Wspomniałam wówczas, że temat będzie kontynuowany do wyczerpania materiału zdjęciowego😉
a naprawdę chodzi mi o coś być może ważniejszego- ogródki ogródkami, a architektura krajobrazu swoją drogą.
W kształtowaniu krajobrazu widoczne są trendy, których zauważenie może dać nam szerszy ogląd tego, co się przekłada na ogrody, niż aktualnie modna barwa z palety Pantone.
Od lat architektura krajobrazu na świecie mocno współpracuje z nurtem ochrony przyrody i krajobrazu, tak czynnej, jak i biernej. Pisałam już o takich proprzyrodniczo- krajobrazowych działaniach, jak projekt pobocze czy projekty renaturalizacji rzeki i jeziora, na opisanie czeka jeszcze kilka.
W tle takich działań tłoczą się pytania: po co chronić? dla kogo? jak chronić? do jakiego stanu zachowania dążyć? czy warto? czy się opłaca? czy tworzyć skanseny, czy zgodzić się na spontaniczną zmianę? O części tych dylematów próbowałam już szerzej opowiedzieć (żeby to raz😜)
W skrócie większość działań w sferze ochrony przyrody lub krajobrazu wygląda tak:
1. wybieramy cel,
2. wydajemy pieniądze (ochrona czynna)/3. nie wydajemy pieniędzy (ochrona bierna),
4. opisujemy stan, badamy zmiany, wyciągamy wnioski, udostępniamy obiekt i wiedzę reszcie ludzkości/5. opisujemy stan, badamy zmiany, wyciągamy wnioski, z których wynika, że ludzkość i tak nic nie zrozumie, a udostępnienie będzie szkodliwe dla obiektu ochrony, więc nie udostępniamy,
8. ludzkość poznaje, zakochuje się i wspiera finansowo dalszą ochronę czynną lub akceptuje ochronę bierną/9. ludzkość nie poznaje i ma w dupie.
Wg mnie schemat 1, 2/3, 4, 8 działa na rzecz ochrony, z pewnymi zastrzeżeniami;
- to, czy wybierzemy drogę 2 czy 3, zależy od konkretnego przypadku. Np. wkrótce po utworzeniu Biebrzańskiego Parku Narodowego nie prowadzono w nim ochrony czynnej polegającej na wykaszaniu turzycowisk, co po kilku latach doprowadziło do zarośnięcia dużych powierzchni wierzbą i olchą. Tymczasem turzycowiska te utrzymywałyby się, gdyby poziom wody był dostatecznie wysoki, a nie był, bo przez setki lat prowadzono tam gospodarkę mającą na celu jego obniżenie (żeby dało się wygodniej i pełniej korzystać z łąk). Tym samym należało utrzymywać sztuczny, antropogeniczny stan (jeżeli nam na tym zależało). Może turzycowiska nie zarosłyby tak szybko i szczelnie, gdyby nie mała liczebność populacji łosi, na które w połowie lat 90tych XX wieku można było polować. W każdym razie odtworzenie stanu wyjściowego (odkrytych turzycowisk) wymagało wielu zabiegów ochrony czynnej (wycinanie i karczowanie drzew, regularne wykaszanie, wprowadzenie koników polskich).
Inaczej ma się sprawa w Puszczy Białowieskiej- opór wobec zmiany klimatycznej powodującej osłabienie i choroby świerka oraz prowadzenie gospodarki leśnej w jedynym naturalnym europejskim lesie jest bezcelowym marnotrawstwem środków, przejawem pychy i hipokryzji oraz skokiem na kasę i symbol (oglądam teraz, a tu sprawozdanie z hrehre konferencji leśników).
Ok, CPPN, ale my nie o tym.
- udostępnianie to niebezpieczne słowo, łatwo go nadużyć. Pojawia się m. in. w bardzo wielu projektach miejskiego budżetu obywatelskiego w fatalnym wg mnie kontekście, oznaczającym porządkowanie "dzikich chaszczy", zawłaszczanie przestrzeni należącej do roślin i zwierząt, urządzanie plaż, boisk, siłowni na powietrzu, przystani, szlaków kajakowych, parków linowych, punktów gastro- tak, jakby tylko ludzie, i to ludzie młodzi, aktywni i imprezowi, mieli prawo korzystać (kolejne niebezpieczne słowo) z przyrody.
- a jednak to właśnie udostępnianie wydaje się być szansą dla ochrony przyrody i krajobrazu. Musimy dać ludziom szansę ją poznać, bo tylko mając osobiste, intymne doświadczenie obcowania z przyrodą będą mogli ją docenić, pokochać i wspierać, także finansowo. Oczywiście udostępnianie powinno być reglamentowane- jedna wygodna kładka przez torfowisko, kilka szlaków w puszczy, a nie survival po całości. Także w mieście, zwłaszcza w mieście, gdzie przyroda ma i tak mało miejsca.
- akceptacja ochrony biernej jest trudna, bo wbrew naturze ludzkiej, spełniającej się w działaniu. Cała narracja nt. ochrony Puszczy przez wycinanie jest oparta (imo z pełną PRową cyniczną świadomością) na tym dysonansie i dlatego jest tak przekonująca dla wielu ludzi.
***
Tymczasem jednak jesteśmy na Bundesgartenschau 2015 w regionie Havel i przyglądamy się, jak w pięciu miastach połączonych rzeką Niemcy realizują współczesne trendy architektury krajobrazu.Słowa poznać, pokochać, chronić wydają się być niepisanym hasłem tych działań.
Zacznijmy od rzeki, ona jest tu najważniejsza.
W Brandenburgu mamy okazję oglądać ją z góry.
Maj 2015. |
W Rathenow ogląd ułatwiają mosty, łączące dwa brzegi i dwie części wystawy.
Wrzesień 2015. |
Czyż to nie wygląda jak dzika Amazonka? I czy nikt nie wstydzi się połamanych drzew? |
i inne opcje:
Październik 2015 |
Klon jesionolistny planuje inwazję... |
(nie żebym uważała, że co zagranico, to lepsze. No ale widać lata praktyki w edukowaniu.)
Można się bawić! w powódź, w meandry i inne przepływy. I ludzie w różnym wieku bawio się, bawio! cieszą się jak dzieci, nawiązują kontakt z własną emocjonalnością i przyrodą!
A na zewnątrz to dopiero fajne są zabawy!
Jakieś, tfu, derenie świdwa, kaliny koralowe, zwykłe drzewa i chwasty. Na porządnej ogrodniczej mniemieckiej wystawie.
Jest i jednoroczna łączka.
***
W Premnitz, w wyższym biegu Havel, w ramach wystawy upiększono osiedle mieszkaniowe.
Posadzono trochę drzew, zbudowano rabaty bylinowo- sezonowe.
😜
No takie to niemieckie łosiedle.
Postawiono trochę mebli i innych gadżetów, ułożono nawierzchnie.
I naprawdę zadbano o elementy zabawowe.Po równo ludziom i przyrodzie.
Zauważyliście, że niektóre kwiatowe rabatki prezentują się na tle nadrzecznych chaszczy?
Poza tym dosadza się kaliny, wierzby.
Nie kosi się.
I nie ogarnia się. Kładka wystarcza, żeby dojść na brzeg. A co się zobaczyło po drodze, to się nie odzobaczy. Bo tak ma być, tak jest dobrze. Edukacja przykładem.
I tak to pejzażyści nobilitują nadrzeczne łęgi, pokrzywy i połamane drzewa.
***
Tymczasem Havel płynie przez Brandenburg, Premnitz, Rhinow i Havelberg.Udostępniona dla poznania w rozsądny sposób.
Wszystko to możecie zobaczyć na żywo, może z wyjątkiem roślin jednorocznych, bo nie wiem, czy sadzi się je z roku na rok.
***
Powoli wychodzę z roli pracownika działu promocji, kontaktu z klientem i zarządzania projektami i zaczynam zimowanie.Podsumowanie sezonu będzie jak będzie, wszystko wydarzy się w najlepszym dla siebie czasie.
Pozdrówka, Megi.
PS. Obejrzyjcie tego Wajraka, koniecznie. Jest fantastycznym edukatorem.
Piekne zdjęcia...
OdpowiedzUsuńW Niemczech robi sie piękne krajobrazy, w Polsce spotyka w naturalny sposób piękne krajobrazy i niech tak zostanie.
Często miałam okazję swego czasu rozmawiać z Niemcami , któtzy zachwycali sie polskimi niekoszonymi na rowach szosami :-) Taka natura ich zachwycała.
Ja sama jeżdżąc dużo na rowerze spotykam takie piękne miejsca nietknięte ludzką ręką ,że dech zapiera .W Polsce oczywiście.
Pozdrawiam świątecznie i Wesołych Świąt życzę :-)
To prawda, że "w Niemczech robi się piękne krajobrazy, a w Polsce spotyka się w naturalny sposób piękne krajobrazy" - tylko, że Niemcy już nauczyli się szanować piękne krajobrazy - po ty jak je zniszczyli, a my jesteśmy w trakcie niszczenia i mam tylko nadzieje, że zdążymy nauczyć się je szanować....Megi pisze o przyjazny osiedlu - jest piękne i naprawdę przyjazne dla mieszkańców - widziałam w Niemczech wiele podobnych założeń ( zazwyczaj w znacznie mniejszej skali) - i zaiste są to cudowne miejsca do zabawy i wypoczynku - wypróbowałyśmy ! Ja praktykuję obecnie życie na wsi ale bardzo mnie cieszą rozwiązania podobne do tych pokazanych w artykule - dla mnie to idealne połączenie "natury" i nowoczesności.
Usuńjest dokładnie tak, jak piszecie- my wciąż jeszcze mamy piękne krajobrazy, cenne zbiorowiska i rośliny. I od lat, w imię "cywilizacji" robimy wszystko, żeby je zniszczyć, i burzymy się, że ktoś mądry po szkodzie mówi nam, żebyśmy tego nie robili, bo jak to, nam wolno, mamy prawo.
UsuńTymczasem przyroda nie zna granic. I obawiam się, że nawet na błędach się tego nie nauczymy.
Oczywiście z przyjemnością i zazdrością oglądam zawsze niemieckie założenia, takie proludzkie, proprzyrodnicze i proste.
Taka aranżacja terenu bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńWydaje mi się, że ta próba pogodzenia potrzeb człowieka i przyrody w warunkach miejskich jest naprawdę udana.
OdpowiedzUsuńteż tak sądzę, mam dużo sympatii dla takich działań :-)
UsuńA mi przy okazji tego wpisu chodzi po głowie wspomnienie z PRL i tabliczki "Nie deptać trawników", bo "Szanuj zieleń" jakoś mniej w oczy kłuła.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego na Święta
co ty powiesz, dlaczego? bo jednak co jak co, ale trawniki to tam bardzo do deptania są.
UsuńWszystkiego dobrego wciąż jeszcze świątecznie :-)
no cusz, w Polsce w ramach edukacji robi się domki hobbitow w parku botanicznym, nie wspomnę o niezliczonych dżurasikparkach edukujących jak skurczybyk.
OdpowiedzUsuńnatomiast co się naoglądam Twoich fotek to moje a gartenzwergi urocze :)
:*
weś nie przypominaj o_o straszne, straszne są te edukatoria, powstające za unijną kasę masowo jak ogrody w szkle.
UsuńGartenzwergi przytuliłabym :-D
Coraz bardziej przychylam się do tego co zwykł mawiać [i wzdychać] M - Angelo królowo Polski. Kiedyś wściekałam się na to, jak wtedy gdy, nie pomnę który, twierdził, że Polska to dziki kraj.
OdpowiedzUsuńJak mi potrzeba takiego ordnungu...Ja nawet mogłabym sobie zamieszkać na w takim bloczku, na takim osiedlu zazielenionym. Ja nawet sama z się o tę zieleń bym zadbywała, bo jakoś miałabym pewność, że nikt jej nie zniszczy i nikt nie będzie się dziwił. Gorzko mi, ale życzę Ci radości i słodkości świątecznych.
oj, wolę ja w dzikim kraju żyć, niż w cyfilizowanym... chcociaż oczywiście zależy, co miał na myśli ;-) bo dziki on, coraz dzikszy.
UsuńPojechałaś grubo, ale i ja mam myśl tę z tyłu głowy, jak patrzę np. na mapę korytarzy ekologicznych w mieście Breslau- komu to przeszkadzało... i miasta szkoda...
Też mogłabym i też ci życzę wszystkiego słodkiego :-)