od początku

niedziela, 3 marca 2019

dyktatura trawnika i co z tego wynika

Wiedziałam, że tak będzie.
Jesienne ograniczenie grabienia liści do nawierzchni i trawników oraz RĘCZNE (bez użycia dmuchaw i ciężkiego sprzętu) zbieranie ich we wrocławskich parkach można uznać za wspólny sukces miejskiej przyrody, zarządców zieleni (części zarządców zieleni) i społeczników.
Tak to wyglądało w Parku Grabiszyńskim:
Październik 2018.
Listopad 2018.
 
Przepięknie, prawda? Liście leżą sobie, gdzie spadły, i robią, co do nich należy.
Przede wszystkim robią ściółkę, a jako ściółka utrzymują w glebie wilgoć (kilka razy więcej wody niż w glebie pozbawionej ściółki!), chronią życie gleby i rośliny runa, powoli zamieniają się w próchnicę będącą częścią kompleksu sorpcyjnego gleby i źródłem składników mineralnych dla roślin.W tych sprzyjających warunkach odtwarza się zniszczone runo oraz wycinany i wykaszany przez lata podszyt.
Psy, dzieci i krukowate kopią i buszują w liściach. Jeże zaszywają się w nich i po raz pierwszy od lat jest wspaniale nie tylko na Starym Cmentarzu, w którego bluszczach liście nie były grabione, ale w całym Parku i w innych parkach.

Miasto to jednak nie tylko parki, a parki to nie tylko niekontrowersyjne strefy porośnięte runem lub runem w budowie.
Parki to także tzw. trawniki.
No i wiedziałam, że będzie tak, że - podobnie jak rok temu - spacyfikacje przetargów na pielęgnację zieleni w mieście każą pod koniec zimy posprzątać z nich liście (napisać, że jeże byłoby może lekkim nadużyciem, ale bezkręgowce, poczwarki...).

Ok, to przyjrzyjmy się tym trawnikom.
W parkach takie duże, trawiaste przestrzenie pełnią istotną rolę kompozycyjną:
Park Szczytnicki, luty 2018.
Sądzę, że nie ma potrzeby wchodzić w historyczne analizy i komentować tych zdjęć - widać jasno, co autor (parku i fotek) miał na myśli. 
(jeżeli natomiast zadajecie sobie pytanie, po jaki ch.j te współczesne dosadzenia czegobądź wokół doskonale skomponowanych grup roślin, to znaczy, że zachowaliście przytomność umysłu.)

Spójrzmy na inny park:
Park wiejski, luty 2018.
 
Podoba się?
Jeżeli tak, to powinniśmy się zastanowić, czy nie daliśmy się uwieść Geniuszowi Łysych Pagórków, o którym (w nieco innym, ale równie nieciekawym kontekście) pisał Noel Kingsbury.
Cóż, lasy Wielkiej Brytanii przerzedzone tradycyjnym wypasem wyglądały podobnie i wystarczyło jedynie usankcjonować to jako modę i styl - styl angielskiego parku krajobrazowego.
Drzewa, dynamika wijącej się wody i drogi, kępy krzewów i murawa.
Tylko że nie ma to nic wspólnego z naturalnym leśnym ekosystemem, do którego najbliżej jest parkowi.
Naturalna struktura parku to drzewa, podszyt (krzewy i podrost drzew), bylinowe runo i ściółka. Te elementy wspierają się wzajemnie, zapewniając trwanie parku w dobrej kondycji, o czym zapewne będę pisać w innych postach.
Czyli powinno to wyglądać co najmniej tak, jak w innych częściach tego założenia:
Luty 2018.
Listopad 2018.
Trawnik nie jest naturalną okrywą powierzchni pod drzewami.
Trawnik szkodzi drzewom.
Zabiegi wykonywane na trawniku zagęszczają glebę (ograniczenie dostępu powietrza, zwiększenie spływu powierzchniowego), uszkadzają korzenie (obrywanie drobnych korzeni, uszkodzenia mechaniczne korzeni stabilizujących przez kosiarki, pojazdy, wertykulatory, aeratory), zubażają glebę (wygrabianie ściółki).
Zbieranie liści.
Nie bardzo umiem w grzyby, ale ten żyje na martwym drewnie (zamarły korzeń),
ten u podstawy drzewa (i świadczy o tym, że pozamiatane),
a ten na martwym pniu. Grzyby pasożytnicze atakują osłabione drzewa, a wrotami zakażenia są uszkodzone tkanki. Oczywiście grzyby saprobiontyczne pokazują tylko, ile drzew stracił ten park. Bo mimo że nie kojarzymy zależności, to po dwudziestu latach takiego użytkowania drzewa zaczynają wypadać...
(bez demagogii. To nie jest jedyna przyczyna, ekosystemy są złożone.)
Liście zgrabione z części parku. Idą się kompostować, i bardzo dobrze, ale kompost powinien wrócić do parku - w przeciwnym razie przerwanie obiegu materii będzie miało negatywne konsekwencje dla drzew. W lesie drzewa się samonawożą. Nikt nie nawozi trawnika kompostem, chociaż byłoby to logiczne i pożądane.
Jednosezonowy zbiór liści z parku. Widać na pierwszy rzut oka, ile to PRACY i jakie KOSZTY.
Drzewa szkodzą trawnikowi.
Według wikipedycznej definicji trawnik to "zespół powiązanych ze sobą systemem korzeniowym traw, wykorzystywany w celach ozdobnych w parkach, ogrodach, przydomowych ogródkach itp., strzyżony systematycznie na niewielkiej wysokości w celu wytworzenia maksymalnej jednorodności i uniknięcia wytworzenia się kwiatostanów." (polecam cały niebanalny artykuł).
Tymczasem trawy mają specyficzne wymagania:
- większość gatunków jest światłożądna,
- potrzebują dużo wody (3 - 5 litrów na dobę na metr kwadratowy),
- lubią wysoką wilgotność powietrza,
- wolą stosunkowo niskie temperatury (kilkanaście stopni C),
- lubię przepuszczalne podłoże,
- potrzebują nawożenia, szczególnie azotem.
Większość z tych warunków o wiele lepiej spełnia klimat Wielkiej Brytanii, Irlandii czy Skandynawii, niż Polski. Dlatego trawniki rosną tam "same", a u nas na początku lata zamieniają się w wysuszone rżyska. Jeżeli dołożymy im zbyt częste koszenie, brak zabiegów poprawiających jakość podłoża, podlewania i nawożenia - a do tego jeszcze cień drzew - to możemy przestać mówić o trawnikach, tym bardziej, że nie spełniają definicji trawnika także pod względem składu:
Park Grabiszyński, luty 2019. Nie trawnik, a zielnik?
Mesznik? Warto wspomnieć, że często oskarżamy mech o to, że na "kwaśnej glebie" "niszczy" trawnik. Mylimy skutek z przyczyną - na zbitej, nieprzepuszczalnej glebie, w cieniu trawa ginie z powodu nieodpowiednich warunków, a w puste miejsca wchodzą mchy, rośliny pionierskie. Żadne antymchy ani wapna na to nie pomogą.
Pokrycie gruntu, hmmm? 30%?
Cóż możemy uczynić w tej sytuacji dysonansu?
Możemy zrezygnować z utrzymywania trawnika pod koronami drzew.
Park Grabiszyński, tzw. Strefa Ozdobna, luty 2019. Tu zostają liście.
Tu niefajnie z tym jeżdżeniem.
Tu powinny zostać liście (szpilki).

t
Tutaj i tak nie ma trawnika.
Korona mała, ale ok :-)
To można uznać za trawnik ;-)
Unikniemy w ten sposób zagęszczania gleby i uszkodzeń korzeni:
A co będziemy mieli zamiast trawnika, uuups, klepiska?
Mniej roboty. Zaoszczędzony czas i pieniądze można wykorzystać inaczej.
Ściółkę, jak w Parku Leśnickim. Piękną, grubą, pełną robaków, wilgotną i pachnącą.
Styczeń 2019.
Po kilku latach - runo. Takie zwykłe, jak w Parku Wschodnim:
Czerwiec 2018. Podagrycznik zwyczajny, pióropusznik strusi.
 Lub zupełnie niezwykłe, jak w prawdziwym grądzie. Bo dlaczego nie?
Grąd kokoryczowy - rezerwat Zwierzyniec, kwiecień 2018.
Wszystko powyższe można odnieść również do małej skali ogrodu przydomowego. Tylko w takim ogródku możemy sobie posadzić runo, zamiast dochodzić do niego odkładaniem ściółki.
W parku też zresztą możemy sobie posadzić :-D 
To może następny wpis będzie o runie?
🌿🌿🌿
Czasami mam wrażenie, że lata intensywnej "pielęgnacji" zieleni w miastach stawiają nas w sytuacji powoli gotowanej żaby. Na świecie wyprodukowano dużo sprzętu, który aż prosi się, żeby go użyć. Te wszystkie piły, kosiarki i dmuchawy tak wspaniale ułatwiają pracę, a ludzie tak bardzo potrzebują ładu i bezpieczeństwa. Tak łatwo przekonać klientów opętanych żądzą porządku, że użycie tego sprzętu jest wskazane. Ponieważ często na poziomie prywatnych ogrodów, miast i gmin porządkami zarządza ktoś, kto się nie zna na przyrodzie, usługi są outsourcingowane przez przetargi, a zarządy nie pełnią funkcji edukacyjnej wobec końcowych odbiorców, czyli mieszkańców - jest jak jest. Końcowi odbiorcy wymuszają realizację swoich potrzeb, wynikających często z braku świadomości. Ta psychoza "panowania nad światem" i kompulsywne dbanie o "porządek i bezpieczeństwo" jest zmorą współczesności i nie pochodzi z zewnątrz, chociaż jest łatwo zewnątrzsterowna. Pamiętam te czasy słodkich nieporządków, kiedy ludzie nie mieli jeszcze głowy do niszczenia przyrody. Jak bardzo różni się do nich obecna rzeczywistość - widzimy tylko w zdziwieniu nad starymi zdjęciami. Żaba właśnie dochodzi na twardo.
Jestem w wielu grupach ogrodniczych na fb - podobno ogrody to przestrzenie dla przyrody, tymczasem często wszystko, czego nie da się spryskać środkiem owado - lub grzybobójczym, polewa się roundupem, glebę przykrywa czarną szmatą i tworzy sterylną, zestetyzowaną, maksymalnie różną od otaczającego krajobrazu enklawę. W zasadzie polecam tę bańkę dla balansu. 
Andrzej Gąsiorowski napisał gdzieś, że w pogoni za porządkiem i bezpieczeństwem (a tak naprawdę w ucieczce od egzystencjalnego lęku, od którego nie ma ucieczki w schyłkowym antropocenie) budujemy sobie hospicjum. W hospicjum jest spokojnie, sterylnie i bezpiecznie. I ludzie tam umierają.
Pozdrówka, Megi.

PS. Z edukacji klimatycznej na dziś: stary tekst z Muratora: "Dziwi mnie, że w Polsce, w architekturze krajobrazu nikt nawet nie próbuje się zastanowić, jaki wpływ na to, co projektujemy, mają  zmiany klimatyczne, wzmagający się brak wody czy stały wzrost cen energii i surowców naturalnych. W Polsce wciąż projektujemy hektary intensywnie nawadnianych trawników, realizujemy tereny zieleni wymagające bardzo intensywnej pielęgnacji, a co za tym idzie, bardzo kosztowne w utrzymaniu. Nasze parki to obrazki żywcem przeniesione z tego, co w wielu krajach praktykowało się w latach 70-tych, kiedy ropa była tania, o oszczędności wody nikt nie myślał, a wszystko spryskiwało się tonami herbicydów." Dziewięć lat i dopiero zaczynamy się ogarniać.
W roku wyborczym szczególnie ważny wydaje się tekst, na podstawie którego powinniśmy wyrobić sobie zdanie, na kogo warto. Stosunek do próby rozwiązania energetycznego kryzysu stanie się podstawowym kryterium wyboru.
PS. W lasach jest dużo gorzej niż w zieleni miejskiej. Po prostu są rabunkowo wycinane. Amazonia dzieje się tu.