(chociaż powinno być
moja Bretonia, prawda?)
Mam kilka powodów, by napisać ten post:
- żeby zacząć nowy rok wizją pięknej podróży,
- żeby Kasia miała rację, że napiszę o Bretanii WRESZCIE w jakieś ŚWIĘTO,
- żeby wprowadzić w klimat przyszłych (...) postów o egzotycznej florze i ogrodach,
- żeby pamiętać. Cokolwiek. Porobiło się tak, że zdjęcia i blog są moją zewnętrzną pamięcią, inna przeszłość nie istnieje, gdzieś uleciała. Może to dowód na to, że skutecznie udaje mi się żyć w teraźniejszości, a może na co innego.
Zatem
La Bretagne (Breizh en breton ou Bertègn en gallo) est une région géographique, historique et administrative située sur le territoire actuel de la République française. C'est une péninsule qui se trouve à l'extrême ouest du continent européen. Avec plus de 2 800 km de littoral très découpé, entre la Manche et l'océan Atlantique et occupe l'ouest du Massif armoricain.
A ja nie lubię czytać przewodników. Ani blogów podróżniczych. Zieeew... i zawsze przed wyjazdem mam tyle na głowie, że wyjeżdżam jako ta tabula rasa, wszystko mnie dziwi i zachwyca.
(oczywiście, nie twierdzę, że blogi podróżnicze są niedobre. Taka
Bretonissime raczej potrafiłaby mnie zachęcić.)
Tak było ze Szwecją, byłam tam już dziesięć razy, a do tej pory pamiętam intensywne pierwsze wrażenie, stłuczkę wyobrażeń z realiami. Sprawdziło się i w Bretanii. Polecam metodę :-)
Zresztą "przez Szwecję" poznałam Kasię- leloop, a Kasia, okazało się, ma dom do wynajęcia.
Nad Oceanem.
I jak, na pełnej świadomce, nie nadużywam w życiu wielkich liter, tak Ocean na nie zasługuje. Wiedziałam o tym, zanim ją zobaczyłam.
Bretania jest daleko.
Leży w odległości kilku audiobooków (w Niemczech był to "Dojczland", czarne bmw sunęły czwartym pasem symultanicznie z opisem), wielu mroźnych stacji benzynowych z obrotowymi kiblami (Dojczland), jednego noclegu w parku przemysłowym, licznych upalnych stacji benzynowych z muchami drepczącymi po tostach (Fr) i 200 bardzo długich kilometrów od Rennes.
Dokładnie nie wiem, gdzie leży, bo na wszelki wypadek nie rozłożyłam całej mapy.
Bretania jest z kamienia.
Charakter prehistorycznych megalitów nie był jasny do czasu, aż zakwalifikowaliśmy je jako cmentarze. Tyle lat na nas czekałaś, Bretanio.
 |
Alignements w Carnac. |
 |
Kamienie kamieniami, ale jaka przyjemna murawa, prawie łąka kwietna :-D z jej powodu nie można chodzić ot tak sobie, tylko za euro z przewodnikiem. Oszczędzaliśmy murawę. |
Kamień bywa tynkowany lub nie, ale zawsze jest barwnie stonowany. Szare mury, grafitowe łupkowe dachy, szaleństwo kolorystyczne tylko w okiennicach (najczęściej niebieskie lub ciemnoczerwone, zdarzają się różowe, koralowe, białe, turkusowe).
Jakie to dobre jest w porównaniu z naszym rodzimym krajobrazem, co za ulga, prawdziwe wakacje. Po kilku cudownie szarych miastach pojedynczy żółtawy budynek rzuca się w oczy jak papuga.
 |
Kaplica na cmentarzu morskim. |
 |
Do budynku przytula się zewnętrzny piec chlebowy. |
 |
Budleja Dawida i hortensja piłkowana, jakby kto pytał o rośliny. |
 |
Kominek w pokoju, którego już nie ma... |
Fotki z miejscowości: Locronan, Le Pouldu, Quimperlé, Guémené-sur-Scorff, Concarneau. Jakby kto chciał zwiedzać :-)
Kamień plus różnice poziomów równa się mury.
Plus duża wilgotność powietrza i wysoka średnia temperatura roczna równa się mury równo zarośnięte. Zielone ściany bez wysiłku, plewienie w pionie w pakiecie.
 |
Języcznik zwyczajny, Phyllitis scolopendrium. U nas rzadka paproć, tam rośnie w każdej szczelinie. Niesprawiedliwe jak szlag. |
 |
Zieleń miejska :-D |
 |
Mostek w stylu Indy Jonesa. |
 |
Cymbalaria muralis, stanowczo do wyplewienia. |
Bretoński kamień to granit, łupek, rzadko piaskowiec.
Granit jest inny od skandynawskiego, twardych orzechów niezgryzionych przez lodowiec. Ten jest miękki, wietrzejący, strzępiący się na klifach, poddający się obróbce do detali, układający się w gładkie ściany.
 |
Zlew taki? |
 |
Basia chętnie fotografowała maszkarony... |
 |
... TP miał jednak ambicję ujęcia DWÓCH maszkaronów na jednym zdjęciu. |
 |
Piaskowiec z dendrytami. |
Zastanawiałam się, dlaczego w budownictwie stosowano zimny, ciężki, trudny w obróbce kamień, a nie drewno czy cegłę.
Uświadomiłam sobie jednak, że Francja kamieniem stoi. Jej stare, zwietrzałe masywy oferują idealny budulec, a gliny jest bardzo mało.
Kamień leży prawie na powierzchni, a drewno zawsze było czyjeś i deficytowe.
No i fatalnie zachowuje się w wilgotnym atlantyckim klimacie.
Bretania jest celtycka.
To ciekawa część jej historii, widoczna w pociętym zadrzewieniami śródpolnymi krajobrazie, budownictwie, wciąż żywym języku i kulturze. Bardziej kojarzy się z Brytanią, niż z Francją.
Widać ją w tańcu.
Prosty schemat imprezy (cóż, że dla turystów) złożonej z kawałka łąki, straganów z naleśnikami, bułami z bekonem i winem (nabywanymi za żetony, bez użycia kas fiskalnych), przaśnych rozrywek typu trafiania kulą do dziury lub drewnem w butelkę, śpiewów i tańców spodobał nam się tak bardzo, że szukaliśmy aktywnie tego typu atrakcji.
 |
Na trawie |
 |
i na scenie |
 |
po pewnym czasie tańczą wszyscy- dzieci uczą się kroków, nastolatki je znają!! i dobrze się bawią, a panie z zespołu są takie stylowe, urękawiczone i ukoronkowane w upale. |
 |
La vie. |
 |
Impreza przeciągająca się w noc (a noc w lipcu na najbardziej zachodnim krańcu Francji nadchodzi naprawdę późno) nazywa się fest noz. |
Wiem, że wygląda to trochę jak z folderu, ale jest bardzo autentyczne.
Bretania jest francuska.
Co prawda znane ze słyszenia
brocante i inne szpery zawiodły sromotnie, drogo i ubogo, nic nie kupiliśmy i płakaliśmy za szwedzkimi i duńskimi szpejowniami
 |
(największą atrakcją tej pozornej obfitości okazała się porcelana KPM) |
suweniry się nie nadawały
a porcelana, z braku dobrej gliny, nie jest francuską specjalnością
 |
(podobno tradycyjne bretońskie wzornictwo) |
 |
(wytwórnia ceramiki i sklep) |
- to inne atrakcje kojarzone z la douce France owszem, eksplorowaliśmy.
Prawdą jest, że nie do końca wstrzeliliśmy się we francuski rytm dnia-
le petit déjeuner, le plat du midi i tak dalej- ale się staraliśmy.
W południe dobrze się jeździ po pustych drogach, ale lanczyk później już tylko tak można zjeść...
W każdym razie- zakupy na sobotnim marché zaliczone, czyli kolejne plus dziesięć do lajfstajlu jest.
Bretania jest katolicka. I stara.
Może to mało odkrywcze, ale po dziesięciu latach wakacji w Szwecji wydaje się odróżniające.
Co prawda ogarnianie zabytków to dla mnie za wiele
ale podobał nam się schemat wsi i miasteczek, niemal nieodróżnialnych dzięki niemu (i dzięki szarości)- koronkowy kościół w centrum, zwarta okoliczna zabudowa, wyraźne granice. Nie ma to tamto, widać, że ktoś to założył.
 |
(święte źródełko) |
 |
(oczyszczające przejście do świętej strefy) |
Bretania jest łagodna.
Przede wszystkim jest pełna światła. Świetlista nawet w pochmurny dzień (hmmm, w lipcu. Nie jestem pewna, czy teraz.)
To światło, zapewne związane z otaczającym półwysep Oceanem, przyciągało w swoim czasie
malarzy.
 |
Wtedy i teraz. To samo miejsce, inny czas. |
I kiedy letnie słońce świeci z całych sił, Bretania jest południowa.
Kojarzy się z Grecją (nie byłam), Toskanią.
Skojarzenie z Toskanią jest uzasadnione. Nie spodziewałam się (nie wiem, dlaczego właściwie) tak bujnej, prawie tropikalnej roślinności. Praktycznie nie ma tu mrozów, dużo pada, więc rośnie mnóstwo egzotów, które często stają się inwazorami.
Poznawanie bogactwa flory stało się motywem przewodnim wakacji i kilku kolejnych postów pod etykietą "Bretania".
Już natychmiast muszę jednak wspomnieć o roślinach, którym wybitnie służy ta ogólna wilgoć.
O hortensjach.
Bo takich u nas nie zobaczycie, żadne podlewanie ani okrywanie nie zapewni tak masowo kwitnących, spektakularnych krzaków, wyrastających z wetkniętej w ziemię gałązki.
Inne dowody na łagodność klimatu to inwazyjne budleje porastające nieużytki i przydroża
palmy w gruncie
oraz kosaćce wykorzystane jako element odwodnienia dachu (myślałam, że jest to dziko rosnący w Bretanii
Iris foetidissima, ale w zbliżeniu na zdjęciu liście wyglądają na kosaciec bródkowy. Można w ten sposób stosować
różne irysy.)
Bretania jest rolnicza. I leśna.
Rolnicza jak większość Francji, ale nie tak wielkoobszarowo. Miedze, zadrzewione drogi i zagajniki tworzą przyjazny, mozaikowy krajobraz.
 |
Wszechobecna orlica. Przez kilka lat bezskutecznie próbowałam to zapuścić w Moherii, jednak przyjrzawszy się możliwym skutkom- zrezygnowałam. |
 |
Z jabłek robi się cydr. I uprawia się tradycyjne, wysokopienne drzewa. |
 |
Ściana lasu. Najczęściej dosłownie ściana splątanego gąszczu ostrokrzewu, kasztana jadalnego, laurowiśni, kolcolistu, lauru i orlicy. |
Oczywiście poza tą krainą łagodności jest jeszcze wstrząsający krajobraz klifowego wybrzeża.
Tak to przelecieliśmy się po historii, folklorze, geologii i klimacie regionu.
Subiektywnie, no ale to
moja Bretania, ledwie dotknięta.
Jedno z miejsc, w których szukałam dowodów na jedność i różnorodność świata.
Już ulubionych miejsc :-)
I jak- pojechalibyście? Zanęciłam was?
Rozsiadam się wygodnie i czekam na propozycję od wszelkich organizatorów turystyki, którzy na podstawie tak lajfstajlowego posta zasponsorują mi przyszłe podróże.
A jakie to święto mamy właściwie?
Bo w Bretanii to wiadomo- Światowy Dzień Odnalezienia Rudego Kota, Który Był Na Kilkugodzinnym Gigancie.
Pozdrówka, Megi.