od początku

niedziela, 21 stycznia 2018

efemerydy

no nie jest to dobry klimat do pisania bloga, chyba nie. Rok temu w styczniu pięć postów (bo kiedy, jak nie w styczniu), teraz marnie marnie.
Bo ja coś robię źle. Powinnam traktować to pisanie jako poważną sprawę, nie rozrywkę w piąteczek po godzinach. Powinnam przestać łazić po fejsbukach i tych tam efemerydach, gdzie zdjęcie i tekst dziś jest, jutro go nie ma.

Ale co tam. Dziś o innych efemerydach, prawie kończąc temat trendów, bo już samą mnie on nudzi.
O efemerydach roślinnych, czyli roślinach sezonowych.
Niby można się bez nich obejść w ogrodach, a jednak...
no bo tak.
Po co w ogóle sadzimy w ogrodach wypełniacze, np. byliny? Kiedyś w ogóle nie były modne, a też i nie ogarniałam. Załatwiałam sprawy ogrodowe drzewami, krzewami i krzewiastą okrywówką.
Aż się okazało. Po pierwsze- że nie da się posadzić drzew i krzewów tak, żeby wyglądało to dobrze i po dwóch, i po dwunastu latach. Po drugie- że krzewy okrywowe w przydomowym ogrodzie w dużej liczbie wyglądają dziwnie, jak źle zaprojektowana zieleń miejska. Nie wspominając o tym, że trudno dobrać gatunki znoszące rosnące wraz z drzewami zacienienie. Po trzecie- że ogród, który dojrzewając powinien być coraz mniej obsługowy, staje się z roku na rok obsługowy coraz bardziej, czas wiosennego cięcia rozciąga się na tygodnie, a góry biomasy (trudnej w obróbce, bo wymagającej rozdrobnienia) rosną z każdym sezonem.
Może to i dobrze dla firmy pielęgnującej ogrody, ale jakoś... nie do końca.
W tym kontekście ogrody bylinowe nie są modą, fanaberią czy odkryciem. Są konsekwencją i koniecznością.
Od kiedy sobie to uświadomiłam- sadzę drzewa i krzewy docelowo (z tym, że mój horyzont czasowy to raczej 15, niż 150 lat), a przestrzenie między nimi wypełniam bylinami. Zakładam ewolucję tych rabat, ale z bylinami ewolucja nie jest taka straszna.
Zdarza się jednak i tak, że nawet byliny nie zapewniają jakotakiego wyglądu ogrodu przez kilka lat- bo na przykład wybraliśmy gatunki, które pięknie wyglądają jako rozrośnięte kępy i nie można ich posadzić za gęsto. Albo nie mieliśmy pieniędzy na docelowe obsadzenie. Albo, po prostu- możemy.
Możemy między trwałymi roślinami zasiać lub poflancować efemerydy.
Przyda się mała inspiracja.
Jak to zrobili Niemcy na BUGA 2015?
Przede wszystkim podeszli do sprawy poważnie, jak na każdej wystawie ogrodniczej. Niektorzy bardzo serio traktują rośliny sezonowe w zieleni miejskiej.
Konkurs na rabatkę, widok z mostu, work in progress.
A teraz łapcie fotki i cieszcie się nimi.
Park Optyczny w Rathenow, więcej o jego rewitalizacji w tym poście.
Zmiana już jesienna, więc dalie, kukurydza, kapusta, titonie i proso.
Poza tym szałwie muszkatołowe i błyszczące, wilce ziemniaczane, mietelniki, ostnice, tytoń, lobelie, surfinie i werbeny.
Takie zjawisko nazywamy mimetyzmem. 

 
Takie to jest. Gęste, bujne, kontrastowe, ujęte w geometryczne ramy rabat. Energetyczne, wesołe, przyciągające.
I tylko takie, bo ma się nijak do trendu "ogrody w dobie zmiany klimatu". Nawet sobie nie chcę wyobrażać śladu węglowego produkcji tych roślin przeznaczonych do wyrzucenia po sezonie.
A jednak... dobrze się ogląda. Na lotnisku w Stölln ścieżka- kładka przecina murawę kserotermiczną. W jednej chwili wszystko- rośliny, październik, zachód Słońca- zagrało w jednej tonacji.
Tej, której szukamy w ogrodach.

Taka instalacja. Kładki pozwalają oszczędzić cenną łąkę, rośliny- byliny i jednoroczne- rosną na "paletach" z płyty osb, żagle osłaniają miejsca wypoczynku. Otaczający krajobraz gra równorzędną rolę.
Murawa opisana :-) 
Rośliny są dekoracją, dopełnieniem, nie są bez znaczenia.
 
 Z bliska czar pryska:
ale to na sezon tylko.

W skali czasu, który jest i jest, jesteśmy efemerydami. My i nasza kultura.
Wiele razy słyszałam żale, jak to szkoda niemieckich kościołów, od wojennych bombardowań nieodbudowanych. Ostatnio też szaleją po sieci filmiki, na których te domniemane cuda architektury są burzone.
Cóż, sami je burzymy. Widać wolimy kopalnie, nowe domy i ulice. To nie laicyzacja, to konsumpcja. I to nieprawda, że nie stać nas na ochronę zabytków. To nie bieda, to priorytety.
Ale póki stoją te mury- mogą służyć chociażby czasowym wystawom ulotnego piękna.
Tworzą świetną przestrzeń wystawienniczą.
Tako dla roślin, jako i dla ludzi.
Pozdrówka, Megi.
Bez podtekstów i naciągania- to jest tekst tylko o tym, że rośliny sezonowe są fajne i warto brać je pod uwagę.

29 komentarzy:

  1. Jak tylko przeczytałam początek, zaraz pomyślałam o tym, że właśnie my, ludzie, jesteśmy efemerydami. I nie tylko osobniczo, ale jako cywilizacje czy też jako jedna cywilizacja w skali planetarnej. Ale potem zobaczyłam, że już sama o tym napisałaś, pod koniec posta.
    Takie w nas napięcie, bo gdy mamy przed oczami życie motyla albo trwanie płatka śniegu (z których sam jest przecież pojedynczym cudem), to wydajemy się sobie tacy ważni. Budujemy zamki, fosy, piramidy. A to wszystko kwestia skali. O naszej ulotności też wiemy, dlatego się boimy. Ale podobno z tego napięcia powstała kultura jako taka.
    Kwestią wyboru jest może - trwać w środku chwili, solidaryzować się z nią właśnie.
    Oglądałam jak zwykle z zachwytem. A mimetyczna sukienka śliczna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteśmy, na szczęście dla planety i dla siebie też. Ale trudno nam się z tym pogodzić, ja osobniczo w ogóle nie potrafię. Oczywiście też dlatego wybieram trwanie wewnątrz chwili, redukuję napięcie. Na chwilę, bo chwila jak to chwila. Nie trwa.

      Usuń
  2. To nacieszyłam oko zielenią, kwiatami i perspektywą ,że lato jednak będzie, bo nie przepadam za zimą :-)
    A mury będą stały lub nie , tylko ,że nas już na pewno nie będzie...krótko człowiek żyje, przydałoby się więcej ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może i by się przydało... okaże się, co będziemy na ten temat myśleć... za jakiś czas.
      Też nie przepadam za zimą. Ale jest potrzebna, żeby pożyć trochę spokojniej, inaczej.

      Usuń
  3. I tak ten post potraktowałam, bez podtekstów i naciągania ;)
    Uwielbiam ogrody w stylu angielskim i taką namiastkę chciałabym stworzyć na swoim tarasie, mam nadzieję, że dzięki Twoim podpowiedziom. Niezmiennie się zachwycam kompozycjami - stare zabytki, mury, wnętrza, przedmioty plus różnorodna roślinność jako ich dopełnienie.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no i zobaczymy. Ten taras.
      Tak, to jest piękne. Przypomniało mi się, jak kiedyś fotografowałam jakąś stuletnią chałupkę i sezonowe, kolorowe kwiaty na jej tle. Kontrasty zawsze robią wrażenie.

      Usuń
  4. Ślad węglowy piszesz, znaczy siejmy i sadzonkujmy na parapetach goniąc kotostwo.;-) Lubię jednoroczne za długość kwitnienia, mało która bylina kwitnie tak wytrwale jak taka aksamitka ( za która nie przepadam ) czy nasturcja ( którą sadzę namiętnie ). Problematyczne jest tylko to siejstwo, nie każdą jednoroczną da się tak bezpośrednio do gruntu. Efemerydy, efemerydy, życie krótkie ( ale to wszak kwestia perspektywy - dla jętki nasz jeden dzień to całe życie ) ale za to jakie bogate! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak róbmy, a najlepiej siejmy do gruntu, jeżeli się da. Kosmos się da, to już coś, nasturcja. Tylko te ślimaki.
      Życie bogate, fakt, ale tym krótsze się wydaje ;-) bo uświadamia, jak wielu rzeczy się nie da, nie zdąży, nie ma na kiedy.

      Usuń
    2. A mnie kretynkę nigdy nie natchnęło, że produkcja tych sezonowców to przecież paskudnie wielki ślad węglowy. Gdzie ja głowę miałam... Nie żebym kupowała. Ale z racji wykształcenia - nie wiedzieć tego, to wstyd. W tym roku radość z własnej rozsady będę miała przynajmniej podwójną i satysfakcję dziką ;)

      Usuń
  5. To takie piękne "babciowe", że przy dniu babci tak to ujmę, ogrody, jakie pamiętam ze szczenięctwa. Na działkach między Brucknera a Toruńską, ze Technikum Żeglugi Śródlądowej miała działeczkę moja Babcia i jej psiapsiółki. Kosmosy, michałki, astry, goździki, dalie, jeżówki, suszki (nie wiem jak się to zwie inaczej) aksamitki, szafirki, margaretki i lwie paszcze. I nasturcje i groszek pachnący przy drewnianych altankach. A między tym cały konsumpcyjny misz-masz: ogórki, kabaczki, groszek, fasolka, poziomki, truskwy, wiechcie kopru i czerwona botwina. I malwy tam były i łubiny. Śliczne to było. A co niedziela ksiądz czytał komu dziękuje za kwiaty do kościoła i działkowiczki puchły z dumy jak te bukiety, które znosiły. Całe snopy tej roślinnej pstrokacizny stały u ołtarza. A jak pachniało! Takie mi wspomnienia odkurzyłaś, ciepłe i letnie :) Dzięki!
    Jak poszłam tam ze dwa lata temu na spacer to tyrawniki, tuje, kilka drzewek i krzaczków owocowych się ostało, a wszystko uwędzone grillowym dymem :( Niby to samo miejsce, bo i wierzby te same i aleje sosnowe i rzeczka-smródka, a całkiem inne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo piękne wspomnienie. Na szczęście w wielu ROD- ach są jeszcze takie kwiatowe ogródki, całkiem sporo. I może, zanim całkiem znikną, jakaś moda sprawi, że jednak będą. Wydają się być wieczne jak trawa mimo efemeryczności- w końcu wciąż potrzebujemy chleba i róż.

      Usuń
  6. W sprawie śladu węglowego. A może "dać na luz" i wpuścić do ogrodu głównie te jednoroczne/dwuletnie, które się w nim najlepiej czują? Dać rozgościć się (tylko nie za bardzo, bo mają tendencję do mocnego zabierania miejsca) samosiejącym się nagietkom, tytoniom, smagliczkom, makom polnym, ostróżkom jednorocznym, kosmosom, niezapominajkom, szałwii muszkatołowej (jak się wprosi do ogrodu, to jest już stałym gościem) itd... I pomagać, tym, które są miłe sercu, ale gorzej sobie radzą z samosiewem - nasturcjom, groszkom pachnącym, nemezji, astrom, malwom itd? Pracy mało - tylko wyrwać nadmiar samosiejek i dosiać/dosadzić co tam się chce. Nie spinać się, żeby mieć bardzo wcześnie kwitnące egzemplarze - dać czas. Tym, którzy lubią w ogrodach nieuporządkowaną pstrokaciznę, ciągłe brzęczenie owadzich skrzydeł i hm.. pewną spontaniczność w samokreowaniu się rabat - bardzo polecam takie podejście :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jestem bardzo za. Ślad węglowy przy takim łączkowaniu zdecydowanie maleje, ogród mamy piękny, radosny, przyjazny zapylaczom, tani, niewymagający w kwestii wody. Tylko... spontaniczny, niekoniecznie w każdej chwili atrakcyjny i pełen fajerwerków. Trzeba trochę hartu ducha, żeby to znieść ;-)

      Usuń
  7. No to ja wolę swój ślad węglowy powiększyć za pomocą jednorocznych siania i sadzenia, niż czegokolwiek innego. Przecież to kwiecie od wieków się sieje, i w kurnej chacie też było miejsce na rozsadę kwiatuszków niewątpliwie, a nie że kapusta i groch.

    Nie tylko wzgląd ekonomiczny się liczy, bo gdyby tak było, to w ogrodach stałyby tylko ziemniaki i kapusta.

    Nie jestem zadowolona z Twojego mimetyzmu, Megi. Nie układałaś się na każdej grządce, żeby sprawdzić, jak się komponujesz.To mnie rozczarowuje. Ale może się układałaś, tylko nie chcesz nam pokazać zdjęć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agniecha :DDDD
      Tak, za mało mimetyzmu, zdecydowanie za mało :P

      Usuń
    2. o tym śladzie napisałam mając na uwadze intensywną produkcję rozsady w szklarniach (podlewanie, nawożenie, ogrzewanie, transport, co najmniej dwie zmiany roślin na rabatach w sezonie). Tak w ogródku, jak wysiejesz, czy wyprodukujesz sobie rozsadę, co się grzeje w domku przy okazji, to nie ma o czym mówić, same korzyści dla środowiska.
      Ja po prostu jestem dostatecznie narcystyczna (narcyzm to też mimetyzm, stosuje się go w ogrodach roślin cebulkowych), żeby wiedzieć, że się komponuję, i nie muszę się układać, o. Ale zrobię odpowiednie fotki specjalnie dla ciebie.

      Usuń
    3. Ale na suchym się układaj, bardzo proszę. Nie chciałabym mieć wyrzutów sumienia z powodu twojego przeziębienia albo zapalenia płuc, bo sprawdzasz, czy się komponujesz dobrze z roślinami bagiennymi ewentualnie lilią wodną.

      Usuń
  8. Fajnie wiedzieć, że nie pogardzasz tak zupełnie jednorocznymi :) Bo takie wrażenie czasem miałam ;) U mnie z roku na rok, jak ogród się rozrasta, jest ich coraz mniej, ale jednak są. Nawet nie kupując sadzonek i nic nie siejąc, kosmosy i maki zadbają o siebie same każdego roku. Tak, ilość energii, jaka wkładana jest co roku w produkcję i dystrybucję sadzonek kwiatów na parę miesięcy i tych różnych specjalistycznych nawozów - ten do pelargonii, ten do surfinii ... :) musi być ogromna. Ale ludzie chcą mieć bujnie i kolorowo, stać ich, więc konsumpcjonizm kwitnie. I będzie kwitł jeszcze baardzo długo. Rośliny na parę miesięcy to "małe piwo". Bo to samo zjawisko dotyczy mebli, rtv, ubrań,....itp. Nowe, nowsze, modniejsze, stać nas przecież.
    Wystawa w kościele niesamowita. Ale przede wszystkim podobają mi się ładnie skomponowane kadry. I ta lotniskowa łąka - ciekawie zrobione.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ależ ja je bardzo poważam. Chociaż takie niepoważne. Nie mam warunków u siebie na takie rabaty, ale uwielbiam- maki, kosmosy, ostróżki, bławatki w szczególności.
      Jeżeli pokazuję zdjęcia z "naszych" ogrodów, to raczej nie ma tam miejsca na rośliny sezonowe. To znaczy miejsce jest, ale nie ma komu wysiać, pilnować, na początku to jednak sporo uwagi wymaga. Takiej uwagi, żeby nie wyrwać siewek, odpędzić ślimaki, przerwać, podlać... nawet w donicach sadzimy głównie żelazne zestawy begonii z plektrantusami i wilcami.
      No i tak to.

      Usuń
  9. Lotniskowa łąka cudna!
    Czytam Twój blog już jakiś czas, chyba nie pisałam jeszcze.
    Lubię Twoje celne uwagi,czasem ostre szpile, Twoją wyrazistość (chyba przez opozycję do mojego braku wyrazistości).
    W pierwszej chwili pomyślałam o jednorocznych że ...nuda, nie lubię. Ale potem, że jednak coś w nich jest- szałwia omączona, nasturcje, werbena patagońska, dalie w warzywnikach, albo kosmosy czy cynie.... jednak lubię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cudna! chciałabym mieć taki ogród. Jeden z ;-)
      Nie pisałaś, fakt, dzień dobry zatem. Jaka tam nuda. Szałwia omączona, fakt, głównie on się załapała na zdjęcia, nie muszkatołowa. Werbeny, kosmosy i kosmos motyli w tym wszystkim. Trudno nie lubić.

      Usuń
  10. Toż to jest dla mnie prawdziwy raj. Jestem zachwycona tym miejscem. Prawdziwe cudo. Zdjęcia drobiłaś wręcz wspaniałe. Oglądałam i czułam magię. Niesamowity post. Bardzo dużo radości mi nim podarowałaś. <3

    Najserdeczniejsze pozdrowienia. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zrobiłaś mi wielką przyjemność zdjęciami kolorowych rabat! Aż tęskno do lata.
    Moje rabaty przy domu są mieszanką bylin i roślin jednorocznych, które z upodobaniem stale wysiewam :-) Jedynym elementem stałym są drzewa i krzewy, wokół wszystko jest zmienne.
    Pozdrawiam serdecznie z ogrodwarzywny.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nowy blog do oglądania :-) i gotowania, jak ktoś miałby taką fantazję. Super, że zmiennie, chciałabym tak kiedyś. No i zauważ, ile jedzenia na tych grządkach :-)

      Usuń
  12. Nad śladem węglowym w szkółkarstwie to ja się zastanawiam już od dawna. Na potrzeby małych ogrodów własna rozsada jest chyba najlepsza, Robi się na parapecie...
    Bardzo do mnie przemawiają takie "rabaty" z natury czyli pozostawienie roślinności w stanie, nazwijmy to, naturalnym z pewną kontrolą (łąka z podestami). Zawsze jakiś sentyment wywołują we mnie takie wypłowiałe połacie z powiewającymi nad nimi główkowatymi kwiatostanami (czegokolwiek), a jeszcze jak słońce prześwieca przez nie - to magia.

    OdpowiedzUsuń
  13. komentarz - trzecie podejście ;)
    bardzo lubię jednoroczne, ale. te ślimory i brak parapetów. po zimie takiej jak w tym roku czarno to widzę, znaczy, ze ślimory zeżrą nas razem z chałupą, po jednorocznych nawet wspomnienie nie zostanie, nie jestem w stanie ich obronić.
    do czasu przyjazdu tu miejskie rabatki źle mi się kojarzyły, nudne geometryczne wzorki, najlepiej symetryczne, schematy powtarzane w prywatnych ogródkach, niebieskie bratki brzeżek, potem aksamitki, potem szałwia a w środku zabytkowa brona ew. opona. to tkwi ciągle w ludziach, te szlaczki, młodsze ode mnie ogrodniczki robią rozsady, kupują cale palety jednakowych roślinek i od linijki.
    a przecież można zaszaleć samymi jednorocznymi. tego nauczyłam się we Bretonii i podziwiając rabatki w Beztrosce kolo Poczadmu. były bardzo podobne do tych tu, z koktajlowymi pomidorkami, wszystko po bożemu opisane na tablicach poglądowych, Mniemce są nie do przebicia :D
    łąka super, uwielbiam takie przestrzenie, zgrzytają mi tylko rabatki, ta płyta paździerzowa, trochę zonk, widać kasy nie starczyło, prosiłby się tu niestety korten, dobrze by zagrał w tych rudościach. podobnie aranżacja w kościele trochę przypadkowa, fajne są momenty ale całość nie trzyma się razem kupy, w te klocki dobrzy są Francuzi.
    ufff, dobrnęłam
    nic nie trwa wiecznie

    OdpowiedzUsuń
  14. W zeszłym roku przystopowałam z parapetami, bo - ech tam, kupię se za grosze. A tu paczcie ludzie, węgla ślad, jak orła cień się uniósł... Znowu parapety?
    Ogólnie pierwsza część dla mnie jednak za pstrokata, ale kładka nad łąką cudna. Takoż cudny pan w jabłko wgryziony.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ślad węglowy... o,matko, nie pomyślałam. Nie kupowałam jednorocznych w dużej ilości z powodów oszczędnościowych, bo przecież można za to niejedną bylinkę nabyć. Zdjęcia i miejsca bardzo ciekawe!

    OdpowiedzUsuń

komentarze cieszą autorkę :-)
(moderuję komentarze do starszych postów :-)