W komentarzu pod tym postem napisała GAJA, pozwolę sobie zacytować:
"...Ja wiem, jak TO działa-fontanna, proszę bardzo, latarnia japońska, jest, kaskada, też i pozbruczek, a jakże. I tak upychają co się da, kasują i teraz mam dwie wersje. Albo pękają ze śmiechu, albo bardzo się wstydzą i nie przyznają."
I jakby tak było, toby zrozumiale było. Chciwość ludzka i chytrość, i cynizm to normalne cechy, i o jakimś rozumie świadczą. Wstyd- ależ skąd, fontanną i pozbruczkiem warto się pochwalić na stronie czy blogu, w końcu to szczytowe osiągnięcie architektury krajobrazu.
Niestety, osoby one, projektujące i urządzające ogrody często popełniają błędy w dobrej wierze, nie posiadając elementarnej wiedzy przyrodniczej, a wiedzy o roślinach w szczególności.
Dowód, proszę. Oto ogród na skraju lasu, siatkowy płot oddziela go od ściany sosen. Projektantka chce (tak deklaruje) nawiązać do tego lasu, przedłużyć las do ogrodu...
Co rośnie zwykle na skraju lasu? Derenie świdwa, trzmieliny, czasem tarnina, czeremcha późna, jeżeli to las sosnowy... poziomki, trzcinniki, maliny... tworzące ciepły, przytulny, słoneczny okrajek.
Jeżeli ktoś nie lubi takich naturalistycznych i kłujących chaszczy, może poczynić wariację na temat, używając różnych miękkich traw i turzyc, kaliny koralowej, oczarów, w wersji hard- karłowatych sosen, wrzosów, wrzośców i borówek, tworząc "las w miniaturze"...
Ale żeby z tą myślą posadzić TUJE (RÓŻNE odmiany, żółte i zielone, kuliste i stożkowate), JAŁOWCE, świerk biały 'Conica', berberysy, forsycje??
Zapewniam, że na zdjęciach wygląda to gorzej niż w opisie. Ale już po opisie przyrodniczo- radykalna Weganka lekko się opluła.
I żeby coś takiego wymyśliła osoba zajmująca się tematem zawodowo, która ma o sobie bardzo dobre zdanie?
Inny przykład. Bardzo fajny projekt ogródka przy szkole, polegający na odwzorowaniu w skali ogrodu mapy Polski i krain geo, z zaznaczeniem pasm górskich i głównych rzek. Koncepcja nauczycielki, projekt "opracowany przez fachowca", kasa z WFOŚ, więc pewnie i z Unii.
Rozpuściłyśmy z Weganką konie fantazji... Polska w miniaturze. Cała obsadzona okrywowymi bylinami, imitującymi pola, łąki i lasy. Żwirowe ścieżki- rzeki. Skały charakterystyczne dla danej formacji w "górach". Albo symbolicznie- trzy buki i jodła w reglu dolnym (i żadne tam odmiany), dwie sosny i brzoza na Mazowszu (i precz z karłowatością), wydmuchrzyca, kosodrzewina i róża pomarszczona na nadmorskich wydmach, brzoza karłowata i sosna drzewokosa na Torfowisku Zielenieckim, obuwiki nad Rospudą, turzycowisko nad Biebrzą, trzcinowisko w Ujściu Warty... nawet przemyślałyśmy sprawę ekstensywnego nawadniania. Bo wzdłuż Wisły i Odry oczywiście pas szuwaru, z niezapominajkami i jaskrami;-) Przy czym wszystkie rośliny oczywiście pochodziłyby z hodowli.
Taaak, efekty są spektakularne, jak pisze wykonawczyni (zakładam, że nie projektantka;-p) Temat spektakularnie skopany, kasa wywalona w błoto.Wisła jest z NIEBIESKICH JAŁOWCÓW. W poprzek Polski biegnie ścieżka z kostki betonowej. Zamiast rodzimych gatunków itp. nad naszym pięknym krajem górują tablice, gdzie wszystko jest opisane... Gdzieś w centralnej Polsce rosną sobie z dupy rododendrony. A wszystko oddzielają śliczne, estetyczne drewniane rolbordery i plastikowe taśmy.
Wkurwienie moje jest uzasadnione podwójną szkodliwością czynu. Po pierwsze- to, co miało być edukacyjne, takie nie jest. Nie uczy niczego o rodzimej przyrodzie, charakterystycznych gatunkach, odrębności krain geo. Po drugie- jest edukacyjnie szkodliwe, ponieważ promuje fałszywe wzorce estetyczne, prowadzące do eskalacji bezguścia. Dzieciaczki, którym od małego serwuje się niebieskie iglaki, niestety mogą na tym poziomie pozostać, jak niektóre znane mi wirtualnie i nie postaci trudniące się tzw. architekturą krajobrazu.
No i ta kasa, co się poszła.
Powiedziałam, że nie będę linkować, nawet w dniu kota. Ale jak ktoś bardzo ciekawy obrazków, to się rozejrzy wokół.
Wiadomo już, jak ja bym podeszła do tematów, żeby nie było, że się mądrzę. A dobry przykład... idzie ze Szwecji, oczywiście. Nie to, żeby nie szedł skądinąd, ale na Szwecji się jakoś tam znam. Czyli znowu światło z północy.
W małym mieście Mariestad znajduje się Dacapo. Dacapo jest szkołą rzemiosła, filią Uniwersytetu Goteborskego. Prowadzi różne praktyczne zajęcia. Współpracuje w tym zakresie z gminą M., która udostępnia teren. Piękny ogród, ukryty w parku Johannesberg, w którym kiedyś działały pawilony zakładu opiekuńczego, a teraz więzienie, przychodnia i tak dalej. Reszta budynków funkcjonuje jako malownicze, aczkolwiek powoli, z unijną pomocą, remontowane ruiny.
Stóóół... tu by mi się przydało to małe serduszko, albo lajk;-p
W ogrodzie Dacapo praktykanci się uczą.
Obcowania i pracy z miejscowym materiałem, doboru (pewnie często metodą prób i błędów) roślin do takich ogródków skalnych.
Jak radzą sobie różne egzoty.
I jak wykorzystać rodzime rośliny.
Oraz jak inspirujące mogą być swojskie motywy w tzw. "małej architekturze".
Jak i kiedy kosić...
... albo co robić, żeby nie kosić.
Jakie rośliny stosować na żywopłoty i szpalery i jak je prowadzić (swoją drogą żywopłoty z kosodrzewiny, grujecznika, jarząba szwedzkiego, świerka serbskiego i kłującego są ZABAWNE).
Jak budować.
Jak robić kompost.
Jak wykorzystać ekologiczne materiały i proprzyrodnicze rozwiązania (ta pierwsza budka, taka modernistyczna;-))
Jak rozmnażać rośliny.
Jak malownicze mogą być warzywniki i ogrody ziołowe.
I jak subtelnie piękne są różne ZWYCZAJNE rośliny.
Hmmmm...
Absolwenci Dacapo z pewnością są dobrze WYKSZTAŁCENI.
Co widać potem choćby w zieleni miejskiej.
A co ma z tego gmina? Gmina udostępnia część ogrodu mieszkańcom, którzy hodują sobie pomidory i pietruszkę. Mogą też hodować paprykę. W szklarni.
Czy muszę dodawać, że ogród (z wyjątkiem szklarni) nie jest zamykany ani pilnowany?
Ale coś dodam. To moje marzenie. Mieć, pracować, prowadzić taką szkołę.
Nie mam: pola, budynku, kasy, wsparcia.
Nie mam planu.
Może pora zamienić marzenia na plan?
Tego sobie życzę w dniu kota.
Pozdrówka, Megi.
PS. A u mnie dzień kota jest codziennie...
PS. A u mnie dzień kota jest codziennie...
Tego Ci życzę!
OdpowiedzUsuńSama chciałabym uczyć się w takiej szkole.
Pozdrawiam Dorota
TO JA SIE ZAPISUJE JAKO PIERWSZA UCZENNICA...LICZĘ NA MAŁY RABACIK...W ZWIĄZKU Z DNIEM KOTA:))))
OdpowiedzUsuńMegi i gdzie w tym procesie projektowania i urządzania ogrodu sytuujesz inwestora. Inwestor obsadził ogród żywopłotem z tuj, nasadził żółtych i niebieskich iglaków, ew. kulek i berberysów. Zrobił rozliczne ścieżyny brukowane prowadzące do altany, kompostownika lub warzywnika. Następnie zaprasza projektanta by mu zrobił ogród. Żadnej kulki czy żywotnika nie można wyrzucić, ani żadnego żółtego cyprysika i niebieskiego świerka (i tu popieram to, jak już się roślinę kupiło i związało z nią emocjonalnie to lepiej, żeby została). I żeby było jak najmniej liściastych. Co robisz w takiej sytuacji? Można nie przyjąć zlecenia. Jednego, drugiego... Takie są wymagania inwestorów, można je kształtować, ale zapewne wiesz, że do pewnego stopnia. Ogród który pokazujesz jest bardzo piękny, ale pewnie większość świeżo upieczonych posiadaczy ogrodów byłaby nim przerażona.
OdpowiedzUsuńProjektant w pewnym sensie nie powinien mieć własnego gustu, czy też tzw. stylu. Powinien gust klienta, jakikolwiek ma, przerobić w fajny ogród. Inną kwestią pozostaje dorabianie do wszystkiego filozofii tam, gdzie filozofią jest "żeby się klientowi podobało".
Ewo, wiem, że to ciężki temat. Ale, tak jak pisałam poprzednio, uważam, że obowiązkiem projektanta jest kształtowanie gustów i na tym polega nasza rola edukacyjna. Co ja robię? Przede wszystkim jestem stanowcza, uparta, bywam niemiła i okazuję niezadowolenie. Socjotechnika, ale działa, bo ludzie nie są tacy pewni siebie i swoich wyborów, jak by chcieli. Nienawidzę z kolei potępiania w czambuł, wpędzania w koszty, wyrzucania roślin (naprawdę, nawet zapyziałe nieprzesadzalne iglaki oglądam 10x). Dokładnie taki temat, jak opisujesz, trafił mi się ostatnio. Na razie jest na etapie projektu, ale specjalnie zachowałam wstrętne zdjęcia "przed" (1500 różnych odmianowych i szczepionych form iglaków na 100m2), żeby kiedyś pokazać, co udało się zrobić. A uda się... zminimalizować straty. Poprzesadzać wszystko, pogrupować, pozasłaniać- głównie trawami, dodać atrakcyjne liściaste... właśnie, liściaste. We wro można zastosować b. dużo liściastych zimozielonych. Używam argumentów: ogród z iglakami jest nudny, mało kolorowy i zmienny w czasie, iglaki TEŻ wymieniają liście, jesienią liście grabimy tylko z trawnika i nawierzchni... iglakowy ogród jest NIEMODNY. To ostatnie zwykle działa. Co ja się naedukuję, mówię ci. Ale walczę. Efekt bywa taki jak w poście o ogrodowym liftingu, czyli do przyjęcia, nie mówimy o fajerwerkach.
UsuńA Dacapo... nie mówię, że to wzór ogrodu. Tylko że dużo można się tam nauczyć...
Witam:-)
UsuńPostanowiłam się trochę bronić przed tą lawiną krytyki... Nie bez kozery podpinam swoją odpowiedź właśnie w tym miejscu. Bo i mnie pierwsze co ciśnie sie na usta to pytanie - co z gustem klienta? Co z jego podejściem - tylko niech mi pani zrobi taki ogród w którym nic nie trzeba bedzie robić, bo ja nie mam czasu! Nie mogę sobie na razie finansowo pozwolić na rezygnowanie z intratnych zleceń - prawo rynku. Mimo iż bolało mnie serce i zęby przyłożyłam rękę do wykonania "pięknej" tęczy z kolorowych zrąbków kory tuż przy wejściu do domu klienta i posadziłam tam naście szczepionych iglaków... Taki lajf... Ogród przy lesie, który został skrytykowany też powstał pod dyktando pani domu... A ogródek przyszkolny to zupełnie inna historia - projekt klepnięty przez WFOŚ - nie mialam prawa nic tam zmienić, a na pewno nie główne elementy. Co więcej na jego wykonanie było tak mało pieniędzy, że inne firmy proponowały kwoty za wykonanie co najmniej 5000 wieksze niż założona. Ja się zgodziłam bo dałam radę finansowo dzieki temu, że sama zakasałam rękawy (jak zwykle z resztą)...
A swoją drogą osobiście nie miałabym odwagi zmieniać gustów klientów na swoją modłę - bardzo lubię ogrody formalne, takie 'pod linijkę', ale nikomu nie uowodniam, że są najładniejsze. A argument, że iglaki są już niemodne - po to by nasadzić klientom roślin liściastych uważam za śmieszny - tym bardziej przyznawanie się do takich manipulacji...
Podstawowa zasada - to klient będzie patrzył na ten ogród codziennie i to jemu ma się podobać!
no, to respect... że się odezwałaś.
UsuńA co zrobić, jeżeli klient nie ma gustu? Pisałam tu, i w poprzednim poście, że osoby uważające się za profesjonalistów mają zadanie kształtowania gustów, bo wiedzą więcej i są odpowiedzialne za więcej. Wiedzą np. że NIE ISTNIEJĄ ogrody bezobsługowe, że kolorowa kora to fanaberia na pół sezonu, że iglaki SĄ niemodne... bo oglądały różne nowoczesne i historyczne ogrody, a nie tylko MPO. Tak uważam. Pewnie, że ZAWSZE wygląd ogrodu jest kwestią kompromisu, że trudno zrzec się zleceń, że bywa, że realizuję czyjś koszmarny projekt... ale ZAWSZE też walczę i PRÓBUJĘ nie dać się zmanipulować. I nie robię tego, żeby "nasadzić", tylko realizować spójną wizję. Ja nie mam innych, bardziej świadomych klientów niż wy... a jednak udaje mi się w większości wypadków robić takie ogrody, których nie muszę się wstydzić. A jeżeli jest inaczej, to mam blog, w którym mogę podzielić się frustracją;-) i czegoś się nauczyć (korzystając z doświadczeń współblogerów, do których często linkuję), i uzyskać wsparcie (bo inni mają podobnie).
Jeżeli chodzi o ogródek przy szkole, to napisałam, że prawdopodobnie tylko wykonywałaś. Krytykowałam zjawisko wydawania kasy na bezsensowne, i, powtórzę, szkodliwe edukacyjnie projekty. Lepiej byłoby tego NIE ROBIĆ i założyć np. łąkę... skoro nie ma kasy, żeby zrobić z sensem.
Jedno, co powinniśmy zrobić WSPÓLNIE: uczyć się ciągle, wspierać się, tworzyć wspólny front w mówieniu "nie" bezguściu. Gdyby taki klient usłyszał, że kolorowa kora jest ohydna od więcej niż 2 osób, to może by się ogarnął. Pozdrawiam.
Uczę się od Ciebie. Chłonę wiedzę o ogrodach i ich projektowaniu jak gąbka. Bo przed nami zaprojektowanie dwóch połączonych ogrodów na obszarze 1 ha. Lubię ogrody naturalistyczne, osadzone w okolicznym krajobrazie, przyjazne dla zwierząt i ludzi. Dzięki!
OdpowiedzUsuńAsia
o, piękne wyzwanie... już widzę te łąki, sady i warzywniki, mam rację?
UsuńSad jest z tyłu domu i rozciąga się jeszcze w głąb ogrodu, gdzie na razie zostały posadzone młode drzewka - wyłącznie rodzime, odporne gatunki. Jarzębiny, dąb czerwieniejący, dwa klony, dwie jodły, sosna, trzy graby i kilka brzóz odmiany pendula - to będzie swobodna część ogrodu, łącząca się z ziołownikiem i rabatami bylinowymi. Tutaj znalazły się też krzewy - kilka odmian ligustru, berberysy, trzmielina oskrzydlona, kalina czerwona, pęcherznica. W drugiej części ogrodu planuję warzywnik przeplatany rabatami kwiatowymi - w tym dużej ilości jeżówki i nagietka. I na tym na razie moja inwencja się kończy. Teraz zastanawiam się, gdzie umieścić rabatę z traw ozdobnych - ale chyba wmieszam je w rabaty bylinowe:-)))
Usuńwmieszaj trawki, bo inaczej wyjdzie zieleń miejska... coś ostatnio się w niej panoszą;-p
UsuńFantastyczne marzenie...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Halina
Powinnam popracować nad tym marzeniem...
OdpowiedzUsuńMegi, bardzo dziękuję za ten wpis! inspirujący ten ogród, a u nas tyle do zrobienia! pozdrowienia ze Wschodu :)
OdpowiedzUsuńw całej PL tyle do zrobienia... pozdrowienia!
UsuńMegi, kiedyś usłyszałam takie zdanie "Prawdziwy mężczyzna nie marzy, tylko planuje" a ponieważ mam w sobie wiele takiego psychicznego testosteronu to sobie owo zdanie przygarnęłam i realizuję, czego TOBIE ŻYCZĘ!!! :-)
OdpowiedzUsuńo tobie myślałam... i dziękuję!
UsuńCzyli niedokształceni... Jak podejrzewałam, choć nie chciałam w to wierzyć. Rany, jak nam daleko do Szwecji i nie tylko tam, i jakie to smutne. Taki kraj, takie gminy. Dlatego moi wsiowi pobratymcy od dawna mają nas za porąbańców nawiedzonych, bo właściwie PO CO KOMU OGRÓD? Testuję weryfikację, mam nadzieję, że jej tu nie ma.
OdpowiedzUsuńAch,ach, zapomniałabym; jakże jestem pięknie zacytowana, poczułam się wielce doceniona.
bo my jesteśmy "starej daty";-p (już) i niechętnie w takie coś wierzymy. U ciebie przyjemnie, bez weryfikacji. Aż się zastanowiłam, czy nie zapytać o cytowanie, czy się nie poczujesz wyjęta z kontekstu;-] człowiek w tym necie czuje się czasem zagubiony.
UsuńMegi marzy Ci się oj marzy... Ale trzymamy kciuki (ja i mój Bury Gang) żeby te marzenia się spełniły, może trafisz szóstkę w lotto albo znajdzie się wariat obrośnięty kasą i zechce zainwestować:)
OdpowiedzUsuńA studenty, cóż... pierwsze pytanie jakie zadaję to dlaczego Architektura Krajobrazu, zazwyczaj pada odpowiedź - bo nie dostałem/ nie dostałam się na urbanistykę. Z najlepszych pytań które padają na praktykach uzbierałby się niezły kajecik (np "kiedy sadzi się jałowce", student po 6 semestrach nauki.
Na moje szczęście jestem tylko prostym ogrodnikiem i we włąsnym ogrodzie mogę wszystko:)
to kiedy sadzi się jałowce? odpowiedź pewnie ciekawsza niż pytanie;-p marzenia marzeniami, tak bez żenady udostępniam, bo wiem, że NIKT mi pomysła nie ukradnie, kusząc się na realizację... i nie jest to na jednego człowieka. Kasa to taki mniejszy problem;-] dzięki za kciuki!
UsuńA grupka podobnie czujących i myślących? Może tak by się dało, mimo, że jaskółki źle się wypowiadają o spółkach.
OdpowiedzUsuńJednak nie bardzo sobie to wyobrażam ... Wasza zespolona energia mogłaby roznieść w proch tę grupę.
Ja kiedyś marzyłam o założeniu sieci szkół alternatywnych. W miejscach z "mocą", z cudownymi nauczycielami i z nauką czucia piękna, między innymi. Z ogrodami i odpowiedzialnością za zwierzęta. Z pracą fizyczną, która dawałaby radość i poczucie siły. I tak dalej, i tak dalej :):):)
Wszystkiego dobrego! Jesteś osobą, która może zrealizować swój zamysł!
M., ty TEŻ jesteś. I co dalej?
Usuńa, no i właśnie. Zarzucam sieć... nomen omen.
UsuńMegi takiego "pomysła" ma wielu ludzi. I wiem przynajmniej o jednym takim ogrodzie (na razie w fazie tworzenia). Niestety kasa to jest duży problem. Trza ją zarobić, trza ją ukraść, trza ją wygrać albo trza znaleźć sponsora.
OdpowiedzUsuńDocelowo ma być ogrodem do zwiedzania ale także z założenia takim poletkiem doświadczalnym i edukacyjnym. Niestety trzeba na to i czasu i kasy.
Determinacja, ot co...
O ogrodzie tu http://mmm.drl.pl/?p=861
nie, ja po prostu chciałam powiedzieć, że wobec ogromu zadania kasa nie jest najtrudniejszym problemem. We Wrocławiu też podobny jak w Brzoskwini ogród powstawał, ale przestał. I kilka ogrodów przy szkółkach w końcu jest, chociażby Hortulus. Ale jest też duże zapotrzebowanie, patrzę na te tłumy w Wojsławicach, Przelewicach. Anglicy za swoim Chelsea nie są tacy wyjątkowi;-) Tak w ogóle to muszę częściej u ciebie bywać, rozkminić komentowanie... bo to nie tak, że nie bywam:-]
UsuńŻyczę Ci spełnienia marzeń dla dobra wspólnego, tzn. dla Twojego, bo masz pasję i wiedzę, i dla uczniów, którzy w przyszłości pomagali by zakładać wspaniałe ogrody. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńUwielbiam te zdjęcia!
OdpowiedzUsuńA marzenia nie są takie od czapy. Może należałoby zacząć od czegoś, co już jest. Od istniejącej szkoły policealnej kształtującej architektów krajobrazu, czy od uczelni naszej cudownej czyli UP, która przecież ma grunta. Albo od władz miasta. Napisać projekt, zaznaczyć w nim że to nieprzedsięwzięcie na lata.
Wrocławiowi zdecydowanie brakuje jakiejś porządnej imprezy ogrodniczej, jakiegoś scalającego środowisko stowarzyszenia czy wyróżniającego się na tle kraju miejsca czy właśnie SZKOŁY. Bo że ogród japoński i botanik, to trochę mało. Pomorze ma Hortulus, Poznań ma Gardenię, Wrocław mógłby mieć porządną szkołę praktyczną, do której na krótkie jednodniowe kursy niejeden działkowiec by przyszedł. Nauczyć się ciąć drzewa czy robić podpórki dla roślin z leszczyny. I niejeden by na roczne kursy się zapisał.
Chaotyczne te moje myśli, pomysł megi rozpalił mi wyobraźnię :-))
Danusiu, a POMOŻESZ??? ja mogę dać z siebie wiele, z wyjątkiem CZASU TERAZ. Bo teraz zarabiam pieniądze na przyszłą zimę... itd. I mogę: wymyślać, pisać programy, szukać ludzi i miejsc. Nie mogę: chodzić tam wszędzie i załatwiać. Wracaj i grupujmy grupę:-)))
UsuńMegi, na razie jeszcze nie wracam, może w przyszłym roku, może za dwa lata.
Usuń