Jeżeli takie pytanie nie pojawia się wprost na blogu (świadcząc, być może, o wypaleniu blogera), zapewne pojawia się w jego głowie.
W każdym razie odnoszę takie wrażenie, kiedy czytam któryś z kolei wpis na temat najważniejszych wydarzeń w zeszłym i trendów na kolejny rok. Trendy i zdarzenia powielają się, zachodzą na siebie, co może świadczyć o tym, że ich nie przewidujemy, analizujemy, syntetyzujemy, tylko opisujemy rzeczywistość.
Jakąś.
Czasem mam poczucie, że żyję w innej.
Popaczmy na to.
Skoro trendem (przepraszam- wróżbą) ma być, że "nadal będziemy sadzić tuje", to ja nie mam dalszych złudzeń co do kolejnych przewidywań. Chyba że to żart taki.
Dlaczego nie mielibyśmy sadzić tych praktycznych i w gruncie rzeczy jedynych powszechnie dostępnych roślin osłonowych?
Na pewnym poziomie nie rozumiem tego hejtu na tuje. To są piękne drzewa północnoamerykańskich lasów, cudownie wyglądają jako solitery lub zagajniki (im starsze, tym lepsze), lubią je ptaki i jeże (miejsce na gniazda, schronienie, pożywienie- w ostatnie mroźne dni dzwońce wyłuskały wszystkie nasiona z tuj okolicznych!)
Co innego zjawisko tujozy, czyli grodzenia żywopłotami, a raczej, w przypadku odmiany 'Smaragd', ostrokołami z żywotników otwartego krajobrazu na skalę niespotykaną poza Polską (albowiem co innego w krajobrazie otwartym, a co innego w angielskim czy holenderskim ogródku w mieście. Tym bardziej, że Anglicy i Holendrzy nie sadzą ponurego, rozwichrzonego 'Brabanta', tylko eleganckie, dające się ciąć na gładkie, wąskie ściany odmiany 'Atrovirens', 'Zebrina' czy 'Fastigiata'.)
Ale i tujozę łatwo obśmiać, jak każdą cebulandię. Za łatwo, z poczuciem wyższości. I być może cebulandia kupowałaby jakieś bardziej wyrafinowane rośliny, gdyby ktoś je sprzedawał i lansował.
I być może łatwiej byłoby je lansować, gdyby profesjonaliści pod szyldem kształtowanie krajobrazu nie wyśmiewali, tylko potrafili przekonać do innych rozwiązań.
Albo przynajmniej je proponowali.
W każdym razie- nadal będziemy sadzić tuje, bo tyle ich ubyło ostatniego lata. Wiele tych drzew umiarkowanego i wilgotnego klimatu nie przeżyło upałów i suszy.
A ja dopiero przy tujach. Chyba tych tryndów w jednym wpisie nie ogarnę. Skupię się na kilku grupach:
Detale, które zauważyli blogerzy.
Surowe drewno? kolejny żart? w naszym klimacie?
Werbena patagońska? od dziesięciu lat oglądam ją na szwedzkich i niemieckich rabatkach, stosowaną jako roślina sezonowa. Kilka razy posadziłam w ogrodach, ale ani nie zimuje, ani nie nasiewa się tak skutecznie, jak piszą. Gaura jest o wiele pewniejsza, pełni podobne funkcje.
Werbena w jednym z "naszych" ogrodów- siała się, siała i przestała. |
Zeszłoroczna gaura. |
Cortenowy murek, tu akurat spoko, z racji dużej skali, prostego kształtu i czytelnej funkcji. |
Zielone ściany? Ich konstrukcja to kolejne badziewie lansowane i lokowane wszędzie przez producentów, a instalacja i obsługa oznacza duże pieniądze, które można lepiej wykorzystać na ekstensywną zieleń w miastach. Jeżeli dodamy do tego nietrafiony dobór roślin, kopiowany z brytyjskich opracowań (w Brytanii, przypominam, rzadko zdarzają się mroźne zimy i upalne lata, a wilgotność powietrza jest wysoka)- tawuły w dwulitrowych pojemnikach, runianka, acena, żurawki- to naprawdę, NIE LEPIEJ SADZIĆ PNĄCZA?
Żarciszek taki. Kto wie, ten wie, kto chce wiedzieć, to na priv. |
"Kolory roku", czyli różowy kwarc i niebieski "kolor spokoju", które mają być podstawą "angielskich rabat"? Stosunkowo łatwo jest skomponować rabaty w takich barwach, więc powstają od lat:
Co kto lubi. Ja lubię różne rośliny, ciężko byłoby mi współpracować z kimś, kto życzyłby sobie samych iglaków. Wydaje mi się, że takie wyłącznie iglaste ogrody od lat już nie powstają (ale co ja wiem). Chyba od zawsze, nie od przyszłego sezonu przerabiamy smutne szpilkowe bory na kolorowe ogrody.
Co do gadżetów, to naprawdę co kto lubi. Zwykle są mocno osobiste.
(kolega zrobił, my tylko tuje posadziliśmy ;-p) |
(koleżanka zrobiła. Ta, co zawsze.) |
Zjawiska, które zauważyli blogerzy.
Sami podkreślają, że to może być niszowe- powrót do ogrodów użytkowych (warzywnych, owocowych), "dalszy rozwój" ogrodnictwa miejskiego, społecznego, permakultury, "świadomości ekologicznej" i pragnienie życia w stylu slow.
No i mają rację- jest niszowe.
Może mam niedobrą perspektywę, bo opiekujemy się wieloma ogrodami. A jak już ktoś zleca koszenie trawy, to na pewno nie ogarnie warzywnika. Jak nie gotuje, to i nie wie, do czego użyć ziół. Jak dopiero w pocie czoła dąży do slow, to nie ma czasu pozbierać poziomek, a maliny kupuje, mimo że ma ich cały szpaler. Nie wspominając o permakulturze czy ogrodnictwie miejskim, które jest zajęciem dla ludzi bez ziemi (taka hipsterska zabawa, z której łatwo się wycofać).
Z tą "świadomością eko" to jest tak, że chyba nie bardzo wiedzą oni, blogerzy, o czym piszą. I na sucho nie razbieriosz.
Wspomnę jeszcze o "ogrodach dla zapylaczy". Idea jak najbardziej słuszna, to nie domki są najbardziej potrzebne owadom, a żarcie, ale... pamiętacie akcję "Adoptuj pszczołę"? Tak mocarna i doświadczona organizacja jak Greenpeace zajmuje się takimi, w skali potrzeb i jej możliwości, pierdołami. Mam nadzieję, że w nastałych nam i przyrodzie trudnych czasach dadzą radę się zrehabilitować :-D
Jak więc uczynić ogród trendnym, blogerskim wręcz?
Najlepiej zaorać wszystko, maliny i tujozę, i zacząć od nowa :-)
Oprócz tego, według blogerów, należy zatrudnić architekta krajobrazu.
Domorosły ogrodnik nie ogarnie, bo nie ma wyrafinowanego smaku i umiejętności.
I nie wiem, co to ma być- zaklinanie rzeczywistości? kreowanie potrzeb? Kilka osób o tym napisze, kilka innych przeczyta i uzna, że wypada.
W minionym sezonie każdy w branży ogrodniczej miał mnóstwo pracy. Może Polacy uznali, że kryzys minął, może wręcz przeciwnie (nie minie, nigdy nie zamieszkam w Prowansji, to sobie przynajmniej ogródek ogarnę). W każdym razie wciąż powstają (i przez jakiś czas utrzymują się na rynku) firmy ogrodnicze, każdy może to robić i zarobić. Nie potrzeba do tego wykształcenia, talentu, wiedzy (wiem, o czym piszę), a najmniej potrzebny jest blog i lans. Wręcz przeciwnie, kto nie pisze, ten ma więcej czasu na konkretną robotę.
No ok, już nie przedłużam ;-)
Poważnie pisałam o tym, że najlepiej zaorać.
Najłatwiej zrobić od nowa.
Ilustracją niech będzie ogród, który urządziliśmy w zeszłym roku. Bo, przyznaję, odbija się w nim kilka opisanych powyżej trendów (ha, znaczy nie na przyszły rok one! lub jestę trendsetterką). I to nie ja byłam inicjatorką niektórych rozwiązań, inwestorzy sami je proponowali. Gdzieś te idee fruwają w czasoprzestrzeni.
Od frontu powstał mur, w którym udało się połączyć tradycyjny materiał (łupek szarogłazowy z Jenkowa) z dość nowoczesną formą. Wolałabym, żeby był to łupek czterostronnie cięty i czapka inna, ale dobra.
Taras jest z kostki betonowej.
Powstały też oczywiście inne rabaty bylinowe, ale te łąkowe wpisują się w trendy- nieporządne (choć trwałe i stabilne) rośliny, pięknie wyglądające pozostawione na zimę, lekkie i zwiewne, przypominające rodzime.
Łąkowe rabaty rosną na pagórkach (w ten sposób rośliny będą się lepiej eksponować) pod ażurowymi brzozami pożytecznymi (aż nadto ażurowymi. Taki mamy klimat, niekorzystny dla świeżo posadzonych roślin). Ogród nie jest otwarty na krajobraz- z jednej strony opiera się o ścianę drzew i krzewów rosnących na starym bunkrze (pod ochroną konserwatorską, więc tak pozostanie), od strony pola będzie go częściowo osłaniał żywopłot świerkowy (świerkowy, bo piękny, a świerki już były na działce), a częściowo pnącza.
Posadziliśmy sporo drzew i krzewów owocowych, także dereń jadalny, świdośliwy, aronie i pigwowce. Oczywiście również maliny, truskawki i poziomki, kiwi i cytryńca.
Powstał też duży, zgodny z trendami warzywnik i zielnik. Rośliny jadalne najbardziej cieszą właścicieli.
(rabaty na poziomie gruntu- szkoda byłoby nie wykorzystać potencjału bardzo żyznej gleby. Wiklinowy płotek chroni przed piesełem.) |
Padre zbudował domek :-)
Ok. Lepsze zdjęcia dopiero za pół roku się zrobi.
Jak już rozwiążemy problem wody stagnującej na trawniku.
(można było zrobić drenaż? nie, nie można było. Taki kejs.)
Może i punkt wodny w narożniku tarasu powstanie?
rys. K. Komarnicka |
(raczej taki, korytka będą ceramiczne. Koleżanka zrobi ;-)) |
Logiczne następstwo bycia trendnym. Jak bloger.
Po krótszym lub dłuższym romansie z projektowaniem, wykonawstwem, blogowaniem pojawia się przekonanie, że można być także trendsetterem, ekspertem i liderem opinii, i może nawet ktoś powinien nam płacić.
Właściwie nie wiadomo, kto i za co, bo nie chodzi o zwykły "flirt z reklamą". Chodzi o tajemnicze projekty, prawdziwe kampanie i pieniądze.
No cóż- zobaczymy.
Nie ma się czym jarać (jak frytki w oleju).
(a słyszeliście to: brałbym cię jak pis media?)
Niniejszym stwierdzenie, że blogerzy piszą dla innych blogerów (nawet jeżeli są to blogi "zawodowe") uznaję za bardzo trafne :-D
Nie traktujcie powyższego jako krytykę czyjejś osoby lub tego, co osoba napisała. To tylko krytyczne myślenie inspirowane tym, co przeczytałam. Równie niepoważne, jak to, co napisano.
Zmiany w stylach ogrodowych, które zauważyli blogerzy (ogrody traw, minimalistyczne, całoroczne, dzikie) wpisują mi się w kolejny post, więc
pozdrówka, Megi.
PS. Nie żyje David Bowie i Han Solo. To straszne.
Kropek miał mieć dzisiaj operację, ale nie zakwalifikował się z powodu złych wyników. Muszę o tym pomyśleć.
trendy-srendy, dostatnio i po modzie. świadomie nie używam wręcz mnie odstręcza albo akurat się sfazujemy :P
OdpowiedzUsuńDB i HS (se ki ?) no cusz, szkoda ludzi, jak zwykle, mogli jeszcze trochę pobyć z nami ale żeby straszne ?
Kropulec to co innego, przytul kociołka od wilka :)
straszne, bo to kawałek mojego świata przeminoł. HS= Indy Jones w Gwiezdnych Wojnach, naturalmą.
UsuńKropulec taki biedny, bo dostał premedykację przed narkozą i niepotrzebnie, bo po badaniu krwi weci nie zaryzykowali :-( źle z nim. Zaraz go będę przytulać, trochę tu armagedon ogarnę i już przytulam.
Twój ogródek bardzo się w niektóre trendy wpisuje, bardzo.
oh, martwię się o Kropulca, tak cierpi bidul, no ale musi być dobrze no bo jak :(
Usuńmojego świata niby tez ale nigdy jakoś ucho mi się na nim nie zawieszało. był indywidualnością i zdolnym człowiekiem ale bo to on jeden, tyle, ze za szybko się zabrał.
gwiezdnych wojen, władcy pierścienia, dr housea ani isaury nie oglądałam ani jednego odcinka, za to HAIR 17 razy w kinie ;D
taaa ..., głównie w "trędy" o chwastach ;)
nie będzie dobrze :-( rozwaliło mnie to.
UsuńTo prawda, że na co dzień się nie zawieszałam (zresztą ostatnio muzyki nie ogarniam, za dużo bodźców. Tak od lat 90tych nie ogarniam), ale ale. Te imprezy lat 70tych :-D
Nie oglądam seriali i innych wymienionych, ale GW to dla mnie epoka. Pamiętam Nową Nadzieję 40 lat temu, pamiętam początek nowej trylogii, na który ciągnęłam 10- letnią Anulę... i teraz byłyśmy we dwie :-)
A żebyś wiedziała, że trędy w chwastach. Powiedzmy, że ogródek chwastów pierwszy raz widziałam na wystawie ogrodniczej jakieś 4 lata temu, a u ciebie od hoho!
przytulaj kociołka bardzo a ja przytulam Cie :*
UsuńNo to wiem! Nie jestem ogrodową blogerką! Nie prowadzę takiego bloga blogerskiego jak blogerowi trendowatemu należy, prowadzę mój najmojszy, nie podchodzący pod mody i trendy. Bo:
OdpowiedzUsuńnie miałam styczności z projektantem, nie zaorzę [zaorę?] malin i warzywnika, zielone ściany mam z winobluszczów i bluszczów, a najgorsze jest to, że nie wiem co to CORTEN. Właśnie napisałam na moim nieogrodowym pochwałę bluszczu, czym dobiłam do dna.
no widzisz! teraz wiesz! lepiej późno niż wcale. A i tak ogród masz pokazowy.
UsuńCorten to ta zardzewiała stal, też to masz w postaci starych narządów ogrodniczych.
Mam corten! Czyli trendy! Mogę pisać dalej, tak?
Usuńno ba. A jaki masz bluszcz! wiesz, że sprzedają takie kratki jak twoja (tylko z siatki zbrojeniowej), oplecione, na gotowo? może ty go tak nie przycinaj, tylko co jakiś czas wieź kratkę na targ i wstawiaj nową.
UsuńSpójrz tutaj, jestem w niebie
OdpowiedzUsuńNoszę blizny których nie zobaczysz
Przeżywam tragedię, nikt mi jej nie odbierze
Wszyscy mnie teraz znają
....
Oh będę wolny
Dokładnie jak ten drozd
Oh będę wolny
Czyż to nie jest tak bardzo w moim stylu?
Napisał sobie na koniec.
Bardzo utulam Kropka
chlip. To jest bardzo w jego stylu.
UsuńHehehe:) Lubię Cię Megi, za Twój cięty język i trafne strzały prosto w czoło. Lubię tuje, mam ich całkiem sporo, mało tego - dokupiłam ostatnio trzy (jedna zmarniała, muszę uzupełnić). Lubię też tuje podsadzać liściastymi krzewami, bylinami - są dla nich ciekawym tłem. Ludzie tuje kupują na potęgę i niestety sadzą rzędem pod płotami...tylko. Nic więcej z tym nie robią - a szkoda. Może właśnie przez to tuje maja taki czarny PR? I przez to, że sadzone są z jeszcze większą zaciętością w otwartym krajobrazie (Bieszczady, droga wijąca się między pagórkami, na prawo las, na lewo las, sarenki śmigają przez drogę, w powietrzy zapach bieszczadzkiej dzikości... nagle wolna przestrzeń, zajmuje cały pagórek - na środku murowany domek a'la dworek, ogrodzenie z klinkierowych słupków z metalowymi przęsłami z grotami na szczytach i calutki naprawdę duży teren obrobiony tujowymi zębami jak moje wypociny krawieckie fastrygą...masakra)
OdpowiedzUsuńMoje posty z reguły są z przymrużeniem oka (może nie powinny???), a bloga traktowałam trochę jak własny pamiętnik w którym pisze co widzę, co przewiduję. Lubie bawić się słowem i obrazem (niespełnione marzenia o byciu jak Picasso?), fakturą i wszystkim co mam u siebie w ogrodzie. Lubię drewno i surowiznę, toczę z mężem własnym walki o niezabezpieczanie niczym drewna - przegrywam, on jest do bólu praktyczny. I oszczędny. A ja tak kocham patynę, szarości, spękania, sęki... Romantyzm mi wyłazi nie powiem skąd:) Pytania zaś o przyszłość wpisów mają na celu skonkretyzowanie tego, co czytelnicy chcą przeczytać. Ot - cała filozofia. Co do innych wróżb... no cóż, każdy ma swoje wyobrażenie przyszłego roku, zabawa we wróżenie nie jest nowa, nikt nikogo nie zmusi do sadzenia różowego i błękitnego jak klient/ogrodnik/działkowiec będzie wolał żółty i czerwony. Skąd ta kula zielona? Bardzo fajna. Muszę dokopać się do Twojego posta o ogrodowych rzeźbach - jednorożec mnie oczarował. Może uda mi się wykreować trendy na takie cudeńka w ogrodzie.
Do Gardenii:)
Już znalazłam link. Boskie są.
Usuńja też cię lubię, Magdo, co niejednokrotnie wyrażałam, mam nadzieję :-)
Usuńlubię też twój blog (niecodzienny ;-p) i tak też odebrałam ostatni wpis- z lekkim przymrużeniem.
Kula zielona też od tej koleżanki :-) jako i jednorożec.
Tuje w takim zastosowaniu, jak plastycznie opisałaś- no właśnie, masakra.
Te szmaragdowe zębiska to brak pomysła. Bo ja tyż mam u siebie tujkę. Solitera od forewer. I niech se ludzie sadzą przecież na zdrowie, tylko czemu dołokoła? Tnie mnie to estetycznie jako i krajobraz. I kurde nie wstrzelę się w różowo-błękitne trendy tego roku! Ale za drewnem surowym jestem cała. I choooj, że do wymiany za chwilę będzie. Ale tak pięknie patynuje :D
Usuń"...walki o niezabezpieczanie niczym drewna - przegrywam, on jest do bólu praktyczny. I oszczędny." Matko, mamy spólnego M?
Usuńa wiecie co, dobra. Jest piękne, szare i niech sobie będzie, chociaż na krótko. To drewno.
UsuńBiedny Kropsonik :( Głaski dla koteczka tego i pozostałych. A Bunia kazała napisać, że Kropsonik ma się trzymać dzielnie jako i ona dzielnie znosi swoją chorobę i rekonwalescencję
OdpowiedzUsuńKropson jest bardzo dzielny i bardzo grzeczny. Tylko tej rekonwalescencji nie widać na horyzoncie :-(
UsuńDodaję głos w obronie biednych tujek. Gdyby nie one, miałabym gołą przestrzeń, nie gumno. Ziemia słaba, a ogrodnik ze mnie jak z koziej paszczy tromba:) A one rosną potulnie tam, gdzie nie rośnie nic innego, nawet na kupie gruzu rosno. Obserwuję jednakowoż w okolicy nową t(r)endencję. Kto żyw, łapie za sekator i rżnie tuje we wzorek, robiąc z nich "bonsaje" jakieś. Kępki wycina, pomponiki i wiechetki. Czy to tylko u nas, w Wielkopolszcze, czy to t(r)endencja ogólnoświatowa? Wie ktoś?
OdpowiedzUsuńU nas rżną, ale nie mówią czemu. Taki zwyczaj. Ale tylko jeden z dalszych somsiodów.
UsuńWielkopolska jest w avant- gardzie w temacie rżnięcia, jak zauważyłam :-) ordnung sublimuje w różne formy, np. to co Kret zauważył- kolorowe romby i inne barokowe partery.
UsuńTakie rżnięcie na bonsai to naturalna konsekwencja posiadania w ogrodzie wielu iglaków. Jak już urosną bardzo i zachodzą jeden na drugi, na dom i tak dalej, to można albo wyciąć, albo zbonsaiować. Znaczy po 20 latach nastał ten czas.
A dzie tam! Wyobraź sobie gospodarstwo, w którym bajzel straszny. Stoją jakieś rozkraczone, stare maszyny, leży kupa gnoju, wszystko okolone betonowym, barokowym płotem. Przed płotem dwie kaprawe tuje przyrżnięte na bonsaja.
UsuńTo nie ma nic wspólnego z zagęszczeniem roślin, nic, a nic! Mam fotki! Bonsaje w każdym ogródku - im mniejszy, tym ich więcej.
pas :-)
UsuńCzytam. Nie mam ogrodu. Moje rośliny w domu to bidy. Nie wyrzucam, póki żyją, więc czasem nie wygląda to najlepiej. Wiem, że czasem potrafią złapać drugi oddech, dlatego się nie śpieszę. Rośliny ozdobne - ta nazwa w moim przypadku nie ma chyba zastosowania, nie mówiąc już o trendach.
OdpowiedzUsuńAle Ciebie czytam chyba nie z powodu roślin, a przynajmniej nie tylko :)
ja też nie z powodu roślin, jak napisałam :-)
Usuńi wiesz, nie mam pary i tak dalej, żeby spełnić oczekiwania moich roślin domowych (ostatnio 2 h dziennie sprzątam po kotach). Słabo ozdobne są, mam wobec nich poczucie winy, lepiej byłoby wypieprzyć na kompost, ale mi ich szkoda zabijać.
Boszsz, nie wiem co u mnie będzie. Po po primo- nie wiem czy będę, czy nie będę :) Po drugie primo... musze sobie dosadzić. Sucholubów i drzewek, wcześniej część okołokurzęcą ogrodzić, bo mi Garip wszystko zajszczy na ament.
OdpowiedzUsuńJa to po blogach ogrodowców nie chodzę. Mam manię wsadzania z misją- "co przeżyje to żyć będzie", często nie pamiętam co gdzie. Okropna jestem, za to potem tyle fantastycznych niespodzianek!
Buziaki i mizianie dla kota...
oj Tupajko. Nie będę tu zaklinać, że będzie dobrze... będzie, co ma być.
UsuńA póki nie wiemy, co będzie, sadźmy róże. Co przeżyje, to żyć będzie.
Ja też za bardzo po blogach ogrodowych nie chodzę, ale jak się przeszłam, to mi głowa eksplodowała i musiałam to napisać.
Ja sie tylko przypominam wzglendem tego co i owszem..... (od koleżanki.Tej co zawsze).
OdpowiedzUsuńCo to są te poczochrane rośliny przy cortenowym murku co spoko jest?
Z powodu Kropka Ciebie przytulam i miziam......
Barbara
pytałam- ostatnie szlify :-D
Usuńz TP dopiero w przyszłym tygodniu da się porozmawiać o planach wyjazdowych.
To są śnieguliczki Chenaulta 'Hancock'. Bardzo polecam, bo to świetna roślina okrywowa, rosną wszędzie, pod orzechem, pod sumakiem, na skarpach, w daw sezony robią taką okrywę, że chwast się nie przeciśnie.
Dzięki za pomizianie, potrzebuję tego.
Ile trzeba śnieguliczek na m2 ? Żeby w te dwa sezony. Bo skarp to owszem mam. A sił jakby mniej.
UsuńBarbara
trzy do pięciu, w zależności od wielkości sadzonki. Od pięciu złotych. Lepiej posadzić 5 mniejszych.
UsuńA w ogóle, to pierwsze co mi się skojarzyło po przeczytaniu (pierwszym!) Twojego posta, to takie stare powiedzonko - "nie przesadzajmy, jak mówią ogrodnicy" ;))). Niby od czapy, ale...?
UsuńBarbara
nie od czapy, Ania poniżej coś w ten deseń napisała :-)
UsuńWczorajszy komentarz mi zniknęło, więc ponawiam. Rzeźby piękne nieustająco, ogrodowy chaosik i bogactwo również. Jeżówki też były trendowe, tylko już kiedyś... A gaury u nas nie rosną i co będzie? zostanę jednak z werbenami...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
nie widziałam komentarza, musiało go zniknąć u zarania.
UsuńTak, jeżówki są na modzie od pewnego czasu, jeszcze o nich napiszę, wszystkim się podobają, każdy chciałby mieć. Co ty powiesz- gaura nie, werbena tak? ot, stolica. Powinnam zawsze dodawać lokalizację ("u nas, we Wro..."). Może dlatego, że werbena wysiana do gruntu później niż gaura kiełkuje, młode siewki gaury mogą przemarzać. Ale w takim razie dlaczego ta werbena u nas tak słabo wychodzi?
Może jest tak, że ja czasem zapominam, będąc jedynie "wystarczająco dobrą" ogrodniczką i wtedy wschodzi mi (werbena) a jak posadzę pieczołowicie (gaura), albo posieję (tytoń ozdobny wprost ze Szwecji), albo idealnie zadbam to nie...
UsuńWięc z werbeną samosiejką ale bez gaury (a chciałbym)tak się czuję w pół- trendu :)
Fala noworocznych trendów mnie wkurzyła, ale od jakiegoś roku z coraz większą irytacją czytam blogi ogrodnicze. Mam parę ulubionych, powiedzmy, „osobistych”, gdzie autor wpuszcza czytelników w swoją prywatność, ale też przy okazji opowiada pewną historię (swojej firmy, swojego ogrodu) i dzieli się jakąś filozofią ogrodnictwa (jeśli taką refleksję posiada). Mam parę ulubionych blogów eksperckich, np. blog Zoi Litwin, gdzie wypowiadał się doświadczony ekspert-praktyk, na dodatek kochający rośliny. IMO studia i parę lat pracy to zwykle za mało, żeby zostać ekspertem. Eksperta czyni doświadczenie, własne spojrzenie i umiejętność uczenia się (również na błędach, najlepiej cudzych).
OdpowiedzUsuńPomiędzy jest sporo blogów o projektowaniu i life style’u. Większość mnie frustruje, bo za często trzyma się bezpiecznego środka: nawiązuje do popularnych tematów, nie wychyla się przesadnie z własnym zdaniem, rzuca ogólnikami, zamiast argumentować, analizować i pokazywać różne tematy na tle szerszej dyskusji. Może się mylę, ale nie znam polskiej tradycji, która przeorałaby światowe myślenie o ogrodach. Więc większość tych „trendów” jest adaptacją (lub prostym copy-paste) czegoś, co gdzie indziej już przedyskutowano, przećwiczono, a niejednokrotnie również zdążono skrytykować i zmodyfikować. Trochę słabo, jeśli pokazywaniu tego na polskim gruncie nie towarzyszy refleksja (no właśnie, zielone ściany), próba uwzględnienia lokalnych warunków, nawyków (mieć ogród czy pracować w ogrodzie), tradycji (w mojej wiosze od para pokoleń sadzi się na gołej ziemi róże, irysy, georginie, gladiole, hortensje).
Razi mnie biadolenie, że naród się nie zna. Żeby uniknąć mantry o tujach, to na „najpopularniejszym blogu ogrodniczym w Polsce” jest właśnie artykuł o krasnalach ogrodowych, że paskudztwo i słoma z butów. Nie kończy się na krytyce, są też propozycje konstruktywne (i dobrze, samo krytykowanie nie zainspiruje). A czego? Talerzy – ohydnych – samodzielnie wbitych na kiju w ziemię oraz zwierzątek z (a jakże) cortenu. O ja pierniczę, dla mnie to przyrodnie rodzeństwo tych krasnali z gipsu, jakaś totalna straszność (jeden ogród apokalipsy Jarmana wystarczy).
Mam poczucie, że blogi o projektowaniu odrywają się od zwyczajnego ogrodnictwa (gumiaki, niekoniecznie od Garden Girl, szpadel, widły, obornik – tak spędzam większość czasu w ogrodzie) i prostej porady, gdzie ma kupić, psiakrew, różne wawrzynki wilczełyko (w szkółce Bąblin) oraz nasiona pestemonów w odmianach (na allegro od kolekcjonerek lub w Anglii), do czego mogą posłużyć EM-y i jeśli nawet nie permakultura, to może spróbować ściółkować pokosem trawy. Może specjalizacje w sztuce ogrodowej są tak wąskie, że ci od projektowania nie piszą o utrzymaniu? Ale kiedy oglądam lub czytam w lengłydżu, jakoś wyraźniej widzę ziemię pod paznokciami (tak przy okazji: Magdo z Zielonej Pracowni – jak jesteś w stanie utrzymać takie piękne paznokcie? mam szczękościsk z zawiści). Jakaś bardziej egalitarna jest ta ich profesjonalizacja. Estetyzacja nie wypiera aspektów praktycznych. Więcej skromności w ogrodach, żerdek, deseczek, płotków z gałęzi czy wikliny, takich skromnych, nieostentacyjnych rozwiązań, które nie krzyczą o swojej wyjątkowości (ten brak ostentacji jest uroczy w ogrodzie Bellinghamów, rekompensuje mi wszystkie wpisy „sprzedażowe”). Więcej informacji dla amatorów (tych od amo, amare), nie tylko dla inwestorów i ludzi z branży. Dlaczego tak jest? Czy może tylko mi się wydaje?
Ania
mnie też ta fala wkurzyła, jak wiesz, stąd ten wpis.
UsuńTo przez ciebie, pewnie bym nie polazła w te rejony internetów. Teraz znów przez ciebie dostarczyłam klików najpopularniejszemu blogowi, i znowu muszę się zgodzić, że wyliczanki "10 naj" to zmora portalozy.
Zapytałaś kiedyś, czy Polska była kiedykolwiek ogrodem, i to pytanie we mnie siedzi. Nie znajduję nic? prawie nic? rodzimego, swojskiego, odrębnego. Im więcej powstaje ogrodów, im większy to jest biznes, tym bardziej nie znajduję. Myślałam- warzywniki. Myślałam- kwiatowe rabatki od frontu. Może przynajmniej specyficzny dobór roślin w nich? może właśnie to niezdecydowanie powodujące, że krasnal, tuja, bukszpan i cebula?
Może więc trudno się dziwić, że nie bardzo jest co pokazać. Może "twórcy" ogrodów i blogerzy są tak samo zagubieni, dlatego uciekają w lajfstajl i copypaste.
Z drugiej stron- trudno ciągle wzdychać, że gdzie indziej to tak, a czemu nie u nas, a kiedy... nie jest to także sztuka latania, dlatego świetnie, jak ktoś znajdzie tę swoją drogę i złoty środek, jak Kasia B. albo i ja, na swój sposób.
Chcę, żeby ta moja droga była drogą naprawdę, dlatego spokój i pewność mam tylko przez chwilę, staram się uwzględniać czas, modę, ludzi... czasem mnie coś poruszy (chociaż od dawna nie używałam w blogu tagu "frustracja" ;-p), jak te różne trendy (może niepotrzebnie), ale na co dzień spokojnie sobie z tą rzeczywistością koewoluuję ;-)
Oczywiście też mam poczucie, że całe to ogrodnictwo odrywa się od powierzchni Ziemi, ktoś je pakuje do rakiety i wysyła w kosmos. Wolałabym, aby moi koledzy po fachu nie brudzili sobie rączek w ten sposób, tylko w ziemi, stąd ta zgryżliwa refleksja w stylu "nie idźcie tą drogą".
Widzę to wszystko, co ty, nie wydaje ci się. Informacje dla ludzi z branży zawarte we wpisach odczytuję jako zapis wyścigu zbrojeń i syndromu Czerwonej Królowej. Wiem, że mało "fachowców" dzieli się wiedzą ot tak, jak pani Zoja. Mam dobry feedback od właścicieli ogrodów (ZWYKLE ;-p), myślałam nawet nad wpisem "urządzanie ogrodu. Powieść w listach" i "jak zniszczyć poczucie wyższości projektanta. Uwagi inwestora".
Dlaczego jest, jak jest? dlatego, co powyżej i dlatego, że albo nie znamy (nie wyobrażamy sobie) odbiorcy naszych tekstów, albo piszemy z inną myślą (cel sprzedażowy). Mam rację?
a paznokcie. VegAnka, która, jak wiadomo, codziennie przewala kartofle, namawia mnie bardzo na żel czy tam inne hybrydy. Faktycznie, wystarcza na 3 tygodnie ciężkich robót :-D u niej, bo jeszcze mnie nie namówiła.
UsuńJaki to ten "najpopularniejszy ogrodniczy"? Czego ja nie wiem?
UsuńChyba za mało inteligentna jestem i nie łapię, co w tym wpisie jest ironią, a co nie... Czy na serio była rada zaorać ? Ja zaorywać ogródka nie zamierzam. Czemu ? Sprawa jest prosta nie mam pieniędzy i uważam, że jak je będę miała to są ciekawsze rzeczy na ich wydawanie. A żywotniki mam i to także w formie szpaleru, dzięki czemu ogrodziłam się od wiecznie kurzącej drogi i widoku sąsiada przy grillu. Mam też inne iglaki i drzewa liściaste, mnóstwo traw, bylin i róż. A werbena mi się sieje niesamowicie, wyrywam ją jak chwast. Maliny mam swoje, także porzeczki, w tym te rozmnożone z krzewów rosnących kilkadziesiąt lat temu w ogrodzie dziadka...Agrest biały triumf tylko nie wytrzymał. Za czasów dziadka był zdrów, a teraz tylko zżerał go mączniak. Trawnika też nie mam, szkoda życia na jego utrzymanie... Rosną sobie mlecze, bluszczyk kurdybanek, i inne "chwasty". No i gdzie ja mam ten swój ogród zaszufladkować ? Bo, że szufladkować trzeba to rzecz pewna. Tak wynika Megi z Twego postu. Nic tylko szufladkować...
OdpowiedzUsuńwolałabym wiedzieć, kto :-) znaczy gdzie ci się ta werbena sieje.
UsuńZaorać- bo rzeczywiście dużo łatwiej jest zrobić ogród od nowa. Ale łatwiej nie znaczy lepiej i ciekawiej. Ani taniej. Wręcz przeciwnie.
Rada trochę w odpowiedzi na dyskusję z ogrodowymi kursantami, którzy, mam nadzieję, czasem czytają- "dostają" do zaprojektowania ogród na terenie, w którym jest sporo istniejących drzew i krzewów, i w pierwszym odruchu wszystko "wycinają", na co oczywiście się nie zgadzam... zresztą o "liftingach ogrodowych", dlaczego lepiej nie wycinać i nie robić za bardzo "po modzie" mam zamiar napisać jako cd tego posta.
(za dużo cudzysłowów, też bardzo "po modzie")
Ok, szpaler tuj od drogi, rozumiem. Wolę go w formie ciętej na prostopadłościan, wolę cis, choinę itd., ale to ja wolę.
Nie krytykuję- z zasady i braku potrzeby- prywatnych ogrodów, w których pracują ich właściciele. Jeżeli zwrócą się do mnie (także niezobowiązująco, np. w mailu) o poradę, bo chcieliby coś zmienić, mogę powiedzieć, że zmieniłabym to i to, dlatego że.
To może, jak masz potrzebę szufladkowania, zaszufladkuj jako niemodny? albo przeleć się po blogach ogrodowych, żeby się upewnić, że na sto pro niemodny :-D
Oj, dziewczyny, ale przecież jednak szufladkujemy (no, powiedzmy ładniej i nie wartościując: kategoryzujemy) i chyba trudno inaczej. Nawet na podstawie tych kilku linijek powyżej wiadomo, że właścicielka ogrodu należy do kilku kategorii: pracuje we własnym ogrodzie, szanuje rodzinną tradycję ogrodniczą (zachowując rośliny dziadka z sentymentu lub ceniąc stare odmiany), ma praktyczną wiedzę o roślinach (sama rozmnaża, zna nazwy), nie ma przemożnej potrzeby kontroli (kurdybanek etc.). Zaryzykowałabym też śmiałą hipotezę, że jak będziesz miała kasę, to kupisz raczej rośliny niż sarnę ze złomu.
UsuńCzyli amatorka, ta, co kocha. Źle zaszufladkowałam?
Ania
Mogłabym właściwie poczuć wywołana do tablicy. Wszak to ja pierwsze wyciągnęłam tego asa z rękawa (vide http://www.ogrodyewy.pl/10-najwazniejszych-zdarzen-ogrodniczyc/). Ale jakoś się nie czuję. Mogę napisać tak jak Megi w sprawie werbeny: byłam pierwsza; co mi zrobicie?. Wszyscy mnie naśladują. (tu dla pewności, że zostanę dobrze zrozumiana powinnam dodać odpowiedni obrazek, np. taki ;) ).Chciałam wskazać pewne zjawiska i wskazałam. Zjawiska, które przedostają się do kultury popularnej wychodząc z niszy ogrodniczej. Niektórzy z blogerów piszą o tym co jest ważne dla nich, inni o tym co jest ważne dla reklamodawców inni dla klientów, a jeszcze inni o tym co piszą inni blogerzy. Ja piszę o tym co jest ważne dla mnie; właśnie w ten sposób chcę kształtować gust czytelników bloga. Dodaję do tego edukację pozytywną; wolę wskazywać na pozytywy niż na negatywy.
OdpowiedzUsuńNie czuję się na siłach dyskutować z nadmiarem słów tu wypisanych. Nawiążę jednak do "ogrodów dla zapylaczy" - sama to napisałam. Ale chyba nie napisałam, że taki ogród równa się chatce dla owadów? Mylę się?
Co do ogrodów społecznych - to mam zupełnie inne doświadczenia. W Warszawie, w Krakowie powstają inicjatywy sąsiedzkie, których celem jest zbudowanie ogrodu na podwórku, rewitalizacja skweru. Tym ludziom daleko do hipsterstwa. Choć hipsterzy (np. modne kooperatywy spożywcze) kręcą się koło takich inicjatyw. Ale jak mi powiedziała osoba koordynująca prace związane z założeniem ogrodu społecznego, nie ważne są motywacje, ważne jest, że prace postępują.
Pozdrawiam poza-trendowa Ewa
Ewo, nie atakuję Cię, jeśli tak się poczułaś, acz wpis o najważniejszych zdarzeniach ogrodniczych '15 nie jest moim ulubionym na Twoim blogu. Gdybyś napisała z perspektywy osobistej, nie miałabym poczucia niedosytu, ale krótka wyliczanka rozczarowuje, zwłaszcza w zestawieniu z przywołanym wpisem Kingsbury’ego, wyrazistym i mięsistym od argumentacji. Dlatego nie lubię wyliczanek.
UsuńWyliczone przez Ciebie tendencje może są ważne w Waszym środowisku zawodowym, w środowisku akademickim lub dla Ciebie osobiście (nie wyjaśniasz tego we wpisie), ale nie widzę ich w Polsce powiatowej i w kulturze popularnej (chyba że ją inaczej rozumiemy). W ogrody dla zapylaczy uwierzę, kiedy popularna stanie się seria róż Bienenweide, która w Reichu była przebojem, bo atrakcyjna dla pszczół. BTW, przyjemne róże, szczerze polecam. Ale polscy klienci na hasło „pszczoły” wieją, gdzie pieprz rośnie.
Ania (starająca się ograniczać nadmiar słów)
oj, to było do mnie ewidemą :-(
Usuńno byłaś pierwsza, Ewo, czego nie omieszkałam zauważyć ;-) u ciebie i u mnie, jakiś czas temu.
I nie ja byłam pierwsza z tą werbeną, tylko Niemcy i inne zachodnie nacje, bo im tam nie wymarza, a nawet jakby, to się nie przejmują, bo i tak po sezonie wywalają. Jesienią oglądałam pienkne rabatki z werbeną, białą jeżówką i prosem (tylko to!) w NRD.
Chciałam dać fotkę łanów werbeny z Bad Muskau z 2012, ale nie mogłam znaleźć ;-) z ilustrowaniem fotką to jest też tak bardzo modnie: materiał "złapaliśmy złodzieja" podbijamy stockiem "łapki w kajdankach", nic nie wnoszącym. I ja w tym tryndzie, nie że moja werbena.
Rozumiem, że uważasz, że ja odwrotnie niż ty- wskazuję na negatywy :-)
Niekoniecznie. Zastanawiam się nad zjawiskami, tyle. Zastanawiam się, dlaczego wyrywkowe obserwacje rzeczywistości ktoś- nie ktoś konkretny, nie ty, nie oni- opisuje jako trend, tendencję. Co ma na myśli. Jak to działa.
Tym bardziej się nad tym zastanawiam, że, dobra, może i u mnie nadmiar słów się wylewa, ale w tych słowach próbuję zawrzeć te moje pytania i przemyślenia. Gdybym miała ambicję kształtowania gustów, to byłoby to moje narzędzie, bo trudno kształtować gusty za pomocą wyliczanek (tak jak i za pomocą krytyki).
Ogrody dla zapylaczy- nie, nie napisałaś nic o domkach. O domkach napisano już bardzo wiele gdzie indziej. Akcja GP "Adoptuj pszczołę" polegała na m. in. budowie hoteli dla owadów- i moim zdaniem to jest pójście łatwiejszą drogą, niż staranie się o pozyskanie w mieście terenów np. na łąki kwietne (chyba niedługo łąki kwietne też będę musiała ujmować w cudzysłów). I w ogóle droga na skróty i donikąd.
Trochę się to wiąże z ogrodami społecznymi. Kraków ma, Warszawa ma- nie byłam blisko, nie wiem, jak to działa. Wrocław nie ma, chociaż były próby. Okazało się, że wymaga to tyyle czasu, zachodu, pracy w ziemi, koordynowania czasu, podziału obowiązków! nie do udźwignięcia. Obecnie przyglądam się (od środka) warsztatom projektowania perma, które mają i taki cel- utworzenie ogrodu społecznego. Chętnie i w miarę możliwości się zaangażuję, ale jestem ostrożna.
Aniu, wieją na hasło "pszczoły", ale często i na hasło "róże". A czy nie jest tak, że wszystkie róże "puste" (z 1 okółkiem płatków korony) są miododajne? czy ci Niemcy nie wymyślili sobie tego Bienenweide?
ewidemą :-( ;).
UsuńDomki dla mnie to porażka (najciekawszy egzemplarz z gustowną tabliczką informującą o sponsorze)stoi w ogródkach działkowych; przy pawilonie Zarządu, w cieniu wielkich drzew, na skrzyżowaniu alejek - tak aby każdy widział). Są różne oblicza ogrodów społecznych; niektóre powstają z owczego pędu, inne za pieniądze sponsora ("Miasto i Ogród" za pieniądze BMW).
Na całe szczęście nie przywiązuję się do swoich postów. Wypuszczam je na wolność i żyją swoim życiem. Jakże czasem różnym od założonego.
Aniu, ten post o 'trendach" jest dość przemyślany. I wyliczanka i brak komentarza i odesłanie do bloga. Nawet zdjęcie nie jest przypadkowe. Co więcej ukryte cele, założone przeze mnie zostały osiągnięte :).
Megi, nie mam pojęcia o pszczelarstwie. Nie zauważyłam, żeby – na tle 100+ odmian róż w ogrodzie – pszczoły się szczególnie garnęły do Bienenweide i myślę, że faktycznie mogli to u Kordesa trochę podkręcić. Róże mają mocną otoczkę marketingową, mają budzić emocje, skojarzenia, stąd takie nazwy serii, jak np. „Róże baśniowe”, czy nazwy odmian, jak np. „Fighting Temeraire”. W zeszłym roku pomagałam koleżance (szkółka róż) sprzedawać róże na różnych festynach, kiermaszach i innych imprezach lokalnych, co było ciekawym doświadczeniem, bo konfrontowało z gustami nabywców w małych miejscowościach południowej Polski. Wbrew pozorom ludzie są skłonni kupić różę z licencją, jeśli się im wytłumaczy, dlaczego jest droższa. Są w stanie kupić pustaki (róże pojedyncze), choć to może być niemiarodajne, jestem z pustakami w stosunku miłosnym i opowiadam o nich namiętnie. Ale zaskoczyło mnie, jak wiele osób chce o tych różach pogadać, i to wcale nie od strony uprawy, chorób, kwitnienia. Nie kupowali konkretnego zielska, ale ukryte za nim marzenie.
UsuńPrzy projektowaniu ten element marzenia ukrytego za konkretem - albo ukrywającego ten konkret - musi być jeszcze silniejszy. I nad tym też się zastanawiałam, czytając o trendach – czy to rzeczywistość, czy marzenie? Marzenie projektantów czy marzenie ukryte/ukrywające?
Ewo, ode mnie się ukryty przekaz raczej odbił. Może był skierowany tylko do części czytelników, ale wtedy – dla kogo piszecie blogi? To nie jest pytanie napastliwe, u Megi pod tym wpisem też czytelniczka napisała, że nie rozumie, treści są zbyt hermetyczne. Wiele zależy od celów, jakie sobie zakładacie. Jeśli ktoś traktuje blog jako przestrzeń raczej intymnej ekspresji, rodzaj pamiętnika, zapis swojego doświadczenia, to może się aż tak odbiorcą nie przejmować. Ale jeśli blog aspiruje do narzędzia wpływu (memento: gdyby Mickiewicz pisał do szuflady... :-P), to już odbiorca nabiera innego znaczenia i hermetyczność bloga staje się niebezpieczna. Chyba że mowa o blogu dla profesjonalistów (cokolwiek to znaczy), który z założenia odpuszcza popularyzację.
Ania
Aniu, ukryty cel nie równa się ukrytemu przekazowi.
UsuńCzytelnikiem się przejmuję jak najbardziej, ale jednak blog (prawdziwy blog, a nie firmowa gazetka) ma w ideę wpisaną pewną konwencję. Pozostanie rodzajem intymnej wypowiedzi, niezaleznie od tematyki. I taką konwencję staram się stosować; nie zawsze widoczna jest w sferze słów. Raczej w doborze tematów. Czytelnik? Nie znam go (tak jak nie znam Ciebie); staram się jednak zachować pewien poziom. Kryterium jakie stosuję jest w sumie proste. Piszę o tym o czym chciałaby przeczytać.
No, tu mnie masz, w ogóle nie myślałam o celach, których nie ma w tekście. Usprawiedliwię się, że mnie w ogóle konfunduje, gdy mi się tekst odzywa ludzkim głosem (autora, czyli Twoim). Jestem historyczką, mam zwykle tylko teksty. One nie są wyłącznie słowami, ale też nie są wyłącznie autorem, bo teraz (chyba?) nie da się czytać tekstów tak, jakby Barthes nie ukatrupił autora. Nie wiem, czy „Iliada” jest piosenką dla pieniędzy (cel transakcyjny), czy też przyświecał jej cel relacyjny, skonsumowany po recytacji z panną z sąsiedztwa. W moim świecie istnieją głównie słowa, więc – ale jestem tuman! – nawet mi nie przyszło do głowy, żeby Cię zapytać, jaki był ten cel. No to poniewczasie – jaki był?
UsuńJednocześnie też jestem autorką (pisarką i autorką tekstów popularnonaukowych) i w tej literackiej perspektywie również widzę głównie słowa, to moje jedyne tworzywo. Dobór tematów – jasne, ale nie wystarczy pisać o tym, o czym samemu chciałoby się przeczytać (co nas poruszyło, zainteresowało, co uważamy za ważne etc.). Trzeba świadomie dopasować formę, dobrać słowa, zastanowić się, ile czytelnik wie (albo powinien wiedzieć), żeby zrozumieć tekst. NB, moje doświadczenie jest takie, że najtrudniejsza jest krótka forma, bo im mniej słów, tym trudniej stworzyć precyzyjny i dostępny dla szerokiego odbiorcy komunikat.
Wśród naszych przyjaciół wciąż jest żywa anegdota, jakeśmy na popijawie po jednej z branżowych imprez dyskutowali z literaturoznawcą ukształtowanym w tradycji raczej francuskiej (ja jestem w anglosaskiej); kumpel napisał uroczy felieton, że w końcowej fazie wyglądało to jak pojedynek czarodziejów, którzy zamiast kulami ognia obrzucali się nazwiskami. Dużo alkoholu wtedy popłynęło, świetnie żeśmy się bawili i w ogóle był to początek pięknej przyjaźni: uwielbiam się kłócić, a emocjonujący spór nie trafia się często. Ale nikt inny nic nie zrozumiał. I wiesz, co? Takie mam wrażenie, że niby my tutaj o domkach dla pszczółek, a w gruncie rzeczy ponad moją głową czarodzieje – bardzo uprzejmie i w półsłówkach – obrzucają się kulami ognia. Że istnieje metapoziom tej dyskusji o trendach, którego ktoś spoza branży nie chwyta (chyba że tylko ja jestem przytępawa). Z chęcią bym przeczytała/zobaczyła taką debatę, gdybyście ją zorganizowali. Spór jest super, animusz argumentacyjny również. A potem się idzie na wino.
Ania
Marzenie.
UsuńMarzenie o ogrodzie, wyrażone przez "zamawiającego".
To ma bardzo różne poziomy- od "zróbmy tu porządek" po "chcę mieć miejsce dla wszystkich moich roślin".
Jeżeli widzę przynajmniej cień porozumienia, to marzenie mnie uwodzi. Miewam też swoje marzenia, zwykle związane z miejscem, od najprostszego "nie spieprzyć", przywiązuję się do krajobrazów. Mam marzenie, żeby dzięki mnie gdzieś, jakoś ziściło się coś dużego, co widać z kosmosu, jak labirynt.
Ale na co dzień równie satysfakcjonująca jest praca przy rozwiązywaniu drobnych problemów, bo lubię konkrety i lubię rozwiązywać problemy.
Marzenia związane z trendami? Myślę, że "twórcy" krajobrazu życzyliby sobie, przynajmniej niektórzy, żeby przynajmniej część trendów stała się rzeczywistością i żeby mogli w tym uczestniczyć. W opisach tendencji często widzę takie właśnie myślenie życzeniowe (i nie dotyczy to tylko tego, żeby architekci krajobrazu mieli więcej pracy :-D)
Piszę o tym, o czym chciałabym przeczytać, napisała Ewa. Ja inaczej- piszę o tym, o czym chciałabym napisać. W danej chwili. Może to nienajlepsza metoda, ale dzięki niej w ogóle mi się chce.
Pewnie obie niekoniecznie wyobrażamy sobie naszych czytelników, tzn. piszemy dla... i dla..., pamiętamy, że... to nie zainteresuje, dla... będzie kolejny wpis. Ale zapewne nie przypuszczamy, kto może być po drugiej stronie monitora (kot? potwór spagetti? wędrowiec z przyszłości?). Dlatego bywamy hermetyczni, może i potrafię wyobrazić sobie, jak pisać dla kota, ale z potworem spagetti sobie nie radzę.
Pisanie bawi mnie i cieszy, bo jest nowe w moim życiu.
Też mnie ciekawi ukryty cel Ewy. Może kolejny post ją tu ściągnie i odpowie?
Czarodzieje obrzucają się kulami ognia- jaka plastyczna metafora :-) ja mam wrażenie, niestety, że często wysyłamy te pociski personalnie. Przyznaję, że trudno mi oddzielić autora od jego dzieła- i jak widzę, że można coś było zrobić dobrze, a nie zrobiono (nie zrobił ;-)), i jeszcze cały zadowolony, to działa na mnie jak... PŁACHTA NA BYKA!
No ale to nie jest żaden metapoziom, to raczej żenada. Pozwólcie, że jeszcze pomyślę :-)
W sumie nie zastanawiam się dlaczego piszę (doszłam do tego wniosku po namyśle). Mam pomysł, coś ciekawego wpadnie mi w ręce, jakaś myśl. No i dzielę się tym z innymi. Jednym słowem czysta grafomania.
UsuńW ramach rewanżu i dla uzupełnienia "prezentacji" swojej osoby (wszak na blogu dość mało piszę o poza ogrodowych sprawach, i ogrodowa mania to tylko fragment mojego życia) - w jakimś sensie jestem też historykiem w pewnej egzotycznej dziedzinie (ale jednak na wydziale historycznym).
Nie mam temperamentu teoretyka, więc wybaczcie; nie włączę się w dyskusję o tekście i autorze.
Pozwolicie jednak, że zachowam ów ukryty cel dla siebie. Co to za ukryty cel, który nagle został by odkryty?
Najbardziej przyciągającą owady różą jest odmiana 'Sophia Loren ®'. Po prostu seksowna róża ;).
"I być może cebulandia kupowałaby jakieś bardziej wyrafinowane rośliny, gdyby ktoś je sprzedawał i lansował." No i jest cudzysłów bardzo modny. Dobra, nie lubię tuj głównie za to że nie są cisami, takie skrzywienie mam. Nie wiem czy bardziej wyrafinowane rośliny byłyby pokupne, bo to jest kwestia ceny i jej stosunku do przyrostu rocznego rośliny. Ma być tanio i szybko parkanek zielony, stąd 'Brabant' na pierwszym miejscu podium w kategorii wiecznie zielony żywopłot. Znaczy byt kształtuje świadomość, na szlachetniejsze tworzywo większości nie stać. Obserwuję tujacze żywopłoty miejskie,także te z lepszych odmian. Po paru latach nawet te pięlegnowane nie wyglądają zbyt urodnie, o wypadaniu całkiem pokaźnyh framentów ledwie napomknę. Mam wrażenie że to jest kwestia wilgoci a właściwie jej braku. O dziwo cisowe żywopłoty jakoś się trzymją, najstarszy w sąsiedztwie ma około 40 lat. Qrczę, jestem klasycznym hejterem znęcającym się nad tujami.;-)Co do tryndów i w ogóle polskiej tradycji ogrodniczej to trynd narodowy to u nas wirydarzyk dworkowy czy babcine nasiejki przed wiejską chałupą? Moda to tylko moda, mija prędzej czy później. Zaczynam dochodzić do wniosku że bardziej od rozplanowania ogrodowej przestrzeni interesują mnie rośliny w niej rosnące. Ciekawe czy już się łapie na jakiś trynd czy będę musiała jeszcze parę lat poczekać żeby zostać tryndowatą. Może dadzą mi wtedy jakieś pieniądze? Za pouczanie że żywotniki mają paskudny system korzeniowy.;-) Aha, u nas w Centralnej tajemniczo wypadają gaury, patagonki mają się świetnie!:-O Pozdro dla Kropka.
OdpowiedzUsuń'Brabant' chyba tylko dlatego, że tanio i szybko, chociaż szybko nie jest zaletą w przypadku żywopłotu. Szybko= szybko rośnie, dużo cięcia. W przypadku 'Brabanta'- słabo się zagęszcza, więc też dużo cięcia.
UsuńCis byłby lepszy także w mieście, bo, jak wiadomo, tujowych ubytków tak łatwo nie naprawisz, no i nie jest to drzewo do miasta (gorąco,sucho, zapylenie).
Nie wiem, czy leczenie tryndowatości (tryndu?) jest refundowane.
Widzę, że rośliny cię kręcą bardzo, sam nick na to wskazuje :-) ciekawy blog, "obserwuję" ;-p, Ania z góry powinna się tam udać. A gdzie jest Barashka, powiedz mi?
Werbena, nie gaura w Centralnej- ile ja się od was uczę :-)
Kropek dziękuje.
Nie wiem gdzie jest Barashkon i zaczyna mnie to martwić.:-( Długo się nie odzywa, ani nie wypisuje. Liczę na wiosenne ożywienie irysowe, oferty się zaraz zaczną pojawiać - Barshkony, Ewandki, Tabazelle wychodzą wtedy na żer z tych swoich norek.
OdpowiedzUsuńCo do tryndów i tego ten, nie obrażając tu nikogo, architektów krajobrazu - jako zatwardziały roślinosadźca jestem zdumiona tym że projektanci od zieloności jakby coś ostatnio tej zieloności nie lubili. Opakowują ją w żelastwa, pseudokamienie, cudne szklane powierzchnie. Mnóstwo wszystkiego innego i rośliny w charakterze wypełniacza, statysty, nawet nie aktora od halabardy . Pseudobarokokoko. Taki mamy trynd. Industrialny, postagrarny i "oddający skomplikowane relacje między człowiekiem i jego habitatem" ( bardzo to mundre ). Jak dla mnie to inna wersja łabądków z opon, kamieni malowanych na biało i ozdóbstw z butelek pomiędzy roślinami. Ogrody, tfu, tereny zielone teraz się urządza jak mieszkania - zielone mieszkanko ma być ładne ( może być bezpłciowe, ale ładne ) , szybko się dające ogarnąć i takie żeby dekoracje w nim można było od czasu do czasu zmienić ( pastele modne czy tam cóś ). Mam wrażenie że to jest tak bliżej dekoracji wnętrz, z ogrodnictwiem jest malutki styk. Kuźwa, moje irysy w charakterze kanapy wypoczynkowej?! Never!
Anię z góry zapraszam.:-)
Wlazłam. O Wy złe kobiety. Podstępne. Wpuścić człowieka w takie irysy? To niehumanitarne!
UsuńTaba Azo, cudowne kwiaty.
Nie, nie mogę się wkręcić jeszcze w irysy... Mąż się ze mną rozwiedzie. Dopiero co go przekonałam, że sprowadzanie nasion wiktoriańskich prymulek z Francji to rozsądny - i jaki oszczędny - pomysł...
Ania
PS. Od czapy, ale mi się skojarzyło, bo masz sporo wpisów historycznych na blogu, no i może kogoś zainteresuje: Tyniec wydał w zeszłym roku "Florarium christianum" prof. Kobielusa, o symbolice i ikonografii chrześcijańskiej roślin.
Rozumiem co czujesz Aniu.... mnie te irysy odebrały sen spokojny....
UsuńBarbara
Ja co prawda nie mogę się nazwać architektem krajobrazu, ale projektuję ogrody (mając ku temu nie tylko zamiłowanie, ale jednak jakieś tam kierunkowe wykształcenie). Jestem ze starej, roślinnej szkoły. I też mi przeszkadza to, że w ogrodach coraz więcej przemiotów a coraz mniej roślin.
Usuńbardzo celna uwaga, TA. Ogrody kompletowane z modułów i detali, instant, z podrzędną rolą zieleni. Wiele dobrego czerpiemy z brytyjskich programów ogrodniczych, ale to one właśnie lansują też takie "zielone salony". Roślin się w nich w ogóle nie projektuje, w ostatniej chwili urządzania nie gwiazda- projektant, tylko dziewczynki- ogrodniczki wnoszą wyrośnięte na gotowo sadzonki, kupione oczami przez właścicieli ogrodu (nie zawsze, ale często).
UsuńAniu, Barbaro, zapomniałam w ogóle o TaBazie. To coś dla was. I dla chwilowo nieobecnej Agniechy :-) zapomniałam też, jak się tam nazywam i nie umiem się zalogować.
Ewo, wiem. I jestem podobnego zdania- ogród to rośliny.
Nie wiem czy powinnam się martwić? Wychodzi mi że jestem zajebiście trendy. Nie mam żywotników, verbana mi się sieje na potęgę (nie tylko w moim ogrodzie), sporo jej zimuje z roku na rok, klęska urodzaju a doniczkować i pchać na all nie mam czasu więc zasila kompost a kompost zasila rabaty w verbenę na kolejne lata i w efekcie mam ją już wszedzie. Gaura natomiast mimo wielu prób nie rośnie, o wysiewaniu się to nawet nie marzę. O zgrozo planuję też w najbliższym czasie (jak znajdę wolny, bo pisanie bloga czasochłonne jest faktycznie) taki matrix planting z bylin w stylu Matta Bishopa. Niestety nie mam ogrodu warzywnego (wiem, ze nie ogarnę) a rzeźbę posiadam okrutnie kiczowatą, ale nie wywalę bo sentyment mam (prezent od przyjaciół). To jak Megi, jestem trendy? Pozdrawiam zimowo.
UsuńMarta. Kto, jak nie ty :-) zajebiście trendy.
UsuńW sumie to ja ci zazdroszczę ogrodu. Werbeny zwłaszcza. No byłabym trendy z takim ogrodem.
Zapomniałam o drewnianych schodach... z surowego modrzewia, jakieś 12 lat wytrzymały i dają rae, ze dwa stopnie wymienić muszę:)
UsuńSię cieszę, bo bałam się że przyjdzie mi śnieg odgarniać i glebogryzarkę odpalać;) A tu patrzcie, tryndowy ogród mam całkiem nieświadomie:)
Verbena wbrew temu co piszą wilgoć lubi - okresowo na suszy daje radę, ale najlepiej jak się jej polewa (patrz wyspiarski klimat tudzież ogrody z nawadnianiem) to utrapieniem się staje i sieje niczym jeżówki albo inne szałwie. Łagodne zimy czasem przeżywa (lub jak śniegu ma dużo).
No ciekawy post który daje do myślenia. Właściwie to na każdym blogu spotkamy się z czymś modnym, na topie, trendnym i sam na tym nie nadążam i uważam że każdy ogród właściwie ma prawo być właśnie tym wyjątkowym i przy tym modnym. Naszym własnym oryginalnym kawałkiem świata!
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że tak jest :-) cieszę się, jak ludzie się chwalą swoimi ogrodami, wyjątkowymi dla nich.
UsuńAch te trendy, muszą być we wszystkim, nawet w ogrodnictwie. Najśmieszniejsze jest to ze co kilka lub kilkanaście lat zataczaj ogromne kolo... Te same style i rośliny nawet na prestiżowych wystawach ogrodniczych typu Chelsea Przyglądając się polskiemu podwórku stwierdzam, ze pewne tendencje ogrodnicze docierają tu z kilkuletnim opóźnieniem. Werbena patagońska, w Wielkiej Brytanii, stanowczo jest już passe od kilku lat. Żywe ściany - podobnie. Mieszkając już trochę w UK, jeszcze nie widziałam żadnej która wyglądałaby dobrze, nie mówiąc idealnie... To co teraz niszowe w Polsce - ogrody naturalistyczne, społeczne, i dla zapylaczy. Za kilka lat zacznie żyć własnym życiem podobnie jak na Wyspach. Dla mnie najpiękniejsze są klasyczne ogrody angielskie, które zwykle gdzieś maja wszystkie trendy :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńpewnie, że z opóźnieniem, żeby tam kilkuletnim (i tak ostatnio jakoś szybciej idzie, globalizacja czy co). No co ty powiesz, te sztandarowe ściany u was TEŻ się nie sprawdzają? Mam nadzieję, że tak będzie z tymi "niszowymi" ogrodami, zaczynam to już widzieć w zapytaniach.
UsuńW ogóle ogrody nietrendne, ponadczasowe są najlepsze.
Trendny ogród? A co robi architekt jeśli klient nie chce "trendego" ogrodu? Jeśli nic o tym nie mówi? Czy wtedy projekt zawiera takie tryndy? ;-)
OdpowiedzUsuńno jasne :-) wtedy delikatnie naprowadza, mówiąc: jak to nie chce pani werbeny? WSZYSCY ją kochają. Mus mieć.
UsuńNadrabiam zaległości blogowe, Ciebie Megi zostawiłam na deser ...
OdpowiedzUsuńPrzebrnęłam przez wsie komentarze. No to kuźwa mam zamęt w głowie.
Wiedza nie do ogarnięcia przez mój starczy jednak mózg.
Nie wiem czy jestem i czy będę trendy z moim ogrodem, urządzam go na czuja, najważniejsze żeby jego generalnie wiejski styl komponował się również z mazurskim pejzażem. Najchętniej przeflancowałabym okoliczną florę na nasze siedlisko.
Kocham Twego bloga :)
starczy musk :-)
Usuńpięknie robisz, powiem ci, jak nie wiesz, ale przecież wiesz. Rób jak wianki. Tylko najgorzej, że nie da się mieć wszystkiego u siebie. To jest także "najlepiej", bo można do tego wszystkiego pójść lub pojechać.
Danka W.Witam serdecznie.Czytam pani blog od kilku dni.Trafilam do pani z wyszukiwarki"blogi ogrodnicze".Czekam na wiosne i ten blog nie tylko przyniosl mi radosc ale ulge i relaks w zaganianym zyciu.Mieszkam w malym miasteczku w West Yorkshire UK i u mnie tylko wieje i pada.W "moim" ogrodku kwitna pojedyncze przebisniegi i pierwiosnki,a dzisiaj na spacerze z psem zobaczylam kwitnace chyba alycze.Wiatr i deszcz nie pozwala sie zatrzymac i cieszyc sie chwila na ten moment.
OdpowiedzUsuńJak pani cudownie pisze,takie to wszystko dobre,cieple,prawdziwe.Dziekuje bardzo za to.
hej :-) pewnie jeszcze ci tęskno do nie- UK w dodatku. Wieje, pada (dobrze, że pada, oby nie za dużo na raz, jak u ciebie tej zimy), ale czasem chętnie (chociaż nie wiem po co) bym przyspieszyła czas, u was wiosna tak rozkosznie się wydłuża... oglądam ją na fb codziennie, wiem, że już żonkile, pigwowce, ach.
UsuńDziękuję :-)