od początku

sobota, 31 grudnia 2011

candywyniki i happy new year!

... ale najpierw zobaczycie, co mi zakwitło;-]]]



Wiosna po całości, proszem państwa. Ten kolor, ten deszcz... będzie tak kwitło do marca.
Nawet nie napiszę, co to, bo zaraz znajdzie się ktoś, kto wie.
I jeszcze MUSICIE zobaczyć, co przyleciało i siedzi pod karmnikiem czekając, aż rude niebezpieczne futro się oddali.



A następnie nastąpił wieczór, mieszanie...

... losowanie...

... i...



... i jeszcze jedno losowanie...


... no i wszystko wiadomo. Mirkę, rrobaczka i Parabolę proszę o podanie adresów do wysyłki. O ile znajdę fanty, hłehłe, bo gdzieś je posprzątałam...
Oraz o adres proszę M.... która otrzymuje NEISPODZIEWANKĘ za 30 000 kliknięcie. Wiem, bo napisała akurat wtedy komentarz, a ja akurat zajrzałam. I akuratnie zainspirowana zostałam przez bebeluszka i ogłoszony przez niego konkurs, i spontanicznie przyznałam nagrodę.
Oto M.

M. napisała o moim candy: ona też to robi! (...- ?)
No tak. Wcale się tego niespodziewałam, ale zabawa miła, i oglądalność wzrasta;-] toteż niezarzekamsię, że jeszcze...

Tak oto wygląda ten ostatni dzień roku. Pora zatrzymania, oczekiwania, podsumowań i postanowień.
O duchach czasu przełomu pięknie napisał Przemek, aż ciarki przechodzą. Nic ciekawszego nie dodam.
Pierwsze pytanie na dziś brzmi:

CO ROBICIE NA SYLWESTRA?

Mniej więcej wiem, bo czytałam.
Ja sobie zawsze myślę, jak to nie wypada siedzieć w domu akurat w taki wieczór.
Z drugiej strony- wredny przymus zabawy jest naprawdę wredny.
Pytanie powyższe dopada mnie zwykle tuż po świętach. I wymyślam: kino (przez całe lata we wro można było chodzić na cudne, tematyczne, surrealistyczne maratony sylwestrowe organizowane przez ACF. W ostatnich latach, w kinie dworcowym, były naprawdę odrealnione. I przez całe lata chodziliśmy, ale skończyło się razem z ACF). Teatr, teatr muzyczny (ale spektakle kończą się wcześnie i co). Wyjazd gdziekolwiek (bardzo dobry, a gdziekolwiek bywa... bardzo dziwne). Wyjazd do Pragi (ale dlaczego w sylwestra?). I tak dochodząc do wniosku, że to nie i tamto nieeee... wyszło na domek.
Tak myślałam do wczoraj, a wczoraj spotkaliśmy się z kimś i wyszło, że idziemy do domku tych ich. Ciekawe, bo znam onych bardzo... powierzchownie. Ale przecież poznam ich lepiej?
I gdybym chciała/miała czas pisać o noworocznych... postanowieniach, to mogłoby być jedno z nich. Korzystać z okazji, żeby poznać kogoś lepiej. I robić różne nowe rzeczy. I... cdn., bo godzina jest, jaka jest, ogarniam chatę, robię ciasto- o TAKIE- zgarniam koty przed fajerwerkami do domku i fruuu... dobrze, że kupiłam sukienkę:-DDD
No i która ABBA na dziś?;-p
Chyba że... albo...;-p

A wam, nam, wszystkim życzę po prostu

Nowego. Jakiego sobie życzycie, ale nowego. Dla barashki- lepszego niż poprzedni. Dla florysztuki- równie dobrego. Dla Leptir- mniej przełomowego;-)
Nowego Początku. Więc jeszcze raz

Pozdrówka, Megi.

czwartek, 29 grudnia 2011

... i po świętach.

U was też?
Jak było?
W Moherii było miło. Chyba nawet znalazłam Pióro Żar Ptaka.





Pióro Żar Ptaka nie tak trudno znaleźć, okazało się.
Wystarczy nie wstawać rano... słuchając z satysfakcją, jak sąsiad wypuszcza samochód i myśląc, że przed nami miesiąc niewstawania, a potem już wiosna.
Wystarczy pójść z TP do zwykłego sklepu ze skarpetkami i herbatą.
Można też spędzić dzień piżamkowo- drzemkowo- herbaciany z rumem oraz truflami.
Poczytać "Jedz, módl się i kochaj", i nie włączać kompka przez dzień cały.
Pojechać na wycieczkę w szaro- szary dzień i cieszyć się, że nie pada.
Nie chciałabym spłycać tematu pióra, dobrego na chłód i samotność w sercu, ale to jakiś początek.
Będzie dalszy ciąg...
A to cała choinka:-))) nie, nie choinka. To Zygfryd, Serb świerski. O imionach choinek pisałam w zeszłym roku.


A to oto jest najpiękniejsza choinka wrocławska. Most Rędziński.

Trochę mało ekologiczna, bo każda nitka z osobna podświetlona wielkimi reflektorami.
A to wianki od flo w naturalnym środowisku. Pięknie ubierają.


A to już wiosna... znacznie bardziej wiosenna niż ostatnio. Właściwie trochę dość mam tego skondensowanego zapachu;-p



Spośród kotów wirtualnie obecny dzisiaj jeden, za to w wielu znudzonych odsłonach. Oto kot przybrany świątecznie w różowe futerko. Jednocześnie sfochowany i skonfundowany.





To confuse a cat... bezcenne.
Tu kot spontanicznie zalogował się w naczyniu:



Tu samoobsługowo bawi się częścią Zygfryda. Pociąga za sznurek, a gałązka jedzie, łaaał.



No a to kot pierwszego dnia świąt... jaki fajny jasny obrus i jak dużo miejsca, zabrali wreszcie te szpeje wszystkie i można się rozciąąąąągnąć...






... sama rozkosz, spokój i błogosławieństwo Żar Ptaka...
(a te okruszki to z kocich łapek rozsypane, obrus do wymiany).

No właśnie. Foss się nudzi. Pańcia Fossa tęskni za Kminkiem jak nie wiem co, ale chciałaby dać domek jakiemuś kotu. Braciszkowi dla Fossila i kochanemu futerkowi. Ale wolałaby, żeby to był kotek, który naprawdę tego potrzebuje. Zabrany bezdomności albo ze schroniska, a nie tak jak zwykle- z jakichś przypadkowych  urodzin w już zakoconym domu, w którym jak kotów przybędzie, to "jakoś to będzie", bo znajdzie się przygarniacz i znowu nie trzeba nikogo sterylizować.
W związku z tym  Megi spędza czas na wszelkich ogłoszeniach i portalach poświęconych kocim adopcjom. W końcu trafia na forum miau.pl, nad wątkami którego przez dwa popołudnia wylewa łzy (naprawdę jest wzruszające, spróbujcie). Zaczepia mailowo i nieśmiało dwie osoby.
I WIECIE CO? Okazuje się, że jej domek nie spełnia standardów. Że dom tzw. wychodzący nie jest odpowiedni dla kotów urodzonych i wychowanych w piwnicy, na działce przy opuszczonym domu... taki domek jest niebezpieczny.
AAAAAAA! Co się porobiło z tym światem? Ja wiem, że nie do końca jestem dobrą pańcią dla kyciów. Że są traktowani tak jak wszyscy domownicy, a nie wyjątkowo. Że czasem nie poszłam wczas do weta, bo byłam w pracy albo wykończona po pracy. Że jedzą puszki z lidla i biedry (ale ja TEŻ jem żarcie z lidla i biedry). Że nigdy nie obcinałam im pazurków. Że Puszek do tej pory nie jest wykastrowany... chwila, chwila, co tu jest ważne, a co nie?
Może tu właśnie odpowiem, bo sama skierowałam kocich opiekunów na mojego bloga, i tak będzie najłatwiej wszystko ogarnąć. Zresztą da się uogólnić na stosunek do przyrody w ogóle, więc nie będzie bardzo nie na temat;-p
Byłam dzisiaj u weta z Puszkiem i Fossem.
Puszkin w wieku około roku zachorował na przewlekłe zapalenie górnych dróg oddechowych. Zapalenie to nigdy się nie wyleczyło, prawdopodobnie jest na tle alergicznym. Co jakiś czas się nasila (towarzyszy mu zapalenie dziąseł i spojówek) i wtedy go podleczamy antybiotykami, a wypróbowaliśmy ich wiele. W tej chwili uparłam się, że wyleczy się do stanu, w którym będzie można mu wyczyścić zęby (ma dopiero trzy lata,  jak będzie miał paradontozę i ząbki mu wypadną, to trzeba będzie go karmić specjalną karmą albo będzie miał niedobory, będzie źle gryzł i trawił i umrze przedwcześnie) i wykastrować (w tej chwili z powodu jego temperamentu cierpią kocice- ściga je, chociaż są wysterylizowane, i dorastające kocury, jak Kminek, a niedługo Foss. Nawyk dalekich wędrówek na pewno mu pozostanie.). Jak jest taki zasmarkany, to narkoza nie wchodzi w grę.
Kuracja Puszka ma trwać do 20 stycznia, zastrzyk co drugi dzień. Majątek wydamy, ale oby była skuteczna. Nie do końca w to wierzę, bo, po pierwsze- Puszkin jest kotem o wielu cechach recesywnych (jasny rudzielec z cechami albinizmu) i pewnie alergia się z tym wiąże, po drugie- on dobrze wie, co i jak, i leczenie bywa nieregularne z powodu przedłużających się nieobecności kota;-p
Puszek jest problemem i nauczką- nie brać kota z domu, gdzie ktoś traktował zwierzaki jak zabawki i swoją własność- tak fajnie, jak jest dużo małych kotków... a w całej okolicy musiały być już blisko spokrewnione...
Foss natomiast jest na zimne dmuchany- miał zaczerwienione dziąsła i nieświeży oddech, no to z Puszkiem do transportera i też Floral. Boję się, bo to trzeci raz w ciągu jego krótkiego życia, z czego wynika, że może mieć skłonności do chorób nerek. Ech.
Polar, dziewięcioletnia kocica, ostatnio zaczęła wylizywać sobie futerko z brzucha i też nie wiadomo- alergia na jakiś środek czystości? Pchły? (pchły i kleszcze to normalne pasożyty u kotów wychodzących, drodzy forumowicze. Trzeba je zwalczać, ale mimo tą ciągle SĄ.) Niedoczynność tarczycy, na którą już cierpiała? Stres? Stres mógłby być uzasadniony szaleństwami Puszka (ale to też nie jest tak, że on na te kocice NAPADA. To one ostrzegawczo mówią rauraurau, reagują nadmiarowo i go prowokują). Na szczęście chyba zaczyna zarastać... albo się odfutrzyła na maxa, bo nie znajduję już wszędzie czarnych kłaczków. Oczywiście trzeba ją odkłaczać.
Najbardziej stres puszkowy daje się we znaki dwóm pozostałym kiciom- ośmioletniej Puni, która jest bardzo specyficzna (dominująca, ale nieco autystyczna) i czteroletniej (chyba) Aguti, która jest zaborcza, jest kotem na wyłączność, bo nigdy nie miała prawdziwego domku.
Jeżeli ktoś jest zdziwiony tą moją rozkminą, terminologią itd., to kieruję na wspomniane forum... tam się dowiecie, co to znaczy antropomorfizować...
Dodam, że Polar i Aguti to zaradne kotki, które same nas wybrały. Schron dla zwierząt za naszym ogrodzeniem przynajmniej niektórym niezależnym kotom dawał wybór. Niezamknięte w klatkach mogły wybrać swoich człowieków... albo stworzyć komunę na blokowisku... albo squat w starym bunkrze. Punia jest córką Polara z tych czasów wolności. Wiem, że teraz na Ślazowej koty nie mają takich możliwości. Wyjście poza teren Schroniska może skończyć się spotkaniem z lisem np.
No to... co z tym wychodzeniem?
A JAK wy byście się czuli? Będąc kotem? Który powinien chodzić Własnymi Drogami, Ścieżką wśród Wilgotnych i Dzikich Lasów? Jakbyście się czuli w klatce mieszkania, w akwarium za szybą? Za którą fruwają ptaki?
Co jest ważniejsze? Bezpieczeństwo i nuda? Przygoda i dzikość serca?
One nie są naszą własnością. One tylko chcą z nami mieszkać, bo nas lubią. Przychodzą zjeść nasze jedzenie i pozwalają się pogłaskać.
Jak to leciało? miłość cierpliwa jest... nie szuka swego?
Nieprzestrzeganie naturalnych praw zwierząt jest formą wykorzystywania zwierząt i jest nieetyczne. O. Sama wymyśliłam. I może nawet wymaga specjalnej kampanii.
Autokomentując: lepiej dać kotu dom niewychodzący, niż żaden. W pewnych okolicznościach (bliskość ruchliwej ulicy, mieszkanie wysoko) dom siłą rzeczy musi być niewychodzący. Wychodzący dom na wsi bywa niebezpieczny (zdziczałe psy, lisy). Ale jak tylko się da... nie bawmy się w Boga... i powściągnijmy egoizm.
O rany, przypominają mi się te wszystkie filmiki z serii "jak do cholery udało nam się przeżyć". I psychoza wożenia dzieci wszędzie, i ułatwiania im życia na maxa.
A btw, czy forumowicze nie zdają sobie sprawy, że używając "najlepszego żwirku Brylant", "karmy, którą weterynarze karmią swoje zwierzęta", "jedynego leku na...", "niezbędnego produktu" są ofiarami marketingu? Jak daleko można się zapędzać w swoje lęki i niepewność, że dobre nie jest wystarczająco dobre, że musi być najlepsze? Nie chcę wiedzieć, co się dzieje na portalach poświęconych dzieciom;-p

Teraz sama się zapędziłam, zaraz was pogryzę i podrapię;-) ale jak jak jak mogłabym nie być sobą? Kontrolować, zamiast korygować?

A kafelki idą do... a nie, to jutro. Właśnie, JUTRO miałam napisać, ale nie wytrzymałam...
Czyli JUTRO... i w kolejnych postach: candywyniki, co się dzieje z wodą, którą są przesiąknięte torfowiska, wycieczka w szary dzień, podsumowanie roku i noworoczne "postanowienia" (nie robię, brrrrr)...
Albo was poczytam, albo wracam popłakać nad kotami. Lubię egzotykę;-p Kiedyś całe godziny wisiałam na vitalii śledząc postępy osób w chudnięciu... ale okazało się, że odchudzanie jest monotonne i zwykle prowadzi do punktu wyjścia. Pewna moja znajoma obserwowała forum dla amazonek. Tam to musi być hardo.
Sorry.
Pozdrówka, Megi.

czwartek, 22 grudnia 2011

święta w Moherii

składają się z ładnych detali...



 Bluszcz tak pięknie owockuje. Posłużył do wykonania mojej wersji "deck the hall with  boughs of holly":

 Gdzieniegdzie widać wiosnę

 A ówdzie zima w pełni


 Jemioła natomiast spadła z wiatrem jak na zamówienie




Ptaszorki na huśtawce:
I zainstalowana komodchen:


Prezenty nie doszły, ale jeszcze mają szansę. Kurierzy polegli;-p Zakupy jadalne zrobione. Uszka i pierogi zamówione, złamałam się jednak. Wigilia zorganizowana...
... jeszcze tylko sprzątanie po Panu Złota Rączka, który robi drobne naprawy (te tam wypadające gniazdka, obwiśnięte przewody, peknięte kafelki...), krótka wizyta w "mieście" po zakupy, które nie zrobią się przez neta, i można zagłębić się w przyrządzaniu magicznego jedzenia, skupiać się w kręgu światła, odpędzać demony ciemności...
... dzisiaj jest najkrótszy dzień. Podobno przez dwanaście dni bożego narodzenia ciemne siły walczą o panowanie na Ziemi, przegrywając ze Słońcem. Bezpieczniej te dni walki przeczekać w domu, w kręgu, za szańcem maku, grzybów i podarunków dla bliskich. Czas zwalnia aż do zatrzymania...
... można też spędzać go tak:





... co wcale nie jest od rzeczy. Zwalnianie czasu skłania do jego ignorowania.

Wspominałam ostatnio o miłych spotkaniach.
Było ich trochę i będą jeszcze.
Poznałam A, która jest jak płomień. Obiecuję sobie następne spotkania:-)
A i T zaprosili nas na obiad znienacka i miałam okazję podziwiać ich talenty- mistrzowsko- kuchenny T i objawiony fotograficzny A. Obiecuję sobie więcej, zwłaszcza, że łączy nas co najmniej Suwalszczyzna.
W Zielonym Domku choinkowe lampki odbijają się w szybach, a za oknami brzozy, sosny i śnieg... Obiecuję sobie herbatkę z pomarańczą:-)
Poinsecja jest od Agi:-))) Obiecuję sobie więcej kaw!
Marie, która studiuje architekturę krajobrazu w dalekim świecie, zapełniła moją wyobraźnię ideami. Obiecuję napisać.
Flo podarowała mi wianek... Obiecuję go sfocić i też coś dać flo przy okazji bardzo długo odkładanego spotkania.

Jak to się ma do samotności? No nijak. Oczywiście, że mam towarzystwo na każdą okazję.
Z Agatą mogę iść na kije, pojechać na biegówki albo w góry.
Z Beatą mogę iść do kina, wystarczy zadzwonić, a ona zawsze.
Z Edit mogę pojechać na wycieczkę, mogę wpaść do niej na kawę i hohoho.
Mogę pojechać na starocie, iść do teatru, pójść na wrzosowisko...
I tak dalej.
Więc to nie jest taka samotna samotność, to samotność w sercu. Do przeżycia.
A NA PEWNO nie jestem samotna tu, w życiu blogowym. Wiem, że pewnie nie macie teraz dużo czasu na czytanie, ja też niekoniecznie, ale kątem oka zajrzałam tu i tam, co słychać w dalszym ciągu rozsyłania wyróżnień. I już widzę, ile będę miała nowych blogów do poczytania, przez was rekomendowanych. Wyróżnienia są fajne. Blogowanie jest fajne:-)
Oraz Fossil jest fajny, jak się bawi myszką:






Jasne, że na stole.
No to... do napisania. Dobrych świąt.

Pozdrówka, Megi.