Szwecja w pierwszej dekadzie czerwca to marzenie, kalka wszystkich tęsknot i wyobrażeń o wiośnie snutych w długie jesienne wieczory (tak, to już za pół roku), powrót do Bullerbyn.
Po tygodniu nieco ochłonęłam z tego oszołomionego szczęścia, że tak, udało mi się w tym roku przeżyć wiosnę jak należy i jeszcze raz.
Ale zdjęcia wciąż obrabiam z przyjemnością, każde otwiera widok na przestrzeń i w światło.
Wszystko kwitnie naraz. Wiosna w południowej Szwecji była w tym roku zimna i wilgotna (i tak pozostało), w lasach wciąż kwitły zawilce i pierwiosnki, w miastach kasztanowce i jarząby szwedzkie (ach, jakie to piękne drzewa!), w ogrodach lilaki i róże, na łąkach dopiero co przekwitły mniszki, a już w kwiat strzelały selerowate. No i storczyki, te wiosenne razem z letnimi. Nic nie wiem o fenologii, która jest tajemnicą, niekoniecznie funkcją czasu i temperatur.
|
(bodziszek leśny) |
|
(wieczornik damski) |
|
(lasu okrajek pełen niezapominajek) |
|
(i orlików, aklei) |
|
(a pobocza- porośnięte trybulą leśną) |
|
(chyba.) |
Leśne i rzadkie rośliny kipią na pobocza wiejskich dróg, nie ma tego na cywilizowanym od wieków Dolnym. Odwrotnie też- ogródkowe tłumnie opuszczają ogrody.
|
(czerniec gronkowy) |
|
(lilia złotogłów) |
|
(barwinkowa skarpa) |
|
(przy naszej wilgotności powietrza nie ma na taką szans) |
Względna bezlistność późnych jesionów, dębów i olch malowała moje ulubione światłocienie.
|
(jeden z najstarszych szwedzkich dębów, tych, co to mogą mieć i 1500 lat) |
Wartością dodaną jest
zjawiskowy krajobraz kulturowy, te domki i murki z reklam i albumów, one tak sobie stoją i ktoś w nich mieszka. Wydawałoby się, że są tylko po to, żeby zdjęcia były lepsze- bo ze sztafażem- i żeby człowieki z miast i korpo mieli o czym marzyć.
|
(truskawki na klombie to bardzo częsty motyw w przedogródku) |
|
(to wielkie drzewo to TOPOLA, nikt nie usunął tego chwasta od jakichś 200 lat, opieszałość i zaniedbanie) |
Gdzie człowieki, tam zwierze, niektóre mimo człowieków.
|
(padalec, jeden z nielicznych przedstawicieli herpetofauny) |
|
(bażant nie tyle łowny, co polujący) |
Trzecie królestwo też było reprezentowane. Jasne, że czwarte i piąte także...
Na łąkach spędziłam tyle czasu, że, jak twierdzi TP, wystarczy mi do następnego sezonu.
|
(głogi stały w piękności) |
|
(dołem zaś głównie dzikie kminki) |
|
(a to jest TRAWNIK) |
Tak było w pierwszej dekadzie czerwca, w oczekiwaniu na midsommar, początek i środek lata. Chyba teraz dopiero zrozumiałam tę radość oczekiwania, nadchodzącą nirwanę niekończących się dni, stan przed całymi dwoma miesiącami sezonu.
Spokojne jezioro koresponduje z tą chwilą zatrzymania i przyczajenia.
|
(plaża jeszcze pusta...) |
Po powrocie zdążyliśmy odhaczyć pierwsze ciepłe wieczory, śpiew kosa przez całe jasne noce, namacalność nagrzanego powietrza pachnącego kolejno czarnym bzem, styrakiem, robinią, jaśminowcem i lipą, truskawki z bezami, szczaw i szparagi, znikanie kotów śpiących przez całe dnie na podlanej ziemi, omdlały gąszcz ziół na tarasie, świetliki, zamilknięcie słowików, kolejne mazurki, myszki i ryjówki odbierane ciąteczkom i odchowywane w łazience.
W dwóch słowach-
wchodzimy w lato.
Glad midsommar!
Pozdrówka, Megi.
PS. Post może od czapy, bo w konwencji "gdzie byłam i co robiłam", której nie lubię i która mnie samą nudzi.
Ale byłam przede wszystkim- w czasie. W cudownym czasie. W podróży w czasie.
I w tej podróży pozostaję, upychając pracę między wyjazdy, a zdjęć już "nie muszę" robić, bo, jak twierdzi TP, mam ich na dziesięć blogów i nigdy nie wykorzystam. Nieco mi przykro, że nie komentuję, nie uczestniczę itp. Ale żyję. Dokładnie to.