenia takiego przepisu sprowadzały się do tautologii w rodzaju „powinien być czytany”. Ale to, paradoksalnie, uczciwa odpowiedź. Można stworzyć jedynie kilka rzemieślniczych podpowiedzi w rodzaju „trzeba pisać regularnie”, lecz jeśli ktoś ich potrzebuje, to długa droga jeszcze przed nim. Natomiast jeśli organizatorów interesują warsztaty ze sztuki narracji, niech w przyszłym roku posadzą na stołku Kretowatą i każą jej gadać na byle jaki temat, chociażby wlazł kotek na płotek. Dziewczyna ma dar.

    Co mnie jeszcze uderzyło? Brak pokory w wystąpieniach młodziutkich blogerów i manipulacje na poziomie językowym, w tym moja ulubiona, czyli utożsamianie profesjonalizmu z komercją. Niekiedy przemycano ukryte założenia, w tym najczęściej sprzedażowy cel blogowania, oraz przedstawiano własne opinie jako prawdy objawione. Myślę, że warto się bardziej pilnować i podkreślać, co jest założeniem, co stanem badań, co opinią. Odniosłam wrażenie, że niektóre blogerki mają doświadczenie akademickie i ci młodzi-ambitni odnieśliby niebagatelną korzyść, gdyby zrobiły w przyszłym roku warsztat z argumentacji.

    Poważnym mankamentem był brak dyskusji po wystąpieniach. Może to wynika z braku doświadczenia organizatorów. Jeśli jednak uznali, że dyskusja jest zbędna, bo prelegenci wypowiadają się jako autorytety, a publika czołobitnie słucha, to nawet nie będę złośliwa, bo żałość. Natomiast bardzo miłe było witanie gości przez organizatorów i to nie wyłącznie dlatego, że organizują śliczne, całuśne chłopięta. Podoba mi się nadawanie imprezie osobistego charakteru, poza tym dobry gospodarz dba o gości. I tu się tę dbałość czuło.

    Powinnam była kupić ten traktor i nim wracać do domu, bo trafił mi się nieogrzewany wagon w spóźnionym pociągu i niniejszym rzężę. Ale bardzo miło było mi poznać wszystkich, których poznałam, a dziś z rana humor poprawiła mi cudna relacja z Gardenii w stylu „na stoisku Zbąszyńskie Iły prezentowano nowe, kolorowe typy gresów do wysypywania ścieżek ogrodowych, co jest szczególnie istotne dla naszej firmy, ponieważ, jak wiadomo, wykonujemy je od lat tak świetnie, że można się potem czołgać na brzuchu od progu aż do furtki”. I jak tu nie kochać młodych, profesjonalnych ogrodników? :)
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, Dżisssuuuuu - przeczytałam Mocherską z komentami i już wiem na pewno że wszelkie wystawki w moim przypadku odpadają ( po wpisie Gajki tylko baaaardzo mocno podejrzewałam, prawie na granicy pewności, ale jednak..... ). Szczególnie boję się młodych i ambitnych blogerów, pewnie dlatego że ja jestem starawa i też ambitna, co prowadzi prostą drogą do zostania Frankiem Underwoodem i wykaszania tzw. konkurencji ( japońską maszyną wielofunkcyjną ). A ja muszę pracować nad charakterem bo u mnie już wcale nie tak daleko do ostatecznego rozliczenia przez Wielkiego Księgowego. W dodatku jako wierząca amatorka źle reaguję na wpadki tzw. profesjonalistów, normalnie jak ksiądz samiczka na kościół lefebrystów. Wysypka mnie się robi, trzecia powieka zarasta i wzrok się pogarsza przez co nie wierzę już niczemu profesjonalnemu co czytam, bo nie wiem czy to tylko moja interpretacja jest błędna czy ktoś mnie w Karola robi ( jeśli chodzi o irysy to wierzyłam dobrej pamięci Lechowi Komarnickiemu, który był i dla mnie nadal jest, irysowym guru - choć niby amator ). Coś mnie wrzeszczy wewnętrznie że nadal będę uparcie i bezczelnie nieprofesjonalna, po amatorsku kierująca blogową karierą ( mój boszszsz, ja do całkiem niedawnego czasu nawet świadoma nie byłam że to jest ścieżka kariery , myślałam że to tylko zwykłe ulewanie się osobowości, takie zacofanie i kretynizm się we mnie gnieździły ). Wrzask słyszany przeze mnie przechodzi w wysokie C kiedy myślę o trybie wystawowym, pewnie zapyziałe amatorstwo waliłoby po oczach i żadna łacina w blog nie tylko ogrodowy wpleciona by mi tu nie pomogła. No a poza tym co ja bym miała robić na takiej wystawie? Tylko znajome z neta towarzystwo porwać na sex, drugs and rock and roll, bo wlepianie ślepi w wystawki szkółek odpada ( ze szkółkarzami to ja sobie prywatne pitu - pitu urządzam, ku mojemu zdziwku okazało się że znam ich całkiem sporo, wystawek do urządzania pogwarek roślinnych mi nie trza ). Reasumując moje bzdetne rozmyślania na temat wystaw w których nie uczestniczę - zasadniczo linia kierownictwa mojego bloga jest słuszna, po prostu "Nie dla mnie sznur samochodów".

      Usuń
    2. Aniu, goryczki: http://www.ogro-gust.pl/
      Ta roślina (jednoliścienna, wydłużone, palczaste bulwy, żółte kwiaty)- za cholerę sobie nie przypomnę. Widzę, że nie tylko ja :-)
      (a wogle to trójlisty sobie kupiłaś?? jeszcze nie? jak będziesz żyła bez trójlistów?)
      Wiśnia K-n-m to ta na moim drugim zdjęciu z wiśnią, nie zapisałam nazwy, ty tak, a trzeba było też u pana PiMy :-D
      Profesjonalizm równy komercji to coś, co budzi we mnie zło, na razie jestem tylko małą Mi, ale blisko mi do Buki.
      Wszystko prawda, dzięki czemu zresztą bawiłyśmy się tak wyśmienicie. Notka o zbąszyńskich iłach, tak oczekiwana i profesjonalna, również zrobiła mi dzień, ale nie bardziej, niż jej powyższa zajawka :-]
      Droga Taba Azo, poznałam cię niedawno, ale od razu wiedziałam, że możesz być niebezpieczna. Może jest jakiś sposób na prenumeratę twoich komentarzy, chciałabym na bieżąco widzieć, jak szczujesz na blogach. A szkółkarzy może i znasz, ale na ściance się z nimi nie fotografujesz- potknięcie na ścieżce kariery.

      Usuń
    3. Nie szczujam na blogach które się mnie nie podobią czy też nie podpaszą. Szkoda mi czasu. Musiałabym to na bieżąco śledzić jak Hatifnatowie elektryczność, no nieee. Co do ścianek, nawet nie omszonych, to ja mam nieuleczalny ściankowstręt. Przeczytałam koment łąkowy i mam tzw. mieszane uczucia. Wyobraziłam sobie taką łąkę w kwietniu, a potem zaraz w sierpniu, wrześnu i październiku. Niezależnie czy jednoroczne ogrodowe czy "dzikość serca" w miasto ciężko łąkowe klimaty wpasić. Renaturalizacja dobrze się sprawdza w bardzo dużych założeniach, im mniejsza powierzchnia tym bardziej potrzeba jakiegoś ładu. Boję się że te łąki to tak pójdą po całości, skwerki, rondka itd.

      Usuń
    4. Nie, nie kupiłam trójlistów i mnie nie szczuj, bo właśnie sobie powtarzam, że nie można mieć wszystkiego. We wtorek listonosz przyniósł prezent od kumpla w formie potężnej dwutomowej encyklopedii bylin. Pamiętam, jak kiedyś kupiłam 40 tomów bibliografii polskiej Estreichera - i raptem świat stał się większy. To teraz czuję się podobnie. Nie wiedziałam, że istnieje tyle bylin.
      Poza tym dzisiaj wyszłam na balkon i patrzę, a tam mi w kuwetkach wykiełkowała dziewanna fioletowa, wysiana jeszcze zaś jesienią. To już chyba wiosna na dobre.
      Ania

      Usuń
    5. No i nie wiem, czy ja bloguję, czy tylko pirdzielę?
      Taba Aza - mię się bardzo Twoja niezwięzła odpowiedź podoba, bardzo.

      Usuń
    6. o tych łąkach to ważna uwaga. Mnie pasują, nawet na rondku, tym bardziej, jeżeli alternatywą bywa jałowców gąszcz. Tylko równie dobrze mogą to być niekoszone trawniki, przekształcone w murawy. Lekko, proprzyrodniczo, bezpretensjonalnie.

      Usuń
  9. Wiosną, wiosną zapachniało ;) A u nas posypało śniegiem (i dalej sypie...) owszem, jest ładniej, ale o ileż bardziej OBSŁUGOWO. Hiacynty i żonkilki przekwitły ;(
    Śliczniaste te połówki jabłuszek - oszronione i nie - ale, ale... to chyba nie TE święta :) Oczywiście japońskie traktorki są hitowe! I w ogóle powiało Wielkim Światem dla mnie, prowincjusza, miło było poobcować, nie ruszając się ze swojego grajdołka. Całuję ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. obsługowo, powiadasz. Widzę cię z wiaderkami wody, otulającą Agnieszkę polarkiem i gotującą Marylkom ciepłe posiłki z witaminami... mam rację? dowiem się jutro.
      Na G są zawsze TE święta, i wszystkie święta naraz (znicze na baterie też są), bo tam są takie małe targi Special Days.

      Usuń
    2. Nie doceniłaś... mam niespodziankę. A właściwie - niespodzianka.
      Jutro jest dzisiaj, więc pewnie zaraz się dowiesz ;)

      Usuń
  10. Dla mnie Gradenia była bardzo pouczająca, podobnie jak bioróżnorodność opinii o niej. Swoje zdanie mam swoje, ładnie napisałaś o lubieniu bycia szefową :) ja lubię edukować i pewnie nie przestanę, a kto co z tego sobie weźmie to jego. M pozdrawia, też Twojego M, do zobaczenia, do usłyszenia, serdeczności.
    A Ekorozsadnik u nas w Wawrze był cudny! Dużo wyższa średnia wieku, wiele pań w moherowych beretach pracowicie notowało jak to z marchwią było... A młodzi drwaloseksualni tatusiowe pomagali maluszkom robić ludziki z jarzynek. Można i tak i tak. Warto być i tu i tu i zabrać dla siebie to co najbardziej wartościowe...
    Serdeczności ponowne,
    m.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A właśnie. Mam wrażenie, że wśród tego hałasu o profesjonalnych domenach i sposobach zarabiania mniej się mówi o blogach jako narzędziach popularyzowania wiedzy. Niekoniecznie "6 sposobów na piękny trawnik", ale też głębszej wiedzy, doświadczenia, własnych przemyśleń i wniosków, którymi ktoś się dzieli z czytelnikami, bo lubi swoją dyscyplinę i lubi o niej rozmawiać. I robi to ot tak, w ramach społecznej odpowiedzialności, bez przeliczania na zlecenia i lajki. Bardzo to wartościowe.
      Ania

      Usuń
    2. ja też, ja też mam MISJĘ edukacyjną... trochę mi przeszła, ale kiedyś pisałam o tym, że blog zaczął się po kursie ogrodowym, z niedosytu ekspresji...
      Pozdrawiamy nawzaję :-) M wybiera się do Wawy, jak wiesz, ja byłam lata temu z nim i teraz tak myślę...
      W tej potrzebie popularyzowania wiedzy jest trochę społecznikowstwa, trochę chęci pokazania się jako ekspert (ale to nic złego samo w sobie ;-)), trochę aktorstwa, trochę porządkowania własnej wiedzy i świata... tak to widzę u ludzi, którzy to robią.

      Usuń
    3. Magdo i Megi - jako uczeń co kształce sie u Was na nauce proszę, NIE USTAWAJCIE :))!! Myślę, że jest trochę takich jak ja, co to nie bardzo lubią lub nie bardzo mają możliwości wyrwać się od tych swoich"pół i lasów i łąk ;))" a wiedzy potrzebują, bardzo! Ja tak trafiłam na ogrodowe blogi, o wiele lat za póżno... ale teraz rosną mi zielone skrzydełka ;)). Mam oczywiście masę książek, to ważne, ale dopiero czytanie osobistych opowieści ogrodowych wyjaśniło mi wiele problemów. No i zawsze można wykonać pytanie do przyjaciela .... ;)) ♥♥
      ♥♥♥
      Barbara

      Usuń
    4. Mego Droga,
      całkowicie się z Tobą zgadzam. Ostatnio kupiłam arcyciekawą książkę o ewolucji i historii człowieka i zaczytywaliśmy się cało-rodzinnie, każdy ze swojego punktu widzenia. I tam było bardzo dużo opowieści o głębokiej potrzebie wspólnego siedzenia przy ognisku i iskania się wzajemnie... I o wspólnych posiłkach (pominę aspekt większej wartości odżywczej upieczonego mamuta), rozmowach i istocie tego współ-iskania dla rozwoju gatunku człowieka (czy nawet rodzaju Homo w kontraście do innych nie-Homo)... I o korzyściach dla iskającego i potrzebie iskania u iskanego... Iskajmy się więc wzajemnie siedząc wokół ogniska (monitora), snując opowieści o roślinach i życiu...Wszak tak robił już pradziadek Neandertalczyk :) czy raczej mądra pra-babka Neandertalka...

      Usuń
    5. Magdo S. odsłaniasz tu przede mną jakieś swoje nowe oblicze! Iskanie? OMG. Ps. Czy mogę dołączyć do Waszego klubu offowych blogerek, szefowych i hejterek? Pewnie się nie nadam, bo specjalnie ani szefową nie jestem, ani specem od roślin... Ale zazdroszczę wam kolegowania. :(

      Usuń
  11. Super zdjęcia! A ekrany z bluszczu po prostu kocham :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Megi, nie dam rady skomentować wszystkiego, co aż mnie świerzbi, ale zacytuję frgament, który trafia w moje czułe (wyczulone, wciąż podrażniane i skręcające się z niemożności wywalenia ludziom tego, co Ty tak dobrze ująłąś)miejsce "będąc popularnym (w blogosferze, w grupie) łatwo powiązać bezkrytyczny odbiór swojej kreacji z przekonaniem o własnej nieomylności. Prowadzi to z kolei do- może nadmiernej, może nieuzasadnionej- pewności siebie. A sądy wypowiadane z tą pewnością są odbierane jak słowa wyroczni... takie sprzężenie zwrotne się tworzy, liderzy i ich groupies." Taaak, to jest to. I te masy klakierów, którym zawsze wszystko się podoba, nie majace swojego gustu. Co do mchu, mam to samo - podoba mi się w drobnych ilościach w domowych dekoracjach, wydziubuję go z trawnika i z murków ( mój prywatny las jest niestety 200 km stąd:), kawałek wyniosłam z państowego lasu (no tyle, co na dłoni),żeby spórbować wyhodować fermę mchową, ale niestety, ta odmiana się nie przjęła, sprwdzę dzis może jednak wylazł. I wiem, gdyby tak każdy wydziubała tyle co na dłoni... nic mnie nie usprawiedliwia, niemniej takie rycie, na metry i bez nadziei ,że przetrwa dłużej ten mech, to dewastacja i bezmózgowie. Byle zarobić na jakimś pięknie chwilę wygladającym duperelku. To tyle. Zazdroszczę tych widoków, sama za chwilę rzucam gary i wdziewam walonki, by pokopać w ogródku. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taak lewkonio, ta przypadłość, skręt z niemożności, nasila się z czasem i czasem... trudno wytrzymać. Ale to nic nie da, jak nie wyczymiesz, bo częścią wspomnianej kreacji jest brak refleksji.
      Pamiętasz, zawsze mówili- a jakby tak każdy zrobił (źle), to jak by się to skończyło? A teraz-każdy brawo ja, wymyśliłem mech!

      Usuń
  13. hmmmm... ale zdjęcie stoiska WYBiCKi to nie z tego roku

    OdpowiedzUsuń
  14. O mamo, dopiero przebiłam się przez post, a jeszcze 57 komentarzy przede mną! Żeby nie zamulić, ujmę moje przemyślenia w punktach. 1.Dziękuję za interesującą fotorelację, przez chwilę zastanawiałam się czy byłyśmy na tych samych targach, bo pokazałaś wiele świetnych rzeczy których ja w ogóle nie zauważyłam. Tylko biały fotel mi się nie podoba, jakoś trąci mi babunią 2. Ekrany z bluszczu - faktycznie chyba hit, bo gadałam już jesienią o nich z panią z ZOM (warszawska jednostka miejska zajmująca się zielenią) i mówiła że jest to megawypas. 3.Czy mi się zdaje, czy ty masz trudny charakter? He he, lubię wrednych bo to oznaka inteligencji. Podoba mi się też, że się trochę sama z siebie podśmiewasz. Napisałaś że jesteś stara i mi się nieswojo zrobiło... byłyśmy na tych samych wykładach, nie poznałam cię? Ale to na pewno z innego powodu, pewnie byłam nieuważna. 4. Nie zrozumiałam ostatniego akapitu, tzn domyślam się że to są jakieś szpile wtykane komuś, ale I'm not followin' komu i za co. W każdym razie śmieszne to błyskotliwe i dobra rozrywka czytać taki wpis. Snapchat? BLE. Wolę książki. 5.Ja mam 4ha lasu prywatnego i robię w nim co chcę m.in. przesadzam dzikie przebiśniegi, zbieram runo. Uważam że w związku z tym lasów nie powinno się prywatyzować, strach pomyśleć co by było gdyby więcej takich jak ta firma z Lublina się znalazło. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. A ja byłam dziś w...no, jakiś czas temu to była taka trochę szkółka, trochę sprzedaż ogrodnicza. Teraz to duży dość, prywatny market ogrodniczy się zrobił. Właściel jest ogrodnik, kolejne pokolenie. I dziś już mi się nie chce o tym pisać. Zmieło mnie. Jutro napiszę, bo to Megi jest to, co Ci mówiłam, co robi traktowanie roślin jak towar. Produkcja.
    Barbara :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no i w końcu nie napisałam, Polu, ale życie przed nami.
      1. Każdy był na innych targach, przeczytałam WSZYSTKIE relacje, jak nigdy. Nawet te nudne strasznie. Na najlepszej Gardenii byłaś ty, Ankha, jankosia- relacje entuzjastyczne, praca na pozytywach.
      2. Ekrany z bluszczu- składnik instant garden. To samo można osiągnąć cierpliwością i pracą, ale dobrze, że można zapłacić i przyspieszyć czas. Tak samo jak za gotowe moduły żywopłotów bukowych np. Tylko klienta na to nie ma.
      3. Jestem odrobinę złośliwa i mam dzieci chyba trochę tylko młodsze od ciebie. Byłam na nielicznych wykładach, spędzałam czas towarzysko ;-)
      4. snapczat- to dobre dla gimbazy, rzekło młodsze dziecko i tego się trzymam. ZM to słowo klucz, ale kazali mi nie wynosić ;-p
      5. jaki uroczy paradoks :-)

      Usuń
    2. Weszłam sobie i pacze. I myślę, kto to przeczyta tyle tego napisanego o tej Gardenii? No i okazało się, że ja. I komentarze wszystkie też. Z przyjemnością o mchu, o iskaniu, o misji edukacyjnej, której i ja ulegam od czasu do czasu. Mam lekkiego świra warzywnego (po co nam w sklepie 15! odmian rzodkiewki?-pyta Ania współpracująca). Jeszcze trochę potrzebuję czasu, aby rozkręcić to moje nowe sklepikowe dziecko, ale zaciekawił mnie Ekorozsadnik Magdy z Barw Ogrodu. I chciałabym zgłębić temat. Nie piszę bloga, bo im jestem starsza tym więcej mam wątpliwości, a znam się lepiej na warzywach niż na wykorzystaniu mchu w kompozycjach kwiatowych. A kogo obchodzi to, że gładkolistna pietruszka naciowa ma lepszy aromat niż ta pięknie pokręcona z pierzastymi brzegami? Albo że rzodkiewka Zlata lepiej udaje się w poplonie jesiennym? Z przyjemnością patrzę na mój trawnik, który zarasta mchem i wzdrygam się na samą myśl, że miałabym go wyrwać z korzeniami z tej mojej przydomowej instalacji roślinnej. Muszę sprawdzić co to snapchat albo Wilka zapytać :)

      Usuń
    3. Wilk nie wie. znaczy sprawdził ale nie rozumi :D
      o, to to, kto jak kto ale Dorkasz to się zna na warzywkach :)

      Usuń
  16. Nie nooo świat się kończy! Wilk nie wie... pozostaje Szczepaniaczek albo Smarkate.

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)