od początku

poniedziałek, 29 lutego 2016

Gardeniami wiosna się zaczyna...

Słyszałam od zapalonych ogrodników, że od Gardenii to już wiosna.
Od dzisiaj pracujemy od 7 :-)
(pracowalibyśmy. Gdyby nie deszcz ze śniegiem zapowiadany do końca tygodnia).
A Gardenia mi siebie przypomina, bo co roku to samo... nudy na pudy... byłyby, gdyby nie było to miło towarzyskie spotkanie. I gdyby nie japońskie kosiarki.

Spieszę z wpisem, bo czołowe blogery ogrodosfery zapowiedziały pińcet na posta, i to od pierwszego, nie kolejnego, sponsor tradycyjnie nieznany- żeby nie było, że piszę za pińcet.

Zrobimy tak, jak poradziła Ania. Best of Gardenia, hity i kity, dzięki temu będzie odpowiednio subiektywnie i hermetycznie, żeby dało się przeczytać w natłoku relacji.

Hit pierwszy- Gardenia przynosi wiosnę. Co roku przywożę sobie paletkę drobnych bratków, kilka podpędzonych cebulaczków, jakiś wianek- i wiosenka się stawa w Moherii. W tym roku trochę słabiej z wyborem, ale coś się udało.
Hit drugi- Gardenia to święto. Przewija się przez nią temat wielu uroczystości, ale kompozycje wiosennych kwiatów nastrajają radośnie, skłaniając do spontanicznych zakupów.
Hit trzeci- wykorzystanie walorów ozdobnych roślin w urządzaniu stoisk. Zrobić tak w sierpniu to pikuś, pod koniec lutego trzeba się nastarać, podpędzić, użyć oczarów, roślin zimozielonych, obudzonych zbyt wcześnie magnolii, wiśni i forsycji. Niektóre kompozycje można wręcz przenieść do ogrodu, który nie musi być nudny w trudnych porach roku...
Szachowniczka z multiplatów.
Wiśnia nippońska 'Brilliant'.
Bardzo pomysłowa ekspozycja :-)
Dekoracja z pędów rdestowca.
Cis i trawa, prosta sprawa.
Poniższe zdjęcia pochodzą z zeszłorocznej Gardenii. Nie pokazywałam ich, a szkoda nie przypomnieć takich ładnych pomysłów.
Ekspozycja roślin z gołym korzeniem- w hydrożelu.
Ekspozycja roślin w balotach okrytych jutą.
Ta szkółka ma zwykle wybitne stoisko.
Rama dla chaosu- dobry pomysł na ogród. To samo mam w logo.
Hit czwarty- Szkółka Bąblin. Wawrzynki, fotergilla, woskownica i paksistima Canby'ego, która sama w sobie jest hitem, a można ją kupić tylko tam.
Piąty hit- zielone ekrany z bluszczu. W przeciwieństwie do wszelkich "zielonych ścian" (nierokujące powodzenia w długoterminowej uprawie badziewie z dużą ilością plastiku) mam zamiar stosować.
Szósty hit- rośliny na prezenty. Hodowane na pożywkach lub w wodzie (znaczy wodne w wodzie).
Hit siódmy (zaraz dojdziemy do 10, prawdziwie blogerska wyliczanka ;-)) to niektóre gadżety i meble ogrodowe.
Kupowałabym.
pikownik.pl- przy okazji, jaki sprytny stojak na hamak!
Wpisałoby mi się takie gniazdko!
Hit ósmy- świeże pomysły.
Kalkulator rąbania.
Pomysł do wykorzystania (po modyfikacji)- permakulturowe wykorzystanie wody opadowej tam, gdzie nie ma możliwości jej odprowadzenia. Lub kiedy po prostu chcemy ją wykorzystać.
Hit numer dziewięć- wystawcy z edukacyjną misją. Tak jak doceniam, gdy bloger daje coś od siebie, oczekując w zamian fejmu i poklasku (a rozwalają mnie wpisy mniej niż amatorskie lub pisane po to, żeby były napisane, albo te sklejane z fragmentów "listów do redakcji"), tak lubię, kiedy sprzedaż ma wartość dodaną.
Sprzedają dobre sadzonki- do nabycia w castodramacie, muszkieterach i niektórych centrach ogrodniczych.
I robią show ze szczepienia :-)
Hit dziesiąty (a jednak), w istocie poza wyliczanką i konkurencją, to zwiedzanie targów z naszym Miłym Gościem i blogerskie spotkanie zorganizowane przez Ankhę, na którym były także: Magda z Barw, Gaja, Magda z Pracowni, Kretowata, Aga Felice i Atka- NiezapominAtka. Na tyle zajmujące, że nie zachowały się żadne fotki. Za to Kret już napisał relację. O, i Gajka napisała.
Najgorszym kitem targów były mchowe ściany. Największa na stoisku sponsora oficjalnego blogerskiego spotkania.
 Jeden z ogródków pokazowych podobałby mi się, gdyby nie ten mech.
Słyszałam już różne tłumaczenia obecności wielkiej ilości mchu stosowanego we florystyce (ale to z Holandii- i co z tego?). Tym razem w leśnym ogródku pokazowym podsłuchałam taki dialog:
- ktoś pytał, skąd ten mech.
- powiedz, że dach czyściłeś.
Więc kiedy zapytałam, skąd ten mech, odpowiedź była przygotowana:
- z prywatnego lasu.
W lesie państwowym nie można zbierać runa ani ściółki. Można wynosić z niego grzyby, jagody, kilka szyszek, bukiet roślin (nie chronionych), gałęzie (zebrane z ziemi, nie ułamane), ale na zebranie większych ilości "darów lasu" należy uzyskać pozwolenie w nadleśnictwie. 
Jak to jest w lesie prywatnym, ktoś wie? Magda? Jeżeli rzeczywiście wszystko tam można (oprócz gospodarki drzewostanem, którą regulują szczegółowe przepisy), to jest to kolejny argument przeciw prywatyzacji lasów. Nie żebym kochała leśników.

Gardenia to także liczne seminaria, spotkania i wykłady, organizowane przez wydawcę Zieleni Miejskiej (wylosowałam prenumeratę, a to fajne pismo jest), OSTO i blogerów ogrodniczych. Zdążyłam być tylko na niewielkiej części z nich, a te, na których byłam...
... to w połowie ciekawe i inspirujące do dalszych poszukiwań zajawki (prezentowane głównie przez pracowników uczelni i będące efektem ich pracy naukowej), a w połowie prezentacje sprzedażowe na różnym poziomie.
(i tu muszę się napić.
Herbatki.)
Jeżeli chodzi o sprzedażowe, to wolałabym, żeby ktoś powiedział mi- hej, kup moją mieszankę nasion, dobra jest, wyrośnie tak i tu, a nie dorabiał do niej filozofię wyraźnie niepopartą wiedzą. Jak już mam kupować filozofię, to wolę od kogoś, kto się zna (egzemplifikacja z mieszanką- wolę kupić od Łukasza Łuczaja, niż od nieprzekonującej wiedzą fundacji).
Jeżeli chodzi o blogerów, to wolałabym wiedzieć, co sprzedają. Czy chodzi o "hej, potrzebuję więcej lajków, bo znudziły mi się grabki i mam parcie na szkło", czy "hej ho, niech mnie zobaczą, bo chcę mieć więcej płacących klientów".
Nie mam nic przeciwko parciu na szkło ani reklamie w social media (naprawdę macie klientów z fejsbuka, którzy mówią wam- no wie pani, ale ta strona na blogspocie... no nie wiem, wahałam się, zadzwoniłam, ale... teraz widzę to niedopracowane logo, nie wydaje mi się, żebyśmy mogli razem pracować?), ale sporo przeciw instrumentalnemu traktowaniu ludzi i oferowaniu im marketingu rodem z lat 90tych (wiem, co mówię, wtedy ostatni raz słuchałam takich kawałków. Dalej jest już tylko zabawa w kangurka.)
Jak to słusznie ktoś zauważył- jak ktoś mówi o swoim profesjonalizmie, to określa własny poziom. Nie ma wtedy miejsca na błędy merytoryczne (i inne), brak korekty i konkretu. Chcesz brać, musisz dać- prawdopodobnie więcej, niż myślisz. Na tym polega ta wymiana. Uczciwa wiedza i poważne traktowanie za fejm.
Powiedzmy, że blog Zoi Litwin jest profesjonalny. Powiedzmy, że mówię właśnie o takim wzorcu (pomijając wykorzystanie cudzych zdjęć i drobne błędy, które pani Zoja z wdziękiem poprawiała).
Napisałam kiedyś, że będąc popularnym (w blogosferze, w grupie) łatwo powiązać bezkrytyczny odbiór swojej kreacji z przekonaniem o własnej nieomylności. Prowadzi to z kolei do- może nadmiernej, może nieuzasadnionej- pewności siebie. A sądy wypowiadane z tą pewnością są odbierane jak słowa wyroczni... takie sprzężenie zwrotne się tworzy, liderzy i ich groupies.
(nie że ze mnie taki psychol, wiem z autopsji :-D)
Nie jest powiedziane, że zawodowiec z automatu musi być liderem, a amator powinien znać swoje miejsce wśród fanów. Zawodowiec zna się tylko na tym, co robi, amator na tym wszystkim, co kocha. Gdyby nie niektórzy clients, wystarczyłaby mi wiedza na bardzo podstawowym poziomie, bo taką wykorzystuje się na co dzień.
Warto zadać sobie pytanie, co ktoś ma z tego, że jest waszym kolegą. I kto ma więcej, ty czy on.
Tym razem postanowiłam skorzystać tego, że jestem stara. Znaczy to, że byłam w wielu sytuacjach, rozpoznaję je i nie będę się w nie wkręcać, po raz drugi taplać się w tej wodzie. Poza tym przyzwyczaiłam się do bycia szefową ;-)
(to taka zawoalowana rada dla sfrustrowanych na tyle, żeby pisać bajki o narzędziach ogrodniczych lub martwiących się, że nie ogarną snapczata. Nie ogarniecie, bajki są słabe, (pisanie bajek jest słabe, przepraszam Autora za tę nieścisłość) dajcie na luz i róbcie swoje. Może i nie wystarczy dla was tego ciacha, ale upieczecie własne.)
(mam z tym spokój, bo ogarnięcie snapczata vs prowadzenie działalności w PL przez 20 lat= 1:∞)

Dobra. Dosyć już o Gardenii, blogerach i takich tam. Winter is over. Przed nami wiosna, cały sezon jak czerwony dywan... 
jechaliśmy przez słodką Wielkopolskę, jej łagodne pagórki, żurawie kołysały się przez słoneczne pole, lis łapał wysoki wiatr, sarny pasły się w oziminie. Taki obraz na sen.
Pozdrówka, Megi (i bizu bizu)