od początku

poniedziałek, 30 stycznia 2012

zgodnie z planem.

Napisałam po postem Ewy G., że crossposta popełnię, bo mnie zainspirowała.
Akuratnie pogoda się zrobiła taka, że... z jednej strony ciepło potrzebne, z drugiej- nadzieja na prace ogrodowe się oddala.
To paczcie.
Mogłabym powiedzieć "paczta, póki nie ma ACTA", bo zdjęcia przefotografowałam bezczelnie ze szwedzkiej książki w szwedzkim antykwariacie. Książki nie kupiłam, bo była w dziwnym języku;-p i zawierała mało obrazków.
( a nuż któż z ZAGRANICZNYCH  czytelników nie rozkminia naszego rodzimego lolcata, wyjaśnienie tutaj,
a dalszy ciąg tutaj

(źródło Anonymous In Poland)

Uwielbiam życie memów:-))) no to paczta





Zwykłe okno, a w oknie kwietnik, taki trochę wymyślny, na naturalistycznie drewnianej nóżce. A żeby zieleni było więcej, jeszcze ampla nad kwietnikiem.  Klatka z ptaszkiem. Sezonowe cebulkowe. A może pójść dalej i zamknąć rośliny w terrarium? A może zabudować okno czymś w rodzaju witryny? A może je zamknąć do szafy?
Takie wyuzdane pomysły rodziły się w głowach XVIII- i XIX- wiecznych Anglików, rozprzestrzeniając się na Europę. Nie brały się znikąd, był to czas wielkich łowów roślin (polecam- Tyler Whittle, "Łowcy roślin", porywająca lektura), upychania ich w ogrodach botanicznych, snobowania się na nie w ogrodach prywatnych i oranżeriach, zapraszania na salony. Także "klatki" i "szafy", w których eksponowano okazy, były inspirowane transporterami ze szkła i egzotycznego drewna (wyobrażacie sobie wielomiesięczną podróż delikatnych paproci na odkrytym pokładzie (światło!), obryzgiwanym wodą morską i ciętym wiatrem?!).
Zauważcie, jak komfortowe warunki stwarzano roślinom- terrarium jest wyposażone w urządzenie grzewcze w postaci cynkowej rurki z przepływającą przez nią ciepłą wodą (albo nie pojęłam;-) i wówczas proszę Halinę o korektę), doniczki z roślinami ukryte pod warstwą mchu ( w każdym razie tak bym dzisiaj robiła).
No i rosły bujnie. Zupełnie inaczej, niż mój zamiokulkas rozdeptany przez Fosska, bambus pożarty przez Puszka i falenopsis zalany przeze mnie.
Takie coś to bym sobie zapuściła:

 Akwarium w oknie... coś na tę porę roku. Zielone światło i tak dalej.




I zwykłe paludaria, takie pokojowe tereny podmokłe.
Na pewno rosłyby bujnie...
I jeszcze kilka inspiracji szklarniowych, na wypadek, gdyby ktoś chciał sobie w szklarni rozsądnie poukładać.





Wszystko zależy od tego, jaką kto ma szklarnię...;-)
A ten mechanizm otwierania- zamykania przypomina mi liceum mojej Weganki (XIX- wieczny budynek z czerwonej cegły, o stropach tak wysoko zawieszonych, że lufciki pod nimi trzeba było obsługiwać sposobem. Budynek na początku istnienia stał na skraju miasta i pól, nad stawem... kto z wrocławian zgadnie, które to liceum?) i jeszcze przypomina mi... Palmiarnię w Lubiechowie.

Pozostając pośród ogrodniczej nostalgii... takim nożycami Zielony Książę von Puckler- Muskau przycinał (domniemam, że wychylając się z siodła) swoją zieleninę.

Wyglądają na skuteczne, podobnie jak wąski szpadel do przesadzania.

A takie to ja chcę. Mam zamiar zamówić i stosować takie obrzeża rabat ceramiczne, w wielu miejscach byłyby uzasadnione, zapewne lepsze od plastikowej falującej taśmy (której nie używam, brrr).



To na środkowym zdjęciu jest żeliwne, przedstawia gałązkę koralowca.
BTW, zapraszam na aukcje- trochę kubków TP wystawił.
Kilka dni spędziliśmy w Wielkopolsce. Pojechali, bo są tam sklepy z zabawkami.

Ale, oczywiście, nie tylko.

Jutro dla odmiany jedziemy na Małopolskę, tam też są sklepy z zabawkami i... ciekawe, co jeszcze.
Napiszę o wycieczkach:-)))
Ale jeszcze miało być o konikach.

Coniki, świerki białe 'Conica', nie nadają się na obwódki ścieżek.
Więcej o konikach w następnych odcinkach.
No i o kotach nie było, jakże to tak.





U kotów bez zmian. Pacze na nie z uczuciem.
Chociaż dobrze nie jest, niezupełnie. Puszkin się nie leczy skutecznie, bo łazi łajza niewiadomogdzie, wyziębia się, śpi na dworze, charka i smarka. Utne mu te jajka bez znieczulenia, grrr. Martwi mnie to jego łażenie.
No i Kminek niezastąpiony.
Poczekam.
Pozdrówka, Megi.


PS. VII LO,  napisała Dorota i miała rację. Ja bym na to nie wpadła. Ani na staw, ani na to, że pod koniec XIX wieku był to skraj miasta, Borek zaczynał się budować. Nie wpadłabym, jakbym nie zobaczyła... na przykład tutaj.

czwartek, 26 stycznia 2012

poza planem. Wyedytowane.

Jestem próżna i pewna siebie, owszem.
Ale nie mam o sobie zdania niewiadomo jakiego, dumą się nie unoszę, ambicji pozbawionam prawie i pokorę w sobie hoduję. A tu jakiś nieznajomy poświęcił mi całą noc. Naraziłam się. Pisząc w komentarzu do artykułu o trawach to, co tam poniżej cytuję.
No i doczekałam się pierwszego oburzonego, i to jak, łał.
Komentarz pod postem o ogrodowym liftingu:

AnonimowyJan 24, 2012 11:01 AM
W ogrodzie był śmietnik, zrobiłaś jeszcze większy. To, że zrobiło sie słodko to nie znaczy, że ładnie. Wręcz przeciwnie, kiczowato. Trzeba było czyścić, usuwać a pudrować. Reasumując - wiesz, że dobrze nie było tylko chyba nie wiesz, że lepiej nie jest.

Mariusz Surowiński


Komentarz pod dawiendawnym postem o trawach:
  1. AnonimowyJan 24, 2012 01:34 PM
    Jak próbujesz ze mna dyskutować o trawach (facebook -ogrodowisko) to powinnaś mieć chociaż o tych roślinach jakieś pojęcie. Tymczasem nie znasz sie na nich ni w ząb. Na fotce nr 3 nie jest Pennisetum japonicum tylko Pennisetum setaceum 'Rubrum', wg nowszych klasyfikacji Pennisetum x advena. Roślina tak charakterystyczna, że nawet początkujący wielbiciel traw jej nie pomyli z niczym! fotka nr 4 - sam gatunek. Pennisetum japonicum to synonim popularnego Pennisetum alopecuroides, powszechnie sadzonego w ogrodach.
    Proponujesz seslerie... Jakie? 20 cm Sesleria caerulea czy niebieskawą prawie metrową Sesleria nitida? A może zieloną Seslaria tatrae czy kwitnącą latem Sesleria argentea? a może Ci sie pomyliło z Muhlenbergia, nazwa brzmi podobnie... Wszystkie masz pod nosem, w ogrodzie botanicznym we Wrocławiu :(
    trzcinik - łażący Calamagrostis epigejos czy paskowany 'Overdam'. a może zielony Calamagrostis varia? Czy to wszystko tak samo wygląda?
    Proso... Jednoroczne Panicum capillare, czy Panicum virgatum. A może Panicum clandestinum? Jaka odmiana, wysoka? niska?, na jesień czerwona? czy żółtawa? Pewnie nie wiesz o co chodzi...
    Stipa? Jaka? Nie zimująca S tenuisima? czy któraś z krajowych? a może azjatyckich? np. S. ukrainica?
    Nie pisz na tematy na których się nie znasz. Po co robić z siebie publicznie głąba.

    Mariusz Surowiński

    PS
    Zrobiłem sobie print screena z twoimi rewelacjami, umieszczę Cię na trawyforum.eu w rubryce "znawców".
    Ciekaw jestem czy bedzie Cie stać na zostawienie tego wpisu czy go usuniesz? Tak czy inaczej zostanie na moim forum jako pamiątka dla potomnych.
    OdpowiedzUsuń na zawsze
  2. megimoherJan 24, 2012 05:09 PM
    nie dyskutowałam. Napisałam że połowa przestawionych gatunków to TURZYCE (Carex, wełnianka, ponikło, sitowie) i SITOWATE (coś tam). I mimo że napisałeś, że zwyczajowo zaliczane do traw ozdobnych, to taka klasyfikacja jest błędem, w mojej ocenie bardziej zasadniczym i szkodliwym, niż moje uproszczenia (np. to, że na pierwszej fotce z rosplenicami jest Pennisetum alopecuroides-synonim japonicum- var. viridescens, a na drugiej P. alopecuroides). Odpowiadając na pytania: każda sesleria jest ok., użycie konkretnego gatunku zależy od konkretnych potrzeb. Podobnie jak każde proso, trzcinnik czy ostnica, nawet niezimująca. Jak widać w komentarzach, informacje okazały się wystarczające. Może mam mniej wymagających czytelników;-p
    Zadowolony? Wyluzuj. Każda sytuacja nadaje się do wykorzystania, ja też się kiedyś odniosę do powyższego... na blogu.

I żeby to był JEDEN komentarz...;-p ale nieee...
JASSSNE, ŻE JE ZOSTAWIŁAM... niecodzienny popis.
Właściwie jak się chce komuś przyłożyć, to byłoby dobrze, gdyby przedtem przeczytać ze zrozumieniem, także kontekstu. No i fajnie byłoby mieć dystans, także do siebie. Ale cóż. Ech, faceci? Czy co?

A tak w ogóle to uczyńmy to zdarzenie przyczynkiem do dyskusji. O poziomie bloga. Ja uważam, że powinnam pisać jak najkrócej, najbardziej ilustracyjnie, nie uciekając od uproszczeń, bo pozwala mi to realizować- jak zwał, tak zwał, ale MISJĘ popularyzatorską i edukacyjną. Czyli że ktoś to da radę przeczytać, nawet, jak nie do końca czuje temat;-]
Laik czy amator czegoś się dowie, fachowiec upewni w swoich wyborach (sama często odczuwam frustrację i potrzebuję bratniej duszy w pobliżu, i żeby mnie ktoś po główce pogłaskał i powiedział: tak, masz rację;-)).
W końcu blog powstał w zamyśle jako przedłużenie kursu ogrodowego, czyli na poziomie podstawowej wiedzy o ogrodach.
Zdaję sobie sprawę z tego, że  czasem będę musiała pewne tematy pogłębiać i rozwijać, bo przecież co roku zakwitnie to samo i nie da się tak w kółko.
Ale to dobrze, bo zmusi mnie do głębszego szperania.
A o kotkach, kwiatkach i wycieczkach i tak będę pisać.
A co WY myślicie? Płytki jest ten blog? Może ankietę zrobić? Chyba na nic to, bo jak czytacie, to znaczy, że wam pasuje;-]

A może tak (pisałam o tym już): to są TYLKO ogrody. Najczęściej małe i przydomowe. Drobne rzeczy, które nas cieszą. Które stanowią o urodzie świata i uprzyjemniają życie.
A życie to… łohoho.
Jak sobie pomyślę, czym jest życie, z jego blaskiem, fajerwerkami i styczniowymi deszczowymi popołudniami, to nie chce mi się myśleć o ogrodach. To znaczy o ogrodach tak. O rajskich ogrodach. O ogrodach Toskanii. O mini- ogródkach na kępach torfowców i na skałach. O poczuciu wolności i zawieszenia, kiedy jestem w podróży. O zapachu tych wszystkich roślin, przez które przedzieram się, żeby zrobić zdjęcie kotu.
Ale nie o smutnych trawnikach zrytych przez krety, kiedy pytanie „co z tym zrobić” zawisa ciężko między mną a le client, w końcu jedyną słuszną odpowiedzią jest „polubić”, a mnie przelatują rozmaite myśli (ech facety? i kobiety? co wy wiecie o życiu? i o kretach? przecież i tak umrzecie? nie macie większych zmartwień? może byście gdzieś pojechali, może na jakąś łąkę, czy do lasu?). Nie o murkach, podjazdach, żółtych elewacjach, kiedy jedyna rozsądna odpowiedź na pytanie „co z tym zrobić” brzmi „wyburzyć z całym osiedlem”, ale moim zadaniem jest rozwiązywanie problemów na dostępnym mi poziomie, bez zbędnych nakładów energetycznych, a nie kreowanie rewolucji. W końcu żyję z tego, że ktoś jest niezadowolony z przestrzeni wokół siebie i szuka kogoś, kto pomógłby mu to zmienić. Nieładnie byłoby mówić „a weź, nic z tym nie zrobisz, wysadź cały ten bajzel”.

A teraz widzę przed sobą Pewną Czytelniczkę, jak przekłada sytuację z kretem na gołębie srające z dachu na trawnik, i ma rację, moja empatia dotyczy raczej gołębi. Przeczuwała mój dissrespect i pytanie zawisło w próżni przed Niejaką Eweliną, ale podejrzewam, że Ewelina również ma dissa, kto wie, czy nie większego niż ja. Hardo jadę, ale wierzę w Pewną Czytelniczkę.

A na trawach faktycznie się nie znam. Podobnie jak na tysiącu innych rzeczy.
Bo nawet nie mam zamiaru się znać.
Bo gdybym się znała bardzo dobrze na jednej rzeczy, a nawet dwóch, to coś bym straciła. Gdzieś by mi uciekła uroda świata, te wszystkie rzeczy, których mogę doznać, może pobieżnie. Robiąc jedno, nie tknęłabym drugiego i setnego. Straciłabym więcej, niż zyskała.
Za to mam dużo tzw. miękkich kompetencji, które pozwalają mi funkcjonować w życiu i pracy. Potrafię i lubię rozwiązywać problemy, myślę syntetycznie, umiem przekazywać treści, znam się na fizjologii i ekologii roślin, ogarniam przestrzeń. A rozkminę taksonów zostawiam ogrodnikom i kolekcjonerom, i tak za nimi nie nadążę, zawsze wymyślą jakąś nową klasyfikację czy pstrą odmianę.
W temacie traw (oraz TURZYC;-p), jakby ktoś chciał czegoś wyczerpującego, mogę polecić artykuł Mariusza S. na Ogrodowisku. Nawet mogłabym do niego coś dodać ze swoich doświadczeń uprawowych w różnych ogrodach, i może to zrobię.

Widzicie, jaka jestem wyluzowana? Jak p***ny kwiat lotosu na tafli wody.
I dobrze, że jestem taka stara i mądra jak sowa. 
I dobrze, że nie jestem facetem o nadętym ego.
Bo byłaby RZEŹ.
A tak to tylko mam dodatkowego czytelnika w statystykach. I znajomego na fb, bo mnie zaprosił o_O Chyba, że przeczyta i usunie. Ale wtedy nie będzie miał przyjaciół;-]

A teraz widzę przed sobą pewną Domino, która bierze głęboki oddech i nabiera dystansu...

Dobrze pisać dla kogoś konkretnego, podobno;-)
Z aktualnych zdarzeń: mam kolejne tematy. Jeden- dlaczego ludzie nie płacą za projekt, który zamówili;-/ ale to taki bardziej socjologiczny, a ja się nie znam. Drugi- o zagospodarowaniu podwórek, na które wydaje się masę kasy, robiąc masakrę (ale to dopiero, jak coś się okaże z ofertą;-p)
Takie tam.
A w Moherii:


 Przyleciał ptak.

Zakwitł kwiat. Kolejny. Mój ulubiony, bladoróżowy.

Inny kwiat, limonkowy ciemiernik cuchnący, zakwitnie za chwilę. Lubię go, bo pięknie ożywia kolorem, nasiewa się i długo dobrze wygląda.
Koty są dziwne:




Najdziwniejszy jest Foss, który w sianku szczurzym buszuje.





Potem błogo zasnął i musiałam go wybudzić.


Bo coś nie wyglądał, jakby miał sam kiedykolwiek...
Nt. ZAGADKI. Magnolia to, oczywiście, drzewiasta:


Duże drzewo, kwitnące w czerwcu żółtokremowymi kwiatami. Inne duże magnolie to: magnolia japońska (M. kobus), magnolia parasolowata (M. tripetala), magnolia lekarska (M. officinalis), magnolia wielkokwiatowa (M. grandiflora)- ale tę trudno u nas utrzymać, jest zimozielona.
W Hellekis rośnie dużo egzotycznych drzew, egzotycznych zwłaszcza w Szwecji. Miłorząb, metasekwoja, jodła kaukaska- ale to nic dziwnego. Za to kasztan jadalny, dąb burgundzki- już tak.
Brawa dla Gwenaelle, którą proszę o adres!
To idę spać. Chociaż trochę strach.

AAAAAAA!
Pozdrówka, Megi.
PS. sześć tysięcy ludzi przeciw ACTA we Wrocławiu. Każde pokolenie ma własny czas... myślę o Weganach, którzy odkurzyli swoje zwłoki i poszli protestować także w moim imieniu.


Edit:
Odłączyłam się i pojechałam w Wielkopolskę. Z Panem Trawiastym zawiesiliśmy bronie, po razie i wystarczy, można przestać się pastwić.
Dziękuję za WSPARCIE, ale WIEDZIAŁAM. 
Kocham was, jak powiedziała pewna amerykanska blogerka.