Czas zbierać się na Północ, nie ma czasu na pisanie, na eksplorowanie tutaj, lato znów suche i gorące i kwitnących roślin też ubywa. Kolejne pożegnania, niespełnienia, kolejne "w przyszłym roku".
A co, jeśli nie.
Wciąż jestem zachłanna, ale o tej porze roku już zmęczona. Wszystkim.
Też tym, że planuję i nie wykonuję, chociażby pisania o tym, co miesiąc temu. Miesiąc temu był strasznie dawno temu, w innej epoce przed- zapachu lip. Równie dobrze pisanie o tym można odłożyć na zimę, niekoniecznie najbliższą.
A co, jeśli nie.
Nie to nie. Pouczę się uwalniania od planowania.
Na rzecz rejestrowania. Tego, co istotne, do zapamiętania. Odsiane z emocji na rzecz analizy i syntezy.
Takiego podsumowania potrzebują moje łąki.
Łąka to, wiecie, zbiorowisko bylinowe ze znacznym udziałem traw, ale widzę, że w kontekście ogrodów pod tym pojęciem mieści się wszystko, wyobrażenia ludzi obejmują spektrum od dywanowego, szmaragdowego trawnika do łanu maków i chabrów, oczywiście wszystko wieczniezielone lub stalekwitnące, niezmienne i bezobsługowe (nawet konieczność koszenia bywa przyjmowana z niedowierzaniem).
W zeszłym roku założyliśmy w pewnym dużym ogrodzie łąkę z siewu. Powstała na piaszczystej i suchej glebie, bez nawodnienia, w miejsce naturalnej napiaskowej murawy (bezsens całej roboty był przedmiotem moich zżymań między innymi w tym poście).
- zaoranie glebogryzarką separacyjną,
- wyrównanie równarką,
- ręczne wygrabienie, wybranie i zakompostowanie kłączy perzu i nawłoci (perzu- dokładne w miarę możliwości, ale perz w łące nie jest problemem),
- wałowanie,
- wysianie mieszanki nasion traw (głównie różne gatunki kostrzew, gęsto, żeby było na straty) i nawozu mineralnego (jednorazowo, jako starter dla trawy),
- przemieszanie nasion z wierzchnią warstwą ziemi (przegrabienie),
- wałowanie,
- czekanie na deszcz.
Czyli była zrobiona jak trawnik, na tysiącach mkw.
W końcu doczekała się na deszcz jesienny i w maju wyglądała uroczo:
Fiołek polny. |
Takimi obrazkami łąki uwodzą nas internety, z dystansu też wszystko wygląda w porządku- zielony dywan.
Tymczasem w szerszym planie i z bliska...
Spokojnie, po kolejnym sezonie będzie gęsty dywan, nie pozwalający się zasiać ani makom, ani nawłoci.
Zależy, kto czego potrzebuje. Jeżeli chcemy kwitnącej łąki, należałoby zostawić w spokoju istniejącą murawę (systematycznie wykaszając nawłoć) albo, w gorszej wersji, po zaoraniu i wyrównaniu pozwolić działać przyrodzie.
Tu nic nie było siane... i też będzie łąka. |
Łąki ogrodowe to także łąkowe rabaty, zakładane metodą sadzenia sadzonek.
Trzeci sezon obserwuję łąkę w ogrodzie w polu i koło "stodoły", jak mówią.
Majowo to ona tak sobie wygląda, takie rabaty są wymagające... wymagają cierpliwości i wyrozumiałości.
Paliki w tej chwili już zdjęte. Grabowy żywopłot w końcu się zbiera. |
Początek czerwca był biały.
Kwitną złocienie łąkowe i wiązówka błotna, błyszczy śmiałek. |
Ton nadaje krwawnica pospolita, przetacznik kłosowy, gaura Lindheimera i jeżówka blada. |
Pojawił się żółty akcent- spontaniczny dziurawiec. Nostrzyk też się wsiał. Cudnie. |
I wiecie co?
To bardzo dobrze. Że nie pamiętam, nie muszę, bo ogólne wrażenie jest super, a z czasem będzie tylko lepsze. Wolne miejsca zapełnią się ekspansywną krwawnicą, można w nie dosadzić coś, co chcielibyśmy w tej łące mieć, można rozsadzić kępy niektórych bylin.
Zdaję sobie sprawę, na jak trudną próbę może być narażone uczucie miłośników łąk. Tych teoretycznych, idealnych kwietnych łąk.
Rabata łąkowa (czy tam preriowa) jest w dużej mierze spontaniczna, bywa nieprzewidywalna, wymyka się spod kontroli, rośliny zmieniają miejsca, opuszczają grupy lub w ogóle ten padół.
Jak jakieś chwasty.
No.
Przy tym fantastycznie pasuje do prostej architektury.
fot. Robert Prochazka |
Maj. |
Rabaty "na cortenach". Na razie spory bałagan wizualny, bo jeszcze się to wysokościowo nie zróżnicowało, a i żywopłoty nie zasłaniają tego, co powinny. No i paliki. |
Pragnia syberyjska jako podściółka do hortensji bukietowych |
i bodziszek żałobny, uwielbiam. |
Czerwiec. |
"Na cortenach" kwitnie więcej bodziszków, |
dereń kousa, |
więcej bodziszków ;-) |
przywrotnik |
i dereń kousa :-D |
Oczyszczalnia elegancko zarosła śnieguliczką Chenaulta (teoretycznie 'Hancock', ale niekoniecznie.) |
Majowe zioła przy tarasie. |
I taras czerwcowy, z klonem Grossera i rosplenicą 'Hameln'. |
Gwiazda maja- dereń kwiecisty 'Cherokee Chief'. |
I letnie gwiazdy- róże. Róże w tym roku kwitną jak natchnione. |
Fot. Robert Prochazka |
i prawdziwy hit sezonu, czyli przedogródek.
W ciągu dwóch lat zarósł zielonym kożuszkiem, złożonym z barwinka większego i pospolitego ('Gertrude Jekyll' i 'Atropurpuraea', seslerii błotnej i pragni kuklikowatej.
Plewienie praktycznie zostało wyeliminowane, bez folii, chemii i innych fanaberii.
Maj. Nie zdążyłam na kwitnienie świdośliw :-( |
Czerwiec. |
Piszo, że rabaty bylinowe (w tym łąkowe, preriowe, okrywowe) są skomplikowane i obsługowe.
Nie są.
Jeżeli dopuścimy zmienność, spontaniczność, przenikanie.
Wymagają odchwaszczania przez pierwsze dwa- trzy sezony, okresowego podlewania, cięcia (raz w roku na wiosnę), porządkowania kwiatostanów itd. (kilka razy w sezonie), elastycznego reagowania na zmiany, nauczenia się przyrody przez obserwację i korygowania nasadzeń zgodnie z miejscowymi warunkami.
No tylko tyle :-D
Obsługowy to jest tyrawnik.
(ja nie wiem, dlaczego oni tak piszo, że są obsługowe. Albo chcą się kreować na ogrodowe guru, albo źle dobierają byliny, albo za bardzo chcą kontrolować i żeby to takie było, jak posadzone, a to żyje przecież.)
Okołotematowo ogrodów bylinowych pisze Marta Góra i piszo w gazecie (dziękuję Arturowi za link). Do dyskusji poniżej lub później (chyba że nie ma na kiedy lub nie ma sensu, bo to już było).
Na blogu mało się dzieje, ale zapraszam na fb, tam nadrabiamy :-) z tym, że z tekstami nie bałdzo.
Pozdrówka, Megi.