Pojechać tam, gdzie je widać. Na tyle blisko, żeby nie zgasło, żeby nie tracić czasu w podróży.
Rzeka, nasza Oder, jest blisko, w sam raz na niedzielne popołudnie.
Płynie, zagarnia, zabiera, toczy się, porządkuje, uspokaja.
Jak mówili na Suwalszczyźnie- rzeka wszystko zabierze.
Oczywiście chodziło o kurze wnętrzności, mydliny i takie tam.
Płynie jak czas.
Zakrzów, gmina Środa Śląska. |
(mozga trzcinowata kłosi się czerwonawo) |
(rajgras już dawno się wykłosił) |
Tak, zwykłe, nazjwyklejsze złocienie łąkowe i dzwonki rozpierzchłe, zresztą teraz już pewnie wykoszone.
I zwykłe drzewa.
(wiąz polny) |
(klon polny) |
(dęby szypułkowe) |
Zwykłe rośliny spontaniczne
i stara żwirownia, zarastająca sitem, koniczyną białą i białoróżową.
(biała) |
(biała, białoróżowa, biała. Jak one pachną!) |
(białoróżowa) |
Szeroko i pewnie, zdecydowanie inaczej niż mój osobisty czas.
Wciąż tęsknię za słońcem- niebem- morzem Danii, piórami wełnianki i takimi tam.
Nie chcę czekać na wyjazd pod koniec lata, gdy wszystko jest tak samo, a ja topię się w melancholii.
Chcę być gdzie indziej, teraz zaraz natentychmiast.
Mieli mnie czas, nie podoba mi się moje życie.
Ja wiem, że bluźnię narzekając.
Mam miłość, rodzinę bez zastrzeżeń, stado zwierząt do kochania, dom do wytrzymania.
Jestem w pięknym momencie życia, kiedy można robić to co się chce i lubi, żadnych małych dziec/starszych osób pod opieką, wszyscy dorośli, rozmnażać się nie mają zamiaru albo dyskretnie umarli zawczasu.
Mam wymarzoną pracę- doskonale pasuje tu powiedzenie "uważaj, o czym marzysz";-p bo praca tyleż wymarzona, a droga do niej wydeptana, ile wymagająca, stresująca, raczej ciekawa niż dochodowa, no i , prawda, bez sensu. No bez sensu.
Bo co z tego, że się cieszę kfiatkami, jak nie mogę sobie kupić czasu.
Mogę tak trochę- jak mam dużo roboty, to bez żalu rezygnuję z tego, co najmniej lubię, czyli gotowania, i jemy "na mieście" (czyli na dzielni, bo co to za miasto).
Rezygnuję z tego, co lubię, ale zabiera fchuj czasu, czyli ze sprzątania, i kupuję czyjś czas.
Rezygnuję z dużych podróży na rzecz małych, nad rzekę.
Naprawdę źle jest, kiedy muszę zrezygnować i z małych, jak weekend w Izerii, bo wtedy objawia mi się cały bezsens- nie życia, ale stylu życia.
Bo jest tak.
W robocie trzeba wciąż uciekać do przodu- podejmować nowe zlecenia, nie odpuszczać, inwestować, "rozwijać się", bo inaczej kicha.
Zarabiamy na utrzmanie, całymi miesiącami TP żongluje płatnościami.
Zbieram hejty za to, co nie zrobione i nie w terminie, słusznie i nie, bo to, czego ludzie się świetnie naumieli w czasach wolności, to foch zwany asertywnością.
Zawsze też coś się komuś uwidzi, żeby nie zapłacić. Dużo czasu trzeba poświęcić na klepanie wszystkiego na piśmie, a i tak nie unika się wpadek i wtop. Im więcej się robi, tym częściej. Więc w tym roku częściej;-p
Im więcej reklamy, Majek, fejsa i fejmu, tym więcej roboty. A im więcej roboty, tym więcej roboty, i tyle, nie przekłada się to na nic innego.
I powiadam wam- gdybym miała dobre zdanie o ludzkości albo jakieś względem niej oczekiwania, to bym je straciła.
(ja wiem, że jak się pracuje na własny rachunek, to się właśnie tak ma. Ale nie wszędzie, nie zawsze i nie każdy.)
(i mogłabym wam przekazać dziesiątki łamiących wiadomości z życia mikroprzedsiębiorcy. Tak, dziędobry, o pani i o panu też. Ale nie opowiem, bo za miesiąc i rok nie będę o nich pamiętać, bo otrzepię spodenki i pójdę dalej, a i nowe historie się wydarzą.)
Do Szwecji na wiosenne storczyki się nie pojechało, bo nie ma czasu, bo wiosna, to pojedziemy do Danii.
Do Danii się nie pojechało, bo się nie skończyło to i tamto, no i nie było jak.
A teraz się podjęło zlecenie typu szczał, znaczy na przedwczoraj, i się sadzi tysiące trawek i wrzosów, i się nie pojedzie za tydzień tam, gdzie się wymyśliło, ze się pojedzie. Tak się podjęło w ramach ucieczki do przodu, syndrom Czerwonej Królowej.
A później już będzie bez sensu.
A rzeka płynie w jednym kierunku...
Wiem, że marudzę, może to taki czas, bo rok temu też marudziłam, że jestem stara i gruba, i nic się tu nie zmieniło.
Dalej jestem.
Co do starości to nie mam nic do powiedzenia, grubość można odwrócić, ale trzeba wyjść dalej, niż na mały spacerek nad rzekę. A tu hercklekoty, lęki, źle się idzie od, lepiej do, a już samotnie- niemożliwe (zawsze sprytnie wybieram się z kimś, zauważyliście?). No i bardzo mnie to doskwiera, bo lubię samotność i moc. I leki już na to nie pomogą, może terapia, ale to trzeba pójść i chodzić.
No yafud, i to niejeden.
(wiem też, że inni mają gorzej, nigdzie nie wyjadą albo nie będą mieli innych rzeczy, których pragną. Ale zdarzy się tak, że ja też będę miała gorzej, a teraz, teraz na przeszkodzie staje mi TYLKO praca.)
Wracając do rzeki.
Płynie i nie niepokoją jej żadne mosty, aż do Lubiąża.
Historia cysterskiego klasztoru (tu dużo dawnych fotek i rycin) jest uspokajająca, albowiem morał z niej płynie taki, że wszystko mija i wszystko się kończy, ogólnie vanitas vanitatum.
(piękny platan) |
(zdrowe i piękne kasztanowce) |
Drugi co do wielkości obiekt sakralny na świecie. Ponad 200 mb długości fasady. Dwa i pół HEKTARA dachu (wymienionego!). Pierwszy kościół stanął tu w XII wieku, główna przebudowa miała miejsce w XVII wieku, stąd barokowy look. Miejsce spoczynku Piastów Śląskich i Michaela Willmanna.
Od sekularyzacji i II wojny ogołocona skorupa.
Nie do odbudowania.
Zresztą po co.
Jest piękny w swojej nieremontowności, melancholijny, a korozja biologiczna, kolonizacja murów wzrusza.
(tak w ogóle to jest zabezpieczony, nie rozpadnie się)
(zanokcica murowa) |
(TP woli oznaczać mchy, niż robić oferty. Tak mówi.) |
(wejmutka, a jeszcze taka duża, to też rzadkie drzewo) |
(szyszki zeszło- i tegoroczne) |
VegAnka, odczytwaszy ekoznawcze notatki nt. składu gatunkowego różnych typów łąk, zachęciła nas do wstąpienia jeszcze do Krzydliny Małej.
I pojechaliśmy.
I oto
derkaczowe łąki, schodzące w stronę, znów, rzeki.
(właściwie Derkacz- i Oryks- przywodzą mi na myśl tylko postapokalipsę i wilksy, a nie to, kim są)
Przyszedł deszcz.
I poszedł.
(zostawił jakiś syf na obiektywie. Albo w środku on jest.) |
(selernica? nie sądze.) |
(moi ukochani Łowcy Roślin) |
Podkolan biały, taki pachnący.
Inne storczyki też były, listera np, ale jakaś już sczezła.
Takoż ziela pospolite były.
(wiązówka bulwkowa, firletka poszarpana) |
(dzwonek skupiony i rozpierzchły) |
(Krzydlina Mała) |
(powrót przez derkaczowe łąki. Zawsze oglądaj się w tył.) |
Jeszcze będzie przepięknie.
(czasem trzeba zrobić zdjęcie by zobaczyć na nim tęczę!) |
Dzięki. Inkwi, Padre. Jak dobrze, że jesteście, że się znaleźliście w tych internetach:-)
Dzięki, TP, że ci się chciało pojechać na chwilę:-)
Dzięki, Puszczyku, że to wytrzymałaś:-)
Pozdrówka, Megi.
PS. Rzeka płynie też przez Miasto- to kolejna nieopowiedziana opowieść...
Piękne zdjęcia, piękna przyroda, taka z rozmachem i po kraniec horyzontu :-)
OdpowiedzUsuńNie wiadomo czy wyrzekać czy nie wyrzekać...
Trzymaj się pracy na razie , bo idzie armagedon finansowy idzie.
Przetrwają najsilniejsi.
To Tak na pocieszenie od razu i z buta.:-)))
Jak człowiek prze do przodu i robi w kółko to samo to ma ochotę się wyrwać.
Też mam taką ochotę.
No ale trzeba pilnować...
Co prawda czego innego niż u Ciebie,
ale wychodzi na to samo.
Nawet kotek się załapał u Ciebie na zdjęciu :-)
Pozdrawiam serdecznie :-)
tak, rozłożyste widoki, jak to gdzieś przeczytałam:-)
UsuńCo ty, powiesz, armagedon? skąd wiesz? ja widzę, że ludzie wreszcie zaakceptowali tzw. kryzys jako nową rzeczywistość, pogodzili się z tym, że dobrze już było, i zaczęli wydawać pieniądze...
Właśnie tak, pilnować i kręcić się w kółko. Niektórzy nie muszą, a i tak mają dobrze.
Kotek jakiś taki leśny, kilometry od wsi!
Megi, niech Twoja rzeka da Ci flow. Flow bez lęku. Szerokie wody czasu. Dobre, piękne proporcje. Specjalny projekt dla Ciebie.
OdpowiedzUsuńWiększość rzeczy sami sobie robimy. Na własne chujowe życzenie, którego nigdy nie słyszeliśmy.
Moje rzeki dzieciństwa płyną beze mnie. Dunajec i Raba.
I w sposób głupio oczywisty, Wisła.
Teraz, w tym L zrobionym przez Drawę i Noteć, czuję się u siebie, ale rzeki mi się jakoś nie umoiły.
Może jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie? Może będzie, a może już jest. Dowiem się po latach.
Ściskam gorąco!
no staram się, walczę o ten flow...
UsuńI właśnie tak mnie to wkurwia, że na własne życzenie, które jakoś źle wypowiedziałam, jak w tych wszystkich historiach z dżinem... i nie słyszłam siebie z powodu próżności czy co.
Jest, jest. Przepięknie i normalnie. U ciebie i u mnie. O dobra rzeko...
O flow chyba nie da się walczyć ...
UsuńNajtrudniejsze są te życzenia, których nigdy nie wypowiedzieliśmy ani nawet nie pomyśleliśmy, a jednak są i czasem się spełniają.
Kciuk do góry, środkowy do góry. Fakujemy myślowe trutki i puszczamy kierownicę jak w Podziemnym kręgu!
no masz rację, nie da się walczyć;-)
Usuńjęzyk wojny, już tego nie widzę, fak. Pdobnie jak trudno mi puścić kierownicę, za dużo wpływów TP;-)
Tu gdzie ja mieszkam Bzura płynie spokojnie, szeroko i leniwie. Wzbiera czasami po ulewnych deszczach, jak w życiu. Wspaniałe zdjęcia zachwycającej przyrody :) Powodzenia życzę. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńzawsze jest jakaś Rzeka...
UsuńKrowy w kantarach - szacun!
OdpowiedzUsuńoczywiście, że zauważyłam tylko dzięki tobie. Kiedyś chodziły w łańcuchach zapiętych na szyi, co im wycierał sierść na karku. Byki za kółko w nozdrzach. A teraz jak jest modnie?
UsuńNie puacz! Przecież tylko czasu Ci brak, a wszystko inne w zasięgu ręki, nóg, czy czterech kółek. I wszyscy chcą Cię mieć u siebie jako gościa, palić ogniska, włóczyć się po bezdrożach.
OdpowiedzUsuńMnie też czasu brak, a nie pracuję, jak mi niektórzy wypominają, powinnam więc mieć pod dostatkiem. Nic ważnego nie robię. I rzeki żadnej nie ma tu. Do Baryczy daleko, chociaż to rów zwykły, nie rzeka. Ale płynąca woda. Lubię płynącą wodę. Czasem jadę do Ryczenia. Tam jest prawdziwa rzeka B..
Teraz najmodniej jest krów mlecznych w ogóle na pastwisko nie wypuszczać. Tylko obora, pasza i woda. Okoliczne kilka nie ma kantarów, ni łańcuchów. Chodzą sobie na luzie i wracają ładnie gęsiego wieczorem.
Zazdroszczę Ci tych pięknych wycieczek, krajobrazów i spotkań. Jest dobrze!
już nie puakam! jest... lepiej.
Usuń"tylko czasu", taaak? czas to wszystko.
Pracujesz jak łopętana, i pro bono. Aż się można zdziwić. A słyszłam, że miałaś do Izerii przyjechać, hmm?
Nie udało się, bo wet miał być, ale nie było go. Jak to naszego weta. Może około połowy miesiąca się uda, ale 12. mam jeszcze jakieś zajęcia probably, bo nie są potwierdzone.
UsuńPiękną mieliście niedzielę, ja mogę płakać, niedzielę nad deską do prasowania spędziłam i na zbieraniu zgniłych jabłuszek a nie na pięknej wycieczce ;)
OdpowiedzUsuńLubiąż faktycznie po co odrestaurowywać, po co kasę wydawać i tak we wszystkich klasztorach cysterskich w Europie o nim piszą, wystarczy że słynny i wszyscy o nim zachwyty pieją :(
A szaraczek cudny :)
ale to nie była TA niedziela;-) wogle to były DWIE niedziele:-DDD
Usuńchociaż ta też była piękna.
Sama sobie jesteś winna z tym prasowaniem- prawdziwe ChPD nie prasują, a jak prasują, to dostają order z buraka!! (i wdzięczność męża;-/) Pani S. ostatnio obrzuciła wzrokiem mój ałtfit i powiedziała- no, ja mogę pani prasować:-))) ale dzielnie nie skorzystałam, powiedziałam, że może TP by chciał, ale ja nie!
Miło mi z racji pozbieranych jabłuszek:-)
Lubiąż staje w konkursie na kolejny cud Polski
a szaraczek ma błysk w oku!
W sumie nie tylko jabłuszek bo i śliweczek też, choć co do tych instrukcji nie było :P Ja od czasu do czasu muszę się z żelazkiem przeprosić, bo W. w koszulach do roboty śmiga a ostatnio kasy nie mam na kupowanie nowych koszul co by miał na grzbiet włożyć (a i takie okresy w życiu Ch P D miewam, że nie prasuję tylko kupuję) S. kilka razy już mnie z tej opresji ratowała, ale teraz z racji pyłorobów nie skorzystałam z Jej usług.
UsuńLiczę, że w końcu jakiś wspólny weekend nam się uda, nawet jeśli wolisz samotność :) A domek już wybrałaś i zaklepałaś??????
uda się na pewno:-) na wszelki wypadek jeszcze domku nie wybierałam, bo nie wiem, nie wiem. Nie wolę samotności, tylko lubię:-)
UsuńAch.....kicaj uchwycony w biegu, pola i łąki - normalnie słyszę jak wołają "rzuć wszystko i chodź się pokulać w kwieciu:)" - nie kulałabym się już, boję się kleszczy, przewiduję (znaczy starzeję się...), ale pobuszowałabym w zbożu na nogach swoich własnych.
OdpowiedzUsuńW klasztorze byłam z psiurem naszym i Kaziem - mam zdjęcie tej bramy i tej sosny, nieco w innym ujęciu, ale poznałam:) klasztor wspaniały. Weekend wspaniały. Praca...podobno do pracy chodzi się na 8 godzin, a do roboty na więcej i ta nigdy się nie kończy. Muszę nauczyć się cudzy czas kupować, bo ledwo zipię ostatnimi czasy....i nie sprzątam - olewam:)
ojtam kleszcze:-)
Usuńpokulajmy się, jaki dobry pomysł.
Ja cię podziwiam za tę siłę do roboty, ale młodzi tak mają;-) niektórzy. I dziękuję, wiesz.
Megi, wiesz jak fajnie się kula u nas z górki po pastwisku? Uważam, że powinnaś sparawdzić!
Usuńhm, coś mi się wydaje, że w sobotę będę się kulać po budowie solidarnie ze sfrustrowanym na maxa TP... ale jakby ktoś coś chciał ze mną się wybrać w niedzielę z wro, to obiecuję- BĘDĘ SIĘ KULAĆ!!!
UsuńA jak Joanna będzie miała kurs serowarski w Izerach to przyjedziesz? Początek sierpnia.
UsuńMogłabym sporządzić imponującą listę rzeczy, których NIE zrobiłam w minioną niedzielę, bo wyjście od było niemożliwe, a nawet wyjście do. Nie bardzo było też z kim, bo ten ktoś właśnie pracował i to na tempo. I nie wiem za bardzo, co z tym zrobić. Z tą dopadającą znienacka niemożznością wyjścia. Straszliwe to ograniczenie, znacznie gorsze od braku czasu.
OdpowiedzUsuńA dziś NIE poszłam robić zdjęć w deszczu i bardzo tego żałuję.
Na wycieczki długie w najbliższym czasie nie mam szans, a nawet gdybym miała, to nie wiem, czy by mi się niemożność nie pojawiła.
Piękne zdjęcia, a poza tym ja chcę do Lubiąża.
A wiesz, że ja zanokcicę zobaczyłam po raz pierwszy, jak miałam 20 lat i pojechałam do miasteczka pod Opolem? Rosła tam na murach z wapienia. I zakochałam się w niej. Na północy jej nie ma.
Pada nieznośnie monotonnie cały dzień.
a jakbyś tak przyjechała do Lubiąża?
Usuńale by było:-)
Nie ogarnęłam kota, jutro postaram się coś naprawić, z nowym dniem.
No cóż, tę niemożność też miewam. Znaczy takie niespodziewanki, nie lubię, zabierają wolność.
O, nie wiedziałam, że na pn nie ma tej zanokcicy. Jednak zróżnicowany ten kraj:-)
Jakbym przyjechała, to by dopiero było :) Ale jestem teraz za biedna nawet na Lubiąż, cóż zrobić. Mam za to taki plan, żeby w wakacje zwiedzać Warszawę. Co zresztą bardzo lubię, i oby był czas i nie napadała niemożność. A jest tu mnóstwo fascynujących miejsc, których nie znam albo w których bardzo dawno nie byłam albo takich, w których nie byłam w porze innej, niż tak zwany środek dnia.
UsuńA co do kota - ja od tygodnia idę na pocztę ulicę dalej, żeby nadać list polecony. I ogarnąć nie mogę. No to chyba jednak już taki wiek czy co? "Ja, kiedy mam wypełnić przekaz i zanieść na pocztę, to nie dość, że ten dzień, ale i następny mam do dupy". :) A propos cytaciku - idź koniecznie na wystawę zdjęć Hrabala i Libni, na którą ja nie pójdę, choć chciałabym, no, ale nie, trudno http://warsaw.czechcentres.cz/program/travel-events/wrocawski-miesiac-prawa-autorskie-spotka/
A poza tym wreszcie ciemności przestały skrywać ziemię, wyszło słońce, więc będzie lepiej i może nastanie lato :)
Witam dzieląc nastrój. I dodam wierszyk adekwatny do tej płynącej rzeki:
OdpowiedzUsuńTo Styks, duszyczko indywidualna,
Styks, duszyczko zdumiona.
Usłyszysz bas Charona w megafonach,
popchnie cię ku przystani ręka niewidzialna.
Ale żeby nie było tak bardzo pesymistycznie i dramatycznie, dodam końcówkę wiersza:
W Tartarze tez ciasnota czeka wielka,
bo nie jest on, jak trzeba, rozciągliwy.
Spętane ruchy, pogniecione szaty,
w kapsułce Lety niecała kropelka.
Duszyczko, tylko wątpiąc w zaświaty
szersze masz perspektywy.
Ja lubię tylko atmosferę wysokich napięć i wszystkie rezygnacje z wielkich rzeczy na rzecz małych mówią mi, ze czas coś zmienić. Zawsze się buntuję, bo jestem bardzo niecierpliwa. Dobrze na tym nie wychodzę, muszę przyznać, ale żyję, jak chcę. Odpowiada mi bardzo twoje stwierdzenie, ze nasi młodzi rozmnażac się nie chcą, a ci starsi dyskretnie odeszli. Tak u mnie się zgadza.
I jeszcze w związku z działalnością, moja tez mikro:), jest wymagająca, ale daje samodzielność. My nie czekamy na urlopy i to mnie sie najbardziej zadawala. I tak naprawdę i bez przesady, to ja uwielbiam moich klientów, i trudno mi żyć bez ich zachwytów. I lubię im sprawiać przyjemność. Nie będę nic innego szukać na dłużej.
Niektorzy ludzie na etatach są tacy nieszczęśliwi, nawet mi ich nie żal.Mało kto ma odwagę rzucic posadkę i zacząć cos na swoj rachunek. Wczoraj nawet na ten temat rozmawialam ze swoją kuzynką, ktora pracuje w USkarbowym i tak strasznie narzeka. Wybudowala dom na wsi i musi dojezdzac 35 km. Mówię jej, idz na swiadczenie i przedemerytalne/ ma lata pracy i wiek/ i zaloz dzialalnosc ekonomiczną. Spojrzala na mnie jak na nienormalną.
Moj Mister pojechal do Francji i jego powrot do gajowki bedzie okupiony wielkim żalem niespełnienia. Na własne f* zyczenie kontynuując życiowy wątek Ja przyjezdzam tam z kolezankami i pieskiem córki. To jakoś zniosę to wygnanie.
A jeszcze a propos wagi, żadne sporty, tylko dobra dieta. Sport to tylko kondycja. A właściwie to świetnie wyglądasz, taką masz radość w oczach. Nie ma co się przejmować. Żyjemy i mamy tyle entuzjazmu pomimo wszystko.
Pozdrawiam.
ale pojechałaś z tym wierszykiem:-)
Usuńi prawdę powiadasz, że własna działalność daje taką niezależność- albo jej złudzenie- nie do podrobienia. Nie wyobrażam sobie inaczej już.
Kiedy Mister wróci? I myślisz, że żałuje, że Gajówka?
Nie da się być na diecie... zbyt długo, a jeść, co się chce i móc to spalić to sama przyjemność. Wiem:-)
No to oby nam się:-)
Post jak rzeka.
OdpowiedzUsuńOwszę, bluźnisz odrobinę. Z obiektywnego punktu widzenia ;) Ale skoro tak czujesz, to masz swoje prawo narzekać. Czas nas mieli, przygina, redukuje. Życie wymusza, obowiązki obowiązują, itp. I to na własne życzenie...
Te historie z dżinem tak mają.
Ale z drugiej strony...
Masz swoją godzinę na ziemi. Takie piękno widzisz. I możesz zakładać biuro pod murkiem, wśród traw.
Zawsze są dwie ;) Pamiętaj o tej drugiej, jak już będziesz miała dość.
Przyjedź. Będę gotować, a Ty możesz posprzątać trochę ;)
Ściskam.
Przyjedź. Wpadnę też może do Inkwizycji. Będę Ci trzymać szufelkę.
Usuńsprzątać powiadacie? to ja nie wiem, czy się wybiorę;-] mówiłam, że lubię, tak? hm.
Usuńheheszki.
Wiem, że bluźnię nawet bardzo, i bardzo cenię godziny na ziemi, i biuro wśród traw (pół projektu tam zrobiłam!)
Druga strona zawsze jest, ale to działa... w obie strony.
Już dobrze, złapałam nowy wiatr.
Jeżeli tak, to przyjedź powąchać róże. Możesz każdą z osobna.:-)
UsuńOjej! Dawno mnie tu u Ciebie nie było. A tu tyle wspaniałych wpisów.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że zabierasz nas w ze sobą w te pełne zieleni wędrówki.
Jestem po raz pierwszy i na pewno nie ostatni...Zdjęcia są przepiękne...Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńOj, Megi, huśtasz tami nastrojami swoimi trochę; ale to nic takiego, normalne.
OdpowiedzUsuńBardzo długo (znów) zdjęcia oglądałam. I wracałam po parę razy. To trochę tak, jak bym z Wami była na tej wędrówce. WegAnka urocza.