Ćwirosław umarł.
I zanim napiszę, co się stało, chcę wam opowiedzieć, jakim był wspaniałym mazurkiem.
Przeżył najtrudniejszy pisklęcy okres, kiedy trzeba go było karmić co godzinę, później co dwie.
Był pogodnym wróblem, kochał nas.
Ćwirał nie tylko gdy był głodny, wzmagał ćwierkanie słysząc kroki, bo chciał się z nami zobaczyć.
Na nasz widok potrząsał wszystkimi piórkami i skrzydełkami.
Skakał po gnieździe, później po dnie klatki, wreszcie po tamaryszkowych patyczkach i chętnie przeskakiwał na dłoń.
Nie bał się nic a nic, byliśmy jego mazurkowymi rodzicami.
Był taki żywy i bystry.
Ale był też dziwny.
Nie chciał jeść sam, stopniowo uczyłyśmy go jedzenia z ręki, a nie kulek sera wkładanych do dzioba, później jedzenia z miseczki.
Ale wolał nie.
Nie chciał jeść nic innego oprócz mieszanki nabiałowej, mieszałyśmy ją z ziarnami.
Ale nie lubił.
(po karmieniu ulungał się na dłoni, wygrzewał ją i ćwirczył cichutko)
Umiał pić tylko ze strzykawki.
Nawet nie próbował latać.
Długo siedział w pudełkowym gnieździe, zniszczył sobie piórka.
Naprawiły się, ale jedno skrzydełko zwisało lub układało się nierówno.
Mimo że pozornie wszystko działało.
VegAnka szukała azylu, w którym mógłby być razem z innymi nieprzystosowanymi mazurkami.
Ale okazało się, że takie źle rokujące co do możliwości wypuszczenia na wolność raczej się wszędzie usypia.
Źle.
W dodatku Ćwir dość często tracił równowagę, przewracał się na plecki i panikował.
Czasem tak wpadał do miseczki z wodą, potem był cały przemoczony, bo jakoś nie umiał się otrzepać.
I tak go znalazła VegAnka. Przestał ćwirać i już go nie było, leżał przewrócony w miseczce.
(płaskiej i płytkiej, mniej niż cm wody, chyba się nie utopił? może się przestraszył i dostał zawału?)
Nasz słodki Ćwirek, Wróbelek Interaktywny.
Był z nami ponad miesiąc.
Bardzo, strasznie bardzo nam smutno i źle, mamy poczucie winy i...
... a może to Kropek go uszkodził?
... a może się zepsuł, jak wypadł z gniazda?
... a może tak miało być, może miał wrodzone wady?
... a trzeba było częściej zaglądać.
... a dlaczego tak mało czasu mu poświęcałyśmy, za mało się z wróblem bawiłyśmy.
(mało? jak VegAnka wyjechała na dzień, to myślałam, że się nie pozbieram. Praca na cały etat, karmienie wróbla, szczur na operację- uszkodził sobie oko- karmienie wróbla, Puszek do weta- znów się przeziębił, szczur do domu po operacji, karmienie wróbla, szczurów, Kropek do weta- pies go pogryzł kilka dni wcześniej, dziad ściągnął przedwcześnie szwy, karmienie wróbla, karmienie wróbla, gerbili i chomików)
... jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś...
Przy okazji okazało się, jak źle mają ptaki trzymane w niewoli.
Chciałabym uwolnić wszystkie kanarki, zeberki, makolągwy i ryżowce.
Hm. Chlip.
***
Jesień, proszę państwa, a co najmniej bardzo, bardzo późne lato.Takie niebieskie, blue, melancholijne.
I takie różowe i słodkie.
I takie też.
Niektórzy jednak uważają, że jesień.
Nic to, trzeba zmienić butki
ważne, że czerwone;-) |
Wszystko byłoby ok, gdybym mogła być bardziej na zewnątrz.
Lubię rysować, ale bez przesady.
Pozdrówka, Megi.
O kurczę , jak mi smutno, smutny ten post beznadzieją śmierci.
OdpowiedzUsuńNie piszę więcej , bo mi Ptaszka żal. To już drugi.
Kiedyś doszłam do wniosku, że natura wie co robi......
CCCCCCChlip..
Ps. Butki są śliczne.
Zapomniałam napisać, że uwielbiam zapach tego niebieskiego powojnika.
OdpowiedzUsuńZginął mi bezpowrotnie i też jest mi żal, że nie mogę się nim cieszyć. Może wiesz, gdzie go kupić ?
właśnie nie wiem, ten rośnie na jednej działce, był tam, przeżył budowę i w ogóle. Muszę go poszukać, bo bardzo mi się spodobał. Ale jakoś nie zauważyłam, żeby specjalnie pachniał?
UsuńOch, Megi...
OdpowiedzUsuńTu też jesień... mnie umerła różowa róża... czemu? Nie mam pojęcia... Zeschła na wiór dokładnie w miejscu, gdzie inne mają pąki i zamierzają jeszcze raz zakwitnąć...
Kiedyś próbowałam "uratować" sikorkę, ale stress był silniejszy...
Piękne nastrojowe zdjęcia i fajne butki :)
Pozdrawiam Halina
też nie mam pojęcia, rośliny czasem padają i już.
Usuńbutki:-)))
Ehhh znam to uczucie przeżyła nie raz....trudna sprawa. Takie utraty równowagi mogą być objawem zatrucia, urazu mózgu...i to drugie bym obstawiała (skoro miał takie problemy, kurcze, paraliże - to mógł naprawdę nie rokować...)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio przeżyłam koszmar z zającem. Jak go złapałam (bo nogę miał ukręconą) to był już w kiepskim stanie, ale tak bardzo chciał żyć, że wyprosiłam weta o amputacje. Normalnie się usypia, szczególnie jak w ranie już mieszkają lokatorzy. Przewalczyliśmy gorączkę, odwodnienie (pięknie i łapczywie pił sole fizjologiczne ze strzykawki) przewalczyliśmy robaki w ranach (będzie mi się to śniło po nocach ten koszmar) i kiedy wydawało się że jesteśmy na prostej i zwierzak będzie uratowany...nastąpił zator...10 minut i po wszystkim. Czułam się jakbym przewróciła się metr przed metą będąc w czołówce biegu. I tak czasem jest z wróblami, zającami i innymi "wypadkowcami" A napisałam o zającu, nie dlatego by pocieszać (bo żadna to pociecha) ale dlatego że uważam że mimo bolesnych porażek warto próbować, a wręcz trzeba...
znam historię zająca z fejsa, trudno by było zalajkować;-/
Usuńa z kłusownikami bym zrobiła właśnie to, co ty.
Szkoda tego wysiłku, ale cóż zrobić, robi się, co się da.
Oprócz tego kosa z dzieciństwa, nie udało mi się nikogo uratować.
OdpowiedzUsuńTrzy zajączki, sikorka, jaskółka, kury z niedowładami, po ataku jastrzębia, wszystkie umarły.
Ćwirek taki zaopiekowany z miłością, nie smuć się Megi, to znaczy smuć się, ale takim słodkim, dobrym smutkiem.
Byłoby mu bardzo ciężko żyć z tą chorobą.
Też mam czerwone butki!
I w nią wkroczyć.
masz czerwone butki!
Usuńjuż mniej smutno, bo zawsze coś.
Smutno :(
OdpowiedzUsuńno:-(
UsuńŻal ptaszyny. Miał jednak dobrych opiekunów. Niech smutki odejdą.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie późne lato. Jesień jeszcze nie przyszła, jak dla mnie, choć czai się wieczorem i bardzo rano we mgle.
tak ciepło i letni jeszcze było we dnie... do wczoraj.
UsuńBył bardzo dzielny i bardzo kochany. To tak na pocieszenie...
OdpowiedzUsuń...
UsuńTak, ptaszki trzymane w klatce nie są szczęśliwe. To takie pół zycie, pół umieranie. One muszą czuc wolnosc i wiatr w skrzydąłch. I latac z innymi pobratymcami. Bez żadnych ograniczeń.Kiedys obserwowałam papugi w klatce, które wyglądały jakby miały sie zaraz rozpłakać albo popełnić harakiri. Bo nad ich klatką w tym samym czasie fruwały ich siostry - wolne papugi...
OdpowiedzUsuńTo podejscie do braku wolności zresztą dotyczy nie tylko ptaków, ale i nas, ludzi. Chocby klatka byłą najwygodniejsza, a w niej smakołyki nieziemskie, to i tak smutek więzienia zabijałby radosć zycia...
Pozdrawiam Cie ciepło i nie smuc sie dobra dziewczyno. Mysle, ze dla Twojego Ćwirka lepiej, ze juz jest na niebieskiej wolności!
"Tak, ptaszki trzymane w klatce nie są szczęśliwe. To takie pół zycie, pół umieranie. One muszą czuc wolnosc i wiatr w skrzydąłch" - przypomina się bajka o dwóch czyżykach :) chyba Krasickiego?
Usuńczytałam u Olgi o tych papugach, kiedyś.
UsuńTylko że Ćwir nie znał nic poza, dla niego to, że nie lata, jest karmiony i ma dużych rodziców z pęsetką było normalne.
A może po prostu czuł się samotny, bo jednak ludzie to nie ptaki. Widział tę klatkę i myślał, że już lepiej umrzeć niż tak żyć? I do tego samotnie, bez innych ptaków...
OdpowiedzUsuńZostała Ci pustka, ale ona się zapełni z czasem.
ewa
eee, coś naciągasz:-) ale miło, że pocieszasz:-)
UsuńTeż popłakałam za Ćwirkiem. Pokój jego wróbelkowej duszy.
OdpowiedzUsuńWyspana
:*
UsuńNie lubię smutnych postów.Dobrze ,że chociaż zdjęcia nie smucą bo słoneczko i buciki.
OdpowiedzUsuńto ja zaraz napiszę coś rześko i wesoło, chociaż pogoda, że ech...
UsuńBiedny Ćwirosław.
OdpowiedzUsuńA lato?
Ciągle jeszcze chodzę boso, w klapkach.
a ja w balerinkach:-)))
UsuńBiedni wy, biedny Ćwirosław.
OdpowiedzUsuńTwój plan dnia za jego czasów bardzo przypominał mój teraz; koty nakarmi c, kotom dac lekarstwa, z kotami do lekarza, wyjść z psem, koty karmić, kotom dac lekarstwa...
No tak. Dlatego mam puste klatki bez dna[ den?] i nikogo nie ratuję na siłę, nie oswajam. Natura wie, co robić i tego się trzymam.
OdpowiedzUsuńDalej bezrajstopowo i bezskarpetkowo.
Z tym że Ćwirosław był ofiarą kota (naszego kota, więc tym bardziej czuliśmy się odpowiedzialni) i taka sytuacja nie powinna się zdarzyć w "naturalnym" życiu Ćwira. Koty są zagrożeniem antropogenicznym, a obojętność wobec krzywd wyrządzanych zwierzętom z naszym świadomym lub nie udziałem też nie jest rozwiązaniem. Kiedy wzięliśmy Ćwira do siebie nie zakładaliśmy, że nie będzie mógł latać i zostanie do końca życia w niewoli. Nie oswajaliśmy go też na siłę, pisklęta tak po prostu reagują na osobę, która je karmi. A potem dojrzewają i opuszczają "gniazdo" bez żalu, tak jak by to było w przypadku biologicznych rodziców.
UsuńNiestety w przypadku rannych zwierząt znajdywanych przez ludzi rzadko możemy mówić o naturze, głównie są poszkodowane w wyniku działalności człowieka i jego zwierząt domowych.
Tak to jest; kochasz, aż tu nagle ...rozstanie.Okropne.
OdpowiedzUsuńOj... przytulam...
OdpowiedzUsuńMam tylko czerwone tenisówki, bardzo niekonkretne butki.
Piękne te misterne detale kwiatowe, udawajmy, że wciąż jest lato ;)
"Nic to, trzeba zmienić butki i w nią wkroczyć, tak?"
OdpowiedzUsuńTak!