od początku

środa, 20 grudnia 2017

temat rzeka

dawno dawno temu w poprzednim poście pisałam o współczesnych trendach w urządzaniu ogrodów.
Wspomniałam wówczas, że temat będzie kontynuowany do wyczerpania materiału zdjęciowego😉
a naprawdę chodzi mi o coś być może ważniejszego- ogródki ogródkami, a architektura krajobrazu swoją drogą.
W kształtowaniu krajobrazu widoczne są trendy, których zauważenie może dać nam szerszy ogląd tego, co się przekłada na ogrody, niż aktualnie modna barwa z palety Pantone.
Od lat architektura krajobrazu na świecie mocno współpracuje z nurtem ochrony przyrody i krajobrazu, tak czynnej, jak i biernej. Pisałam już o takich proprzyrodniczo- krajobrazowych działaniach, jak projekt pobocze czy projekty renaturalizacji rzeki i jeziora, na opisanie czeka jeszcze kilka.
W tle takich działań tłoczą się pytania: po co chronić? dla kogo? jak chronić? do jakiego stanu zachowania dążyć? czy warto? czy się opłaca? czy tworzyć skanseny, czy zgodzić się na spontaniczną zmianę? O części tych dylematów próbowałam już szerzej opowiedzieć (żeby to raz😜)
W skrócie większość działań w sferze ochrony przyrody lub krajobrazu wygląda tak:
1. wybieramy cel,
2. wydajemy pieniądze (ochrona czynna)/3. nie wydajemy pieniędzy (ochrona bierna),
4. opisujemy stan, badamy zmiany, wyciągamy wnioski, udostępniamy obiekt i wiedzę reszcie ludzkości/5. opisujemy stan, badamy zmiany, wyciągamy wnioski, z których wynika, że ludzkość i tak nic nie zrozumie, a udostępnienie będzie szkodliwe dla obiektu ochrony, więc nie udostępniamy,
8. ludzkość poznaje, zakochuje się i wspiera finansowo dalszą ochronę czynną lub akceptuje ochronę bierną/9. ludzkość nie poznaje i ma w dupie.

Wg mnie schemat 1, 2/3, 4, 8 działa na rzecz ochrony, z pewnymi zastrzeżeniami;
- to, czy wybierzemy drogę 2 czy 3, zależy od konkretnego przypadku. Np. wkrótce po utworzeniu Biebrzańskiego Parku Narodowego nie prowadzono w nim ochrony czynnej polegającej na wykaszaniu turzycowisk, co po kilku latach doprowadziło do zarośnięcia dużych powierzchni wierzbą i olchą. Tymczasem turzycowiska te utrzymywałyby się, gdyby poziom wody był dostatecznie wysoki, a nie był, bo przez setki lat prowadzono tam gospodarkę mającą na celu jego obniżenie (żeby dało się wygodniej i pełniej korzystać z łąk). Tym samym należało utrzymywać sztuczny, antropogeniczny stan (jeżeli nam na tym zależało). Może turzycowiska nie zarosłyby tak szybko i szczelnie, gdyby nie mała liczebność populacji łosi, na które w połowie lat 90tych XX wieku można było polować. W każdym razie odtworzenie stanu wyjściowego (odkrytych turzycowisk) wymagało wielu zabiegów ochrony czynnej (wycinanie i karczowanie drzew, regularne wykaszanie, wprowadzenie koników polskich).
Inaczej ma się sprawa w Puszczy Białowieskiej- opór wobec zmiany klimatycznej powodującej osłabienie i choroby świerka oraz prowadzenie gospodarki leśnej w jedynym naturalnym europejskim lesie jest bezcelowym marnotrawstwem środków, przejawem pychy i hipokryzji oraz skokiem na kasę i symbol (oglądam teraz, a tu sprawozdanie z hrehre konferencji leśników).
Ok, CPPN, ale my nie o tym.
- udostępnianie to niebezpieczne słowo, łatwo go nadużyć. Pojawia się m. in. w bardzo wielu projektach miejskiego budżetu obywatelskiego w fatalnym wg mnie kontekście, oznaczającym porządkowanie "dzikich chaszczy", zawłaszczanie przestrzeni należącej do roślin i zwierząt, urządzanie plaż, boisk, siłowni na powietrzu, przystani, szlaków kajakowych, parków linowych, punktów gastro- tak, jakby tylko ludzie, i to ludzie młodzi, aktywni i imprezowi, mieli prawo korzystać (kolejne niebezpieczne słowo) z przyrody.
- a jednak to właśnie udostępnianie wydaje się być szansą dla ochrony przyrody i krajobrazu. Musimy dać ludziom szansę ją poznać, bo tylko mając osobiste, intymne doświadczenie obcowania z przyrodą będą mogli ją docenić, pokochać i wspierać, także finansowo. Oczywiście udostępnianie powinno być reglamentowane- jedna wygodna kładka przez torfowisko, kilka szlaków w puszczy, a nie survival po całości. Także w mieście, zwłaszcza w mieście, gdzie przyroda ma i tak mało miejsca.
- akceptacja ochrony biernej jest trudna, bo wbrew naturze ludzkiej, spełniającej się w działaniu. Cała narracja nt. ochrony Puszczy przez wycinanie jest oparta (imo z pełną PRową cyniczną świadomością) na tym dysonansie i dlatego jest tak przekonująca dla wielu ludzi.
***
Tymczasem jednak jesteśmy na Bundesgartenschau 2015 w regionie Havel i przyglądamy się, jak w pięciu miastach połączonych rzeką Niemcy realizują współczesne trendy architektury krajobrazu.
Słowa poznać, pokochać, chronić wydają się być niepisanym hasłem tych działań.
Zacznijmy od rzeki, ona jest tu najważniejsza.
W Brandenburgu mamy okazję oglądać ją z góry.
Maj 2015.
 booo... tak👇
W Rathenow ogląd ułatwiają mosty, łączące dwa brzegi i dwie części wystawy.
Wrzesień 2015.
 Są jednak i takie możliwości:
Czyż to nie wygląda jak dzika Amazonka? I czy nikt nie wstydzi się połamanych drzew?
i inne opcje:
 W Havelbergu powstał Dom Rzek (w pobliżu Havel wpada do Łaby).
Październik 2015

Nad rzeką znów meandrującą (odtworzono jej zakole), z brzegiem obsadzonym wierzbą.
Klon jesionolistny planuje inwazję...
A w tym Domu, hohoho. Coś jak u nas w Hydropolis,
tylko nieco lepiej- bardziej interaktywnie i prostszymi środkami.
(nie żebym uważała, że co zagranico, to lepsze. No ale widać lata praktyki w edukowaniu.)
Można się bawić! w powódź, w meandry i inne przepływy. I ludzie w różnym wieku bawio się, bawio! cieszą się jak dzieci, nawiązują kontakt z własną emocjonalnością i przyrodą!
A na zewnątrz to dopiero fajne są zabawy!
Zagospodarowanie terenu wygląda tak.
Jakieś, tfu, derenie świdwa, kaliny koralowe, zwykłe drzewa i chwasty. Na porządnej ogrodniczej mniemieckiej wystawie.
Jest i jednoroczna łączka.
Łączka jest ujmująca, a przy okazji miododajna.
***
W Premnitz, w wyższym biegu Havel, w ramach wystawy upiększono osiedle mieszkaniowe.
Posadzono trochę drzew, zbudowano rabaty bylinowo- sezonowe.
😜
No takie to niemieckie łosiedle.
Postawiono trochę mebli i innych gadżetów, ułożono nawierzchnie.
 I naprawdę zadbano o elementy zabawowe.
 
 Mieszkalibyście? Można by się skusić, zwłaszcza że łosiedle leży nad rzeką.
Taką udostępnioną.
Po równo ludziom i przyrodzie.
Zauważyliście, że niektóre kwiatowe rabatki prezentują się na tle nadrzecznych chaszczy?
Poza tym dosadza się kaliny, wierzby.
 Nie kosi się.
I nie ogarnia się. Kładka wystarcza, żeby dojść na brzeg. A co się zobaczyło po drodze, to się nie odzobaczy. Bo tak ma być, tak jest dobrze. Edukacja przykładem.
I tak to pejzażyści nobilitują nadrzeczne łęgi, pokrzywy i połamane drzewa.
***
Tymczasem Havel płynie przez Brandenburg, Premnitz, Rhinow i Havelberg.
Daje się poznać i lubić, łączy miasta i ludzi.
Udostępniona dla poznania w rozsądny sposób.
Wszystko to możecie zobaczyć na żywo, może z wyjątkiem roślin jednorocznych, bo nie wiem, czy sadzi się je z roku na rok.
***
Powoli wychodzę z roli pracownika działu promocji, kontaktu z klientem i zarządzania projektami i zaczynam zimowanie.
Podsumowanie sezonu będzie jak będzie, wszystko wydarzy się w najlepszym dla siebie czasie.
Pozdrówka, Megi.
PS. Obejrzyjcie tego Wajraka, koniecznie. Jest fantastycznym edukatorem.